Dołącz do nas

Piłka nożna Wywiady

[WYWIAD] Burkhardt: Wierzę, że po zimie dam więcej drużynie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

W czasie sezonu zarówno my jak i zawodnicy pierwszej drużyny nie zawsze mamy czas by przeprowadzić dla was dłuższy wywiad. Przerwa między rundami to dla nas doskonały czas, by takie zaległości nadrobić. Dziś mamy dla Was wywiad z Filipem Burkhardtem – zapraszamy do czytania.

GieKSa.pl: Filip jakbyś ocenił pierwsze pół roku, które spędziłeś w GieKSie od strony piłkarskiej i od strony prywatnej? Katowice to pierwsze miasto na Śląsku, w którym zamieszkałeś na dłużej.

Filip Burkhardt: Na pewno zdecydowanie więcej po sobie oczekiwałem, tak samo jak i po wynikach drużyny. Patrząc jednak na moją osobę to sam siebie zawiodłem, mimo, że niektóre mecze były dobre, bo strzeliłem 3 bramki. Jednak jeśli brać pod uwagę samą grę i wkład do drużyny to oczekuję od siebie więcej. Mam nadzieję, że na wiosnę moja rola w drużynie ulegnie zmianie i dam więcej zespołowi, bo wiem, że mnie na to stać. Jeśli zdrowie pozwoli i solidnie przepracujemy okres przygotowawczy to jestem pewien, że dam więcej niż dotychczas. Prywatnie to rzeczywiście mieszkaliśmy w wielu miejscach w Polsce, ale tutaj szybko się zaaklimatyzowaliśmy się z żoną i córką. Podoba nam się tutaj, mamy już swoich znajomych. Wiadomo, że zawsze jest jakiś okres aklimatyzacji, ale myślę, że mamy to już za sobą.

W Łęcznej na pewno miałeś apetyt na więcej, sam w tamtym czasie w wywiadach podkreślałeś, że chcesz strzelić parę bramek i dołożyć asysty. Niestety nie udało Ci się. Kiedy zacząłeś myśleć o zmianie klubu?

Z samej gry w Łęcznej byłem zadowolony, choć oczywiście brakowało mi bramek. Być może nie miałem w tym aspekcie szczęścia. Do mojej gry większych pretensji trener nie miał, a argumentem trenera za tym by mnie odsuwać powoli na ławkę był fakt, że nie strzelałem tych bramek.
Musiałem to zaakceptować. Taki był fakt, że przez rok nie strzeliłem bramki. Dostawałem sygnały od trenera, że będzie szukał na moją pozycję zawodnika, który będzie strzelać bramki. Moja gra niestety częściej opiera się na asystach, nie strzelam dużo bramek w sezonie. Jestem doświadczonym graczem i po zachowaniach trenera widziałem, że nie będzie na mnie stawiać. Chciałem grać, bo mam dopiero 28 lat i doświadczenie, które zdobyłem mogę wykorzystać na swoją korzyść. Pojawiła się propozycja z GKS-u, dostałem telefon, że klub jest zainteresowany, że chcą budować zespół na ekstraklasę, sytuacja finansowa jest stabilna. Wiedziałem, że to klub z dużymi tradycjami i kibicami, grałem kilka razy na Bukowej i zawsze była fajna atmosfera. Przez te pół roku również tego doświadczyłem, mimo, iż na trybuny nie przychodzi po 10.000-20.000 Tysięcy. Miałem dwie inne oferty, ale oferta z Katowic była najkonkretniejsza, klub miał swoje cele i to mi najbardziej pasuje gdyż jestem zawodnikiem, który chce grać „o coś” a nie tylko o utrzymanie czy też środek tabeli. Drużyna którą mamy na początku się budowała, teraz myślę, że jesteśmy już drużyną która się zna, w której każdy wie, czego się spodziewać po drugiej osobie.

Wyjaśnijmy sprawę z Twoim kontraktem, bo sporo zamieszania informacyjnego z tym było.

W Łęcznej miałem jeszcze roczny kontrakt, ale nie chciałem tam zostać. Byłem dogadany w klubie, że jak znajdę klub i zrezygnuje z zaległości to będę mógł odejść. Szybko dogadałem się z GieKSą, ale niestety w Łęcznej nie do końca działacze byli fair. Zostałem więc wypożyczony na rok, ale w między czasie rozwiązałem kontrakt z winy klubu i dziś jestem pełnoprawnym zawodnikiem GKS-u z kontraktem do czerwca 2017.

Ten sezon dla całej drużyny jak i dla Ciebie można podzielić na dwie części. W pierwszej za kadencji trenera Piekarczyka początek sezonu dla Ciebie i drużyny był wymarzony, jednak koniec był już fatalny. Nie ma, co ukrywać, że z trenerem Piekarczykiem Ci się nie układało.

Wydaje mi się, że trener miał większe zaufanie do zawodników, którzy byli w klubie od dawna. Odczuwałem to ja, odczuwali to również inni nowi zawodnicy. Nie było zaufania na boisku ze strony trenera. Początek rzeczywiście był dobry, bo dawałem coś drużynie, dawałem radę na boisku, strzelałem bramki. Później gdzieś tego zaufania ze strony trenera zabrakło a wiadomo, że każdy zawodnik potrzebuje podkreślenia tego, że się liczy na niego.. Wtedy dochodzi do gry pewność siebie, która w pewnym momencie mi uciekła. Były mecze, w których grałem a potem siadałem na ławce, więc ciężko było mi dojść do odpowiedniej formy. Wierze w to, że po zimie zapracuje na zaufanie trenera i wrócę do optymalnej dyspozycji.

Patrząc wtedy na Twoją grę miało się wrażenie, że początki w meczu są w Twoim wykonaniu dobre – jak z Siedlcami czy Sandecją – natomiast w miarę upływu czasu i gorszej gry drużyny słabiej wyglądałeś również Ty.

Jak idzie drużynie to wyróżnia się większość zawodników. Gdy przegrywamy to odbija się to na każdym. W takich momentach to niekiedy potrzebny jest jedynie Messi czy Ronaldo, którzy przejdą pół boiska i strzelą bramkę. W I lidze takich zawodników nie ma. Zdaję sobie jednak sprawę, że oczekiwania wobec mojej osoby były większe, że to ja będę tym zawodnikiem, który będzie ciągnąć tą drużynę.

Kulminacją tej frustracji czy też niezadowolenia był ten słynny „Tweet” gdzie wyraźnie dałeś do zrozumienia co sądzisz o decyzji trenera co do składu?

Gdzieś to też zostało źle odebrane przez wszystkich. Oczywiście w profesjonalnej piłce nie powinno się to zdarzać, byłem sfrustrowany bo liczyłem, że w takim meczu zagram i pomogę drużynie tym bardziej, że w pierwszym meczu z Rozwojem dobrze zagrałem i strzeliłem bramkę. Najgorsze w tym wszystkim było to, jakie wytłumaczenie tej decyzji przekazał mi trener. W rozmowie z nim usłyszałem, że nie gram dziś bo przegrywam warunkami fizycznymi. Wszyscy przecież wiedzieli jakie są moje warunki i gdzieś ta frustracja mnie przerosła, tym bardziej, że w pierwszym meczu z Rozwojem zagrałem i strzeliłem bramkę. Oczywiście żałuje tej sytuacji, przeprosiłem za to wszystko trenera i drużynę. Chciałem również przeprosić kibiców za tą sytuację, ale po prostu nie wytrzymałem.

Druga połowa sezonu to słaby start w meczu ze Stomilem, w którym wylądowałeś na ławce już w przerwie i całkiem niezły koniec gdzie niewiele brakowało by strzelić gola z Sosnowcem.

Mam do siebie duży żal o mecz ze Stomilem. Trener dał mi wtedy szanse a ja nie pamiętam kiedy zagrałem tak słaby mecz. To był chyba najsłabszy mecz w karierze. Piłka mi odskakiwała, nie wykorzystałem wszystkich swoich walorów. Nie dziwie się, że później czekałem tak długo na swoją szansę. W meczu z Sosnowcem dostałem od trenera szansę na boku pomocy i myślę, że to też nie było złe rozwiązanie. Mam predyspozycję by grać na boku, zejść do środka. Przed Sosnowcem trenowaliśmy takie ustawienie 2-3 dni i widać było, że to za krótko by opanować to dobrze. Myślę, że na dłuższą metę to może być dobre rozwiązanie bo przy moim zejściu do środka otwierają się boki pomocy czy to dla Czerwińskiego, Pietrzaka czy też Frańczaka, można mieć również przewagę w środku pola. Grałem tak w przeszłości w Amice w Ekstraklasie, tak strzeliłem swoją pierwszą bramkę w barwach Amiki na Bukowej. To jest dobre rozwiązanie tylko musimy nad tym potrenować. Cieszę się, że trener to zauważył i mam nadzieję, że będziemy z tego korzystać.

Trener Piekarczyk chciał Cię jedynie na 10-tce jako rozgrywającego, ale widzimy że jednak na grę z boku pomocy Ty zapatrujesz się również pozytywnie.

Myślę że tak, bo połowę swej kariery spędziłem na boku, przyzwyczajenia mam i myślę, że sobie poradzę. Chce grać i dać tej drużynie jak najwięcej, więc jeśli trener uzna, że na boku przydam się bardziej niż w środku to mogę tam zagrać. Dobrze się też czuje na pozycji 8, jestem częściej pod grą i mogę ją rozgrywać. Schematy są różne i jest to tak naprawdę kwestia trenera.

Po Stomilu nie wracałeś długo do gry, ale nie ty jeden zostałeś zmieniony już w przerwie. Rafał Pietrzak w meczu z Płockiem też został zmieniony po 45 minutach. Konsekwencja trenera to chyba dobra rzecz dla drużyny i piłkarzy, którzy muszą zrozumieć, że słabszy występ sprawi im problemy z wyjściem w składzie.

Trzeba robić wszystko z korzyścią dla drużyny, jeśli ktoś jest w słabszej formie to nie będzie grać. Gorszej rundy nie będę mieć i głęboko wierzę, że po zimie będę w dobrej formie.

Po tej połowie rundy z trener Brzęczkiem patrzysz z optymizmem w przyszłość jeśli chodzi o siebie i drużynę?

Na pewno tak. Trener zarządza twardą ręką i to tej drużynie było bardzo potrzebne, żeby każdy czuł respekt przed trenerem i by wiedział, co ma robić na boisku. Wcześniej momentami wyglądało to tak, że każdy robił sobie co chciał na boisku i pojawiały się błędy. Teraz doszła konsekwencja na boisku i w szatni bo trzeba zawsze być zdyscyplinowanym. Widać, że zmiany przełożyły się również na grę na boisku i wyniki. Nasza dyscyplina przyniosła nam mecze bez straconej bramki. Jestem po rozmowach z trenerem i wiem, że na początku swej pracy chciał pracować nad obroną. Teraz wraz ze zbiegiem czasu będzie chciał poprawić grę w ofensywie i wierzę, że znajdzie tam dla mnie miejsce. Trener wierzy we mnie i liczy na mnie – takie słowa usłyszałem od niego.

Trener wspominał o nowym ustawieniu, które chciałby wprowadzić jeśli chodzi o linię pomocy. Myślisz, że to właśnie dotyczyło Twojej osoby?

Wszyscy byli zaskoczeni tym, że grałem na skrzydle. Miałem jedną sytuację do strzelenia bramki, była ona idealna i czysto trafiłem w piłkę. Myślę, że gdybym odrobinę popsuł to uderzenie to paradoksalnie byłby gol. Na treningach takie akcje kończą się bramką, niestety w meczu nie wpadło. Patrzmy jednak w przyszłość, bo mam nadzieję, że wszystko się ułoży dla mnie, dla drużyny dobrze i odniesiemy jakiś sukces.

Po meczu w Sosnowcu pojawiły się słowa, że po tej porażce GieKSa wróci silniejsza. Powiedz ze strony zawodnika czy taka porażka rzeczywiście sprawia, że drużyna jest silniejsza w kolejnych spotkaniach?

Ta porażka była dla nas bardzo bolesna, w szatni było jak na stypie, w ostatnim okresie tworzyliśmy drużynę, zgraliśmy się i było widać, że jeden za drugim poszedłby w ogień. Nie mogliśmy uwierzyć w to co się stało, głowy były spuszczone a niektórzy nawet płakali. Dla nas ta porażka to było jak przegranie finału ligi mistrzów. Trener starał się nas podbudować, że to nie koniec. W tamtym momencie nie wierzyliśmy w to, bo zostawiliśmy mnóstwo zdrowia i serca na boisku, mieliśmy swoje okazje w tym meczu. Nie zasłużyliśmy na tą porażkę i dlatego ona tak bardzo bolała.

28 lat i 11 klubów w Twoim CV. Nie masz wrażenia, że brakuje gdzieś stabilizacji w Twojej karierze?

Myślę, że tak, płacę za błędy w młodości. Będąc w Lechu byłem wypożyczany do Widzewa, Warty Poznań, Tura Turek czy też Jagielonii. To były wypożyczenia, które mi nic nie dawały od strony piłkarskiej. One jedynie nabijały licznik klubów, w niektórych spędziłem tylko pół roku. Dopiero od Arki miałem trochę stabilności i zacząłem zmieniać kluby mniej więcej po okresie dwóch lat. Z Arki odszedłem po spadku do I ligi, w Sandecji spędziłem ponad dwa lata, Płock tak samo. W Łęcznej również miałem być dwa lata, ale nie udało się.

W jednym z wywiadów wspomniałeś, że do szatni w ekstraklasie wprowadzał Cię Grzegorz Szamotulski. W Katowicach to Ty jesteś jednym z najstarszych, mimo 28 lat. Poczułeś trochę, że zmieniła się Twoja rola?

Podpisując kontrakt nie zdawałem sobie z tego sprawy, dopiero gdy wszedłem do szatni to sprawdziłem roczniki urodzenia kolegów. W Łęcznej gdzie jest wielu starszych zawodników zdarzało się, że to ja nosiłem piłki i bramki na treningi. Tutaj musiałem się przestawić, że 15 zawodników jest młodszych ode mnie. Dla mnie była to nowa sytuacja i chyba na początku nie potrafiłem się w tym odnaleźć. Teraz jest nieco inaczej i staram się pomagać wszystkim. Chociaż z drugiej strony wiem sam po sobie jak to jest ze wskazówkami od starszych graczy. W Amice porady mogłem brać od Kryszałowicza, Dębińskiego czy też Murawskiego. Wtedy mówiłem sobie „a co mi tam będzie stary gadał”. Dopiero teraz widzę, że oni mieli rację. Patrząc wiec na tą sytuację czasem sam się śmieje, że biorę młodych udzielam im rad a byłem kiedyś taki sam jak oni. Mam nadzieję, że oni będą mądrzejsi ode mnie i skorzystają z tych porad bo na pewno to im piłkarsko i życiowo może pomóc.

Na początku sezonu była jeszcze jedna sytuacja, którą chcieliśmy z Tobą wyjaśnić. W jednej z wypowiedzi sugerowałeś, że nie możecie grać w 10tkę mając na myśli słabszą grę młodzieżowców.

Każdy z nas zdawał sobie sprawę, że zagraliśmy słabo z Sosnowcem (pierwszy mecz), żeby taki mecz wygrać trzeba dawać z siebie maksimum. W tym meczu tak jednak nie było. W mojej wypowiedzi chodziło bardziej o podejście niektórych zawodników do gry. Jest przepis młodzieżowca i niektórzy to po prostu wykorzystują. Mi chodziło oto by zaznaczyć to by tego nie wykorzystywali tylko z pokorą i zaangażowaniem wykonywali to co do nich należy. Niektórzy naprawdę obrośli w piórka i chcieliśmy to ze starszymi zawodnikami utemperować, chcieliśmy by zrozumieli, że nie grają dlatego, że są w dobrej dyspozycji tylko dlatego, że jest przepis. Gdy ja wchodziłem do drużyny czy też inni starsi zawodnicy to musieliśmy się wyróżniać i coś sobą reprezentować by móc zagrać w meczu ligowym. Teraz niektórzy z nich dostali szansę za darmo i muszą się wziąć za siebie, pokazać, że grają nie ze względu na przepis ale dlatego, że zasługują. U nas na początku za trenera Piekarczyka było widoczne podejście „I tak będę grać bo muszę grać” i niektórych z nas to denerwowało. Trener Brzęczek wprowadził zmiany i widać tego efekt, każdy z młodych graczy zapieprza na boisku i treningach bo wiedzą, że nikt za darmo nie będzie grać.

Myślisz, że trener Brzęczek będzie potrafił to na dłuższą metę utrzymać?

Oczywiście, że idzie to wszystko zmienić. Trener powiedział wprost „Będziecie robić to czego wymagam to będziecie w klubie, jeśli ktoś nie będzie tego robić to go tutaj po prostu nie będzie”. Myślę, że zarówno do młodych jak i starszych te słowa trenera dotarły. Musimy wszyscy pchać wózek w jedną stronę, bo nikt za darmo nie będzie grał. Wszyscy musimy realizować koncepcję trenera i jeśli tak się stanie to osiągniemy sukcesy. Trener jasno dał nam do zrozumienia, że jeżeli ktoś będzie ciągnął wózek w inną stronę to dla takich osób nie będzie miejsca w klubie. Moim zdaniem to dobre podejście, bo najważniejszy jest sukces drużyny.

Sukcesy na razie odnosi inny trener, z którym miałeś okazję pracować -Marcin Kaczmarek z Płocka. Powiedz coś o tym trenerze, jak to się dzieje, że Płock kolejny raz walczy o awans.

Uważam, że to jest bardzo dobry trener i psycholog. Ma bardzo dobre podejście do zawodników. Opowiem na swoim przykładzie. Przyszedłem do Płocka do II ligi, trener do mnie zadzwonił, nakreślił plan i przekazał że chce bym był ważnym zawodnikiem i będzie na mnie stawiał. Te wszystkie słowa miały odzwierciedlenie w tym co robił. Nawet gdy zagrałem słabszy mecz to trener na mnie stawiał, moja pewność siebie rosła. Myślę, że większość graczy w Płocku też czuła wsparcie trenera.
To wsparcie i rosnąca pewność siebie u każdego z nas sprawiła, że zaliczyliśmy bodajże 23 mecze bez porażki na poziomie II i I ligi. Po awansie nie było zmian w drużynie, szkielet był ten sam. Trener powiedział, że ufa zawodnikom których ma. Rosła wtedy nasza siła i wiedzieliśmy, że nie możemy zawieść trenera. Po zeszłym sezonie trochę zmieniła się jego drużyna, ale nowi gracze zostali bardzo dobrze dobrani i na razie mają sukcesy. Cieszę się, że mu się udało bo jest to dobry fachowiec i zasługuje by osiągnąć dobre wyniki.

Prezesi często mówią o GieKSie, że jest stabilna i piłkarze chcą grać w naszym klubie. Z Twojej perspektywy jak wygląda organizacja?

Od strony organizacyjnej nie ma się do czego przyczepić. Klub jest bardzo dobrze zorganizowany, wszystko mamy zapewnione. Finanse są płacone na czas, więc nie mamy na co narzekać. Za awans mamy premie i to co zarobimy zależy od nas bo to my musimy podnieść pieniądze z murawy. Od strony sportowej wszystko idzie w dobrym kierunku, mamy indywidualne treningi, jest dodatkowy trener Leszek Dyja, do którego gracze jeżdżą nadrabiać zaległości fizyczne. Wszystko zależy od nas czy będziemy umieli z tego skorzystać.

Trochę prywatnie jeszcze podpytamy bo wspominałeś w wywiadach, że brakowało w Twojej karierze ojca. Obserwując waszą rodzinę w mediach społecznościowych mamy wrażenie, że mocno się angażujesz w swoją rolę. Czy to właśnie efekt tego, że gdzieś Twojego taty zabrakło?

Dla mnie rodzina jest najważniejsza. Córka i żona jest ponad wszystko i to dla nich robię wszystko. Mamy teraz wolne i każdą chwilę staram się spędzić z nimi. Chodzimy do kina, mamy wspólne wyjścia na które nie było czasu. Mój tata pracował za granicą, wysyłał nam pieniądze, mama nas wychowywała, ale brakowało silnej męskiej ręki by naprowadzić nas czasami na dobrą drogą. Na pewno przez to popełniłem błędy gdy byłem młodszy, ale teraz mam to doświadczenie i mam nadzieję, że przeniesie się ono zarówno na boisko jak i życie prywatne.

Chciałbyś coś przekazać kibicom?

Chciałbym życzyć kibicom Wesołych Świąt i wszystkiego dobrego w nowym roku. Przede wszystkim chciałbym życzyć im wspólnych sukcesów. My potrzebujemy ich na trybunach. Oni są naszym dwunastym zawodnikiem i niosą nas w meczach głośnym dopingiem. Mam nadzieję, że na mecz z Arka zapełnią trybuny do ostatniego miejsca i pomogą nam w wygranej. Niestety ja nie będę grać w tym meczu, może pójdę na Blaszok i wspólnie będę z kibicami dopingować. Żałuje tego meczu, bo Arka zawsze zajmuje specjalne miejsce w moim sercu, ale cóż – akcja w Sosnowcu była taka, że musiałem przerywać i faulować rywala nawet mając świadomość, że dostanę kartkę.


2 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

2 komentarze

  1. Avatar photo

    mms

    19 grudnia 2015 at 11:26

    Dlaczego nie ma informacji na temat siatkówki? Dużo się dzieje w najbliższych dniach a tu cisza.

  2. Avatar photo

    blazej

    19 grudnia 2015 at 13:38

    MMS dlatego, że osób w redakcji jest za mało by pisać o siatkówce cały czas. Nie pracujemy w redakcji tylko robimy do społecznie więc nie zawsze jest też czas. Możesz dołączyć do nas i pisać newsy o siatkówce.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

8:8 i bal pękła

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.

Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.

Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.

Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.

No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.

No i nie doczekaliśmy się.

Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.

I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.

W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.

Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.

Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.

Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.

I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.

Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.

Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.

Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?

Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.

I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.

Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?

Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.

Nie tędy droga.

Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.

PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu… z Tychami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.


Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.

Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.

Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.

Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

Trzy punkty z Dolnego Śląska

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

GieKSa po ułożonym taktycznie występie wraca z Wrocławia z trzema punktami i poprawiła sobie humory przed nadchodzącym spotkaniem z BK Hacken.

W trakcie spotkania arbiter główna spotkania miała założoną kamerę (tzw. GoPro „RefCam”), co jest czymś zupełnie nowym na boiskach Ekstraligi i jest związane z bardzo dobrym odbiorem tego typu rozwiązania w niedawnych meczach. W najbliższym czasie na kanale Łączy Nas Piłka pojawi się materiał wideo z tego spotkania.

Już w 1. minucie Kinga Seweryn musiała interweniować po zdublowaniu pozycji przez Jaszek i Kalaberovą, na szczęście nasza golkiperka nie dała się zaskoczyć. Pierwszego gola zaskakująco szybko zdobyła za to Aleksandra Nieciąg, z łatwością przepychając pilnującą ją defensorkę i mierzonym strzałem przy słupku pokonała byłą koleżankę z klubu. Napastniczka wykorzystała udane zgranie Nicoli Brzęczek wysokiej piłki posłanej przez Marcjannę Zawadzką z głębi pola. Szybko mogło paść wyrównanie po spóźnionym powrocie Kalaberovej, ale i tym razem interweniowała skutecznie Seweryn. W 11. minucie Zuzanna Błaszczyk zupełnie spanikowała pod naciskiem ze strony Aleksandry Nieciąg, szczęśliwie dla niej z odsieczą nadeszła jedna z defensorek i zablokowała uderzenie. Poza wspomnianymi dwiema akcjami ze strony wrocławianek w pierwszym kwadransie GieKSa miała wszystko pod zupełną kontrolą. W 16. minucie tylko poprzeczka uratowała Błaszczyk przed utratą kuriozalnej bramki po lobie Klaudii Maciążki zza pola karnego, a wszystko rozpoczęło się udanym przejęciem Dżesiki Jaszek w trzeciej tercji. Groźnie było w 23. minucie po kontrataku i zagraniu prostopadłym Joanny Wróblewskiej, Natalia Sitarz została jednak  wzorowo powstrzymana wślizgiem przez Katarzynę Nowak. Odważniejsze poczynania Śląska w drugim kwadransie odzwierciedlał strzał Sokołowskiej z okolic 25. metra, gdy piłka minimalnie minęła bramkę katowiczanek. 35. minuta znów należała do Kingi Seweryn, tym razem wykazała się umiejętnościami po strzale Guzik z rzutu wolnego wprost w okienko. Pięć minut później oglądaliśmy dwa szybkie ataki GieKSy, każdorazowo główną postacią była Nicola Brzęczek: raz dobrze podawała, a raz zdawała się być faulowaną w szesnastce – gwizdek arbiter milczał. W 41. minucie Jagoda Cyraniak postanowiła wziąć sprawy we własne nogi, samodzielnie przedarła się flanką i oddała mocny strzał, który niemal przełamał ręce Błaszczyk. Dwie minuty później tercet Hmirova-Brzęczek-Włodarczyk popisowo stworzył sobie okazję do zdobycia bramki grą na jeden kontakt, jednak przechwyt pierwszej z listy zmarnowała Włodarczyk zbyt lekkim uderzeniem. Pierwszą połowę z hukiem zamknęła Joanna Wróblewska, wybijając futbolówkę daleko poza teren stadionu przy próbie uderzenia z dystansu.

Drugą połowę przebojowo chciała rozpocząć Marcelina Buś, jednak Jagoda Cyraniak bezproblemowo wygrała pojedynek fizyczny w polu karnym. Napór wrocławianek trwał, a w 48. minucie Martyna Guzik była o ułamek sekundy spóźniona do dośrodkowania – stanęłaby oko w oko z Kingą Seweryn. Kolejną dobrą sytuację miały pięć minut później, jednak dwie próby uderzeń skończyły się na błędach technicznych. Odpowiedziały Jaszek z Maciążką dwójkową akcją skrzydłem, ta druga posłała niestety zbyt lekkie dośrodkowanie w ostatniej fazie. Po godzinie gry mocno poturbowana z murawy zeszła Julia Włodarczyk, oby to nie było nic poważniejszego. Wejście z futryną mogła zanotować Santa Sanija Vuskane, bowiem po podniesieniu się z ławki nawet nie zdążyła się zatrzymać, a już uderzała po dośrodkowaniu z prawej flanki – niestety z minimalnej odległości mocno chybiła. W 81. minucie kontratak finalizowała Karolina Gec, na szczęście dla Kingi Seweryn na drodze stanęła Marcjanna Zawadzka. W 86. minucie Patricia Hmirova zapoczątkowała dobry kontratak podaniem do Oliwii Malesy, ta z kolei o kilka milimetrów przeceniła pozycję Aleksandry Nieciąg i na strachu się skończyło. 120 sekund później Santa Vuskane wykorzystała chwilę nieuwagi Sokołowskiej i po odbiorze piłki ruszyła na bramkę Zuzanny Błaszczyk, niestety zbyt długo musiała czekać na odsiecz swoich koleżanek. W doliczonym czasie gry czujność golkiperki z ostrego kąta sprawdziła Oliwia Malesa po rajdzie Maciążki, a dobrym odbiorem popisała się Hmirova.

Dwie połówki dominacji, mnóstwo przepychanek i niewiele klarownych sytuacji strzeleckich dla obu zespołów – GieKSa znacznie lepiej odnalazła się w meczu o takich cechach, nadrabiając dwa punkty do Czarnych Sosnowiec i Górnika Łęczna.

Śląsk Wrocław – GKS Katowice 0:1 (0:1)
Bramki: Nieciąg (2).
Śląsk Wrocław:
Błaszczyk – Marcelina Buś (60. Ziemba), Martyna Buś (60. Gec), Żurek (79. Białoszewska), Piksa, Sitarz (79. Stasiak), Sokołowska, Wróblewska, Szkwarek, Jędrzejewska, Guzik.
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Jaszek (75. Malesa), Kalaberova (63. Kozarzewska), Hmirova, Włodarczyk (63. Michalczyk) – Maciążka, Nieciąg, Brzęczek (75. Vuskane).
Kartki: Martyna Buś – Jaszek, Kozarzewska.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga