Dołącz do nas

Piłka nożna

Szok zaklęty w ułamku sekundy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Od strasznego w skutkach i okolicznościach meczu z Bytovią minęło już ponad dwa tygodnie. Emocje już opadły, myślimy o kolejnym sezonie. Choć w sumie staramy się myśleć, bo ciężko to robić w momencie, kiedy właśnie od dwóch tygodni można odnieść wrażenie, że nasz klub nie istnieje. Dwa tygodnie w zawieszeniu, bez trenera, z prezesem, który oddał się do dyspozycji rady nadzorczej, bez dyrektora sportowego i nikogo, kto mógłby choćby logistycznie zrobić coś w kontekście przyszłych rozgrywek. I posprzątać ten bałagan.

Czas daje możliwość spojrzenia już z mniejszymi, nie tak żywymi emocjami na to, co właściwie się stało w 97. minucie meczu GKS Katowice – Bytovia Bytów. A stało się coś, co dla kibica najgorsze. Dla kibica już świętującego osiągnięcie celu, gdy w ostatniej akcji w dramatycznych okolicznościach jego drużyna przegrywa i kończy piłkarski sezon klęską. I to w sytuacji, która zdarza się raz na tysiąc meczów.

Kilka tygodni temu zastanawiałem się, co muszą czuć kibice Ajaxu. Doliczony czas gry meczu z Tottenhamem, fiesta na stadionie, awans do finału Ligi Mistrzów. Czas przedłużony już dawno się skończył, kolejna piłka wybita, londyńczycy grają już tylko na kompletną aferę. Zaraz końcowy gwizdek i wielka euforia. Jest ta laga do przodu, przypadkowe odbicie piłki, rywal jednak strzela gola i na stadionie zalega cisza. Z nieba zrobiło się piekło. z euforii zrobiła się rozpacz. Z wesela zrobił się pogrzeb.

W najśmielszych snach nie spodziewałem się, że my kibice GieKSy możemy doświadczyć czegoś podobnego. Naprawdę niewiele osób zakładało, że katowiczanie są w stanie przegrać z drużyną, która nie potrafi wygrać meczu. W najgorszym razie braliśmy pod uwagę remis. Gdy Filip Burkhardt strzelił gola, widmo spadku jednak zaczęło nam zaglądać w oczy. Po tym jednak, jak Callum Rzonca wyrównał, wydawało się, że do powtórki – czyli wyjścia gości na prowadzenie – już nie dojdzie.

Problem z tym, że GKS grał słabo, a od początku drugiej połowy bardzo słabo. Dużo błędów, mnóstwo prostych strat i niepewności, a w końcówce – cofnięcie się. Dramatyczne cofnięcie się, które w przypadku lepszego rywala skończyłoby się utrata bramki pewnie po 2-3 minutach. Tutaj trwało to dłużej, ale umówmy się – tą bramką śmierdziało już gdzieś od 70-75. minuty.

W naszych rozmowach przewijało się oczywiście – znając historię GieKSy z ostatnich kilku lat – że może zdarzyć się coś trudnego do wyobrażenia w doliczonym czasie. Historia dała nam dwa awanse, które wydawały się pewne, a zostały przegrane, historia dała nam 90. minutę meczu z Kluczborkiem i gola rywali z połowy boiska. Dlaczego teraz nie miało być powtórki?

Lubię, gdy bramkarze idą w pole karne. To zawsze jest coś spektakularnego, gdy golkiper strzeli gola. Problem w tym, że od kiedy pamiętam, chyba nie widziałem meczu na żywo w telewizji, w którym taka sytuacja miałaby miejsce. Interesując się piłką od dwudziestu kilku lat. Widziałem za to, jak bramkarz Olimpii strzelił gola GieKSie. Widziałem jak bramkarz Kolumbii strzelił gola Polsce (choć w innych okolicznościach niż doliczony czas gry). Teraz w nasze pole karne postanowił się wybrać Andrzej Witan.

Pierwsze jego podejście do tej sprawy nie odbyło się. Na linii środkowej spojrzał na ławkę rezerwowych Bytovii i prawdopodobnie dostał sygnał, żeby nie iść. Działo się to około 91. minuty. Rzut wolny w 97. minucie był oczywistą ostatnią akcją meczu, więc tu już nie było kalkulacji – poszedł do naszej szesnastki.

Sytuacja oczywiście została już wielokrotnie opisana: niepokrycie Witana, jego nabieg na długi słupek i bardzo mocny strzał. Ja jednak chciałbym się podzielić swoimi osobistymi wrażeniami, bo pamiętam klatka po klatce, co się ze mną działo oraz jak odbierałem rzeczywistość w te kilka sekund, a potem już po fakcie…

Nie wierzyłem, że z tego może paść gol, a już tym bardziej strzelony przez bramkarza. Byłem więc umiarkowanie spokojny, z tym jednym aspektem, który nie dawał spokoju całkowitego – wspomniane wszelkie dziwne historie naszego klubu. Ogólnie wiadomo było, że za kilka sekund… wszystko będzie wiadomo.

Burkhardt dośrodkował.

Gdy zorientowałem się, że piłka podąża w kierunku długiego słupka, a Witan jest niepokryty, niepokój momentalnie wzrósł o kilkaset procent. Stosunkowo rzadko, ale zdarzają się takie dośrodkowania, które człowiek oglądający piłkę od wielu lat potrafi momentalnie w głowie przeanalizować w kontekście zawodnika, który na daną piłkę ma nabiec. Z pewnością sami macie podobne doświadczenia, że już w momencie dośrodkowania wiedzieliście, że to będzie gol.

Nasz mózg działa automatycznie, także w kontekście szybkiej analizy kilku zmiennych. W tym wypadku są to zmienne przestrzenne, czyli ustawienie i przemieszczanie się zawodników, ich prędkość, a także tor lotu i prędkość piłki. Ułamek sekundy i już wszystko wiadomo.

W tym ułamku sekundy, w momencie dolatywania piłki w okolice długiego słupka i nabiegu Witana, czułem, że to się skończy tragicznie. Wszystko było perfekcyjne w tym stałym fragmencie gry gości.

Oczy otwierałem coraz szerzej, jednocześnie ze strachu, przesądzonego losu i szoku. I potwierdzenia kuriozalnych sytuacji, które właśnie po raz kolejny miało się ziścić.

Witan trafił do bramki.

Jakiś mechanizm zaprzeczania w pierwszej chwili dał mi znak zapytania, czy rzeczywiście ta bramka padła, czy piłka wpadła do siatki. Zaraz jednak widoczna reakcja zawodników powiedziała wszystko.

Odgłos, który rozległ się na stadionie, to jest coś, czego nigdy nie wyreżyserowałby największy mistrz kina. To nie jest „jest!” po bramce, to nie jest słynne „no… no… kurwa!” po niewykorzystanej sytuacji. To nie jest zwykła cisza po zwykłej straconej bramce.

To był ogromny balon napięcia, które właśnie zeszło, bo wszystko już było wiadome. To był odgłos szoku, niedowierzania, całkowitego zawodu i jednocześnie złości. Obejrzyjcie sobie filmik z tej bramki, żeby usłyszeć ten odgłos. Coś niesamowitego, jak w tej trwającej kolejny ułamek sekundy reakcji było zaklęte całe spektrum emocji setek ludzi na stadionie.

Ja osobiście czułem szok i niedowierzanie, że po raz kolejny potwierdziły się kuriozalne okoliczności i że właśnie bramkarz spuścił nas do drugiej ligi. Ten moment, w którym to się stało to było coś nierealnego, nie z tego świata. Jak to możliwe, że to się właśnie stało? – zastanawiałem się.

Na stadionie nie rozległa się cisza tylko jakiś wielki szum. Ludzie stali jak wryci i patrzeli się na boisko. Jak w jakimś transie. Podobnie jak ja, chyba nikt nie potrafił uwierzyć, w to co się wydarzyło. Ale nie tak, jak to jest w sloganach tego typu. Tutaj naprawdę szok był tak wielki, że ludzie przez chwilę musieli po prostu dojść do pełni, że tak powiem, władzy umysłowej. Musieli mentalnie wrócić do siebie i uznać, że tak – to właśnie się wydarzyło. To jest prawda.

Trwało to około pół minuty.

Dopiero po upływie tego czasu pojawiła się potężna złość, której efektem były okrzyki „wypierdalać” skierowane w stronę piłkarzy. Zaraz po golu to nie było możliwe. „Ściągać koszulki” było już mniej słyszalne. Część ludzi pozostawała w szoku.

Sędzia zakończył spotkanie z momencie, kiedy na boisku znajdowali się już nie tylko piłkarze. GKS nie miał już szans na odrobienie straty, ale to było wiadomo.

Bycie w tym momencie na stadionie, obserwowanie, widzenie i słyszenie wszystkich tych ludzi dookoła było kolejnym dowodem na to, czym jest piłka i czym jest GKS Katowice. Teraz już mogłem wiedzieć, co poczuli kibice Ajaxu. Poczułem to sam, chłonąłem to, co czują kibice będący na tej samej trybunie.

To straszne i smutne. Ale jednocześnie mam wielki szacunek do tej sytuacji i do tego, że w niej się znalazłem. To te momenty będziemy kiedyś przypominać, momenty bólu i kibicowskiego cierpienia. Będziemy je przypominać w momencie wielkiego sukcesu.

Warto o tej chwili pamiętać. Nie ma co jej zamiatać pod dywan. To jest życie kibica, a życie kibica GieKSy jest naznaczone cierpieniem.

Po to, żeby triumf smakował kiedyś wielokrotnie lepiej.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

7 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

7 komentarzy

  1. Avatar photo

    Jurek

    3 czerwca 2019 at 14:33

    Gorak trenerem.

  2. Avatar photo

    Scifo

    3 czerwca 2019 at 18:33

    Dobrze napisane.

  3. Avatar photo

    KaTe

    3 czerwca 2019 at 19:59

    Tiaaa, richtig bolało…

  4. Avatar photo

    BB 1907 TS

    4 czerwca 2019 at 09:23

    Super artykuł. Nie dziwi mnie szok ludzi na stadionie, bo jako kibic Podbeskidzia, dla którego losy Gieksy są obojętne, sam byłem w szoku jak się o tych okolicznościach dowiedziałem. Ba, do dziś jestem w szoku. Pamiętam jak spadliśmy z Ex, pomimo że w sezonie zasadniczym zajęliśmy 8 miejsce. Też wtedy nie wierzyłem że to się stało, ale to co wydarzyło się u Was, to historia nie z tej planety. Ale głowa do góry, trzeba żyć dalej. Bardzo fajne ostatnie zdania artykułu. Jeszcze nadejdą piękne czasy. Bierzcie się do roboty.

  5. Avatar photo

    Kato

    4 czerwca 2019 at 09:43

    Fajny artykuł.
    Życie kibica GIEKSY…
    INO GIEKSA!

  6. Avatar photo

    Irishman

    5 czerwca 2019 at 07:11

    Fajnie napisane! Ale z jednym się nie zgadzam. Ja w końcówce meczu nie świętowałem utrzymania. Było to raczej takie poczucie ulgi, że ten syf okraszony zaledwie jednym zwycięstwem na Bukowej nareszcie się kończy. Jednocześnie też z obawami myślałem co będzie dalej, co tam Dudek z dyrektorem Bartnikiem, z akceptacją prezesa Janickiego wymyśla? Co będzie jak zostaną w klubie Wawrzyniak, Piesio, Śpiączka?
    I jeśli można znaleźć w tym bagnie jakieś plusy (a mnie tak życie już dało w dupę, że zawsze próbuję) to jednym z nich jest to, że tych ludzi już prawie w komplecie nie ma na Bukowej.
    Poza tym, tak pół żartem ale jednak pół serio – jeśli przez te wszystkie lata prześladował nas jakiś pech to w 97 minucie tego meczu wyczerpał już cała swoją wredną dla nas moc, albo jeśli musieliśmy odpokutować za jakieś grzechy z przeszłości to już chyba w tym momencie odpokutowaliśmy. Więc teraz może być już tylko lepiej!!! 🙂

  7. Avatar photo

    oldskul

    6 czerwca 2019 at 00:51

    Zgadzam się co do artykułu, żeby jeszcze tylko udało się dożyć do tego triumfu…

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

GKS Katowice – Odra Opole Live

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

13.04.2023 Katowice

GKS Katowice – Odra Opole 1:3 (0:1)

Bramki: Jaroszek (55)Piroch (26), Continella (74), Sarmiento (76)

GKS Katowice: Kudła – Wasielewski, Jaroszek, Jędrych, Repka, Rogala– Błąd (86. Ćwielong), Kozubal, Shibata (77. Mak), Marzec (86. Pietrzyk) – Bergier

Odra Opole: Haluch – Szrek, Piroch, Spychała, Kamiński M. – Kamiński W. (59. Continella), Niziołek, Galan, Antczak (78. Surzyn), Hebel (59. Sarmiento) – Czapliński

Żółte kartki: Marzec, Kozubal, Mak – W. Kamiński, Antczak, Continella, Czapliński

Sędzia: Piotr Urban (Warszawa)

Widzów: 5467

 

     

    Kontynuuj czytanie

    Piłka nożna

    Odra Opole zakończyła serię GieKSy

    Avatar photo

    Opublikowany

    dnia

    Przez

    Kolejne spotkanie GieKSa rozgrywała przy Bukowej, tym razem w Katowicach zjawiła się Odra Opole. Mecz przy akompaniamencie głośnego dopingu rozpoczął się o godzinie 15:00.

    Rafa Górak musiał dokonać dwóch zmian w swojej żelaznej wiosennej jedenastce. Kontuzjowanego Komora zastąpił Jaroszek, natomiast za pauzującego Kuuska pojawił się Shibata, który rozpoczął  mecz na pozycji 6, a Repka został przesunięty na stopera. Mecz od pierwszych minut nie porywał, w jednej z pierwszych akcji ucierpiał zawodnik Odry, który dłuższą chwilę był opatrywany na murawie. Co ważne każde wyjście z piłką z własnej połowy bardzo mocno ożywiało trybuny, które wierzyły, że są w stanie wpłynąć na zespół głośnym dopingiem. Pierwszy groźny strzał oddali Trójkolorowi, po rzucie rożnym głową strzelił Repka, ale prosto w bramkarza, który pewnie złapał piłkę. Arbiter po chwili użył gwizdka i wskazał na przewinienie zawodnika gospodarzy. Było to pierwsze ostrzeżenie dla Halucha. W kolejnej akcji ponownie uderzył Repka zza pola karnego, ale nad bramką. W 18. minucie groźną stratę zanotował ten sam zawodnik na lewej stronie. Po szybkiej kontrze opolanie oddali strzał, ale piłka powędrowała daleko od bramki Kudły. W 26. minucie Odra przerwała passę 12 bramek z rzędu katowiczan. Po wrzuceniu piłkę w polu karnym i zamieszaniu najbardziej zorientowany był Piroch, który wpakował piłkę w okienko bramki. GieKSa dalej starał się grać swoje. W 33. minucie ładną dla oka kombinacyjną akcję na strzał zamienił Bergier, jednak ponownie w tym spotkaniu zabrakło precyzji. Odra miała w dalszej fazie dwa groźne strzały – z jednym Kudła spokojnie sobie poradził, ale drugi wypluł przed siebie, jednak naprawił błąd, wyjmując piłkę spod nóg nabiegającego rywala. W doliczonym czasie świetną akcję na lewej stronie rozegrali katowiczanie, ale ostatecznie podanie Rogali na niecelny strzał zamienił Błąd, a był już blisko bramki rywala.

    Drugą połowę rozpoczęli ci sami zawodnicy z obu stron, trenerzy spokojnie podeszli w przerwie do korygowania swojego planu na to spotkanie. Po rzucie rożnym groźnie uderzył z ostrego kąta Repka, ale piłka nieznacznie minęła przeciwny słupek bramki. GieKSa starała się atakować, ale korzystając z prowadzenia regularnie i dość często kradli czas goście, leżąc na murawie po starciach. W 52. minucie Wasielewski doszedł do piłki na prawej stronie i dośrodkował spod końcowej linii, piłka przelobowała bramkarza, ale nie wpadła do siatki mimo dobrej rotacji. W 56. minucie po ogromnym zamieszaniu w polu karnym tym razem GieKSa zdobyła bramkę, piłka wręcz spadła pod nogi Jaroszka, a ten wpakował piłkę do siatki. Odra w drugiej połowie raczej nie zatrudniała Kudły, to katowiczanie mieli częściej piłkę pod nogą i raz po raz próbowali sforsować dobrze dysponowaną w tym dniu obronę gości. W 74. minucie po odbiorze na własnej połowie Kozubalowi piłki w dość agresywny sposób Odra wyprowadziła ten jeden atak w drugiej połowie, który doskonałym, technicznym strzałem zza pola karnego zamienił na bramkę Continella. Dwie minuty później po zagraniu na wolne pole sytuację sam na sam z ostrego kąta wykorzystał Sarmiento. Kudła popełnił błąd, był bardzo niezdecydowany przy wyjściu do piłki. Na Bukowej zapadła konsternacja po tych dwóch szybkich, mocnych ciosach. W 83. minucie Błąd, chcąc uspokoić grę, zagrał do Kudły tak, że piłka po koźle przelobowała naszego bramkarza, ale szczęśliwie nie leciała w światło bramki. Zamieszanie we własnym polu karnym w 88. minucie cudem wybronili gospodarze, których każda minuta oddalała od odrobienia dwubramkowej straty. Do końca doliczonego czasu gry żaden z zespołów nie stworzył okazji. Świetna seria GieKSy dobiegła końca.

    13.04.2023, Katowice
    GKS Katowice – Odra Opole 1:3 (0:1)
    Bramki: Jaroszek (56)Piroch (26), Continella (74), Sarmiento (76).
    GKS Katowice: Kudła – Wasielewski, Jaroszek, Jędrych, Repka, Rogala – Błąd (87. Ćwielong), Kozubal, Shibata (77. Mak), Marzec (87. Pietrzyk) – Bergier.
    Odra Opole: Haluch – Szrek, Piroch, Spychała, Kamiński M. – Kamiński W. (59. Continella), Niziołek, Galan, Antczak (78. Surzyn), Hebel (59. Sarmiento) – Czapliński.
    Żółte kartki: Marzec, Kozubal, Mak – W. Kamiński, Antczak, Continella, Czapliński.
    Sędzia: Piotr Urban (Warszawa).
    Widzów: 5467.

    Kontynuuj czytanie

    Hokej

    GieKSa hokejowym wicemistrzem Polski

    Avatar photo

    Opublikowany

    dnia

    Przez

    Ostatnie spotkanie finałowe nie zawiodło nikogo. Obie drużyny prezentowały dojrzały hokej, o czym świadczy fakt, że w regulaminowym czasie gry nie obejrzeliśmy bramek i o tym, która drużyna została Mistrzem Polski, rozstrzygnęła dogrywka. W niej złotego gola zdobył Kaleinikovas zapewniając Re-Plast Unii Oświęcim tytuł Mistrza Polski w hokeju na lodzie.

    Świadome wagi spotkania obie drużyny od początku starały się narzucić przeciwnikowi swój styl gry, jednak dobrze w obu ekipach spisywały się formacje defensywne. W 5. minucie Kaleinikovas i Dziubiński sprawdzili dyspozycję Murraya. W odpowiedzi Kovalchuk, który rozgrywał bardzo dobre zawody, dograł do Hitosato, lecz uderzenie Japończyka obronił Lundin. Z upływem czasu częściej przy krążku utrzymywali się katowiczanie, a oświęcimianie próbowali wyprowadzać szybkie kontry. Mimo prób Maciasia, Iisakki, Pasiuta po stronie GieKSy oraz Heikkinena, Ackereda, Denyskina i Dyukova po stronie Re-Plast Unii Oświęcim bramek w pierwszej tercji nie obejrzeliśmy. Natomiast równo z syreną za grę wysokim kijem do boksu kar został odesłany Marklund.

    Drugą tercję rozpoczęliśmy od gry w osłabieniu. Pierwszą minutę dobrze się broniliśmy, ale w drugiej minucie tego osłabienia groźne strzały oddali Sadłocha i Ahopelto, które obronił Murray. Po wyrównaniu sił na lodzie mecz się wyrównał, a obie drużyny grały uważnie w defensywie. W 30. minucie na ławkę kar został odesłany Heikkinen. Podczas okresu gry w przewadze Lundina próbowali pokonać Hitosato i Monto. W ostatnich pięciu minutach drugiej tercji mecz nabrał rumieńców. Najpierw w 36. minucie Marklund trafił w słupek, a w odpowiedzi Heikkinen przegrał pojedynek sam na sam z bramkarzem GieKSy. Dwie minuty później Murray z kłopotami obronił strzał Ackereda. Druga tercja zakończyła się także wynikiem bezbramkowym.

    Początek trzeciej tercji należał do GieKSy, ale krążek po uderzeniach Michalskiego i Isakki minął bramkę Lundina, ale podobnie jak to było w poprzednich tercjach, z biegiem czasu mecz się wyrównał. W 50. minucie Murray obronił uderzenia Karjalajnen, Kowalówki i Sołtysa. Podobnie jak dwie poprzednie tercje, również trzecia zakończyła się wynikiem 0:0, a zatem o tytule Mistrza Polski rozstrzygnęła dogrywka.

    Dogrywkę rozpoczęliśmy od dwóch niewykorzystanych sytuacji.  Najpierw bliski pokonania Lundina był Koponen, a chiwlę później po uderzeniu Iisakki krążek minimalnie minął oświęcimską bramkę. W odpowiedzi Ackered trafił w obramowanie naszej bramki. Sytuacja ta była jeszcze sprawdzana na wideo.  W 66. minucie groźnie strzelał Ackered, a chwilę później Murray uprzedził Sadłochę, który znalazłby się w sytuacji sam na sam. O tytule Mistrza Polski zdecydowała sytuacja z68. minucie, kiedy Kaleinikovas strzałem po dalszym słupku pokonał Murraya.

    GKS Katowice – Re Plast Unia Oświęcim 0:1 (0:0, 0:0, 0:0 d. 0:1)

    0:1 Mark Kaleinikovas  (Elliot Lorraine) 66:21

    GKS Katowice: Murray, (Kieler) – Delmas, Kruczek, Bepierszcz, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Koponen, Iisakka, Monto, Lehtimaki – Wanacki, Cook, Smal, Michalski, Marklund – Lebek, Chodor, Hitosato, Maciaś, Kovalchuk.

    Re-Plast Unia Oświęcim: Lundin, (Kowalówka R.) – Dyukov, Jakobsons, Sadłocha, Dziubiński, Kaleinikovas – Valtola, Uimonen, Ahopelto, Heikkinen, Karjalainen – Bezuska, Ackered, Kowalówka S., Lorraine, Denyskin – Noworyta, Łukawski, Wanat, Krzemień, Sołtys.

    Kontynuuj czytanie

    Zobacz również

    Made with by Cysiu & Stęga