Znicz Pruszków to klub założony w 1923 roku. Jak większość naszych ligowych rywali, nie posiada wybitnych sukcesów. Dwukrotny awans w 2007 i 2016 roku do 1 ligi jest największym osiągnięciem klubu.
Fani Znicza są malutką ekipą, działającą od lat 90., mającą sporo lat posuchy na trybunach. Ich początkiem rozwoju, jest zdecydowanie sekcja koszykówki, gdzie klub dwukrotnie sięgnął po mistrzostwo Polski, zdobywał Puchar Polski i kilkukrotnie stawał na podium. Wówczas ekipa Znicza zaczęła tworzyć młynek oraz wspierać koszykarzy na innych halach.
W 2002 roku klub upadł i grający w wyższej lidze sekcja piłkarska, sprawiła, że część kibiców zaczęła właśnie tam się udzielać. W 2007 roku klub, w którym występował Robert Lewandowski, nim wypłynął na głębokie wody, awansował po raz pierwszy w historii do zaplecza ekstraklasy i frekwencja lokalnej ekipy zaczęła regularnie rosnąć, młyn prowadzić doping i wspierać piłkarzy na wyjazdach w skromnych delegacjach. Kibice Znicza, podobnie jak Legionovia i Pogoń Siedlce, są kibicami prolegijnymi.
Pierwsze spotkanie ze Zniczem rozegraliśmy w 2007 roku, na otwarcie sezonu. Piłkarze niespodziewanie przegrali 1:2 a jednym ze strzelców MKS-u, był właśnie Lewandowski, który przy okazji otrzymał czerwoną kartkę.
Na pierwszy wyjazd do Pruszkowa w 2008 roku, wyruszyło 133 kibiców GieKSy. W sektorze gości było tylko 2 naszych przedstawicieli. W trakcie drogi w okolicach Mazowsza doszło do walki GieKSy (wspartej przez Banik, Górnik i JKS) z koalicją BKS Stal Bielsko-Biała-Legia Warszawa-Olimpia Elbląg-Zagłębie Sosnowiec, którą nasza ekipa przegrała. W kolejnym sezonie, o tej samej porze roku, na zremisowany 1:1 mecz, wybrało się 118 kibiców GieKSy, którzy normalnie weszli do „sektora gości”. Po raz ostatni gościliśmy w 2017 na stadionie Znicza. Jak się okazało, była to najwyższa wygrana GKS-u, bo aż 4:1 na stadionie rywala, a GieKSę wspierało tego dnia 123 fanów.
Kibice Znicza, najliczniej do Katowic przybyli w 2008 roku. W sile 18 osób byli świadkami żałobnej oprawy poświęconej Adamowi Ledwoniowi.
Eric Cantona
Najnowsze komentarze