Dołącz do nas

Piłka nożna

Remis przekraczający możliwości rozumienia…

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Ciężko, bardzo ciężko mi przychodzi opisywanie meczu ze Stomilem. Muszę to powiedzieć na wstępie – od wielu lat nie byłem tak rozczarowany i może nawet zdruzgotany. Nie potrafię zrozumieć, co się wydarzyło wczoraj na Bukowej.

GieKSa zremisowała mecz, którego nie miała prawa nie wygrać. I nie mówimy o założeniu przedmeczowym. Oczywistym było, że w tym spotkaniu trzeba było zgarnąć komplet punktów. Powody pisaliśmy – przede wszystkim bardzo trudny kalendarz, w którym możliwości tracenia punktów jeszcze będziemy mieli, więc taki mecz, jak z ekipą z Olsztyna był tym łatwiejszym (nie chcę słuchać głupot, że nie ma łatwych meczów) i tutaj nie było opcji na potknięcie. Trudy będą nas czekać w Sosnowcu, z Miedzią, Podbeskidziem czy nawet w Puławach.

Moje rozczarowanie wynika z braku wygranej w tym meczu w kontekście jego przebiegu. GKS Katowice grał świetnie w pierwszej połowie, oglądało się to z wielką przyjemnością. Mieliśmy ekipę z zębem, charakterem, pomysłem na grę i wieloma sytuacjami. Potrafiliśmy zagrażać rywalom zarówno z akcji, jak i stałych fragmentów gry. Stomil? Nie istniał, był tłem, zdominowanym kompletnie i bezradnym przeciwnikiem. Do tego strzeliliśmy bramkę prawie do szatni i mogliśmy z zadowoleniem czekać na drugą połowę.

Pop przerwie obraz gry nie zmienił się bardzo. To znaczy już nie było takiego szturmu GieKSy, ale nadal pełna dominacja i „kontrola”. Słowo celowo ujęte w cudzysłów, bo wiele lat zainteresowania futbolem uczy, że jest ono pustym sloganem. Stomil nadal nic, a nic nie potrafił zrobić. Od początku meczu może 2-3 razy zbliżyli się pod nasze pole karne, mieli jeden nieznaczący rzut wolny. No i nagle mają piłkę przed naszym polem karnym, Dawid Abramowicz robi dziwny wślizg i wykłada piłkę przeciwnikowi, zaraz potem Tomasz Wisio zasłania bramkę i nie robi nic, po czym odsuwa się w lewo i odsłania całą bramkę rywalowi, który spokojnie strzela gola. Ciężko było zrozumieć, jak to się stało, że w takim meczu w ogóle tracimy gola.

Ale czasu było jeszcze sporo, GieKSa wzięła się do roboty i niedługo potem po golu Kamila Jóźwiaka znów wyszliśmy na prowadzenie. Uff… wydawało się, że wyszliśmy z pewnych – wywołanych na własne życzenie – opresji. Że po raz drugi nie damy sobie zabrać prowadzenia. Niestety – fatalna strata na połowie przeciwnika, kontra, brak asekuracji, karny. I znów Rafał Kujawa, który w GieKSie był strzeleckim impotentem, po raz kolejny pokarał nas na Bukowej.

Od tego momentu zaczęło się dziać bardzo źle. Nagle wróciliśmy do złych momentów z jesieni, z niektórych meczów (np. ze Stalą Mielec). Nasi zawodnicy zaczęli robić proste błędy techniczne, grać nerwowo i to oni okazali się bezradni. Nie potrafiliśmy stworzyć groźnej sytuacji, jakość gry spadła o dwa poziomy. Na domiar złego Stomil uwierzył w siebie i zaczął grać w piłkę, zaczął grać tak jak my wcześniej. I to jest paradoks, bo oni zasłużyli na zdobycie trzeciej bramki. Zasłużyli na nią bardziej niż na zdobycie dwóch pierwszych. Na szczęście my mieliśmy Spidermana w bramce, Mateusza Abramowicza, który z taką formą w ekstraklasie pukałby do bram reprezentacji. Mateusz gra wybornie, znakomicie i chyba nikt nie spodziewał się, że przewidziany do roli zmiennika golkiper będzie spisywał się tak świetnie. Gdyby nie on – przegralibyśmy.

Naprawdę trudne do wytłumaczenia to wszystko. Gramy, ciśniemy, pokazujemy kawałek dobrej piłki, a rywal raz z doskoku przyatakował i zdobył gola, potem to powtórzył.

Oczywiście, że zadecydowały błędy indywidualne, ale to żadne wytłumaczenie. Abramowicz zrobił to, co jesienią, czyli zaliczył poważną wpadkę, która wówczas uchodziła mu na sucho, tym razem zakończyła się golem. Wisio – nie wiem o czym myślał, ale pomógł rywalowi swoim zachowaniem w podjęciu decyzji. Może drugi gol był błędem bardziej zespołowym, bo stracić piłkę można, ale musi być asekuracja. Tej zabrakło. Nie winiłbym Alana za karnego, takie rzeczy akurat w piłce się zdarzają i są sytuacyjne. Szkoda tylko, wielka szkoda, że wykartkował się z meczu w Sosnowcu i będzie to dla nas duże osłabienie.

Więc co zaważyło na braku wygranej? Wspomniane pojedyncze błędy w obronie, ale jeszcze jedna rzecz, która jest naszym wielkim problemem. Otóż GieKSa w żadnym z dotychczasowych 21 meczów nie strzeliła w lidze więcej niż 2 bramek. Mało tego – także w 9 zimowych sparingach nie potrafiliśmy choćby raz trzykrotnie trafić do siatki. Można powiedzieć, że przy takiej statystyce to cud, że nadal jesteśmy głównym faworytem walki o awans.

30 meczów bez 3 goli w jednym meczu. Wyobrażacie sobie to? To chyba jakiś światowy rekord drużyny, która jest w czubie tabeli.

Wczoraj okazja do tego, by w końcu trzy razy trafić do siatki, była wyśmienita. Rywal słaby, GieKSa w gazie, z wieloma sytuacjami. Nie wiadomo, na czym to polega – czy to jakaś blokada psychiczna? Czy może nasi zawodnicy mają taki przełącznik w głowie, że jak trafiają dwa razy to już myślą, że są najlepsi na świecie i obniża im się koncentracja i zapał? jest to jakaś kwestia mentalna, do poprawienia. Bo GKS nie jest tak słabym zespołem, żeby raz na rok trzech goli nie strzelić.

Dodam tylko, że pisaliśmy o tym w pojesiennych podsumowaniach – z taką ofensywną statystyką będzie wielki problem, gdy rywal nam strzeli jedną, lub nie daj Boże dwie bramki. Potwierdziło się to i w Chojnicach, i ze Stomilem. Pisaliśmy też, że drugiej tak kapitalnej rundy w defensywie GKS nie zagra i w związku z tym ofensywni piłkarze również muszą dać z siebie więcej – i tu również mieliśmy rację, bo nasza obrona jak na razie spisuje się kiepsko.

Fajnie, że strzeliliśmy po dwie bramki w meczu, ale to za mało. Przy takiej ilości sytuacji i naprawdę dobrej grze – trzeba mieć instynkt wykończenia rywala. Tego nam zdecydowanie zabrakło.

Co do kwestii optymizmu na przyszłość, to trochę mieszane można mieć odczucia. GKS pokazał duży potencjał, gra była przez długi czas lepsza niż jesienią. Ta pewność w pierwszej połowie była widoczna gołym okiem, energia była niesamowita. Z drugiej strony bezradność po utracie drugiego gola powalała. Trudno być optymistą/pesymistą, bo tak naprawdę wszystko teraz zależy od zbalansowania tego, ale w taki sposób, by tych pierwszych momentów było więcej i były one dłuższe podczas trwania meczu. Na podstawie tych dwóch spotkań można mieć pewność, że popracować należy nad głową piłkarzy. Czysto piłkarsko i taktycznie robota jest bardzo dobrze wykonywana przez trenera i w wielu momentach realizowana przez zawodników. Teraz grunt, by nie naciskać w trakcie meczu na przycisk „wyłącz”. Jeśli ten guzik na czas meczu zaplombujemy, wyrwiemy i wyrzucimy do kosza, GieKSa ze swoimi umiejętnościami i planem, jest w stanie wygrać każdy mecz.

Jak napisałem na wstępie, żaden mecz mnie tak nie rozczarował. Ktoś pyta, a Zagłębie w poprzednim sezonie? Tak, owszem, objęliśmy prowadzenie w 81. minucie i przegraliśmy, ale Zagłębie grało bardzo dobrze i potrafiło nas zdominować. A Okocimski? Tutaj inna sprawa, po prostu graliśmy żenująco słabo.

Tutaj było inaczej, graliśmy bardzo dobrze i właśnie z taką grą nie mieliśmy prawa oddać punktów. Stąd ten żal, że nie udało się wygrać.

OK, ale mecz ze Stomilem za nami. Punktów bardzo żal, bo każde oczko się liczy w walce o awans. Trzeba teraz walczyć o zdobycze w kolejnych meczach, przed nami mega ważne spotkanie z Zagłębiem Sosnowiec. Po dwóch remisach czas w końcu walczyć o pełną pulę. GieKSę stać na zwycięstwo na Stadionie Ludowym i jeśli trener popracuje nad głowami naszych zawodników, możemy w piątek cieszyć się z trzech punktów.

Za ten mecz należy się naszym zawodnikom spora krytyka ze względu na wynik, ale też potrafimy docenić i doceniamy poziom czysto piłkarski, który zaprezentowali – oby tak dalej, a po wyeliminowaniu błędów wyniki będą nas zadowalać. Bardzo cieszy postawa kibiców, którzy po meczu wsparli zawodników, cała GieKSa razem! Piłkarze – zróbcie to dla tych kibiców, którzy znów idiotyczną decyzją człowieka na stołku nie będą mogli oglądać was na żywo – wygrajcie w Sosnowcu!

15 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

15 komentarzy

  1. Avatar photo

    ula

    11 marca 2017 at 15:07

    Nie wypominajmy Abramowiczowi poważnej wpadki z jesieni,bo to było minęło i nic już nie zrobimy,owszem,może nie do końca wyszedł mu ten mecz wczoraj,ale nie zapominajmy że facet wykonuje kawał świetnej roboty,walczy oddaje serce na boisku,nie zapominajmy też o rzutach z autu,po ktorych to już nie pierwszy raz było zagrożenie pod bramką rywala.

  2. Avatar photo

    1964

    11 marca 2017 at 15:35

    No i robi się powoli nerwówka!Teraz musimy wygrać z najdalej wysuniętą na południe dzielnicą warszawy!Inaczej będziemy mogli zapomnieć o awansie na kolejne 10 lat!Zrobi się nerwowo a kopacze będą postawieni pod ścianą!Niestety ale widoczny jest brak sił u zawodników trenera Brzęczka,sił mają na 40 minut.Wkurwia mnie asekuracyjny styl grania na 1-0.No i druga sprawa stadion.To największa paranoja w tym mieście galerii handlowych.Za niedługo wybory czyli kolejna obietnica budowy stadionu.Wygląda na to że miasto czeka na awans,którego tak naprawdę nie chce!(transfery mizerne).Bedzie awans będzie stadion.Kurwa na 12 tysięcy,minus bufory to 9500.to kolejna kompromitacja!Kocham ten klub będe chodził na mecze do póki zdrowie pozwoli,ale jak na miasto wojewódzkie to te wszystkie plany są małostkowe!Z takim podejściem miasta abonament dożywotni na 1 ligę mamy wykupiony!Do Boju GieKSa!

  3. Avatar photo

    tomek

    11 marca 2017 at 18:23

    Powiem tak zawodnicy walczyli i w pierwszej połowie wygladalo to super. Problemem jest brzeczek i to dzieki jego glupocie tak sie dzieje. Potrzebny ktos kto madrze tym pokieruje. Pierwsza polowa super ale co z tego jak w drugiej sil nie bylo. Pamietajcie tez ze gonzo juz cala zzeszla runde powinien spedzic na lawie a dzieki brzeczkowi sporo pkt ucieklo chocby przez same karne. Po co on tego wisio wstawia on sie nie nadaje bojazliwy jak junior. Zamiast wpuscic cerimagicia ktory mogl dac jakis efekt wpuscil pielorza. To co robi ten czlowiek jest sprzeczne z logika

  4. Avatar photo

    Maks

    11 marca 2017 at 18:41

    Jest niewesoło tym bardziej że Sandecja jest już 4 a ma jeszcze 2 mecze zaległe….jak je wygra to jest Liderem….W Syfnowcu tylko ZWYCIĘSTWO i 3 punkty…..remis to porażka….niestety…

  5. Avatar photo

    tyta

    11 marca 2017 at 18:50

    …Shellu piszeszesz o naszym bramkarzu w samych superlatywach „Spiderman”, kandydat do reprezentacji a notę wystawiasz 7 przy zaożeniu, że 5 to nota wyjściowa (?)! Ta liga jest nieobliczalna i mimo dwóch remisów jestem spokojny o wyniki GieKSy z Zagłębiem, Podbeskidziem, Miedzią i Puławami-Murowany Kandydat takich ekip się nie lęka

  6. Avatar photo

    Gerard

    11 marca 2017 at 21:18

    To „fachowców” od wszystkiego. Jaki trener wg. Was powinien być? Brzęczek poukładał tę drużynę i po 10 latach w tej lidze nareszcie nie mamy się czego wstydzić. Który był lepszy (nie liczę Nawałki) Moskal, Piekarczyk, Górak czy może Skowronek? Sklerozę macie czy co?

  7. Avatar photo

    Jooo

    11 marca 2017 at 22:14

    Ja uważam że to tylko błąd ustawienia wisio nie pasuje do gry strasznie drewniany

  8. Avatar photo

    bce

    12 marca 2017 at 01:30

    Czas na Oli zamiast Wisia i Szotłys zamiast Gonza. Panowie poprawa albo ława. Ewentualnie grac w drugim składzie i podnosić umiejetności.
    Co jest kurna chata z waszą kondycją? Mecz trwa 90minut nie 40minet.
    P.S moze Ceramike wpuścić od pierwszych minut. Mandaryna kiedy bedzie gotów do gry?

  9. Avatar photo

    kibic

    12 marca 2017 at 12:03

    runda rewanrowa dopiero sie rozkreca i nie ma co narzekac choc tych 2 punktow moze na koniec nam zabraknac,a teraz troche krytyki zmiany w obronie tylko poco jesli tracila malo bramek a teraz juz 4 w dwoch meczach,transfer Wisio i wystawianie go to pomylka a na taka juz w szpilu ze gorolami nas niestac,kolejny transfer pilkarza z poza unii i prze dobrej grze Proksicza wogule nie wyjdzie na boisko,czy ktos otym pomyslal,i na koniec zle ustawienie ataku na szpicy powinien byc wystawiany lebedynski a zanim Proksicz nie na odwrut to kolejny blad trenera juz nie wspomne o braku transferu na ta pozycje to dla wszystkich nie zrozumiale i zeby juz nie nazekac to na koniec nie rozumiem trenera dlaczego nakazuje powrotu wszystkim pilkarzom gdy sytuacje maja przeciwnicy jak mamy w tedy zrobic kontre a bylo to widoczne golym okiem ze to wogule nam nie wychodzi i dlaczego tak duzo tracimy glupich pilek a potem wynikajacych z tego bramek ale mam nadzieje ze trener zrobi zmiany i przemysli bledy aby to poprawic bo dalej wieze w trenera bo widze plusy tej druzyny a od meczu z gorolami pujdziemy juz po awans i zwyciestwa

  10. Avatar photo

    andrzej

    12 marca 2017 at 19:24

    naprawde zajebisty mecz!!!!zabraklo szczescia…ale to juz bylo to!walka o kazdy centymetr boiska,ambicja do konca.brawo gieksa!!!!

  11. Avatar photo

    Łowca Hanysow

    13 marca 2017 at 11:20

    Tyta obyś się nie zdziwił jak Zagłębie Sosnowiec was ogra bo mecz z Sandencja to wypadek przy pracy a Gejksa nigdy u nas nie wygrała i nie wygra bo my mamy dobrych grajków udo pribi i reszta dopiero pokażą na co stać Zagłębie Sosnowiec więc hanyski piłkarzyki z hanysowa nie będą się swobodnie czuli bo zgotujemy wam piekło na Ludowym w piątek wam jedynie zostaje telewizorek ???????????????? foszmańczyk haha co to za grajek który z 10 metrów nie umie trafić do bramki powodzenia hanyski w Sosnowieckim piekle

  12. Avatar photo

    GieKSa

    13 marca 2017 at 15:37

    w sosnowieckim piekle – ha ha dobre

  13. Avatar photo

    Irishman

    13 marca 2017 at 16:56

    Ja tam, aż tak bardzo rozczarowany nie jestem. Może dlatego, że trochę więcej tych meczów widziałem i wiem, że takie rzeczy się zdarzają. Bo jak mówił klasyk „liczy się to co w sieci”. Oczywiscie, że szkoda 2 punktów ale po takim meczu jestem większym optymistą co do przyszłości, niż bym był po słabej grze i szczęśliwym zwycięstwie.
    Jesteśmy na dobrej drodze i mam nadzieje, że to potwierdzimy w piątek. Oczywiście nie ma co się sugerować tym bolesnym laniem jakie Sosnowiec dostał w Nowym Sączu, bo to będzie całkiem inny mecz. Wole raczej patrzeć na siebie. Ale widząc jak potrafimy „demolować” przeciwników swoją grą, to jestem spokojny o wynik. Oczywiscie pod warunkiem, że w końcu poprawimy grę obronną, ale to się w końcu misi stać.

  14. Avatar photo

    Łowca Hanysow

    14 marca 2017 at 20:28

    razem! Piłkarze – zróbcie to dla tych kibiców, którzy znów idiotyczną decyzją człowieka na stołku nie będą mogli oglądać was na żywo – wygrajcie w Sosnowcu! Chuja wygracie Pribi wam jebnie z 2 bramki tym bardziej mnie cieszy że hanysowskiej dziczy nie będzie na naszym stadionie Zagłębie Sosnowiec jazda z Cyganami

  15. Avatar photo

    andrzej

    15 marca 2017 at 20:01

    do lowca hanysow ty uposledzony jestes chopie,i to fest!!!

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: kibicowski boom na GieKSę zachwyca

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W ostatnich tygodniach relacje z Częstochowy zdominowały czołówki serwisów sportowych w Polsce. Sprawcą zamieszania był przede wszystkim trener Marek Papszun, ale forma sportowa Medalików również jest godna podkreślenia. Jak w tym wszystkim odnajdują się kibice pod Jasną Górą? Zapytałem Roberta Parkitnego ze stowarzyszenia „Wieczny Raków”, który po raz drugi odpowiedział na nasze zaproszenie. Jednocześnie zachęcam do lektury naszej poprzedniej rozmowy, w której poruszyliśmy wiele tematów związanych z historią Rakowa i naszych pojedynków.

Meczem w Częstochowie otwieramy rundę rewanżową. Jak podsumujesz postawę Rakowa w pierwszej części sezonu?
Na początku Raków stracił, ale później odrobił i teraz nasze miejsce jest mniej więcej takie, jak należy. Natomiast z kilku względów była to dla nas ciężka runda, stąd wiele osób wyraża się o Rakowie negatywnie, nie mając pełnej wiedzy o tym, co tak naprawdę dzieje się w klubie. Ja nie mam potrzeby mówić i pisać o wszystkim tylko po to, aby zebrać dodatkowe lajki. Przede wszystkim kadra nie była odpowiednio zestawiona, aby łapać punkty na wszystkich frontach. Niektórzy powiedzą, że doszły duże nazwiska, takie jak Bulat, Diaby-Fadiga czy Konstantópoulos, mimo to na początku nie grało to, jak należy. Moim zdaniem drużyna potrzebowała czasu, aby wszystko mogło się zazębić. Zmian w kadrze było dużo, do tego doszły kontuzje, dlatego początek sezonu był ciężki. W pewnym momencie pojawiały się nawet głosy nawołujące do zwolnienia trenera, ale kryzysy trzeba przezwyciężać i cała sztuka polega na tym, aby w takich momentach karta się odwróciła. Nam się to udało i dziś idziemy jak burza w Europie, a w lidze też wyglądamy coraz lepiej. Uważam, że tę rundę zakończymy jeszcze dwoma zwycięstwami, niestety m. in. waszym kosztem. Koniec końców runda jesienna w naszym wykonaniu była dobra, natomiast jako kibic polecam krytycznie podchodzić do informacji podawanych w Internecie. Czasem spotykam się z opiniami, że ktoś nie pamięta tak słabego meczu, odkąd kibicuje Rakowowi – wtedy wiem, że nie mamy o czym rozmawiać, bo sam doskonale pamiętam ciężkie czasy w naszej całkiem niedawnej historii.

A co sądzisz o formie GieKSy?
Wydaje się, że ten sezon jest dla was cięższy niż poprzedni, w roli beniaminka. Z drugiej strony takie mecze jak pucharowy z Jagiellonią pokazują, że w waszej drużynie jest potencjał i gdybyś zapytał mnie o kandydatów do spadku, to nie wskazałbym w tym gronie GieKSy. Myślę, że te niegdyś „ulubione” przez was pozycje 8-12 w 1. lidze są teraz w waszym zasięgu, jeśli chodzi o Ekstraklasę. Natomiast z zachwytem obserwuję kibicowski boom na GieKSę, spowodowany m.in. nowym stadionem. Miałem okazję być w waszym sklepie „Blaszok”, który wygląda okazale, co chwilę przychodzili ludzie nie tylko na zakupy, ale też pogadać i zapytać o bieżące sprawy. Gdyby taki stadion jak wasz powstał w Częstochowie, to również byłby to dla nas impuls do kibicowskiego rozwoju.

Pytając o GKS w tym sezonie, przeważały opinie, że głównym powodem słabszej formy na początku sezonu był transfer Oskara Repki. Jak ten zawodnik odnalazł się pod Jasną Górą?
Pierwsze wejście Repki do zespołu było bardzo dobre. Z czasem nieco przygasł, być może z tego względu, że Marek Papszun wymaga więcej niż w większości innych klubów, nie tyle w kwestii samego zaangażowania na boisku, ale przede wszystkim całej otoczki. Była taka sytuacja po naszym meczu z Górnikiem, przegranym u siebie 0:1, który był chyba najsłabszy w całej rundzie: gra była fatalna i gdy po meczu trener nie przebierał w słowach, to mocno oberwało się m. in. Repce. Oskar wylądował na ławce i było to trudne zderzenie z rzeczywistością Marka Papszuna. Być może w GieKSie wyglądało to inaczej – po porażce trener reagował w inny sposób, jak przystało na beniaminka, natomiast w Rakowie wylicza się każdy błąd. Sam nie zwracam dużej uwagi na aspekty piłkarskie, ale czytałem opinie, że w ostatnim meczu ze Śląskiem Repka był jednym z naszych najsłabszych ogniw. Dla mnie jest to piłkarz z ogromnym potencjałem, pozostaje jednak pytanie, czy na dłuższą metę dopasuje się do naszego stylu gry. Z drugiej strony za chwilę w Rakowie będzie nowy trener, więc rola Repki też może się zmienić.

Jest też piłkarz, który kiedyś próbował podbić Częstochowę, a dziś nie wyobrażamy sobie bez niego GieKSy. Uważasz, że patrząc na obecną formę Bartosza Nowaka, odpuszczenie go przez Raków było błędem?
Przede wszystkim Bartek jest fajnym człowiekiem – otwartym, uśmiechniętym, radosnym. Widać, że gra sprawia mu przyjemność. Trudno uważać jego transfer za błąd. Kiedyś przygotowałem dla trenera statystykę zawodników, którzy nie sprawdzili się w Rakowie – większość wylądowała w 2. lub 3. lidze. Tacy jak Nowak są wyjątkami, ale nie znam dokładnie kulis jego odejścia – może sam na to nalegał, a może naciskał agent. Ja widziałbym Bartka w Rakowie, ale w tamtym czasie rywalizacja na jego pozycji była ogromna. Ponadto czasem po prostu tak jest, że w jednym klubie zawodnik gaśnie, a gdzie indziej, przy innym trenerze rozkwita i taki transfer okazuje się strzałem w dziesiątkę.

Gdy pojawiła się informacja, że Papszun wraca, miałem mieszane uczucia, zastanawiając się, czy jest szansa po raz drugi napisać tę samą historię” – to twoje słowa z naszej poprzedniej rozmowy. Wszystko wskazuje na to, że twoje obawy były słuszne.
Mimo całego zamieszania, jakie od kilku tygodni trwa w Częstochowie, z Markiem Papszunem wciąż mam dobre relacje. Po jednym z ostatnich meczów porozmawiałem trochę dłużej z trenerem i poznałem jego punkt widzenia oraz odczucia co do obecnej sytuacji w klubie. Dlatego teraz, gdy spotykam się z innymi kibicami i słucham niepochlebnych opinii na temat trenera, to staram się tonować nastroje. Trener Papszun nie jest idealny ani bezbłędny, ale takie sprawy często mają drugie dno i nie inaczej jest w tym przypadku.

Po ewentualnym odejściu Marek Papszun zachowa status legendy?
Pod koniec jego pierwszej kadencji byłem wśród inicjatorów uroczystego pożegnania trenera w naszym kibicowskim lokalu, wręczyliśmy mu też piłkę z napisem „trener – legenda”. Żegnaliśmy go jak króla, tymczasem niedługo później on wrócił. To dowód na to, że zarząd nie był przygotowany na jego odejście, decydując się na Dawida Szwargę. Poza tym nastroje byłyby inne, gdyby w poprzednim sezonie Raków zdobył mistrzostwo. Nie każdemu pasuje praca z Markiem Papszunem, ale trzeba pamiętać, że w tym, co robi, jest profesjonalistą i nawet w sytuacji, gdy jedną nogą jest w Legii, to jego piłkarze wychodzą na boisko przygotowani i wygrywają kolejne mecze. Po pamiętnej konferencji wielu w to zwątpiło – pojawiły się głosy, że piłkarze będą grać przeciwko trenerowi. Z kolei po wysokich zwycięstwach z Rapidem i Arką ci sami ludzie mówili: wygrali, bo chcieli zrobić na złość Papszunowi. Można oszaleć…

Po deklaracji trenera o chęci trenowania Legii studziłeś na Twitterze gorące głowy częstochowskich kibiców. Jakie uczucia dominują – zawód czy zrozumienie?
Zdecydowanie negatywnie odebrano tę wypowiedź trenera, przede wszystkim co do miejsca i czasu. Natomiast ja patrzę na to w inny sposób. Owszem, trener mógł to rozegrać inaczej, ale z drugiej strony, gdyby tego nie zrobił, a niedługo później wypłynęłaby informacja o jego przejściu do Legii, to spotkałby się z zarzutem, że nas zdradził i ukrywał prawdę. Wszyscy wiemy, że Papszun jest Legionistą, warszawiakiem i prowadzenie stołecznych zawsze było jego marzeniem. W Częstochowie zrobił kawał dobrej roboty, dlatego nie widzę w jego słowach aż tak dużej sensacji, jak przedstawiają to media.

Kwestia „transferu” Papszuna do Legii jest już oficjalna?
Nie mam pojęcia. Oficjalne jest porozumienie Rakowa z Łukaszem Tomczykiem – trenerem Polonii Bytom. Było już wiele wersji rozwoju sytuacji, natomiast jeśli miałbym obstawiać, to moim zdaniem Papszun zostanie w Częstochowie do końca rundy (kilka godzin później taką informację podał Tomasz Włodarczyk w serwisie meczyki.pl – przyp. red.).

W ostatnich tygodniach forma zarówno Rakowa, jak i GKS-u wyraźnie poszła w górę. To, co jeszcze nas łączy, to lanie od ostatniego w tabeli Piasta Gliwice. Jak do tego doszło w Częstochowie?
Na ten temat nie powiem zbyt wiele, bo choć w ciągu ostatnich 18 sezonów opuściłem zaledwie siedem domowych meczów Rakowa, to właśnie z Piastem był jeden z nich. Ani go nie oglądałem, ani też nie analizowałem tej porażki. Po pierwsze, Daniel Myśliwiec jest dobrym trenerem i szybko odcisnął swoje piętno na drużynie, a po drugie liga jest mega wyrównana i nawet tak niskie miejsce w tabeli jak Piasta nie znaczy, że nie potrafią się odgryźć. Inna sprawa, że Rakowowi zawsze lepiej gra się z drużynami z czołówki – nie wiem, czy to kwestia motywacji, czy czegoś innego. Mimo że Piast zdobył 6 punktów z naszymi drużynami, to uważam, że w końcowym rozrachunku znajdzie się mimo wszystko w trójce spadkowiczów.

Jeśli natomiast chodzi o czołówkę ligi, to wielokrotnie podkreśla się w mediach postawę Jagiellonii, która dobrze prezentuje się we wszystkich rozgrywkach. Tymczasem Raków radzi sobie równie dobrze, o ile nie lepiej, bo w przeciwieństwie do Jagi nadal ma szansę na Puchar Polski. Cele na ten sezon pozostają niezmienne?
Zdecydowanie. Zarówno trener, jak i piłkarze zarabiają takie pieniądze, że nie ma innego celu jak mistrzostwo. Pochwały dla Jagiellonii przypominają mi laurki dla Rakowa przy okazji marszu z 1. ligi do Ekstraklasy – jak to wszystko było doskonale poukładane. Jaga wygląda nawet lepiej – ogromny stadion, odpowiednie zaplecze infrastrukturalne i kibicowskie. Z kolei Raków jest w Polsce wyśmiewany przede wszystkim za brak stadionu. Mieliśmy swoje pięć minut zachwytów w mediach, a teraz każdy gorszy moment jest dodatkowo rozdmuchiwany. Nic się jednak nie zmienia: zarówno mistrzostwo, jak i Puchar Polski są dla nas mega ważne. Do tego jak najdłuższa gra w Lidze Konferencji. Po to sztab liczy tylu ludzi, by odpowiednio przygotować zespół do wszystkich rozgrywek, a wyniki muszą przyjść. Tym bardziej że w Pucharze robi się powoli autostrada do finału.

Musicie tylko uważać, by nie utknąć na bramkach z napisem „GKS Katowice”, ale przy odpowiednim zrządzeniu losu być może jeszcze będzie okazja o tym porozmawiać. Tymczasem skupiacie się na lidze i rozgrywkach europejskich. Czujecie się już w Sosnowcu jak u siebie?
W żadnym wypadku. Nie było tak ani w Bełchatowie, ani teraz w Sosnowcu. Trzeba być wdzięcznym włodarzom obu miast, że Raków miał gdzie grać, ale nie da się czuć dobrze poza Częstochową. Niby to tylko 60 kilometrów, ale każdy mecz w Sosnowcu bardziej przypomina bliski wyjazd niż mecz u siebie. Ciężko przyciągnąć tłumy na takie mecze, szczególnie tych najmłodszych – w Częstochowie byłoby to dużo prostsze. Sam stadion jest kapitalny do oglądania meczu, natomiast u siebie będziemy tylko w Częstochowie, choć na ten moment jest to nierealne. I pewnie w ciągu najbliższych lat się to nie zmieni.

Mimo że spodziewam się odpowiedzi, to i tak zadam ci to samo pytanie, co ostatnio: co nowego dzieje się w sprawie stadionu dla Rakowa?
Odpowiadam tak samo: nic się nie dzieje. Jakieś rozmowy się toczą, ale dopóki nie zobaczymy łopat na terenie budowy, to nie uwierzymy w żadne obietnice. Nie da się ukryć, że blokuje to rozwój klubu i Marek Papszun musi czuć to samo. Za każdym razem słyszy od prezesa, że rozmowy z Miastem są w toku – po pięciu czy sześciu latach można mieć już tego dość.

W poprzednim sezonie typowałeś gładkie 3:0 dla Rakowa w Częstochowie, tymczasem mecz potoczył się zupełnie inaczej.
Rzeczywiście, mój typ się nie sprawdził i po meczu śmiałem się w duchu, co ze mnie za znawca. Moim zdaniem tym meczem przegraliśmy mistrzostwo Polski, więc po czasie zabolało podwójnie. Szczególnie nie lubię przegrywać z Legią, Widzewem czy Lechem, a tutaj przyszła porażka z beniaminkiem. Mówi się trudno, bo takie wpadki się zdarzają. Myślę, że w najbliższą niedzielę 3:0 dla nas już musi być. Raków jest w gazie, a GieKSa będzie delikatnie podmęczona pojedynkiem z Jagiellonią, który musiał was sporo kosztować. Raków też co prawda grał ze Śląskiem, ale moim zdaniem wyglądało to trochę tak, jakby grał na pół gwizdka. Dlatego forma fizyczna będzie działać na naszą korzyść.

Wiem, że byłeś na Nowej Bukowej w pierwszej kolejce tego sezonu. Jak wrażenia?
Jak wspominałem w naszej poprzedniej rozmowie, tylko raz miałem okazję być na starej Bukowej – załapałem się na ostatni wyjazd w ubiegłym roku. W tym sezonie wiedziałem, że z powodu narodzin dziecka będę musiał odpuścić część wyjazdów, dlatego ucieszyłem się, że do Katowic jechaliśmy na samym początku i zdążyłem się do was wybrać. Miałem podobne odczucia jak z meczu w Lublinie – imponujący stadion, wszyscy ubrani na żółto, mnóstwo ludzi i kapitalny doping. Wielokrotnie podkreślałem, że doping ekip ze Śląska, takich jak GieKSa czy Górnik, to ścisły top w Polsce. Co do samego meczu to nie powiem za wiele, bo nie należę do tych, którzy szczególnie skupiają się na analizie boiskowych wydarzeń, najważniejsze było zwycięstwo 1:0. Cały wyjazd wspominam więc bardzo dobrze, z wyjątkiem incydentu z rozpylonym gazem, który wprowadził trochę zamieszania.

Kontynuuj czytanie

Kibice Klub Piłka nożna

Puchar Polski dla wyjazdowiczów

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Wczoraj klub GKS Katowice ogłosił, że wszyscy wyjazdowicze (a było ich aż 1022!), którzy pojechali na mecz do Białegostoku, mają w systemie biletowym przypisany voucher, który można wymienić na darmowy bilet na pucharowe spotkanie z Jagiellonią.

Jak informuje na swojej stronie internetowej klub (tutaj): Wyjazdowicze na swoich profilach w Systemie Biletowym GieKSy otrzymali voucher rabatujący cenę biletu na mecz pucharowy do 0 zł. Z prezentu można skorzystać już teraz! Voucher nie obejmuje biletów parkingowych oraz VIP. Co ważne, jeśli któryś z wyjazdowiczów nabył już wcześniej bilet na mecz pucharowy, to wówczas może wykorzystać voucher przy zakupie biletu na mecz innej sekcji GKS-u w 2025 r.

To kolejny miły gest ze strony klubu w kierunku najwierniejszych kibiców GieKSy. Już w niedzielę, zaraz po decyzji o niegraniu, piłkarze GieKSy podeszli pod sektor gości, a część z nich się na nim znalazła. Tam podziękowali fanatykom za tak liczną obecność, wspomnieli, że zawsze grają w „12” i dziś też chcieli dla nas wygrać. Oprócz tego rozdali swoje koszulki najmłodszym kibicom GKS Katowice, którzy wybrali się do Białegostoku. O tej sytuacji piszą więcej sami kibice na Facebooku (tutaj).

Przypomnijmy, że mecz z Jagiellonią zostanie rozegrany w czwartek 4 grudnia o 17:00 na Arenie Katowice. Na ten mecz NIE obowiązują karnety – wszyscy kibice muszą zakupić bilety (lub wykorzystać wspomniany wcześniej voucher). Bilety dostępne są w internetowym systemie (tutaj).

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nowa Bukowa pisze swoją historię

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wydaje nam się, że i tak dużo przeżyliśmy w tym roku, GieKSa dokłada kolejną cegiełkę. Do wspomnień. Do historii. Do legendy. Rok 2025 to kolejny, który będziemy mogli wspominać z rozrzewnieniem i dumą. To nie jest jeszcze podsumowanie, bo czeka nas niedzielny mecz z Rakowem Częstochowa. Ale to, jak szybko Nowa Bukowa zaczęła pisać swoją historię, jest po prostu ewenementem. Ten stadion to już nie nowość i ciekawostka. To miejsce, w którym JUŻ przeżyliśmy piękne chwile, o których będziemy pamiętać na zawsze.

Wczorajsze późne popołudnie i wieczór było magiczne. Nie pamiętam tak głośnych i długich podziękowań i świętowania po meczu. Mimo mniejszej niż na meczach ligowych frekwencji było w tym tyle esencji, a euforia utrzymująca się po bramce Bartosza Nowaka była ciągle wyczuwalna. Nasz zespół osiągnął naprawdę wielki sukces ogrywając – nie waham się tego określenia użyć – obecnie najlepszą drużynę w Polsce. Tak, Jaga mimo chwilowego zawahania (które i tak nie jest naznaczone porażkami), jest w mojej opinii najlepiej i najrówniej grającą drużyną naszej ekstraklasy. I co najlepsze – GieKSa wygrała ten mecz zasłużenie. Znów żelaznym realizowaniem taktyki i przede wszystkim efektywnością w działaniu. Piłkarze Jagi dwoili się i troili próbując wejść w nasze pole karne, a wręcz bramkowe, ale zaraz mieli naprzeciw siebie gąszcz nóg i tułowi katowickich rywali. Nasi piłkarze byli jak smok, któremu w momencie obcięcia jednej nogi (czytaj minięciu jednego przeciwnika), wyrastały trzy nowe. Przez to Jaga nie stworzyła sobie bardzo klarownych sytuacji. Było kilka zamieszań, kilka strzałów z dystansu, kilka interwencji Strączka. Ale summa summarum, podobnie, jak w meczu z Pogonią, zagrożenia wielkiego z tej ofensywy Jagi nie było.

Pan Piłkarz Bartosz Nowak… Boże. Przecież to jest obecnie najlepszy piłkarz ekstraklasy. Inteligencja i efektywność tego zawodnika sprawia, że śmiało może on kandydować do najlepszego piłkarza GKS w ostatnim dwudziestoleciu. Przy czym nie mówimy tu o dorobku, długiej grze, tylko walorach czysto piłkarskich. Uważam, że od czasu Przemysława Pitrego nie mieliśmy tak dobrego zawodnika, tyle że Bartek i od tego zawodnika jest dużo lepszy. To inny poziom, inna liga. Cieszmy się, że mamy takiego piłkarza w swoich szeregach. W poprzednim sezonie trochę kręciliśmy nosem, bo choć zawodnik imponował swoimi niekonwencjonalnymi zagraniami i również był efektywny, zaliczał asysty, to jakoś mieliśmy wrażenie, że jest tego za mało, jak na jego potencjał. Teraz ten potencjał wybuchł ze zdwojoną siłą. Zawodnik jest to wprost doskonały i dla takich ludzi dzieci zaczynają się interesować piłką nożną i wieszają plakaty nad łóżkiem. Po prostu mistrz.

W wywiadzie dla GieKSaTV Bartek powiedział, że pierwsza bramka to w zdecydowanej większości zasługa Marcela Wędrychowskiego. Mam z tym stwierdzeniem problem, bo zgadzam się, ale nie do końca. To znaczy uważam, że większość zasługi w tym golu jest i Marcela, i Bartka. Wiem, że to wbrew logice, ale trudno. Zaraz się skupię na Marcelu, ale to co zrobił Bartosz tym minięcie na spokoju przeciwnika to też był majstersztyk. Przecież gdyby uderzył od razu, ryzykowałby trafieniem w blokujących przeciwników. A tak zamarkował strzał, nawinął i już nie miał żadnych przeszkód, by trafić do siatki. To był jego kunszt. Wielu piłkarzy stosuje nadmierne dryblingi, nawet w takich sytuacjach, ale często są one zupełnie bez sensu. Tutaj było to działanie w ściśle określonym celu – zwiększenia prawdopodobieństwa zdobycia bramki. I to się udało perfekcyjnie.

W pierwszej połowie Bartek często stosował taki subtelny pressing, próbował przewidzieć błąd rywala, więc gdy Piekutowski miał piłkę, robił taki ruch, to w lewo, to w prawo, by ewentualnie przeciąć piłkę. Dosłownie pomyślałem sobie wtedy, że mało prawdopodobne jest, że coś takiego się uda, ale po chwili przyszła druga myśl: Pan Piłkarz Bartosz Nowak wie, co robi i skoro tak robi, to jest duża szansa, że w końcu będzie z tego efekt. I choć nie bezpośrednio, to jednak taki błąd przeciwnika wykorzystał właśnie Marcel Wędrychowski. To jak katowicki De Bruyne wyczuł i doskoczył do golkipera gości, to też była klasa. Liczyła się szybkość. I oczywiście geneza tego gola jest po stronie Marcela. A potem był już kunszt Nowego.

W ataku zagrał tym razem Ilja Szkurin. Zawodnik przepychał się z rywalami, walczył. Sytuacji przez sporą część meczu nie miał. Ale jak już przyszło do pokazania swoich umiejętności, to i tu Białorusin spisał się świetnie. Najpierw świetne przyjęcie klatką, potem asysta oczywiście od Nowaka, no i pozostało już pewne wykończenie. Choć przyznam, że bardziej niż ten gol, podobało mi się zachowanie Ilji, przy golu na 3:1. Poszedł jak ten dzik na Vitala i już sam nie wiem, czy nasz zawodnik dziubnął tę piłkę czy rywal, ale ta agresja to było coś wspaniałego i doprowadziła ona do tego, że piłka trafiła pod nogi Nowaka, a ten – znów w wybitny sposób – strzelił niczym bilą do łuzy. W ogóle mam wrażenie między Szkurinem, a Nowakiem jest jakaś chemia, to jak współpracują i cieszą się wspólnie po bramkach, ten uśmiech na ustach i radość – coś pięknego. A Ilja w ogóle jeszcze punktuje u mnie dodatkowo tym, że ma kota – ale to już prywata 😉

Około 80. minuty byłem też pod wrażeniem jednej rzeczy i bardzo ceniłem nasz zespół. Mianowicie za to, że nie cofnęliśmy się do głębokiej defensywy. Oczywiście kilka razy byliśmy bardzo głęboko, bo Jaga rzuciła na nas wszystkie siły, do Imaza dołączyli Pululu czy Pietuszewski i mając dwubramkową stratę, logicznym było, że ruszą na nas. I czasem zakotłuje się w polu karnym. Jednak GieKSa starała się jak tylko mogła oddalić grę i dość często to się udawało. Ceniłem to dlatego, bo nieraz w takiej sytuacji zespoły cofają się już na stałe w swoją szesnastkę i tylko czekają na wymiar kary. Zamiast po prostu grać swoje. Powiedziałem sobie wtedy w duchu – właśnie w tej 80. minucie – że jeśli GKS straci dwa gole, to nie będę miał żadnych pretensji za ten sposób gry, bo ostatecznie to zmniejsza ryzyko utraty bramek, a nie zwiększa. Ostatecznie Jagiellonia strzeliła gola z rzutu karnego, bo Rafał Strączek w drugim meczu z rzędu znokautował rywala (poprzednio Kuuska, teraz Pozo), ale to była jedyna bramka gości w tym spotkaniu. I Rafał się do tego przyczynił również, broniąc dobrze i pewnie.

Ten mecz miał kilka analogii ze spotkaniem z ekstraklasy z poprzedniego sezonu. Znów wygraliśmy 3:1. Znów gola strzelił Pululu. I znowu katowiczanie zdobyli bramkę po fatalnym błędzie rywali w wyprowadzaniu piłki. Wtedy Nowak odebrał piłkę Halitiemu i gola strzelił Adrian Błąd, tym razem to Nowy był egzekutorem po świetnym odebraniu od Piekutowskiego. I znów euforia.

Dodajmy, że to już druga bramka w tym sezonie, w której nasz piłkarz odbiera piłkę bramkarzowi przeciwnika. W Płocku Rafałowi Leszczyńskiemu futbolówkę sprzed nosa zgarnął Marcin Wasielewski. Pressing się opłaca!

Nie zapominajmy też o świetnej defensywie naszej drużyny. To była kontynuacja gry z meczu z Pogonią. Poświęcenie, żółty (w tym przypadku czarny) mur naszych piłkarzy, wślizgi, bloki i wybloki. To co było naszym mankamentem na początku sezonu, w dwóch ostatnich meczach stało się chlubą. Nasz zespół znakomicie gra w obronie. A jeśli dołożymy do tego fakt, że nie opieramy się tylko na kontrach, tylko budujemy ciekawie swoje akcje ofensywne, można powiedzieć, że rozwój tej drużyny trwa w najlepsze.

Kolejnym naszym problemem były tracone nałogowo bramki do szatni. Już o tym zapomnieliśmy, choć Pululu akurat trafił na kilka minut przed końcem. Ale ostatnio mamy mecze na zero z tyłu, tych goli do szatni też po prostu nie zaliczamy. A tymczasem trend się odwrócił. Gdy ja się cieszyłem, że mamy spokojne 0:0 do przerwy i jedna minuta doliczona, GieKSa przeprowadziła swoją skuteczną akcję. Dla mnie to był totalny bonus, bo mentalnie byłem przy remisie do przerwy. A potem w doliczonym czasie całego meczu Bartosz ponownie strzelił gola.

Euforia po tej bramce była niebywała. Z wszystkich spadło ciśnienie. Te okrzyki „GKS! GKS!” i „Loooo, lolo loooooooo” po bramce przypominały stare czasy, jeszcze z lat 90., kiedy właśnie tak celebrowało się bramki. Absolutnie piękna sprawa.

Trener oczywiście na konferencji jest „oficjalny”, więc gdy zapytałem go, czy ma satysfakcję, że utarli nosa Jagiellonii za ten mecz ligowy, który się nie odbył powiedział, że nie rozpatruje tego w takich kategoriach. Za to my, jako kibice możemy – bo to też jest kwintesencja kibicowania, takiego bym powiedział w stylu angielski, czyli takie prztyczki, docinki. Więc troszkę Jaga dostała za swoje za to, że nie przygotowali boiska i lekceważąco podeszli zarówno do naszej drużyny, jak i kibiców, którzy do Białegostoku przyjechali. Chytry traci. Więc nie było co kombinować, trzeba było w tamtą niedzielę zagrać. Choć może Jaga wiedziała, co ją czeka i po prostu się bała?…

Myślałem o takim performancie, żeby trenerowi Siemieńcowi wręczyć łopatę do odśnieżania po meczu, ale stwierdziłem, że nie będę takich cyrków robił, choć wydaje mi się to całkiem zabawne (ach, pamiętny Puchar Pepco). Jednak nawet gdybym już miał sprzęt przygotowany, to w ostatniej chwili bym zrezygnował. Widząc przybitego trenera gości, włączyłaby mi się empatia i po prostu bym mu już nie dowalał. Poza tym mógłbym z tej konfrontacji nie wyjść żywy 😉

Jesteśmy w ćwierćfinale. Po raz pierwszy od 21 lat. W końcu po latach upokorzeń, kompromitacji i pucharowych dramatów, przeszliśmy już trzy rundy i zagramy na wiosnę w tych rozgrywkach. Czy znów naszym przeciwnikiem będzie ekipa z ekstraklasy? A może jakaś drużyna z niższej ligi? W ósemce znalazły się Avia Świdnik, Zawisza Bydgoszcz i Chojniczanka. To byłyby bardzo ciekawe opcje. W każdym razie droga na Narodowy zrobiła się realna. Trzeba będzie walczyć o to ze wszystkich sił.

W niedzielę Raków. Na zakończenie roku. GKS Katowice ma obecnie sześć zwycięstw w siedmiu ostatnich meczach. Bilans to znakomity. Trochę osób wieszczyło, że po porażce z Piastem w pozostałych spotkaniach nie zdobędziemy już żadnych punktów, że wszystko przegramy. Tymczasem mecz w Białymstoku się nie odbył, a potem z Pogonią i Jagą GKS po bardzo dobrej grze odniósł zwycięstwa. Naprawdę – wierzmy w tę drużynę.

Oczywiście z Rakowem łatwo nie będzie, bo piłkarze Marka Papszuna złapali dobry rytm. Odprawili z kwitkiem Rapid Wiedeń i Arkę strzelając im po cztery gole, wyeliminowali także Śląsk Wrocław. Więc przeciwnik jest trudny, ale przecież w lutym pokonaliśmy go w Częstochowie. A GieKSa jest na tyle w dobrej dyspozycji, że nie ma powodów, by nie wierzyć, że przy Limanowskiego nasz zespół nie jest w stanie grać o zwycięstwo.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga