Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

Media o meczu: Koncert GKS Katowice

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego spotkania Motor Lublin – GKS Katowice 2:5 (2:2).

dziennikwschodni.pl – Co by było, gdyby? Motor rozbity u siebie przez GKS Katowice

Co by było, gdyby? Pewnie dzisiaj będzie się nad tym zastanawiać większość kibiców Motoru. Ich pupile przegrywali z GKS Katowice 0:2, zdołali wyrównać, ale w końcówce pierwszej połowy czerwoną kartkę obejrzał Jakub Łabojko. Efekt? Po przerwie przyjezdni wykorzystali grę w przewadze i ostatecznie rozbili żółto-biało-niebieskich 5:2. A ciekawe, co by było, gdyby drużyny grały do końca w pełnych składach?

rzeba jednak przyznać, że w Lublinie znowu można było obejrzeć szalony mecz. Po 21 minutach kibice mogli tylko łapać się za głowy. „Gieksa” kontrolowała sytuację na boisku i prowadziła już 2:0.

Najpierw, w dziewiątej minucie Alan Czerwiński miał mnóstwo miejsca, aby popatrzyć i dokładnie dośrodkować na dalszy słupek, gdzie znalazł się Borja Galan. Hiszpan ze spokojem przyłożył głowę do piłki i otworzył wynik spotkania. Zanim minął kwadrans fatalne podanie zaliczył Jakub Łabojko, który zagrał pod nogi rywali. Pomocnik musiał ratować sytuację faulem tuż przed szesnastką. Obejrzał za to przewinienie „żółtko”. Na szczęście Bartosz Nowak huknął prosto w mur.

W 21 minucie kiepsko futbolówkę do przodu wybił Krystian Palacz. Szybki przechwyt, dwa podania i piłkę w polu karnym miał już niepilnowany Adam Zrelak, który uniknął spalonego. W końcu dopadł do niego Arkadiusz Najemski. Obrońca próbował wślizgiem zażegnać niebezpieczeństwo, a pechowo zagrał… ręką do własnej bramki.

W kolejnych fragmentach w końcu wrócił stary, dobry Motor, co zapowiadał trener Mateusz Stolarski. Żółto-biało-niebiescy mimo bardzo trudnego momentu przejęli inicjatywę. Nareszcie pojawiły się też klarowne okazje. W 26 minucie pokazał się Michał Król, który złamał akcję z prawej flanki do środka i huknął lewą nogą tuż obok słupka.

Miejscowi się rozkręcali z każdą kolejną minutą. Tuż po drugim kwadransie Mathieu Scalet dośrodkował, a nieźle głową strzelił Karol Czubak. Tym razem górą był jednak Rafał Strączek, który popisał się efektowną paradą. Za chwilę po próbie Króla lublinianie wywalczyli kolejny korner. Z narożnika świetnie dośrodkował Bartosz Wolski i niewykluczone, że zdobył gola. W przerwie Czubak tłumaczył na antenie Canal+, że nie jest pewny czy trącił futbolówkę głową i że to chyba jednak będzie gol „Wola”.

Tak czy siak żółto-biało-niebiescy złapali wiatr w żagle. W 38 minucie mieliśmy na to najlepszy dowód. Pojedynek na prawym skrzydle wygrał Król, świetnie dośrodkował pod bramkę, a tam już na pewno Czubak trafił na 2:2. W 41 minucie mogło nawet być 3:2. W polu karnym przyjezdnych porządnie się „zakotłowało”, ale ostatecznie wszystko skończyło się faulem w ataku.

Kiedy wydawało się, że drużyna trenera Stolarskiego opanowała sytuację, w mgnieniu oka wszystko zmieniło się o 180 stopni. Łabojko ostrym wślizgiem wyciął rywala równo z trawą, przez co drugi raz trafił do notesu sędziego. A to oznaczało, że Motor całą drugą połowę będzie musiał grać w osłabieniu.

Pewnie w przerwie gospodarze rozmawiali, że przede wszystkim nie mogą stracić gola. Tymczasem w 47 minucie po krótko rozegranym rzucie rożnym podanie tuż za piątką dostał Zrelak. Napastnik GKS z zimną krwią wykończył znakomitą szansę strzałem z powietrza. W efekcie Motor znowu musiał gonić, grając przecież w dziesiątkę.

Błyskawicznie było blisko wyrównania, ale ani Marek Bartos, ani van Hoeven ostatecznie nie wpakowali piłki do siatki. Gospodarze kilka razy postraszyli rywali, zwłaszcza kiedy stosowali wysoki pressing. Niestety, nie zdołali już wrócić do gry. W kolejnych fragmentach „Gieksa” mogła przećwiczyć grę z kontry, bo wyprowadziła mnóstwo szybkich ataków. Dwa z nich wykończył rezerwowy Ilia Shkurin i ostatecznie kolejny, szalony mecz na Arenie zakończył się wygraną przyjezdnych 5:2.

dziennikzachodni.pl – Siedem goli i GieKSa z pierwszą wygraną na wyjeździe

W piątek 17 października 2025 roku w meczu 12. kolejki PKO Ekstraklasy Motor Lublin z GKS-em Katowice 2:5 (2:2). Gospodarze całą drugą połowę grali w dziesiątkę, bo czerwoną kartkę dostał Jakub Łabojko. Motor przegrał pierwszy raz u siebie, a GieKSa pierwszy raz wygrała na wyjeździe.

[…] Ligowcy wrócili do gry po przerwie na mecze reprezentacji. Na pierwszy ogień poszły Motor Lublin i GKS Katowice, czyli zespoły bardzo potrzebujące punktów, w kontekście niskich miejsc w tabeli. Jedni i drudzy przed piątkowym mecze w Lublinie mieli po cztery ligowe spotkania z rzędu bez wygranej.

Do kadry meczowej GieKSy wrócił po kontuzji Dawid Kudła, ale trener Rafał Górak pozostawił między słupkami Rafała Strączka.

Goście wysoko wyszli na lublinian, stosowali mocny pressing przy rozgrywaniu piłki przez Motor, a już w 9. minucie cieszyli się z gola. Alan Czerwiński z prawej strony dośrodkował w pole karne. Tam niepilnowany Borja Galan precyzyjnym uderzeniem głową umieścił piłkę w siatce.

Katowiczanie chcieli wykorzystać zamroczenie gospodarzy po tym ciosie i dalej atakowali. W 21. minucie mieli na koncie już dwa gole. Bartosz Nowak prostopadłym podaniem znalazł Adama Zrelaka, który w polu karnym zakręcił Arkadiuszem Najemskim i piłka znalazła drogę do bramki. Okazało się, że piłka jeszcze odbiła się od ręki próbującego blokować Najemskiego i dzięki temu zmieściła się przy słupku.

Motor potrzebował pół godziny, aby wreszcie odpalić. GKS za bardzo się cofnąć i zaczęło się kotłować w polu karnym. Strączek najpierw świetnie obronił główkę Czubaka, ale w 35. minucie było już 1:2. Bartosz Wolski podawał z rzutu rożnego. Strączek walczył o piłkę z Czubakiem w polu bramkowym, nie zdołał jej wybić. Prześliznęła się po rękawicach i znalazła się w siatce. Gol został przypisany Wolskiemu, bo piłka leciała w „światło” bramki.

Lublinianie natarli z jeszcze większą pasją i Czubak uderzeniem głową dał wyrównanie, gdy piłka po ręce Strączka znów znalazła się w bramce.

Przed przerwą GKS stracił kontuzjowanego Czerwińskiego, a Motor… Jakuba Łabojkę, który dostał czerwoną kartkę za drugą żółtą.

GieKSa bardzo szybko po wznowieniu gry wróciła na prowadzenie. Goście krótko rozegrali rzut rożny. Nowak dośrodkował na drugą stronę pola karnego – pozostawiony bez opieki Adam Zrelak strzelił z woleja i piłka po koźle wpadła do bramki.

Osłabieni gospodarze próbowali znów wrócić do meczu, ale tym razem było to już o wiele trudniejsze niż w pierwszej połowie. GieKSa grała kontrowała mecz, który „zamknęła” w 72. minucie. Nowak popisał się prostopadłym podaniem, a Ilja Szkurin na wślizgu, czubkiem buta, kopnął piłkę obok bramkarza.

To była pierwsza bramka Szkurina w GKS-ie w PKO Ekstraklasie, ale szybko dołożył drugą. Tym razem podawał Sebastian Milewski i Białorusin znów pokonał Ivana Brkicia.

Szkurin mógł potem ustrzelić hat tricka, ale mając przed sobą tylko bramkarza strzelił obok słupka.

Sędzia zakończył mecz bez doliczania czasu, chyba nawet przed 90. minutą.

gol24.pl – Koncert GKS Katowice w 12. kolejce PKO Ekstraklasy. Motor Lublin rozbity w drobny mak

GKS Katowice na inauguracje 12. kolejki PKO Ekstraklasy rozbił w meczu wyjazdowym Motor Lublin aż 5:2. Ogromny wpływ na losy spotkania miała czerwona kartka Jakuba Łobojko pod koniec pierwszej połowy meczu. Po przerwie grająca w przewadze GieKSa zdominowała rywala i pewnie wygrała spotkanie.

Spotkanie w Lublinie od samego początku było niezwykle emocjonujące. Już w 9. minucie wynik spotkania na korzyść GKS Katowice otworzył Borja Galan. Hiszpan świetnie wyskoczył do dośrodkowania Alana Czerwińskiego i precyzyjnym uderzeniem głową – umieścił piłkę w siatce.

Kwadrans później popularna GieKSa zadała drugi cios. Tym razem Adam Zrelak świetnie przyjął piłkę przed polem karnym gospodarzy, chciał ograć Arkadiusza Najemskiego, ale trafił piłką w jego rękę, a ta zmyliła bramkarza i wturlała się do bramki.

Motor Lublin wziął się do odrabiania strat po upływie pół godziny gry. Najpierw w 34. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego gola kontaktowego strzelił Karol Czubak. Natomiast chwilę później ten sam napastnik świetnym uderzeniem głową doprowadził do wyrównania.

Będący na fali gospodarze sami skomplikowali sobie sprawę tuż przed przerwą. Drugą żółtą kartkę otrzymał Jakub Łobojko i pomocnik Motoru Lublin ujrzał kartonik koloru czerwonego.

– Nie weszliśmy dobrze w ten mecz, ale im dalej, tym – myślę – mieliśmy więcej kontroli. co udokumentowaliśmy dwiema bramkami. Niestety dostaliśmy czerwoną kartę kartkę i teraz musimy w drugiej połowie pokazać, że Motor jest niezniszczalny – powiedział w przerwie Karol Czubak w rozmowie z reporterem Canal+ Sport.

Grę w przewadze piłkarze GKS Katowice wykorzystali tuż po zmianie stron. W 47. minucie po kombinacyjnie rozegranym rzucie wolnym, najlepiej w „szesnastce” gospodarzy odnalazł się Adam Zrelak, który precyzyjnym uderzeniem ponownie dał prowadzenie katowiczanom.

Zdeterminowana GieKSa nieco ponad kwadrans przed końcem zadała czwarty cios. W 73. minucie wprowadzony po przerwie Ilja Szkurin sytuacyjnym prowadzeniem podwyższył prowadzenie swojej drużyny na 4:2.

Białorusin w piątkowy wieczór dwukrotnie wpisał się na listę strzelców. Ponownie bramkarza gospodarzy pokonał w 82. minucie, w podobny sposób – płaskim uderzeniem.

Do końca spotkania sytuacje na boisku kontrolowali przyjezdni i zasłużenie sięgnęli po efektowne zwycięstwo w Lublinie. dla GKS Katowice było to pierwsze ligowe zwycięstwo od końcówki sierpnia.

weszlo.com – Klęska Motoru. To raczej ostatni mecz Mateusza Stolarskiego

[…] Czasami jest tak, że gdy piłkarze wiedzą, co może oznaczać porażka dla ich szkoleniowca, wspinają się na swoje wyżyny i grają znacząco lepiej. Dzisiaj w Lublinie tak nie było, przynajmniej na początku. Motor wszedł w to spotkanie fatalnie, a zwłaszcza jego dwaj obrońcy – Arkadiusz Najemski i Krystian Palacz. Pierwszy gol dla gości? Zaczął się od błędu rozgrywającego 100. spotkanie dla Motoru Najemskiego, a później Bradly van Hoeven nie nadążył za Borją Galanem, który trafił do siatki.

Bramka na 0:2? Palacz już wcześniej niedokładnie podawał do przodu. Tutaj zrobił to samo, a po chwili jeszcze złamał linię spalonego. Podanie trafiło do Adama Zrelaka, który świetnie przyjął piłkę, a później, kiedy chciał zwodem ograć Najemskiego, piłka odbiła się od obrońcy Motoru i wpadła do siatki.

Kamera pokazała w tym momencie właściciela Motoru, milionera Zbigniewa Jakubasa. Mówiąc łagodnie, nie wyglądał na specjalnie zadowolonego. Trudno się dziwić: po 1:0 z Arką w pierwszej kolejce jego zespół wygrał tylko jedno z dziewięciu ligowych spotkań. A tutaj było już 0:2.

Od 30. minuty gospodarze przejęli inicjatywę, a GKS cofnął się i miał problemy z wyjściem ze swojej połowy. Rafał Strączek dobrze interweniował po strzale Karola Czubaka, ale kilka minut później bramkarz gości już się nie popisał.

Strączek nie jest przesadnie wysoki jak na golkipera – ma 187 cm. Czubak – 193 cm. Widać było, że to był opracowany schemat wykonania rzutu rożnego przez Motor – napastnik stawał na drugim słupku i w momencie wrzutki biegł w kierunku Strączka, by skakać z nim do piłki. W 34. minucie Czubak wyskoczył nieco wyżej, wykorzystując przewagę wzrostu nad bramkarzem, i piłka po dośrodkowaniu Bartosza Wolskiego i muśnięciu piłki przez napastnika wpadła do siatki.

Kontrowersja? Wydaje nam się, że bramkarz GKS-u nie był faulowany. Gospodarze po prostu sprytnie wykorzystali różnicę parametrów fizycznych. Przed przerwą mogli w identyczny sposób znów trafić do siatki – w polu bramkowym gości doszło do zamieszania, ale tym razem sędzia Tomasz Kwiatkowski odgwizdał faul. Do przerwy było jednak 2:2, bo Czubak wykorzystał jeszcze dośrodkowanie z prawej strony i zdobył bramkę głową. Strączek nie zatrzymał tego strzału, ale na jego obronę powiemy, że był mocny, został oddany z bliska i  bramkarz miał wyjątkowo mało czasu na reakcję.

Całą drugą połowę gospodarze grali jednak w dziesiątkę, bo pod koniec pierwszej części gry za dwie żółte kartki z boiska (słusznie) wyleciał Jakub Łabojko. I na boisku było to widać.

Dawid Szulczek często powtarza, że gdyby miał do dyspozycji zdrowego Zrelaka, jego Warta na pewno nie spadłaby z Ekstraklasy w sezonie 2023/2024. Nie dziwią nas te słowa, bo Słowak to naprawdę przyzwoity napastnik w realiach Ekstraklasy. Dziś pokazywał to od początku spotkania, a w 47. minucie świetnie zachował się po krótkim rozegraniu rzutu rożnego, trafiając precyzyjnym strzałem do siatki.

W kolejnych minutach Motor próbował, ale brak jednego zawodnika był widoczny. Musiał być. GKS kontrolował spotkanie, utrzymywał się przy piłce i próbował strzelić czwartego gola, co udało się w końcu w 73. minucie za sprawą rezerwowego Ilji Szkurina. Białorusin dołożył później jeszcze jedno trafienie, na 5:2, a mógł nawet trzecie, ale fatalnie spudłował w sytuacji sam na sam. A już mieliśmy go wybrać najlepszym zawodnikiem spotkania…

Motor mógł się dziś podobać tylko przez końcowy kwadrans pierwszej połowy. Później próbował coś zrobić, ale w dziesiątkę było mu ciężko.

Sędzia miał dość. Mecz Motor – GKS został zakończony… przed czasem

W przedziwny sposób zakończył się mecz Motoru Lublin z GKS Katowice (2:5). Sędzia Tomasz Kwiatkowski zagwizdał po raz ostatni zanim na stadionowym zegarze wybiła 90. minuta spotkania.

Arbiter zamknął rywalizację dokładnie w 89. minucie i 34. sekundzie gry.

Oczywiście prowadząca trzema bramkami GieKSa wywalczyłaby dzisiaj trzy punkty nawet wtedy, gdyby Kwiatkowski dołożył do podstawowego czasu gry dodatkowy kwadrans, ale niecierpliwość arbitra i tak jest trudna do wytłumaczenia.

No ludzie kochani, grajmy do końca.

Chyba że sędzia chciał po prostu w ten sposób okazać litość grającemu w osłabieniu i wysoko przegrywającemu Motorowi. W takich okolicznościach się niekiedy zdarza, by arbitrzy odpuszczali sobie doliczanie czasu. Ale żeby nie doczekać nawet do 90. minuty i już chwycić za gwizdek?

Absurd.

ekstraklasa.org – Motor 2:5 GKS: Mecz dubletów

GKS Katowice pierwszy raz w tym sezonie wygrywa na wyjeździe! Pomogli mu w tym między innymi Ilja Szkurin i Bartosz Nowak, którzy rozegrali znakomite spotkanie.

W pierwszej połowie rywalizacji beniaminków z sezonu 2024/2025 zobaczyliśmy aż 4 gole. 2 z nich ustrzelił Karol Czubak. Osłabiony czerwoną kartką, którą otrzymał Jakub Łabojko, Motor nie miał jednak wiele do powiedzenia po przerwie – goście całkowicie zdominowali resztę spotkania. Swój premierowy dublet w barwach ekipy z Katowic zdobył Ilja Szkurin, zaś 2 asystami mógł pochwalić się Bartosz Nowak. Zespół trenera Rafała Góraka wywalczył pierwszy komplet punktów na wyjeździe w rozgrywkach 2025/2026 PKO Bank Polski Ekstraklasy.


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.

Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.

Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.

Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.

Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.

Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.

Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.

Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂

Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.

Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.

Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.

Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉

Kontynuuj czytanie

Felietony

I co, niedowiarki?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.

Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić.  Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.

O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.

Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.

Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.

Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.

Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.

Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.

Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.

W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?

Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.

Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.

Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.

Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.

Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.

Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.

O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!

Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.

Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.

Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.

GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.

Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.

A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.

Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga