Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Prasówka Siatkówka

Tygodniowy przegląd doniesień mass mediów: Bezlitośni dla błędów przeciwnika

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów, które obejmują informacje z ubiegłego tygodnia dotyczące sekcji piłki nożnej i siatkówki GieKSy.

Już w najbliższy weekend start rozgrywek lig piłkarskich dla Pań i Panów, w związku z tym drużyny rozegrały ostatnie mecze przed początkiem rundy. W czwartek Panie rozegrały drugi mecz ¼ rozgrywek Pucharu Polski, z drużyną TME Grot SMS Łodź. Na boisku w Łodzi, padł remis 1:1 i nasza drużyna odpadła z tych rozgrywek. Piłkarze rozegrali ostatni test-mecz: przeciwnikiem była ekipa MKS-u Kluczbork. Nasza drużyna wygrała 4:0 (3:0).

Siatkarze rozegrali jedno spotkanie ligowe, w piątek, przegrywając z drużyną MKS-u Będzin 0:3. Obecnie drużyna zajmuje szóstą lokatę, gwarantującą udział w fazie play-off, do rozegrania siatkarzom zostało pięć spotkań rundy zasadniczej. W tym tygodniu siatkarze rozegrają dwa mecze: najpierw w środę (26 lutego), w hali w Szopienicach, z ZAKSĄ Kędzierzyn – Koźle, oraz w sobotę (29 lutego) na wyjeździe z Vervą Warszawa. Przeciwnie drużyny zajmują odpowiednio drugie i pierwsze miejsce w tabeli, będzie bardzo trudno o zdobycz punktową…

W Polskiej Hokej Lidze, nadszedł „czas prawdy”: rozpoczęły się mecze ćwierćfinałowe play-off. Nasza drużyna przegrała dwa pierwsze mecze z Podhalem 1:4 i 1:2.

 

PIŁKA NOŻNA

tylkokobiecyfutbol.pl – Zaliczka wystarczyła. SMS znów w półfinale Pucharu Polski

Ekipa katowickiej GieKSy przyjechała do Łodzi z zamiarem zmazania plamy z pierwszego spotkania (0:3). Szybko szukała do tego rozwiązań i już w 28. minucie spotkania wynik otworzyła Zofia Buszewska. Piłkarki gości szukały kolejnych bramek, tak bardzo potrzebnych do awansu. Dziś jednak na więcej im nie pozwolił SMS.

Można powiedzieć, iż ‚dyskusję zakończyła’ Paulina Filipczak w 51. minucie gry zdobywając gola na 1:1. Więcej trafień nie padło i podopieczne Marka Chojnackiego po raz drugi z rzędu zameldowały się w półfinale Pucharu Polski.

[…] Przegrane zespoły w ćwierćfinałach otrzymały 20 tysięcy złotych.

 

sportowefakty.wp.pl – Sparingi. GKS Katowice zdał ostatni test. Lech II Poznań strzelił 10 goli

To już ostatnia sparingowa sobota tej zimy. Pierwszoligowcy oraz drugoligowcy przeszli próbę generalną przed rundą wiosenną. GKS Katowice wygrał 4:0.

GKS Katowice zagrał na własnym stadionie z trzecioligowym MKS-em Kluczbork i podstawowi piłkarze dali znać trenerowi Rafałowi Górakowi, że dokonał trafnych wyborów. Grająca w pierwszej połowie drużyna strzeliła trzy gole i praktycznie zapewniła zwycięstwo w meczu, który zakończył się wynikiem 4:0.

 

sportdziennik.com – Marek Szczerbowski: Nasza gra ma dawać radość

Rozmowa z Markiem Szczerbowskim, prezesem GKS-u Katowice.

[…] Czy kwota 11,2 milionów złotych, na jaką GKS może liczyć z miasta, w połączeniu ze środkami od sponsorów wystarczy do spięcia budżetu na 2020 rok?
Marek SZCZERBOWSKI: – Biorąc pod uwagę plan budżetowy wynikający z zawartych do 30 czerwca zobowiązań, można powiedzieć, że te środki z pewnością nam wystarczą. Do 30 czerwca mamy zabezpieczony byt. Nie jestem w stanie odpowiedzieć, czy te środki starczą nam do czerwca, bo równie dobrze mogą wystarczyć do sierpnia, października, grudnia. Biorąc pod uwagę, że zostaną wszystkie sekcje i utrzymają ten sam poziom sportowy, trzeba będzie poszukać dodatkowego wsparcia. Cieszę się, że od mojego przyjścia do GKS-u wszelkie zobowiązania regulujemy na bieżąco. Mamy też jednak perspektywę drugiej części roku. Trzeba będzie się w tym zakresie przygotowywać, planować działania.

Czy GieKSa może zostać uszczuplona o jedną z czterech sekcji?
Marek SZCZERBOWSKI: – Mój scenariusz będzie wynikał z tego, co uzgodnimy wspólnie z władzami miasta. Na każdy musimy być przygotowani. To będzie zależne od ogólnej sytuacji. Wszystkie kluby wspierane przez samorządy będą stawały przed tego typu decyzjami, więc GKS Katowice pewnie też. Dziś mamy jednak cztery sekcje i jedziemy do przodu. Chcemy osiągnąć jak najlepszy wynik. Mówię to najszczerzej, jak tylko mogę.

Trochę brzmi to tak, jakby dziś sekcje GKS-u rywalizowały między sobą o pieniądze, byt?
Marek SZCZERBOWSKI: – Mamy cztery wspaniałe ekipy, każda chce osiągnąć swoje najwyższe cele. Nie ma co ukrywać – nie wszyscy dostaną tyle, ile by chcieli. To już jednoosobowa odpowiedzialność – a może nie tyle odpowiedzialność, co zaszczyt – prezesa zarządu, do którego przychodzi się złożyć propozycję. Stąd u mnie te słynne karty sprawy, bo na twarz to jest krem Nivea. Działam tak, że wszystko odbywa się na poziomie decyzji wynikającej z wniosku, który do mnie wpływa. Nie można przyjść, poprosić o coś, „bo jest fajne”. Trzeba uzasadniać. Próbujemy dla każdego stworzyć przestrzeń, by realizował to, co zaplanował przed sezonem. Zapewnienie najlepszych warunków jest naszym obowiązkiem. Nie potrzebuję tego, by ktoś się krygował. Albo zapewniamy, albo nie. Jeśli nie – to przedstawiciele sekcji mają przyjść i to powiedzieć.

[…] O ile w skali miesiąca udało się panu uszczuplić koszty funkcjonowania klubu?
Marek SZCZERBOWSKI: – Nie mam pełnej analizy. Za 80 procent kosztów nie odpowiadam do dziś, bo w momencie, gdy przychodziłem, większość kontraktów była już podpisana. Koszty administracyjne spadły o kilkadziesiąt procent. Nie jest tak, że chcę słynąć z twardej ręki finansowej. Chcę słynąć z optymalizacji, czyli robić coś najtaniej, nie zmniejszając przy tym jakości. Ten proces optymalizacji będzie trwał.

„Jeśli budowa stadionu będzie przesuwana z innego powodu niż kwestie funkcjonalne, to mnie tu nie będzie”.
Marek SZCZERBOWSKI: – To moje słowa, dziękuję za przypomnienie. Gdyby zdarzyło się tak, że ten stadion nie będzie budowany, bo ktoś będzie próbował odłożyć to w czasie politycznie, a nie merytorycznie, to oczywiście je podtrzymam. Znam jedną jednostkę samorządu terytorialnego, która budowała stadion. Zdążyłem odejść, a ona budowała jeszcze przez trzy lata. Choć nie miałem z tym nic wspólnego, ponosiłem PR-owską odpowiedzialność. Będę czuł, czy ktoś nie chce budować, czy opóźnienie to efekt błędów popełnionych na poziomie procesu inwestycyjnego. Będę widział, czy budowany jest tak, jak w niektórych miastach – obiecankami, przedłużającym się procesem projektowym i ruchami, które mają się toczyć tylko po to, by coś się działo. Może nie jestem wulkanem intelektu, ale z pewnością zrozumiem, że ktoś gra. A jeśli ktoś będzie grał, to cała nasza praca wokół piłki nożnej, siatkówki, hokeja, nie będzie miała sensu. Po co rozwijać klub, projekt, skoro nie będzie do tego przystosowanej infrastruktury?

 

Zwrot kamer drugoligowych

Stowarzyszenie Druga Liga Piłkarska jesienią musiało dopłacać do niemal połowy transmisji meczów, dlatego teraz odpowiedzialność za ich realizację przenosi na kluby. Najpopularniejsi – jak GKS Katowice – na zmianach stracą.

Drugoligowe kluby i kibiców czekają zmiany dotyczące internetowych transmisji z meczów o punkty na platformie tvcom.pl. Od rundy wiosennej większa odpowiedzialność za ich realizację spoczywać będzie na gospodarzach spotkań, a nie – jak było do tej pory – stowarzyszeniu Druga Liga Piłkarska, które opłacało koszty produkcji sygnału. Odkąd transmisje z drugoligowych stadionów weszły w życie – w sezonie 2018/19 – pojedynczy mecz kosztował 12 zł. Teraz ceny dyktować będą kluby – gospodarze. Zmiany w tej materii spowodowane są niezadowoleniem włodarzy stowarzyszenia z małego zainteresowania, jakie wzbudzają niektóre drużyny.

[…] Jak było dotąd? Średni koszt realizacji transmisji w rundzie jesiennej tego sezonu wyniósł blisko 1000 zł (co pokrywało stowarzyszenie DLP). Aby się zbilansował, szacowano, że średnio kibice musieli wykupić 100 dostępów do transmisji, po 12 zł każdy (z czego 1,30 zł to prowizja dla portalu tvcom.pl, na którym pokazywano mecze). Zysk był dzielony w proporcjach: 40 procent dla gospodarza, 40 procent – dla gościa, a 20 procent dla stowarzyszenia. O ile ten zysk był, bo wypracowała go w tym sezonie raptem niewiele ponad połowa spotkań. Do reszty dopłacało DLP. Klubów, których mecze wypracowały zysk, było ledwie siedem: Stal Rzeszów, GKS Katowice, Olimpia Elbląg, Resovia, Pogoń Siedlce, Elana Toruń i Stal Stalowa Wola.

[…] Transmisje meczów z udziałem GKS-u Katowice wygenerowały jesienią 6945 złotych przychodu. Skoro Widzew działa na własną rękę, wychodzi na to, że bardziej wartościowa dla II ligi jest tylko Stal Rzeszów (9091 zł). Do kasy klubów spłynęło 40 procent tych kwot; resztą podzielili się przeciwnicy (40%) i stowarzyszenie DLP (20%). Największą popularnością w przypadku GieKSy cieszył się wyjazdowy mecz z Resovią (1528 zł), a najmniejszą – domowy ze Skrą Częstochowa (94 zł). Przez całą jesień najlepszy wynik to 2731 zł. Tyle zarobiła Stal Rzeszów na wyjeździe do Łodzi (Widzew TV udostępnił sygnał do tvcom). Deficytowe zaś okazało się spotkanie Widzew – GKS Katowice, bo było wtedy sporo reklamacji. Przez całą jesień DLP uwzględniła ich 206, czyli około 1% wszystkich wykupów.

 

Ze Skry Częstochowa do GieKSy?

Danian Pavlas może okazać się ostatnim tej zimy wzmocnieniem GieKSy.

19-letni boczny pomocnik jesienią występował w Skrze Częstochowa na zasadzie wypożyczenia z Rakowa. Jesienią rozegrał 18 meczów w II lidze, z czego 12 – w wyjściowym składzie.

Na Bukową ma trafić definitywnie. Wskoczy w miejsce zwolnione przez bocznych pomocników, którzy opuścili GKS, czyli Kacpra Tabisia i Mateusza Kompanickiego.

Pavlas urodził się w Rosji, ale wychował w Polsce, dlatego przysługuje mu status młodzieżowca. Do Rakowa trafił rok temu z KS Łomianki, wcześniej kilka lat spędził w akademii Pogoni Szczecin.

 

SIATKÓWKA

siatka.org – Ważny komplet punktów MKS-u Będzin

MKS Będzin odniósł trzecie zwycięstwo z rzędu. W piątek w ramach rywalizacji w 20. kolejce PlusLigi podopieczni trenera Jakuba Bednaruka pokonali 3:0 GKS Katowice. Jedynie w trzecim secie goście postawili się będzinianom, w dwóch pierwszych odsłonach to gospodarze dyktowali warunki na boisku. Wygranie z zespołem z Katowic zbliżyło MKS do awansu do fazy play-off. Najlepszym zawodnikiem meczu wybrano Rafała Farynę.

[…] MKS Będzin – GKS Katowice 3:0 (25:17, 25:18, 25:23)

 

plusliga.pl – MKS Będzin – GKS Katowice 3:0

[…] Gospodarze otworzyli mocnym akcentem. Dryja ze środka było 1:0. Przewaga będzinian szybko rosła i różnica w miejscach w tabeli nie była widoczna na boisku. Po dwóch kolejnych autowych atakach katowiczan MKS prowadził 19:12 i spokojnie utrzymał prowadzenie w tabeli.
Druga partia rozpoczyna się od skutecznego ataku Jarosza. Jednak na tym kończą się przewagi GKS-u w tej części spotkania. Podopieczni trenera Bednaruka grali rozsądnie i spokojnie punktowali rywala. W połowie partii było 16:10 dla MKS-u i gospodarze nie zamierzali na tym poprzestać. Seta zakończył atakiem z szóstej strefy Sobański.
Trzeci set był pełen równej gry dwóch równorzędnych rywali. W końcówce gospodarze objęli prowadzenie 22:20. Goście wyrównali. Przy stanie 23:22 będzinianie mieli piłkę w górze na kolejny punkt, ale nie wykorzystali tej szansy. Jednak co się odwlecze… MKS wygrał zasłużenie i walnie włączył się do walki o awans do play off.

 

HOKEJ

sportowepodhale.pl – Pierwsze rozdanie dla „Szarotek”

[…] Od pierwszego gwizdka sędziego na tafli zrobiło się ciasno. Zawodnicy zdawali sobie sprawę z wagi meczu i było mało miejsca i czasu na rozegranie krążka. Gdy tylko ktoś był w jego posiadaniu rywal siedział mu na plecach.  „Zwarcie” nie przynosiło bramkowego efektu aż do 10 minuty. Wtedy katowiczanie popełnili błąd w swojej strefie. Naettinen wywalczył zza bramką krążek, wrzucił na bramkę, a  Rahm „wypluł” przed siebie. Pettersson zagrał na drugi słupek do Dziubińskiego, a ten trafił do odsłoniętej bramki.   Pasiut miał okazję na wyrównanie, lecz ostemplował słupek. Rękę jego drużynie podał Franek, który ostro zaatakował DaCostę i sędziowie ukarali go podwójną karą mniejszą. W drugiej minucie biegnącej kary przyjezdni doprowadzili do wyrównania. Pasiut zagrał zza bramki, a Turtianen z bliska  umieścił krążek w siatce.

Druga tercja równie zacięta. Pierwsi okazje mieli górale. Franek między nogami obrońcy podał Bulinowi krążek, a ten w sytuacji sam na sam nie zdołał pokonać Rahma. W odpowiedzi Makkonen stanął oko w oko z Odrobnym i również przegrał z nim pojedynek. Potem bliżsi objęcia prowadzenia byli przyjezdni, ale… Błąd we własnej tercji popełnił Tomasik, który zagrywał wzdłuż tercji do partnera, krążek przejął Neupauer i nie dał szans ostatniej instancji Katowic.  28 sekund później krążek po uderzeniu Campbella odbił się od zawodników i zaskoczył Rahma. W końcówce dwie świetne okazje mieli goście. Pasiut i Paszek ( dostał krążek na pustą bramkę) mieli szanse na zmianę niekorzystnego rezultatu.

W trzeciej tercji, nie mający nic do stracenie goście, atakowali, próbowali   odwrócić losy spotkania, ale ich próby okazały się nieudane. W ofensywie byli bezradni. Brak  ognia był wynikiem świetnej gry w defensywie nowotarżan. Najlepszą sytuacje mieli w 49 minucie;  Krężołek z Pasiutem nie potrafili z najbliższej wepchnąć krążka do bramki. 185 sekund przed końcem Piotr Sarnik wycofał bramkarza i ten manewr nie przyniósł im oczekiwanego efektu. Więcej jego zespól stracił gola strzelałem do pustej bramki.
KH Podhale Nowy Targ – GKS Katowice 4:1 (1:1, 2:0, 1:0)

 

Bezlitośni dla błędów przeciwnika

[…] Katowiczanie w pierwszych 40 minutach mieli tyle sytuacji, że powinni spokojnie jechać do domu z wygraną. Jeden  tylko warunek, trzeba było spełnić – wyśmienite okazje zamienić na gole. Za nieporadność pod bramką Podhala oraz błędy we własnej tercji ( w trzeciej odsłonie) przyszło im słono zapłacić.
Katowiczanie po sobotniej porażce nie mogli sobie pozwolić na drugą przegraną. Musieli zaatakować. I tak też uczynili. Nacierali na bramkę Odrobnego, ale  mieli – podobnie jak w sobotę – problemy  z wykończeniem akcji. Pod jego bramką grali bardzo nerwowo. Krążki skakały im na kijach. Najlepsze sytuacje zmarnowali: Turtianen, Paszek (sam na sam nie trafił z backhandu), Salamon ( nie trafił z metra do pustej bramki) i Cimzar. Z drugiej strony Rahm  bardzo niepewnie bronił. Wszystkie krążki odbijał przed siebie i stwarzał okazje góralom do zdobycia gola. Po takich zagraniach bramkarza gości Franek i Willick mieli świetne okazje do pokonania go.

Jeśli ktoś po przerwie  liczył na metamorfozę „Szarotek”,  to srodze się zawiódł. Grały bardzo słabo i tylko nieporadności katowiczan w ofensywie zawdzięczają, że straciły tylko jednego gola. Mnożyły się sytuacje pod bramką Odrobnego.  Makkonen, Krężołek i Starzyński mieli takie sytuacje, że powodowały  wielki ból głowy ich szkoleniowca.  Gospodarze fatalnie grali w przewadze i właśnie w tym okresie stracili gola. Pasiut w samotnym najeździe położył na lodzie Odrobnego i nad nim umieścił krążek w bramce, który odbił się od siatki i dopiero po analizie wideo został uznany. Za chwilę Kolusz powinien podwyższyć na 2:0. Przy kolejnym osłabieniu przyjezdni wyprowadzili dwójkową kontrę, ale Makkonen nie skopiował wyczynu Pasiuta. Górale nie mieli tylu okazji do zdobycia gola. Szvec nie zamknął akcji przy słupku mając pustą bramkę. Willick nie potrafił z bliska pokonać Rahma, a po strzale Stadela spod niebieskiej krążek był już za plecami golkipera gości, ale nikt nie znalazł się na dobitce, a bramka była pusta.

Górale wyrównali na początku trzeciej odsłony. Fatalny błąd gości we własnej tercji, którzy wszyscy byli pod bandą. Wolny Suominen dostał krążek i przez nikogo nie atakowany posłał go do bramki. No i górale złapali wiatr w żagle. Byli bezlitośni dla błędów rywala i w 57 min. zdobyli zwycięskiego gola. Franek huknął z korytarza międzybulikowego i Rahm musiał wyciągać krążek z siatki.
KH Podhale Nowy Targ – GKS Katowice 2:1 (0:0, 0:1, 2:0)

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: kibicowski boom na GieKSę zachwyca

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W ostatnich tygodniach relacje z Częstochowy zdominowały czołówki serwisów sportowych w Polsce. Sprawcą zamieszania był przede wszystkim trener Marek Papszun, ale forma sportowa Medalików również jest godna podkreślenia. Jak w tym wszystkim odnajdują się kibice pod Jasną Górą? Zapytałem Roberta Parkitnego ze stowarzyszenia „Wieczny Raków”, który po raz drugi odpowiedział na nasze zaproszenie. Jednocześnie zachęcam do lektury naszej poprzedniej rozmowy, w której poruszyliśmy wiele tematów związanych z historią Rakowa i naszych pojedynków.

Meczem w Częstochowie otwieramy rundę rewanżową. Jak podsumujesz postawę Rakowa w pierwszej części sezonu?
Na początku Raków stracił, ale później odrobił i teraz nasze miejsce jest mniej więcej takie, jak należy. Natomiast z kilku względów była to dla nas ciężka runda, stąd wiele osób wyraża się o Rakowie negatywnie, nie mając pełnej wiedzy o tym, co tak naprawdę dzieje się w klubie. Ja nie mam potrzeby mówić i pisać o wszystkim tylko po to, aby zebrać dodatkowe lajki. Przede wszystkim kadra nie była odpowiednio zestawiona, aby łapać punkty na wszystkich frontach. Niektórzy powiedzą, że doszły duże nazwiska, takie jak Bulat, Diaby-Fadiga czy Konstantópoulos, mimo to na początku nie grało to, jak należy. Moim zdaniem drużyna potrzebowała czasu, aby wszystko mogło się zazębić. Zmian w kadrze było dużo, do tego doszły kontuzje, dlatego początek sezonu był ciężki. W pewnym momencie pojawiały się nawet głosy nawołujące do zwolnienia trenera, ale kryzysy trzeba przezwyciężać i cała sztuka polega na tym, aby w takich momentach karta się odwróciła. Nam się to udało i dziś idziemy jak burza w Europie, a w lidze też wyglądamy coraz lepiej. Uważam, że tę rundę zakończymy jeszcze dwoma zwycięstwami, niestety m. in. waszym kosztem. Koniec końców runda jesienna w naszym wykonaniu była dobra, natomiast jako kibic polecam krytycznie podchodzić do informacji podawanych w Internecie. Czasem spotykam się z opiniami, że ktoś nie pamięta tak słabego meczu, odkąd kibicuje Rakowowi – wtedy wiem, że nie mamy o czym rozmawiać, bo sam doskonale pamiętam ciężkie czasy w naszej całkiem niedawnej historii.

A co sądzisz o formie GieKSy?
Wydaje się, że ten sezon jest dla was cięższy niż poprzedni, w roli beniaminka. Z drugiej strony takie mecze jak pucharowy z Jagiellonią pokazują, że w waszej drużynie jest potencjał i gdybyś zapytał mnie o kandydatów do spadku, to nie wskazałbym w tym gronie GieKSy. Myślę, że te niegdyś „ulubione” przez was pozycje 8-12 w 1. lidze są teraz w waszym zasięgu, jeśli chodzi o Ekstraklasę. Natomiast z zachwytem obserwuję kibicowski boom na GieKSę, spowodowany m.in. nowym stadionem. Miałem okazję być w waszym sklepie „Blaszok”, który wygląda okazale, co chwilę przychodzili ludzie nie tylko na zakupy, ale też pogadać i zapytać o bieżące sprawy. Gdyby taki stadion jak wasz powstał w Częstochowie, to również byłby to dla nas impuls do kibicowskiego rozwoju.

Pytając o GKS w tym sezonie, przeważały opinie, że głównym powodem słabszej formy na początku sezonu był transfer Oskara Repki. Jak ten zawodnik odnalazł się pod Jasną Górą?
Pierwsze wejście Repki do zespołu było bardzo dobre. Z czasem nieco przygasł, być może z tego względu, że Marek Papszun wymaga więcej niż w większości innych klubów, nie tyle w kwestii samego zaangażowania na boisku, ale przede wszystkim całej otoczki. Była taka sytuacja po naszym meczu z Górnikiem, przegranym u siebie 0:1, który był chyba najsłabszy w całej rundzie: gra była fatalna i gdy po meczu trener nie przebierał w słowach, to mocno oberwało się m. in. Repce. Oskar wylądował na ławce i było to trudne zderzenie z rzeczywistością Marka Papszuna. Być może w GieKSie wyglądało to inaczej – po porażce trener reagował w inny sposób, jak przystało na beniaminka, natomiast w Rakowie wylicza się każdy błąd. Sam nie zwracam dużej uwagi na aspekty piłkarskie, ale czytałem opinie, że w ostatnim meczu ze Śląskiem Repka był jednym z naszych najsłabszych ogniw. Dla mnie jest to piłkarz z ogromnym potencjałem, pozostaje jednak pytanie, czy na dłuższą metę dopasuje się do naszego stylu gry. Z drugiej strony za chwilę w Rakowie będzie nowy trener, więc rola Repki też może się zmienić.

Jest też piłkarz, który kiedyś próbował podbić Częstochowę, a dziś nie wyobrażamy sobie bez niego GieKSy. Uważasz, że patrząc na obecną formę Bartosza Nowaka, odpuszczenie go przez Raków było błędem?
Przede wszystkim Bartek jest fajnym człowiekiem – otwartym, uśmiechniętym, radosnym. Widać, że gra sprawia mu przyjemność. Trudno uważać jego transfer za błąd. Kiedyś przygotowałem dla trenera statystykę zawodników, którzy nie sprawdzili się w Rakowie – większość wylądowała w 2. lub 3. lidze. Tacy jak Nowak są wyjątkami, ale nie znam dokładnie kulis jego odejścia – może sam na to nalegał, a może naciskał agent. Ja widziałbym Bartka w Rakowie, ale w tamtym czasie rywalizacja na jego pozycji była ogromna. Ponadto czasem po prostu tak jest, że w jednym klubie zawodnik gaśnie, a gdzie indziej, przy innym trenerze rozkwita i taki transfer okazuje się strzałem w dziesiątkę.

Gdy pojawiła się informacja, że Papszun wraca, miałem mieszane uczucia, zastanawiając się, czy jest szansa po raz drugi napisać tę samą historię” – to twoje słowa z naszej poprzedniej rozmowy. Wszystko wskazuje na to, że twoje obawy były słuszne.
Mimo całego zamieszania, jakie od kilku tygodni trwa w Częstochowie, z Markiem Papszunem wciąż mam dobre relacje. Po jednym z ostatnich meczów porozmawiałem trochę dłużej z trenerem i poznałem jego punkt widzenia oraz odczucia co do obecnej sytuacji w klubie. Dlatego teraz, gdy spotykam się z innymi kibicami i słucham niepochlebnych opinii na temat trenera, to staram się tonować nastroje. Trener Papszun nie jest idealny ani bezbłędny, ale takie sprawy często mają drugie dno i nie inaczej jest w tym przypadku.

Po ewentualnym odejściu Marek Papszun zachowa status legendy?
Pod koniec jego pierwszej kadencji byłem wśród inicjatorów uroczystego pożegnania trenera w naszym kibicowskim lokalu, wręczyliśmy mu też piłkę z napisem „trener – legenda”. Żegnaliśmy go jak króla, tymczasem niedługo później on wrócił. To dowód na to, że zarząd nie był przygotowany na jego odejście, decydując się na Dawida Szwargę. Poza tym nastroje byłyby inne, gdyby w poprzednim sezonie Raków zdobył mistrzostwo. Nie każdemu pasuje praca z Markiem Papszunem, ale trzeba pamiętać, że w tym, co robi, jest profesjonalistą i nawet w sytuacji, gdy jedną nogą jest w Legii, to jego piłkarze wychodzą na boisko przygotowani i wygrywają kolejne mecze. Po pamiętnej konferencji wielu w to zwątpiło – pojawiły się głosy, że piłkarze będą grać przeciwko trenerowi. Z kolei po wysokich zwycięstwach z Rapidem i Arką ci sami ludzie mówili: wygrali, bo chcieli zrobić na złość Papszunowi. Można oszaleć…

Po deklaracji trenera o chęci trenowania Legii studziłeś na Twitterze gorące głowy częstochowskich kibiców. Jakie uczucia dominują – zawód czy zrozumienie?
Zdecydowanie negatywnie odebrano tę wypowiedź trenera, przede wszystkim co do miejsca i czasu. Natomiast ja patrzę na to w inny sposób. Owszem, trener mógł to rozegrać inaczej, ale z drugiej strony, gdyby tego nie zrobił, a niedługo później wypłynęłaby informacja o jego przejściu do Legii, to spotkałby się z zarzutem, że nas zdradził i ukrywał prawdę. Wszyscy wiemy, że Papszun jest Legionistą, warszawiakiem i prowadzenie stołecznych zawsze było jego marzeniem. W Częstochowie zrobił kawał dobrej roboty, dlatego nie widzę w jego słowach aż tak dużej sensacji, jak przedstawiają to media.

Kwestia „transferu” Papszuna do Legii jest już oficjalna?
Nie mam pojęcia. Oficjalne jest porozumienie Rakowa z Łukaszem Tomczykiem – trenerem Polonii Bytom. Było już wiele wersji rozwoju sytuacji, natomiast jeśli miałbym obstawiać, to moim zdaniem Papszun zostanie w Częstochowie do końca rundy (kilka godzin później taką informację podał Tomasz Włodarczyk w serwisie meczyki.pl – przyp. red.).

W ostatnich tygodniach forma zarówno Rakowa, jak i GKS-u wyraźnie poszła w górę. To, co jeszcze nas łączy, to lanie od ostatniego w tabeli Piasta Gliwice. Jak do tego doszło w Częstochowie?
Na ten temat nie powiem zbyt wiele, bo choć w ciągu ostatnich 18 sezonów opuściłem zaledwie siedem domowych meczów Rakowa, to właśnie z Piastem był jeden z nich. Ani go nie oglądałem, ani też nie analizowałem tej porażki. Po pierwsze, Daniel Myśliwiec jest dobrym trenerem i szybko odcisnął swoje piętno na drużynie, a po drugie liga jest mega wyrównana i nawet tak niskie miejsce w tabeli jak Piasta nie znaczy, że nie potrafią się odgryźć. Inna sprawa, że Rakowowi zawsze lepiej gra się z drużynami z czołówki – nie wiem, czy to kwestia motywacji, czy czegoś innego. Mimo że Piast zdobył 6 punktów z naszymi drużynami, to uważam, że w końcowym rozrachunku znajdzie się mimo wszystko w trójce spadkowiczów.

Jeśli natomiast chodzi o czołówkę ligi, to wielokrotnie podkreśla się w mediach postawę Jagiellonii, która dobrze prezentuje się we wszystkich rozgrywkach. Tymczasem Raków radzi sobie równie dobrze, o ile nie lepiej, bo w przeciwieństwie do Jagi nadal ma szansę na Puchar Polski. Cele na ten sezon pozostają niezmienne?
Zdecydowanie. Zarówno trener, jak i piłkarze zarabiają takie pieniądze, że nie ma innego celu jak mistrzostwo. Pochwały dla Jagiellonii przypominają mi laurki dla Rakowa przy okazji marszu z 1. ligi do Ekstraklasy – jak to wszystko było doskonale poukładane. Jaga wygląda nawet lepiej – ogromny stadion, odpowiednie zaplecze infrastrukturalne i kibicowskie. Z kolei Raków jest w Polsce wyśmiewany przede wszystkim za brak stadionu. Mieliśmy swoje pięć minut zachwytów w mediach, a teraz każdy gorszy moment jest dodatkowo rozdmuchiwany. Nic się jednak nie zmienia: zarówno mistrzostwo, jak i Puchar Polski są dla nas mega ważne. Do tego jak najdłuższa gra w Lidze Konferencji. Po to sztab liczy tylu ludzi, by odpowiednio przygotować zespół do wszystkich rozgrywek, a wyniki muszą przyjść. Tym bardziej że w Pucharze robi się powoli autostrada do finału.

Musicie tylko uważać, by nie utknąć na bramkach z napisem „GKS Katowice”, ale przy odpowiednim zrządzeniu losu być może jeszcze będzie okazja o tym porozmawiać. Tymczasem skupiacie się na lidze i rozgrywkach europejskich. Czujecie się już w Sosnowcu jak u siebie?
W żadnym wypadku. Nie było tak ani w Bełchatowie, ani teraz w Sosnowcu. Trzeba być wdzięcznym włodarzom obu miast, że Raków miał gdzie grać, ale nie da się czuć dobrze poza Częstochową. Niby to tylko 60 kilometrów, ale każdy mecz w Sosnowcu bardziej przypomina bliski wyjazd niż mecz u siebie. Ciężko przyciągnąć tłumy na takie mecze, szczególnie tych najmłodszych – w Częstochowie byłoby to dużo prostsze. Sam stadion jest kapitalny do oglądania meczu, natomiast u siebie będziemy tylko w Częstochowie, choć na ten moment jest to nierealne. I pewnie w ciągu najbliższych lat się to nie zmieni.

Mimo że spodziewam się odpowiedzi, to i tak zadam ci to samo pytanie, co ostatnio: co nowego dzieje się w sprawie stadionu dla Rakowa?
Odpowiadam tak samo: nic się nie dzieje. Jakieś rozmowy się toczą, ale dopóki nie zobaczymy łopat na terenie budowy, to nie uwierzymy w żadne obietnice. Nie da się ukryć, że blokuje to rozwój klubu i Marek Papszun musi czuć to samo. Za każdym razem słyszy od prezesa, że rozmowy z Miastem są w toku – po pięciu czy sześciu latach można mieć już tego dość.

W poprzednim sezonie typowałeś gładkie 3:0 dla Rakowa w Częstochowie, tymczasem mecz potoczył się zupełnie inaczej.
Rzeczywiście, mój typ się nie sprawdził i po meczu śmiałem się w duchu, co ze mnie za znawca. Moim zdaniem tym meczem przegraliśmy mistrzostwo Polski, więc po czasie zabolało podwójnie. Szczególnie nie lubię przegrywać z Legią, Widzewem czy Lechem, a tutaj przyszła porażka z beniaminkiem. Mówi się trudno, bo takie wpadki się zdarzają. Myślę, że w najbliższą niedzielę 3:0 dla nas już musi być. Raków jest w gazie, a GieKSa będzie delikatnie podmęczona pojedynkiem z Jagiellonią, który musiał was sporo kosztować. Raków też co prawda grał ze Śląskiem, ale moim zdaniem wyglądało to trochę tak, jakby grał na pół gwizdka. Dlatego forma fizyczna będzie działać na naszą korzyść.

Wiem, że byłeś na Nowej Bukowej w pierwszej kolejce tego sezonu. Jak wrażenia?
Jak wspominałem w naszej poprzedniej rozmowie, tylko raz miałem okazję być na starej Bukowej – załapałem się na ostatni wyjazd w ubiegłym roku. W tym sezonie wiedziałem, że z powodu narodzin dziecka będę musiał odpuścić część wyjazdów, dlatego ucieszyłem się, że do Katowic jechaliśmy na samym początku i zdążyłem się do was wybrać. Miałem podobne odczucia jak z meczu w Lublinie – imponujący stadion, wszyscy ubrani na żółto, mnóstwo ludzi i kapitalny doping. Wielokrotnie podkreślałem, że doping ekip ze Śląska, takich jak GieKSa czy Górnik, to ścisły top w Polsce. Co do samego meczu to nie powiem za wiele, bo nie należę do tych, którzy szczególnie skupiają się na analizie boiskowych wydarzeń, najważniejsze było zwycięstwo 1:0. Cały wyjazd wspominam więc bardzo dobrze, z wyjątkiem incydentu z rozpylonym gazem, który wprowadził trochę zamieszania.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plusy i minusy po Rakowie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu z Rakowem można było odnieść wrażenie, że ktoś przewinął taśmę o kilka kolejek wstecz i z powrotem wrzucił GieKSę w tryb „mecz do ukłucia, ale nie do wygrania”. To nie był występ fatalny, ale zdecydowanie taki, który pozostawia po sobie uczucie niedosytu.

Kilka naprawdę obiecujących momentów w pierwszej połowie, trzy sytuacje, które aż prosiły się o lepsze ostatnie podanie lub dokładniejszy strzał, a jednocześnie za mało konsekwencji, by z Częstochowy wywieźć choćby punkt. Raków – drużyna w formie, w gazie, z szeroką kadrą – przycisnął po przerwie i to wystarczyło na jedno trafienie. Problem w tym, że my nie wykorzystaliśmy swoich szans wtedy, gdy mieliśmy ku temu przestrzeń. Zapraszam na plusy i minusy po meczu z Rakowem.

Plusy:

+ Pomysł na mecz w pierwszej połowie
Raków nie dominował od początku. GieKSa bardzo dobrze wyglądała w pressingu i w szybkim wyprowadzaniu piłki. Były momenty, w których to katowiczanie wyglądali dojrzalej – szczególnie do 30. minuty. Szkoda tylko, że z tego pomysłu nie udało się „wcisnąć” bramki.

+ Jędrych i Klemenz 
W pierwszych 30 minutach GieKSa miała sytuacje… po stałych fragmentach i dobitkach właśnie środkowych obrońców. Jędrych dwa razy huknął z powietrza tak, że gdyby piłka zeszła, choć o pół metra, mielibyśmy kandydata do gola kolejki. Klemenz czyścił kluczowe akcje Rakowa – chociażby Makucha z 19. minuty. Solidny występ tej dwójki, szczególnie w pierwszej połowie.

Minusy:

– Niewykorzystane setki
To jest największy grzech tego meczu. Sytuacja 3 na 1 w 37. minucie – Zrel’ák mógł strzelić albo wystawić, a nie zrobił… niczego. W drugiej połowie Marković z pięciu metrów trafił w poprzeczkę, mając przed sobą pół bramki. W takim spotkaniu, jeśli masz 2-3 okazje, to musisz coś z nich zrobić, jeśli chcesz myśleć o wygranej.

– Statyczna reakcja przy straconej bramce
To był gol, którego można było uniknąć, bo sama akcja nie była wybitnie skomplikowana. Niestety Galan był spóźniony, a Brunes zupełnie niekryty. Raków przyspieszył w drugiej połowie, ale to nie był jakiś huragan – po prostu konsekwentna i cierpliwa gra.

– Głęboko i chaotycznie w drugiej połowie
Po 60. minucie w zasadzie przestaliśmy utrzymywać piłkę. Oderwane akcje, straty, chaos, brak wyjścia do pressingu. Raków to wykorzystał i zamknął GieKSę na długie minuty. Paradoksalnie – nie tworzyli sytuacji seryjnie, ale całkowicie przejęli inicjatywę. A my nie potrafiliśmy odpowiedzieć.

Podsumowanie:

GKS nie zagrał w Częstochowie meczu złego. Zagrał mecz… do wzięcia. I właśnie dlatego jest tyle rozczarowania.

To spotkanie nie zmienia obrazu całej jesieni. Wręcz przeciwnie – potwierdza, że ta drużyna gra dobrze. 6 zwycięstw w 7 ostatnich meczach przed Rakowem to nie przypadek. 20 punktów po jesieni w tak spłaszczonej tabeli to naprawdę solidny wynik. GieKSa po fatalnym starcie wróciła do ligi z jakością.

Ten mecz można było zremisować. Można było nawet wygrać. Nie udało się – ale też nie ma tu powodu, by bić na alarm. Przy takiej dyspozycji, jak z Motoru, Korony, Niecieczy, Jagiellonii, Pogoni czy w pierwszej połowie z Rakowem – GKS będzie punktował. Wiosna zacznie się praktycznie od zera, bo cała dolna połowa tabeli wciągnęła się w walkę o utrzymanie.

GieKSiarz

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nowa Bukowa pisze swoją historię

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wydaje nam się, że i tak dużo przeżyliśmy w tym roku, GieKSa dokłada kolejną cegiełkę. Do wspomnień. Do historii. Do legendy. Rok 2025 to kolejny, który będziemy mogli wspominać z rozrzewnieniem i dumą. To nie jest jeszcze podsumowanie, bo czeka nas niedzielny mecz z Rakowem Częstochowa. Ale to, jak szybko Nowa Bukowa zaczęła pisać swoją historię, jest po prostu ewenementem. Ten stadion to już nie nowość i ciekawostka. To miejsce, w którym JUŻ przeżyliśmy piękne chwile, o których będziemy pamiętać na zawsze.

Wczorajsze późne popołudnie i wieczór było magiczne. Nie pamiętam tak głośnych i długich podziękowań i świętowania po meczu. Mimo mniejszej niż na meczach ligowych frekwencji było w tym tyle esencji, a euforia utrzymująca się po bramce Bartosza Nowaka była ciągle wyczuwalna. Nasz zespół osiągnął naprawdę wielki sukces ogrywając – nie waham się tego określenia użyć – obecnie najlepszą drużynę w Polsce. Tak, Jaga mimo chwilowego zawahania (które i tak nie jest naznaczone porażkami), jest w mojej opinii najlepiej i najrówniej grającą drużyną naszej ekstraklasy. I co najlepsze – GieKSa wygrała ten mecz zasłużenie. Znów żelaznym realizowaniem taktyki i przede wszystkim efektywnością w działaniu. Piłkarze Jagi dwoili się i troili próbując wejść w nasze pole karne, a wręcz bramkowe, ale zaraz mieli naprzeciw siebie gąszcz nóg i tułowi katowickich rywali. Nasi piłkarze byli jak smok, któremu w momencie obcięcia jednej nogi (czytaj minięciu jednego przeciwnika), wyrastały trzy nowe. Przez to Jaga nie stworzyła sobie bardzo klarownych sytuacji. Było kilka zamieszań, kilka strzałów z dystansu, kilka interwencji Strączka. Ale summa summarum, podobnie, jak w meczu z Pogonią, zagrożenia wielkiego z tej ofensywy Jagi nie było.

Pan Piłkarz Bartosz Nowak… Boże. Przecież to jest obecnie najlepszy piłkarz ekstraklasy. Inteligencja i efektywność tego zawodnika sprawia, że śmiało może on kandydować do najlepszego piłkarza GKS w ostatnim dwudziestoleciu. Przy czym nie mówimy tu o dorobku, długiej grze, tylko walorach czysto piłkarskich. Uważam, że od czasu Przemysława Pitrego nie mieliśmy tak dobrego zawodnika, tyle że Bartek i od tego zawodnika jest dużo lepszy. To inny poziom, inna liga. Cieszmy się, że mamy takiego piłkarza w swoich szeregach. W poprzednim sezonie trochę kręciliśmy nosem, bo choć zawodnik imponował swoimi niekonwencjonalnymi zagraniami i również był efektywny, zaliczał asysty, to jakoś mieliśmy wrażenie, że jest tego za mało, jak na jego potencjał. Teraz ten potencjał wybuchł ze zdwojoną siłą. Zawodnik jest to wprost doskonały i dla takich ludzi dzieci zaczynają się interesować piłką nożną i wieszają plakaty nad łóżkiem. Po prostu mistrz.

W wywiadzie dla GieKSaTV Bartek powiedział, że pierwsza bramka to w zdecydowanej większości zasługa Marcela Wędrychowskiego. Mam z tym stwierdzeniem problem, bo zgadzam się, ale nie do końca. To znaczy uważam, że większość zasługi w tym golu jest i Marcela, i Bartka. Wiem, że to wbrew logice, ale trudno. Zaraz się skupię na Marcelu, ale to co zrobił Bartosz tym minięcie na spokoju przeciwnika to też był majstersztyk. Przecież gdyby uderzył od razu, ryzykowałby trafieniem w blokujących przeciwników. A tak zamarkował strzał, nawinął i już nie miał żadnych przeszkód, by trafić do siatki. To był jego kunszt. Wielu piłkarzy stosuje nadmierne dryblingi, nawet w takich sytuacjach, ale często są one zupełnie bez sensu. Tutaj było to działanie w ściśle określonym celu – zwiększenia prawdopodobieństwa zdobycia bramki. I to się udało perfekcyjnie.

W pierwszej połowie Bartek często stosował taki subtelny pressing, próbował przewidzieć błąd rywala, więc gdy Piekutowski miał piłkę, robił taki ruch, to w lewo, to w prawo, by ewentualnie przeciąć piłkę. Dosłownie pomyślałem sobie wtedy, że mało prawdopodobne jest, że coś takiego się uda, ale po chwili przyszła druga myśl: Pan Piłkarz Bartosz Nowak wie, co robi i skoro tak robi, to jest duża szansa, że w końcu będzie z tego efekt. I choć nie bezpośrednio, to jednak taki błąd przeciwnika wykorzystał właśnie Marcel Wędrychowski. To jak katowicki De Bruyne wyczuł i doskoczył do golkipera gości, to też była klasa. Liczyła się szybkość. I oczywiście geneza tego gola jest po stronie Marcela. A potem był już kunszt Nowego.

W ataku zagrał tym razem Ilja Szkurin. Zawodnik przepychał się z rywalami, walczył. Sytuacji przez sporą część meczu nie miał. Ale jak już przyszło do pokazania swoich umiejętności, to i tu Białorusin spisał się świetnie. Najpierw świetne przyjęcie klatką, potem asysta oczywiście od Nowaka, no i pozostało już pewne wykończenie. Choć przyznam, że bardziej niż ten gol, podobało mi się zachowanie Ilji, przy golu na 3:1. Poszedł jak ten dzik na Vitala i już sam nie wiem, czy nasz zawodnik dziubnął tę piłkę czy rywal, ale ta agresja to było coś wspaniałego i doprowadziła ona do tego, że piłka trafiła pod nogi Nowaka, a ten – znów w wybitny sposób – strzelił niczym bilą do łuzy. W ogóle mam wrażenie między Szkurinem, a Nowakiem jest jakaś chemia, to jak współpracują i cieszą się wspólnie po bramkach, ten uśmiech na ustach i radość – coś pięknego. A Ilja w ogóle jeszcze punktuje u mnie dodatkowo tym, że ma kota – ale to już prywata 😉

Około 80. minuty byłem też pod wrażeniem jednej rzeczy i bardzo ceniłem nasz zespół. Mianowicie za to, że nie cofnęliśmy się do głębokiej defensywy. Oczywiście kilka razy byliśmy bardzo głęboko, bo Jaga rzuciła na nas wszystkie siły, do Imaza dołączyli Pululu czy Pietuszewski i mając dwubramkową stratę, logicznym było, że ruszą na nas. I czasem zakotłuje się w polu karnym. Jednak GieKSa starała się jak tylko mogła oddalić grę i dość często to się udawało. Ceniłem to dlatego, bo nieraz w takiej sytuacji zespoły cofają się już na stałe w swoją szesnastkę i tylko czekają na wymiar kary. Zamiast po prostu grać swoje. Powiedziałem sobie wtedy w duchu – właśnie w tej 80. minucie – że jeśli GKS straci dwa gole, to nie będę miał żadnych pretensji za ten sposób gry, bo ostatecznie to zmniejsza ryzyko utraty bramek, a nie zwiększa. Ostatecznie Jagiellonia strzeliła gola z rzutu karnego, bo Rafał Strączek w drugim meczu z rzędu znokautował rywala (poprzednio Kuuska, teraz Pozo), ale to była jedyna bramka gości w tym spotkaniu. I Rafał się do tego przyczynił również, broniąc dobrze i pewnie.

Ten mecz miał kilka analogii ze spotkaniem z ekstraklasy z poprzedniego sezonu. Znów wygraliśmy 3:1. Znów gola strzelił Pululu. I znowu katowiczanie zdobyli bramkę po fatalnym błędzie rywali w wyprowadzaniu piłki. Wtedy Nowak odebrał piłkę Halitiemu i gola strzelił Adrian Błąd, tym razem to Nowy był egzekutorem po świetnym odebraniu od Piekutowskiego. I znów euforia.

Dodajmy, że to już druga bramka w tym sezonie, w której nasz piłkarz odbiera piłkę bramkarzowi przeciwnika. W Płocku Rafałowi Leszczyńskiemu futbolówkę sprzed nosa zgarnął Marcin Wasielewski. Pressing się opłaca!

Nie zapominajmy też o świetnej defensywie naszej drużyny. To była kontynuacja gry z meczu z Pogonią. Poświęcenie, żółty (w tym przypadku czarny) mur naszych piłkarzy, wślizgi, bloki i wybloki. To co było naszym mankamentem na początku sezonu, w dwóch ostatnich meczach stało się chlubą. Nasz zespół znakomicie gra w obronie. A jeśli dołożymy do tego fakt, że nie opieramy się tylko na kontrach, tylko budujemy ciekawie swoje akcje ofensywne, można powiedzieć, że rozwój tej drużyny trwa w najlepsze.

Kolejnym naszym problemem były tracone nałogowo bramki do szatni. Już o tym zapomnieliśmy, choć Pululu akurat trafił na kilka minut przed końcem. Ale ostatnio mamy mecze na zero z tyłu, tych goli do szatni też po prostu nie zaliczamy. A tymczasem trend się odwrócił. Gdy ja się cieszyłem, że mamy spokojne 0:0 do przerwy i jedna minuta doliczona, GieKSa przeprowadziła swoją skuteczną akcję. Dla mnie to był totalny bonus, bo mentalnie byłem przy remisie do przerwy. A potem w doliczonym czasie całego meczu Bartosz ponownie strzelił gola.

Euforia po tej bramce była niebywała. Z wszystkich spadło ciśnienie. Te okrzyki „GKS! GKS!” i „Loooo, lolo loooooooo” po bramce przypominały stare czasy, jeszcze z lat 90., kiedy właśnie tak celebrowało się bramki. Absolutnie piękna sprawa.

Trener oczywiście na konferencji jest „oficjalny”, więc gdy zapytałem go, czy ma satysfakcję, że utarli nosa Jagiellonii za ten mecz ligowy, który się nie odbył powiedział, że nie rozpatruje tego w takich kategoriach. Za to my, jako kibice możemy – bo to też jest kwintesencja kibicowania, takiego bym powiedział w stylu angielski, czyli takie prztyczki, docinki. Więc troszkę Jaga dostała za swoje za to, że nie przygotowali boiska i lekceważąco podeszli zarówno do naszej drużyny, jak i kibiców, którzy do Białegostoku przyjechali. Chytry traci. Więc nie było co kombinować, trzeba było w tamtą niedzielę zagrać. Choć może Jaga wiedziała, co ją czeka i po prostu się bała?…

Myślałem o takim performancie, żeby trenerowi Siemieńcowi wręczyć łopatę do odśnieżania po meczu, ale stwierdziłem, że nie będę takich cyrków robił, choć wydaje mi się to całkiem zabawne (ach, pamiętny Puchar Pepco). Jednak nawet gdybym już miał sprzęt przygotowany, to w ostatniej chwili bym zrezygnował. Widząc przybitego trenera gości, włączyłaby mi się empatia i po prostu bym mu już nie dowalał. Poza tym mógłbym z tej konfrontacji nie wyjść żywy 😉

Jesteśmy w ćwierćfinale. Po raz pierwszy od 21 lat. W końcu po latach upokorzeń, kompromitacji i pucharowych dramatów, przeszliśmy już trzy rundy i zagramy na wiosnę w tych rozgrywkach. Czy znów naszym przeciwnikiem będzie ekipa z ekstraklasy? A może jakaś drużyna z niższej ligi? W ósemce znalazły się Avia Świdnik, Zawisza Bydgoszcz i Chojniczanka. To byłyby bardzo ciekawe opcje. W każdym razie droga na Narodowy zrobiła się realna. Trzeba będzie walczyć o to ze wszystkich sił.

W niedzielę Raków. Na zakończenie roku. GKS Katowice ma obecnie sześć zwycięstw w siedmiu ostatnich meczach. Bilans to znakomity. Trochę osób wieszczyło, że po porażce z Piastem w pozostałych spotkaniach nie zdobędziemy już żadnych punktów, że wszystko przegramy. Tymczasem mecz w Białymstoku się nie odbył, a potem z Pogonią i Jagą GKS po bardzo dobrej grze odniósł zwycięstwa. Naprawdę – wierzmy w tę drużynę.

Oczywiście z Rakowem łatwo nie będzie, bo piłkarze Marka Papszuna złapali dobry rytm. Odprawili z kwitkiem Rapid Wiedeń i Arkę strzelając im po cztery gole, wyeliminowali także Śląsk Wrocław. Więc przeciwnik jest trudny, ale przecież w lutym pokonaliśmy go w Częstochowie. A GieKSa jest na tyle w dobrej dyspozycji, że nie ma powodów, by nie wierzyć, że przy Limanowskiego nasz zespół nie jest w stanie grać o zwycięstwo.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga