Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Lider postraszony w Radomiu

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które obejmują dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.

W ramach osiemnastej rundy spotkań Orlen Ekstraligi Kobiet piłkarki pokonały na wyjeździe Sportową Czwórkę Radom (Hydro Truck Radom) 3:2 (1:1). Kolejne spotkanie zespół rozegra w Katowicach z Pogonią Tczew. Początek spotkania 29 kwietnia o godzinie 13:00. Do końca rozgrywek pozostały cztery kolejki spotkań – piłkarki zapewniły sobie medal, ostatnie mecze zadecydują z jakiego kruszcu. PZPN zwiększył nagrody dla żeńskich drużyn z dwóch pierwszych poziomów rozgrywek. Drużyna męska rozegrała w minionym tygodniu spotkanie z GKS Tychy, w którym wygrała na wyjeździe 3:0 (1:0). Prasówkę po tym meczu znajdziecie TUTAJ. Następny mecz zespół rozegra na Bukowej, w piątek 28 kwietnia, od godziny 18:00 ze Skrą Częstochowa.

Siatkarze rozegrali drugie ze spotkań o zajęcie 11-12 miejsca PlusLigi. Nasza drużyna wprawdzie przegrała 0:3, ale w „złotym secie” zespół wygrał 15:11 i ostatecznie zajął jedenastą pozycję w Plus Lidze. Przyjmujący Jakub Szymański został wypożyczony do końca kwietnia do drużyny Al Ain z Zjednoczonych Emiratów Arabskich.

Trwa podsumowanie sezonu 2022/23 w Polskiej Hokej Lidze. Wg strony hokej.net trenerem sezonu został Jacek Płachta, bramkarzem John Murray a MVP Grzegorz Pasiut. Media informują na temat możliwego odejścia Macieja Miarki do JKH GKS-u Jastrzębie.

 

PIŁKA NOŻNA

kobiecyfutbol.pl – Hydrotruck postawił się GieKSie

Walczący o utrzymanie HydroTruck Radom napsuł sporo krwi zespołowi z Katowic, który pokonał ostatni zespół tabeli 3:2.

Początek meczu to przewaga faworyzowanej GieKSy, jednak to radomianki strzeliły pierwszą bramkę, a jej autorką była Wiktoria Orłowska. Katowiczanki dość szybko odpowiedziały doprowadzając do wyrównania, a autorką bramki była Nicola Brzęczek przy asyście Klaudii Maciążki.  Mimo, że GKS próbował zmienić sytuację do przerwy utrzymał się remis 1:1. Po przerwie rozdrażnione katowiczanki rozpoczęły zmasowanymi atakami i skutkiem tego były szybko strzelone dwie bramki. W 53 minucie swoją pierwszą bramkę w barwach GKS-u strzeliła Nicole Zając, a cztery minuty później do bramki Radomia trafiła Amelia Bińkowska. To już 14 bramka pochodzącej ze Szczecina zawodniczki GKS-u w tym sezonie. Zawodniczki z Katowic mając dobry wynik uspokoiły grę, jednak nerwowo się zrobiło w końcówce meczu, gdy w 84 minucie bramkę kontaktową po strzale Amelii Chmury. Jednak to zawodniczki ze stolicy Śląska utrzymały wynik i zabierają do Katowic 3 punkty.

 

PZPN zwiększył nagrody dla klubów z ekstraligi i i ligi. 300 tysięcy dla Mistrza Polski

Polski Związek Piłki Nożnej poinformował dzisiaj o wprowadzeniu systemu nagród finansowych za miejsca w końcowych tabelach na dwóch najwyższych poziomach rozgrywkowych w naszym kraju, a więc Orlen Ekstralidze oraz Orlen I lidze.

Już od tego sezonu nowy mistrz Polski za zajęcie pierwszego miejsca w tabeli otrzyma 300 tysięcy złotych. 2/3 tej kwoty to nagroda, jaką otrzymają tylko ekipy z podium Ekstraligi. Dla pierwszej drużyny to 200 tysięcy, dla drugiej 100, a dla trzeciej 50.

Ponadto, na nagrodę będą mogły liczyć wszystkie kluby, w zależności od miejsca w końcowej tabeli. W połączeniu tych dwóch finansowych bonusów finalne wsparcie ekstraligowców przedstawia się następująco:

1. MIEJSCE – 300 TYSIĘCY ZŁ

2. MIEJSCE – 150 TYSIĘCY ZŁ

3. MIEJSCE – 75 TYSIĘCY ZŁ

[…] Oprócz tego, każdy z klubów Ekstraligi zostaje co sezon od PZPN stałą kwotę 100 tysięcy złotych za udział w rozgrywkach, a także może liczyć na około 50 tysięcy złotych od UEFA w przypadku braku kwalifikacji do Ligi Mistrzyń.

 

luksiary.futbolowo.pl – Lider postraszony w Radomiu

Tanio skóry nie sprzedały nasze Panie w meczu z liderem Orlen EkstraLigi GKS Katowice. Po dobrym meczu przegrały 2:3. Bramki dla naszego zespołu zdobyły: Wiktoria Orłowska i Amelia Chmura.

[…] Sam mecz mógł się rozpocząć od mocnego uderzenia gości, bo Już w 8. minucie GKS mógłby cieszyć się z gola, ale nasza bramkarka Oliwia Macała świetnie obroniła wymagający strzał głową Brzęczek po rzucie rożnym. Napastniczka GieKSy sześć minut później miała okazję sam na sam, ale wybrała podanie do Klaudii Maciążki, które ostatecznie nie doszło do skutku. Niewykorzystane sytuacje zemściły się na Katowiczankach w 25 minucie po rzucie wolnym z prawej strony boiska dla HydroTrucku. Wiktoria Orłowska zachowała się najlepiej w zamieszaniu w polu karnym i skierowała piłkę do bramki GKSu. Po krótkim okresie dobijania się do bramki radomianek padło wyrównanie po strzale Nicoli Brzęczek z najbliższej odległości po podaniu Maciążki w 33. minucie meczu. Do przerwy więcej bramek nie padło. Druga połowa zaczęła się niemal standardowo dla Hydro. Szybkie dwie bramki gości w 53 minucie Zając popisała się fenomenalnym strzałem i w 56 minucie podwyższyła Amelia Bińkowska i wzrosły obawy że wynik znów się rozjedzie do wysokich rozmiarów. Ale nie tym razem!!! Nasze dziewczyny zwarły szyki w obronie i czyhały na kontry. W 85 minucie po kolejnym zamieszaniu w polu karnym katowiczanek Amelia Chmura popisała się strzałem po którym piłka wylądowała w siatce Klimek. Na wyrównanie zabrakło czasu. To był dobry mecz HydroTrucku, kolejna ekipa przekonuje się, że w Radomiu ciężko na wiosnę się zdobywa punkty. To była pierwsza porażka radomianek u siebie w rundzie wiosennej

 

sportdziennik.com – Dublet zapadnie w pamięci

Na początku kwietnia Sebastian Bergier zaaplikował pół tuzina goli Pogoni Imielin w meczu „okręgówki”, co spodobało się trenerowi Rafałowi Górakowi i ułatwiło trafną decyzję o wystawieniu go w pierwszym składzie na spotkanie z Górnikiem Łęczna.

Takiego debiutu w wyjściowym składzie swojej nowej drużyny życzyłby sobie każdy napastnik. Sebastian Bergier w sobotni wieczór pierwszy raz otrzymał tak dużą szansę od trenera Rafała Góraka i odpłacił się za nią z nawiązką. Potrzebował ledwie 24 minut, by ustrzelić dublet, prowadząc GieKSę do zasłużonego zwycięstwa 2:0 z Górnikiem Łęczna. – Muszę zaznaczyć pracę całego zespołu. Bez niego tych dwóch bramek bym nie zdobył – mówi skromnie Bergier.

23-latek trafił na Bukową dosłownie godziny przed rozpoczęciem rundy wiosennej. Był elementem bardziej złożonej transakcji, czyli transferu Patryka Szwedzika z Katowic do Śląska Wrocław. Bergier powędrował w przeciwnym kierunku, pierwszy raz definitywnie opuszczając klub, którego jest wychowankiem; w którym rozegrał 31 meczów w ekstraklasie (bez gola) i z którego jeśli odchodził, to tylko na chwilę, będąc wypożyczany do Mielca czy Suwałk. Z GKS-em związał się umową na 2,5 sezonu, ale musiał swoje odczekać.

Na pierwszy tegoroczny mecz, do Niecieczy, jeszcze nie pojechał, bo zaczął się ledwie dobę po tym, jak katowiczanie ogłosili jego pozyskanie. Zadebiutował tydzień później z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Od tamtej pory pojawiał się na boisku w każdym kolejnym spotkaniu, tyle że każdorazowo – w roli zmiennika, zastępując czy to Jakuba Araka, czy Marko Roginicia, czy Mateusza Marca. 7-krotnie wchodząc na murawę z ławki, w ciągu 162 minut ani razu nie wpisał się na listę strzelców, nie miał też tak naprawdę jakiejś klarownej, godnej rozpamiętywania okazji.

Co utorowało mu drogę do wyjściowego składu? Raz – to kiepska i obligująca do szukania nowych rozwiązań postawa zespołu, przede wszystkim w kwestii osiąganych wyników i długiej serii bez wygranej. Dwa – nieimponujący dorobek innych nominalnych napastników. Arak strzelił w tym sezonie 7 goli, z czego 2 – tej wiosny, z Wisłą i Arką, marnując jeszcze po drodze rzut karny w starciu z Sandecją Nowy Sącz. Roginić zaś do siatki trafił tylko 2-krotnie: podczas… lipcowej inauguracji z ŁKS-em Łódź oraz we wrześniu w Łęcznej.

Trzeci powód wzrostu akcji Sebastiana Bergiera to rozegrany 5 kwietnia na sztucznym boisku ośrodka „Kolejarz” przy Alfreda mecz z Pogonią Imielin w ramach klasy okręgowej. Rezerwy GieKSy wygrały 10:2, a łupem Bergiera padło aż 6 bramek.

– Sebastian trafił do naszego zespołu za Patryka Szwedzika trochę późno, po przygotowaniach do rundy wiosennej. Bardzo liczyłem na Marko Roginicia, Kuba Arak z kolei ma u mnie stały poziom. Ani mnie nie rozczarowuje, ani nie doprowadza do innych rzeczy, bo to po prostu bardzo solidny piłkarz. Na Sebastiana czekaliśmy; na przebłysk czegoś więcej. Zagrał w wysoko wygranym meczu rezerw, strzelił bardzo dużo goli, co mi się spodobało. Decyzję o wystawieniu go z Łęczną od pierwszej minuty podjąłem na podstawie treningów i właśnie tego meczu rezerw – mówi trener Górak.

Ta decyzja okazała się bardzo słuszna. Najpierw dobijając „wyplute” przez Macieja Gostomskiego uderzenie Grzegorza Rogali z dystansu, a następnie trafiając zza „szesnastki” lewą nogą w krótki róg, Bergier walnie przyczynił się do przełamania GKS-u i tego, że licznik meczów bez ligowego zwycięstwa zatrzymał się na cyfrze „9”. Mógł nawet zapisać na swoim koncie hat tricka, bo jeszcze przed końcem pierwszej połowy kropnął z powietrza, ale tym razem bramkarz łęcznian spisał się bez zarzutu.

– Dążyłem do strzelenia kolejnych goli. Szkoda, że się nie udało, ale doceniam, co jest, czyli te dwie zdobycze. Na pewno zapadną w mojej pamięci, to moje pierwsze bramki w GKS-ie – mówi napastnik, który w tym sezonie grał już na pięciu różnych frontach. W 16 występach w ekstraklasie nie znalazł drogi do siatki ani razu, w II-ligowych rezerwach Śląska trafił 5-krotnie w 9 spotkaniach, w GKS-ie gra w I lidze i zaliczył wspomniany efektywny epizod w „okręgówce” w barwach rezerw, a poza tym zdobył też 1 bramkę w 2 meczach Śląska w Pucharze Polski.

Warto zauważyć, że z zawodników będących obecnie w katowickiej kadrze, autorem poprzedniego dubletu był środkowy pomocnik Marcin Urynowicz w listopadzie… 2020, jeszcze w II lidze, gdy GKS wygrał we Wrocławiu z rezerwami Śląska 3:0. Owszem, potem po 2 gole w jednym meczu potrafił – i to niejednokrotnie – strzelać Patryk Szwedzik czy Filip Szymczak, hat trick zdarzył się Arkadiuszowi Woźniakowi, ale żadnego z nich przy Bukowej już nie ma.

Teraz Bergier będzie chciał pójść za ciosem w niedzielnych derbach w Tychach. – Jak to derby – pewnie czeka nas dużo walki. Będziemy musieli wykazać się chłodną głową i pojechać jak po swoje, by zdobyć kolejne 3 punkty. Najważniejsze, że po wielu meczach bez wygranej w sobotę w końcu przełamaliśmy się – i to u siebie, przy Bukowej. Kilka dni wcześniej z Odrą bardzo źle weszliśmy w spotkanie, nie stworzyliśmy żadnej klarownej okazji. Z Łęczną było ich sporo, kilka mogliśmy lepiej rozwiązać, ale i tak cieszyliśmy się z dwóch bramek i trzech punktów – przyznaje napastnik.

 

Najtrudniejszy okres w życiu

Czuję się niesprawiedliwie potraktowany – nie ukrywa Rafał Górak, trener GieKSy, która w ostatni weekend przełamała długą serię bez zwycięstwa, wyczerpującą u kibiców kredyt zaufania do szkoleniowca.

– Patrząc na to, co się wokół mnie wydarzyło w ostatnim czasie, to najtrudniejszy okres w moim życiu. Nie tylko w GieKSie. Czuję się po prostu w jakiś sposób niesprawiedliwie potraktowany – mówi Rafał Górak, trener drużyny z Katowic, która w sobotni wieczór przełamała się, pokonując Górnika Łęczna 2:0 po 9 ligowych występach bez zwycięstwa. Najgorsza seria od lat sprawiła, że kibice podczas meczów zaczęli intonować na „Blaszoku”: „Hej Górak, pakuj walizki”. Za pośrednictwem swojej strony internetowej dopytywali szkoleniowca prowadzącego zespół od blisko 4 lat i długo cieszącego się poparciem na trybunach, co musiałoby się stać, by podał się do dymisji, zaczęli mu też zarzucać, że nie uczyni tego, bo nie doczeka się po prostu propozycji objęcia lepszej posady niż ta w Katowicach.

– Jestem w GKS-ie łącznie już szósty sezon. Zamierzam wykonywać swoją robotę jak najlepiej. Nie chcę, by ktoś myślał, że jestem tu tylko dlatego, że byłem, że jest mi tu dobrze. Tak nie jest. Mam swoje życie, rodzinę, aspiracje, ale też wrażliwość. Zdaję sobie sprawę, że gdy drużyna nie wygrywa dziewięciu meczów, to od czasu do czasu „ch…” mogę dostać. Zawsze tak do tego podchodziłem – przyznaje Górak i przekonuje, że pod względem pracy z zespołem, to jego nie tyle najgorszy, co… najlepszy okres.

Tłumaczy:

– Skoro nie zwyciężasz w dziewięciu kolejkach, to oczekiwania względem trenera mogą zostać uznane za przegrane. To jest fakt. Zdaję sobie sprawę, że można mówić o dobrze grającej drużynie realizującej założenia, ale w kibicu siedzi przede wszystkim poczucie wyniku. On chce zwycięstw, a nie tego, by trener mówił o dobrej grze. Jeśli jednak wejdziemy w to głębiej, to widzimy, że drużyna jest naprawdę dobrze przygotowana. Dobrze gra. Zgoda, ma też momenty słabsze – bardzo słabo zagraliśmy z Odrą, przeprosiłem za ten mecz, czułem się po nim bardzo nie fair względem otoczenia,. Przegraliśmy wiosną jeszcze jeden mecz, którego nie powinniśmy (1:2 w Sosnowcu – dop. red.), ale akurat ten zespół pokonał w sobotę kogoś mianowanego już faworytem do awansu, choć wcale tak być nie musi (trener Górak ma na myśli Ruch – dop. red.). Trzeba zdawać sobie sprawę, że to bardzo równa liga. Bardzo silne rozgrywki. Bardzo trudna rywalizacja – wylicza szkoleniowiec GieKSy.

Rafał Górak mówi, że ma satysfakcję, iż drużyna zareagowała na poniesioną w kompromitującym stylu domową porażkę 0:2 z Odrą dobrze i już kilka dni później wygrała z Górnikiem Łęczna.

– Bardzo się z tego cieszę, ale to zwycięstwo naturalnie niczego nie zamyka, bo nie wygraliśmy 9 razy, a teraz wygraliśmy dopiero raz. Pierwszy raz w 2023 roku. To ważne z punktu widzenia mentalnego, ale nic nam nie daje. Gramy teraz z drużynami mającymi 31 punktów, jak Górnik, potem 34 – czyli GKS-em Tychy, a w kolejnym tygodniu mamy u siebie Skrę Częstochowa. To dla nas ważny moment, konkretnie będziemy mogli rozmawiać dopiero za jakiś czas – zaznacza szkoleniowiec zespołu plasującego się równo w połowie stawki ze stratą 7 punktów do zamykającego strefę barażową Podbeskidzia oraz taką samą przewagą nad otwierającą strefę spadkową wspomnianą Skrą. Czerwona lampka, o której mówiło się przy Bukowej po przegranej z opolanami, pali się po tym weekendzie nieco słabiej.

– Rzeczą nadrzędną było dla nas zapewnić sobie miejsce gwarantujące grę w I lidze w przyszłym sezonie szybciej niż rok temu (wtedy była to 32. kolejka – dop. red.). Zróbmy to. Jeśli najbliższe kolejki dadzą nam punkty, będziemy tego bardzo bliscy. Grajmy jak najlepiej potrafimy, ale musimy zdawać sobie sprawę z siły, możliwości zespołu, czynnika szczęścia oraz tego, w jakich elementach możemy nie domagać. To nie jest zespół idealny na I ligę, który będzie ją roznosił. Po prostu niech walczy jak najlepiej może – podkreśla trener drużyny z Bukowej.

O samej lidze mówi tak: – W moim poczuciu, patrząc w tabelę, największą jakość piłkarską w II rundzie ma Wisła Kraków. Bardzo mocnym zespołem jest niewątpliwie Bruk-Bet Termalica, silnym – ŁKS. Pozostałe drużyny są bardzo równe. Niekiedy bardzo mocno wyniki definiuje łut szczęścia. Gdybyśmy go mieli więcej, bylibyśmy bardzo wysoko. Nie wykorzystaliśmy dwóch rzutów karnych (Jakub Arak w zremisowanym spotkaniu z Sandecją, Arkadiusz Jędrych w przegranym z Resovią – dop. red.), które mogły dać nam 4 punkty. Ale ich nie mamy i jesteśmy tam, gdzie jesteśmy. Nie możemy mówić, że cała liga jest oparta na szczęściu. Gdy nie ma wyników, to jest to wina drużyny, sztabu szkoleniowego. Chciałbym, byśmy wygrywali na miarę swoich możliwości, liga jest równa. Aspekt szczęścia naprawdę wiele przenosi w niej w lewo albo w prawo – przekonuje Rafał Górak.

Trudno było mieć w sobotni wieczór wrażenie, że katowiczanie grają najlepszy mecz w rundzie, jakościowo znacznie lepszy od wcześniejszych nie wygranych. I nie znaczy to wcale, że wyglądali przeciętnie. Po prostu była solidność, spotkanie ułożyła szybko zdobyta bramka, a potem można było konsekwentnie kontrolować jego przebieg.

– Niejednokrotnie mówiłem, że mecze niezakończone zdobyciem 3 punktów były w naszym wykonaniu naprawdę dobre, choć oczywiście nie wszystkie. Do tych słabych zawsze potrafiłem się przyznać. Zwycięstwo w sobotę było dla nas priorytetowe. Górnik Łęczna to tegoroczny półfinalista Pucharu Polski. Za trenera Marcina Prasoła nie punktował tak, jakby wszyscy oczekiwali, ale potencjał i siła tego zespołu jest określona. Wiadomo, że Irek Mamrot to specjalista ekstraklasowy i punkty zaczęły wpadać. Dobrze zdiagnozowaliśmy ten mecz taktycznie, robiliśmy swoje. Cały czas pracujemy nad naszym modelem gry, zachowaniami, to działało tego dnia bardzo dobrze. Drużyna była żywa, realizowała swoje zadania, nie była tak apatyczna jak w spotkaniu z Odrą, którym byłem ogromnie rozczarowany. Tym razem odnieśliśmy zasłużone zwycięstwo – mówi Górak, a drogę do niego otwarły strzały z dystansu. Sebastian Bergier raz trafił sam, a raz dobił próbę Grzegorza Rogali.

– Nie może być tak, że nie strzelasz ani z dystansu, ani z bliska, jak my z Odrą. Ani z trybun, ani z „Blaszoka”, ani zza zegara… Jak nie strzelasz, nie masz szans. Z Górnikiem drużyna wykonywała zadania, były uderzenia, wejścia w pole karne, w drugie tempo – przyznaje trener GKS-u, przed którym niedzielne derby z imiennikiem z Tychów.

 

SIATKÓWKA

sportdziennik.com – Zabójczy cios w złotym secie

Katowiczanie 11. drużyną w kraju. W sukcesie w starciu z PGE Skrą Bełchatów zdecydował „złoty set”.

W pierwszym meczu w Katowicach, GKS wygrał 3:1. W rewanżu do zajęcia 11. pozycji potrzebował wygrać dwa sety. Bełchatowianie w ostatnim spotkaniu sezonu wystąpili w optymalnym składzie. W szóstce wyszli m.in. Mateusz Bieniek, Aleksander Atanasijević i Karol Kłos. Od razu znalazło to odzwierciedlenie na parkiecie. Gospodarze potrzebowali trzech setów, by odrobili straty z Katowic.

Zwycięzcę rywalizacji miał wyłonić „złoty set”. Wydawało się, że tak jak poprzednie będzie należał do bełchatowian. Katowiczanie zaskoczyli jednak rywali. Zaprezentowali się wybornie, zwłaszcza Gonzalo Quiroga. Argentyńczyk nie mylił się w ataku i znakomicie zagrywał. Posłał trzy asy z rzędu. Przy jego wielkim udziale goście wygrywali już 10:4. PGS Skra jeszcze podjęła walkę, zbliżyła się na dwa „oczka” (10;12), ale ostatnie słowo należało do katowiczan.

PGE Skra Bełchatów – GKS Katowice 3:0 (25:18, 25:21, 25:20, złoty set 11:15.

MVP: Gonzalo Quiroga

 

siatka.org – Jakub Szymański zagra w Zjednoczonych Emiratach Arabskich

Dla Jakuba Szymańskiego sezon się jeszcze nie skończył. Mimo że GKS Katowice zakończył już zmagania w PlusLidze, to jego przyjmujący do końca kwietnia zagra jeszcze kilka meczów w barwach Al Ain w Zjednoczonych Emiratach Arabskich i powalczy o Puchar Prezydenta.

Przypomnijmy, że GKS Katowice zakończył już zmagania w tym sezonie. Podopieczni Grzegorza Słabego nie zakwalifikowali się do play-off. Pozostała im batalia o jedenastą lokatę z PGE Skrą Bełchatów. Przed własną publicznością katowiczanie pokonali rywali, ale w Bełchatowie ulegli im 0:3. W efekcie cała rywalizacja rozstrzygnęła się w złotym secie. W nim GKS pokonał PGE Skrę, kończąc tym samym zmagania na jedenastym miejscu.

Nie oznacza to jednak, że wszyscy jego zawodnicy mają obecnie przerwę od siatkówki. Okazało się bowiem, że ciekawą przygodę zaliczy jeszcze Jakub Szymański, który do końca miesiąca został zawodnikiem Al Ain i rozegra kilka meczów w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.

Na mocy umowy wypożyczenia Jakub Szymański do końca kwietnia br. będzie występował w drużynie Al Ain grającej w najwyższej klasie rozgrywkowej siatkarskich mistrzostw Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Zawodnik GKS-u Katowice pomoże zagranicznemu klubowi w decydujących spotkaniach Pucharu Prezydenta (29 kwietnia br.), po czym wróci do Polski.

Przypomnijmy, że w tym sezonie PlusLigi Jakub Szymański wystąpił w 28 spotkaniach, w których zgromadził na swoim koncie 372 punktów, z czego 25 w polu serwisowym, 26 w bloku, a w ataku osiągnął 51% skuteczności.

 

HOKEJ

hokej.net – Pasiut MVP sezonu 2022/2023!

Kibice i czytelnicy portalu Hokej.Net wybrali najbardziej wartościowego zawodnika (MVP) Polskiej Hokej Ligi. Został nim napastnik GKS-u Katowice Grzegorz Pasiut, który w sezonie 2022/2023 rządził i dzielił!

35-letni środkowy jest absolutną gwiazdą naszej ligi, a także graczem, który jednym zagraniem potrafi odmienić losy spotkania. Zresztą tytuł profesora nadany przez katowickich kibiców nie wziął się z niczego.

„Pasionek” był liderem GieKSy zarówno na lodzie, jak i poza nim. W całym sezonie imponował spokojem, ogromną pewnością siebie i dobrą wizją gry. Potrafił przytrzymać krążek, szybko go rozegrać, a także popisać się niezwykle kąśliwym strzałem.

Był graczem bez którego Jacek Płachta nie wyobrażał sobie ofensywnej linii swojego zespołu oraz formacji specjalnych. Zawodnikiem mającym ogromny wpływ na wyniki osiągane przez zespół.

Kapitan GieKSy w decydującej fazie sezonu grał jak z nut i strzelał gole z regularnością karabinu maszynowego. Znakomitą formą błysnął w fazie play-off, w której wygrał dwie kluczowe klasyfikacje: strzelecką (13 goli) i kanadyjską (19 punktów). Z kolei w38 meczach sezonu zasadniczego zdobył 16 bramek i zanotował 26 asyst.

GKS Katowice obronił tytuł mistrzowski, a „Profesor” był niewątpliwie jednym z głównych architektów tego sukcesu.

Na grę doświadczonego środkowego patrzyło się z przyjemnością. Wierzymy, że Grzegorz Pasiut równie dobrze zaprezentuje się w zbliżających się wielkimi krokami Mistrzostwach Świata Dywizji IA.

Wyniki głosowania MVP według kibiców (lajki + serduszka)

Grzegorz Pasiut (GKS Katowice) – 498

Krystian Dziubiński (Re-Plast Unia Oświęcim) – 485

Bartosz Fraszko (GKS Katowice) – 279

John Murray (GKS Katowice) – 277

John Dupuy (GKS Tychy) – 138

Alexandre Boivin (GKS Tychy) – 92

Patryk Wronka (Comarch Cracovia) – 70

Mark Kaleinikovas (JKH GKS Jastrzębie) – 18.

 

Trener sezonu – Jacek Płachta

Tytuł mistrzowski, Superpuchar Polski i niezłe występy w Hokejowej Lidze Mistrzów – tak w telegraficznym skrócie wyglądał sezon w wykonaniu GKS-u Katowice. Nie byłoby tych sukcesów, gdyby nie osoba Jacka Płachty, który w pełni zasłużył na tytuł trenera sezonu 2022/2023.

„Bij mistrza”– to hasło przyświeca każdemu zespołowi, który krzyżuje kije z urzędującym czempionem. Na początku był to jednak pusty slogan, bo katowiczanie dobrze rozpoczęli sezon i po dwóch rundach zajęli pierwsze miejsce, które pozwoliło im przystąpić do Pucharu Polski z najbardziej uprzywilejowanej pozycji.

Do tego czasu gra GieKSy wyglądała naprawdę dobrze. Podopieczni Jacka Płachty mogli pochwalić się efektownym stylem i najlepszą grą w destrukcji, którą firmował świetnie spisujący się w bramce John Murray.

Za ofensywne poczynania w głównej mierze odpowiedzialny był tercet Bartosz Fraszko – Grzegorz Pasiut – Brandon Magee. Ci trzej gracze byli wiodącym atakiem w całej lidze, niezwykle niebezpiecznym i skutecznym. Nad grą urzędujących mistrzów Polski i pracą, jaką wykonał Jacek Płachta cmokano z zachwytu. Na dodatek w październiku ekipa z alei Korfantego sięgnęła po Superpuchar Polski, wysoko pokonując na własnym lodzie Comarch Cracovię 7:1.

Jednak później pojawił się solidny dołek formy. Dalekie podróże i nawarstwiające się zmęczenie sprawiły, że GieKSa zapłaciła „podatek” od Hokejowej Ligi Mistrzów. Zaczęła przegrywać z ligową czołówką i systematycznie spadała w ligowej tabeli. Do tego doszła przegrana w półfinale Pucharu Polski z GKS-em Tychy 0:2, która sprawiła, że w klubie doszło do roszad personalnych. Z ekipy odeszli fiński obrońca Niko Mikkola oraz szwedzki napastnik Christian Blomqvist. W ich miejsce zostali zakontraktowani Robert Mrugała i Juraj Šimek. Zwłaszcza sprowadzenie byłego reprezentanta Szwajcarii dodało ekipie ze stolicy województwa śląskiego jakości w ofensywie.

Trener Jacek Płachta, wspólnie ze swoim asystentem Ireneuszem Jaroszem, dobrze diagnozowali problemy i na chłodno wyciągali wnioski. Postawili na ciężką pracę i pokorę. Ich wypowiedzi były oszczędne i stonowane.

W ćwierćfinale play-off GieKSa po siedmiu meczach pokonała JKH GKS Jastrzębie, a następnie faworyzowaną Comarch Cracovię. Te dwie serie napędziły katowiczan i były mocnym zastrzykiem pewności siebie. W finale ograli tyszan 4:0 i sięgnęli po drugi z rzędu tytuł mistrzowski.

Należy też podkreślić, że szkoleniowiec GieKSy dokonał kilku udanych roszad w składzie, które pozwoliły stworzyć trzy niezwykle solidne ataki. W pierwszym występowali Bartosz Fraszko, Grzegorz Pasiut i „odkurzony” Mateusz Bepierszcz, w drugim znaleźli się Juraj Šimek, Joona Monto i Matias Lehtonen, a w trzecim Brandon Magee, Teemu Pulkkinen i Hampus Olsson. W ten sposób jego zespół zyskał sporą elastyczność. Eksperci przekonują, że ta zagrywka miała ogromny wpływ na to, że złote medale zawisły na szyjach zawodników z alei Korfantego.

Wiemy już, że 53-letni szkoleniowiec przedłużył swój kontrakt z katowickim klubem o kolejne dwa lata i stanie przed szansą zdobycia mistrzowskiego hat tricka!

– Nasz wspólny wysiłek dał nam sukces w postaci dwóch mistrzostw Polski. Jestem bardzo dumny z tego, że mogę tutaj pracować, czuję się dobrze w Katowicach i cieszę się na dalszą współpracę w przyszłości. W GKS-ie mogę liczyć na profesjonalną organizację i wsparcie naszej pracy – stwierdził Jacek Płachta.

 

Bramkarz sezonu – John Murray

John Murray znów pokazał, że można na niego liczyć. Dał GKS-owi Katowice ogromną jakość, spokój w tyłach i walnie przyczynił się do obrony mistrzowskiego tytułu. Przy okazji „sprzedał” też prztyczka w nos działaczom GKS-u Tychy, którzy po sezonie 2020/2021 lekką ręką z niego zrezygnowali. Tytuł najlepszego bramkarza sezonu 2022/2023 nie mógł powędrować do nikogo innego.

Zapewne znajdą się też krytycy 35-letniego golkipera, którzy od razu wysuną argumenty o jego słabszej dyspozycji w grudniu i na początku stycznia. Przyjmujemy je do wiadomości, ale od razu śpieszymy z wyjaśnieniem, że bycie sportowcem to nie tylko dobre momenty. To nie tylko stabilna forma i szereg udanych interwencji. Równie ważne jest to, w jaki sposób podnosisz się po porażkach, bo te również się zdarzają. A przecież każda z nich – jak mawiał klasyk – jest nawozem sukcesu. I za ten właśnie aspekt golkiperowi pochodzącemu z Pensylwanii należą się spore słowa uznania.

Sezon trwa od września do marca, a czasami nawet do połowy kwietnia. Tuż na początku tegorocznej hokejowej drogi John Murray zademonstrował znakomitą formę. GieKSa z „Jaśkiem Murarzem” w bramce udanie zaprezentowała się w Hokejowej Lidze Mistrzów. To on powstrzymał napastników ZSC Lions Zurych i pomógł sięgnąć katowiczanom odnieść pierwsze zwycięstwo w tych prestiżowych rozgrywkach. Podopieczni Jacka Płachty wygrali z mistrzem Szwajcarii 2:1 po dogrywce, a Murray zanotował w tym meczu 32 udane interwencje i skuteczność interwencji na poziomie 97 procent.

W Polskiej Hokej Lidze ekipa z alei Korfantego po dwóch rundach zajmowała pierwsze miejsce i w niezwykle spokojny sposób wywalczyła przepustkę do rozgrywek Pucharu Polski. Styl gry katowiczan był efektowny i efektywny. Zarówno w aspektach defensywnych, jak i ofensywnych.

Później przyszła wygrana w Superpucharze Polski i dołek formy całej drużyny objawiający się tym, że katowiczanie nie sięgnęli po Puchar Polski i do fazy play-off przystąpili z czwartego miejsca.

W ćwierćfinale i półfinale play-off katowiczanie grali z nożem na gardle, ale potrafili wyjść zwycięsko z tych starć, co również było zasługą Johna Murraya. Z kolei w finale ekipa dowodzona przez Jacka Płachtę pokonała GKS Tychy 4:0, co było z pewnością szczególne dla 35-letniego golkipera. Dlaczego? Otóż działacze tyszan po sezonie 2020/2021 postawili na reprezentancie Polski krzyżyk. On swoją dyspozycją i znakomitymi interwencjami pokazał im, że boleśnie się wtedy pomylili.

Na sam koniec zerknijmy w statystyki. W sezonie zasadniczym John Murray wystąpił w 36 spotkaniach i interweniował w nich ze skutecznością oscylującą w granicach 92,5 procent oraz wpuszczał średnio 2,35 bramki na mecz. Dwukrotnie kończył mecz z czystym kontem. Z kolei w 18 spotkaniach fazy play-off poprawił swoje dokonania. Wpuszczał średnio 2,24 gola na mecz, a na jego koncie widniały też jeden shutout i uwaga… 93-procentowa skuteczność interwencji. Bronił niezwykle solidnie i nie popełniał większych błędów, choć lubił wyjeżdżać z bramki orazgrać kijem,często na granicy ryzyka.

– Patrząc przez pryzmat całego sezonu John Murray ponownie pokazał, że jest obecnie najlepszym bramkarzem w Polskiej Hokej Lidze. Dobrego bramkarza – podobnie jak mężczyznę – poznajemy nie po tym jak zaczyna, ale po tym jak kończy. W przypadku „Jaśka” początek sezonu był bardzo dobry, równa gra w lidze i bardzo dobre występy w CHL. Potem w grudniu i styczniu pojawił się lekki kryzys, co jest częste przy dużej ilości rozegranych spotkań – wyjaśnił Mariusz Kieca, były golkiper polskich klubów i reprezentacji naszego kraju, a obecnie ceniony ekspert.

Jednak faza play-off to już popis Murraya, który z każdym meczem – jak cały zespół – grał pewniej. Był super skoncentrowany i sięgnął z drużyną po kolejny tytuł. Dał drużynie dużą pewność z tyłu. Jak zawsze dobrze sobie radził z grą kijem i w najważniejszych momentach meczu bronił pewnie i nie popełniał błędów. Myślę, że takim dopełnieniem tego dobrego sezonu może być jeszcze awans do Elity z reprezentacją, czego jemu oraz całej polskiej kadrze życzę – dodał.

 

Miarka opuści GKS Katowice?

Maciej Miarka, który przez ostatnie trzy lata był zawodnikiem GKS-u Katowice, może zmienić otoczenie. Jego usługami jest zainteresowany klub, z którym 22-letni bramkarz był już wcześniej związany.

Miarka, który jest wychowankiem ŁKH Łódź, rozegrał w tym sezonie 4 mecze fazy zasadniczej. Jak się w nich zaprezentował? Naprawdę dobrze. Bronił ze skutecznością oscylującą w granicach 97 procent i wpuszczał średnio 0,75 bramki na mecz. Zachował też dwa czyste konta.

Dane było mu wystąpić też w jednym meczu Hokejowej Ligi Mistrzów. GieKSa przegrała na wyjeździe z Fehérvár AV19 0:1, a Miarka skapitulował po strzale Alexa Petana. W tym meczu obronił 26 uderzeń rywali i zachował imponującą skuteczność – 96,3 %.

W decydującej fazie sezonu trener Jacek Płachta całkowicie zaufał Johnowi Murrayowi, a 22-letni golkiper obserwował spotkania swojego zespołu z perspektywy boksu.

Z naszych informacji wynika, że jego postawie od dłuższego czasu przyglądają się działacze JKH GKS-u Jastrzębie. Maciej Miarka miał już okazję grać w drużynach młodzieżowych tego klubu w latach 2017-2020. Szefostwo ekipy znad czeskiej granicy zapewne kusi utalentowanego golkipera częstszymi występami. A Miarka wchodzi już w taki wiek, w którym potrzebuje regularnej gry.

O tym, że potrafi bronić, pokazały nie tylko mecze poprzedniego sezonu PHL, ale również ostatnie spotkanie reprezentacji Polski z Węgrami, wygrane przez biało-czerwonych 3:2. Miarka zaprezentował się w nim z dobrej strony i wydaje się, że to właśnie wychowanek ŁKH Łódź prowadzi z Davidem Zabolotnym w wyścigu opozycję numer dwa w bramce „Orłów” na Mistrzostwa Świata Dywizji IA. Te rozpoczną się już w przyszłym tygodniu w Nottingham.


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.

Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.

Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.

Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.

Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.

Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.

Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.

Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂

Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.

Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.

Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.

Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Coraz bliżej… Narodowy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski. 

Kontynuuj czytanie

Felietony

I co, niedowiarki?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.

Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić.  Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.

O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.

Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.

Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.

Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.

Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.

Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.

Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.

W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?

Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.

Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.

Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.

Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.

Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.

Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.

O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!

Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.

Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.

Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.

GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.

Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.

A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.

Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga