Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

Media o remisie GieKSy z Olimpią: GieKSa ponownie nie odczarowała Bukowej. Ale gra napawa optymizmem

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień na temat wczorajszego meczu w którym GieKSa zremisowała 1:1 (0:1) z Olimpią Elbląg.

 

dziennikzachodni.pl – Nieudana próba odczarowania Bukowej

W 5. kolejce II ligi do Katowic przyjechała drużyna która nie przegrała jeszcze w tym sezonie meczu. Olimpia Elbląg w czterech poprzednich spotkaniach ligowych odniosła dwa zwycięstwa i dwa razy zremisowała. Do Katowic przyjechała po kolejną wygraną i do przerwy prowadziła 1:0. Towarzyszyła im kilkuosobowa grupa kibiców, a mecz w sumie oglądało 2020 widzów.

[…] Mimo tego kibice od pierwszych minut w meczu z niepokonana w tym sezonie Olimpią Elbląg głośno dopingowali swoich piłkarzy. Nie zniechęcili się nawet kiedy Damian Szuprytowski w 38 minucie pokonał bramkarza gospodarzy. Do przerwy Olimpia prowadziła 1:0, ale kibice wierzyli, że po ostatnim gwizdku to oni będą się cieszyli ze zwycięstwa. Katowiczanie doprowadzili do remisu, ale wygrać znowu się nie udało.

 

sportdziennik.com – Remis GieKSy z Olimpią. Taki punkt mógł ucieszyć

GieKSa wciąż bez domowej wygranej – ale za to z wielkim charakterem. Uratowała remis, mimo że ten mecz zupełnie jej się nie układał.

Jak tak dalej pójdzie, do piłkarskiego slangu na Śląsku ma szansę wejść jakiś zwrot upamiętniający niezwykłą i niechlubną zarazem serię katowiczan. Niech będzie – dajmy na to – „gieksowanie”. Wczoraj gospodarze osiągnęli już liczbę 19 meczów i 368 dni bez zwycięstwa przy Bukowej, ale zdobyli za to pierwszy u siebie punkt od chwili spadku do II ligi. Nie będziemy jednak utrzymywać ironicznego tonu – bo za ten występ katowiczanom należą się brawa. Nie tyle za sam rezultat, ile wyjście z trudnej sytuacji.

[…] W 38 minucie goście objęli prowadzenie. Katowicką defensywę – w której szeregach debiutował Grzegorz Janiszewski – rozklepali Michał Miller i Damian Szuprytowski. Wymienili podania w polu karnym, aż ten drugi strzałem pod poprzeczkę – „z orkiestrą”, jak to się mówi – nie dał szans Bartoszowi Mrozkowi.

[…] Tym większy szacunek dla GieKSy, że mimo takiego położenia, tylu absencji, była w stanie rozegrać taką II połowę. Gdy Jakub Habusta stanął na piłce, przewrócił się, goście pojechali z kontrą (Czech przerwał ją i złapał żółtko), GKS sięgnął dna, od którego mógł tylko się odbić. Czech został zmieniony (– Bałem się, że na jednej żółtej kartce się nie skończy i dogramy ten mecz w osłabieniu – tłumaczył Rafał Górak). Gospodarze rozkręcali się. Kibice raz za razem nagradzali brawami zawodników, dla których nie było straconych piłek. Wreszcie zaczęli też oddawać strzały, stwarzać sytuacje.

Dwie świetne miał Szymon Kiebzak. Nie wcielił się w rolę egzekutora – to przynajmniej został asystentem. To jego centrę z rzutu rożnego na gola zamienił Arkadiusz Woźniak. „Wąski” wygrał walkę o pozycję, uderzył głową i po chwili mógł celebrować swe pierwsze trafienie przy Bukowej od 10 miesięcy. Skoro partnerem tego meczu było Regionalne Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa, możemy stwierdzić, że GKS „poczuł krew”. Michał Gałecki główkował z bliska do pustej niemalże bramki, ale nad poprzeczką. Z okrzykiem wsparcia dla zespołu zerwał się nawet wtedy Maciej Biskupski, przewodniczący katowickiej rady miasta. Olimpia – której grupka kibiców dotarła do Katowic w drugiej połowie – była jednak dysponowana na tyle dobrze, by z czasem opanować  sytuację.

Na bazie drugiej połowy, kibice mogli opuszczać Bukową dość zadowoleni.

 

sportslaski.pl – GieKSa ponownie nie odczarowała Bukowej. Ale gra napawa optymizmem

Mimo stworzenia sobie sporej ilości okazji w drugiej połowie, piłkarze GKS-u Katowice zaledwie zremisowali na własnym stadionie z Olimpią Elbląg 1:1. Podopieczni Rafała Góraka co prawda nie przełamali długiej serii meczów bez zwycięstwa przy Bukowej, ale ich postawa w środowym meczu i tak została nagrodzona brawami przez kibiców.

[…] W porównaniu do rozegranych w weekend spotkań, trenerzy obu zespołów dokonali w swoich składach kilku roszad. Poza „20” meczową drużyny gospodarzy znalazł się doświadczony Radek Dejmek, a jego miejsce na środku defensywy zajął Grzegorz Janiszewski – tym samym pozyskany ze Znicza Pruszków otrzymał szanse ligowego debiutu w nowej drużynie. Z kolei na ławce rezerwowych drużyny z Bukowej znalazło się aż ośmiu młodzieżowców, a jeden z nich, Kacper Tabiś, otrzymał szanse na wejście jeszcze w pierwszej połowie spotkania. Kontuzja uniemożliwiła bowiem dalszą grę kapitanowi Adrianowi Błądowi – zawodnik w trakcie jednej z ofensywnych akcji upadł na murawę i złapał się za mięsień. Uraz kluczowego pomocnika w talii trenera Góraka był jednym z kluczowych momentów całej pierwszej połowy.

Do tego momentu katowiczanie właściwie nie stworzyli sobie żadnej stuprocentowej okazji na otwarcie wyniku, a jakiekolwiek zagrożenie w ofensywie sprawiali po akcjach prawą stroną boiska oraz wrzutkach w pole karne. Dobrze dysponowana defensywa Olimpii oddalała jednak zagrożenie bez większych problemów. Goście z kolei szukali swoich szans głównie po akcjach z kontry i jedna z nich zapewniła im prowadzenie. W 38. minucie przeciwnicy „GieKSy” skrzętnie wykorzystali stratę Jakuba Habusty w środku pola i błyskawicznie znaleźli się pod polem karnym. Już w szesnastce najlepiej odnalazł się pomocnik Damian Szuprytowski i dzięki mocnemu uderzeniu pod poprzeczkę zdobył swoją czwartą bramkę w tym sezonie. Przed przerwą goście mogli jeszcze podwyższyć korzystny wynik, ale strzały Michała Millera oraz bardzo aktywnego Szuprytowskiego zostały jednak zablokowane.

[…] W 47. minucie Kacper Michalski mocno wrzucił piłkę w pole karne, a bliski oddania strzału głową był najlepszy strzelec „GieKSy” w drugoligowych rozgrywkach, Arkadiusz Jędrych. Chwilę pózniej przez dogodną okazją stanął również Szymon Kiebzak – pomocnik uderzył z ok. 20 metra z rzutu wolnego, a piłka po rykoszecie przeleciała tuż nad bramką Sebastiana Madejskiego. Wspomnianego Kiebzaka śmiało można było uznać za najbardziej aktywnego zawodnika w szeregach GKS-u, jednak 22-latek miał w środowym meczu problem z wykańczaniem akcji. Poza strzałem z rzutu wolnego, pomocnik przynajmniej dwukrotnie mógł zmusić Madejskiego do kapitulacji, ale zarówno jego strzał z okolic 10 metra, jak i próba wykończenia jednej z wrzutek z rzutu rożnego okazały się być niecelne.

Znacznie lepszym wyczuciem w polu karnym przeciwnika wykazał się za to Arkadiusz Woźniak. Skrzydłowy w 67. minucie wyskoczył do dośrodkowania z boku boiska i efektownym szczupakiem doprowadził do wyrównania stanu rywalizacji. Wyrównania, na które zawodnicy trenera Góraka z pewnością zasłużyli. Gospodarze nie zamierzali jednak na tym poprzestać i na kwadrans przed końcem meczu stworzyli sobie kolejną stuprocentową okazję do wyjścia na prowadzenie. Z zamieszania w polu karnym najlepiej mógł skorzystać Michał Gałecki i choć zawodnik miał właściwie przed sobą pustą bramkę, piłka po jego strzale głową z kilku metrów poszybowała nad poprzeczką.

 

info.elbląg.pl – Cenny wyjazdowy remis Olimpii z GKS Katowice

[…] Olimpijczycy przejęli piłkę w środku pola, przeprowadzili kontratak i w dość nietypowy dla siebie sposób, bo strzałem głową, gola zdobył Szuprytowski. Po zmianie stron inicjatywę przejęli gospodarze, ale ich akcje były nieskuteczne. Niestety w 67. minucie Arkadiusz Woźniak wyrównał stan meczu na 1:1. Olimpia umiejętnie broniła się do końca spotkania i wywiozła cenny punkt z boiska spadkowicza z I ligi.

 

portel.pl – Podział punktów w Katowicach

Po pierwszej połowie meczu w Katowicach można było być umiarkowanym optymistą, co do losów Olimpii w tym spotkaniu. Po bramce Damiana Szuprytowskiego żółto – biało – niebiescy prowadzili 1:0.  W drugiej części meczu gospodarze zdołali wyrównać i obie drużyny podzieliły się punktami.

[…] Olimpijczycy chcieli wykorzystać kiepska passę rywala na własnym boisku i na mecz wybiegli ustawieni ofensywnie, o czym najlepiej świadczy obecność dwóch nominalnych napastników: Michała Millera i Przemysława Brychlika w wyjściowej jedenastce. Goście dość szybko pokazali, że nie będą się w tym meczu wyłącznie bronić. Już w 5. minucie blisko dosięgnięcia piłki i stworzenia potencjalnie groźnej sytuacji był Tomasz Lewandowski.

[…] Po przerwie elblążanie nie zdołali dobić rywala. Już w pierwszych minutach drugiej części spotkania gospodarze mieli trzy rzuty wolne. Było groźnie, tym razem jednak skończyło się na strachu żółto – biało – niebieskich. Gospodarze uparcie dążyli do zdobycia bramki, a Olimpijczycy nie mieli specjalnie argumentów, żeby im się przeciwstawić. Kluczowa była tu niedokładność w grze, która uniemożliwiała wyjście z szybkim atakiem. GKS dopiął swego w 67. minucie, kiedy to po kolejnym rzucie rożnym Arkadiusz Woźniak umieścił piłkę w bramce Sebastiana Madejskiego. Żółto – biało – niebiescy mogą mówić o dużym szczęściu, ponieważ kilka minut później Michał Gałecki nie trafił w bramkę z kilku metrów. W drugiej części meczu to gospodarze byli bliżej zdobycia drugiego gola. Z sytuacji Olimpii warto wymienić tę z 69. minuty, kiedy to strzał Marcina Millera został zablokowany przez gospodarzy.



2 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

2 komentarze

  1. Avatar photo

    Romek Kolano

    22 sierpnia 2019 at 07:41

    Są dwa błędy w tekście. Doprowadzili do zwycięstwa, mimo to nie wygrali i piszesz o Bytovi a mecz był z Olimpią

    • Avatar photo

      Witek

      22 sierpnia 2019 at 07:51

      @Romek: dzięki za zwrócenie uwagi – poprawiłem.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kompromitacja w Tychach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.

Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.

Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.

GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)

1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman

GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.

GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Komu nie zależało, by zagrać?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.

Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.

Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.

Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.

Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.

Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.

Mecz się nie odbył.

Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.

Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…

A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.

No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.

Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.

Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.

I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.

Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.

Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.

Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.

Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.

Kups!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

1/8 finału dla Katowic

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.

Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.

W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.

Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek,  a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.

GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.

GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga