Hokej Piłka nożna Prasówka Siatkówka
Multisekcyjny przegląd mediów: GieKSa znowu razi nieskutecznością i przegrywa z Jastrzębiem
Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów, które obejmują informacje z ubiegłego tygodnia dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki i hokeja na lodzie GieKSy.
Piłkarze w minionym tygodniu rozegrali dwa spotkania: oba z drużyną Stali Stalowa Wola. W środę w ramach rozgrywek Pucharu Polski (GieKSa odpadła po serii rzutów karnych ) oraz w sobotę, w ramach rozgrywek II ligi. W lidze GKS wygrał 2:1 (0:0). Prasówkę o tych meczach znajdziecie tutaj i tutaj.
W ekstralidze kobiet trwa przerwa reprezentacyjna: drużyna przygotowuje się do spotkania z Hiszpanią w ramach eliminacji mistrzostw Europy. Do składu reprezentacji została powołana Joanna Olszewska z GieKSy.
Siatkarze rozegrali w ubiegłym tygodniu dwa spotkania PlusLigi: na wyjeździe ze Skrą Bełchatów i w Katowicach z Treflem Sopot. Niestety oba mecze GieKSa przegrała po tie-breaku 2:3.
Hokeiści rozegrali trzy spotkania: we wtorek przegrali na wyjeździe z Podhalem 1:6 (0:1, 0:3, 1:2). W sobotę i niedzielę drużyna rozegrała spotkania z ekipą JKH GKS-u Jastrzębie. W sobotnim spotkaniu nasi hokeiści przegrali 0:2 (0:0, 0:0, 0:2), w niedzielnym, niestety również 2:3 (0:1, 0:0, 2:2). Mecze z Jastrzębiem miały podwójne znaczenie gdyż grano o ligowe punkty oraz o awans do finału Pucharu Wyszechradzkiego.
PIŁKA NOŻNA
sportdziennik.pl – GKS Katowice. Chłodne podejście
Nie ma w nas zadry ani chęci rewanżu za puchar – mówi Grzegorz Janiszewski, obrońca GKS-u Katowice, przed drugim w tym tygodniu meczem ze Stalą Stalowa Wola.
[…] W katowickich barwach wystąpił dotąd 6-krotnie. Ma z kim walczyć o skład, bo Jędrych czy Dejmek to przecież stoperzy z przeszłością w ekstraklasie.
– Po to przyszedłem do GKS-u, by rywalizować z takimi piłkarzami, środkowymi obrońcami tego pokroju, mającymi duże doświadczenie. Chcę się od nich uczyć. Na razie tę jesień oceniam na plus. Wszystko układa się tak, jak chciałem. Wiadomo, że w meczach, w których zagrałem, pojawiały się błędy; zarówno drużynowe, jak i indywidualne. Nie ustrzegłem się ich i zdaję sobie z tego sprawę, ale nie mam też do siebie żadnego żalu. To bardzo fajne, że jesteśmy zespołem, w którym każdy czuje się potrzebny. Nikt nie obraża się, że jest rezerwowym, a walczy o miejsce w składzie. Najważniejsze, że jak na razie dobrze nam idzie. To przyjemne dla wszystkich, zarówno tych grających więcej, jak i mniej – przekonuje obrońca GieKSy.
sportslaski.pl – Skrzydłowy śrubuje w „GieKSie” życiówkę. „Zawsze to może wyglądać jeszcze lepiej”
[…] W rozmowie z naszym portalem Szymon Kiebzak, uznawany za jeden z kluczowych elementów drugoligowca przyznaje m.in. co przekonało go do przyjęcia oferty GKS-u, czy pobyt w Katowicach uznaje za szkołę życia oraz jakie jest jego najbardziej traumatyczne przeżycie w dotychczasowej karierze.
[…] Często wspominasz o bardzo dużym potencjale drużyny. Ale co przede wszystkim uznałbyś za najmocniejszą stronę obecnej „GieKSy”?
Na pewno naszym atutem jest cierpliwość w dążeniu do celu i chęć wygrywania każdego spotkania. Dodatkowo na każdym treningu bardzo ciężko pracujemy i jest spora rywalizacja o wyjściowy skład. Ale to dobrze dla każdego z nas, bo jest to motywacją do dalszego rozwoju i podążania do przodu. Mamy bardzo szeroką kadrę, a jeżeli któryś z piłkarzy wypada z gry bądź po prostu schodzi z boiska, zmiennicy są w stanie dać odpowiednią jakość. I dzięki połączeniu tego wszystkiego, jesteśmy w stanie osiągać obecne wyniki.
[…] Skupiając się teraz na Tobie – od momentu transferu wystąpiłeś w barwach GKS-u we wszystkich spotkaniach sezonu. Przed przyjściem na Bukową właśnie te regularne występy były dla Ciebie celem podstawowym?
Tak, przede wszystkim chciałem regularnie grać. Wiedziałem jaką osobą jest trener Rafał Górak i do tego widziałem, że przy Bukowej tworzy się coś naprawdę ciekawego – fajny projekt. Otrzymaną ofertę przeanalizowałem wraz ze swoim menedżerem i jeszcze z tego co wiem, dyrektor sportowy Robert Góralczyk rozmawiał na ten temat z Michałem Probierzem. Ostatecznie podjąłem decyzję, że przejście do GKS-u będzie najlepszą możliwością dla kontynuowania mojej kariery. Po czasie uważam, że to był słuszny wybór. Cieszę się na jakich ludzi tutaj trafiłem, a za dane mi zaufanie staram się odpłacać w postaci zdobywanych goli oraz zaliczanych asyst.
[…] GKS jest dla Ciebie pierwszym klubem w karierze poza Twoją rodzinną Małopolską. Przyjazd tutaj traktowałeś jako małą szkołę życia?
Na pewno jest to dla mnie całkowicie nowe przeżycie. Wcześniej faktycznie grałem tylko w małopolskich klubach – Gościbii Sułkowice, Cracovii i Garbarni, gdzie właściwie na każdy trening dojeżdżałem od siebie z domu. Teraz mieszkam już jednak w Katowicach ze swoją narzeczoną i naprawdę bardzo fajnie się tu czuje. Proces aklimatyzacyjny przeszedł w moim przypadku bardzo szybko. Wszystko tutaj na razie układa się dobrze i oby tak było dalej.
Na razie trafiłeś do GKS-u na roczne wypożyczenie z Cracovii. Zaczynasz już jednak powoli zastanawiać nad swoją przyszłością i ewentualnym powrotem do Krakowa?
W tym momencie o tym nie myślę. Liczy się tylko GKS i nie skupiam się na tym, co ewentualnie może się wydarzyć. Na razie dążę do realizacji celów, które ustaliłem sobie przed przyjściem do Katowic.
Ale dla zawodnika, który lwią część swojej kariery spędził właśnie przy Kałuży, możliwość zagrania w Ekstraklasie w barwach „Pasów” można by było uznać za pewne spełnienie marzenia.
Byłoby to dla mnie wielkie przeżycie, ale nie chce specjalnie za daleko wybiegać w przyszłość. Do wszystkiego podchodzę w ten sposób, że jak będzie mi dopisywało zdrowie to wszystko powinno być super.
SIATKÓWKA
plusliga.pl – Środa z PlusLigą: PGE Skra Bełchatów – GKS Katowice 3:2
[…] Początek pierwszego seta był bardzo wyrównany, a gdy tylko Grzegorz Łomacz miał dobre przyjęcie, a miał często, to wykorzystywał swoich środkowych, czyli Karola Kłosa i Jakuba Kochanowskiego. Z czasem to jednak katowiczanie zaczęli być skuteczniejsi, a przy stanie 10:12 trener Gogol poprosił o czas. Doskonałe przyjęcie GKS, które umożliwiało skuteczny atak, przyczyniło się do zwycięstwa przyjezdnych 25:19.
Drugi set był jeszcze bardziej wyrównany, bo bój toczył się do samego końca. Z dobrej strony pokazywał się Mariusz Wlazły, kapitan PGE Skry, który był skuteczny szczególnie na kontrach i seryjnie zdobywał punkty. Nieco słabszy dzień miał Milad Ebadipour, ale PGE Skra ponownie udowodniła, że ma szeroką ławkę – Irańczyka zastąpił Milan Katić i PGE Skra utrzymała koncentrację w końcówce. Wygrała 26:24 i wyrównała stan meczu!
Zawodnicy z Katowic wciąż prezentowali wysoką jakość w przyjęciu, co przekładało się na solidne rozegranie i skuteczny atak. Choć PGE Skra starała się wywrzeć presję zagrywką, to nie bardzo to gospodarzom wychodziło. Jeśli chodzi o atak, to w bełchatowskim zespole dobrze prezentował się Artur Szalpuk i wciąż brylował Wlazły. Tym razem to jednak katowiczanie okazali się lepsi i wiadomo było, że dzięki zwycięstwu w tej partii wywiozą z Bełchatowa co najmniej punkt.
Czwarty set układał się po myśli bełchatowian, którzy wreszcie uruchomili swój blok (Grzegorz Łomacz i Karol Kłos), a błędy popełniali też zawodnicy GKS. PGE Skra osiągnęła wysoką przewagę, bo po asie serwisowym Kochanowskiego było już 12:5. Wtedy w grze bełchatowian coś się zacięło… Zaczęli tracić przewagę, a w pewnym momencie zrobiło się 13:11. Potem było już tylko lepiej – w ataku szaleli Wlazły i Szalpuk, a wtórowali im środkowi, czyli Kłos i Kochanowski. Efekt? Zwycięstwo 25:19 i tie-break!
W piątym, decydującym secie, od początku PGE Skra narzuciła swoje tempo. Punktowali zarówno Kłos, Szalpuk, jak i Kochanowski. Katowiczanie nie powiedzieli jednak ostatniego słowa i wciąż walczyli i co najważniejsze skutecznie. Doprowadzili do stanu 11:11 i końcówka była naprawdę gorąca. Siatkarze PGE Skry nie zawiedli jednak swoich kibiców i zwyciężyli 16:14, a w całym meczu 3:2.
PGE Skra Bełchatów-GKS Katowice 3:2 (19:25, 26:24, 22:25, 25:19, 16:14)
siatka.org – PL: Podział punktów w Katowicach. Trefl Gdańsk zwycięski
Kibice z pewnością nie mogą narzekać na nudę. W 3. kolejce PlusLigi doszło do kolejnego podziału punktów. Tym razem do końca o zwycięstwo walczyli siatkarze GKS-u Katowice oraz Trefla Gdańsk. Zwycięsko ze starcia w stolicy Śląska wyszli siatkarze prowadzeni przez Michała Winiarskiego.
Początek spotkania miał niezwykle wyrównany przebieg. Gra toczyła się punkt za punkt i żadna z drużyn nie potrafiła wypracować sobie przewagi.
[…] As serwisowy Rafała Szymury zmniejszył nieco straty, ale kiwka Pawła Halaby nie została obroniona i ponownie gdańszczanie uzyskali trzy punkty różnicy. Gospodarze próbowali ją zmniejszyć, ale za każdym razem przewaga ta powracała. Po zagraniu Jakuba Jarosza zrobiło się 22:23 i trener Michał Winiarski poprosił o przerwę. Zaraz po niej jego siatkarze zrobili przejście i utrzymali prowadzenie do końca. Skuteczne uderzenie Halaby z lewego skrzydła dało jego drużynie zwycięstwo w premierowej odsłonie spotkania 25:23.
Początek drugiej partii należał do miejscowych. Po wygraniu walki na siatce przez Adriana Buchowskiego oraz skończeniu kontry przez tego zawodnika zrobiło się 5:2. Dodatkowo blok Jakuba Jarosza na Pawle Halabie oraz atak z szóstej strefy Rafała Szymury zwiększyły prowadzenie katowiczan do pięciu ,,oczek”.
[…] Błędy własne gospodarzy pozwoliły zawodnikom Trefla nawiązać kontakt punktowy, ale kiedy kilka akcji później Paweł Halaba zaatakował w antenkę, różnica ponownie wynosiła trzy punkty (18:15). Do końca drugiego seta nic się już nie zmieniło. Wprawdzie gdańszczanie mieli jeszcze szansę na odrobienie strat, ale nie potrafili wykorzystać nadarzających się kontr. Kiedy Szymura trafił w pomarańczowe, jego drużyna miała aż cztery piłki setowe. Skończyli drugą, a dokładnie Szymura, który zagraniem po ciasnym skosie dał katowickiej drużynie wyrównanie w całym meczu.
Trzeci set od początku przypominał pierwszy. Punkty były zdobywane naprzemiennie, drużyny nie mogły wypracować sobie choćby dwupunktowego prowadzenia, które zmieniało się kilkukrotnie. Dopiero obicie rąk blokujących przez Jana Firleja dało miejscowym dwa punkty przewagi i utrzymywała się ona do stanu 12:12. Wtedy to Ruben Schott zahaczył o dłonie Jakuba Jarosza, czym doprowadził do wyrównania. Kibice zgromadzeni w hali w Szopienicach oglądali ciekawy i wyrównany pojedynek, w którym przewidzieć zwycięzcę było niezwykle trudno.
[…] Końcówka trzeciej partii przyniosła sporo emocji. Kiedy Kevin Sasak zatrzymał pojedynczym blokiem Szymurę, wydawało się, że goście zdołają rozstrzygnąć ją na swoją korzyść. Siatkarze GKS-u walczyli do końca i doprowadzili do gry na przewagi. W ostatnich piłkach nie do zatrzymania był Bartosz Filipiak i to w dużej mierze dzięki niemu ,,gdańskie lwy” ostatecznie rozstrzygnęły ją na swoją korzyść (27:25).
Z każdą rozegraną akcją poziom zaangażowania zawodników obu ekip wzrastał, co przekładało się na bardzo dobre spotkanie. Gdy po jednej z dłuższych wymian pomylił się Bartosz Filipiak, a dodatkowo w kontrze trafił Adrian Buchowski na tablicy wyników było 9:6. To właśnie dzięki błędom własnym zawodnicy Trefla tracili dystans do przeciwników.
[…] Po zatrzymaniu pojedynczym blokiem Szymona Jakubiszaka jeszcze wzrosła (22:15). Zawodnik ten miał ogromne problemy, aby przedrzeć się przez ręce blokujących także w kolejnej wymianie. Dzieła dopełnił Jan Nowakowski, którego ,,czapa” zakończyła czwartego seta, doprowadzając tym samym do piątej partii.
Lepiej w nią weszli zawodnicy Trefla. Świetna gra w bloku sprawiła, że objęli prowadzenie 4:1, zatrzymując najpierw Jakuba Jarosza, a zaraz potem Adriana Buchowskiego. Katowiczanie szybko odpowiedzieli tym samym, dzięki czemu nawiązali kontakt punktowy (3:4), a po skończeniu przechodzącej piłki przez Emanuela Kohuta doprowadzili do remisu. Przy zmianie stron już prowadzili, gdyż Paweł Halaba zerwał atak. Na ponowne prowadzenie wyszli gdańszczanie po wykorzystaniu kontry przez Rubena Schotta. Kiedy Rafał Szymura nie trafił w pomarańczowe, a Marcin Janusz posłał asa serwisowego, sytuacja przyjezdnych stawała się wyśmienita (11:8). Przewagi nie oddali do końca i po pewnym uderzeniu Bartosza Filipiaka zwyciężyli w tie-breaku do 11, a w całym spotkaniu 3:2.
GKS Katowice – Trefl Gdańsk 2:3 (23:25, 25:21, 25:27, 25:15, 11:15)
HOKEJ NA LODZIE
hokej.net – Halny na polskich lodowiskach przebiera na sile!
[…] We wtorkowej 17 kolejce „Szarotki” odniosły już siódmą z rzędu wygraną, ogrywając w świetnym stylu na własnym lodowisku drużynę GKS Katowice. Aż pięć bramek gospodarze zdobyli w przewadze.
Pierwsza tercja dobra z obu stron. Gola cieszyli się w niej jednak tylko nowotarżanie, którzy w 4 min wykorzystali swoją jedyną w tej odsłonie grę w liczebnej przewadze. Akcję rozprowadził Alexander Pettersson, dograł przed bramkę do Richarda Jenčíka, a ten uderzył pierwszego na tyle mocno i precyzyjnie, że Robin Rahm w bramce Katowic nie zdążył zareagować.
Gra w liczebnej przewadze okazała się także kluczowa w tercji drugiej. Nowotarżanie w taki właśnie sposób zdobyli kolejne trzy gole, wykazując się 100 procentową (!) skutecznością w tym elemencie.
[…] W trzeciej tercji katowiczanie jeszcze podjęli próbę pościgu za Podhalem. Zyskali sporą optyczną przewagę, ale długo wymiernych efektów z tego nie mieli. Równo 7 minut przed końcem szkoleniowiec gości zdecydował się na manewr z wycofaniem bramkarza i wtedy do bramki Podhala trafił po solowej akcji Teddy Da Costa. Zapędy katowiczan ostudził jednak szybko Dziubiński,który po przechwycie krążka umieścił go w pustej już bramce. Wygraną gospodarzy na 5 sekund przed syreną końcową przypieczętował Tomas Franek. I znów w tej sytuacji nowotarżanie wykorzystali grę w liczebnej przewadze.
Zaległości nadrobione. Jastrzębie lepsze od „GieKSy”
W zaległym meczu z 7. kolejki Polskiej Hokej Ligi hokeiści JKH GKS Jastrzębie pokonali GKS Katowice 2:0. Zwycięskiego gola zdobył Radosław Sawicki a czyste konto zachował Ondrej Raszka, który obronił wszystkie 32 strzały. Mecz był także rozgrywany jako pierwszy półfinał Pucharu Wyszehradzkiego.
Już pierwsza tercja pokazała, że żadna z drużyn nie ma zamiaru odstawiać kija. Spotkanie toczone było w bardzo szybkim tempie i naprawdę mogło się podobać. W połowie premierowej odsłony zarysowała się przewaga gospodarzy, którą podopieczni Roberta Kalabera udokumentowali groźnymi strzałami Radosława Nalewajki, Kamila Wałęgi i Dominika Jarosza, którzy sprawdzili formę Robina Rahma. W końcówce tej partii goście „odgryźli się” dogodną sytuacją Jaakko Turtiainena, którą wybronił Ondrej Raszka.
W drugiej odsłonie więcej z gry mieli katowiczanie, ale wynikało to głównie z kar nałożonych na zespół gospodarzy. Gdy na ławce kar przebywali Patryk Matusik i Tomasz Kulas goście szybko zakładali zamek, ale nie potrafili znaleźć sposobu na Raszkę, który wygrał pojedynki z Miiką Franssilą i Filipem Starzyńskim. W 40. minucie jastrzębianie mieli szansę na odpowiedź, ale Jesse Rohtla i Martin Kasperlik nie zdołali pokonać Rahma.
W trzeciej tercji stroną zdecydowanie lepszą był JKH GKS Jastrzębie. W 41. minucie przy grze w pięciu na czterech Maciej Urbanowicz był bliski pokonania Rahma, mając odsłoniętą drogę do bramki. Niebawem potężnymi strzałami z dystansu Szweda niepokoili kolejno Jesse Rohtla i Henrich Jabornik. Napór przyniósł skutek w 43. minucie, gdy krążek szczęśliwie znalazł drogę do bramki po strzale z bliska Radosława Sawickiego. W 51. minucie gospodarze mogli podwyższyć prowadzenie, ale najpierw szarżującego Martina Kasperlika nieprzepisowo zatrzymał Patryk Wajda, a następnie w konsekwencji tej sytuacji rzutu karnego nie wykorzystał Artem Iossafov. W 55. minucie mogło być 2:0, jednak Kamilowi Wałędze i Janowi Sołtysowi zabrakło nieco zdecydowania w sytuacji praktycznie sam na sam z Rahmem.
infokatowice.pl – GieKSa znowu razi nieskutecznością i przegrywa z Jastrzębiem
[…] Przez większość część spotkania obie drużyny toczyły szybki, wyrównany pojedynek, z dużą ilością sytuacji podbramkowych. Katowiczanie, podobnie jak w większości poprzednich meczów tego sezonu, długo razili jednak nieskutecznością. Goście za to już w pierwszej tercji wyszli na prowadzenie po trafieniu Sawickiego, który po trzech latach gry w Katowicach, tuż przed sezonem przeszedł do Jastrzębia. W trzeciej tercji przyjezdni dołożyli kolejne dwa gole i po 48 minutach było już 0:3.
W 51 min. w okresie gry w przewadze GieKSa w końcu pokonała Raszkę, a strzelcem bramki został Makkonen. Ten gol dodał skrzydeł podopiecznym trenera Risto Dufvy, którzy w ostatnich 9 minutach praktycznie nie schodzili z tercji obronnej przeciwnika. W 59 min. Lahde zdobył kontaktowego gola, ale na wyrównanie zabrakło już czasu i ostatecznie GieKSa przegrała z GKS-em Jastrzębie 2:3, nie tylko tracą punkty w lidze, ale równocześnie odpadając w półfinale Pucharu Wyszechradzkiego.
Piłka nożna Wywiady
Okiem rywala: kibicowski boom na GieKSę zachwyca
W ostatnich tygodniach relacje z Częstochowy zdominowały czołówki serwisów sportowych w Polsce. Sprawcą zamieszania był przede wszystkim trener Marek Papszun, ale forma sportowa Medalików również jest godna podkreślenia. Jak w tym wszystkim odnajdują się kibice pod Jasną Górą? Zapytałem Roberta Parkitnego ze stowarzyszenia „Wieczny Raków”, który po raz drugi odpowiedział na nasze zaproszenie. Jednocześnie zachęcam do lektury naszej poprzedniej rozmowy, w której poruszyliśmy wiele tematów związanych z historią Rakowa i naszych pojedynków.
Meczem w Częstochowie otwieramy rundę rewanżową. Jak podsumujesz postawę Rakowa w pierwszej części sezonu?
Na początku Raków stracił, ale później odrobił i teraz nasze miejsce jest mniej więcej takie, jak należy. Natomiast z kilku względów była to dla nas ciężka runda, stąd wiele osób wyraża się o Rakowie negatywnie, nie mając pełnej wiedzy o tym, co tak naprawdę dzieje się w klubie. Ja nie mam potrzeby mówić i pisać o wszystkim tylko po to, aby zebrać dodatkowe lajki. Przede wszystkim kadra nie była odpowiednio zestawiona, aby łapać punkty na wszystkich frontach. Niektórzy powiedzą, że doszły duże nazwiska, takie jak Bulat, Diaby-Fadiga czy Konstantópoulos, mimo to na początku nie grało to, jak należy. Moim zdaniem drużyna potrzebowała czasu, aby wszystko mogło się zazębić. Zmian w kadrze było dużo, do tego doszły kontuzje, dlatego początek sezonu był ciężki. W pewnym momencie pojawiały się nawet głosy nawołujące do zwolnienia trenera, ale kryzysy trzeba przezwyciężać i cała sztuka polega na tym, aby w takich momentach karta się odwróciła. Nam się to udało i dziś idziemy jak burza w Europie, a w lidze też wyglądamy coraz lepiej. Uważam, że tę rundę zakończymy jeszcze dwoma zwycięstwami, niestety m. in. waszym kosztem. Koniec końców runda jesienna w naszym wykonaniu była dobra, natomiast jako kibic polecam krytycznie podchodzić do informacji podawanych w Internecie. Czasem spotykam się z opiniami, że ktoś nie pamięta tak słabego meczu, odkąd kibicuje Rakowowi – wtedy wiem, że nie mamy o czym rozmawiać, bo sam doskonale pamiętam ciężkie czasy w naszej całkiem niedawnej historii.
A co sądzisz o formie GieKSy?
Wydaje się, że ten sezon jest dla was cięższy niż poprzedni, w roli beniaminka. Z drugiej strony takie mecze jak pucharowy z Jagiellonią pokazują, że w waszej drużynie jest potencjał i gdybyś zapytał mnie o kandydatów do spadku, to nie wskazałbym w tym gronie GieKSy. Myślę, że te niegdyś „ulubione” przez was pozycje 8-12 w 1. lidze są teraz w waszym zasięgu, jeśli chodzi o Ekstraklasę. Natomiast z zachwytem obserwuję kibicowski boom na GieKSę, spowodowany m.in. nowym stadionem. Miałem okazję być w waszym sklepie „Blaszok”, który wygląda okazale, co chwilę przychodzili ludzie nie tylko na zakupy, ale też pogadać i zapytać o bieżące sprawy. Gdyby taki stadion jak wasz powstał w Częstochowie, to również byłby to dla nas impuls do kibicowskiego rozwoju.
Pytając o GKS w tym sezonie, przeważały opinie, że głównym powodem słabszej formy na początku sezonu był transfer Oskara Repki. Jak ten zawodnik odnalazł się pod Jasną Górą?
Pierwsze wejście Repki do zespołu było bardzo dobre. Z czasem nieco przygasł, być może z tego względu, że Marek Papszun wymaga więcej niż w większości innych klubów, nie tyle w kwestii samego zaangażowania na boisku, ale przede wszystkim całej otoczki. Była taka sytuacja po naszym meczu z Górnikiem, przegranym u siebie 0:1, który był chyba najsłabszy w całej rundzie: gra była fatalna i gdy po meczu trener nie przebierał w słowach, to mocno oberwało się m. in. Repce. Oskar wylądował na ławce i było to trudne zderzenie z rzeczywistością Marka Papszuna. Być może w GieKSie wyglądało to inaczej – po porażce trener reagował w inny sposób, jak przystało na beniaminka, natomiast w Rakowie wylicza się każdy błąd. Sam nie zwracam dużej uwagi na aspekty piłkarskie, ale czytałem opinie, że w ostatnim meczu ze Śląskiem Repka był jednym z naszych najsłabszych ogniw. Dla mnie jest to piłkarz z ogromnym potencjałem, pozostaje jednak pytanie, czy na dłuższą metę dopasuje się do naszego stylu gry. Z drugiej strony za chwilę w Rakowie będzie nowy trener, więc rola Repki też może się zmienić.
Jest też piłkarz, który kiedyś próbował podbić Częstochowę, a dziś nie wyobrażamy sobie bez niego GieKSy. Uważasz, że patrząc na obecną formę Bartosza Nowaka, odpuszczenie go przez Raków było błędem?
Przede wszystkim Bartek jest fajnym człowiekiem – otwartym, uśmiechniętym, radosnym. Widać, że gra sprawia mu przyjemność. Trudno uważać jego transfer za błąd. Kiedyś przygotowałem dla trenera statystykę zawodników, którzy nie sprawdzili się w Rakowie – większość wylądowała w 2. lub 3. lidze. Tacy jak Nowak są wyjątkami, ale nie znam dokładnie kulis jego odejścia – może sam na to nalegał, a może naciskał agent. Ja widziałbym Bartka w Rakowie, ale w tamtym czasie rywalizacja na jego pozycji była ogromna. Ponadto czasem po prostu tak jest, że w jednym klubie zawodnik gaśnie, a gdzie indziej, przy innym trenerze rozkwita i taki transfer okazuje się strzałem w dziesiątkę.
„Gdy pojawiła się informacja, że Papszun wraca, miałem mieszane uczucia, zastanawiając się, czy jest szansa po raz drugi napisać tę samą historię” – to twoje słowa z naszej poprzedniej rozmowy. Wszystko wskazuje na to, że twoje obawy były słuszne.
Mimo całego zamieszania, jakie od kilku tygodni trwa w Częstochowie, z Markiem Papszunem wciąż mam dobre relacje. Po jednym z ostatnich meczów porozmawiałem trochę dłużej z trenerem i poznałem jego punkt widzenia oraz odczucia co do obecnej sytuacji w klubie. Dlatego teraz, gdy spotykam się z innymi kibicami i słucham niepochlebnych opinii na temat trenera, to staram się tonować nastroje. Trener Papszun nie jest idealny ani bezbłędny, ale takie sprawy często mają drugie dno i nie inaczej jest w tym przypadku.
Po ewentualnym odejściu Marek Papszun zachowa status legendy?
Pod koniec jego pierwszej kadencji byłem wśród inicjatorów uroczystego pożegnania trenera w naszym kibicowskim lokalu, wręczyliśmy mu też piłkę z napisem „trener – legenda”. Żegnaliśmy go jak króla, tymczasem niedługo później on wrócił. To dowód na to, że zarząd nie był przygotowany na jego odejście, decydując się na Dawida Szwargę. Poza tym nastroje byłyby inne, gdyby w poprzednim sezonie Raków zdobył mistrzostwo. Nie każdemu pasuje praca z Markiem Papszunem, ale trzeba pamiętać, że w tym, co robi, jest profesjonalistą i nawet w sytuacji, gdy jedną nogą jest w Legii, to jego piłkarze wychodzą na boisko przygotowani i wygrywają kolejne mecze. Po pamiętnej konferencji wielu w to zwątpiło – pojawiły się głosy, że piłkarze będą grać przeciwko trenerowi. Z kolei po wysokich zwycięstwach z Rapidem i Arką ci sami ludzie mówili: wygrali, bo chcieli zrobić na złość Papszunowi. Można oszaleć…
Po deklaracji trenera o chęci trenowania Legii studziłeś na Twitterze gorące głowy częstochowskich kibiców. Jakie uczucia dominują – zawód czy zrozumienie?
Zdecydowanie negatywnie odebrano tę wypowiedź trenera, przede wszystkim co do miejsca i czasu. Natomiast ja patrzę na to w inny sposób. Owszem, trener mógł to rozegrać inaczej, ale z drugiej strony, gdyby tego nie zrobił, a niedługo później wypłynęłaby informacja o jego przejściu do Legii, to spotkałby się z zarzutem, że nas zdradził i ukrywał prawdę. Wszyscy wiemy, że Papszun jest Legionistą, warszawiakiem i prowadzenie stołecznych zawsze było jego marzeniem. W Częstochowie zrobił kawał dobrej roboty, dlatego nie widzę w jego słowach aż tak dużej sensacji, jak przedstawiają to media.
Kwestia „transferu” Papszuna do Legii jest już oficjalna?
Nie mam pojęcia. Oficjalne jest porozumienie Rakowa z Łukaszem Tomczykiem – trenerem Polonii Bytom. Było już wiele wersji rozwoju sytuacji, natomiast jeśli miałbym obstawiać, to moim zdaniem Papszun zostanie w Częstochowie do końca rundy (kilka godzin później taką informację podał Tomasz Włodarczyk w serwisie meczyki.pl – przyp. red.).
W ostatnich tygodniach forma zarówno Rakowa, jak i GKS-u wyraźnie poszła w górę. To, co jeszcze nas łączy, to lanie od ostatniego w tabeli Piasta Gliwice. Jak do tego doszło w Częstochowie?
Na ten temat nie powiem zbyt wiele, bo choć w ciągu ostatnich 18 sezonów opuściłem zaledwie siedem domowych meczów Rakowa, to właśnie z Piastem był jeden z nich. Ani go nie oglądałem, ani też nie analizowałem tej porażki. Po pierwsze, Daniel Myśliwiec jest dobrym trenerem i szybko odcisnął swoje piętno na drużynie, a po drugie liga jest mega wyrównana i nawet tak niskie miejsce w tabeli jak Piasta nie znaczy, że nie potrafią się odgryźć. Inna sprawa, że Rakowowi zawsze lepiej gra się z drużynami z czołówki – nie wiem, czy to kwestia motywacji, czy czegoś innego. Mimo że Piast zdobył 6 punktów z naszymi drużynami, to uważam, że w końcowym rozrachunku znajdzie się mimo wszystko w trójce spadkowiczów.
Jeśli natomiast chodzi o czołówkę ligi, to wielokrotnie podkreśla się w mediach postawę Jagiellonii, która dobrze prezentuje się we wszystkich rozgrywkach. Tymczasem Raków radzi sobie równie dobrze, o ile nie lepiej, bo w przeciwieństwie do Jagi nadal ma szansę na Puchar Polski. Cele na ten sezon pozostają niezmienne?
Zdecydowanie. Zarówno trener, jak i piłkarze zarabiają takie pieniądze, że nie ma innego celu jak mistrzostwo. Pochwały dla Jagiellonii przypominają mi laurki dla Rakowa przy okazji marszu z 1. ligi do Ekstraklasy – jak to wszystko było doskonale poukładane. Jaga wygląda nawet lepiej – ogromny stadion, odpowiednie zaplecze infrastrukturalne i kibicowskie. Z kolei Raków jest w Polsce wyśmiewany przede wszystkim za brak stadionu. Mieliśmy swoje pięć minut zachwytów w mediach, a teraz każdy gorszy moment jest dodatkowo rozdmuchiwany. Nic się jednak nie zmienia: zarówno mistrzostwo, jak i Puchar Polski są dla nas mega ważne. Do tego jak najdłuższa gra w Lidze Konferencji. Po to sztab liczy tylu ludzi, by odpowiednio przygotować zespół do wszystkich rozgrywek, a wyniki muszą przyjść. Tym bardziej że w Pucharze robi się powoli autostrada do finału.
Musicie tylko uważać, by nie utknąć na bramkach z napisem „GKS Katowice”, ale przy odpowiednim zrządzeniu losu być może jeszcze będzie okazja o tym porozmawiać. Tymczasem skupiacie się na lidze i rozgrywkach europejskich. Czujecie się już w Sosnowcu jak u siebie?
W żadnym wypadku. Nie było tak ani w Bełchatowie, ani teraz w Sosnowcu. Trzeba być wdzięcznym włodarzom obu miast, że Raków miał gdzie grać, ale nie da się czuć dobrze poza Częstochową. Niby to tylko 60 kilometrów, ale każdy mecz w Sosnowcu bardziej przypomina bliski wyjazd niż mecz u siebie. Ciężko przyciągnąć tłumy na takie mecze, szczególnie tych najmłodszych – w Częstochowie byłoby to dużo prostsze. Sam stadion jest kapitalny do oglądania meczu, natomiast u siebie będziemy tylko w Częstochowie, choć na ten moment jest to nierealne. I pewnie w ciągu najbliższych lat się to nie zmieni.
Mimo że spodziewam się odpowiedzi, to i tak zadam ci to samo pytanie, co ostatnio: co nowego dzieje się w sprawie stadionu dla Rakowa?
Odpowiadam tak samo: nic się nie dzieje. Jakieś rozmowy się toczą, ale dopóki nie zobaczymy łopat na terenie budowy, to nie uwierzymy w żadne obietnice. Nie da się ukryć, że blokuje to rozwój klubu i Marek Papszun musi czuć to samo. Za każdym razem słyszy od prezesa, że rozmowy z Miastem są w toku – po pięciu czy sześciu latach można mieć już tego dość.
W poprzednim sezonie typowałeś gładkie 3:0 dla Rakowa w Częstochowie, tymczasem mecz potoczył się zupełnie inaczej.
Rzeczywiście, mój typ się nie sprawdził i po meczu śmiałem się w duchu, co ze mnie za znawca. Moim zdaniem tym meczem przegraliśmy mistrzostwo Polski, więc po czasie zabolało podwójnie. Szczególnie nie lubię przegrywać z Legią, Widzewem czy Lechem, a tutaj przyszła porażka z beniaminkiem. Mówi się trudno, bo takie wpadki się zdarzają. Myślę, że w najbliższą niedzielę 3:0 dla nas już musi być. Raków jest w gazie, a GieKSa będzie delikatnie podmęczona pojedynkiem z Jagiellonią, który musiał was sporo kosztować. Raków też co prawda grał ze Śląskiem, ale moim zdaniem wyglądało to trochę tak, jakby grał na pół gwizdka. Dlatego forma fizyczna będzie działać na naszą korzyść.
Wiem, że byłeś na Nowej Bukowej w pierwszej kolejce tego sezonu. Jak wrażenia?
Jak wspominałem w naszej poprzedniej rozmowie, tylko raz miałem okazję być na starej Bukowej – załapałem się na ostatni wyjazd w ubiegłym roku. W tym sezonie wiedziałem, że z powodu narodzin dziecka będę musiał odpuścić część wyjazdów, dlatego ucieszyłem się, że do Katowic jechaliśmy na samym początku i zdążyłem się do was wybrać. Miałem podobne odczucia jak z meczu w Lublinie – imponujący stadion, wszyscy ubrani na żółto, mnóstwo ludzi i kapitalny doping. Wielokrotnie podkreślałem, że doping ekip ze Śląska, takich jak GieKSa czy Górnik, to ścisły top w Polsce. Co do samego meczu to nie powiem za wiele, bo nie należę do tych, którzy szczególnie skupiają się na analizie boiskowych wydarzeń, najważniejsze było zwycięstwo 1:0. Cały wyjazd wspominam więc bardzo dobrze, z wyjątkiem incydentu z rozpylonym gazem, który wprowadził trochę zamieszania.
Felietony Piłka nożna
Plusy i minusy po Rakowie
Po meczu z Rakowem można było odnieść wrażenie, że ktoś przewinął taśmę o kilka kolejek wstecz i z powrotem wrzucił GieKSę w tryb „mecz do ukłucia, ale nie do wygrania”. To nie był występ fatalny, ale zdecydowanie taki, który pozostawia po sobie uczucie niedosytu.
Kilka naprawdę obiecujących momentów w pierwszej połowie, trzy sytuacje, które aż prosiły się o lepsze ostatnie podanie lub dokładniejszy strzał, a jednocześnie za mało konsekwencji, by z Częstochowy wywieźć choćby punkt. Raków – drużyna w formie, w gazie, z szeroką kadrą – przycisnął po przerwie i to wystarczyło na jedno trafienie. Problem w tym, że my nie wykorzystaliśmy swoich szans wtedy, gdy mieliśmy ku temu przestrzeń. Zapraszam na plusy i minusy po meczu z Rakowem.
Plusy:
+ Pomysł na mecz w pierwszej połowie
Raków nie dominował od początku. GieKSa bardzo dobrze wyglądała w pressingu i w szybkim wyprowadzaniu piłki. Były momenty, w których to katowiczanie wyglądali dojrzalej – szczególnie do 30. minuty. Szkoda tylko, że z tego pomysłu nie udało się „wcisnąć” bramki.
+ Jędrych i Klemenz
W pierwszych 30 minutach GieKSa miała sytuacje… po stałych fragmentach i dobitkach właśnie środkowych obrońców. Jędrych dwa razy huknął z powietrza tak, że gdyby piłka zeszła, choć o pół metra, mielibyśmy kandydata do gola kolejki. Klemenz czyścił kluczowe akcje Rakowa – chociażby Makucha z 19. minuty. Solidny występ tej dwójki, szczególnie w pierwszej połowie.
Minusy:
– Niewykorzystane setki
To jest największy grzech tego meczu. Sytuacja 3 na 1 w 37. minucie – Zrel’ák mógł strzelić albo wystawić, a nie zrobił… niczego. W drugiej połowie Marković z pięciu metrów trafił w poprzeczkę, mając przed sobą pół bramki. W takim spotkaniu, jeśli masz 2-3 okazje, to musisz coś z nich zrobić, jeśli chcesz myśleć o wygranej.
– Statyczna reakcja przy straconej bramce
To był gol, którego można było uniknąć, bo sama akcja nie była wybitnie skomplikowana. Niestety Galan był spóźniony, a Brunes zupełnie niekryty. Raków przyspieszył w drugiej połowie, ale to nie był jakiś huragan – po prostu konsekwentna i cierpliwa gra.
– Głęboko i chaotycznie w drugiej połowie
Po 60. minucie w zasadzie przestaliśmy utrzymywać piłkę. Oderwane akcje, straty, chaos, brak wyjścia do pressingu. Raków to wykorzystał i zamknął GieKSę na długie minuty. Paradoksalnie – nie tworzyli sytuacji seryjnie, ale całkowicie przejęli inicjatywę. A my nie potrafiliśmy odpowiedzieć.
Podsumowanie:
GKS nie zagrał w Częstochowie meczu złego. Zagrał mecz… do wzięcia. I właśnie dlatego jest tyle rozczarowania.
To spotkanie nie zmienia obrazu całej jesieni. Wręcz przeciwnie – potwierdza, że ta drużyna gra dobrze. 6 zwycięstw w 7 ostatnich meczach przed Rakowem to nie przypadek. 20 punktów po jesieni w tak spłaszczonej tabeli to naprawdę solidny wynik. GieKSa po fatalnym starcie wróciła do ligi z jakością.
Ten mecz można było zremisować. Można było nawet wygrać. Nie udało się – ale też nie ma tu powodu, by bić na alarm. Przy takiej dyspozycji, jak z Motoru, Korony, Niecieczy, Jagiellonii, Pogoni czy w pierwszej połowie z Rakowem – GKS będzie punktował. Wiosna zacznie się praktycznie od zera, bo cała dolna połowa tabeli wciągnęła się w walkę o utrzymanie.
GieKSiarz
Piłka nożna
Nowa Bukowa pisze swoją historię
Gdy wydaje nam się, że i tak dużo przeżyliśmy w tym roku, GieKSa dokłada kolejną cegiełkę. Do wspomnień. Do historii. Do legendy. Rok 2025 to kolejny, który będziemy mogli wspominać z rozrzewnieniem i dumą. To nie jest jeszcze podsumowanie, bo czeka nas niedzielny mecz z Rakowem Częstochowa. Ale to, jak szybko Nowa Bukowa zaczęła pisać swoją historię, jest po prostu ewenementem. Ten stadion to już nie nowość i ciekawostka. To miejsce, w którym JUŻ przeżyliśmy piękne chwile, o których będziemy pamiętać na zawsze.
Wczorajsze późne popołudnie i wieczór było magiczne. Nie pamiętam tak głośnych i długich podziękowań i świętowania po meczu. Mimo mniejszej niż na meczach ligowych frekwencji było w tym tyle esencji, a euforia utrzymująca się po bramce Bartosza Nowaka była ciągle wyczuwalna. Nasz zespół osiągnął naprawdę wielki sukces ogrywając – nie waham się tego określenia użyć – obecnie najlepszą drużynę w Polsce. Tak, Jaga mimo chwilowego zawahania (które i tak nie jest naznaczone porażkami), jest w mojej opinii najlepiej i najrówniej grającą drużyną naszej ekstraklasy. I co najlepsze – GieKSa wygrała ten mecz zasłużenie. Znów żelaznym realizowaniem taktyki i przede wszystkim efektywnością w działaniu. Piłkarze Jagi dwoili się i troili próbując wejść w nasze pole karne, a wręcz bramkowe, ale zaraz mieli naprzeciw siebie gąszcz nóg i tułowi katowickich rywali. Nasi piłkarze byli jak smok, któremu w momencie obcięcia jednej nogi (czytaj minięciu jednego przeciwnika), wyrastały trzy nowe. Przez to Jaga nie stworzyła sobie bardzo klarownych sytuacji. Było kilka zamieszań, kilka strzałów z dystansu, kilka interwencji Strączka. Ale summa summarum, podobnie, jak w meczu z Pogonią, zagrożenia wielkiego z tej ofensywy Jagi nie było.
Pan Piłkarz Bartosz Nowak… Boże. Przecież to jest obecnie najlepszy piłkarz ekstraklasy. Inteligencja i efektywność tego zawodnika sprawia, że śmiało może on kandydować do najlepszego piłkarza GKS w ostatnim dwudziestoleciu. Przy czym nie mówimy tu o dorobku, długiej grze, tylko walorach czysto piłkarskich. Uważam, że od czasu Przemysława Pitrego nie mieliśmy tak dobrego zawodnika, tyle że Bartek i od tego zawodnika jest dużo lepszy. To inny poziom, inna liga. Cieszmy się, że mamy takiego piłkarza w swoich szeregach. W poprzednim sezonie trochę kręciliśmy nosem, bo choć zawodnik imponował swoimi niekonwencjonalnymi zagraniami i również był efektywny, zaliczał asysty, to jakoś mieliśmy wrażenie, że jest tego za mało, jak na jego potencjał. Teraz ten potencjał wybuchł ze zdwojoną siłą. Zawodnik jest to wprost doskonały i dla takich ludzi dzieci zaczynają się interesować piłką nożną i wieszają plakaty nad łóżkiem. Po prostu mistrz.
W wywiadzie dla GieKSaTV Bartek powiedział, że pierwsza bramka to w zdecydowanej większości zasługa Marcela Wędrychowskiego. Mam z tym stwierdzeniem problem, bo zgadzam się, ale nie do końca. To znaczy uważam, że większość zasługi w tym golu jest i Marcela, i Bartka. Wiem, że to wbrew logice, ale trudno. Zaraz się skupię na Marcelu, ale to co zrobił Bartosz tym minięcie na spokoju przeciwnika to też był majstersztyk. Przecież gdyby uderzył od razu, ryzykowałby trafieniem w blokujących przeciwników. A tak zamarkował strzał, nawinął i już nie miał żadnych przeszkód, by trafić do siatki. To był jego kunszt. Wielu piłkarzy stosuje nadmierne dryblingi, nawet w takich sytuacjach, ale często są one zupełnie bez sensu. Tutaj było to działanie w ściśle określonym celu – zwiększenia prawdopodobieństwa zdobycia bramki. I to się udało perfekcyjnie.
W pierwszej połowie Bartek często stosował taki subtelny pressing, próbował przewidzieć błąd rywala, więc gdy Piekutowski miał piłkę, robił taki ruch, to w lewo, to w prawo, by ewentualnie przeciąć piłkę. Dosłownie pomyślałem sobie wtedy, że mało prawdopodobne jest, że coś takiego się uda, ale po chwili przyszła druga myśl: Pan Piłkarz Bartosz Nowak wie, co robi i skoro tak robi, to jest duża szansa, że w końcu będzie z tego efekt. I choć nie bezpośrednio, to jednak taki błąd przeciwnika wykorzystał właśnie Marcel Wędrychowski. To jak katowicki De Bruyne wyczuł i doskoczył do golkipera gości, to też była klasa. Liczyła się szybkość. I oczywiście geneza tego gola jest po stronie Marcela. A potem był już kunszt Nowego.
W ataku zagrał tym razem Ilja Szkurin. Zawodnik przepychał się z rywalami, walczył. Sytuacji przez sporą część meczu nie miał. Ale jak już przyszło do pokazania swoich umiejętności, to i tu Białorusin spisał się świetnie. Najpierw świetne przyjęcie klatką, potem asysta oczywiście od Nowaka, no i pozostało już pewne wykończenie. Choć przyznam, że bardziej niż ten gol, podobało mi się zachowanie Ilji, przy golu na 3:1. Poszedł jak ten dzik na Vitala i już sam nie wiem, czy nasz zawodnik dziubnął tę piłkę czy rywal, ale ta agresja to było coś wspaniałego i doprowadziła ona do tego, że piłka trafiła pod nogi Nowaka, a ten – znów w wybitny sposób – strzelił niczym bilą do łuzy. W ogóle mam wrażenie między Szkurinem, a Nowakiem jest jakaś chemia, to jak współpracują i cieszą się wspólnie po bramkach, ten uśmiech na ustach i radość – coś pięknego. A Ilja w ogóle jeszcze punktuje u mnie dodatkowo tym, że ma kota – ale to już prywata 😉
Około 80. minuty byłem też pod wrażeniem jednej rzeczy i bardzo ceniłem nasz zespół. Mianowicie za to, że nie cofnęliśmy się do głębokiej defensywy. Oczywiście kilka razy byliśmy bardzo głęboko, bo Jaga rzuciła na nas wszystkie siły, do Imaza dołączyli Pululu czy Pietuszewski i mając dwubramkową stratę, logicznym było, że ruszą na nas. I czasem zakotłuje się w polu karnym. Jednak GieKSa starała się jak tylko mogła oddalić grę i dość często to się udawało. Ceniłem to dlatego, bo nieraz w takiej sytuacji zespoły cofają się już na stałe w swoją szesnastkę i tylko czekają na wymiar kary. Zamiast po prostu grać swoje. Powiedziałem sobie wtedy w duchu – właśnie w tej 80. minucie – że jeśli GKS straci dwa gole, to nie będę miał żadnych pretensji za ten sposób gry, bo ostatecznie to zmniejsza ryzyko utraty bramek, a nie zwiększa. Ostatecznie Jagiellonia strzeliła gola z rzutu karnego, bo Rafał Strączek w drugim meczu z rzędu znokautował rywala (poprzednio Kuuska, teraz Pozo), ale to była jedyna bramka gości w tym spotkaniu. I Rafał się do tego przyczynił również, broniąc dobrze i pewnie.
Ten mecz miał kilka analogii ze spotkaniem z ekstraklasy z poprzedniego sezonu. Znów wygraliśmy 3:1. Znów gola strzelił Pululu. I znowu katowiczanie zdobyli bramkę po fatalnym błędzie rywali w wyprowadzaniu piłki. Wtedy Nowak odebrał piłkę Halitiemu i gola strzelił Adrian Błąd, tym razem to Nowy był egzekutorem po świetnym odebraniu od Piekutowskiego. I znów euforia.
Dodajmy, że to już druga bramka w tym sezonie, w której nasz piłkarz odbiera piłkę bramkarzowi przeciwnika. W Płocku Rafałowi Leszczyńskiemu futbolówkę sprzed nosa zgarnął Marcin Wasielewski. Pressing się opłaca!
Nie zapominajmy też o świetnej defensywie naszej drużyny. To była kontynuacja gry z meczu z Pogonią. Poświęcenie, żółty (w tym przypadku czarny) mur naszych piłkarzy, wślizgi, bloki i wybloki. To co było naszym mankamentem na początku sezonu, w dwóch ostatnich meczach stało się chlubą. Nasz zespół znakomicie gra w obronie. A jeśli dołożymy do tego fakt, że nie opieramy się tylko na kontrach, tylko budujemy ciekawie swoje akcje ofensywne, można powiedzieć, że rozwój tej drużyny trwa w najlepsze.
Kolejnym naszym problemem były tracone nałogowo bramki do szatni. Już o tym zapomnieliśmy, choć Pululu akurat trafił na kilka minut przed końcem. Ale ostatnio mamy mecze na zero z tyłu, tych goli do szatni też po prostu nie zaliczamy. A tymczasem trend się odwrócił. Gdy ja się cieszyłem, że mamy spokojne 0:0 do przerwy i jedna minuta doliczona, GieKSa przeprowadziła swoją skuteczną akcję. Dla mnie to był totalny bonus, bo mentalnie byłem przy remisie do przerwy. A potem w doliczonym czasie całego meczu Bartosz ponownie strzelił gola.
Euforia po tej bramce była niebywała. Z wszystkich spadło ciśnienie. Te okrzyki „GKS! GKS!” i „Loooo, lolo loooooooo” po bramce przypominały stare czasy, jeszcze z lat 90., kiedy właśnie tak celebrowało się bramki. Absolutnie piękna sprawa.
Trener oczywiście na konferencji jest „oficjalny”, więc gdy zapytałem go, czy ma satysfakcję, że utarli nosa Jagiellonii za ten mecz ligowy, który się nie odbył powiedział, że nie rozpatruje tego w takich kategoriach. Za to my, jako kibice możemy – bo to też jest kwintesencja kibicowania, takiego bym powiedział w stylu angielski, czyli takie prztyczki, docinki. Więc troszkę Jaga dostała za swoje za to, że nie przygotowali boiska i lekceważąco podeszli zarówno do naszej drużyny, jak i kibiców, którzy do Białegostoku przyjechali. Chytry traci. Więc nie było co kombinować, trzeba było w tamtą niedzielę zagrać. Choć może Jaga wiedziała, co ją czeka i po prostu się bała?…
Myślałem o takim performancie, żeby trenerowi Siemieńcowi wręczyć łopatę do odśnieżania po meczu, ale stwierdziłem, że nie będę takich cyrków robił, choć wydaje mi się to całkiem zabawne (ach, pamiętny Puchar Pepco). Jednak nawet gdybym już miał sprzęt przygotowany, to w ostatniej chwili bym zrezygnował. Widząc przybitego trenera gości, włączyłaby mi się empatia i po prostu bym mu już nie dowalał. Poza tym mógłbym z tej konfrontacji nie wyjść żywy 😉
Jesteśmy w ćwierćfinale. Po raz pierwszy od 21 lat. W końcu po latach upokorzeń, kompromitacji i pucharowych dramatów, przeszliśmy już trzy rundy i zagramy na wiosnę w tych rozgrywkach. Czy znów naszym przeciwnikiem będzie ekipa z ekstraklasy? A może jakaś drużyna z niższej ligi? W ósemce znalazły się Avia Świdnik, Zawisza Bydgoszcz i Chojniczanka. To byłyby bardzo ciekawe opcje. W każdym razie droga na Narodowy zrobiła się realna. Trzeba będzie walczyć o to ze wszystkich sił.
W niedzielę Raków. Na zakończenie roku. GKS Katowice ma obecnie sześć zwycięstw w siedmiu ostatnich meczach. Bilans to znakomity. Trochę osób wieszczyło, że po porażce z Piastem w pozostałych spotkaniach nie zdobędziemy już żadnych punktów, że wszystko przegramy. Tymczasem mecz w Białymstoku się nie odbył, a potem z Pogonią i Jagą GKS po bardzo dobrej grze odniósł zwycięstwa. Naprawdę – wierzmy w tę drużynę.
Oczywiście z Rakowem łatwo nie będzie, bo piłkarze Marka Papszuna złapali dobry rytm. Odprawili z kwitkiem Rapid Wiedeń i Arkę strzelając im po cztery gole, wyeliminowali także Śląsk Wrocław. Więc przeciwnik jest trudny, ale przecież w lutym pokonaliśmy go w Częstochowie. A GieKSa jest na tyle w dobrej dyspozycji, że nie ma powodów, by nie wierzyć, że przy Limanowskiego nasz zespół nie jest w stanie grać o zwycięstwo.


Najnowsze komentarze