Piłka nożna Prasówka
Cenny punkt
Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mass mediów na temat wczorajszego meczu I ligi Arka Gdynia – GKS Katowice. W spotkaniu padł remis 2:2, do przerwy zasłużenie prowadziła GieKSa 1:0.
sportdziennik.com – Cenny punkt
W meczu 24. kolejki GKS Katowice zremisował na wyjeździe z Arką Gdynia 2:2.
Po pierwszej połowie niespodziewanie to GieKSa prowadziła. Grzegorz Rogala posłał piłkę w pole karne, a Filip Szymczak pewnym strzałem pokonał bramkarza rywali.
W drugiej połowie Karol Czubak wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. Drugi gol padł w 88. minucie, więc wydawało się, że podopieczni Rafała Góraka wyjadą z Gdyni bez punktów.
Jednak w samej końcówce meczu sędzia podyktował rzut karny dla GKS-u. Arkadiusz Jędrych spisał się bez zarzutu i zdobył bramkę na wagę remisu.
dziennikbaltycki.pl – Stracona szansa Arki Gdynia. Zwycięstwo nad GKS-em Katowice uciekło w doliczonym czasie gry. Duże pretensje do sędziego
[…] Żółto-niebiescy byli faworytem meczu przeciwko GKS-owi Katowice, jednak rozpoczął się on dla nich pechowo. Już po niespełna dziesięciu minutach gry z murawy zejść musiał z kontuzją kolejny, podstawowy obrońca. Spotkania nie był w stanie kontynuować Martin Dobrotka, którego na boisku zastąpił Piotr Zmorzyński.
Podopieczni trenera Ryszarda Tarasiewicza nie rozgrywali niestety porywającego spotkania, a w 25 minucie ich sytuacja jeszcze mocniej się skomplikowała. Do siatki trafił z bliska Filip Szymczak, wykorzystując niezdecydowanie obrony żółto-niebieskich. Dla młodzieżowca wypożyczonego do GKS-u Katowice z Lecha Poznań, przymierzanego zresztą podobno przed sezonem także do Arki Gdynia, był to już siódmy gol w obecnych rozgrywkach Fortuna 1. Ligi.
Arkowcy, co trzeba im przyznać, częściej utrzymywali się przy piłce, jednak zbyt rzadko wynikało z tego dla żółto-niebieskich cokolwiek konkretnego. Najbliższy wyrównania był w 38 minucie spotkania Karol Czubak, który starał się zaskoczyć Dawida Kudłę strzałem głową. Golkiper GKS-u zdołał niestety sięgnąć piłki. Także jednak goście mieli dogodną okazję do podwyższenia wyniku, którą po pół godzinie gry zmarnował Patryk Szwedzik. Do przerwy rezultat dla gospodarzy, którym niezwykle zależało na zwycięstwie, był rozczarowujący, więc trener Ryszard Tarasiewicz postanowił reagować.
Od razu po zmianie stron za niemrawo prezentującego się Christiana Alemana na murawie zameldował się Olaf Kobacki. Młodzieżowiec, leczący ostatnio uraz, jakiego nabawił się w spotkaniu pucharowym z Rakowem Częstochowa, ożywił grę gospodarzy w ofensywie. Już w 49 minucie spotkania uderzał, niestety niecelnie, na bramkę Dawida Kudły.
Gospodarze nadal napierali. Po godzinie gry najpierw z kolejnym strzałem Karola Czubaka poradził sobie bramkarz GKS-u Katowice, by po chwili Haris Memić przymierzył w poprzeczkę. Szczęścia próbował ponadto Adam Deja. Niestety także strzał zawodnika, który pokonywał ostatnio bramkarzy przeciwników aż w czterech meczach z rzędu, był niecelny.
Żółto-niebiescy w końcu wyrównali w 74 minucie spotkania po kolejnym już rzucie rożnym. Tym razem celnym strzałem popisał się Michał Marcjanik, a gospodarzom pozostał jeszcze ponad kwadrans na strzelenie upragnionego, zwycięskiego gola.
Ta sztuka udała się podopiecznym Ryszarda Tarasiewicza na minutę przed końcem regulaminowego czasu gry. Za poprzednie, niewykorzystane okazje, zrehabilitował się Karol Czubak, finalizując celnym strzałem głową zagranie Adama Dei. Napastnik żółto-niebieskich wprawił tym w ekstazę kibiców i wydawało się, że zapewnił ekipie z ul. Olimpijskiej 5 niezwykle cenne zwycięstwo, przybliżające arkowców do ekstraklasy. Niestety w trzeciej minucie doliczonego czasu gry rozegrał się dramat, którego spodziewał się mało kto na trybunach. Sędzia dopatrzył się faulu Pawła Sasina w polu karnym Arki Gdynia na Marcinie Urynowiczu i podyktował jedenastkę dla gości. Jej skutecznym egzekutorem okazał się Arkadiusz Jędrych.
[…] W wybitnie pechowych i kontrowersyjnych okolicznościach żółto-niebiescy odrobili dziś tym samym tylko jeden, zamiast trzech punktów do wicelidera, Widzewa Łódź. Arkowcy muszą jednak jak najszybciej zapomnieć o spotkaniu z GKS-em Katowice, gdyż terminarz sprzyja im, aby dalej gonić będącego w zadyszce rywala i zapewnić sobie bezpośredni awans do ekstraklasy. Na dodatek czekająca ich przerwa w rozgrywkach być może umożliwi zaleczenie urazów Martina Dobrotki i Gordana Bunozy.
1liga.org – Sobota w F1L: Wygrane Chrobrego i Sandecji, remis w Gdyni
[…] Goście odważnie ruszyli do ataku już od początku spotkania, co przyniosło efekt w 25. minucie, gdy Filip Szymczak trafił do siatki Arki. Ten sam zawodnik miał później olbrzymią szansę na podwyższenie wyniku na 2:0, jednak piłka minimalnie przeszła obok słupka Kacpra Krzepisza. W 57. minucie olbrzymie zamiszanie w polu karnym Arki po dobrze rozegranym rzucie wolnym GieKSy, ale goście nie wykorzystują szansy na strzelenie kolejnej bramki. W 61. minucie obrona gości dopuściła do bardzo groźnej sytuacji, po której piłka odbija się od poprzeczki. Arka wyraźnie zaczęła stwarzać coraz więcej groźnych sytuacji, jednak gola nie potrafiła zdobyć aż do 74. minuty, kiedy głową gola zdobył Karol Czubak pokonując bramkarza katowiczan. W 89. minucie po doskonałym dośrodkowaniu Adama Dei drugiego gola na Arki zdobył ponownie Karol Czubak wyśmienitym strzałem głową. Już w doliczonym czasie gry sędzia dyktuje rzut karny po faulu na zawodniku GieKSy, Marcinie Urynowiczu. Arkadiusz Jędrych szansę wykorzystał i ostatecznie mecz kończy się wynikiem 2:2.
arkowcy.pl – Kalejdoskop | Arka – GKS Katowice 2:2
W sobotni wieczór Arkowcy zaprezentowali ogromną wolę walki i choć do przerwy przegrywali 0:1, to od początku drugiej połowy dążyli do zwycięstwa. Determinacja została nagrodzona w 89. minucie, gdy Karol Czubak strzelił gola na 2:1, ale goście po rzucie karnym w 90+7. minucie zdołali wyrównać.
[…] W pierwszych minutach gdynianie mieli problem ze znalezieniem sobie przestrzeni na murawie. W 13. minucie Czubak strzelał co prawda głową po wrzutce Alemana, ale poza tą sytuacją gra toczyła się głównie w środku pola, a katowiczanie stawiali twarde warunki. Konsekwencja, z jaką podopieczni Góraka podjęli rękawicę, została nagrodzona w 25. minucie. Sadowski zacentrował z lewej strony boiska, Repka ubiegł Memicia i oddał strzał głową, Krzepisz odbił futbolówkę przed siebie, ale Szymczak ją zebrał, ustawił do strzału i dobił uderzenie kolegi, wyprowadzając gości na prowadzenie. Po upływie pół godziny gry Błąd prostopadłym podaniem wyprowadził Figla sam na sam z bramkarzem, ale ,,Krzepo” wyszedł z tego pojedynku zwycięsko. W kolejnej akcji Wojciechowski poradził sobie z prawej strony pola karnego z Deją i zagrał na trzeci metr, tam Szwedzik wyprzedził Marcjanika, ale z najbliższej odległości w sobie tylko wiadomy sposób przestrzelił. W 38. minucie Aleman dośrodkował z kornera, fenomenalnie do strzału szczupakiem złożył się Czubak i skierował piłkę pod poprzeczkę bramki Kudły, jednak golkiper katowiczan widowiskowo sparował futbolówkę na kolejny rzut rożny. Minutę później Adamczyk szukał miejsca do uderzenia przed szesnastką, ale widząc, że go nie znajdzie, oddał piłkę na uderzenie Stępniowi, a 20-latek spróbował zmieścić ją przy bliższym słupku, jednak Kudła spokojnie interweniował. Do przerwy lepsi byli goście.
Od początku drugiej części spotkania Arkowcy parli do wyrównania, ale pierwszą groźną sytuację stworzyli sobie piłkarze ,,Gieksy”. W 57. minucie w szesnastce Krzepisza się zakotłowało, Janiszewski strzelał z bliska, ale Memić świetnie wyblokował tę próbę. Po godzinie gry żółto-niebiescy przeszli do zdecydowanej ofensywy. Deja dośrodkował z rzutu rożnego na głowę Czubaka, a strzał napastnika gdynian Kudła przeniósł nad poprzeczką z najwyższym trudem. Po kolejnym kornerze znów centrował Deja, tym razem do główki doszedł Memić, jednak uderzenie Holendra zatrzymało się na poprzecze, a próbujący je dobić Hiszpański minął się z piłką. Chwilę później po raz kolejny w centrum wydarzeń boiskowych był ,,Dejson”, który zbombardował bramkę przyjezdnych wolejem sprzed pola karnego i chybił w sposób minimalny. W 74. minucie nareszcie nadeszło przełamanie niemocy. Jeszcze jedna świetna wrzutka Dei z kornera została przedłużona głową przez Memicia, a następnie sfinalizowana – również głową – przez Marcjanika. Piłka przetoczyła się po rękach Kudły, ale zatrzepotała w siatce i gdynianie dopięli swego. Ostatni kwadrans stał pod znakiem upartego dążenia podopiecznych Ryszarda Tarasiewicza do przesądzenia losów rywalizacji na swoją stronę. W 89. minucie główny aktor spotkania Deja dośrodkował na piąty metr, a Czubak sprytnie wbiegł między dwóch środkowych obrońców i skutecznym strzałem głową zaadresował futbolówkę do siatki. Kudła był bezradny, nawet się nie ruszył, a na trybunach zapanowała euforia. Arkowcy ciężko zapracowali na to prowadzenie przez całą drugą połowę i wydawało się, że mozolne dążenie do realizacji swoich celów przyniesie oczekiwane rezultaty. Nic jednak z tego. Sędzia Myć doliczył pięć minut i w ostatniej z nich Sasin wygarnął piłkę spod nóg Urynowicza – ze wszystkich powtórek wyglądało to na czyste zagranie. Arbiter wskazał jednak na wapno, a ,,jedenastkę” pewnie wykorzystał Jędrych, ładując piłkę z impetem w prawy róg bramki Krzepisza. Szalona konfrontacja w Gdyni zakończyła się podziałem punktów.
sportowefakty.wp.pl – Euforia i żal Arki Gdynia. Straciła pierwsze punkty wiosną
Podopieczni Ryszarda Tarasiewicza zostali zatrzymani przez GKS Katowice w meczu dwóch zwrotów akcji.
[…] Arka zremisowała 2:2 z GKS-em Katowice po odniesieniu trzech zwycięstw na początku rundy wiosennej. Drużyna z Pomorza przegrywała od 25. do 74. minuty, ale potrafiła odwrócić wynik strzałami Michała Marcjanika oraz Karola Czubaka. Euforia gdynian trwała za długo i w doliczonym czasie stracili z trudem wywalczone prowadzenie. Arkadiusz Jędrych wyrwał punkt dla beniaminka uderzeniem z rzutu karnego.
Piłka nożna Wywiady
Okiem rywala: kibicowski boom na GieKSę zachwyca
W ostatnich tygodniach relacje z Częstochowy zdominowały czołówki serwisów sportowych w Polsce. Sprawcą zamieszania był przede wszystkim trener Marek Papszun, ale forma sportowa Medalików również jest godna podkreślenia. Jak w tym wszystkim odnajdują się kibice pod Jasną Górą? Zapytałem Roberta Parkitnego ze stowarzyszenia „Wieczny Raków”, który po raz drugi odpowiedział na nasze zaproszenie. Jednocześnie zachęcam do lektury naszej poprzedniej rozmowy, w której poruszyliśmy wiele tematów związanych z historią Rakowa i naszych pojedynków.
Meczem w Częstochowie otwieramy rundę rewanżową. Jak podsumujesz postawę Rakowa w pierwszej części sezonu?
Na początku Raków stracił, ale później odrobił i teraz nasze miejsce jest mniej więcej takie, jak należy. Natomiast z kilku względów była to dla nas ciężka runda, stąd wiele osób wyraża się o Rakowie negatywnie, nie mając pełnej wiedzy o tym, co tak naprawdę dzieje się w klubie. Ja nie mam potrzeby mówić i pisać o wszystkim tylko po to, aby zebrać dodatkowe lajki. Przede wszystkim kadra nie była odpowiednio zestawiona, aby łapać punkty na wszystkich frontach. Niektórzy powiedzą, że doszły duże nazwiska, takie jak Bulat, Diaby-Fadiga czy Konstantópoulos, mimo to na początku nie grało to, jak należy. Moim zdaniem drużyna potrzebowała czasu, aby wszystko mogło się zazębić. Zmian w kadrze było dużo, do tego doszły kontuzje, dlatego początek sezonu był ciężki. W pewnym momencie pojawiały się nawet głosy nawołujące do zwolnienia trenera, ale kryzysy trzeba przezwyciężać i cała sztuka polega na tym, aby w takich momentach karta się odwróciła. Nam się to udało i dziś idziemy jak burza w Europie, a w lidze też wyglądamy coraz lepiej. Uważam, że tę rundę zakończymy jeszcze dwoma zwycięstwami, niestety m. in. waszym kosztem. Koniec końców runda jesienna w naszym wykonaniu była dobra, natomiast jako kibic polecam krytycznie podchodzić do informacji podawanych w Internecie. Czasem spotykam się z opiniami, że ktoś nie pamięta tak słabego meczu, odkąd kibicuje Rakowowi – wtedy wiem, że nie mamy o czym rozmawiać, bo sam doskonale pamiętam ciężkie czasy w naszej całkiem niedawnej historii.
A co sądzisz o formie GieKSy?
Wydaje się, że ten sezon jest dla was cięższy niż poprzedni, w roli beniaminka. Z drugiej strony takie mecze jak pucharowy z Jagiellonią pokazują, że w waszej drużynie jest potencjał i gdybyś zapytał mnie o kandydatów do spadku, to nie wskazałbym w tym gronie GieKSy. Myślę, że te niegdyś „ulubione” przez was pozycje 8-12 w 1. lidze są teraz w waszym zasięgu, jeśli chodzi o Ekstraklasę. Natomiast z zachwytem obserwuję kibicowski boom na GieKSę, spowodowany m.in. nowym stadionem. Miałem okazję być w waszym sklepie „Blaszok”, który wygląda okazale, co chwilę przychodzili ludzie nie tylko na zakupy, ale też pogadać i zapytać o bieżące sprawy. Gdyby taki stadion jak wasz powstał w Częstochowie, to również byłby to dla nas impuls do kibicowskiego rozwoju.
Pytając o GKS w tym sezonie, przeważały opinie, że głównym powodem słabszej formy na początku sezonu był transfer Oskara Repki. Jak ten zawodnik odnalazł się pod Jasną Górą?
Pierwsze wejście Repki do zespołu było bardzo dobre. Z czasem nieco przygasł, być może z tego względu, że Marek Papszun wymaga więcej niż w większości innych klubów, nie tyle w kwestii samego zaangażowania na boisku, ale przede wszystkim całej otoczki. Była taka sytuacja po naszym meczu z Górnikiem, przegranym u siebie 0:1, który był chyba najsłabszy w całej rundzie: gra była fatalna i gdy po meczu trener nie przebierał w słowach, to mocno oberwało się m. in. Repce. Oskar wylądował na ławce i było to trudne zderzenie z rzeczywistością Marka Papszuna. Być może w GieKSie wyglądało to inaczej – po porażce trener reagował w inny sposób, jak przystało na beniaminka, natomiast w Rakowie wylicza się każdy błąd. Sam nie zwracam dużej uwagi na aspekty piłkarskie, ale czytałem opinie, że w ostatnim meczu ze Śląskiem Repka był jednym z naszych najsłabszych ogniw. Dla mnie jest to piłkarz z ogromnym potencjałem, pozostaje jednak pytanie, czy na dłuższą metę dopasuje się do naszego stylu gry. Z drugiej strony za chwilę w Rakowie będzie nowy trener, więc rola Repki też może się zmienić.
Jest też piłkarz, który kiedyś próbował podbić Częstochowę, a dziś nie wyobrażamy sobie bez niego GieKSy. Uważasz, że patrząc na obecną formę Bartosza Nowaka, odpuszczenie go przez Raków było błędem?
Przede wszystkim Bartek jest fajnym człowiekiem – otwartym, uśmiechniętym, radosnym. Widać, że gra sprawia mu przyjemność. Trudno uważać jego transfer za błąd. Kiedyś przygotowałem dla trenera statystykę zawodników, którzy nie sprawdzili się w Rakowie – większość wylądowała w 2. lub 3. lidze. Tacy jak Nowak są wyjątkami, ale nie znam dokładnie kulis jego odejścia – może sam na to nalegał, a może naciskał agent. Ja widziałbym Bartka w Rakowie, ale w tamtym czasie rywalizacja na jego pozycji była ogromna. Ponadto czasem po prostu tak jest, że w jednym klubie zawodnik gaśnie, a gdzie indziej, przy innym trenerze rozkwita i taki transfer okazuje się strzałem w dziesiątkę.
„Gdy pojawiła się informacja, że Papszun wraca, miałem mieszane uczucia, zastanawiając się, czy jest szansa po raz drugi napisać tę samą historię” – to twoje słowa z naszej poprzedniej rozmowy. Wszystko wskazuje na to, że twoje obawy były słuszne.
Mimo całego zamieszania, jakie od kilku tygodni trwa w Częstochowie, z Markiem Papszunem wciąż mam dobre relacje. Po jednym z ostatnich meczów porozmawiałem trochę dłużej z trenerem i poznałem jego punkt widzenia oraz odczucia co do obecnej sytuacji w klubie. Dlatego teraz, gdy spotykam się z innymi kibicami i słucham niepochlebnych opinii na temat trenera, to staram się tonować nastroje. Trener Papszun nie jest idealny ani bezbłędny, ale takie sprawy często mają drugie dno i nie inaczej jest w tym przypadku.
Po ewentualnym odejściu Marek Papszun zachowa status legendy?
Pod koniec jego pierwszej kadencji byłem wśród inicjatorów uroczystego pożegnania trenera w naszym kibicowskim lokalu, wręczyliśmy mu też piłkę z napisem „trener – legenda”. Żegnaliśmy go jak króla, tymczasem niedługo później on wrócił. To dowód na to, że zarząd nie był przygotowany na jego odejście, decydując się na Dawida Szwargę. Poza tym nastroje byłyby inne, gdyby w poprzednim sezonie Raków zdobył mistrzostwo. Nie każdemu pasuje praca z Markiem Papszunem, ale trzeba pamiętać, że w tym, co robi, jest profesjonalistą i nawet w sytuacji, gdy jedną nogą jest w Legii, to jego piłkarze wychodzą na boisko przygotowani i wygrywają kolejne mecze. Po pamiętnej konferencji wielu w to zwątpiło – pojawiły się głosy, że piłkarze będą grać przeciwko trenerowi. Z kolei po wysokich zwycięstwach z Rapidem i Arką ci sami ludzie mówili: wygrali, bo chcieli zrobić na złość Papszunowi. Można oszaleć…
Po deklaracji trenera o chęci trenowania Legii studziłeś na Twitterze gorące głowy częstochowskich kibiców. Jakie uczucia dominują – zawód czy zrozumienie?
Zdecydowanie negatywnie odebrano tę wypowiedź trenera, przede wszystkim co do miejsca i czasu. Natomiast ja patrzę na to w inny sposób. Owszem, trener mógł to rozegrać inaczej, ale z drugiej strony, gdyby tego nie zrobił, a niedługo później wypłynęłaby informacja o jego przejściu do Legii, to spotkałby się z zarzutem, że nas zdradził i ukrywał prawdę. Wszyscy wiemy, że Papszun jest Legionistą, warszawiakiem i prowadzenie stołecznych zawsze było jego marzeniem. W Częstochowie zrobił kawał dobrej roboty, dlatego nie widzę w jego słowach aż tak dużej sensacji, jak przedstawiają to media.
Kwestia „transferu” Papszuna do Legii jest już oficjalna?
Nie mam pojęcia. Oficjalne jest porozumienie Rakowa z Łukaszem Tomczykiem – trenerem Polonii Bytom. Było już wiele wersji rozwoju sytuacji, natomiast jeśli miałbym obstawiać, to moim zdaniem Papszun zostanie w Częstochowie do końca rundy (kilka godzin później taką informację podał Tomasz Włodarczyk w serwisie meczyki.pl – przyp. red.).
W ostatnich tygodniach forma zarówno Rakowa, jak i GKS-u wyraźnie poszła w górę. To, co jeszcze nas łączy, to lanie od ostatniego w tabeli Piasta Gliwice. Jak do tego doszło w Częstochowie?
Na ten temat nie powiem zbyt wiele, bo choć w ciągu ostatnich 18 sezonów opuściłem zaledwie siedem domowych meczów Rakowa, to właśnie z Piastem był jeden z nich. Ani go nie oglądałem, ani też nie analizowałem tej porażki. Po pierwsze, Daniel Myśliwiec jest dobrym trenerem i szybko odcisnął swoje piętno na drużynie, a po drugie liga jest mega wyrównana i nawet tak niskie miejsce w tabeli jak Piasta nie znaczy, że nie potrafią się odgryźć. Inna sprawa, że Rakowowi zawsze lepiej gra się z drużynami z czołówki – nie wiem, czy to kwestia motywacji, czy czegoś innego. Mimo że Piast zdobył 6 punktów z naszymi drużynami, to uważam, że w końcowym rozrachunku znajdzie się mimo wszystko w trójce spadkowiczów.
Jeśli natomiast chodzi o czołówkę ligi, to wielokrotnie podkreśla się w mediach postawę Jagiellonii, która dobrze prezentuje się we wszystkich rozgrywkach. Tymczasem Raków radzi sobie równie dobrze, o ile nie lepiej, bo w przeciwieństwie do Jagi nadal ma szansę na Puchar Polski. Cele na ten sezon pozostają niezmienne?
Zdecydowanie. Zarówno trener, jak i piłkarze zarabiają takie pieniądze, że nie ma innego celu jak mistrzostwo. Pochwały dla Jagiellonii przypominają mi laurki dla Rakowa przy okazji marszu z 1. ligi do Ekstraklasy – jak to wszystko było doskonale poukładane. Jaga wygląda nawet lepiej – ogromny stadion, odpowiednie zaplecze infrastrukturalne i kibicowskie. Z kolei Raków jest w Polsce wyśmiewany przede wszystkim za brak stadionu. Mieliśmy swoje pięć minut zachwytów w mediach, a teraz każdy gorszy moment jest dodatkowo rozdmuchiwany. Nic się jednak nie zmienia: zarówno mistrzostwo, jak i Puchar Polski są dla nas mega ważne. Do tego jak najdłuższa gra w Lidze Konferencji. Po to sztab liczy tylu ludzi, by odpowiednio przygotować zespół do wszystkich rozgrywek, a wyniki muszą przyjść. Tym bardziej że w Pucharze robi się powoli autostrada do finału.
Musicie tylko uważać, by nie utknąć na bramkach z napisem „GKS Katowice”, ale przy odpowiednim zrządzeniu losu być może jeszcze będzie okazja o tym porozmawiać. Tymczasem skupiacie się na lidze i rozgrywkach europejskich. Czujecie się już w Sosnowcu jak u siebie?
W żadnym wypadku. Nie było tak ani w Bełchatowie, ani teraz w Sosnowcu. Trzeba być wdzięcznym włodarzom obu miast, że Raków miał gdzie grać, ale nie da się czuć dobrze poza Częstochową. Niby to tylko 60 kilometrów, ale każdy mecz w Sosnowcu bardziej przypomina bliski wyjazd niż mecz u siebie. Ciężko przyciągnąć tłumy na takie mecze, szczególnie tych najmłodszych – w Częstochowie byłoby to dużo prostsze. Sam stadion jest kapitalny do oglądania meczu, natomiast u siebie będziemy tylko w Częstochowie, choć na ten moment jest to nierealne. I pewnie w ciągu najbliższych lat się to nie zmieni.
Mimo że spodziewam się odpowiedzi, to i tak zadam ci to samo pytanie, co ostatnio: co nowego dzieje się w sprawie stadionu dla Rakowa?
Odpowiadam tak samo: nic się nie dzieje. Jakieś rozmowy się toczą, ale dopóki nie zobaczymy łopat na terenie budowy, to nie uwierzymy w żadne obietnice. Nie da się ukryć, że blokuje to rozwój klubu i Marek Papszun musi czuć to samo. Za każdym razem słyszy od prezesa, że rozmowy z Miastem są w toku – po pięciu czy sześciu latach można mieć już tego dość.
W poprzednim sezonie typowałeś gładkie 3:0 dla Rakowa w Częstochowie, tymczasem mecz potoczył się zupełnie inaczej.
Rzeczywiście, mój typ się nie sprawdził i po meczu śmiałem się w duchu, co ze mnie za znawca. Moim zdaniem tym meczem przegraliśmy mistrzostwo Polski, więc po czasie zabolało podwójnie. Szczególnie nie lubię przegrywać z Legią, Widzewem czy Lechem, a tutaj przyszła porażka z beniaminkiem. Mówi się trudno, bo takie wpadki się zdarzają. Myślę, że w najbliższą niedzielę 3:0 dla nas już musi być. Raków jest w gazie, a GieKSa będzie delikatnie podmęczona pojedynkiem z Jagiellonią, który musiał was sporo kosztować. Raków też co prawda grał ze Śląskiem, ale moim zdaniem wyglądało to trochę tak, jakby grał na pół gwizdka. Dlatego forma fizyczna będzie działać na naszą korzyść.
Wiem, że byłeś na Nowej Bukowej w pierwszej kolejce tego sezonu. Jak wrażenia?
Jak wspominałem w naszej poprzedniej rozmowie, tylko raz miałem okazję być na starej Bukowej – załapałem się na ostatni wyjazd w ubiegłym roku. W tym sezonie wiedziałem, że z powodu narodzin dziecka będę musiał odpuścić część wyjazdów, dlatego ucieszyłem się, że do Katowic jechaliśmy na samym początku i zdążyłem się do was wybrać. Miałem podobne odczucia jak z meczu w Lublinie – imponujący stadion, wszyscy ubrani na żółto, mnóstwo ludzi i kapitalny doping. Wielokrotnie podkreślałem, że doping ekip ze Śląska, takich jak GieKSa czy Górnik, to ścisły top w Polsce. Co do samego meczu to nie powiem za wiele, bo nie należę do tych, którzy szczególnie skupiają się na analizie boiskowych wydarzeń, najważniejsze było zwycięstwo 1:0. Cały wyjazd wspominam więc bardzo dobrze, z wyjątkiem incydentu z rozpylonym gazem, który wprowadził trochę zamieszania.
Felietony Piłka nożna
Plusy i minusy po Rakowie
Po meczu z Rakowem można było odnieść wrażenie, że ktoś przewinął taśmę o kilka kolejek wstecz i z powrotem wrzucił GieKSę w tryb „mecz do ukłucia, ale nie do wygrania”. To nie był występ fatalny, ale zdecydowanie taki, który pozostawia po sobie uczucie niedosytu.
Kilka naprawdę obiecujących momentów w pierwszej połowie, trzy sytuacje, które aż prosiły się o lepsze ostatnie podanie lub dokładniejszy strzał, a jednocześnie za mało konsekwencji, by z Częstochowy wywieźć choćby punkt. Raków – drużyna w formie, w gazie, z szeroką kadrą – przycisnął po przerwie i to wystarczyło na jedno trafienie. Problem w tym, że my nie wykorzystaliśmy swoich szans wtedy, gdy mieliśmy ku temu przestrzeń. Zapraszam na plusy i minusy po meczu z Rakowem.
Plusy:
+ Pomysł na mecz w pierwszej połowie
Raków nie dominował od początku. GieKSa bardzo dobrze wyglądała w pressingu i w szybkim wyprowadzaniu piłki. Były momenty, w których to katowiczanie wyglądali dojrzalej – szczególnie do 30. minuty. Szkoda tylko, że z tego pomysłu nie udało się „wcisnąć” bramki.
+ Jędrych i Klemenz
W pierwszych 30 minutach GieKSa miała sytuacje… po stałych fragmentach i dobitkach właśnie środkowych obrońców. Jędrych dwa razy huknął z powietrza tak, że gdyby piłka zeszła, choć o pół metra, mielibyśmy kandydata do gola kolejki. Klemenz czyścił kluczowe akcje Rakowa – chociażby Makucha z 19. minuty. Solidny występ tej dwójki, szczególnie w pierwszej połowie.
Minusy:
– Niewykorzystane setki
To jest największy grzech tego meczu. Sytuacja 3 na 1 w 37. minucie – Zrel’ák mógł strzelić albo wystawić, a nie zrobił… niczego. W drugiej połowie Marković z pięciu metrów trafił w poprzeczkę, mając przed sobą pół bramki. W takim spotkaniu, jeśli masz 2-3 okazje, to musisz coś z nich zrobić, jeśli chcesz myśleć o wygranej.
– Statyczna reakcja przy straconej bramce
To był gol, którego można było uniknąć, bo sama akcja nie była wybitnie skomplikowana. Niestety Galan był spóźniony, a Brunes zupełnie niekryty. Raków przyspieszył w drugiej połowie, ale to nie był jakiś huragan – po prostu konsekwentna i cierpliwa gra.
– Głęboko i chaotycznie w drugiej połowie
Po 60. minucie w zasadzie przestaliśmy utrzymywać piłkę. Oderwane akcje, straty, chaos, brak wyjścia do pressingu. Raków to wykorzystał i zamknął GieKSę na długie minuty. Paradoksalnie – nie tworzyli sytuacji seryjnie, ale całkowicie przejęli inicjatywę. A my nie potrafiliśmy odpowiedzieć.
Podsumowanie:
GKS nie zagrał w Częstochowie meczu złego. Zagrał mecz… do wzięcia. I właśnie dlatego jest tyle rozczarowania.
To spotkanie nie zmienia obrazu całej jesieni. Wręcz przeciwnie – potwierdza, że ta drużyna gra dobrze. 6 zwycięstw w 7 ostatnich meczach przed Rakowem to nie przypadek. 20 punktów po jesieni w tak spłaszczonej tabeli to naprawdę solidny wynik. GieKSa po fatalnym starcie wróciła do ligi z jakością.
Ten mecz można było zremisować. Można było nawet wygrać. Nie udało się – ale też nie ma tu powodu, by bić na alarm. Przy takiej dyspozycji, jak z Motoru, Korony, Niecieczy, Jagiellonii, Pogoni czy w pierwszej połowie z Rakowem – GKS będzie punktował. Wiosna zacznie się praktycznie od zera, bo cała dolna połowa tabeli wciągnęła się w walkę o utrzymanie.
GieKSiarz
Piłka nożna
Widzew rywalem GieKSy
Dziś w siedzibie TVP Sport odbyło się losowanie ćwierćfinałów Pucharu Polski. GKS Katowice zmierzy się w tej fazie z Widzewem Łódź. Mecz odbędzie się w Katowicach, a 1/4 Pucharu Polski zaplanowano na 3-5 marca.
Widzew obecnie zajmuje 13. miejsce w Ekstraklasie, mając w dorobku 20 punktów, czyli tyle samo co GKS. Na 18 meczów piłkarzy Igora Jovicevića (a wcześniej Żelijko Sopića i Patryka Czubaka) składa się 6 zwycięstw, 2 remisy i 10 porażek (bramki 26-28). We wcześniejszych rundach Widzew wyeliminował trzy drużyny z ekstraklasy: Termalikę, Zagłębie Lubin i Pogoń Szczecin.
Zanim dojdzie do pojedynku pucharowego, obie drużyny zmierzą się w lidze (także w Katowicach), w kolejce, która odbędzie się 6-8 lutego.
Pozostałe pary tej fazy to:
Lech Poznań – Górnik Zabrze
Zawisza Bydgoszcz – Chojniczanka Chojnice
Avia Świdnik – Raków Częstochowa


Najnowsze komentarze