Dołącz do nas

Piłka nożna

6 kolejka: GieKSa na remis, cała kolejka remisowa

Avatar photo

Opublikowany

dnia

6 kolejka za nami i GieKSa może z umiarkowanym optymizmem patrzeć na wynik w tej serii spotkań. Nie udało się wygrać trzeciego meczu z rzędu a jedynie w dramatycznych okolicznościach zremisować spotkanie z Odrą Opole. GieKSa po 6 spotkaniach zajmuje 10 miejsce z 8 punktami. To co boli najbardziej to fakt, że nie udało się wskoczyć do górnej połówki tabeli i być w jej czubie. Większość bezpośrednich rywali swoje spotkania zremisowało.

Na czele w dalszym ciągu Chrobry, który nie wykorzystał szansy na odskoczenie od rywali i tylko zremisował 1:1 na wyjeździe z Pogonią Siedlce. Dla Pogoni kolejnego gola strzelił Żytko, który imponuje formą w nowym sezonie. Ekipa Nicińskiego ciągle bez porażki podobnie jak wice-lider Miedź Legnica. Miedziowi tylko zremisowali 0:0 ze Stalą Mielec. Tym razem obyło się bez rzutu karnego dla gospodarzy a formą błysnął bramkarz Stali Majecki, który bardzo dobrze spisywał się w tym meczu. Miedź i Chrobry to jedyne zespoły bez porażki w tym sezonie.

Kolejka ta obfitowała w wiele ciekawych pojedynków jeśli chodzi o wydarzenia na murawie, szalona końcówka z Katowic jest niczym przy wyczynie graczy Chojniczanki oraz Ruchu. Chojnice przegrywały 0:1 w drugiej połowie i nie wykorzystały karnego na początku spotkania. W środkowej części drugiej połowy wyszły na prowadzenie 3:1, nie trafiły drugiego karnego po czym oddały prowadzenie w doliczonym czasie gry kiedy to chorzowianie strzelili dwa gole. Gospodarze walczyli do końca i odpowiedzieli czwartym trafieniem w ostatniej akcji spotkania. Prawdziwy horror, który kibice obu ekip zapamiętają na dłużej.

Ciekawie było również w Tychach. Gospodarze zmęczeni podróżą z Olsztyna prowadzili z Podbeskidziem 1:0, ale oddali inicjatywę i szybko zrobiło się 1:3 w drugiej połowie. Tyszanie ambitnie walczyli do końca i zdołali doprowadzić do remisu w 90 minucie spotkania po wolnym Ćwielonga.

Również remisowo kolejkę zakończyło Zagłębie Sosnowiec, które będzie mieć spore pretensje do siebie za mecz z Rakowem. Goście po dwóch bramkach Lewickiego prowadzili 2:0 do przerwy, ale nie zdołali zamknąć meczu i szybko zrobiło się 2:2 po przerwie. Jedną z bramek strzelił nasz były gracz Tomasz Wróbel. Raków ambitnie walczył o wygraną po serii porażek, ale nie udało się strzelić zwycięskiego gola. Trener Dudek mimo wszystko jeszcze bez porażki w tym sezonie.

Bez wygranej w dalszym ciągu trener Skowronek, który prowadzi Wigry Suwałki. Wydawało się, że będzie to mecz przełomowy dla ekipy z Suwałk bowiem zdołali strzelić bramkę i prowadzili w Niepołomicach. Miejscowi jednak nie odpuścili a formą błysnął kolejny raz Domański, który strzelił czwartego gola w sezonie. Kolejną bramkę dołożył również Ryndak.

Sporo nerwów również w Łęcznej gdzie Górnik chciał w końcu wygrać spotkanie, ale ostatecznie nie udało się znaleźć sposobu na graczy z Bytowa. Bytovia zagrała bardzo ambitnie i powinna to spotkanie wygrać bez problemów. Szybko objęła prowadzenie po bramce Surdykowskiego a w drugiej połowie zmarnowała rzut karny. Zemściło się to w 90 minucie gdy Wiech wpakował piłkę do siatki. Remis 1:1 również w spotkaniu Olimpii ze Stomilem Olsztyn.

W tej rundzie spotkań padło 26 bramek, mieliśmy 2 czerwone kartki oraz 33 żółte.

Kolejna runda spotkań mocno uszczuplona ze względu na przełożone mecze kilku ekip. GieKSę czeka pauza a następne spotkanie rozegramy znowu na B1 – rywalem będą Wigry.

 

 

Chojniczanka Chojnice 4-3 Ruch Chorzów 27 sierpnia, 17:00
Adam Ryczkowski 67, Rafał Grzelak 76, Jakub Bąk 83, 90 – Kacper Czajkowski 53, Artur Balicki 90, Mateusz Zawal 90
W 3. minucie Paweł Zawistowski (Chojniczanka Chojnice) nie wykorzystał rzutu karnego.
W 81. minucie Rafał Grzelak (Chojniczanka Chojnice) nie wykorzystał rzutu karnego.
GKS Tychy 3-3 Podbeskidzie Bielsko-Biała 25 sierpnia, 20:45 (5077)
Michał Fidziukiewicz 4, Łukasz Bogusławski 84, Piotr Ćwielong 90 – Dimityr Ilijew 45, Paweł Tomczyk 63, Adrian Łuszkiewicz 69 (s)
Olimpia Grudziądz 1-1 Stomil Olsztyn 27 sierpnia, 17:00 (1811)
Wołodymyr Kowal 13 – Grzegorz Lech 20 (k)
W 62. minucie Marcin Kaczmarek (Olimpia Grudziądz) nie wykorzystał rzutu karnego.
Górnik Łęczna 1-1 Bytovia Bytów 27 sierpnia, 17:00 (1818)
Łukasz Wiech 90 – Janusz Surdykowski 15
W 77. minucie Janusz Surdykowski (Bytovia Bytów) nie wykorzystał rzutu karnego.
Pogoń Siedlce 1-1 Chrobry Głogów 28 sierpnia, 19:00 (1703)
Mateusz Żytko 45 – Mateusz Machaj 5 (k)
Miedź Legnica 0-0 Stal Mielec 27 sierpnia, 20:00 (3000)
Puszcza Niepołomice 2-1 Wigry Suwałki 26 sierpnia, 17:00 (700)
Dawid Ryndak 63, Maciej Domański 79 – Mateusz Radecki 59
Raków Częstochowa 2-2 Zagłębie Sosnowiec 26 sierpnia, 17:00 (3164)
Tomáš Petrášek 57, Tomasz Wróbel 61 – Szymon Lewicki 28, 36
GKS Katowice 1-1 Odra Opole 27 sierpnia, 14:45 (3330)
Tomasz Midzierski 90 – Marcin Wodecki 81

 



Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kompromitacja w Tychach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.

Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.

Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.

GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)

1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman

GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.

GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga