Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

Media o meczu Podbeskidzie-GieKSa: Podbeskidzie przegrywa z GKS-em Katowice. Goście czczą Barbórkę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mass mediów na temat wczorajszego meczu I ligi Podbeskidzie Bielsko-Biała – GKS Katowice. GieKSa wygrała pierwszy mecz na wyjeździe w trwającym sezonie 2:1 (2:1).

 

bielsko.biala.pl – Porażka na własne życzenie. Popis niedokładności na koniec rundy

Nie tak miało wyglądać zakończenie rundy w wykonaniu piłkarzy Podbeskidzia. Na stadionie Miejskim w Bielsku-Białej „Górale” przegrali dziś z GKS Katowice i stracili kontakt z czołówką. Bohaterem spotkania został Filip Szymczak, który zdobył dwa gole dla gości.

W piękne bramki obfitowała pierwsza połowa spotkania w Bielsku-Białej. Wynik meczu otworzył GKS, którego piłkarze wykorzystali brak zdecydowania defensywy Podbeskidzia, a Filip Szymczak z kilku metrów wpakował piłkę do bramki. Wyrównał pięknym strzałem w okienko Kamil Biliński. W końcówce trzy doskonałe sytuację strzeleckie stworzyli gospodarze, z których najlepszą zmarnował Giorgio Merebashvili.

W 45. minucie Szymczak strzałem od poprzeczki w okolicy okienka dał ponownie prowadzenie beniaminkowi. W drugiej odsłonie GKS cofnął się, a Podbeskidzie próbowało zagrozić bramce Dawida Kudły. W 83. minucie świetną akcję lewą stroną przeprowadził Roku Goman, ale Bilińskiego uprzedził obrońca GKS, a po chwili niecelnie głową uderzał Dominik Frelek. Do końca meczu wynik nie uległ już zmianie.

 

sportdziennik.com – GieKSa uczciła Barbórkę. Wyjazdowe przełamanie!

Podbeskidzie – GKS 1:2. Katowiczanie dość niespodziewanie w ostatnim tegorocznym meczu dali radę odnieść pierwsze ligowej jesieni wyjazdowe zwycięstwo, o czym przesądziły dwa gole Filipa Szymczaka.

– Nie ma jak w Bielsku – mają prawo uśmiechnąć się kibice GieKSy. To miejsce, gdzie zawsze prezentują się imponująco i na miarę kibicowskiego potencjału, no i mogą przy tym świętować 3 punkty. Zdobyciem pełnej puli kończyły się ich wyprawy pod Klimczok w 2016, 2017 i 2018 roku. Nieważne, czy drużyna akurat walczyła o awans, czy utrzymanie. Nie inaczej skończyło się dziś, choć po awansie do Fortuna 1 Ligi nie potrafiła odnieść wyjazdowego zwycięstwa. Przełamała się w ostatnim tegorocznym meczu, w swoim dziewiątym podejściu. Wcześniej 3 punkty poza Katowicami zaksięgowała w maju w Chojnicach, jeszcze w drugiej lidze. Tej soboty zadała kres złej serii, uświetniając Barbórkę – jak na Górniczy Klub Sportowy przystało.

Takie rozstrzygnięcie należy uznać za niespodziankę. To, że Podbeskidziu przyświecają inne cele i nie tak dawno było w stanie rozgromić u siebie Widzewa czy Polkowice to jedno. Drugie – że GKS ledwie kilkadziesiąt godzin temu, w późny środowy wieczór, grał zaległe spotkanie w Rzeszowie i pod dużym znakiem zapytania stało to, jak wytrzyma trudy tej ostatniej prostej. Ale wytrzymał. Pod Klimczokiem wygrał zasłużenie.

Spora w tym zasługa Filipa Szymczaka. W Rzeszowie dwa gole strzelił Patryk Szwedzik, w Bielsku-Białej – napastnik wypożyczony z Lecha Poznań, udowadniając, że jak na beniaminka i zespół walczący o utrzymanie, GKS naprawdę dysponuje w ofensywie armatami będącymi w stanie pokiereszować każdego. Szymczak najpierw jak rasowy snajper, uprzedzając w tłoku Mateusza Wypycha, zamknął dogranie Grzegorza Rogali, a tuż przed przerwą trafił do siatki imponującym strzałem zza „szesnastki”. Choć miał mało miejsca, przymierzył technicznie prawą nogą, a piłka po drodze do celu odbiła się jeszcze od poprzeczki.

Pierwsza połowa była świetnym widowiskiem. Katowiczanie nastawili się defensywę i szybkie ataki, podczas których byli bardzo zdecydowani. Notowali sporo odbiorów, wyprowadzili kilka kontr, które mogli lepiej rozwiązać, a był nawet fragment, gdy osiągnęli sporą przewagę w posiadaniu piłki i trzymali ciężar gry z dala od własnego pola karnego. Scenariusz tej części był bliźniaczo podobny do środowej pierwszej połowy w Rzeszowie – szybko stracone prowadzenie 1:0 oraz gol „do szatni”.

Podbeskidzie nie zagrało dobrego meczu. Często traciło piłkę, mnożyły się niedokładności, miało problemy w ataku pozycyjnym. Natychmiast doprowadziło jednak do remisu 1:1, gdy akcję Konrada Gutowskiego i zagranie Goku sfinalizował idealnym uderzeniem Kamil Biliński. Najlepszy fragment bielszczanie mieli  40. a 43. minutą. Wtedy GKS nie za bardzo wiedział, co się dzieje. To miało zakończyć się bramką na 2:1 i faktycznie tak się zakończyło, tyle że… zdobyli ją goście.

Po raz szósty na przestrzeni ostatnich trzech meczów (2:3 z Miedzią, 2:2 z Resovią) GieKSa wyszła na prowadzenie i tym razem już nie wypuściła go z rąk. W drugiej połowie, która tak interesująca już nie była, o szczęściu mogła mówić w końcówce, gdy Dominik Frelek nie trafił głową po centrze Michała Janoty. Katowiczanie mogli podwyższyć za sprawą Grzegorza Rogali, który po świetnym dograniu Szymczaka wyszedł sam na sam z Martinem Polaczkiem, ale słowacki golkiper obronił jego strzał oddany słabszą, prawą nogą. GKS odniósł piąte w sezonie zwycięstwo, dzięki czemu zima przy Bukowej będzie spokojniejsza, a po końcowym gwizdku trener Rafał Górak podszedł pod sektory zajmowane przez 1,5-tysięczną grupę fanatyków GieKSy i symbolicznym ściągnięciem czapki podziękował im za doping. Bielszczanie zaś przegrywając dziś oraz remisując przed tygodniem z Odrą Opole stracili szansę doskoczenia do wiceliderującego Widzewa, okres przygotowawczy przepracują z co najmniej 6-punktową stratą, ale pierwszą rundę po spadku z ekstraklasy i tak muszą uznać za udaną, bo liczą się w walce o awans.

 

tspodbeskidzie.pl – Podbeskidzie – GKS Katowice 1:2

Ostatni akord 2021 roku w Bielsku-Białej – pojedynek Górali z Górnikami. Tak najlepiej można było nazwać pojedynek Podbeskidzia z GKS-em Katowice, który kończył rundę jesienną w fortuna 1 lidze.

W zestawieniu bielszczan w porównaniu do ostatniego meczu z Odrą Opole nastąpiły dwie zmiany – za pauzującego za kartki Bonifacio oraz Scaleta pojawili się Gach oraz Merebashvili. W szeregach naszego rywala zobaczyliśmy z kolei dobrze znanego Rafała Figiela.

Początek meczu nie wyglądał na pewno tak jak zakładali sobie to nasi zawodnicy. W naszym rozegraniu brakowało spokoju a goście, którzy szybko doskakiwali czy to do stoperów czy środkowych pomocników nie dawali im czasu do namysłu na celne zagranie. Ale po kolei…

Pierwszą groźna okazję stworzyli sobie nasi zawodnicy a konkretnie Bieroński, który po akcji prawym skrzydłem Gutowskiego i Merebashvilego dostał piłkę przed polem karnym i pokusił się o uderzenie. Na nasze nieszczęście Kudle w tym przypadku pomógł słupek. Katowiczanie nie chcąc być dłużni stworzyli akcję, po której wyszli na prowadzenie. Najpierw wrzutka Wojciechowskiego przeszła wzdłuż naszej bramki bez celu, ale podłączający się boczny obrońca Rogala dobrze zamknął te akcję, wgrał po raz drugi w pole bramkowe Polacka a tam Szymczak na wślizgu otworzył wynik meczu.

Ogromnie podrażnieni Górale szybko chcieli przejąć inicjatywę i wyrównać stan rzeczy a jak trwoga to do Boga… Gutowski z Merebashvilim pograli na prawym skrzydle, następnie piłka powędrowała do Goku, który wypatrzył na jedenastym metrze naszego kapitana a Biliński z pierwszej piłki uderzył na bramkę. Dalsze losy tej akcji są znane – cały stadion wykrzyczał: Biliński a na tablicy wyników było już 1:1.

Po wyrównującej bramce nadal nie potrafiliśmy złapać swojego optymalnego rytmu gry, choć na przerwę mogliśmy schodzić prowadząc 2:1. Złe zachowanie Figiela wykorzystał Biliński, który przejął piłkę i zagrał do wychodzącego ,,sam na sam” gruzińskiego napastnika, ale górą w tym pojedynku okazał się broniący Katowic. Chwilę później ten sam zawodnik mógł asystować przy drugim trafieniu Bilińskiego, ale Kamilowi zabrakło centymetrów, aby główką wpakować piłkę do bramki. Niestety nasze niewykorzystane sytuacje zemściły się jeszcze w pierwszych 45 minutach… Figiel dośrodkował z rzutu wolnego w pole karne, piłka dostała się pod nogi Szymczaka, a ten bardzo ładnym strzałem w samo ,,okienko” sfinalizował akcję i zamiast naszego napastnika osiągnął dublet w tym meczu.

Choć w przerwie nasi trenerzy dokonali tylko jednej zmiany to widać było w szeregach Górali spore podrażnienie obrotem spraw na boisku. W 60 minucie na boisku pojawili się Scalet i Janota a więc szkoleniowy bielszczan postawili na atak. Zmiany nieco pobudziły nasz zespół – przenoszenie ciężaru gry przez Scaleta oraz ciekawe podania Janoty kilka razy pozwoliły Podbeskidziu na stworzenia zagrożenia pod bramką Kudły. Ciągle brakowało nam jednak dobrej finalizacji. GKS-iarze ustawienie piątką obrońców w linii szczelnie zabezpieczali swoją bramką i rozbijali ataki gospodarzy.

 

1liga.org – Sobota w F1L: Świąteczne zwycięstwo Górników i wygrana Resovii

[…] Przed meczem z GKS-em Katowice nagrodę dla Piłkarza Listopada otrzymał Kamil Biliński, który nie ma sobie równych w Fortuna 1 Lidze. Wynik spotkania otworzyli katowiczanie, po uderzeniu Filipa Szymczaka, ale niedługo cieszyli się z prowadzenia. Kapitalna akcja Goku-Biliński sprawiła, że w Bielsku-Białej na tablicy wyników widniało 1:1. Tuż przed przerwą swoje stuprocentowe sytuacje mieli gospodarze, ale to goście odpowiedzieli przepięknym strzałem Szymczaka i na przerwę schodzili z jednobramkowym prowadzeniem. W drugiej odsłonie wynik nie uległ zmianie i to katowiczanie dopisują do swojego dorobku trzy punkty.

 

sport.interia.pl – Podbeskidzie przegrywa z GKS-em Katowice. Goście czczą Barbórkę

Podbeskidzie Bielsko-Biała przegrało u siebie z GKS-em Katowice. Zdecydowała o tym świetna i emocjonująca pierwsza połowa, w której padły wszystkie bramki. Zarówno katowiccy piłkarze jak i kibice uczcili górnicze święto czyli Barbórkę.

Faworytami byli gospodarze, którzy nie przegrali trzech meczów z rzędu i zajmowali trzecie miejsce w tabeli dające baraże. GiekSa ucieka przed strefą spadkową. To często nie ma jednak znaczenia i tak było tym razem. W pierwszym meczu między tymi drużynami w Katowicach było 2-2 po wyrównującym golu GieKSy w ostatniej minucie. Tym razem podopieczni Rafała Góraka wygrali 2-1.

Podbeskidzie przejęło inicjatywę od początku meczu, goście wspierani przez bardzo liczną grupę własnych, głośno dopingujących kibiców, próbowali się odgryzać. W 15. minucie GieKSę ratuje słupek, riposta gości jest natychmiastowa; po minucie gola z boiska zdobywa Filip Szymczak, który z bliska dokłada. Podbeskidzie też reaguje najlepiej jak można: Kamil Biliński, najlepszy piłkarz listopada I ligi wyrównuje. Cios za cios!

Katowiczanie znowu mogli wyjść na prowadzeniu dzięki utalentowanemu Szymczakowi, tym razem TSP w ostatniej chwili uratowali wykopem obrońcy. Mecz był ciekawy, widać było, że obu drużyn zależy. Podbeskidzie miało świetną okazję w 40.minucie, ale Dawid Kudła świetnie odbił na róg mocne uderzenie Giorgiego Merebaszwilego, po chwili piłka kilkakrotnie odbijała się od nóg ofiarnie interweniujących obrońców gości, Bartosz Jaroszek odbił tę lecącą do bramki. Katowice miały mnóstwo szczęścia w tej i kilku innych sytuacjach. Setkę miał Biliński, który po ostrej centrze główkował z bliska, ale piłka minęła cel. „Podbeskidzie, Podbeskidzie” – zaniosło się po stadionie.

Wydawało się więc, że gol dla Podbeskidzia to kwestia czasu, tymczasem po niespodziewanej kontrze Filip Szymczak znowu popisał się skutecznym strzałem, aż Kudła poleciał mu pogratulować z własnego pola karnego! Co za połowa!

Po przerwie Podbeskidzie robiło wszystko żeby wyrównać. Gra toczyła się głównie na połowie Katowic, kilka razy Kudła był w poważnych opałach, czasem znowu dopisywało mu szczęście. Goście atakowali z rzadka, choć Szymczak miał okazję na hat-tricka, ale w pierwszej sytuacji przeszkodził obrońca, w drugiej nogą odbił bramkarz.

Zwycięstwo przypadło w Barbórkę czyli górnicze święto. Zawodnicy uczcili to zwycięstwem a kibice gości – oprawą. „Święta Barbaro, czuwaj nad nami”.


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

8:8 i bal pękła

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.

Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.

Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.

Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.

No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.

No i nie doczekaliśmy się.

Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.

I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.

W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.

Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.

Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.

Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.

I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.

Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.

Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.

Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?

Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.

I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.

Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?

Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.

Nie tędy droga.

Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.

PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu… z Tychami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.


Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.

Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.

Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.

Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

Trzy punkty z Dolnego Śląska

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

GieKSa po ułożonym taktycznie występie wraca z Wrocławia z trzema punktami i poprawiła sobie humory przed nadchodzącym spotkaniem z BK Hacken.

W trakcie spotkania arbiter główna spotkania miała założoną kamerę (tzw. GoPro „RefCam”), co jest czymś zupełnie nowym na boiskach Ekstraligi i jest związane z bardzo dobrym odbiorem tego typu rozwiązania w niedawnych meczach. W najbliższym czasie na kanale Łączy Nas Piłka pojawi się materiał wideo z tego spotkania.

Już w 1. minucie Kinga Seweryn musiała interweniować po zdublowaniu pozycji przez Jaszek i Kalaberovą, na szczęście nasza golkiperka nie dała się zaskoczyć. Pierwszego gola zaskakująco szybko zdobyła za to Aleksandra Nieciąg, z łatwością przepychając pilnującą ją defensorkę i mierzonym strzałem przy słupku pokonała byłą koleżankę z klubu. Napastniczka wykorzystała udane zgranie Nicoli Brzęczek wysokiej piłki posłanej przez Marcjannę Zawadzką z głębi pola. Szybko mogło paść wyrównanie po spóźnionym powrocie Kalaberovej, ale i tym razem interweniowała skutecznie Seweryn. W 11. minucie Zuzanna Błaszczyk zupełnie spanikowała pod naciskiem ze strony Aleksandry Nieciąg, szczęśliwie dla niej z odsieczą nadeszła jedna z defensorek i zablokowała uderzenie. Poza wspomnianymi dwiema akcjami ze strony wrocławianek w pierwszym kwadransie GieKSa miała wszystko pod zupełną kontrolą. W 16. minucie tylko poprzeczka uratowała Błaszczyk przed utratą kuriozalnej bramki po lobie Klaudii Maciążki zza pola karnego, a wszystko rozpoczęło się udanym przejęciem Dżesiki Jaszek w trzeciej tercji. Groźnie było w 23. minucie po kontrataku i zagraniu prostopadłym Joanny Wróblewskiej, Natalia Sitarz została jednak  wzorowo powstrzymana wślizgiem przez Katarzynę Nowak. Odważniejsze poczynania Śląska w drugim kwadransie odzwierciedlał strzał Sokołowskiej z okolic 25. metra, gdy piłka minimalnie minęła bramkę katowiczanek. 35. minuta znów należała do Kingi Seweryn, tym razem wykazała się umiejętnościami po strzale Guzik z rzutu wolnego wprost w okienko. Pięć minut później oglądaliśmy dwa szybkie ataki GieKSy, każdorazowo główną postacią była Nicola Brzęczek: raz dobrze podawała, a raz zdawała się być faulowaną w szesnastce – gwizdek arbiter milczał. W 41. minucie Jagoda Cyraniak postanowiła wziąć sprawy we własne nogi, samodzielnie przedarła się flanką i oddała mocny strzał, który niemal przełamał ręce Błaszczyk. Dwie minuty później tercet Hmirova-Brzęczek-Włodarczyk popisowo stworzył sobie okazję do zdobycia bramki grą na jeden kontakt, jednak przechwyt pierwszej z listy zmarnowała Włodarczyk zbyt lekkim uderzeniem. Pierwszą połowę z hukiem zamknęła Joanna Wróblewska, wybijając futbolówkę daleko poza teren stadionu przy próbie uderzenia z dystansu.

Drugą połowę przebojowo chciała rozpocząć Marcelina Buś, jednak Jagoda Cyraniak bezproblemowo wygrała pojedynek fizyczny w polu karnym. Napór wrocławianek trwał, a w 48. minucie Martyna Guzik była o ułamek sekundy spóźniona do dośrodkowania – stanęłaby oko w oko z Kingą Seweryn. Kolejną dobrą sytuację miały pięć minut później, jednak dwie próby uderzeń skończyły się na błędach technicznych. Odpowiedziały Jaszek z Maciążką dwójkową akcją skrzydłem, ta druga posłała niestety zbyt lekkie dośrodkowanie w ostatniej fazie. Po godzinie gry mocno poturbowana z murawy zeszła Julia Włodarczyk, oby to nie było nic poważniejszego. Wejście z futryną mogła zanotować Santa Sanija Vuskane, bowiem po podniesieniu się z ławki nawet nie zdążyła się zatrzymać, a już uderzała po dośrodkowaniu z prawej flanki – niestety z minimalnej odległości mocno chybiła. W 81. minucie kontratak finalizowała Karolina Gec, na szczęście dla Kingi Seweryn na drodze stanęła Marcjanna Zawadzka. W 86. minucie Patricia Hmirova zapoczątkowała dobry kontratak podaniem do Oliwii Malesy, ta z kolei o kilka milimetrów przeceniła pozycję Aleksandry Nieciąg i na strachu się skończyło. 120 sekund później Santa Vuskane wykorzystała chwilę nieuwagi Sokołowskiej i po odbiorze piłki ruszyła na bramkę Zuzanny Błaszczyk, niestety zbyt długo musiała czekać na odsiecz swoich koleżanek. W doliczonym czasie gry czujność golkiperki z ostrego kąta sprawdziła Oliwia Malesa po rajdzie Maciążki, a dobrym odbiorem popisała się Hmirova.

Dwie połówki dominacji, mnóstwo przepychanek i niewiele klarownych sytuacji strzeleckich dla obu zespołów – GieKSa znacznie lepiej odnalazła się w meczu o takich cechach, nadrabiając dwa punkty do Czarnych Sosnowiec i Górnika Łęczna.

Śląsk Wrocław – GKS Katowice 0:1 (0:1)
Bramki: Nieciąg (2).
Śląsk Wrocław:
Błaszczyk – Marcelina Buś (60. Ziemba), Martyna Buś (60. Gec), Żurek (79. Białoszewska), Piksa, Sitarz (79. Stasiak), Sokołowska, Wróblewska, Szkwarek, Jędrzejewska, Guzik.
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Jaszek (75. Malesa), Kalaberova (63. Kozarzewska), Hmirova, Włodarczyk (63. Michalczyk) – Maciążka, Nieciąg, Brzęczek (75. Vuskane).
Kartki: Martyna Buś – Jaszek, Kozarzewska.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga