Piłka nożna
Remis przekraczający możliwości rozumienia…
Ciężko, bardzo ciężko mi przychodzi opisywanie meczu ze Stomilem. Muszę to powiedzieć na wstępie – od wielu lat nie byłem tak rozczarowany i może nawet zdruzgotany. Nie potrafię zrozumieć, co się wydarzyło wczoraj na Bukowej.
GieKSa zremisowała mecz, którego nie miała prawa nie wygrać. I nie mówimy o założeniu przedmeczowym. Oczywistym było, że w tym spotkaniu trzeba było zgarnąć komplet punktów. Powody pisaliśmy – przede wszystkim bardzo trudny kalendarz, w którym możliwości tracenia punktów jeszcze będziemy mieli, więc taki mecz, jak z ekipą z Olsztyna był tym łatwiejszym (nie chcę słuchać głupot, że nie ma łatwych meczów) i tutaj nie było opcji na potknięcie. Trudy będą nas czekać w Sosnowcu, z Miedzią, Podbeskidziem czy nawet w Puławach.
Moje rozczarowanie wynika z braku wygranej w tym meczu w kontekście jego przebiegu. GKS Katowice grał świetnie w pierwszej połowie, oglądało się to z wielką przyjemnością. Mieliśmy ekipę z zębem, charakterem, pomysłem na grę i wieloma sytuacjami. Potrafiliśmy zagrażać rywalom zarówno z akcji, jak i stałych fragmentów gry. Stomil? Nie istniał, był tłem, zdominowanym kompletnie i bezradnym przeciwnikiem. Do tego strzeliliśmy bramkę prawie do szatni i mogliśmy z zadowoleniem czekać na drugą połowę.
Pop przerwie obraz gry nie zmienił się bardzo. To znaczy już nie było takiego szturmu GieKSy, ale nadal pełna dominacja i „kontrola”. Słowo celowo ujęte w cudzysłów, bo wiele lat zainteresowania futbolem uczy, że jest ono pustym sloganem. Stomil nadal nic, a nic nie potrafił zrobić. Od początku meczu może 2-3 razy zbliżyli się pod nasze pole karne, mieli jeden nieznaczący rzut wolny. No i nagle mają piłkę przed naszym polem karnym, Dawid Abramowicz robi dziwny wślizg i wykłada piłkę przeciwnikowi, zaraz potem Tomasz Wisio zasłania bramkę i nie robi nic, po czym odsuwa się w lewo i odsłania całą bramkę rywalowi, który spokojnie strzela gola. Ciężko było zrozumieć, jak to się stało, że w takim meczu w ogóle tracimy gola.
Ale czasu było jeszcze sporo, GieKSa wzięła się do roboty i niedługo potem po golu Kamila Jóźwiaka znów wyszliśmy na prowadzenie. Uff… wydawało się, że wyszliśmy z pewnych – wywołanych na własne życzenie – opresji. Że po raz drugi nie damy sobie zabrać prowadzenia. Niestety – fatalna strata na połowie przeciwnika, kontra, brak asekuracji, karny. I znów Rafał Kujawa, który w GieKSie był strzeleckim impotentem, po raz kolejny pokarał nas na Bukowej.
Od tego momentu zaczęło się dziać bardzo źle. Nagle wróciliśmy do złych momentów z jesieni, z niektórych meczów (np. ze Stalą Mielec). Nasi zawodnicy zaczęli robić proste błędy techniczne, grać nerwowo i to oni okazali się bezradni. Nie potrafiliśmy stworzyć groźnej sytuacji, jakość gry spadła o dwa poziomy. Na domiar złego Stomil uwierzył w siebie i zaczął grać w piłkę, zaczął grać tak jak my wcześniej. I to jest paradoks, bo oni zasłużyli na zdobycie trzeciej bramki. Zasłużyli na nią bardziej niż na zdobycie dwóch pierwszych. Na szczęście my mieliśmy Spidermana w bramce, Mateusza Abramowicza, który z taką formą w ekstraklasie pukałby do bram reprezentacji. Mateusz gra wybornie, znakomicie i chyba nikt nie spodziewał się, że przewidziany do roli zmiennika golkiper będzie spisywał się tak świetnie. Gdyby nie on – przegralibyśmy.
Naprawdę trudne do wytłumaczenia to wszystko. Gramy, ciśniemy, pokazujemy kawałek dobrej piłki, a rywal raz z doskoku przyatakował i zdobył gola, potem to powtórzył.
Oczywiście, że zadecydowały błędy indywidualne, ale to żadne wytłumaczenie. Abramowicz zrobił to, co jesienią, czyli zaliczył poważną wpadkę, która wówczas uchodziła mu na sucho, tym razem zakończyła się golem. Wisio – nie wiem o czym myślał, ale pomógł rywalowi swoim zachowaniem w podjęciu decyzji. Może drugi gol był błędem bardziej zespołowym, bo stracić piłkę można, ale musi być asekuracja. Tej zabrakło. Nie winiłbym Alana za karnego, takie rzeczy akurat w piłce się zdarzają i są sytuacyjne. Szkoda tylko, wielka szkoda, że wykartkował się z meczu w Sosnowcu i będzie to dla nas duże osłabienie.
Więc co zaważyło na braku wygranej? Wspomniane pojedyncze błędy w obronie, ale jeszcze jedna rzecz, która jest naszym wielkim problemem. Otóż GieKSa w żadnym z dotychczasowych 21 meczów nie strzeliła w lidze więcej niż 2 bramek. Mało tego – także w 9 zimowych sparingach nie potrafiliśmy choćby raz trzykrotnie trafić do siatki. Można powiedzieć, że przy takiej statystyce to cud, że nadal jesteśmy głównym faworytem walki o awans.
30 meczów bez 3 goli w jednym meczu. Wyobrażacie sobie to? To chyba jakiś światowy rekord drużyny, która jest w czubie tabeli.
Wczoraj okazja do tego, by w końcu trzy razy trafić do siatki, była wyśmienita. Rywal słaby, GieKSa w gazie, z wieloma sytuacjami. Nie wiadomo, na czym to polega – czy to jakaś blokada psychiczna? Czy może nasi zawodnicy mają taki przełącznik w głowie, że jak trafiają dwa razy to już myślą, że są najlepsi na świecie i obniża im się koncentracja i zapał? jest to jakaś kwestia mentalna, do poprawienia. Bo GKS nie jest tak słabym zespołem, żeby raz na rok trzech goli nie strzelić.
Dodam tylko, że pisaliśmy o tym w pojesiennych podsumowaniach – z taką ofensywną statystyką będzie wielki problem, gdy rywal nam strzeli jedną, lub nie daj Boże dwie bramki. Potwierdziło się to i w Chojnicach, i ze Stomilem. Pisaliśmy też, że drugiej tak kapitalnej rundy w defensywie GKS nie zagra i w związku z tym ofensywni piłkarze również muszą dać z siebie więcej – i tu również mieliśmy rację, bo nasza obrona jak na razie spisuje się kiepsko.
Fajnie, że strzeliliśmy po dwie bramki w meczu, ale to za mało. Przy takiej ilości sytuacji i naprawdę dobrej grze – trzeba mieć instynkt wykończenia rywala. Tego nam zdecydowanie zabrakło.
Co do kwestii optymizmu na przyszłość, to trochę mieszane można mieć odczucia. GKS pokazał duży potencjał, gra była przez długi czas lepsza niż jesienią. Ta pewność w pierwszej połowie była widoczna gołym okiem, energia była niesamowita. Z drugiej strony bezradność po utracie drugiego gola powalała. Trudno być optymistą/pesymistą, bo tak naprawdę wszystko teraz zależy od zbalansowania tego, ale w taki sposób, by tych pierwszych momentów było więcej i były one dłuższe podczas trwania meczu. Na podstawie tych dwóch spotkań można mieć pewność, że popracować należy nad głową piłkarzy. Czysto piłkarsko i taktycznie robota jest bardzo dobrze wykonywana przez trenera i w wielu momentach realizowana przez zawodników. Teraz grunt, by nie naciskać w trakcie meczu na przycisk „wyłącz”. Jeśli ten guzik na czas meczu zaplombujemy, wyrwiemy i wyrzucimy do kosza, GieKSa ze swoimi umiejętnościami i planem, jest w stanie wygrać każdy mecz.
Jak napisałem na wstępie, żaden mecz mnie tak nie rozczarował. Ktoś pyta, a Zagłębie w poprzednim sezonie? Tak, owszem, objęliśmy prowadzenie w 81. minucie i przegraliśmy, ale Zagłębie grało bardzo dobrze i potrafiło nas zdominować. A Okocimski? Tutaj inna sprawa, po prostu graliśmy żenująco słabo.
Tutaj było inaczej, graliśmy bardzo dobrze i właśnie z taką grą nie mieliśmy prawa oddać punktów. Stąd ten żal, że nie udało się wygrać.
OK, ale mecz ze Stomilem za nami. Punktów bardzo żal, bo każde oczko się liczy w walce o awans. Trzeba teraz walczyć o zdobycze w kolejnych meczach, przed nami mega ważne spotkanie z Zagłębiem Sosnowiec. Po dwóch remisach czas w końcu walczyć o pełną pulę. GieKSę stać na zwycięstwo na Stadionie Ludowym i jeśli trener popracuje nad głowami naszych zawodników, możemy w piątek cieszyć się z trzech punktów.
Za ten mecz należy się naszym zawodnikom spora krytyka ze względu na wynik, ale też potrafimy docenić i doceniamy poziom czysto piłkarski, który zaprezentowali – oby tak dalej, a po wyeliminowaniu błędów wyniki będą nas zadowalać. Bardzo cieszy postawa kibiców, którzy po meczu wsparli zawodników, cała GieKSa razem! Piłkarze – zróbcie to dla tych kibiców, którzy znów idiotyczną decyzją człowieka na stołku nie będą mogli oglądać was na żywo – wygrajcie w Sosnowcu!
Piłka nożna
Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl
Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.
Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.
Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.
Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.
Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.
Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.
Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.
Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂
Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.
Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.
Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.
Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.




ula
11 marca 2017 at 15:07
Nie wypominajmy Abramowiczowi poważnej wpadki z jesieni,bo to było minęło i nic już nie zrobimy,owszem,może nie do końca wyszedł mu ten mecz wczoraj,ale nie zapominajmy że facet wykonuje kawał świetnej roboty,walczy oddaje serce na boisku,nie zapominajmy też o rzutach z autu,po ktorych to już nie pierwszy raz było zagrożenie pod bramką rywala.
1964
11 marca 2017 at 15:35
No i robi się powoli nerwówka!Teraz musimy wygrać z najdalej wysuniętą na południe dzielnicą warszawy!Inaczej będziemy mogli zapomnieć o awansie na kolejne 10 lat!Zrobi się nerwowo a kopacze będą postawieni pod ścianą!Niestety ale widoczny jest brak sił u zawodników trenera Brzęczka,sił mają na 40 minut.Wkurwia mnie asekuracyjny styl grania na 1-0.No i druga sprawa stadion.To największa paranoja w tym mieście galerii handlowych.Za niedługo wybory czyli kolejna obietnica budowy stadionu.Wygląda na to że miasto czeka na awans,którego tak naprawdę nie chce!(transfery mizerne).Bedzie awans będzie stadion.Kurwa na 12 tysięcy,minus bufory to 9500.to kolejna kompromitacja!Kocham ten klub będe chodził na mecze do póki zdrowie pozwoli,ale jak na miasto wojewódzkie to te wszystkie plany są małostkowe!Z takim podejściem miasta abonament dożywotni na 1 ligę mamy wykupiony!Do Boju GieKSa!
tomek
11 marca 2017 at 18:23
Powiem tak zawodnicy walczyli i w pierwszej połowie wygladalo to super. Problemem jest brzeczek i to dzieki jego glupocie tak sie dzieje. Potrzebny ktos kto madrze tym pokieruje. Pierwsza polowa super ale co z tego jak w drugiej sil nie bylo. Pamietajcie tez ze gonzo juz cala zzeszla runde powinien spedzic na lawie a dzieki brzeczkowi sporo pkt ucieklo chocby przez same karne. Po co on tego wisio wstawia on sie nie nadaje bojazliwy jak junior. Zamiast wpuscic cerimagicia ktory mogl dac jakis efekt wpuscil pielorza. To co robi ten czlowiek jest sprzeczne z logika
Maks
11 marca 2017 at 18:41
Jest niewesoło tym bardziej że Sandecja jest już 4 a ma jeszcze 2 mecze zaległe….jak je wygra to jest Liderem….W Syfnowcu tylko ZWYCIĘSTWO i 3 punkty…..remis to porażka….niestety…
tyta
11 marca 2017 at 18:50
…Shellu piszeszesz o naszym bramkarzu w samych superlatywach „Spiderman”, kandydat do reprezentacji a notę wystawiasz 7 przy zaożeniu, że 5 to nota wyjściowa (?)! Ta liga jest nieobliczalna i mimo dwóch remisów jestem spokojny o wyniki GieKSy z Zagłębiem, Podbeskidziem, Miedzią i Puławami-Murowany Kandydat takich ekip się nie lęka
Gerard
11 marca 2017 at 21:18
To „fachowców” od wszystkiego. Jaki trener wg. Was powinien być? Brzęczek poukładał tę drużynę i po 10 latach w tej lidze nareszcie nie mamy się czego wstydzić. Który był lepszy (nie liczę Nawałki) Moskal, Piekarczyk, Górak czy może Skowronek? Sklerozę macie czy co?
Jooo
11 marca 2017 at 22:14
Ja uważam że to tylko błąd ustawienia wisio nie pasuje do gry strasznie drewniany
bce
12 marca 2017 at 01:30
Czas na Oli zamiast Wisia i Szotłys zamiast Gonza. Panowie poprawa albo ława. Ewentualnie grac w drugim składzie i podnosić umiejetności.
Co jest kurna chata z waszą kondycją? Mecz trwa 90minut nie 40minet.
P.S moze Ceramike wpuścić od pierwszych minut. Mandaryna kiedy bedzie gotów do gry?
kibic
12 marca 2017 at 12:03
runda rewanrowa dopiero sie rozkreca i nie ma co narzekac choc tych 2 punktow moze na koniec nam zabraknac,a teraz troche krytyki zmiany w obronie tylko poco jesli tracila malo bramek a teraz juz 4 w dwoch meczach,transfer Wisio i wystawianie go to pomylka a na taka juz w szpilu ze gorolami nas niestac,kolejny transfer pilkarza z poza unii i prze dobrej grze Proksicza wogule nie wyjdzie na boisko,czy ktos otym pomyslal,i na koniec zle ustawienie ataku na szpicy powinien byc wystawiany lebedynski a zanim Proksicz nie na odwrut to kolejny blad trenera juz nie wspomne o braku transferu na ta pozycje to dla wszystkich nie zrozumiale i zeby juz nie nazekac to na koniec nie rozumiem trenera dlaczego nakazuje powrotu wszystkim pilkarzom gdy sytuacje maja przeciwnicy jak mamy w tedy zrobic kontre a bylo to widoczne golym okiem ze to wogule nam nie wychodzi i dlaczego tak duzo tracimy glupich pilek a potem wynikajacych z tego bramek ale mam nadzieje ze trener zrobi zmiany i przemysli bledy aby to poprawic bo dalej wieze w trenera bo widze plusy tej druzyny a od meczu z gorolami pujdziemy juz po awans i zwyciestwa
andrzej
12 marca 2017 at 19:24
naprawde zajebisty mecz!!!!zabraklo szczescia…ale to juz bylo to!walka o kazdy centymetr boiska,ambicja do konca.brawo gieksa!!!!
Łowca Hanysow
13 marca 2017 at 11:20
Tyta obyś się nie zdziwił jak Zagłębie Sosnowiec was ogra bo mecz z Sandencja to wypadek przy pracy a Gejksa nigdy u nas nie wygrała i nie wygra bo my mamy dobrych grajków udo pribi i reszta dopiero pokażą na co stać Zagłębie Sosnowiec więc hanyski piłkarzyki z hanysowa nie będą się swobodnie czuli bo zgotujemy wam piekło na Ludowym w piątek wam jedynie zostaje telewizorek ???????????????? foszmańczyk haha co to za grajek który z 10 metrów nie umie trafić do bramki powodzenia hanyski w Sosnowieckim piekle
GieKSa
13 marca 2017 at 15:37
w sosnowieckim piekle – ha ha dobre
Irishman
13 marca 2017 at 16:56
Ja tam, aż tak bardzo rozczarowany nie jestem. Może dlatego, że trochę więcej tych meczów widziałem i wiem, że takie rzeczy się zdarzają. Bo jak mówił klasyk „liczy się to co w sieci”. Oczywiscie, że szkoda 2 punktów ale po takim meczu jestem większym optymistą co do przyszłości, niż bym był po słabej grze i szczęśliwym zwycięstwie.
Jesteśmy na dobrej drodze i mam nadzieje, że to potwierdzimy w piątek. Oczywiście nie ma co się sugerować tym bolesnym laniem jakie Sosnowiec dostał w Nowym Sączu, bo to będzie całkiem inny mecz. Wole raczej patrzeć na siebie. Ale widząc jak potrafimy „demolować” przeciwników swoją grą, to jestem spokojny o wynik. Oczywiscie pod warunkiem, że w końcu poprawimy grę obronną, ale to się w końcu misi stać.
Łowca Hanysow
14 marca 2017 at 20:28
razem! Piłkarze – zróbcie to dla tych kibiców, którzy znów idiotyczną decyzją człowieka na stołku nie będą mogli oglądać was na żywo – wygrajcie w Sosnowcu! Chuja wygracie Pribi wam jebnie z 2 bramki tym bardziej mnie cieszy że hanysowskiej dziczy nie będzie na naszym stadionie Zagłębie Sosnowiec jazda z Cyganami
andrzej
15 marca 2017 at 20:01
do lowca hanysow ty uposledzony jestes chopie,i to fest!!!