Pierwszy rok siatkarskiej GieKSy już za nami, więc najwyższa pora na podsumowanie sezonu przez trenera GKS-u. Zapraszam na ciekawą lekturę, a dziś część pierwsza…
Jesteśmy już kilka dni po ostatnim meczu, zdobyliście mistrzostwo ligi, na dodatek jako beniaminek, oswoił się już Pan z tą myślą?
– No jasne, że się oswoiłem, fajne uczucie wygrać tę ligę. Powiedzmy sobie szczerze, że był to nasz cel od początku do końca, wiedzieliśmy, że stać nas na to żeby to zrobić. Natomiast podstawą było zrobienie tej pierwszej czwórki, w momencie kiedy osiągnęliśmy pierwszą czwórkę no to, nawet nie trzeba było mówić w szatni o tym, że naszym następnym celem jest wygranie ligi, bo każdy to rozumiał doskonale. Cieszymy się, że cele które przedstawił przed nami zarząd klubu i cele które postawiliśmy sami przed sobą, udało się zrealizować.
Jak świętowaliście sukces?
– Chłopcy pewnie zebrali się tam na jakąś imprezę, ja powiem szczerze, że z rodziną spędziłem wieczór po meczu finałowym. Wiadomo, że tak jak większość zespołów świętowaliśmy. Najbardziej nam się podobało świętowanie wspólnie na hali, bo nie dość że gramy dla siebie, to przede wszystkim gramy dla kibiców. Rewelacyjne w tym wszystkim było to, że tak się poukładały te mecze, chociaż tego nie planowaliśmy, że mogliśmy świętować w Katowicach. Raz, to jest fajnie, że razem z rodzinami jesteśmy, a dwa, że z własnymi kibicami, którzy chodzili cały sezon na nasze mecze.
Wielu sympatyków drużyny zastanawiało się, dlaczego w play offie w słabszej dyspozycji był nasz najlepiej punktujący siatkarz rundy zasadniczej, Jan Król, aż w końcu posadził go Pan na ławce?
– Trzeba powiedzieć sobie szczerze, że szczyty formy były tak planowane, żebyśmy najlepiej grali w tej pierwszej fazie play-offów, gdzie wpierw graliśmy ze Siedlcami, a potem ze Szczecinem. Wiedzieliśmy też o tym, że w tych finałach będziemy lecieć też na takich już oparach. Janek grał cały sezon bardzo dobrze, ale nie jest możliwe, aby w sezonie nie przychodziły jakieś delikatne kryzysy formy. Karol Butryn trenował wzorowo przez cały ten okres i gdzieś ta szansa dla Karola musiała nadejść i nadeszła w finałach. Cały sezon walczył o to, żeby wyjść na to boisko. Janek swoją grą w zasadzie nie pozwalał mu na to, aby się na tym boisku pokazał publiczności. Gdzieś tam te zmiany dokonywaliśmy podwójne czasami, ale dostał swoją szansę w finale, bo Janek miał też problem delikatny z plecami i po prostu troszeczkę słabiej w tym okresie wyglądał. Karol wyglądał dobrze więc skorzystaliśmy z jego usług, tym bardziej, że wiele zespołów też się nastawia na jakiegoś konkretnego gracza drużyny przeciwnej, nas też te zespoły rozpisują. Myślę, że dużą niewiadomą dla SMS-u Spała na początku mógł być Karol Butryn, bo tych meczów nie rozegrał aż tak dużo i nie mieli aż takiej ilości materiałów do przeanalizowania z grą tego zawodnika, jakby mieli z Jankiem Królem. Natomiast tak jak mówię, po to mieliśmy dwóch równorzędnych atakujących, żeby oni się uzupełniali. Uzupełnili się w najważniejszym momencie, bo była taka potrzeba i zespół potrzebował tego. Zagrał Karol i wywiązał się ze swoich zadań znakomicie, a trzeba przypomnieć, że on ma tylko 23 lata, za dużo jeszcze nie pograł, ale pokazał się z super strony. Bardzo się cieszymy, że tak to zafunkcjonowało, Janek pociągnął wózek, praktycznie aż do finału, a w finale pałeczkę od niego przejął Karol i dokończył dzieła. Fajnie, że tak wyszło.
A nie jest łatwo przecież wejść nagle do składu, kiedy wcześniej cały sezon spędziło się w kwadracie dla rezerwowych, a to co zagrał w finałowym meczu decydującym, to po prostu mistrzostwo świata.
– Jest to bardzo ciężkie, wiadomo, że on tam też jakieś szanse swojej gry dostawał, ale było tego mało, no nie ma co się oszukiwać. Jak pyka, to się tego nie tyka, a nam pykało przez cały sezon dość dobrze, więc zmian w zespole zbyt dużo w trakcie sezonu nie było. Natomiast widzieliśmy w jakiej dyspozycji Karol był na treningach, w bardzo dobrej formie przez większość sezonu i wiedzieliśmy jak nadejdzie taki moment, że będzie konieczność dokonania zmiany, to on spokojnie podoła zadaniu. Cieszy mnie bardzo, że on wytrzymał to przede wszystkim psychicznie, bo to jest najważniejsze. To, że umiejętności i motorykę ma niesamowitą, jeżeli chodzi o skoczność i siłę, to wiedzieliśmy i że z tym będzie dobrze, natomiast udźwignąć w takim momencie ciężar grania i zakończyć tak jak zakończył finałowy mecz asem, to tylko czapki z głów. To znaczy, że jemu głowa podaje, albo nie myśli w tych najważniejszych momentach zbyt dużo i wie co ma robić, poszedł strzelił asa, super sprawa, tylko bić brawo.
Jak ogólnie oceni Pan postawę drużyny w play-offie?
– Uważam, że drużyna zagrała tak jak się tego spodziewaliśmy, jak planowaliśmy. Najważniejsze były te pierwsze mecze, czyli Siedlce wyjazd, to też taka na początku była niewiadoma, bo nie wiedzieliśmy dokładnie jak oni zagrają, my wiedzieliśmy jak się zaprezentujemy, bo byliśmy w dobrej formie i że jedziemy tam po zwycięstwo. A Siedlce grały w tym momencie w kratkę raz dobrze, a raz gorzej, raz wygrywały, a raz przegrywały. Cieszyliśmy się już bardzo po tej pierwszej rundzie play-off, że zrealizowaliśmy cel, który postawił przed nami klub, natomiast potem jak już dostaliśmy Szczecin i graliśmy te pierwsze dwa mecze u siebie, to widzieliśmy na treningach, że ta dyspozycja jest utrzymywana na dobrym poziomie i jakichś większych obaw nie mieliśmy, bo graliśmy w tym momencie naprawdę dobrą siatkówkę. Uważam, że mieliśmy takie dwa okresy, kiedy graliśmy naprawdę dobrą siatkówkę, mecze z Siedlcami i Szczecinem w play-offie i chyba tam był taki okres w styczniu, gdzie wygraliśmy u siebie 3:1 z Suwałkami, potem wygraliśmy też u siebie ze Szczecinem 3:1, tam naprawdę i fizycznie wyglądaliśmy rewelacyjnie bo kopaliśmy na zagrywce i tu było podobnie. Jak doszliśmy do finału ze Spałą, to już było widać, że wszystko tak już troszeczkę usiadło i powiem szczerze, że jak po meczach w Katowicach było 1:1, to ja się cieszyłem, bo mogliśmy równie dobrze drugi mecz przegrać, w czwartym secie goniliśmy wynik i to nam się na szczęście udało. Ten finał mógł się różnie potoczyć, bo nasza gra już wtedy dość mocno falowała i nie wyglądało to ciekawie. Wiedzieliśmy natomiast, że po to cały sezon się wspinaliśmy w rundzie zasadniczej, że jak wrócimy do Katowic i ten finał będzie u nas, no to chłopcy na tej adrenalinie i dla tej publiczności która nas poniosła i której w imieniu własnym i zawodników chciałbym też podziękować, że jesteśmy w stanie to zrobić, fajnie, że tak to się skończyło.
A jak Pan oceni samą rundę zasadniczą, w której ponieśliście tylko pięć porażek?
– Wynik bardzo dobry, ja uważam, że dość szybko złapaliśmy wiatr w żagle, bo wyglądaliśmy bardzo dobrze tuż przed ligą i te dwa tygodnie jak graliśmy tam sparingi różne, czy tam z Lokomotiwem Charków czy z innymi uznanymi zespołami klasy europejskiej i graliśmy z nimi na równo i nawet wygrywaliśmy, więc ta forma od początku ligi była dość dobra i nagle przyszło takie załamanie po czterech wygranych meczach, gdzie mieliśmy serię trzech porażek. Wtedy to nie wyglądało za różowo, bo mimo wszystko każdy liczył tu na wynik i każdy wiedział po co ten zespół był tworzony i te trzy porażki w tamtym momencie nas mocno zabolały. Odbudowaliśmy się od razu chyba w środę w meczu z Kętami i potem jak już poszło, to poszło z grubej rury, bo tam mieliśmy serię zwycięstw dość długą. Natomiast zaczęliśmy grać dobrą siatkówkę w tym momencie, wygraliśmy 3:2 w Krakowie i potem 3:2 w Spale i to wszystko ruszyło. Złapaliśmy taki fajny rytm grania, bo graliśmy tak środa-sobota, środa-sobota w tamtym okresie, gdzie kończył się mecz i już przygotowywaliśmy się do następnego, nam to bardzo pasowało, taka intensywność grania. I w Pucharze Polski przeszliśmy wszystkich rywali w tej fazie wstępnej bez problemu i to w fajnym rytmie szło, że mieliśmy dwa treningi-mecz i dwa treningi-mecz, tam dzień przerwy potem znowu i tak się to dobrze toczyło. Jesteśmy mega zadowoleni, bo wygraliśmy 32 spotkania, 5 spotkań w zasadniczym przegraliśmy, 2 w play-offach i 1 z Resovią czyli 8 meczy przegraliśmy ze 40 spotkań no to wynik jest rewelacyjny. Ja uważam, że w tym sezonie, ten zespół nie mógł osiągnąć nic więcej, chociaż jak pamiętam, chłopcy potem się śmiali, że brakło gdzieś tam żebyśmy powalczyli z Resovią, no ale to już było wiadomo czego by od nas ludzie nie oczekiwali i sami od siebie. Sezon był rewelacyjny, spełnienie marzeń, no bo co można zrobić więcej, wygrać rundę zasadniczą, wygrać ligę, być w ćwierćfinale Pucharu Polski i odpaść dopiero z mistrzem Polski. Przed sezonem jakby nam ktoś powiedział, że taki będziemy mieć wynik, to każdy z nas brałby to w ciemno i teraz należy się tylko cieszyć, że nam się to tak wszystko poukładało.
Z jakiego elementu siatkarskiego rzemiosła jest Pan zadowolony szczególnie, biorąc pod uwagę cały sezon.
– Wiadomo tę fazę break-point mieliśmy bardzo dobrą, bo kopaliśmy na zagrywce, zespół był ukierunkowany, żeby na zagrywce było duże ryzyko. Przecież w kadrze tej z trzynastu zawodników, tylko Kornel Przystał grał flota, ale grał też takiego agresywnego z rotacją, więc praktycznie wszyscy grali zagrywkę z wyskoku. Musieliśmy nad tym elementem pracować w szczególności, tak aby nie tracić tego rytmu na zagrywce, bo jak wiadomo, że jak jest ryzyko duże na zagrywce to często zdarzają się serie psutych serwisów, które wytrącają zespół z grania. Natomiast my tą zagrywką ustawialiśmy sobie wielokrotnie przeciwnika, gdzieś ktoś musiał grać często na wysokich piłkach albo oddawał nam punkt bezpośrednio po przyjęciu. Z zagrywki jesteśmy bardzo zadowoleni, no a na przestrzeni całego sezonu, to granie po przyjęciu mieliśmy dość stabilne, czyli dość szybko udawało się nam robić przejście przy własnym przyjęciu. W siatkówce jest wszystko zależne od dwóch elementów, od zagrywki i od przyjęcia, bo jak zagrywkę mieliśmy dobrą to automatycznie pojawiała się nam relacja blok-obrona, a w szczególności obrona. Zawsze mieliśmy praktycznie większą ilość piłek obronionych niż drużyna przeciwna, natomiast jeżeli chodzi o przyjęcie zagrywki to jak dostarczyliśmy tylko piłkę rozgrywającemu do siatki, czy to był Fijałek czy Jurkojć, to też byliśmy przekonani o tym, że sobie poradzimy. Gdybym miał powiedzieć na jakie najważniejsze elementy chcielibyśmy zwrócić uwagę, no to właśnie zagrywka i przyjęcie. Wiadomo jak się nie ma dobrej zagrywki, to nie ma się dobrego przyjęcia, bo tą zagrywką ćwiczy się na treningu przyjęcie, więc jak na treningu dysponowaliśmy mocnym strzałem z zagrywki, to wiadomo, że nasi przyjmujący też się przyzwyczajali do zagrywki agresywnej, która może sprawić problem każdemu przyjmującemu. Gdy na treningu nie ma zagrywki, to przyjęcia też się nie będzie miało w meczu, jak ktoś zagra zdecydowanie mocniej, więc ten element zagrywka-przyjęcie to była podstawa naszego grania, bo to też jest podstawa gry w siatkówkę i na to kładliśmy największy nacisk.
A który element wymaga poprawy i widzi Pan w nim tkwiące rezerwy.
– Każdy, każdy, to nie można tak powiedzieć, który nie wymaga, a który wymaga, bo były mecze w których bardzo dobrze funkcjonował nam blok, a zagrywka nie funkcjonowała aż tak dobrze, a były też mecze na odwrót. Powiem szczerze, że mieliśmy też problem z atakiem w pewnym momencie, w niektórych meczach przegrywaliśmy skutecznością ataku na piłce wysokiej i na błędach własnych w ataku. Tu na pewno jest pole do manewru, żeby grać troszkę mądrzej na tych wysokich piłkach, myślę, że właśnie tutaj są te rezerwy, ale nie ma co się tu wdawać w szczegóły, bo to każdy mecz jest inny.
Najnowsze komentarze