Dołącz do nas

Piłka nożna

Rewelacyjny beniaminek, zawodzący Górnik, czerwień Stefańskiego

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Za nami druga kolejka pierwszej ligi. O ile po pierwszej serii spotkań tabela  była bardzo spłaszczona, to po drugiej już kreują się pierwsi wygrani tej ligi, a także drużyny, które zawiodły. Oczywiście w następnych tygodniach wszystko się może odwrócić.

Druga kolejka rozpoczęła się już w piątek, kiedy to Puszcza Niepołomice podejmowała na Suchych Stawach Chojniczankę. Co ciekawe obie drużyny spotkały się niedawno w rundzie wstępnej Pucharu Polski i wówczas wygrała Puszcza. Tym razem chojniczanie wzięli rewanż i wygrali z piłkarzami Dariusza Wójtowicza. To Puszcza jednak objęła prowadzenie, po strzale Pawła Moskwika. Gole Artua Pląsowskiego i Macieja Ropiejki dały jednak trzy punkty gościom. Ropiejko strzelił swojego drugiego gola w tym sezonie.

W sobotę Górnik Łęczna podejmował u siebie Wisłę Płock. Łęcznianie byli podrażnieni porażką z Tychami w pierwszej kolejce i chcieli się zrehabilitować. Ta sztuka się zawodnikom Jurija Szatałowa nie udała. Najpierw Krzysztof Janus, a potem Filip Burkhardt strzelili gole dla Wisły i to beniaminek zgarnął trzy punkty.

Inny beniaminek – ROW Rybnik – po raz drugi pojechał w delegację. Po remisie w Niecieczy przed tygodniem aspiracje piłkarzy Ryszarda Wieczorka znacząco wzrosły. I w Olsztynie zawodnicy z Rybnika zdobyli punkt. Objęli prowadzenie po bardzo dobrej indywidualnej akcji Idrissy Cisse, ale jeszcze przed przerwą efektownym strzałem do wyrównania doprowadził Paweł Kaczmarek.

O spotkaniu GKS Katowice z Sandecją Nowy Sącz szeroko rozpisywaliśmy się na łamach GieKSa.pl. Jeśli ktoś jeszcze nie czytał pomeczowych artykułów na naszej stronie – zapraszamy.

W meczu, który rozpoczął się o godzinie 20.00 Arka Gdynia podejmowała GKS Tychy, zespół, który nie był wspierany przez swoich kibiców. Tyszanie do przerwy utrzymywali bezbramkowy remis, ale po zmianie stron do roboty wzięli się zawodnicy Arki. Najpierw Arkadiusz Aleksander, a potem Michał Rzuchowski dali dwubramkowe prowadzenie zawodnikom Pawła Sikory, a w doliczonym czasie gry Marcus Vincius skutecznie egzekwował jedenastkę zapewniając zwycięstwo Arce.

Dzisiaj niemal w samo południe rozpoczęły się spotkania Dolcanu Ząbki z Niecieczą i Miedzi Legnica z Flotą Świnoujście.

Dolcan po rozgromieniu Olimpii Grudziądz bardzo umotywowany przystępował do pojedynku z wiecznym kandydatem do awansu. Jeszcze na 12 minut przed końcem meczu piłkarze Dusana Radolskyego prowadzili w Ząbkach po golu Dawida Sołdeckiego. Piorunujące dwie minuty Dolcanu i gole Pawła Tarnowskiego oraz bardzo ładny techniczny strzał Dariusza Zjawińskiego spowodowały, że pełna pula pozostała na Mazowszu. Zjawiński jest samodzielnym liderem strzelców z czterema bramkami na koncie.

Kolejny faworyt do awansu Miedź Legnica grała z naszym pogromcą sprzed tygodnia – Flotą. Już pierwsze pół godziny zadecydowały o zwycięstwie gości. Bogusław Baniak rozszyfrował swój były zespół i po golach Charlesa Nwaougu Uchenny do pustej bramki i Krzysztofa Bodzionego z karnego świnoujścianie objęli dwubramkowe prowadzenie. Kontrolowali wydarzenia boiskowe niemal do końca, ale w doliczonym czasie gry Mateusz Szczepaniak zdobył honorową bramkę. Baniak tak mocno protestował przeciw jednej z decyzji sędziego, że mecz kończył na trybunach.

Trudne zadanie czekało Olimpię Grudziądz, którzy na inaugurację zostali wręcz rozjechani przez Dolcan 0:5. Zasadne było pytanie o morale zespołu Tomasza Kafarskiego. Piłkarze Olimpii zdali ten egzamin bardzo dobrze. Pokonali Kolejarz w Stróżach 1:0 i częściowo zmazali plamę z pierwszej kolejki. Jedyną bramkę zdobył Maciej Rogalski w 64. minucie.

W ostatnim spotkaniu tej kolejki GKS Bełchatów grał z naszym najbliższym rywalem w lidze – Okocimskim Brzesko. Bełchatowianie przez niemal godzinę męczyli się z ekipą Piotra Stacha opromienioną wygraną w Nowym Sączu w poprzedniej kolejce. W końcu bramkę w 56. minucie zdobył jednak Kamil Wacławczyk. Zanosiło się na drugie minimalne zwycięstwo zawodników Kamila Kieresia, ale w końcówce rywale wyrównali, a gola z rzutu karnego zdobył eks-zawodnik Wisły Kraków – Daniel Brud. Obie drużyny kończyły mecz w „10”, z boiska został usunięty m.in. Patryk Stefański i byłego zawodnika GKS nie ujrzymy w meczu za tydzień.

Po drugiej kolejce liderem jest Dolcan Ząbki, ale komplet punktów mają także Chojniczanka i Flota, zwłaszcza należy docenić beniaminka. Flota natomiast znów zaczyna punktować na jesień i zobaczymy, co będzie dalej…

Na przeciwnym biegunie jest Puszcza, Kolejarz, Sandecja i Łęczna. Zwłaszcza ten ostatni klub to spory zawód na początku sezonu.

Pozostałe drużyny plasują się w środku tabeli i na razie ciężko powiedzieć, jak z ich formą. ROW Rybnik mimo, że nie wygrał żadnego meczu, zanotował dwa cenne remisy na wyjazdach. Wartościowe wyniki na wyjazdach (wygrana i remis) osiągnął Okocimski. A GKS? po słabym meczu i przegranej z Flotą teraz zgarnął komplet oczek z Sandecją. I katowiczanie mają tyle samo punktów co Olimpia Grudziądz, która dała tak wielką plamę tydzień temu… Po raz kolejny okazuje się, że liczą się punkty, a nie bramki.

Za tydzień trzecia kolejka, w której najciekawiej zapowiada się mecz Chojniczanki z GKS Bełchatów, czyli beniaminka ze spadkowiczem z ekstraklasy.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Galeria Piłka nożna

Katowickie złudzenia, poznański tryumf

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do trzeciej, a zarazem ostatniej galerii z Poznania. 

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

GieKSa nie pęka przed najlepszymi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ekstraklasa to nie przelewki. Tutaj przychodzi nam się mierzyć z naprawdę poważnymi i silnymi rywalami. Po niemal dwóch dekadach gramy z zespołami rywalizującymi o Mistrzostwo Polski, a nie co najwyżej balansującymi gdzieś pomiędzy najwyższą klasą rozgrywkową, a pierwszą ligą.

Ktoś powie, że co jakiś czas boleśnie zderzamy się z tą rzeczywistością. Ale, czy rzeczywiście boleśnie? Wiadomo, że chciałoby się pójść w ślady Kaiserslautern, które kiedyś jako beniaminek wywalczyło Mistrzostwo Niemiec. Na naszym podwórku też mieliśmy taką sytuację, gdzieś w rejonie czasów przemian, nazwę klubu przemilczę.

Jednak jest pewien realizm. O mistrza się bić nie będziemy, o puchary raczej też nie – pozostaje gra o środek tabeli, no i oczywiście bezpieczne utrzymanie. I ten realizm mówi też, że są drużyny w tej ekstraklasie poza naszym zasięgiem, jest trochę ekip lepszych i kilka o podobnym poziomie lub nieco słabszych. I im szybciej zaakceptujemy taki stan rzeczy, tym lepiej dla wszystkich.

Piszę o tym dlatego, że znów wczoraj w komentarzach kibiców przewijała się jakaś gorycz związana z tym, że Lech nas zdominował. No tak – zdominował nas, bo gdy najlepsi zawodnicy najlepszej obecnie drużyny w Polsce włączali swoje najlepsze cechy, to trudno, żeby wyglądało to inaczej. Rozpędzający się Sousa, Ishak czy Walemark sprawiali, że nawet obserwując ten mecz, trudno było za nimi nadążyć. Szybkość, pokazywanie się na pozycjach, wiele możliwości wyboru dla podającego. To jest ekipa z niesamowitą motoryką, taktyką i techniką. To wszystko sprawia, że gdy są w formie, mogą rozbić każdego przeciwnika. O czym przekonała się ostatnio Legia Warszawa.

Lech w tym meczu był zdecydowanie lepszy i po bramce Ishaka w 3. minucie zwycięstwo Kolejorza raczej nie było zagrożone. A mimo to – mimo tych wszystkich pozytywnych rzeczy związanych z gospodarzami – GieKSa w pierwszej połowie naprawdę postawiła opór. Na tyle, na ile nasi zawodnicy umieli, z wiarą w swój sposób gry – czyli wysoko, agresywnie, podchodząc pod pole karne przeciwnika. Potrafiliśmy na połowie rywala rozgrywać akcję i nie tracić piłki. Brakowało ostatecznie dokładności czy dobrej decyzji w pobliżu szesnastki, ale do przerwy spokojnie mogliśmy mieć jeszcze jakieś nadzieje, że „a nuż” uda się coś w tym spotkaniu ugrać.

W drugiej połowie wiadomo – Lech od początku przycisnął, miał karnego i strzelił bramkę. W tych okolicznościach było już naszej ekipie ciężej, no i zaczęły się w dużej liczbie pojawiać proste błędy, czy to w wyprowadzaniu piłki, czy już w rozgrywaniu dalej od własnej bramki. Nawet w minimalnej liczbie okazji do wykreowania sobie sytuacji do strzału, zespół nie był efektywny, jak choćby w sytuacji, kiedy Borja Galan świetnie minął przeciwnika i przy linii końcowej wszedł niemal w pole bramkowe.

Trochę ten mecz przypominał starcie z Legią, choć ja uważam, że zagraliśmy lepiej. To znaczy ta pierwsza faza spotkania z Wojskowymi, do gola Adama Zrelaka, była lepsza, ale potem już nie mieliśmy kompletnie nic do powiedzenia. Wczoraj Kolejorzowi stawialiśmy się dłużej.

Ktoś powie, gdyby nie Dawid Kudła, pojechaliby nas piątką. Może i tak, ale… nie pojechali. Swoją drogą, mam nadzieję, że tym meczem zawodnik zamknął temat dyskusji o potencjalnym posadzeniu go na ławkę. Niesprawiedliwie oceniany od początku sezonu, ostatecznie przez całą rundę w sposób ewidentny nie zawalił nam żadnego gola. Wiadomo, że w kilku sytuacjach mógł mieć swój współudział przy utracie bramki, ale żaden bramkarz bezbłędny nie jest. A tyle sytuacji, ile wybronił Dawid w tym sezonie – powoduje, że mamy kilka punktów więcej. No i wczoraj zagrał bardzo dobry mecz, obronił wiele strzałów, na czele z wygarnięciem piłki już praktycznie z bramki po strzale Ishaka.

Tak jak jednak mówiłem w meldunku pomeczowym i pisałem w relacji – wstydu GieKSa tym meczem nie przyniosła i na pewno nie można powiedzieć, że to spotkanie pokazało, że zespół jest w jakiejś słabszej formie czy – olaboga – w kryzysie. Po prostu katowiczanie próbowali zagrać swoje, postawili się przeciwnikowi, ale z tak rozpędzonym Kolejorzem nie mieli większych szans.

Trener Rafał Górak dość kontrowersyjnie po meczu powiedział, że był to udany wieczór. I jakkolwiek komuś to się może nie podobać, przychylam się do tych słów. Bo GieKSa może przegrała z Lechem i to dość wyraźnie, ale najważniejsze jest to, że pokazała, że nie pęka i nie klęka. Nawet przed tak piekielnie mocnym przeciwnikiem. Bo mogliśmy oczywiście postawić autobus w szesnastce od pierwszej minuty i czekać na jak najniższy wymiar kary. A jednak zespół zdecydował się podjąć walkę. To może tylko zaprocentować.

Oczywiście było widać też mankamenty czysto piłkarskie w naszej grze. Ostatecznie bramki straciliśmy po błędach, popełniliśmy ich też kilka przy sytuacjach, które golem się nie zakończyły. W akcjach ofensywnych – jeszcze w pierwszej – brakowało zdecydowania. GieKSa czasem próbuje grać zbyt kombinacyjnie w odległości 16-18 metrów od bramki, gdy po prostu trzeba wziąć i huknąć. Tak samo czasem aż prosi się by zagrać na skrzydło – nawet już w ramach pola karnego – a jest próba koronkowego rozegrania i niemal wjechania z piłką do bramki. Jakkolwiek należy cenić to, że katowiczanie nie grają „na pałę” czy to w rozgrywaniu od tyłu, czy pod szesnastką przeciwnika, to czasem przydałaby się po prostu większa prostota. Myślę, że ta decyzyjność i przejście z bardziej wyrafinowanej gry na prostą piłkę jest elementem, który należy poprawić na wiosnę.

Na podstawie meczu z Lechem nie ma najmniejszego powodu, by przewidywać jakieś niepowodzenia z dwóch ostatnich kolejkach w tym roku. Jeśli katowiczanie utrzymają swój mental i zagrają swoje, powinni zdobyć punkty. Tylko no właśnie – mecz z Lechią Gdańsk to jest coś, co już przerabialiśmy kilka razy w tym sezonie i za każdym razem kończyło się gongiem. Czyli potencjalnie słabszy rywal (nie od nas, tylko od czołówki tabeli) na dany czas – czyli u siebie Motor, Śląsk czy Korona. Przed każdym z tych spotkań kibice dopisywali trzy punkty i w każdej sytuacji musieliśmy się trochę sfrustrować. Nikt się przed GieKSą nie położy i te spotkania to pokazały. I faktem jest, że przynajmniej jeden z tych trzech meczów po prostu trzeba było wygrać. I podobnie jest z meczem z Lechią, która swoje zawirowania przeżywa bardzo mocno. Jeśli katowiczanie chcą się utrzymać, muszą w końcu dokładnie w tego typu meczu zapunktować, tym bardziej, że gdańszczanie to bezpośredni rywal w walce do utrzymania. Na ten moment w sezonie GieKSa wygrywała głównie w meczach, w których faworytem nie była. Tutaj może nie ma co używać takiego słowa jak „faworyt”, ale na pewno nie jest nim także Lechia. Trzeba robić swoje.

Wróciliśmy do Katowic z lekcją daną przez kapitalną drużynę trenera Frederiksena. I niech drużyna oraz sztab szkoleniowy z tej lekcji skorzystają, bo przez wiele lat nie mieliśmy okazji uczyć się od najlepszych.

A na nas przyjdzie jeszcze pora.

Kontynuuj czytanie

Hokej

Emocjonujący mecz w Satelicie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W ramach 24. kolejki Tauron Hokej Ligi zmierzyliśmy się z KH Energą Toruń.  Mecz ten przysporzył kibicom wiele emocji, szczególnie w trzeciej tercji. Goście doprowadzili do remisu na 8 sekund przed końcem regulaminowego czasu gry, natomiast GieKSa zdobyła decydującego gola na 0,8 sekundy przed końcem dogrywki.

Jeszcze nie wszyscy kibice zajęli swoje miejsca w Satelicie, a na tablicy wyników po stronie gospodarzy widniała cyfra 1. Travis Verveda strzałem z okolic korytarza międzybulikowego zaskoczył toruńskiego bramkarza. Katowiczanie w pierwszych minutach narzucili rywalowi swój styl gry. W 5. minucie po strzale Jean Dupuy krążek odbił się od poprzeczki. Przyjezdni w tym okresie rzadko gościli w naszej tercji obronnej, a ich uderzenia pewnie bronił Michał Kieler. W 10. minucie Santeri Koponen strzałem w okienko podwyższył prowadzenie GieKSy. Tuż po wznowieniu gry Mikael Johansson faulował naszego zawodnika, co nie umknęło uwadze arbitrom i odesłali Szweda do boksu kar. Podczas okresu gry w przewadze, Mikalai Syty wyłuskał spod kija Grzegorza Pasiuta krążek i wyprowadził szybką kontrę, którą na gola zamienił Kazuki Lawrow. Od tego momentu przyjezdni częściej gościli w naszej tercji obronnej, ale na posterunku był nasz bramkarz. Pod koniec tercji doszło do spięcia pomiędzy Igorem Smalem i Miakaiem Sytym, za co obaj zostali ukarani karami mniejszymi. Jeszcze na 23 sekundy przed syreną kończącą pierwszą odsłonę meczu na ławkę kar odesłany został Pontus Englund, co oznaczało, że drugą tercję rozpoczniemy od gry w osłabieniu.

Torunianie wykorzystali okres gry w przewadze. Na 5 sekund przed zakończeniem kary Pontusa Englunda Ruslan Bashirov doprowadził do remisu. Po tej bramce mecz się otworzył, a obaj bramkarze kilkukrotnie ratowali swoje drużyny z opresji. Bliski zdobycia trzeciej bramki był w 31. minucie Christian Mroczkowski, po którego uderzeniu krążek zatrzymał się na słupku toruńskiej bramki. Do końca tej części gry niewiele się działo na lodowej tafli, a gra toczyła się głównie w środkowej części lodowiska.

Na początku trzeciej tercji byliśmy świadkami trzech bramek. Festiwal strzelecki rozpoczął Benjamin Sokay, który dobił krążek po strzale Jeana Dupuy. Następnie torunianie wykorzystali okres gry w przewadze, doprowadzając do remisu. W 45. minucie czwartego gola dla GieKSy zdobył Igor Smal. Katowiczanie powinni podwyższyć prowadzenie, jednak Jean Dupuy będąc tuż przed pustą bramką, nie zdołał umieścić w niej krążka. W kolejnych minutach tempo meczu wzrosło, a obie drużyny szukały okazji na zmianę rezultatu spotkania. Na nieco ponad dwie minuty przed syreną kończącą regulaminowy czas gry torunianie postawili wszystko na jedną kartę i wycofali bramkarza. Ryzyko się opłaciło i goście na 8 sekund przed końcem regulaminowego czasu gry doprowadzili do wyrównania.

W dogrywce groźniejsi byli torunianie. W 62. minucie indywidualną akcją popisał się Andryi Denyskin, ale jego intencje przeczytał Michał Kieler, a chwilę później z pomocą naszemu bramkarzowi przyszła poprzeczka. Na 4 sekundy przed syreną kończącą dogrywkę karę mniejszą otrzymał Rusalan Bashirov. Po wygranym buliku krążek przejął Grzegorz Pasiut, który zauważył niepilnowanego Bartosza Fraszkę, a ten na 0,8 sekundy przed końcem dogrywki zapewnił nam wygraną.

GKS Katowice – KH Energa Toruń 5:4 (2:1, 0:1, 2:2 d. 1:0)

1:0 Travis Verveda (Christian Mroczkowski, Jean Dupuy) 0:57
2:0 Santeri Koponen (Aleksi Varttinen, Mateusz Michalski ) 9:22
2:1 Kazuki Lawrow (Mikalai Syty) 10:21 4/5
2:2 Ruslan Baszirov (Mikalai Syty, Andriy Denyskin) 21:32, 5/4
3:2 Benjamin Sokay (Jean Dupuy) 41:16
3:3 Oleksii Vorona (Andryi Denyskin, Albin Thymi Johansson) 42:54, 5/4
4:3 Igor Smal (Pontus Englund) 44:27
4:4 Julius Person (Jesper Henriksson) 59:52
5:4 Bartosz Fraszko (Grzegorz Pasiut, Stephen Anderson) 64:59, 4/3

GKS Katowice: Kieler (Murray) – Verveda, Maciaś, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Koponen, Dupuy, Kallionkieli, Mroczkowski – Runesson, Englund, Hofman Ja., Anderson, Sokay – Dawid, Hofman Jo.,Michalski, Smal, Bepierszcz.

KH Energa Toruń: Svensson (Studziński) – Henriksson, Lawlor, Denyskin, Syty, Bashirov – Svars, Zieliński, Fjodorovs, Johansson, Persson – Thyni Johansson, Jaworski, Ziarkowski, Kalinowski K., Kogut – Gimiński, Maćkowski, Kalinowski M., Vahatalo, Vorona.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga