Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Tygodniowy przegląd mediów: GKS wykorzystał dołek Warty, zagrał bardzo dobrze i wygrał

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które obejmują dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.

Przygotowująca się do rundy rewanżowej drużyna kobiet, rozegrała w środę sparing z Rekordem Bielsko-Biała, wygrywając 6:0 (0:0). W następnym test-meczu w sobotę zespół pokonał Śląsk Wrocław 5:3 (3:3). Drużyna męska, w zakończonym zgrupowaniu w Turcji rozegrała dwa sparingi, wygrywając z Metalistem Charków 1:0 (1:0), po golu Jakuba Araka oraz remisując z duńskim Vendsyssel FF 0:0.

Siatkarzom w minionym tygodniu wygrali z Aluron CMC Wartą Zawiercie 3:0. Kolejne spotkanie drużyna rozegra szóstego lutego z Cuprum Lubin. Z drużyną rozstał się Tomas Rousseaux, kontrakt rozwiązano za porozumieniem stron.

W minionym tygodniu hokeiści rozegrali dwa spotkania, w których GieKSa raz wygrała i raz przegrała. W pierwszym spotkaniu zespół przegrał z Cracovią 1:4 i w niedzielę wygrał z GKS-em Tychy 4:1. W rozpoczętym tygodniu drużyna zagra (we wtorek, u siebie) z JKH GKS-em Jastrzębie oraz w piątek (wyjazd) z Ciarko STS Sanok. Najprawdopodobniej do drużyny dołączy Robert Mrugała z Podhala Nowy Targ.

 

PIŁKA NOŻNA

kobiecyfutbol.pl – Do przerwy 0:0, po niej już pogrom. Liderki ekstraligi rozbiły wiceliderki i ligi

W rozegranym w środę, 25 stycznia meczu sparingowym GKS Katowice rozbił Rekord Bielsko-Biała aż 6:0. Hat-trickiem w tym pojedynku popisała się Amelia Bińkowska.

Początek starcia rozgrywanego na boisku Ośrodka Sportowego Kolejarz w Katowicach wcale nie zwiastował pogromu. Podopieczne Karoliny Koch miały przewagę, której jednak nie potrafiły potwierdzić otwierającym trafieniem. Worek z bramkami rozwiązał się dopiero po przerwie.

Jako pierwsza do siatki trafiła w tym pojedynku Amelia Bińkowska. Najlepsza strzelczyni “GieKSy” w tym sezonie z bramki cieszyła się w 52. minucie po dograniu Klaudii Maciążki. Nie minęło wiele czasu, a 20-letnia napastniczka pokonała Natalię Majewską po raz drugi, tym razem po rzucie rożnym. W 63. minucie GKS świętował następne trafienie. Katowiczankom pomogła jedna z rywalek, która pokonała własną bramkarkę. Hat-tricka Amelia Bińkowska skompletowała dziesięć minut później.

W końcówce spotkania liderki Orlen Ekstraligi nie miały zamiaru zmniejszać tempa gry, czego dowodem były kolejne dwa trafienia. W 80. minucie z bramki cieszyła się Joanna Olszewska, natomiast końcowy rezultat na 6:0 ustaliła pięć minut później Patrycja Kozarzewska.

Był to drugi tegoroczny sparing GKS-u Katowice. W pierwszym piłkarki Karoliny Koch zremisowały 1:1 z czeskim 1. FC Slovácko. Wiceliderki I ligi natomiast właśnie wczorajszym starciem kontrolnym rozpoczęły tegoroczną rywalizację. Obie te drużyny kolejne sparingi rozegrają już w najbliższą sobotę, 28 stycznia. Katowiczanki zagrają ze Śląskiem Wrocław, a “biało-zielone” zmierzą się z AZS UJ Kraków.

– Trzy „prezenty”, trzy gole stracone w krótkim odstępie czasu, wystarczyły aby cała gra się posypała. Mecz uwypuklił nasze błędy w grze obronnej i braki jakościowe. Ale nie ma tego złego…. Wyciągniemy wnioski z tej surowej lekcji. – powiedział po wczorajszym spotkaniu trener bielszczanek Mateusz Żebrowski cytowany przez oficjalną stronę klubu.

 

slaskwroclaw.pl – Lider lepszy od WKS-u

Za piłkarkami Śląska Wrocław kolejny trudny mecz sparingowy. Podopieczne Piotra Jagieły mierzyły się z aktualnym liderem Orlen Ekstraligi, GKS-em Katowice i choć był to tylko sparing, to mecz był wyrównany i nie brakowało w nim efektownych akcji i bramek. Ostatecznie wrocławianki musiały uznać wyższość mistrzyń jesieni, przegrywając 3:5.

Kolejny test wrocławianek w tym okresie przygotowawczym był małą okazją do rewanżu za porażkę w meczu ligowym z GKS-em. Katowiczanki w listopadzie wywiozły ze stolicy Dolnego Śląska pełną pulę i teraz też znakomicie zaczęły mecz, bo już po pięciu minutach prowadziły 2:0.

Odpowiedź WKS-u była natychmiastowa i dość… niecodzienna. Joanna Wróblewska strzeliła bowiem gola bezpośrednio z rzutu rożnego! Wrocławianki wyrównały za sprawą Karoliny Ostrowskiej, ale kilka chwil później Gieksa znów objęła prowadzenie. Jeszcze w pierwszej połowie Śląsk raz jeszcze doprowadził do remisu, a na listę strzelczyń wpisała się Karolina Ostrowska.

W drugiej połowie zarysowała się przewaga przyjezdnych, co miało przełożenie na kolejne bramki. Ostatecznie katowiczanki po strzeleckim spektaklu wygrały na Kłokoczycach 5:3.

 

sportdziennik.com – Wygrana z Metalistem

W tureckim Side, czyli 60 km od Lary, gdzie przebywa od ponad tygodnia na zgrupowaniu, GieKSa pokonała w środę Metalist Charków, czyli 11. drużynę ukraińskiej ekstraklasy.

Jedyny gol padł w 17 minucie. Mateusz Marzec uruchomił Grzegorza Rogalę, ten wygrał pojedynek na lewej flance i płasko dośrodkował, a do siatki piłkę wpakował Jakub Arak. Na „kołyskę” katowiczanie poczekają do ligi, a należeć się będzie Arkadiuszowi Jędrychowi. Kapitanowi katowickiej drużyny w poniedziałek urodziła się córeczka Ada, dlatego tego dnia na kolację wjechał tort i odśpiewano „sto lat”. Jutro katowiczanie mają w planach spotkanie z Vendsyssel FF, 4. zespołem zaplecza duńskiej ekstraklasy.

 

Skandal w Turcji. Sparing GieKSy był ustawiony?!

Już w 55. minucie decyzją obu drużyn zakończył się piątkowy sparing GKS-u z duńskim Vendsyssel FF (0:0), rozgrywany w Turcji, gdzie katowiczanie przebywają na zgrupowaniu. Sędziowanie było skandaliczne i ukierunkowane na bezbramkowy rezultat.

Czy w ostatnim sparingu GieKSy zaplanowanym na czas zgrupowania w Turcji partycypowała bukmacherska mafia?! Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, ale są poważne przesłanki, by nie wykluczać takiego scenariusza. W kontekście spotkania rozgrywanego w Kumkoy (12 km od Lary, gdzie stacjonują katowiczanie) plotkowało się, że pewnej grupie zainteresowanej nim postronnych osób zależało na bezbramkowym remisie.

„Sędzia kpina. Ustawka 100 procent. Sędzia z brzuchem gwizdał wszystko, co się da, żeby tylko nie padła bramka” – pisał na Twitterze wzburzony Tomasz Włodarek, drugi trener GKS-u.

Sparing, transmitowany przez klub z Bukowej na YouTube, zakończył się już w 55. minucie przy stanie 0:0. Vendsyssel FF – czwarta drużyna zaplecza duńskiej ekstraklasy – zdobyła bramkę po długim zagraniu obrońcy, przejęciu piłki przez napastnika i wykorzystanej sytuacji sam na sam. Defensorzy GieKSy nawet nie protestowali, nie podnosili w odruchu bezwarunkowym rąk, ale turecki sędzia główny – bez uniesionej wcześniej chorągiewki jego asystenta – nie uznał gola z powodu spalonego.

– Po zdobyciu nieuznanej bramki – już drugiej – Duńczycy zdecydowali, że schodzą z boiska. Trudno było ich zawrócić, bo sparing wyglądał momentami naprawdę kuriozalnie – opowiada Robert Góralczyk, dyrektor sportowy pierwszoligowca z Katowic. Któryś z zawodników GieKSy widząc wzburzenie rywali powiedział: „Dajcie im strzelić, niech idą od połowy”, ale gra nie została już wznowiona.

W obozie GieKSy nieoficjalnie opisywano nam, że niemal każda piłka zmierzająca w stronę pola karnego kończyła się spalonym, łącznie odgwizdano ich kilkanaście.

– Od początku mecz obfitował w wiele kontrowersyjnych i wydaje się, że po prostu błędnych decyzji, zarówno w jedną, jak i drugą stronę. Związane były ze spalonymi, rzutami rożnymi, innymi stałymi fragmentami. Z czego to wynikało, nie będziemy rozstrzygać, ale nie chce się grać w takich meczach. To niedobre chwile piłki – nie kryje dyrektor Góralczyk.

Na nasze pytanie, czy GKS będzie składał oficjalne zawiadomienie do FIFA dotyczące match-fixingu, prosi jeszcze o cierpliwość, bo sprawa jest świeża i wymaga konsultacji.

Skontaktowaliśmy się też z duńskim klubem. Linię Steffensę, panią menedżer ds. komunikacji i marketingu Vendsyssel FF, zapytaliśmy o oficjalne stanowisko, dlaczego drużyna zeszła z boiska przed czasem i czy poinformuje FIFA o tym, co zaszło.

– Przerwaliśmy grę z powodu wyładowań atmosferycznych, grzmotów. Mamy trochę złych doświadczeń z Danii i nie chcieliśmy ryzykować – odpisała „Sportowi” Steffensa, ale choć pogoda tego popołudnia rzeczywiście była odrobinę kapryśna, trudno nam potraktować tę odpowiedź jako coś innego niż typową dla lewicowej Skandynawii polityczną poprawność.

– Nie była to bezpośrednia przyczyna, choć rzeczywiście przyszła wichura – nawiązuje do pogody Robert Góralczyk, a wracając do wydarzeń sparingowych dodaje: – Ta sytuacja to wielki policzek również dla organizatorów (zgrupowania i sparingów GieKSy – dop. red.). Nie przynosi im to chwały. Wiadomo, że nikt nie chce brać udziału w meczach tak źle sędziowanych. Wiele stron będzie chciało tę sprawę na przyszłość wyjaśnić. Nie wyobrażam sobie, by miało nam się to jeszcze kiedyś zdarzyć. Po to organizuje się obóz, przylatuje do Turcji, by jak najefektywniej wykorzystać ten czas. Pierwszy sparing (2:0 z Szachtarem Donieck U-19 – dop. red.) sędziowali nam Polacy. Środowy z Metalistem Charków (1:0 – dop. red.) – Turcy i było w porządku. Tym razem wyszło inaczej, a nie tylko ten nasz mecz był pełen kontrowersji. To był niedobry dzień – nie kryje dyrektor GieKSy, która w sobotę wróci do kraju.

Po sąsiedzku w oparach skandalu toczył się bowiem sparing Wisły Kraków z LASK Linz. Mateusz Miga, dziennikarz TVP Sport, nasz były redakcyjny kolega, alarmował na Twitterze, że mecz prawdopodobnie jest ustawiony i ma paść w nim więcej niż 3,5 gola. „Biała gwiazda” prowadziła do przerwy 1:0 po kontrowersyjnym karnym wykorzystanym przez Luisa Fernandeza. Na giełdach zakładów bukmacherskich w Azji stawiano stawki niespotykane jak na tego typu spotkania kontrolne. Jarosław Krzoska, kierownik Wisły, przyznawał, że „to, co robi ten sędzia, to żart”. Wyciągnął z kapelusza jeszcze jednego karnego, na czym tym razem skorzystał trzeci zespół austriackiej Bundesligi, a w końcówce finalizując kontrę sprawił, że rzeczywiście padło więcej niż 3,5 gola.

Krakowski klub wystosował oświadczenie: „Dostrzegając szereg skandalicznych decyzji sędziowskich w meczu Wisły Kraków z LASK Linz, trener Radosław Sobolewski przerwał mecz, zebrał drużynę na murawie po podyktowanym rzucie karnym dla rywala i poprosił o dokończenie jednostki treningowej, a także o zapanowanie nad nerwami. Przeciwnicy także optowali za takim rozwiązaniem. Ufamy, że międzynarodowe instytucje nadzorujące prace arbitrów przyjrzą się temu spotkaniu. Klub przekazał organizatorowi obozu swoje stanowisko w tej sprawie”.

 

SIATKÓWKA

siatka.org – Tomas Rousseaux rozstał się z GKS-em Katowice

Kontrakt przyjmującego Tomasa Rousseaux z GKS-em Katowice został rozwiązany za porozumieniem stron. Na razie nie wiadomo, gdzie dokończy sezon belgijski przyjmujący.

W sezonie 2022/2023 Tomas Rousseaux wystąpił w 19 spotkaniach ligowych, w których zdobył 167 punktów. Belgijski siatkarz reprezentował barwy katowickiego klubu w sezonach 2018/2019 oraz 2021/2022.

 

GKS wykorzystał dołek Warty, zagrał bardzo dobrze i wygrał

Siatkarze GKS-u Katowice przerwali długą serię porażek. Ekipa trenera Słabego we własnej hali zmierzyła się z zawiercianami, od początku im się przeciwstawiła i po bardzo dobrej grze wygrała. Katowiczanie zgarnęli w tym starciu komplet punktów i nie stracili seta.

Po krótkiej grze punkt za punkt jako pierwsi na dwa oczka odskoczyli gospodarze (6:4), które powiększyli asem serwisowym Jakuba Jarosza (10:7). Tym samym chwilę później popisał się Gonzalo Quiroga i GKS prowadził już 12:8. Katowiczanie skutecznie atakowali, dobrze ustawiali się w obronie, a problemy z tym mieli gracze z Zawiercia. Pewnie atakował Jakub Szymański czy też Jarosz (17:14), ale w końcu rywalom udało się zmniejszyć straty (16:18). Kontra GKS-u ponownie pozwoliła mu odskoczyć (21:17). Dobre akcje Dawida Dulskiego dały jeszcze nadzieję gościom (22:24) i to właśnie on zakończył długą wymianę (23:24), ale zepsuty serwis zakończył tę część meczu.

Kolejna na początku toczyła się punkt za punkt, dobra gra blokiem Miłosza Zniszczoła pozwoliła zawiercianom prowadzić 8:7. Nie na długo, gdyż szybko udanymi akcjami odpowiedział Szymański oraz Marcin Kania. Kolejna kontra GKS-u dała im trzy oczka zaliczki (12:9). Podopieczni Michała Winiarskiego nie pozwalali jednak zbytnio odskoczyć (14:13). Ponownie dobrze funkcjonował blok gości (17:18) i znów zapowiadała się emocjonująca końcówka. W niej lepiej poradzili sobie siatkarze z Katowic, po przytomniej kiwce Quirogi mieli piłkę setową (24:21). Dwie kontry skończył jeszcze Patryk Łaba (23:24), ale mocny atak Szymańskiego doprowadził tę partię do końca.

Trzecia część meczu zaczęła się po myśli ekipy Grzegorza Słabego, która po asie Quirogi prowadziła 4:2. Sytuację na korzyść swojego zespołu odwróciły zagrywki Łaby (5:4). Minimalną zaliczkę katowiczanie odzyskali po bloku, powiększyła ją kolejna „czapa”, tym razem Sebastiana Adamczyka (10:8). Rozpędzony GKS nie zwalniał (14:11), na skrzydle nie zawodził Szymański i Damian Domagała (18:15). Zawiercianie starali się walczyć, piłkę przechodzącą wykorzystał Michał Szalacha (17:18). To miejscowi byli jednak na fali (21:18), mocne serwisy Domagały przybliżały GKS to końcowego triumfu i przerwania fatalnej serii (23:18). Quiroga dał swojej drużynie piłkę meczową (24:18) i to Argentyńczyk zapewnił katowiczanom pierwszą od końca listopada wygraną.

MVP: Jakub Szymański

GKS Katowice – Aluron CMC Warta Zawiercie 3:0 (25:23. 25:23, 25:19)

 

HOKEJ

hokej.net – Cracovia umacnia się na pozycji lidera po wygranej w Katowicach!

GKS Katowice przed własną publicznością musiał uznać wyższość Comarch Cracovii, która dzięki zwycięstwu umocniła się na fotelu lidera i jest coraz bliżej tego, aby zostać najlepszą drużyną fazy zasadniczej.

Sennie rozpoczęło się spotkanie w Katowicach, co przełożyło się na mała ilość stworzonych sytuacji zarówno przez hokeistów GKS-u Katowice, jak i graczy Comarch Cracovii. Dopiero w 9. minucie na lodowisku pojawiły się emocje. Kasperlik zagrywał przed bramkę Johna Murray’a, który chciał schować gumę między parkany, jednak ta wylądowała za jego plecami. Z tego skorzystał Sawicki, umieszczając krążek w siatce, ale sędziowie nie uznali trafienia, ponieważ wcześniej wybrzmiał gwizdek sędziego, który wyraźnie się pośpieszył i od kontrowersji rozpoczęliśmy emocję w „Satelicie”. W 14. minucie na ławce kar wylądował Juraj Šimek i po ośmiu sekundach już mógł udać się w stronę swojego boksu, bo krakowianie wyszli na prowadzenia za sprawąJiříego Guli, który huknął z prawego bulika nie do obrony. Jeszcze przed syreną kończącą pierwszą tercję goście mogli podwyższyć, ale Saku Kinnunen trafił w słupek.

Druga tercja znakomicie rozpoczęła się dla „Pasów”, bo w 24. minucie drugi raz w tej rywalizacji zamienili przewagę liczebną na trafienie. Dokładniej zrobił to Patryk Wronka, który wykorzystał parkany bramkarza GieKSy i odbijając od nich krążek skierował go do bramki. Kolejnego gola krakowianie zdobyli w 33. minucie, którzy wymieniali dużo podań w tercji gospodarzy osłabionych brakiem dwóch zawodników, aż w końcu na strzał po lodzie zdecydował się Saku Kinnunen i krakowianie trzeci raz mogli świętować zdobytego gola. GieKSa zaatakowała mocniej dopiero w końcowych fragmentach i to jej się opłaciło, bo w 39. minucie Mateusz Bepierszcz strzałem z bekhendu zaskoczył Roka Stojanoviča.

Trzecia tercja przypominała pod względem wydarzeń pierwszą, w której oglądaliśmy dużo walki i małą ilość stworzonych sytuacji. Kropkę nad „i” postawił Roman Rác, który zdobył gola do pustej bramki i krakowianie wywieźli z Katowic komplet punktów.

 

Zwycięska passa tyszan przerwana. Derby Śląska dla GieKSy

Po pięciu wygranych meczach z rzędu zawodnicy GKS-u Tychy zaznali goryczy porażki i ulegli GKS-owi Katowice 1:4. W Derbach Śląska nie obyło się bez licznych kontrowersji i bójek, a dwie bramki dla GieKSy zdobył Grzegorz Pasiut.

Tysko-katowickie konfrontacje mają spory ciężar gatunkowy. Nie brakuje w nich twardych starć, walki o każdy centymetr lodu i okazji bramkowych. W niedzielę nie było inaczej. Oba zespoły stworzyły ciekawe widowisko.

Tyszanie przystąpili do meczu bez chorych Emila Bagina, Jouki Juholi i Kamila Wróbla, z kolei zawieszony na jeden mecz za karę meczu został Filip Komorski.

Trener Jacek Płachta nie mógł skorzystać z usług Hampusa Olssona, który z dorobkiem 15 bramek jest jednym z najskuteczniejszych zawodników GieKSy.

Mecz na dobre się nie zaczął, a na ławkę kar powędrowali Roman Szurc i Joona Monto, którzy nieco pokładali się kijami. Po 114 sekundach gry gospodarze rozwiązali worek z bramkami, a na listę strzelców wpisał się Jean Dupuy.

W pierwszej odsłonie więcej z gry mieli podopieczni Andrieja Sidorienki, ale nie zdołali już powiększyć swojego prowadzenia.

Ten mecz był też rywalizacją dwóch świetnych bramkarzy. Tomáš Fučík i John Murray dobrze strzegli swoich posterunków, ale w drugiej odsłonie więcej pracy miał ten pierwszy i to on dwukrotnie musiał wyciągnąć gumę z siatki. W 28. minucie – po koronkowej akcji pierwszego ataku i uderzeniu Grzegorza Pasiuta – mieliśmy remis. A zaledwie 50 sekund później na listę strzelców wpisał się Matias Lehtonen, który przymierzył spod linii niebieskiej, wykorzystując fakt, iż na tyskim bramkarzu dobrze popracował Marcin Kolusz.

Gospodarze musieli się otworzyć i zagrać odważniej w ofensywie. W 47. minucie Fučík dograł do wychodzącego na czystą pozycję Romana Szturca, ale ten nie zdołał pokonać Johna Murraya.

Chwilę później z kontrą wyszli podopieczni Jacka Płachty zadali trzeci cios i zrobili milowy krok w kierunku zwycięstwa. Tyski golkiper zatrzymał szarżującego Matiasa Lehtonena, ale przy dobitce Macieja Kruczka nie miał już żadnych szans.

W 57. minucie trener Andriej Sidorienko poprosił o czas, a chwilę później poszedł o krok dalej i zdecydował się na manewr z wycofaniem bramkarza i wprowadzeniem do gry dodatkowego napastnika. Nie przyniósł on jednak zamierzonego efektu. Gumę przechwycił Grzegorz Pasiut, który posłał ją do pustej bramki i tym samym ustalił wynik spotkania.

Mrugała o krok od GieKSy. Będą kolejne wypożyczenia?

W poniedziałek do GKS-u Katowice ma dołączyć Robert Mrugała. Doświadczony obrońca TAURON Podhala Nowy Targ zostanie wypożyczony do końca sezonu. Ale to nie wszystko.

Szefostwo ekipy mistrzów Polski chce wzmocnić formację defensywną. Z uwagi na fakt, iż na zagranicznym rynku nie ma praktycznie wolnych obrońców, to postanowiło uzupełnić kadrę na krajowym podwórku.

Zgodnie z naszymi przewidywaniami, ich wybór padł na Roberta Mrugałę, który imponuje dobrymi warunkami fizycznymi (191 cm, 100 kg) i w naszej ekstralidze wystąpił już w ponad 400 spotkaniach. Potrafi grać twardo i ofiarnie, a te cechy są niezwykle istotne w meczach fazy play-off.

Wychowanek „Szarotek” w tym sezonie rozegrał 30 meczów, w których zgromadził 9 punktów za 1 gola i 8 asyst. Na ławce kar spędził 26 minut, a w klasyfikacji plus/minus wypadł na -15.

Przypomnijmy, że GieKSa na podobny ruch zdecydowała się rok temu, gdy wypożyczyła Marcina Kolusza. Ten ruch okazał się niezwykle udany, bo „Kolos” dołożył swoją cegiełkę do zdobycia tytułu mistrzowskiego. Jak będzie z Mrugałą? Tego dowiemy się najpóźniej na początku kwietnia.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

8:8 i bal pękła

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.

Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.

Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.

Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.

No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.

No i nie doczekaliśmy się.

Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.

I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.

W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.

Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.

Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.

Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.

I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.

Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.

Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.

Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?

Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.

I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.

Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?

Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.

Nie tędy droga.

Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.

PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu… z Tychami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.


Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.

Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.

Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.

Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!

Kontynuuj czytanie

Felietony

Kibicu GieKSy, pamiętaj, gdzie byłeś…

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Początkowo ten felieton miał dotyczyć stricte meczu z Lechem Poznań. Meczu przegranego, kolejnej porażki na swoim boisku w tym sezonie. Spotkania, które wcale nie musiało się tak zakończyć.

I kilka słów temu pojedynkowi poświęcę. Środek ciężkości zostanie jednak umiejscowiony gdzie indziej. Bo po meczu niepotrzebnie otworzyłem internet i…

Każdy z nas był rozgoryczony końcowym rezultatem tego starcia. Do końca wierzyliśmy, że katowiczanie odrobią jednobramkową stratę i przynajmniej jeden punkt zostanie na Nowej Bukowej. Nasz zespół walczył, gryzł trawę i w zasadzie – zwłaszcza w drugiej połowie – grał bez kompleksów. W końcu kilka swoich okazji mieliśmy, ale albo kapitalnie interweniował Bartosz Mrozek, jak w sytuacji, gdy z refleksem wybronił „strzał” swojego kolegi z zespołu, albo fatalnie przy dobitce swojego własnego uderzenia skiksował aktywny Borja Galan. Hiszpan trafił też w poprzeczkę i wcale nie jestem przekonany, że gdyby piłka szła pod obramowanie bramki, to golkiper Lecha by ją odbił.

Wiadomo, że naszym zawodnikom brakuje trochę okrzesania w końcówce akcji ofensywnej, gramy za bardzo koronkowo, a nie zawsze na to starcza umiejętności, zwłaszcza z tak silnym przeciwnikiem. A gdy już decydujemy się na prostą grę – co kilka razy miało miejsce – od razu są sytuacje. Mimo wszystko jednak spodziewałem się, że z gry będziemy mieli mniej. Że Lech nas zje taktycznie i piłkarsko. To się nie stało i naprawdę nie ma tu znaczenia, czy Lech – jak sugerują niektórzy – zagrał na pół gwizdka i pół-rezerwowym składem. Na konferencji pomeczowej trener Lecha Nils Frederiksen powiedział, że absolutnie nie miał odczucia , że jego zespół kontrolował to spotkanie. To rzadkość, bo zazwyczaj trenerzy lubią mówić, że kontrolowali. Jak choćby trener Rafał Górak po tym meczu, co dziwnie brzmi w przypadku porażki. To jest po prostu złe słowo, nieadekwatne, tak jak ostatnio trener Iordanescu, który stwierdził, że Legia kontrolowała mecz z Samsunsporem przez 90 minut z wyjątkiem sytuacji, gdy stracili gola…

Jednak jeśli jesteśmy już przy tym nazewnictwie, to tak – trener Kolejorza powiedział, że tej kontroli swojego zespołu nie czuł. I nie było widać, że to jakaś nadmierna kurtuazja. Przysłuchuję się od lat wypowiedziom trenerów przeciwników GKS i nieraz w głowie łapałem się… za głowę, słysząc tę cukierkową, fałszywą kurtuazję mówiącą o tym, z jakim to silnym przeciwnikiem się ich zespół mierzył, podczas gdy katowiczanie zagrali mecz fatalny. Więc słowa Duńczyka są cenne, podobnie jak w poprzednim sezonie Marka Papszuna po meczu w Katowicach.

Daleki jestem od tego, żeby nasz zespół jakoś specjalnie chwalić po tym meczu, bo jednak tych punktów potrzebujemy jak tlenu, była szansa Lecha ukąsić, a tego nie zrobiliśmy. Jesteśmy w strefie spadkowej z mizerną liczbą punktów – zaledwie ośmioma. Kilka drużyn nam w tabeli odskoczyło, stworzył się peleton drużyn środka tabeli. Ten środek jest płaski, ale może być taki scenariusz, że wkrótce zostanie np. pięć drużyn zamieszanych w walkę o utrzymanie. I bycie w takiej grupie i wyżynanie się wzajemne byłoby najgorszym, co może nam się przydarzyć. Kolejne okienko międzyreprezentacyjne będzie niesamowicie istotne w tym zakresie, o czym pod koniec.

Jest frustrujące, że jako cała drużyna nie możemy zagrać na tyle dobrego meczu, żeby zarówno w defensywie, jak i ofensywie być efektywnymi. Piszę o tym dlatego, że zarówno w Płocku, jak i  wczoraj ogólna gra defensywna była już lepsza niż w praktycznie wszystkich poprzednich spotkaniach (może poza meczem z Arką). Nadal to nie wystarcza do gry na zero z tyłu i jest mocno irytujące, że w każdym meczu tracimy gola. Katowiczanie nie ustrzegli się błędów. Bramka Fiabemy ostatecznie była jakaś… dziwna. Najpierw na radar go pilnował Jesse Bosch, i zawodnik był totalnie sam przed polem karnym, co było karygodne. Żaden z naszych zawodników nie zdołał go zablokować. Dodatkowo można zapytać, co zrobił w tej sytuacji Rafał Strączek. Może to jest jakaś szkoła bramkarska, by nie stać w środku światła bramki tylko gdzieś w ¾… W każdym razie przez to strzał w miarę w środek bramki został przepuszczony, przy czym dodatkowo Rafał interweniował tak, jakby piłka mu przeleciała pod brzuchem, schował ręce…

Można tego meczu było nie przegrać, można było w końcówce wyrównać i nie dać Lechowi czasu na strzelenie zwycięskiej bramki. Jednak to nie jest tak, że Kolejorz nic nie grał. Goście mieli swoje sytuacje. W pierwszej połowie kilkukrotnie rozpędzili się niczym Pendolino i było naprawdę widać sporo jakości, jak i… niedokładności. W drugiej części w końcówce, gdy GKS się odkrył, mieli już doskonałe sytuacje na 2:0. Nie strzelili.

Ostatecznie był to taki mecz, w którym wynik w każdą z dwóch stron – lub remis – byłby sprawiedliwy. Nie ma więc co na ten temat dywagować. Wygrała drużyna, która wykorzystała swoje doświadczenie i najwidoczniej – minimalnie była lepsza.

I na tym mógłbym zakończyć…

Niestety przejrzałem komentarze po meczu, czy to na naszym Facebooku czy na forum. I o ile byłem dość spokojny po meczu, to po tej – jakże fascynującej lekturze – ciśnienie mi się podniosło do granic możliwości. Wiele jestem w stanie wybaczyć, emocje, sam dałem im się nieraz ponosić w przeszłości. Jedno, czego jednak nie mogę dzisiaj opanować i chyba to nigdy nie nastąpi, to uodpornić się na… czystą głupotę.

W swojej dwudziestoletniej „karierze” przy mediach GieKSy miałem różne okresy i różnie byłem oceniany. W czasach trzeciej ligi (tak, był taki czas) byłem ochrzczony „obrońcą piłkarzy”. Wtedy gdy po remisie z Pogonią Świebodzin czy Stilonem Gorzów (tak, byli tacy rywale) nasz awans zawisł na włosku, uspokajałem, mówiłem, że będzie dobrze. Jechano po mnie za to. Były też inne momenty, kiedy mówiono mi, że przesadzam. Gdy za Jerzego Brzęczka dzwoniłem na alarm, od początku wiosny, że przegrywamy awans, twierdzono, że niepotrzebnie zaogniam atmosferę. Raz obrażali się na mnie piłkarze, raz kibice.

Nie dbam więc o to, co sobie krytykanci, których niestety jest bardzo wielu, pomyślą. O ile po Cracovii mój ton był jeszcze w stylu „niech się niektórzy pukną w głowę” to dzisiaj cisną mi się na usta zdecydowanie mocniejsze i nieparlamentarne epitety.

Pogrzebowa atmosfera, jaka rozpętała się po wczorajszym meczu w tych opiniach to jest takie kuriozum, że żadna taka czy inna bramka Strączka lub fatalne błędy w obronie w poprzednich meczach  nie mają podjazdu. Po minimalnej przegranej z Mistrzem Polski, w której GKS nie był zespołem gorszym, naczytałem się, że jesteśmy na autostradzie do pierwszej ligi, większość składu jest „do wypierdolenia”, łącznie z „taktykiem Górakiem”.  Już nie będę mówił o populizmach, żeby dać szanse „chłopakom z Akademii”, bo osoba która taki farmazon wymyśliła to zapewne zabetonowany i odporny na wiedzę wyborca jednej czy drugiej głównej opcji politycznej… Podobny poziom argumentacji.

Jest taka maksyma, że jeżeli nie znasz historii jesteś skazany na jej powtarzanie. Wiele osób zachowuje się tak, jakby jej naprawdę nie znało. A przecież to fałsz. To nie jest tak, że te osoby rzeczywiście nie wiedzą, w jakiej sytuacji była GieKSa choćby jeszcze dwa lata temu. I w jakiej byliśmy rok temu. Natomiast ta zbiorowa amnezja jest zatrważająca. Ja wiem, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ, ale są pewne granice realizacji tego powiedzenia.

Przypomnę, gdzie byliśmy. Sześć lat temu GieKSa z hukiem jak stąd do Bytowa spadła do drugiej ligi. W ostatniej minucie ostatniego meczu po golu bramkarza. W dwóch poprzedzających sezonach walczyliśmy o awans do ekstraklasy i w końcowych fazach sezonów spektakularnie te awanse przewalaliśmy. Był gol z połowy zdegradowanego Kluczborka w doliczonym czasie gry. Była porażka z gimnazjalistami z Chorzowa, poprawiona porażką u siebie w następnym meczu z Tychami. Ale to spadek na trzeci poziom rozgrywkowy to była wyprawa w prawdziwą otchłań. Nie mieliśmy już nawet Tychów czy Podbeskidzia. Naszymi przeciwnikami była Legionovia, Gryf czy Błękitni. Pewnie wielu nowych kibiców nawet by nie potrafiła powiedzieć, z jakich miejscowości są wspomniane ekipy. Na Bukową nawet przyjechał Lech Poznań! Problem polegał na tym, że były to rezerwy wielkopolskiego klubu, które nawet Bułgarskiej nie powąchały, a swoje mecze rozgrywały we Wronkach. Stadiony, które dzisiaj są dla nas przygodą w Pucharze Polski – wtedy były codziennością.

I w pierwszym spotkaniu po spadku do tej drugiej ligi, będącym jednocześnie pierwszym meczem Rafała Góraka w drugiej jego kadencji, GKS Katowice przegrywał u siebie do przerwy ze Zniczem Pruszków 0:3. Do przerwy. Ze Zniczem. Zero trzy. W drugiej lidze.

Ostatecznie nasz zespół przegrał to spotkanie 1:3. To był początek próby wyjścia z otchłani. Z totalnej otchłani polskiej piłki. W pierwszym sezonie nie udało się awansować. Nie strzeliliśmy w końcówce z Resovią. W kiepskim stylu przegraliśmy baraż ze Stalą Rzeszów. Po roku z tą Stalą katowiczanie przypieczętowali powrót na zaplecze ekstraklasy.

I przez kolejne dwa lata awansu do ekstraklasy nadal nie było. Zbliżaliśmy się do dwóch dekad bez najwyższej klasy rozgrywkowej w Katowicach. W sezonie 2023/24 w pewnym momencie jesieni GKS złapał kryzys. Przez chyba dziewięć meczów nasza drużyna nie potrafiła wygrać meczu. Zaczęły się psuć nastroje, kibice tracili cierpliwość do trenera, pojawiło się słynne „pakuj walizki” i „licznik Góraka” odmierzający dni od ostatniego zwycięstwa GieKSy. Trener był przegrany, sam – ze swoją drużyną – przeciw wszystkim. Nie podał się do dymisji. A potem spektakularnie awansował do ekstraklasy.

Człowiek inteligentny wyciąga wnioski. Człowiek inteligentny na podstawie jednej sytuacji odpowiednio ustosunkowuje się do podobnej w przyszłości.

GieKSa doświadcza takich problemów jak obecnie po raz pierwszy od dwóch lat. Mówiąc inaczej – od 24 miesięcy. W piłce do bardzo długo. Po latach upokorzeń, ostatnie dwa lata żyliśmy jak pączki w maśle. Cała wiosna 2024 zakończona awansem to był sen. A potem był cały sezon w ekstraklasie, w którym ani przez moment nie drżeliśmy o utrzymanie i zdobyliśmy niemal pół setki punktów. Nawet po matematycznym zapewnieniu sobie pozostania w lidze, GieKSa potrafiła wygrywać – z Cracovią czy Lechią, zremisowaliśmy z Lechem.

I teraz po 11  kolejkach czytam, że „wszyscy do wyjebania”, bo znaleźliśmy się w strefie spadkowej.

W dupach się poprzewracało od dobrobytu.

Jesienią 2023 byliśmy powiedzmy w podobnej sytuacji, ileś tam meczów niewygranych, kilka fatalnych spotkań i duży zawód. Wydawało się, że kolejny sezon spiszemy na straty. Przegrywaliśmy u siebie ze słabiutką Polonią Warszawa. I czy naprawdę tamta sytuacja – z której w taki sposób wyszedł trener z drużyną nie nauczyła was, że należy się z pewnymi opiniami wstrzymać? I przede wszystkim – tak po ludzku – dać mu szansę na to, żeby wyciągnął drużynę z dołka?

Nie mówię, że krytyki ma nie być. Sam jestem poirytowany niektórymi zawodnikami i niektórymi decyzjami trenera. Jednak jak znowu czytam, że „Górak ma wypierdalać”, to nie tyle poddaję w wątpliwość, co jestem pewien, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną, która jest w stanie takie coś ze swoich ust czy palców wyprodukować. Taka osoba musi mieć naprawdę smutne życie…

Niektórzy domagali się zwolnienia połowy drużyny w sytuacji, kiedy GKS byłby dwa razy z rzędu mistrzem, a w trzecim kolejnym zajął piąte miejsce. Albo gdyby zespół grał w Lidze Mistrzów i przegrałby u siebie np. 0:4 z Arsenalem. Jestem pewien, że znalazłoby się kilka osób, które by wylało wiadro pomyj, że przynieśliśmy wstyd i kilku piłkarzom powinniśmy podziękować.

Ja wyciągam wnioski. Wyciągam wnioski z tego, że jeśli ktoś, w kogo zwątpiłem, udowodnił raz, że się myliłem, to drugi raz nie popełnię tego błędu. Nie mówię, że nigdy już nie będę nawoływał do zmiany trenera. Nawet tego trenera. Jednak ten moment jest tak kompletnie nieadekwatny do tego, że trzeba być ostatnim frustratem, żeby takie tezy – jeszcze w taki bezceremonialny sposób – wygłaszać.

Czytałem opinię, że powinniśmy spojrzeć na taką Arkę, która potrafiła wygrać z Cracovią, z którą my przecież dostaliśmy srogie bęcki. Na Boga… Przecież my tę „wspaniałą” Arkę roznieśliśmy w puch i w pył i jesteśmy ich koszmarem z dwóch ostatnich meczów. Trzeba naprawdę mieć intelektualny tupet i pustkę, żeby takiego argumentu użyć.

Oczywiście, że to obecnie wiadro pomyj jest związane nie tylko z Lechem, ale całym obecnym  sezonem, który jest na razie bardzo słaby. I nasza pozycja oraz dorobek punktowy też są słabe. Nie jest jednak to żadna sytuacja dramatyczna, w której mielibyśmy do kreski pięć punktów straty. Jesteśmy pod kreską, ale cały czas w kontakcie. Teraz trzeba zrobić wszystko, żeby tego kontaktu nie stracić. Gra ciągle daje duże nadzieje, że tak się stanie. Wszystko zależy od głów piłkarzy.

Jazda po drużynie stricte po meczu z Lechem jest kompletnie nieadekwatna. Bardziej uzasadniona krytyka byłaby wtedy, gdybyśmy znów przegrali 0:3, względnie zagrali jakieś fatalne spotkanie. Tymczasem GieKSa zagrała na tle Mistrza Polski naprawdę nieźle i było blisko zdobyczy punktowej.

Więc nakładają się tu dwie rzeczy, za które mam pretensje do kibiców. Od razu zaznaczę – nie wierzę, że to się zmieni i niektórzy pójdą po rozum do głowy. Liczę jednak, że pojawią się takie osoby, które jednak przypomną sobie właśnie – gdzie byliśmy jeszcze pięć lat temu, w jak głębokiej dupie – i gdzie jesteśmy teraz. I dzięki komu cały ten projekt istnieje, dzięki komu w ostatnich dwóch latach byliśmy w piłkarskim raju. Nie, to nie jest podziękowanie za zasługi. To jest z jednej strony ludzkie, a z drugiej ciągle merytoryczne podejście do tematu.

Ten mecz ze Zniczem… Przecież patrząc na samo tamto spotkanie, obawialiśmy się, że to pójdzie jeszcze dalej i GKS będzie się bronił przed spadkiem do… trzeciej ligi. Wtedy wydawało się, że – mimo przyjścia nowego-starego trenera – jesteśmy autentycznie pogrzebani. A to był początek czegoś wielkiego. Czegoś, czego owoce dzisiaj mamy – mogąc w ogóle emocjonować się szansą potyczek z największymi polskimi drużynami. Jesteśmy w czymś wielkim, a jednocześnie jesteśmy w trudnej sytuacji.

Teraz przed zespołem około półtora tygodnia przerwy. A potem przyjdą kluczowe mecze dla tej jesieni. Jakbym na ten moment miał typować ekipy do walki – wraz z nami – o utrzymanie i te które po prostu są dość słabe, to byłyby to Termalika, Motor i Piast. Dodałbym jeszcze Arkę.

I to właśnie zarówno z Motorem, jak i Piastem oraz Niecieczą będziemy się mierzyli w czterech najbliższych kolejkach. Tam już bezwzględnie będzie trzeba punktować za trzy. Nie wiem czy zdobędziemy komplet, raczej wątpię, bo będzie o to bardzo ciężko. Ale co najmniej dwa z tych trzech spotkań należałoby wygrać, żeby zyskać minimum spokoju. Pamiętajmy, że tam nie tylko chodzi o zdobywanie punktów, ale także o odbieranie ich rywalom. Klasyczne mecze o sześć oczek. Dodatkowo będzie spotkanie z mocną Koroną, która jest w górze tabeli, ale drużynie Jacka Zielińskiego mamy coś do udowodnienia.

Apeluję. Dajmy im pracować. To nie jest tak, że przegrywamy z kretesem mecz za meczem. Tak naprawdę zawaliliśmy totalnie dwa mecze – z Zagłębiem u siebie i Lechią na wyjeździe. Gdybyśmy mieli w tych spotkaniach 3-5 punktów więcej nasza sytuacja byłaby dużo lepsza.

To jednak przeszłość. Trochę nam ta nasza GieKSa nawarzyła piwa i w komplecie teraz ich głowa w tym, żeby to piwo wypić. Z naszym wsparciem. A nie bezsensowną jazdą.

Na koniec dodam, że ten felieton dotyczy zmasowanego „ataku” w sieci. Jeśli chodzi o to, co się dzieje na żywo – czyli stadion i trybuny – nie mam nic do zarzucenia. Doping zarówno u siebie, jak i na wyjazdach jest kapitalny. Wsparcie z trybun po nieudanych meczach – również wielkie. I oby tak dalej. W piłce decydują szczegóły. Jak VAR odwołujący karnego w derbach Trójmiasta. Tutaj takim szczegółem może być jedna przyśpiewka, po której zawodnikowi zadrży noga. Lub nie zadrży.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga