Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Lider postraszony w Radomiu

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które obejmują dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.

W ramach osiemnastej rundy spotkań Orlen Ekstraligi Kobiet piłkarki pokonały na wyjeździe Sportową Czwórkę Radom (Hydro Truck Radom) 3:2 (1:1). Kolejne spotkanie zespół rozegra w Katowicach z Pogonią Tczew. Początek spotkania 29 kwietnia o godzinie 13:00. Do końca rozgrywek pozostały cztery kolejki spotkań – piłkarki zapewniły sobie medal, ostatnie mecze zadecydują z jakiego kruszcu. PZPN zwiększył nagrody dla żeńskich drużyn z dwóch pierwszych poziomów rozgrywek. Drużyna męska rozegrała w minionym tygodniu spotkanie z GKS Tychy, w którym wygrała na wyjeździe 3:0 (1:0). Prasówkę po tym meczu znajdziecie TUTAJ. Następny mecz zespół rozegra na Bukowej, w piątek 28 kwietnia, od godziny 18:00 ze Skrą Częstochowa.

Siatkarze rozegrali drugie ze spotkań o zajęcie 11-12 miejsca PlusLigi. Nasza drużyna wprawdzie przegrała 0:3, ale w „złotym secie” zespół wygrał 15:11 i ostatecznie zajął jedenastą pozycję w Plus Lidze. Przyjmujący Jakub Szymański został wypożyczony do końca kwietnia do drużyny Al Ain z Zjednoczonych Emiratów Arabskich.

Trwa podsumowanie sezonu 2022/23 w Polskiej Hokej Lidze. Wg strony hokej.net trenerem sezonu został Jacek Płachta, bramkarzem John Murray a MVP Grzegorz Pasiut. Media informują na temat możliwego odejścia Macieja Miarki do JKH GKS-u Jastrzębie.

 

PIŁKA NOŻNA

kobiecyfutbol.pl – Hydrotruck postawił się GieKSie

Walczący o utrzymanie HydroTruck Radom napsuł sporo krwi zespołowi z Katowic, który pokonał ostatni zespół tabeli 3:2.

Początek meczu to przewaga faworyzowanej GieKSy, jednak to radomianki strzeliły pierwszą bramkę, a jej autorką była Wiktoria Orłowska. Katowiczanki dość szybko odpowiedziały doprowadzając do wyrównania, a autorką bramki była Nicola Brzęczek przy asyście Klaudii Maciążki.  Mimo, że GKS próbował zmienić sytuację do przerwy utrzymał się remis 1:1. Po przerwie rozdrażnione katowiczanki rozpoczęły zmasowanymi atakami i skutkiem tego były szybko strzelone dwie bramki. W 53 minucie swoją pierwszą bramkę w barwach GKS-u strzeliła Nicole Zając, a cztery minuty później do bramki Radomia trafiła Amelia Bińkowska. To już 14 bramka pochodzącej ze Szczecina zawodniczki GKS-u w tym sezonie. Zawodniczki z Katowic mając dobry wynik uspokoiły grę, jednak nerwowo się zrobiło w końcówce meczu, gdy w 84 minucie bramkę kontaktową po strzale Amelii Chmury. Jednak to zawodniczki ze stolicy Śląska utrzymały wynik i zabierają do Katowic 3 punkty.

 

PZPN zwiększył nagrody dla klubów z ekstraligi i i ligi. 300 tysięcy dla Mistrza Polski

Polski Związek Piłki Nożnej poinformował dzisiaj o wprowadzeniu systemu nagród finansowych za miejsca w końcowych tabelach na dwóch najwyższych poziomach rozgrywkowych w naszym kraju, a więc Orlen Ekstralidze oraz Orlen I lidze.

Już od tego sezonu nowy mistrz Polski za zajęcie pierwszego miejsca w tabeli otrzyma 300 tysięcy złotych. 2/3 tej kwoty to nagroda, jaką otrzymają tylko ekipy z podium Ekstraligi. Dla pierwszej drużyny to 200 tysięcy, dla drugiej 100, a dla trzeciej 50.

Ponadto, na nagrodę będą mogły liczyć wszystkie kluby, w zależności od miejsca w końcowej tabeli. W połączeniu tych dwóch finansowych bonusów finalne wsparcie ekstraligowców przedstawia się następująco:

1. MIEJSCE – 300 TYSIĘCY ZŁ

2. MIEJSCE – 150 TYSIĘCY ZŁ

3. MIEJSCE – 75 TYSIĘCY ZŁ

[…] Oprócz tego, każdy z klubów Ekstraligi zostaje co sezon od PZPN stałą kwotę 100 tysięcy złotych za udział w rozgrywkach, a także może liczyć na około 50 tysięcy złotych od UEFA w przypadku braku kwalifikacji do Ligi Mistrzyń.

 

luksiary.futbolowo.pl – Lider postraszony w Radomiu

Tanio skóry nie sprzedały nasze Panie w meczu z liderem Orlen EkstraLigi GKS Katowice. Po dobrym meczu przegrały 2:3. Bramki dla naszego zespołu zdobyły: Wiktoria Orłowska i Amelia Chmura.

[…] Sam mecz mógł się rozpocząć od mocnego uderzenia gości, bo Już w 8. minucie GKS mógłby cieszyć się z gola, ale nasza bramkarka Oliwia Macała świetnie obroniła wymagający strzał głową Brzęczek po rzucie rożnym. Napastniczka GieKSy sześć minut później miała okazję sam na sam, ale wybrała podanie do Klaudii Maciążki, które ostatecznie nie doszło do skutku. Niewykorzystane sytuacje zemściły się na Katowiczankach w 25 minucie po rzucie wolnym z prawej strony boiska dla HydroTrucku. Wiktoria Orłowska zachowała się najlepiej w zamieszaniu w polu karnym i skierowała piłkę do bramki GKSu. Po krótkim okresie dobijania się do bramki radomianek padło wyrównanie po strzale Nicoli Brzęczek z najbliższej odległości po podaniu Maciążki w 33. minucie meczu. Do przerwy więcej bramek nie padło. Druga połowa zaczęła się niemal standardowo dla Hydro. Szybkie dwie bramki gości w 53 minucie Zając popisała się fenomenalnym strzałem i w 56 minucie podwyższyła Amelia Bińkowska i wzrosły obawy że wynik znów się rozjedzie do wysokich rozmiarów. Ale nie tym razem!!! Nasze dziewczyny zwarły szyki w obronie i czyhały na kontry. W 85 minucie po kolejnym zamieszaniu w polu karnym katowiczanek Amelia Chmura popisała się strzałem po którym piłka wylądowała w siatce Klimek. Na wyrównanie zabrakło czasu. To był dobry mecz HydroTrucku, kolejna ekipa przekonuje się, że w Radomiu ciężko na wiosnę się zdobywa punkty. To była pierwsza porażka radomianek u siebie w rundzie wiosennej

 

sportdziennik.com – Dublet zapadnie w pamięci

Na początku kwietnia Sebastian Bergier zaaplikował pół tuzina goli Pogoni Imielin w meczu „okręgówki”, co spodobało się trenerowi Rafałowi Górakowi i ułatwiło trafną decyzję o wystawieniu go w pierwszym składzie na spotkanie z Górnikiem Łęczna.

Takiego debiutu w wyjściowym składzie swojej nowej drużyny życzyłby sobie każdy napastnik. Sebastian Bergier w sobotni wieczór pierwszy raz otrzymał tak dużą szansę od trenera Rafała Góraka i odpłacił się za nią z nawiązką. Potrzebował ledwie 24 minut, by ustrzelić dublet, prowadząc GieKSę do zasłużonego zwycięstwa 2:0 z Górnikiem Łęczna. – Muszę zaznaczyć pracę całego zespołu. Bez niego tych dwóch bramek bym nie zdobył – mówi skromnie Bergier.

23-latek trafił na Bukową dosłownie godziny przed rozpoczęciem rundy wiosennej. Był elementem bardziej złożonej transakcji, czyli transferu Patryka Szwedzika z Katowic do Śląska Wrocław. Bergier powędrował w przeciwnym kierunku, pierwszy raz definitywnie opuszczając klub, którego jest wychowankiem; w którym rozegrał 31 meczów w ekstraklasie (bez gola) i z którego jeśli odchodził, to tylko na chwilę, będąc wypożyczany do Mielca czy Suwałk. Z GKS-em związał się umową na 2,5 sezonu, ale musiał swoje odczekać.

Na pierwszy tegoroczny mecz, do Niecieczy, jeszcze nie pojechał, bo zaczął się ledwie dobę po tym, jak katowiczanie ogłosili jego pozyskanie. Zadebiutował tydzień później z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Od tamtej pory pojawiał się na boisku w każdym kolejnym spotkaniu, tyle że każdorazowo – w roli zmiennika, zastępując czy to Jakuba Araka, czy Marko Roginicia, czy Mateusza Marca. 7-krotnie wchodząc na murawę z ławki, w ciągu 162 minut ani razu nie wpisał się na listę strzelców, nie miał też tak naprawdę jakiejś klarownej, godnej rozpamiętywania okazji.

Co utorowało mu drogę do wyjściowego składu? Raz – to kiepska i obligująca do szukania nowych rozwiązań postawa zespołu, przede wszystkim w kwestii osiąganych wyników i długiej serii bez wygranej. Dwa – nieimponujący dorobek innych nominalnych napastników. Arak strzelił w tym sezonie 7 goli, z czego 2 – tej wiosny, z Wisłą i Arką, marnując jeszcze po drodze rzut karny w starciu z Sandecją Nowy Sącz. Roginić zaś do siatki trafił tylko 2-krotnie: podczas… lipcowej inauguracji z ŁKS-em Łódź oraz we wrześniu w Łęcznej.

Trzeci powód wzrostu akcji Sebastiana Bergiera to rozegrany 5 kwietnia na sztucznym boisku ośrodka „Kolejarz” przy Alfreda mecz z Pogonią Imielin w ramach klasy okręgowej. Rezerwy GieKSy wygrały 10:2, a łupem Bergiera padło aż 6 bramek.

– Sebastian trafił do naszego zespołu za Patryka Szwedzika trochę późno, po przygotowaniach do rundy wiosennej. Bardzo liczyłem na Marko Roginicia, Kuba Arak z kolei ma u mnie stały poziom. Ani mnie nie rozczarowuje, ani nie doprowadza do innych rzeczy, bo to po prostu bardzo solidny piłkarz. Na Sebastiana czekaliśmy; na przebłysk czegoś więcej. Zagrał w wysoko wygranym meczu rezerw, strzelił bardzo dużo goli, co mi się spodobało. Decyzję o wystawieniu go z Łęczną od pierwszej minuty podjąłem na podstawie treningów i właśnie tego meczu rezerw – mówi trener Górak.

Ta decyzja okazała się bardzo słuszna. Najpierw dobijając „wyplute” przez Macieja Gostomskiego uderzenie Grzegorza Rogali z dystansu, a następnie trafiając zza „szesnastki” lewą nogą w krótki róg, Bergier walnie przyczynił się do przełamania GKS-u i tego, że licznik meczów bez ligowego zwycięstwa zatrzymał się na cyfrze „9”. Mógł nawet zapisać na swoim koncie hat tricka, bo jeszcze przed końcem pierwszej połowy kropnął z powietrza, ale tym razem bramkarz łęcznian spisał się bez zarzutu.

– Dążyłem do strzelenia kolejnych goli. Szkoda, że się nie udało, ale doceniam, co jest, czyli te dwie zdobycze. Na pewno zapadną w mojej pamięci, to moje pierwsze bramki w GKS-ie – mówi napastnik, który w tym sezonie grał już na pięciu różnych frontach. W 16 występach w ekstraklasie nie znalazł drogi do siatki ani razu, w II-ligowych rezerwach Śląska trafił 5-krotnie w 9 spotkaniach, w GKS-ie gra w I lidze i zaliczył wspomniany efektywny epizod w „okręgówce” w barwach rezerw, a poza tym zdobył też 1 bramkę w 2 meczach Śląska w Pucharze Polski.

Warto zauważyć, że z zawodników będących obecnie w katowickiej kadrze, autorem poprzedniego dubletu był środkowy pomocnik Marcin Urynowicz w listopadzie… 2020, jeszcze w II lidze, gdy GKS wygrał we Wrocławiu z rezerwami Śląska 3:0. Owszem, potem po 2 gole w jednym meczu potrafił – i to niejednokrotnie – strzelać Patryk Szwedzik czy Filip Szymczak, hat trick zdarzył się Arkadiuszowi Woźniakowi, ale żadnego z nich przy Bukowej już nie ma.

Teraz Bergier będzie chciał pójść za ciosem w niedzielnych derbach w Tychach. – Jak to derby – pewnie czeka nas dużo walki. Będziemy musieli wykazać się chłodną głową i pojechać jak po swoje, by zdobyć kolejne 3 punkty. Najważniejsze, że po wielu meczach bez wygranej w sobotę w końcu przełamaliśmy się – i to u siebie, przy Bukowej. Kilka dni wcześniej z Odrą bardzo źle weszliśmy w spotkanie, nie stworzyliśmy żadnej klarownej okazji. Z Łęczną było ich sporo, kilka mogliśmy lepiej rozwiązać, ale i tak cieszyliśmy się z dwóch bramek i trzech punktów – przyznaje napastnik.

 

Najtrudniejszy okres w życiu

Czuję się niesprawiedliwie potraktowany – nie ukrywa Rafał Górak, trener GieKSy, która w ostatni weekend przełamała długą serię bez zwycięstwa, wyczerpującą u kibiców kredyt zaufania do szkoleniowca.

– Patrząc na to, co się wokół mnie wydarzyło w ostatnim czasie, to najtrudniejszy okres w moim życiu. Nie tylko w GieKSie. Czuję się po prostu w jakiś sposób niesprawiedliwie potraktowany – mówi Rafał Górak, trener drużyny z Katowic, która w sobotni wieczór przełamała się, pokonując Górnika Łęczna 2:0 po 9 ligowych występach bez zwycięstwa. Najgorsza seria od lat sprawiła, że kibice podczas meczów zaczęli intonować na „Blaszoku”: „Hej Górak, pakuj walizki”. Za pośrednictwem swojej strony internetowej dopytywali szkoleniowca prowadzącego zespół od blisko 4 lat i długo cieszącego się poparciem na trybunach, co musiałoby się stać, by podał się do dymisji, zaczęli mu też zarzucać, że nie uczyni tego, bo nie doczeka się po prostu propozycji objęcia lepszej posady niż ta w Katowicach.

– Jestem w GKS-ie łącznie już szósty sezon. Zamierzam wykonywać swoją robotę jak najlepiej. Nie chcę, by ktoś myślał, że jestem tu tylko dlatego, że byłem, że jest mi tu dobrze. Tak nie jest. Mam swoje życie, rodzinę, aspiracje, ale też wrażliwość. Zdaję sobie sprawę, że gdy drużyna nie wygrywa dziewięciu meczów, to od czasu do czasu „ch…” mogę dostać. Zawsze tak do tego podchodziłem – przyznaje Górak i przekonuje, że pod względem pracy z zespołem, to jego nie tyle najgorszy, co… najlepszy okres.

Tłumaczy:

– Skoro nie zwyciężasz w dziewięciu kolejkach, to oczekiwania względem trenera mogą zostać uznane za przegrane. To jest fakt. Zdaję sobie sprawę, że można mówić o dobrze grającej drużynie realizującej założenia, ale w kibicu siedzi przede wszystkim poczucie wyniku. On chce zwycięstw, a nie tego, by trener mówił o dobrej grze. Jeśli jednak wejdziemy w to głębiej, to widzimy, że drużyna jest naprawdę dobrze przygotowana. Dobrze gra. Zgoda, ma też momenty słabsze – bardzo słabo zagraliśmy z Odrą, przeprosiłem za ten mecz, czułem się po nim bardzo nie fair względem otoczenia,. Przegraliśmy wiosną jeszcze jeden mecz, którego nie powinniśmy (1:2 w Sosnowcu – dop. red.), ale akurat ten zespół pokonał w sobotę kogoś mianowanego już faworytem do awansu, choć wcale tak być nie musi (trener Górak ma na myśli Ruch – dop. red.). Trzeba zdawać sobie sprawę, że to bardzo równa liga. Bardzo silne rozgrywki. Bardzo trudna rywalizacja – wylicza szkoleniowiec GieKSy.

Rafał Górak mówi, że ma satysfakcję, iż drużyna zareagowała na poniesioną w kompromitującym stylu domową porażkę 0:2 z Odrą dobrze i już kilka dni później wygrała z Górnikiem Łęczna.

– Bardzo się z tego cieszę, ale to zwycięstwo naturalnie niczego nie zamyka, bo nie wygraliśmy 9 razy, a teraz wygraliśmy dopiero raz. Pierwszy raz w 2023 roku. To ważne z punktu widzenia mentalnego, ale nic nam nie daje. Gramy teraz z drużynami mającymi 31 punktów, jak Górnik, potem 34 – czyli GKS-em Tychy, a w kolejnym tygodniu mamy u siebie Skrę Częstochowa. To dla nas ważny moment, konkretnie będziemy mogli rozmawiać dopiero za jakiś czas – zaznacza szkoleniowiec zespołu plasującego się równo w połowie stawki ze stratą 7 punktów do zamykającego strefę barażową Podbeskidzia oraz taką samą przewagą nad otwierającą strefę spadkową wspomnianą Skrą. Czerwona lampka, o której mówiło się przy Bukowej po przegranej z opolanami, pali się po tym weekendzie nieco słabiej.

– Rzeczą nadrzędną było dla nas zapewnić sobie miejsce gwarantujące grę w I lidze w przyszłym sezonie szybciej niż rok temu (wtedy była to 32. kolejka – dop. red.). Zróbmy to. Jeśli najbliższe kolejki dadzą nam punkty, będziemy tego bardzo bliscy. Grajmy jak najlepiej potrafimy, ale musimy zdawać sobie sprawę z siły, możliwości zespołu, czynnika szczęścia oraz tego, w jakich elementach możemy nie domagać. To nie jest zespół idealny na I ligę, który będzie ją roznosił. Po prostu niech walczy jak najlepiej może – podkreśla trener drużyny z Bukowej.

O samej lidze mówi tak: – W moim poczuciu, patrząc w tabelę, największą jakość piłkarską w II rundzie ma Wisła Kraków. Bardzo mocnym zespołem jest niewątpliwie Bruk-Bet Termalica, silnym – ŁKS. Pozostałe drużyny są bardzo równe. Niekiedy bardzo mocno wyniki definiuje łut szczęścia. Gdybyśmy go mieli więcej, bylibyśmy bardzo wysoko. Nie wykorzystaliśmy dwóch rzutów karnych (Jakub Arak w zremisowanym spotkaniu z Sandecją, Arkadiusz Jędrych w przegranym z Resovią – dop. red.), które mogły dać nam 4 punkty. Ale ich nie mamy i jesteśmy tam, gdzie jesteśmy. Nie możemy mówić, że cała liga jest oparta na szczęściu. Gdy nie ma wyników, to jest to wina drużyny, sztabu szkoleniowego. Chciałbym, byśmy wygrywali na miarę swoich możliwości, liga jest równa. Aspekt szczęścia naprawdę wiele przenosi w niej w lewo albo w prawo – przekonuje Rafał Górak.

Trudno było mieć w sobotni wieczór wrażenie, że katowiczanie grają najlepszy mecz w rundzie, jakościowo znacznie lepszy od wcześniejszych nie wygranych. I nie znaczy to wcale, że wyglądali przeciętnie. Po prostu była solidność, spotkanie ułożyła szybko zdobyta bramka, a potem można było konsekwentnie kontrolować jego przebieg.

– Niejednokrotnie mówiłem, że mecze niezakończone zdobyciem 3 punktów były w naszym wykonaniu naprawdę dobre, choć oczywiście nie wszystkie. Do tych słabych zawsze potrafiłem się przyznać. Zwycięstwo w sobotę było dla nas priorytetowe. Górnik Łęczna to tegoroczny półfinalista Pucharu Polski. Za trenera Marcina Prasoła nie punktował tak, jakby wszyscy oczekiwali, ale potencjał i siła tego zespołu jest określona. Wiadomo, że Irek Mamrot to specjalista ekstraklasowy i punkty zaczęły wpadać. Dobrze zdiagnozowaliśmy ten mecz taktycznie, robiliśmy swoje. Cały czas pracujemy nad naszym modelem gry, zachowaniami, to działało tego dnia bardzo dobrze. Drużyna była żywa, realizowała swoje zadania, nie była tak apatyczna jak w spotkaniu z Odrą, którym byłem ogromnie rozczarowany. Tym razem odnieśliśmy zasłużone zwycięstwo – mówi Górak, a drogę do niego otwarły strzały z dystansu. Sebastian Bergier raz trafił sam, a raz dobił próbę Grzegorza Rogali.

– Nie może być tak, że nie strzelasz ani z dystansu, ani z bliska, jak my z Odrą. Ani z trybun, ani z „Blaszoka”, ani zza zegara… Jak nie strzelasz, nie masz szans. Z Górnikiem drużyna wykonywała zadania, były uderzenia, wejścia w pole karne, w drugie tempo – przyznaje trener GKS-u, przed którym niedzielne derby z imiennikiem z Tychów.

 

SIATKÓWKA

sportdziennik.com – Zabójczy cios w złotym secie

Katowiczanie 11. drużyną w kraju. W sukcesie w starciu z PGE Skrą Bełchatów zdecydował „złoty set”.

W pierwszym meczu w Katowicach, GKS wygrał 3:1. W rewanżu do zajęcia 11. pozycji potrzebował wygrać dwa sety. Bełchatowianie w ostatnim spotkaniu sezonu wystąpili w optymalnym składzie. W szóstce wyszli m.in. Mateusz Bieniek, Aleksander Atanasijević i Karol Kłos. Od razu znalazło to odzwierciedlenie na parkiecie. Gospodarze potrzebowali trzech setów, by odrobili straty z Katowic.

Zwycięzcę rywalizacji miał wyłonić „złoty set”. Wydawało się, że tak jak poprzednie będzie należał do bełchatowian. Katowiczanie zaskoczyli jednak rywali. Zaprezentowali się wybornie, zwłaszcza Gonzalo Quiroga. Argentyńczyk nie mylił się w ataku i znakomicie zagrywał. Posłał trzy asy z rzędu. Przy jego wielkim udziale goście wygrywali już 10:4. PGS Skra jeszcze podjęła walkę, zbliżyła się na dwa „oczka” (10;12), ale ostatnie słowo należało do katowiczan.

PGE Skra Bełchatów – GKS Katowice 3:0 (25:18, 25:21, 25:20, złoty set 11:15.

MVP: Gonzalo Quiroga

 

siatka.org – Jakub Szymański zagra w Zjednoczonych Emiratach Arabskich

Dla Jakuba Szymańskiego sezon się jeszcze nie skończył. Mimo że GKS Katowice zakończył już zmagania w PlusLidze, to jego przyjmujący do końca kwietnia zagra jeszcze kilka meczów w barwach Al Ain w Zjednoczonych Emiratach Arabskich i powalczy o Puchar Prezydenta.

Przypomnijmy, że GKS Katowice zakończył już zmagania w tym sezonie. Podopieczni Grzegorza Słabego nie zakwalifikowali się do play-off. Pozostała im batalia o jedenastą lokatę z PGE Skrą Bełchatów. Przed własną publicznością katowiczanie pokonali rywali, ale w Bełchatowie ulegli im 0:3. W efekcie cała rywalizacja rozstrzygnęła się w złotym secie. W nim GKS pokonał PGE Skrę, kończąc tym samym zmagania na jedenastym miejscu.

Nie oznacza to jednak, że wszyscy jego zawodnicy mają obecnie przerwę od siatkówki. Okazało się bowiem, że ciekawą przygodę zaliczy jeszcze Jakub Szymański, który do końca miesiąca został zawodnikiem Al Ain i rozegra kilka meczów w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.

Na mocy umowy wypożyczenia Jakub Szymański do końca kwietnia br. będzie występował w drużynie Al Ain grającej w najwyższej klasie rozgrywkowej siatkarskich mistrzostw Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Zawodnik GKS-u Katowice pomoże zagranicznemu klubowi w decydujących spotkaniach Pucharu Prezydenta (29 kwietnia br.), po czym wróci do Polski.

Przypomnijmy, że w tym sezonie PlusLigi Jakub Szymański wystąpił w 28 spotkaniach, w których zgromadził na swoim koncie 372 punktów, z czego 25 w polu serwisowym, 26 w bloku, a w ataku osiągnął 51% skuteczności.

 

HOKEJ

hokej.net – Pasiut MVP sezonu 2022/2023!

Kibice i czytelnicy portalu Hokej.Net wybrali najbardziej wartościowego zawodnika (MVP) Polskiej Hokej Ligi. Został nim napastnik GKS-u Katowice Grzegorz Pasiut, który w sezonie 2022/2023 rządził i dzielił!

35-letni środkowy jest absolutną gwiazdą naszej ligi, a także graczem, który jednym zagraniem potrafi odmienić losy spotkania. Zresztą tytuł profesora nadany przez katowickich kibiców nie wziął się z niczego.

„Pasionek” był liderem GieKSy zarówno na lodzie, jak i poza nim. W całym sezonie imponował spokojem, ogromną pewnością siebie i dobrą wizją gry. Potrafił przytrzymać krążek, szybko go rozegrać, a także popisać się niezwykle kąśliwym strzałem.

Był graczem bez którego Jacek Płachta nie wyobrażał sobie ofensywnej linii swojego zespołu oraz formacji specjalnych. Zawodnikiem mającym ogromny wpływ na wyniki osiągane przez zespół.

Kapitan GieKSy w decydującej fazie sezonu grał jak z nut i strzelał gole z regularnością karabinu maszynowego. Znakomitą formą błysnął w fazie play-off, w której wygrał dwie kluczowe klasyfikacje: strzelecką (13 goli) i kanadyjską (19 punktów). Z kolei w38 meczach sezonu zasadniczego zdobył 16 bramek i zanotował 26 asyst.

GKS Katowice obronił tytuł mistrzowski, a „Profesor” był niewątpliwie jednym z głównych architektów tego sukcesu.

Na grę doświadczonego środkowego patrzyło się z przyjemnością. Wierzymy, że Grzegorz Pasiut równie dobrze zaprezentuje się w zbliżających się wielkimi krokami Mistrzostwach Świata Dywizji IA.

Wyniki głosowania MVP według kibiców (lajki + serduszka)

Grzegorz Pasiut (GKS Katowice) – 498

Krystian Dziubiński (Re-Plast Unia Oświęcim) – 485

Bartosz Fraszko (GKS Katowice) – 279

John Murray (GKS Katowice) – 277

John Dupuy (GKS Tychy) – 138

Alexandre Boivin (GKS Tychy) – 92

Patryk Wronka (Comarch Cracovia) – 70

Mark Kaleinikovas (JKH GKS Jastrzębie) – 18.

 

Trener sezonu – Jacek Płachta

Tytuł mistrzowski, Superpuchar Polski i niezłe występy w Hokejowej Lidze Mistrzów – tak w telegraficznym skrócie wyglądał sezon w wykonaniu GKS-u Katowice. Nie byłoby tych sukcesów, gdyby nie osoba Jacka Płachty, który w pełni zasłużył na tytuł trenera sezonu 2022/2023.

„Bij mistrza”– to hasło przyświeca każdemu zespołowi, który krzyżuje kije z urzędującym czempionem. Na początku był to jednak pusty slogan, bo katowiczanie dobrze rozpoczęli sezon i po dwóch rundach zajęli pierwsze miejsce, które pozwoliło im przystąpić do Pucharu Polski z najbardziej uprzywilejowanej pozycji.

Do tego czasu gra GieKSy wyglądała naprawdę dobrze. Podopieczni Jacka Płachty mogli pochwalić się efektownym stylem i najlepszą grą w destrukcji, którą firmował świetnie spisujący się w bramce John Murray.

Za ofensywne poczynania w głównej mierze odpowiedzialny był tercet Bartosz Fraszko – Grzegorz Pasiut – Brandon Magee. Ci trzej gracze byli wiodącym atakiem w całej lidze, niezwykle niebezpiecznym i skutecznym. Nad grą urzędujących mistrzów Polski i pracą, jaką wykonał Jacek Płachta cmokano z zachwytu. Na dodatek w październiku ekipa z alei Korfantego sięgnęła po Superpuchar Polski, wysoko pokonując na własnym lodzie Comarch Cracovię 7:1.

Jednak później pojawił się solidny dołek formy. Dalekie podróże i nawarstwiające się zmęczenie sprawiły, że GieKSa zapłaciła „podatek” od Hokejowej Ligi Mistrzów. Zaczęła przegrywać z ligową czołówką i systematycznie spadała w ligowej tabeli. Do tego doszła przegrana w półfinale Pucharu Polski z GKS-em Tychy 0:2, która sprawiła, że w klubie doszło do roszad personalnych. Z ekipy odeszli fiński obrońca Niko Mikkola oraz szwedzki napastnik Christian Blomqvist. W ich miejsce zostali zakontraktowani Robert Mrugała i Juraj Šimek. Zwłaszcza sprowadzenie byłego reprezentanta Szwajcarii dodało ekipie ze stolicy województwa śląskiego jakości w ofensywie.

Trener Jacek Płachta, wspólnie ze swoim asystentem Ireneuszem Jaroszem, dobrze diagnozowali problemy i na chłodno wyciągali wnioski. Postawili na ciężką pracę i pokorę. Ich wypowiedzi były oszczędne i stonowane.

W ćwierćfinale play-off GieKSa po siedmiu meczach pokonała JKH GKS Jastrzębie, a następnie faworyzowaną Comarch Cracovię. Te dwie serie napędziły katowiczan i były mocnym zastrzykiem pewności siebie. W finale ograli tyszan 4:0 i sięgnęli po drugi z rzędu tytuł mistrzowski.

Należy też podkreślić, że szkoleniowiec GieKSy dokonał kilku udanych roszad w składzie, które pozwoliły stworzyć trzy niezwykle solidne ataki. W pierwszym występowali Bartosz Fraszko, Grzegorz Pasiut i „odkurzony” Mateusz Bepierszcz, w drugim znaleźli się Juraj Šimek, Joona Monto i Matias Lehtonen, a w trzecim Brandon Magee, Teemu Pulkkinen i Hampus Olsson. W ten sposób jego zespół zyskał sporą elastyczność. Eksperci przekonują, że ta zagrywka miała ogromny wpływ na to, że złote medale zawisły na szyjach zawodników z alei Korfantego.

Wiemy już, że 53-letni szkoleniowiec przedłużył swój kontrakt z katowickim klubem o kolejne dwa lata i stanie przed szansą zdobycia mistrzowskiego hat tricka!

– Nasz wspólny wysiłek dał nam sukces w postaci dwóch mistrzostw Polski. Jestem bardzo dumny z tego, że mogę tutaj pracować, czuję się dobrze w Katowicach i cieszę się na dalszą współpracę w przyszłości. W GKS-ie mogę liczyć na profesjonalną organizację i wsparcie naszej pracy – stwierdził Jacek Płachta.

 

Bramkarz sezonu – John Murray

John Murray znów pokazał, że można na niego liczyć. Dał GKS-owi Katowice ogromną jakość, spokój w tyłach i walnie przyczynił się do obrony mistrzowskiego tytułu. Przy okazji „sprzedał” też prztyczka w nos działaczom GKS-u Tychy, którzy po sezonie 2020/2021 lekką ręką z niego zrezygnowali. Tytuł najlepszego bramkarza sezonu 2022/2023 nie mógł powędrować do nikogo innego.

Zapewne znajdą się też krytycy 35-letniego golkipera, którzy od razu wysuną argumenty o jego słabszej dyspozycji w grudniu i na początku stycznia. Przyjmujemy je do wiadomości, ale od razu śpieszymy z wyjaśnieniem, że bycie sportowcem to nie tylko dobre momenty. To nie tylko stabilna forma i szereg udanych interwencji. Równie ważne jest to, w jaki sposób podnosisz się po porażkach, bo te również się zdarzają. A przecież każda z nich – jak mawiał klasyk – jest nawozem sukcesu. I za ten właśnie aspekt golkiperowi pochodzącemu z Pensylwanii należą się spore słowa uznania.

Sezon trwa od września do marca, a czasami nawet do połowy kwietnia. Tuż na początku tegorocznej hokejowej drogi John Murray zademonstrował znakomitą formę. GieKSa z „Jaśkiem Murarzem” w bramce udanie zaprezentowała się w Hokejowej Lidze Mistrzów. To on powstrzymał napastników ZSC Lions Zurych i pomógł sięgnąć katowiczanom odnieść pierwsze zwycięstwo w tych prestiżowych rozgrywkach. Podopieczni Jacka Płachty wygrali z mistrzem Szwajcarii 2:1 po dogrywce, a Murray zanotował w tym meczu 32 udane interwencje i skuteczność interwencji na poziomie 97 procent.

W Polskiej Hokej Lidze ekipa z alei Korfantego po dwóch rundach zajmowała pierwsze miejsce i w niezwykle spokojny sposób wywalczyła przepustkę do rozgrywek Pucharu Polski. Styl gry katowiczan był efektowny i efektywny. Zarówno w aspektach defensywnych, jak i ofensywnych.

Później przyszła wygrana w Superpucharze Polski i dołek formy całej drużyny objawiający się tym, że katowiczanie nie sięgnęli po Puchar Polski i do fazy play-off przystąpili z czwartego miejsca.

W ćwierćfinale i półfinale play-off katowiczanie grali z nożem na gardle, ale potrafili wyjść zwycięsko z tych starć, co również było zasługą Johna Murraya. Z kolei w finale ekipa dowodzona przez Jacka Płachtę pokonała GKS Tychy 4:0, co było z pewnością szczególne dla 35-letniego golkipera. Dlaczego? Otóż działacze tyszan po sezonie 2020/2021 postawili na reprezentancie Polski krzyżyk. On swoją dyspozycją i znakomitymi interwencjami pokazał im, że boleśnie się wtedy pomylili.

Na sam koniec zerknijmy w statystyki. W sezonie zasadniczym John Murray wystąpił w 36 spotkaniach i interweniował w nich ze skutecznością oscylującą w granicach 92,5 procent oraz wpuszczał średnio 2,35 bramki na mecz. Dwukrotnie kończył mecz z czystym kontem. Z kolei w 18 spotkaniach fazy play-off poprawił swoje dokonania. Wpuszczał średnio 2,24 gola na mecz, a na jego koncie widniały też jeden shutout i uwaga… 93-procentowa skuteczność interwencji. Bronił niezwykle solidnie i nie popełniał większych błędów, choć lubił wyjeżdżać z bramki orazgrać kijem,często na granicy ryzyka.

– Patrząc przez pryzmat całego sezonu John Murray ponownie pokazał, że jest obecnie najlepszym bramkarzem w Polskiej Hokej Lidze. Dobrego bramkarza – podobnie jak mężczyznę – poznajemy nie po tym jak zaczyna, ale po tym jak kończy. W przypadku „Jaśka” początek sezonu był bardzo dobry, równa gra w lidze i bardzo dobre występy w CHL. Potem w grudniu i styczniu pojawił się lekki kryzys, co jest częste przy dużej ilości rozegranych spotkań – wyjaśnił Mariusz Kieca, były golkiper polskich klubów i reprezentacji naszego kraju, a obecnie ceniony ekspert.

Jednak faza play-off to już popis Murraya, który z każdym meczem – jak cały zespół – grał pewniej. Był super skoncentrowany i sięgnął z drużyną po kolejny tytuł. Dał drużynie dużą pewność z tyłu. Jak zawsze dobrze sobie radził z grą kijem i w najważniejszych momentach meczu bronił pewnie i nie popełniał błędów. Myślę, że takim dopełnieniem tego dobrego sezonu może być jeszcze awans do Elity z reprezentacją, czego jemu oraz całej polskiej kadrze życzę – dodał.

 

Miarka opuści GKS Katowice?

Maciej Miarka, który przez ostatnie trzy lata był zawodnikiem GKS-u Katowice, może zmienić otoczenie. Jego usługami jest zainteresowany klub, z którym 22-letni bramkarz był już wcześniej związany.

Miarka, który jest wychowankiem ŁKH Łódź, rozegrał w tym sezonie 4 mecze fazy zasadniczej. Jak się w nich zaprezentował? Naprawdę dobrze. Bronił ze skutecznością oscylującą w granicach 97 procent i wpuszczał średnio 0,75 bramki na mecz. Zachował też dwa czyste konta.

Dane było mu wystąpić też w jednym meczu Hokejowej Ligi Mistrzów. GieKSa przegrała na wyjeździe z Fehérvár AV19 0:1, a Miarka skapitulował po strzale Alexa Petana. W tym meczu obronił 26 uderzeń rywali i zachował imponującą skuteczność – 96,3 %.

W decydującej fazie sezonu trener Jacek Płachta całkowicie zaufał Johnowi Murrayowi, a 22-letni golkiper obserwował spotkania swojego zespołu z perspektywy boksu.

Z naszych informacji wynika, że jego postawie od dłuższego czasu przyglądają się działacze JKH GKS-u Jastrzębie. Maciej Miarka miał już okazję grać w drużynach młodzieżowych tego klubu w latach 2017-2020. Szefostwo ekipy znad czeskiej granicy zapewne kusi utalentowanego golkipera częstszymi występami. A Miarka wchodzi już w taki wiek, w którym potrzebuje regularnej gry.

O tym, że potrafi bronić, pokazały nie tylko mecze poprzedniego sezonu PHL, ale również ostatnie spotkanie reprezentacji Polski z Węgrami, wygrane przez biało-czerwonych 3:2. Miarka zaprezentował się w nim z dobrej strony i wydaje się, że to właśnie wychowanek ŁKH Łódź prowadzi z Davidem Zabolotnym w wyścigu opozycję numer dwa w bramce „Orłów” na Mistrzostwa Świata Dywizji IA. Te rozpoczną się już w przyszłym tygodniu w Nottingham.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

GieKSa znów na koniec karci Górnik

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W przerwie reprezentacyjnej spotkały się drużyny GKS Katowice i Górnik Zabrze. Półtora tygodnia po ligowym Śląskim Klasyku, mogliśmy na Bukowej znów oglądać derbową rywalizację, tym razem w formie meczu kontrolnego.

W 10. minucie, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Łukowskiego, Arkadiusz Jędrych uderzał głową, ale nad poprzeczką. W 25. minucie GKS miał idealną okazję do zdobycia bramki. Znów po kornerze wykonywanym przez Łukowskiego, piłkę zgrywał Jaroszek, ta po rykoszecie leciała w kierunku bramki, gdzie na wślizgu jeszcze próbował ją wepchnąć do bramki Łukasiak, jednak obrońcy Górnika wybili piłkę z linii bramkowej. Po pół godziny pierwszą okazję miał Górnik – z około 17 metrów uderzał Chłań, ale czujny Rafał Strączek złapał piłkę. W 37. minucie do prostopadłej piłki z chaosu doszedł Eman Marković, który wyszedł sam na sam i płaskim strzałem pokonał Loskę. Chwilę później z kontrą ruszyli katowiczanie, Błąd i Rosołek mieli naprzeciw jednego obrońcę, Maciej zdecydował się na strzał, ale przeniósł piłkę nad poprzeczką. W 43. minucie ponownie Rosołek uderzał z dystansu, ale bez problemu dla Loski. Do przerwy GKS prowadził posiadając lekką przewagę. Górnik nie zagroził poważnie naszej bramce.

W przerwie trener dokonał kilku zmian w składzie. W 50. minucie po zwodzie uderzał na bramkę Wędrychowski, ale bramkarz bez problemu poradził sobie z tym strzałem. Chwilę później wdzierał się w pole karne Massimo, ale został powstrzymany. W 55. minucie znakomitą okazję miał Zahović, który dostał od Massimo piłkę i z centrum pola karnego uderzał na bramkę, jednak nasz golkiper świetnie interweniował. W 68. minucie Bród podał do Swatowskiego, ten uderzał kąśliwie, ale bramkarz wybił na róg. Po chwili korner wykonywał Rejczyk, a Jędrych uderzał głową, minimalnie niecelnie. W 74. minucie do wybitej przed pole karne piłki dopadł Chłań i strzelił mocno, ale świetnie interweniował nasz golkiper. Po chwili jednak było 1:1, gdy po rzucie rożnym najwyżej wyskoczył rekonwalescent Barbosa i mocnym strzałem głową doprowadził do wyrównania. W 82. minucie Galan uderzał z dystansu, ale prosto w ręce bramkarza. Trzy minuty przed końcem koronkową akcję przeprowadził… Klemenz z Buksą, a ten pierwszy po odegraniu znalazł się w idealnej sytuacji, jednak po nodze rywala strzelił nad poprzeczką. W 90. minucie katowiczanie przeprowadzili decydującą akcję. Galan podał do Swatowskiego, ten mocno wstrzelił, a na wślizgu Buksa strzelił zwycięską bramkę. Druga połowa była już bardziej wyrównana, a momentami Górnik osiągał lekką przewagę. Jednak to katowiczanie okazali się zwycięzcami i podobnie jak w ligowym klasyku na Nowej Bukowej, w samym końcu strzelili zwycięską bramkę.

3.09.2025 Katowice
GKS Katowice – Górnik Zabrze 2:1
Bramka: Marković (37), Buksa (90) – Barbosa (74)
GKS: (I połowa) Strączek – Rogala, Jędrych, Paluszek (8. Jaroszek), Wasielewski, Łukowski – Błąd Bosch, Łukasiak, Marković – Rosołek.
(II połowa) Strączek – Bród, Klemenz, Jędrych, Rogala (60. Trepka), Łukowski (60. Galan) – Wędrychowski, Bosch (60. Milewski), Marković, Rejczyk, – Buksa
Górnik: (wyjściowy skład): Loska – Olkowski, Szcześniak, Pingot, Lukoszek, Chłań, Donio, Goh, Dzięgielewski, Zahović, Massimo. Grali także: Podolski, Tsirogotis, Barbosa.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna kobiet

Post scriptum ze Słowenii

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Turniej kwalifikacyjny do Ligi Mistrzyń był spełnieniem marzeń – GieKSa wygrała dwa mecze i awansowała do ostatniej rundy eliminacji. Drużyna prezentowała się doskonale i zapewniła sobie przynajmniej cztery kolejne mecze w Europie. Zapraszamy Was do zapoznania się z naszym podsumowaniem wyjazdu do Słowenii, w którym uchylimy trochę „redakcyjnej kuchni”!

  1. Na mecz wyjechaliśmy we wtorkowy poranek w trzy osoby. Do granicy między Austrią i Słowenią czekały nas same autostrady, jednak samo przejście graniczne (widoczne w grafice do tego wpisu) było „doskonale” zabezpieczone – wąska droga, przejazd niemalże przez podwórka okolicznych domów i niespotykane na głównych drogach ostre zakręty.
  2. Przez całą drogę na miejsce towarzyszyły nam pola, głównie kukurydzy. Zgadzało się to z naszymi oczekiwaniami wobec terenów byłej Jugosławii.
  3. Jeszcze tego samego dnia postanowiliśmy wybrać się na oba obiekty – w Radenci i Murskiej Sobocie, co okazało się bardzo dobrym pomysłem. Obiekt w Radenci jest skrzętnie schowany pośród pól kukurydzy i niemal przeoczyliśmy prowadzącą do niego trasę.

    Stadion w Radenci

  4. W drugi dzień udaliśmy się na kawę do popularnej sieci fast foodów i tam szybko okazało się, że niesłusznie oceniliśmy stan postępu technologicznego kraju. Jedzenie dostarczane do stolików było za pomocą robotów, a trawniki kosiły urządzenia bez udziału człowieka.

    Robo-kelner

  5. Następnego dnia odpowiednio wcześniej zameldowaliśmy się na terenie stadionu, dostrzegając przy tym minusy – murawa była bardzo nierówna i zupełnie zniszczona w polach bramkowych. Same zawodniczki przyznawały, że dało się to odczuć, ale nikt na to przesadnie nie narzekał.
  6. Odbiór akredytacji był pierwszym sygnałem, że z językami obcymi wcale nie jest w Słowenii tak kolorowo. Jak się później okazało, pani ochroniarz chciała dopytać czy jesteśmy z klubowych mediów. Koniec końców wspólnymi wysiłkami udało się wszystko wytłumaczyć i odebrać kolorowe plakietki.
  7. Niezastąpiony ojciec Katarzyny Nowak zjawił się z przygotowaną flagą-banerem. Los chciał, że idealnie wpasowała się swoimi wymiarami w wielkość sektora, przez co prezentowała się jeszcze lepiej. Wraz z dopingiem kilkunastu gardeł pozwoliło to stworzyć namiastkę atmosfery godnej meczu Mistrzyń Polski.

    Flaga rozwieszana przez kibiców podczas turnieju w Słowenii

  8. Mecz półfinałowy wygraliśmy bardzo pewnie, co potwierdziła Karolina Koch, choć upał i narastająca bezradność Kazachstanek znacząco wpłynęły na intensywność starcia w drugiej połowie. Piłkarki w doskonałych humorach podeszły pod trójkolorowy sektor, a ich nastrój znalazł także odzwierciedlenie w pomeczowych wywiadach.
  9. W trakcie podróży na drugi półfinał (w Murskiej Sobocie) padło zasadne pytanie dotyczące wyboru jadłodajni. Z pomocą przyszedł jednak szyld na stadionie, bowiem sponsorem głównym i tytularnym kobiecej drużyny jest pizzeria „Nona”, co po polsku oznacza dosłownie pizzerię „Babcia”.
  10. Przejście spod stadionu Mury do restauracji jest spacerem przez niemal całe miasto, czyli… nieco ponad 2 kilometry. Już z daleka można było zauważyć, że dla właściciela jest to coś więcej, niż tylko sponsoring. Obok restauracji znaleźć można wielką piłkę z herbem ZNK Mury, przy wejściu stoi Puchar Kraju, a w samym menu jest kilka fotografii drużyny.

    Gostilna-Pizzeria Nona, sponsor tytularny ZNK Mury

  11. Jedzenie było, jak na Babcię przystało, wyśmienite i mogliśmy w doskonałych nastrojach powrócić do piłkarskich emocji. Na stadion większość kibiców przemieszczała się pieszo, co w połączeniu z ich czarno-białym ubiorem tworzyło ładny dla oka efekt.
  12. Sklep Mury zlokalizowany jest w zewnętrznej części trybuny. Choć produktów nie jest zbyt wiele, są dobrej jakości i ładnie zaprojektowane. Niemałą część stanowiły produkty skierowane do młodszych kibiców, którzy w licznej grupie pojawili się na meczu swojej drużyny.
  13. Doping po stronie ZNK Mury prowadził samotny ultras, który przez pełne 90 minut wołał „tri, štiri, Mura!” doprowadzając wszystkich do śmiechu, ale i granic cierpliwości. Zadbał także o oprawę pirotechniczną, odpalając świecę dymną. Na stadionie pojawiło się około 1000 osób, jednak to niewielka grupa ze Słowacji okazała się głośniejsza, wnosząc bęben i wuwuzelę.

    Stadion ZNK Mura, trybuna za bramką

  14. Sam stadion jest zgrabny, choć przejścia są niewielkie i przy otwarciu jedynego punktu gastronomicznego powodowało to zatory.
  15. Po emocjonującym starciu porozmawialiśmy z jedną ze zwyciężczyń, czyli Joanną Olszewską, która niedawno dołączyła do lokalnej drużyny i z marszu stała się kluczową zawodniczką. Ucieszyła się z faktu, że w Katowicach nadal jest ciepło wspominana, jednak nie zamierzała przez to ułatwiać zadania swoim byłym koleżankom.
  16. Między meczami odwiedziliśmy Soboski Grad, czyli pałac w samym centrum miasta, który jednak lata świetności ma już za sobą. Obok niego znajdował się zadbany park i pomnik upamiętniający wydarzenia z czasów II Wojny Światowej. Ewidentnie Słoweńcy mają jeszcze przed sobą problem związany z dekomunizacją (dopisek – kosa).

    Pomnik upamiętniający poległych żołnierzy

  17. Kwestie spacerów po okolicznych terenach są mocno dyskusyjne, bowiem każdy chodnik jest też drogą rowerową, po której mogą (a w zasadzie muszą) poruszać się także motorowery i skutery.
  18. W jeden dzień zwiedziliśmy całą główną ulicę, jednak mimo niewielkich rozmiarów miasto posiada kilka miejsc wartych odwiedzenia.
  19. Ciekawym punktem na gastronomicznej mapie Murskiej Soboty jest „Bunker”, czyli postapokaliptyczny bar. W Polsce rzadko można spotkać tak klimatyczny wystrój, dodatkowo połączony z doskonałą kuchnią.
  20. W tak zwanym międzyczasie udaliśmy się także do hotelu, w którym zamieszkały przyjezdne drużyny. Zawodniczki miały bardzo komfortowe warunki i niezbędne zaplecze, a wokół były liczne parki i inne miejsca do zabicia nudy. Celem naszych odwiedzin było przeprowadzenie wywiadu z Klaudią Słowińską, czego efekty już niedługo ukażą się na naszej stronie.
  21. Przed weekendem nasi sąsiedzi na szczęście już się wymeldowali, bowiem emocje w meczu z Radomiakiem nam się udzieliły i po strzelonych bramkach zdarzyło się nam zakłócić ciszę nocną. Brawo drużyna!
  22. W sobotę nadszedł czas na mecz o 3. miejsce i kosztował on nas naprawdę wiele w kwestii emocjonalnej – przez godzinę gry zdążyliśmy się porządnie wynudzić.

    Autokar Spartaka Myjava

  23. Największą atrakcję postanowiła zapewnić sędzia, w dość kontrowersyjny sposób prowadząca spotkanie. Po jednym z incydentów odesłała na trybuny fizjoterapeutę Spartaka Myjava, który do końca meczu wygłaszał swoje komentarze dotyczące sędziowania.
  24. W ostatniej akcji meczu BIIK Shymkent zdobył bramkę i doprowadził Słowaczki do rozpaczy, długo nie mogły się po tym pozbierać. Jeden z kibiców z frustracji rzucił swoim bębnem na murawę, na szczęście nie wyrządzając nikomu krzywdy. Ostatecznie dość szybko go odzyskał od ochrony.
  25. Chcieliśmy przed wyjazdem odwiedzić festiwal balonów, który miał budzić zainteresowanie na całym świecie. Problemem okazała się pogoda, która zmusiła organizatorów do odwołania wydarzenia, więc nic z naszych planów nie wyszło.

    Jezioro Sobosko, na drugim brzegu teren festiwalowy

  26. Skończyło się na rzucie oka na sztuczne jezioro pozostałe po żwirowni, w którym woda była bardzo przejrzysta. Wszystko znajdowało się niedaleko autostrady.
  27. Deszcze nie zamierzały ustąpić, więc pojawiliśmy się na stadionie Fazanerija (po polsku: Bażantarnia) na dwie godziny przed finałem. Kilka minut po naszym wejściu rozpętała się prawdziwa ulewa i byliśmy sobie wdzięczni za ten pomysł.

    Zawodniczki wychodzą na finał turnieju

  28. Na sektorze wywieszono trójkolorową flagę z podpisami piłkarek oraz pokazaną wyżej „Fans on tour”, co wzbudziło niemałe zainteresowanie na trybunach. Kibice gospodyń byli jednak bardzo sympatyczni, dołączając nawet do wspólnych zdjęć.
  29. GieKSa zupełnie kontrolowała to spotkanie, a gdyby nie Joanna Olszewska i niezliczone spalone, spokojnie moglibyśmy zamknąć mecz już w pierwszej połowie. Z każdą sekundą byliśmy bliżej triumfu, ale też i zatopienia obiektu, bowiem deszcz jedynie się nasilał.
  30. Na całe szczęście nie było potrzeby przerwania meczu, a GieKSa uzyskała upragniony awans. Tytuł na relację podrzucił kilka dni temu redaktor Shellu – GieKSa Pa(n)ny!
  31. Historyczny sukces piłkarki świętowały wraz z kibicami, całkowicie zagłuszając pustoszejący stadion. Europa da się lubić!
  32. Na meczu zameldował się prezes Sławomir Witek, który był pod wrażeniem determinacji fanów podążających za drużyną oraz wyników obu sekcji piłkarskich w tym tygodniu.
  33. Oprócz kibiców gospodyń, sukcesu pogratulował nam także sam właściciel pizzerii Nona – naprawdę sympatyczny gest i ciepło będziemy wspominać nasz pobyt w tym regionie.

    Świętowanie zwycięstwa w finale

  34. Na bocznym boisku zebrało się już pół centymetra deszczu, gdy jeszcze przeprowadzaliśmy krótkie (ze względu na warunki atmosferyczne) wywiady z zawodniczkami oraz trener Karoliną Koch.
  35. Opuszczenie zalewającego się stadionu nie należało do najłatwiejszych, jednak piłkarki (w szczególności rozśpiewana Kinga Seweryn) były zbyt uradowane, by im to przeszkadzało.
  36. Zespół udał się do hotelu na imprezę zasłużony odpoczynek, a my wyruszyliśmy w drogę powrotną do Katowic. Ta zdawała się przebiegać znacznie szybciej, w końcu wracaliśmy po zobaczeniu dwóch doskonałych występów GieKSy.
  37. W niedzielę odbyło się losowanie trzeciej rundy eliminacyjnej, a w niej przyjdzie nam zmierzyć się 11 i 18 września z holenderskim FC Twente. Pierwszy mecz zagramy u siebie na Arenie Katowice. Bądźcie tam razem z uKochanymi, bo zasłużyły na wsparcie! Zadanie będzie niezwykle trudne, ale gramy do końca!

Do zobaczenia na meczach GKS Katowice w europejskich pucharach!

Za wszystkie teksty, wywiady, zdjęcia, wideo, relacje i inne medialne materiały na naszej stronie z turnieju na Słowenii odpowiadał redaktor Fonfara, który był wspierany przez redaktora Flifena. Pozostałe dwie osoby pojechały typowo turystycznie-kibicowsko, a za całą pracę i relacjonowanie przygody uKochanych w Europie podziękowania należą się wyżej wymienionym. – dopisek od kosy.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Powaga drużyny zachowana

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po emocjach – dodajmy bardzo pozytywnych – związanych z meczami reprezentacji, czas wrócić do ligowej piłki. Oj działo się, działo, mimo że to tylko dwa tygodnie. Najmniej w tym wszystkim istotnym był chyba mecz z Górnikiem Zabrze, sparingowy Śląski Klasyk, który GKS Katowice wygrał w samej końcówce 2:1. Bohaterem spotkania – o ile w ogóle określenie „bohater” pasuje (nie pasuje) do meczu kontrolnego, był zawodnik, którego w GieKSie już nie ma. Aleksandrowi Buksie skrócono wypożyczenie z Górnika i zawodnik poszedł dalej – do Polonii Warszawa. Nie pierwszy i nie ostatni raz okazało się, że to, co mówią kibice o piłkarzu – opierając się na swoich obserwacjach i opiniach – materializuje się w związku z danym zawodnikiem. Od początku wiedzieliśmy, że Olek to „odrzut” z Górnika, a nie realne wzmocnienie i raczej nic z tego nie będzie. To nic personalnego do zawodnika. Po prostu są piłkarze, którzy tym realnym wzmocnieniem są (później się sprawdzają lub zawodzą), a są tacy, gdzie jakaś metamorfoza na plus rozpatrywana jest raczej w kategorii wielkiego zaskoczenia.

Pojawiły się jednak też solidne wzmocnienia, przynajmniej tak się wydaje. Emana Markovića widziałem podczas meczu z Górnikiem i zaprezentował się bardzo przyzwoicie, strzelił bramkę, był aktywny. Cały czas czekamy na wejście do składu Jesse Boscha, który co prawda w GKS już zadebiutował, ale jeszcze nie wywarł żadnego piętna na grze zespołu. No i transfer niemal last minute – Ilja Szkurin i to wydaje się być wyjściowo kapitalne wzmocnienie. Co prawda w Legii zawodnik zawiódł i tam się go pozbyli – uważam zbyt pochopnie – ale przecież w Stali Mielec ten piłkarz wiązał krawaty. Choć marnował w warszawskim klubie sytuacje na potęgę (także w meczu w Katowicach), to przecież trafiał do siatki w finale Pucharu Polski, w superpucharze, na Nowej Bukowej mimo wszystko również, kiedy to aż uklęknął i schował twarz w dłoniach z ulgi po odblokowaniu i celebrował tym swoją radość.

Doszło też do jednego oczywistego wzmocnienia, które jest sytuacją nieoczywistą. Mianowicie, do GKS… nie trafił Tymoteusz Puchacz. Większości kibiców spadł kamień z serca. Nie wiemy, co do głowy przyszło trenerowi, że chciał mieć w drużynie tego hm… celebrytę. Można mówić o ambicji tego chłopaka, walorach czysto piłkarskich i na siłę unikać jak ognia tego, co sobą prezentuje… generalnie. Człowiek, który swoją „karierę” zbudował na farmazonie i JBL-ach, bo tak naprawdę nigdy się nie wyróżniał niczym poza szybkością. Wielu było w światowej piłce piłkarzy, którzy wydawali się wielkimi odkryciami, bo robili te efektowne sprinty. Tyle, że później okazywało się, że gdy przeciwnicy ich przeczytali, poza szybkością nie mieli nic do zaoferowania.

GieKSa potrzebuje piłkarzy, którzy są poważni i poważnie podchodzą do tego wszystkiego. Trzeba patrzeć na konteksty. To, że Afrykanie przyjeżdżają na Mundialu na mecze i wchodzą na stadion tańcząc i śpiewając to zupełnie inny kulturowo schemat niż w Europie. I tam to pasuje. Tutaj nie. Jeśli jeden piłkarz będzie traktował ten sport tylko jako głównie zabawę i taką czystą radość z życia, to w naszej kulturze to po prostu będzie wyraz braku profesjonalizmu. Nie będzie to „dostrojone” do całości. Nie zrozumcie mnie źle – nie mówię, że piłkarze mają się nie cieszyć z uprawiania tego sportu, nie czerpać radości z gry, ze zwycięstw, z tego, że być może mają najlepszą pracę świata. Mają się cieszyć, jak najbardziej. Tylko jest różnica pomiędzy tym cieszeniem się i utrzymywanie profesjonalizmu – nie tylko na boisku, ale także poza nim – a zwykłym… pajacowaniem.

Byli tacy pajacujący piłkarze, którzy dobrze się zapowiadali, mieli piłkarsko papiery może nawet na Złotą Piłkę, a skończyli na peryferiach futbolu. Pierwszy do głowy przychodzi taki Mario Balotelli, który przecież talent miał wybitny, ale rozmienił go na drobne swoimi głupotami typu puszczanie fajerwerków w łazience czy wjeżdżanie na teren więzienia dla kobiet.

Może Puszka aż tak spektakularnych ekscesów nie miał, ale te różne celebryckie historie z Julią Wieniawą, wypisywanie do Dody na Instagramie czy jakieś akcje z tym Slow Speedem, czy ja tak się zwie ten osioł (WTF?) to po prostu taka błazenada, że nie przystoi to piłkarzowi czy kandydatowi na piłkarza GieKSy. Wystarczy spojrzeć na takiego Arka Jędrycha, normalny spokojny facet i jako kapitan wzór. I zestawcie go w drużynie z Puszkinem… aaaaa, szkoda gadać. A dziw, że kiedyś grali razem.

W czasach, kiedy jeszcze nie gryzłem się w język (teraz jestem kilka lat dojrzalszy) napisałem zaraz po meczu z Bytovią:

Więc spadaj sobie Puczi „zapierdalać tak jak Kante” do Poznania, bo ostatnio pogwiazdorzyłeś i jeśli nie opanujesz sodówki, to nici z kariery.

Cóż… Przez te sześć lat na farmazonie wycisnął maxa. Szacun. To też jest umiejętność. Ale prawda gwiazdorzenia prędzej czy później wychodzi.

Puchacz był jedną z twarzy spadku do drugiej ligi. Ktoś powie, że Arkadiusz Jędrych i Adrian Błąd też byli. No byli – i nawet sam miałem zdanie, że z tymi zawodnikami wiele nie osiągniemy i powinni odejść. Ale zostali w GieKSie przez tyle lat i awansowali – do pierwszej ligi i do ekstraklasy. I jakkolwiek dalej uważam, że od czasu, kiedy na GieKSie się udzielam, czyli przez te 20 lat większość moich przewidywań się sprawdzała, to tutaj akurat nie. Co do Arka i Adriana mogę powiedzieć jedynie – sorry panowie, pomyliłem się.

Nie sądzę, że cokolwiek takiego mogłoby się przydarzyć przy Tymoteuszu. Choć mimo wszystko mu tego życzę, bo ciągle chłopak jest młody, ma 26 lat i jeśli rzeczywiście by się ogarnął, to coś jeszcze może w tę piłkę pograć. Nie na najwyższym poziomie, ale jakiś klub z ekstraklasy może go przygarnąć.

Podsumowując więc – bo już dajmy spokój Puchaczowi – to naprawdę świetna wiadomość, że do nas nie trafił. Nie wiem, co tam się podziało, czy GieKSę wyd… wymanewrował, ale sama ta historia z wysypaniem się jego transferu przecież do niego bardzo pasuje. Niech się kopie po czołach z Azerami, krzyżyk na drogę i obyśmy już nigdy więcej nie mieli pomysłów ściągania takich „gwiazdorów” do naszego klubu. Bądźmy poważni.

Napisałem wcześniej, że mecz z Górnikiem, sparing sparingiem… Niestety wydarzyła się rzecz, której najmniej byśmy chcieli. Aleksander Paluszek zerwał więzadła w kolanie i na wiele miesięcy z jego gry będą nici. Jak to dobrze ktoś napisał – szkoda, że zagrał z Radomiakiem, bo tylko narobił nadziei… To prawda, debiut zawodnika w katowickich barwach był bardzo obiecujący. Nie pozostaje nic innego, jak trzymać kciuki za zawodnika i życzyć szybkiego powrotu do zdrowia.

Niestety w związku z tym skomplikowała się nasza sytuacja w obronie. Nie pozyskaliśmy dodatkowego obrońcy i GieKSa będzie musiała rzeźbić w tym, co ma. Póki co nasza defensywa nie spisuje się dobrze w lidze, tracimy mnóstwo bramek, a ostatni mecz na zero z tyłu rozegraliśmy prawie pięć miesięcy temu. Jeśli chcemy się utrzymać i punktować w lidze, ten aspekt musi być poprawiony. Nie zawsze bowiem będziemy strzelać cztery gole, jak z Arką, i trzy – jak z Radomiakiem. Tak więc Arek Jędrych, Marten Kuusk, Lukas Klemenz i Alan Czerwiński będą musieli wziąć tę odpowiedzialność i praktycznie w tym kwartecie zamykają się nasze możliwości. Problem się pojawi, gdy przyjdą kartki czy nawet drobne urazy. Choć Bartek Jaroszek to fajny chłop, ratowanie się nim będzie aktem desperacji. Ale pozdro Bartek 😉

Jutro czeka nas starcie z Lechią Gdańsk. Wyjazdy, ach te nieszczęsne wyjazdy. Mamy z nimi potężny problem i to nie od dziś. Choć w tym roku katowiczanie wygrali przecież w Częstochowie, Wrocławiu czy Gdańsku właśnie, to seria czterech porażek z rzędu na wiosnę czy trzech w obecnym sezonie jest niepokojąca. Dodatkowo przyglądając się tym spotkaniom – w większości GKS nie miał czego szukać. Patrząc jeszcze na wiosnę, najlepszy był mecz z Motorem, ale pozostałe przegrane to była lipa. Teraz bardzo słabe występy w Łodzi i Zabrzu, niezły w Warszawie. To za mało. Trener na konferencji po Górniku mówił o tym, że możliwa jest jakaś zmiana, jeśli chodzi o delegacje. Na czym będzie ona polegać – zobaczymy.

Nadal wielkim problemem są też bramki tracące w końcówkach połów. Od tych pięciu miesięcy w dwunastu meczach GKS stracił trzynaście bramek w ostatnich pięciu minutach pierwszej lub drugiej połowy. I z Radomiakiem tak było, a gdyby sędzia uznał gola w końcówce meczu – mielibyśmy tego jeszcze więcej. Fatalna statystyka i ja naprawdę łapię się na tym, że marzę, żebyśmy w pierwszej połowie dociągnęli choćby do 0:0. W obecnym sezonie udało się to tylko raz – w pierwszej kolejce.

Lechia to nie będzie łatwy przeciwnik, ale nie jest to rywal nie do ogrania. Co prawda słynął z tego, że strzelał i tracił mnóstwo bramek, ale ostatnio się to trochę zmniejszyło. Bo ultrabezbarwnym i nudnym meczu Lechiści pokonali w derbach Arkę 1:0, a w Białymstoku przegrali 0:2. A wiemy, że wcześniej dostali oklep w Lubinie 2:6. Można więc tej ekipie strzelać bramki, zresztą GKS w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu trafił w Gdańsku trzy razy, natomiast jak uruchomi się Bobcek z Wiunnykiem, to naprawdę trzeba się mieć na baczności i nasza obrona musi być zwarta i zwrotna.

Mecz z Radomiakiem był epicki. Pod kątem emocji to było jedno z najlepszych spotkań od wielu lat, niektórzy kibice musieli do siebie dochodzić po nim przez kilka dni. Dużo dało to jednak pozytywnej adrenaliny i nakręcania się na dalsze losy naszego zespołu.

Jednak kochani – Lechia jest dopiero jutro. Teraz i dzisiaj najważniejszy jest inny mecz GieKSy. Wszyscy o 18:00 trzymamy kciuki za dziewczyny w boju z Twente Enschede. Dajcie z siebie Dziołszki wszystko, żeby przed rewanżem mieć jak najlepszą sytuację wyjściową!

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga