Dołącz do nas

Prasówka

Tygodniowy przegląd mediów: Poznaliśmy grupy Pucharu Kontynentalnego

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które obejmują sekcję piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.

Wszystkie pierwsze drużyny seniorskie poszczególnych sekcji zakończył grę w swoich ligach. Działacze naszego klubu zaczęli podpisywać pierwsze kontrakty z zawodniczkami i zawodnikami poszczególnych sekcji. Poznaliśmy szczegółowy „rozkład jazdy” Fortuna I Ligi (rozpiska dla GieKSy do sprawdzenia na naszej stronie: TUTAJ). Hokeiści poznali rywali w rozgrywkach Pucharu Kontynentalnego.

 

PIŁKA NOŻNA

kobiecyfutbol.pl – Poważna kontuzja napastniczki GKS-u Katowice!

Podczas spotkania towarzyskiego reprezentacji Polski do lat 23 z Wietnamem kontuzji doznała Klaudia Maciążka.

22-letnia pomocniczka, która ma za sobą trzy występy w reprezentacji Polski przeszła szczegółowe badania, które wykazały zerwanie więzadła krzyżowego w lewym kolanie, które wymaga interwencji chirurgicznej.

W minionym sezonie Orlen Ekstraligi napastniczka wystąpiła w 22 ligowych spotkaniach, w których zdobyła 8 goli.

 

GKS Katowice zakontraktował dwie zawodniczki

Klaudia Słowińska i Julia Włodarczyk, które występowały dotychczas w AP Orlen Gdańsk podpisały kontrakty z GKS-em Katowice.

23-letnia Słowińska, która w zespole z Gdańska występowała od 2018 roku w zakończonym sezonie Orlen Ekstraligi rozegrała 18 spotkań, w których zdobyła 4 gole.

22-letnia Włodarczyk jest wychowanką AP Orlenu, a w minionym sezonie rozegrała na poziomie Orlen Ekstraligi 21 spotkań w których zdobyła 4 bramki.

 

sportdziennik.com – W lato z Mrózkiem

Były trener Rekordu Bielsko-Biała dołącza do sztabu szkoleniowego GieKSy. Dariusz Mrózek zostanie prawą ręką Rafała Góraka i wypełni lukę po Tomaszu Włodarku, który odszedł do Rakowa Częstochowa.

W Podhalu Nowy Targ do ostatniej kolejki sezonu toczył zacięty bój o II ligę ze Stalą Rzeszów. W minionych rozgrywkach prowadząc Rekord Bielsko-Biała napsuł mnóstwo krwi Polonii Bytom. Rozegrał też szereg sparingów z GieKSą, które cenił sobie trener Rafał Górak. Teraz znajdzie się z nim po tej samej stronie barykady. Dariusz Mrózek będzie nową twarzą w sztabie szkoleniowym katowickiego I-ligowca.

To dla GKS-u duże wzmocnienie. Na Bukową trafia trener z licencją UEFA Pro, którego rękę zawsze było widać w prowadzonych przez niego zespołach. Uzupełnia wakat powstały po odejściu Tomasza Włodarka do Rakowa Częstochowa. Włodarek, który podczas ligowych meczów często był widoczny przy linii bocznej, gdy akurat GKS wykonywał albo bronił się przed stałym fragmentem gry, był kuszony przez mistrza Polski już w zimowej przerwie. Częstochowianie oferowali nawet pieniądze za jego wykup, ale GieKSa, licząca wtedy po cichu na awans do ekstraklasy, jeszcze zatrzymała młodego asystenta.

„Dziękuję wszystkim. Życzę gry o najwyższe cele” – napisał na Twitterze na odchodne Włodarek, który łącznie przy Bukowej spędził dwa lata. Wcześniej prawą ręką Rafała Góraka był Dawid Szwarga, czyli nowy trener Rakowa. Zarówno Szwarga, jak i Włodarek, to podobna myśl szkoleniowa, współpracują zresztą ze sobą ściśle od lat w grupie Deductor.

Teraz w sztabie nie będzie ani jednego, ani drugiego. Z niego ubył też analityk Łukasz Tomczyk. Pozyskanie Mrózka powinno merytorycznie zrekompensować tę stratę. Kto wie, czy 48-latek z Bielska-Białej nie okaże się wkrótce naturalnym następcą Góraka. Kibice wiosną domagali się jego odejścia, ostatecznie został, mając jeszcze przez rok ważny kontrakt i przed nim piąty z rzędu sezon w GKS-ie. Wiceprezes Krzysztof Nowak, który wkrótce w pełni przejmie stery w spółce z rąk Marka Szczerbowskiego, postawił przed nim za cel znalezienie się w barażach o ekstraklasę.

Kurczy się grupa zawodników, którzy byli w zespole 4 lata temu, gdy Górak wracał do GKS-u, kiedy ten był odbudowywany po spadku z I ligi. Wczoraj klub poinformował o rozstaniu z dwoma graczami pamiętającymi doskonale tamten II-ligowy czas: Zbigniewem Wojciechowskim i Marcinem Urynowiczem. Ich kontrakty wygasają 30 czerwca i nie zostaną przedłużone. Podobne decyzje zapadły w kontekście Marko Roginicia, Dominika Kościelniaka, Michała Kołodziejskiego i Daniela Tanżyny. Z kolei Daniel Dudziński wraca do Zagłębia Lubin po okresie rocznego wypożyczenia. Trudno tu mówić o jakichkolwiek zaskoczeniach. Wojciechowski do pewnego momentu, jako młodzieżowiec pozyskany z Goczałkowic i rekomendowany przez Łukasza Piszczka, rozwijał się obiecująco, ale w I lidze nie odegrał już znaczącej roli. Urynowicz też ostatnio miał status zmiennika.

Kibice pamiętać mu będą sezon zakończony awansem, gdy był najlepszym strzelcem zespołu i wybrano go najlepszym piłkarzem roku w GKS-ie, za co nagrodzono go „złotym bukiem”. Roginić był przez trenera Góraka określany jednym z najlepszych napastników I ligi, ale Chorwat na boisku nie nawiązał do tych słów. Kościelniak będzie miło wspominany dzięki bramce na wagę wygranej w derbach z Ruchem. Kołodziejski wywalczył w Katowicach awans, ale szczebel wyżej sprokurował kilka rzutów karnych, zaś Tanżyna przegrał ze zdrowiem, a wiosną po słabym początku nie podniósł się z ławki. Dudziński jako wypożyczony z ekstraklasy młodzieżowiec nie nawiązał choćby do poziomu prezentowanego sezon wcześniej przez Filipa Szymczaka.

Wiceprezes Nowak zapowiada, że GKS dokona 5-6 transferów. Na Bukową trafia Aleksander Komor, 28-latek dotąd występujący w Resovii, z ekstraklasowym doświadczeniem z Łęcznej i Podbeskidzia. Sprowadzenie środkowego obrońcy w obliczu rozstań z Tanżyną i Kołodziejskim było potrzebą chwili. Skoro mowa o tej pozycji, nadal pod znakiem zapytania stoi przyszłość Grzegorza Janiszewskiego. Jego kontrakt też wygasa 30 czerwca, negocjacje są w toku. Przedłużona zostaje natomiast umowa Adriana Błąda. Doświadczony pomocnik, zawodnik o najdłuższym stażu w zespole, ma grać w GKS-ie przez kolejne dwa sezony.

 

Maczek wraca na Śląsk

Zdjęcie samochodowej nawigacji z wytyczonym kierunkiem „Bukowa” opublikował wczoraj przed południem Mateusz Mak.

31-letni pomocnik pochodzący z Suchej Beskidzkiej to kolejny po Aleksandrze Komorze nabytek GieKSy w tym okienku transferowym mogący uchodzić za zawodnika bardzo doświadczonego i z ekstraklasową przeszłością. Na najwyższym szczeblu rozegrał ponad 160 spotkań, zdobył 27 bramek. Ostatni sezon, w Stali Mielec, zakończył z bilansem 25/2. Jego wygasający 30 czerwca kontrakt w klubie z Podkarpacia nie został przedłużony.

„Maczek” trafia na… przeciwną stronę chorzowskiego parku. Jako junior wraz z bratem bliźniakiem (obecnie Wieczysta Kraków) szkolił się w Stadionie Śląskim. Stamtąd kilkanaście lat temu trafił do Ruchu Radzionków, prowadzonego przez Rafała Góraka. Szkoleniowiec GieKSy wprowadzał go wtedy do seniorskiej piłki, a chciał sprowadzić Maka na Bukową już spory czas temu. Teraz ta sztuka się powiodła.

Katowiczanie zyskują zawodnika ogranego. Jako kolejny przedstawiciel rocznika 1991 wraz z Adrianem Błądem i Rafałem Figielem należeć będzie do starszyzny szatni. Choć nie omijały go problemy zdrowotne, w Mielcu i tak grał regularnie. Przez trzy ekstraklasowe sezony zanotował 70 występów i strzelając 13 goli.

Mak przywiązywał się do miejsc – w Stali spędził cztery sezony. Z kolei w Radzionkowie – 2, a w Bełchatowie – 3,5. Dobrze też czuł się na Śląsku. To tu w 2019 roku, wieńcząc 4-letni pobyt w Gliwicach, osiągnął swój największy sukces zostając mistrzem Polski z Piastem. Przyczynił się do niego 20 występami i 1 trafieniem. Można stwierdzić, że drugiego utytułowanego zawodnika w GieKSie dziś nie ma.

 

Coś oddać Katowicom…

Być może podejmuję ostatnie wyzwanie zawodowe w życiu. Mam nadzieję, że zrobimy w piłce nożnej coś dobrego – mówi Krzysztof Nowak, który wkrótce oficjalnie rozpocznie prezesurę w GKS-ie Katowice.

Nie chciałbym, byśmy za mojej prezesury walczyli o dziesiąte, jedenaste czy dwunaste miejsce. Słowo-wytrych to dla mnie Puszcza Niepołomice. Kiedy ktoś mówi, że się nie da, to go używam – mówi Krzysztof Nowak, wiceprezes (jeszcze) GieKSy, który od lipca ma już formalnie przejąć stery z rąk Marka Szczerbowskiego i rozpocząć rządy przy Bukowej.

Podczas swojej pierwszej konferencji prasowej przy Bukowej wiceprezes Nowak powtórzył to, co powiedział wcześniej radnym na posiedzeniu Komisji Kultury, Promocji i Sportu – że GKS powinien mierzyć co najmniej w czołową szóstkę I ligi i udział w barażach o ekstraklasę.

– Jesteśmy poza nią już prawie 20 lat. W przyszłym roku będziemy obchodzić 60-lecie klubu. Trzeba stawiać sobie cele, być może w dwóch taktach. Bo czy będzie wielkim pogrzebem, jeśli zajmiemy 7. miejsce ze stratą 1-2 punktów do baraży? Jeśli to stanie się po walce w wyrównanej lidze? Moim zdaniem nie, dlatego taki cel powinien być. Spróbujmy powalczyć, w innym wypadku to się nie może udać – podkreśla Krzysztof Nowak.

Ten cel – co nie podoba się części kibiców – ma być realizowany pod wodzą Rafała Góraka. Szkoleniowiec rozpoczyna właśnie okres przygotowawczy do piątego z rzędu sezonu w Katowicach.

– Opinia piłkarska w Polsce była przygotowana na rozwiązanie kontraktu z Rafałem Górakiem – przyznaje wiceprezes GieKSy. – Przeanalizowałem za i przeciw, to moja decyzja i biorę za nią pełną odpowiedzialność. Trener Górak dotąd realizował wszystkie cele stawiane przez zarząd, właścicieli i ma kontrakt ważny jeszcze przez rok. Drużyna absolutnie go popiera, akceptuje, chce grać pod jego skrzydłami. W długiej rozmowie powiedział: „Prezesie, skoro w aktualnych realiach budżetowych przymierzamy się do walki o baraże, to ja taką walkę podejmuję”.

– To słowa trenera, cytuję je. Będzie to trudne, bo wiemy, jakie zespoły – Termalica, Wisła – nie awansowały, jakie awansowały, czyli Motor Lublin i Polonia Warszawa, a także jakie spadły z ekstraklasy. Pierwsza liga stanie się o wiele bardziej wyrównana i dużo silniejsza niż w poprzednim sezonie, co do tego nie mamy żadnych wątpliwości. Ale ja się nie boję wyzwań i tak powiedziałem drużynie w szatni. Może to być odbierane różnie. Być może niektórzy powiedzą, że facet przyszedł z innego sportu, nie zna realiów, albo że pozjadał rozumy i wszystko wie. Ale cele w sporcie przecież trzeba sobie stawiać. Tak zostałem nauczony, tak działałem i tak motywowałem zawsze ludzi, by mieć je jak najwyższe – tłumaczy Nowak.

Przyszły sternik GieKSy szacuje, że rozwiązanie kontraktu z Rafałem Górakiem oraz zatrudnieniem nowego sztabu wiązałoby się z kosztami na poziomie 400-500 tysięcy złotych, co było dodatkowym argumentem za tym, by nie dokonywać zmiany trenera.

– Podobno jestem nielubiany, że na komisji sportu powiedziałem, iż to nie Rafał Górak nie strzelał, nie wykorzystał w rundzie wiosennej trzech rzutów karnych. No nie strzelał! A gdyby wpadły te karne, to może bylibyśmy w tym roku w okolicach strefy barażowej. Ta drużyna zagrała znakomity mecz z Ruchem, wygrała z Łęczną, w kilku innych była zdecydowanie lepsza, a piłka nie wpadała do siatki. Nie poukładało się. Teraz musimy dokonać wzmocnień na pozycjach, które wymagały dublerów. Łącznie szykujemy 5-6 transferów.

– Trener Górak ma kontrakt ważny przez rok i nic do stracenia. Może robić wszystko, eksperymentować, zmieniać ustawienie, skład, może grać odważniej. Wie, że jeśli zrobi wynik, na który czekają kibice, właściciel, zarząd, to przedłuży mu się umowa. Nie zdradzam jej warunków, to tajemnica, ale warto, by powalczył. Wiele klubów dokonywało chaotycznych ruchów, ulegało presji, wymieniało sztaby, a potem i tak nie osiągało swoich celów. Uważam, że stabilizacja jest potrzebna. Biorę za to odpowiedzialność. Z trenerem Górakiem pracuje nowy dyrektor sportowy Dawid Dubas, zna doskonale GKS, to młody człowiek o dużym stażu i niewiarygodnej wiedzy o piłce nożnej; bardzo uczciwy, poukładany i zaangażowany. To kolejna moja decyzja, której będę bronił, dopóki będę prezesem – mocno akcentuje Krzysztof Nowak.

Sekcja piłkarska GKS-u na 2023 rok uzyskała dotację z miasta w wysokości 7 mln zł. Kształtowanie ambitniejszego celu niż dotąd (utrzymanie) nie wpłynie póki co na jej zwiększenie. – Mówienie o budżecie, jaki mamy, jest czasami populistyczne – zaznacza wiceprezes.

– Prowadzimy rozmowy dotyczące pozyskania nowych zawodników. Widzę, jakie kwoty padają z naszej strony oraz to, że za chwilę niektórzy idą do innego klubu, bo ktoś oferuje im tam 5-7 tysięcy więcej. Przepraszam, ale takie są realia. W opinii publicznej funkcjonuje przekonanie, że GKS dostaje niewiarygodnie wielkie pieniądze. Poproszę dyrektorów sportowych naszych sekcji, by wykonali zestawienia, jak wyglądają budżety GKS-u w porównaniu do innych klubów. Jeden z najniższych w siatkówce, nie mamy najwyższego ani w piłce nożnej kobiet, ani w hokeju – dodaje Nowak.

– Jeżeli chodzi o piłkę nożną mężczyzn też nie jest nie wiadomo jak wysoki. Mówienie, że mamy tyle pieniędzy, to populizm. Jednym z zadań wyznaczonych mi przez prezydentów jest pilnowanie budżetu. Nie chcę używać nazw klubów, które zainwestowały bardzo dużo choćby teraz, w rundę wiosenną, z założeniem awansu do ekstraklasy, przez co powiększyły dziurę budżetową. Ja nie będę tylko i wyłącznie chodził do Urzędu Miasta.

– Spróbujemy pozyskiwać środki z zewnątrz. Może przekonamy kogoś tym ambitnym zadaniem, chęci powalczenia o baraże i dzięki temu zwiększymy budżet. Prezydenci mówią, że mamy w klubie narzędzia do pozyskiwania dodatkowych środków. Na tym chcę się skupić – wyjaśnia Krzysztof Nowak.

Jednym ze składników budujących stronę przychodową może być naturalnie dzień meczowy i frekwencja, a ta w Katowicach kuleje od lat. – Chciałoby się zbudować publiczność taką, by na mecze przychodziło po 4 tysiące osób. Klucz jest prosty – trzeba dobrze grać. Gdy będzie ambicja, dobra gra, kibice też będą. To tak jak z kinem. Na film oskarowy się przychodzi, a na gniota nie. Chcę o tę frekwencję powalczyć, choćby w kontekście oddania nowego stadionu. Jeśli będzie świecił pustkami, to będzie to ponury widok – nie kryje wiceprezes GKS-u.

Piłkarska GieKSa wymaga dziś wzmocnień nie tylko w samej kadrze zespołu. Odejście dyrektora Roberta Góralczyka i nominacja Dawida Dubasa sprawiły, że klubowi póki co ubyła jedna osoba. Ale pion sportowy ma zostać uzupełniony. – Czekam na rekomendację dyrektora Dubasa. W swojej działalności mam zasadę delegowania obowiązków. Skoro mu zaufałem, to on ma sobie dobrać współpracownika. Ja nikogo nie narzucam. Póki co, dyrektor Dubas wraz z trenerem Górakiem muszą skompletować skład na nadchodzący sezon – mówi Krzysztof Nowak. Przy okazji chciałby, by po odejściu Marka Szczerbowskiego zarząd został uzupełniony i nadal 2-osobowy.

– Nie wyobrażam sobie działania w pojedynkę. Gdy dojdzie do tego, że będę prezesem, muszę dobrać sobie kogoś do współpracy. Nie wyobrażam też sobie – bez względu na strukturę właścicielską – żeby ktoś narzucił mi mojego wiceprezesa. To ma być ktoś znający się na funkcjonowaniu klubu wielosekcyjnego – podkreśla wiceprezes GieKSy. On – jako wieloletni dyrektor AZS AWF Katowice – ma w tej materii bogate doświadczenie.

– Decyzja o przyjęciu propozycji prezydentów Krupy i Bojaruna w sprawie dołączenia do GieKSy była bardzo trudna i głęboko przemyślana. W AZS AWF zbudowaliśmy potęgę, 25-sekcyjny klub, zdobywający medale olimpijskie, uniwersjad. Zapytałem sam siebie, co jeszcze możemy tam zrobić. Już chyba nic. Teraz mam nadzieję, że zrobimy coś dobrego w GKS-ie, w piłce nożnej. Ale gwarancji nie ma, nie jestem zbawicielem. Tamte medale to przeszłość, być może podejmuję ostatnie wyzwanie zawodowe w życiu, choć powtórzyć wyniki prezesa Szczerbowskiego będzie bardzo trudno. Gdy włączyłem się w działalność GKS-u, rozgrywany był hokejowy play off. Kiedy zobaczyłem, jakie budzi emocje, że ludzie potrzebują zwycięstw GKS-u jak tlenu, nie umiałem też ukryć swoich emocji. Uznałem, że po tym, jak pojawiłem się tu w 1987 roku, spróbuję coś Katowicom oddać – kończy Krzysztof Nowak.

 

SIATKÓWKA

siatka.org – Łukasz Kozub wraca do Plusligi, zagra w GKS-ie Katowice

Po sezonie spędzonym na francuskich parkietach Łukasz Kozub zdecydował się na powrót do Polski. Wychowanek AKS Resovii w kolejnych rozgrywkach zasili szeregi GKS-u Katowice. Jest to pierwszy nowy zawodnik pozyskany przez katowicki zespół w międzysezonowej przerwie.

Dotychczas GKS Katowice informował o przedłużeniach umów z zawodnikami. Nadal w jego barwach występowali będą: Jakub Jarosz i Damian Domagała (atakujący), Bartosz Mariański i Dawid Ogórek (libero), Sebastian Adamczyk (środkowy) oraz Wiktor Mielczarek (przyjmujący). Przyszedł czas na pierwszy transfer. W międzysezonowej przerwie do drużyny prowadzonej przez Grzegorza Słabego dołączy grający na pozycji rozgrywającego Łukasz Kozub.

Nowy zawodnik GieKSy dał się poznać siatkarskiej Polsce jako podstawowy zawodnik młodzieżowej kadry Polski, która w latach 2015-2017 sięgała po mistrzostwo świata i Europy w kategorii kadetów i juniorów. Kozub występował w biało-czerwonej drużynie m.in. z Jakubem Szymańskim i Damianem Domagałą. Nowy siatkarz górnośląskiego zespołu jako zawodnik SMS-u PZPS Spała w 2016 roku rywalizował z GKS-em Katowice w finałach I ligi, zakończonych zwycięstwem naszego Klubu. W PlusLidze Łukasz Kozub reprezentował do tej pory barwy MKS-u Będzin, Asseco Resovii Rzeszów oraz Trefla Gdańsk. W 2022 roku Kozub doczekał się pierwszego powołania do seniorskiej reprezentacji Polski oraz występów w Lidze Narodów. Ostatni sezon spędził we Francji, gdzie reprezentował Stade Poitevin Poitiers, z którym uplasował się na dziesiątej pozycji.

– Łukasza nikomu przedstawiać nie trzeba. Dał się zapamiętać kibicom GieKSy jeszcze podczas pobytu naszej drużyny w I lidze, gdzie kierował grą SMS-u PZPS Spała, z którym nasz zespół rywalizował w finale. Od tego czasu stale podnosił swoje umiejętności, grając w klubach z Będzina, Rzeszowa i Gdańska, a ostatni sezon spędzony we Francji był dla niego kolejnym udanym sprawdzianem. Nie będę ukrywał, że bardzo na niego liczymy i wierzymy, że skutecznie poprowadzi grę naszej drużyny – powiedział Jakub Bochenek, dyrektor siatkarskiej sekcji GKS-u Katowice.

 

GKS ma nowego środkowego

GKS Katowice zaprezentował nowego zawodnika, który w przyszłym sezonie zasili szeregi tego zespołu. Jest nim Łukasz Usowicz, który poprzedni sezon spędził w MKS-ie Będzin.

24-letni środkowy Łukasz Usowicz nieprzerwanie od 2013 roku występował w Norwidzie Częstochowa. Po pięciu latach opuścił seniorską drużynę spod Jasnej Góry i zagrał sezon w Będzinie. Teraz będzie miał okazję zaprezentować się w PlusLidze. Będzie to jego pierwszy sezon w najwyższej klasie rozgrywkowej.

– Decyzja zapadła bardzo szybko, a przekonało mnie to, że po tylu latach spędzonych na pierwszoligowych parkietach chciałem w końcu spróbować swoich sił w PlusLidze, a GKS Katowice jest do tego idealnym miejscem. Mam nadzieję, że dostanę swoje szanse. Sezon jest długi i każdy będzie miał okazje pograć – skomentował swój transfer Łukasz Usowicz.

– Obserwowaliśmy Łukasza już od kilku sezonów i w końcu udało nam się nawiązać współpracę. W minionym sezonie pokazał ponad wszelką wątpliwość, że ma wszystko, by występować na poziomie PlusLigi. Cieszymy się, że nasze drogi w końcu się skrzyżowały i zobaczymy go w naszych barwach – powiedział Jakub Bochenek, dyrektor siatkarskiej sekcji GKS-u Katowice.

Doświadczony przyjmujący dołączył do GKS-u

Do składu GKS-u Katowice na sezon 2023/2024 dołączył Marcin Waliński, 32-letni przyjmujący pochodzący z Trzcianki. Popularny „Kipek” rozegrał już 14 sezonów i ponad 300 spotkań na poziomie PlusLigi.

Marcin Waliński przygodę z siatkówką rozpoczynał w 2002 roku w MKS-ie MDK Trzcianka, skąd w 2006 roku przeniósł się do EKS-u Skry Bełchatów. Spędził tam trzy lata. Seniorską karierę rozpoczął w 2009 roku, gdy trafił do Delecty Bydgoszcz, w której zadebiutował w PlusLidze.

Po sześciu sezonach spędzonych w Bydgoszczy na rok przeniósł się do Indykpolu AZS Olsztyn, a następnie wybrał się na południe Polski, do MKS-u Będzin. W 2018 roku trafił do Zawiercia, a po dwóch latach wrócił na północ kraju, do Ślepska Malow Suwałki. W kolejnym sezonie grał w Cuprum Lubin, a później przeniósł się znów do Warty Zawiercie.

– To była szybka akcja transferowa, bo dogadaliśmy się w trzy, cztery dni. W ogóle była to ciekawa historia, bo miałem już podpisany kontrakt w Będzinie, ale tylko na występy w PlusLidze. MKS do PlusLigi nie awansował, więc byłem wolnym zawodnikiem. Cieszę się, że tu jestem, bo gdyby nie oferta z Katowic, to byłoby ze mną ciężko. Na GKS zawsze miło się patrzyło, bo to zespół, który walczy do końca. Był stworzony z walczaków i będzie tak samo. Cieszę się, że mogę być częścią tej drużyny i z optymizmem patrzymy w przyszłość. Moim celem jest walczyć w każdym meczu, zdobywać punkty, wygrywać i przegrywać, ale zawsze jako drużyna – skomentował swój transfer Marcin Waliński.

– Temat zatrudnienia Marcina Walińskiego w GKS-ie pojawiał się już wcześniej, ale tym razem w końcu udało się doprowadzić wszystko do szczęśliwego końca. Wieloletnie doświadczenie i umiejętności Marcina doskonale uzupełniają się z młodzieńczą fantazją naszych zawodników. Wierzymy, że dzięki pozyskaniu Marcina linia przyjęcia będzie jedną z najlepszych, jaką GKS Katowice dysponował podczas kilkuletniego pobytu w PlusLidze – powiedział dyrektor siatkarskiej sekcji GKS-u Katowice Jakub Bochenek.

 

HOKEJ

hokej.net – Poznaliśmy grupy Pucharu Kontynentalnego. Z kim zagra GKS Katowice?

Hokeiści GKS-u Katowice poznali rywali, z którymi zmierzą się w grupie F Pucharu Kontynentalnego. Mistrzowie Polski będą rywalizować we Włoszech, a konkretnie w narciarskim kurorcie – Cortina d’Ampezzo.

Podopieczni Jacka Płachty rozpoczną zmagania od fazy półfinałowej. Wiemy już, że zostali przydzieleni do grupy F, która będzie rywalizować w urokliwej miejscowości Cortina d’Ampezzo, słynącej z licznych tras narciarskich i organizacji wydarzeń sportowych. Turniej odbędzie się w dniach17-19 listopada.

Rywalami mistrzów Polski będą gospodarze: SGC Hafro Cortina, czyli urzędujący mistrz Włoch i wicemistrz Ligi Alpejskiej, a także wicemistrz Danii Herning Blue Fox oraz zespół, który awansuje z poprzedniej rundy (grupy D). Będzie to najprawdopodobniej ukraiński Sokił Kijów lub węgierski Ferencvárosi TC.

Turniej finałowy odbędzie się w dniach 12-14 stycznia 2024. Awansują do niego po dwie najlepsze drużyny z grupy E (Cardiff Devils, Nomad Astana, Les Brûleurs de Loups de Grenoble oraz zwycięzca grupy C) i wspomnianej wyżej grupy F.

Przypomnijmy, że GKS Katowice po raz ostatni brał udział w rozgrywkach Pucharu Kontynentalnego w sezonie 2018/2019 i zajął w nich trzecie miejsce. Trenerem GieKSy był wówczas Tom Coolen.

 

Jacek Płachta wyróżniony przez prezydenta Katowic

W tym tygodniu odbyła się uroczysta gala wręczenia Nagród Prezydenta Miasta Katowice w dziedzinie sportu za rok 2022. Jedno z wyróżnień otrzymał Jacek Płachta, trener hokejowej sekcji GKS-u Katowice.

Katowicki trener został wyróżniony w kategorii „najlepszy działacz/trener sportowy”. Z pewnością ma to związek z faktem, iż GieKSa pokonała wówczas w wielkim finale play-off Re-Plast Unię Oświęcim 4:0 i sięgnęła po tytuł Mistrza Polski.

Również w tym samym roku zdobyli kolejne trofeum, którym jest Superpuchar Polski. Sięgnęli oni po niego w październiku ubiegłego roku, pokonując Comarch Cracovię 7:1 na własnej tafli.

– Hokeiści odnoszą sukcesy od dwóch lat i to naprawdę wielkie. Prezesowi Markowi Szczerbowskiemu udało się zbudować znakomity zespół. Nagrody są absolutnie zasłużone, a za rok na pewno prezydent wyróżni tę drużynę, dlatego że dwukrotny Mistrz Polski nie zdarza się zbyt często, no i Jacek Płachta to znakomity trener – Krzysztof Nowak, wiceprezes zarządu GKS Katowice.

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: kibicowski boom na GieKSę zachwyca

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W ostatnich tygodniach relacje z Częstochowy zdominowały czołówki serwisów sportowych w Polsce. Sprawcą zamieszania był przede wszystkim trener Marek Papszun, ale forma sportowa Medalików również jest godna podkreślenia. Jak w tym wszystkim odnajdują się kibice pod Jasną Górą? Zapytałem Roberta Parkitnego ze stowarzyszenia „Wieczny Raków”, który po raz drugi odpowiedział na nasze zaproszenie. Jednocześnie zachęcam do lektury naszej poprzedniej rozmowy, w której poruszyliśmy wiele tematów związanych z historią Rakowa i naszych pojedynków.

Meczem w Częstochowie otwieramy rundę rewanżową. Jak podsumujesz postawę Rakowa w pierwszej części sezonu?
Na początku Raków stracił, ale później odrobił i teraz nasze miejsce jest mniej więcej takie, jak należy. Natomiast z kilku względów była to dla nas ciężka runda, stąd wiele osób wyraża się o Rakowie negatywnie, nie mając pełnej wiedzy o tym, co tak naprawdę dzieje się w klubie. Ja nie mam potrzeby mówić i pisać o wszystkim tylko po to, aby zebrać dodatkowe lajki. Przede wszystkim kadra nie była odpowiednio zestawiona, aby łapać punkty na wszystkich frontach. Niektórzy powiedzą, że doszły duże nazwiska, takie jak Bulat, Diaby-Fadiga czy Konstantópoulos, mimo to na początku nie grało to, jak należy. Moim zdaniem drużyna potrzebowała czasu, aby wszystko mogło się zazębić. Zmian w kadrze było dużo, do tego doszły kontuzje, dlatego początek sezonu był ciężki. W pewnym momencie pojawiały się nawet głosy nawołujące do zwolnienia trenera, ale kryzysy trzeba przezwyciężać i cała sztuka polega na tym, aby w takich momentach karta się odwróciła. Nam się to udało i dziś idziemy jak burza w Europie, a w lidze też wyglądamy coraz lepiej. Uważam, że tę rundę zakończymy jeszcze dwoma zwycięstwami, niestety m. in. waszym kosztem. Koniec końców runda jesienna w naszym wykonaniu była dobra, natomiast jako kibic polecam krytycznie podchodzić do informacji podawanych w Internecie. Czasem spotykam się z opiniami, że ktoś nie pamięta tak słabego meczu, odkąd kibicuje Rakowowi – wtedy wiem, że nie mamy o czym rozmawiać, bo sam doskonale pamiętam ciężkie czasy w naszej całkiem niedawnej historii.

A co sądzisz o formie GieKSy?
Wydaje się, że ten sezon jest dla was cięższy niż poprzedni, w roli beniaminka. Z drugiej strony takie mecze jak pucharowy z Jagiellonią pokazują, że w waszej drużynie jest potencjał i gdybyś zapytał mnie o kandydatów do spadku, to nie wskazałbym w tym gronie GieKSy. Myślę, że te niegdyś „ulubione” przez was pozycje 8-12 w 1. lidze są teraz w waszym zasięgu, jeśli chodzi o Ekstraklasę. Natomiast z zachwytem obserwuję kibicowski boom na GieKSę, spowodowany m.in. nowym stadionem. Miałem okazję być w waszym sklepie „Blaszok”, który wygląda okazale, co chwilę przychodzili ludzie nie tylko na zakupy, ale też pogadać i zapytać o bieżące sprawy. Gdyby taki stadion jak wasz powstał w Częstochowie, to również byłby to dla nas impuls do kibicowskiego rozwoju.

Pytając o GKS w tym sezonie, przeważały opinie, że głównym powodem słabszej formy na początku sezonu był transfer Oskara Repki. Jak ten zawodnik odnalazł się pod Jasną Górą?
Pierwsze wejście Repki do zespołu było bardzo dobre. Z czasem nieco przygasł, być może z tego względu, że Marek Papszun wymaga więcej niż w większości innych klubów, nie tyle w kwestii samego zaangażowania na boisku, ale przede wszystkim całej otoczki. Była taka sytuacja po naszym meczu z Górnikiem, przegranym u siebie 0:1, który był chyba najsłabszy w całej rundzie: gra była fatalna i gdy po meczu trener nie przebierał w słowach, to mocno oberwało się m. in. Repce. Oskar wylądował na ławce i było to trudne zderzenie z rzeczywistością Marka Papszuna. Być może w GieKSie wyglądało to inaczej – po porażce trener reagował w inny sposób, jak przystało na beniaminka, natomiast w Rakowie wylicza się każdy błąd. Sam nie zwracam dużej uwagi na aspekty piłkarskie, ale czytałem opinie, że w ostatnim meczu ze Śląskiem Repka był jednym z naszych najsłabszych ogniw. Dla mnie jest to piłkarz z ogromnym potencjałem, pozostaje jednak pytanie, czy na dłuższą metę dopasuje się do naszego stylu gry. Z drugiej strony za chwilę w Rakowie będzie nowy trener, więc rola Repki też może się zmienić.

Jest też piłkarz, który kiedyś próbował podbić Częstochowę, a dziś nie wyobrażamy sobie bez niego GieKSy. Uważasz, że patrząc na obecną formę Bartosza Nowaka, odpuszczenie go przez Raków było błędem?
Przede wszystkim Bartek jest fajnym człowiekiem – otwartym, uśmiechniętym, radosnym. Widać, że gra sprawia mu przyjemność. Trudno uważać jego transfer za błąd. Kiedyś przygotowałem dla trenera statystykę zawodników, którzy nie sprawdzili się w Rakowie – większość wylądowała w 2. lub 3. lidze. Tacy jak Nowak są wyjątkami, ale nie znam dokładnie kulis jego odejścia – może sam na to nalegał, a może naciskał agent. Ja widziałbym Bartka w Rakowie, ale w tamtym czasie rywalizacja na jego pozycji była ogromna. Ponadto czasem po prostu tak jest, że w jednym klubie zawodnik gaśnie, a gdzie indziej, przy innym trenerze rozkwita i taki transfer okazuje się strzałem w dziesiątkę.

Gdy pojawiła się informacja, że Papszun wraca, miałem mieszane uczucia, zastanawiając się, czy jest szansa po raz drugi napisać tę samą historię” – to twoje słowa z naszej poprzedniej rozmowy. Wszystko wskazuje na to, że twoje obawy były słuszne.
Mimo całego zamieszania, jakie od kilku tygodni trwa w Częstochowie, z Markiem Papszunem wciąż mam dobre relacje. Po jednym z ostatnich meczów porozmawiałem trochę dłużej z trenerem i poznałem jego punkt widzenia oraz odczucia co do obecnej sytuacji w klubie. Dlatego teraz, gdy spotykam się z innymi kibicami i słucham niepochlebnych opinii na temat trenera, to staram się tonować nastroje. Trener Papszun nie jest idealny ani bezbłędny, ale takie sprawy często mają drugie dno i nie inaczej jest w tym przypadku.

Po ewentualnym odejściu Marek Papszun zachowa status legendy?
Pod koniec jego pierwszej kadencji byłem wśród inicjatorów uroczystego pożegnania trenera w naszym kibicowskim lokalu, wręczyliśmy mu też piłkę z napisem „trener – legenda”. Żegnaliśmy go jak króla, tymczasem niedługo później on wrócił. To dowód na to, że zarząd nie był przygotowany na jego odejście, decydując się na Dawida Szwargę. Poza tym nastroje byłyby inne, gdyby w poprzednim sezonie Raków zdobył mistrzostwo. Nie każdemu pasuje praca z Markiem Papszunem, ale trzeba pamiętać, że w tym, co robi, jest profesjonalistą i nawet w sytuacji, gdy jedną nogą jest w Legii, to jego piłkarze wychodzą na boisko przygotowani i wygrywają kolejne mecze. Po pamiętnej konferencji wielu w to zwątpiło – pojawiły się głosy, że piłkarze będą grać przeciwko trenerowi. Z kolei po wysokich zwycięstwach z Rapidem i Arką ci sami ludzie mówili: wygrali, bo chcieli zrobić na złość Papszunowi. Można oszaleć…

Po deklaracji trenera o chęci trenowania Legii studziłeś na Twitterze gorące głowy częstochowskich kibiców. Jakie uczucia dominują – zawód czy zrozumienie?
Zdecydowanie negatywnie odebrano tę wypowiedź trenera, przede wszystkim co do miejsca i czasu. Natomiast ja patrzę na to w inny sposób. Owszem, trener mógł to rozegrać inaczej, ale z drugiej strony, gdyby tego nie zrobił, a niedługo później wypłynęłaby informacja o jego przejściu do Legii, to spotkałby się z zarzutem, że nas zdradził i ukrywał prawdę. Wszyscy wiemy, że Papszun jest Legionistą, warszawiakiem i prowadzenie stołecznych zawsze było jego marzeniem. W Częstochowie zrobił kawał dobrej roboty, dlatego nie widzę w jego słowach aż tak dużej sensacji, jak przedstawiają to media.

Kwestia „transferu” Papszuna do Legii jest już oficjalna?
Nie mam pojęcia. Oficjalne jest porozumienie Rakowa z Łukaszem Tomczykiem – trenerem Polonii Bytom. Było już wiele wersji rozwoju sytuacji, natomiast jeśli miałbym obstawiać, to moim zdaniem Papszun zostanie w Częstochowie do końca rundy (kilka godzin później taką informację podał Tomasz Włodarczyk w serwisie meczyki.pl – przyp. red.).

W ostatnich tygodniach forma zarówno Rakowa, jak i GKS-u wyraźnie poszła w górę. To, co jeszcze nas łączy, to lanie od ostatniego w tabeli Piasta Gliwice. Jak do tego doszło w Częstochowie?
Na ten temat nie powiem zbyt wiele, bo choć w ciągu ostatnich 18 sezonów opuściłem zaledwie siedem domowych meczów Rakowa, to właśnie z Piastem był jeden z nich. Ani go nie oglądałem, ani też nie analizowałem tej porażki. Po pierwsze, Daniel Myśliwiec jest dobrym trenerem i szybko odcisnął swoje piętno na drużynie, a po drugie liga jest mega wyrównana i nawet tak niskie miejsce w tabeli jak Piasta nie znaczy, że nie potrafią się odgryźć. Inna sprawa, że Rakowowi zawsze lepiej gra się z drużynami z czołówki – nie wiem, czy to kwestia motywacji, czy czegoś innego. Mimo że Piast zdobył 6 punktów z naszymi drużynami, to uważam, że w końcowym rozrachunku znajdzie się mimo wszystko w trójce spadkowiczów.

Jeśli natomiast chodzi o czołówkę ligi, to wielokrotnie podkreśla się w mediach postawę Jagiellonii, która dobrze prezentuje się we wszystkich rozgrywkach. Tymczasem Raków radzi sobie równie dobrze, o ile nie lepiej, bo w przeciwieństwie do Jagi nadal ma szansę na Puchar Polski. Cele na ten sezon pozostają niezmienne?
Zdecydowanie. Zarówno trener, jak i piłkarze zarabiają takie pieniądze, że nie ma innego celu jak mistrzostwo. Pochwały dla Jagiellonii przypominają mi laurki dla Rakowa przy okazji marszu z 1. ligi do Ekstraklasy – jak to wszystko było doskonale poukładane. Jaga wygląda nawet lepiej – ogromny stadion, odpowiednie zaplecze infrastrukturalne i kibicowskie. Z kolei Raków jest w Polsce wyśmiewany przede wszystkim za brak stadionu. Mieliśmy swoje pięć minut zachwytów w mediach, a teraz każdy gorszy moment jest dodatkowo rozdmuchiwany. Nic się jednak nie zmienia: zarówno mistrzostwo, jak i Puchar Polski są dla nas mega ważne. Do tego jak najdłuższa gra w Lidze Konferencji. Po to sztab liczy tylu ludzi, by odpowiednio przygotować zespół do wszystkich rozgrywek, a wyniki muszą przyjść. Tym bardziej że w Pucharze robi się powoli autostrada do finału.

Musicie tylko uważać, by nie utknąć na bramkach z napisem „GKS Katowice”, ale przy odpowiednim zrządzeniu losu być może jeszcze będzie okazja o tym porozmawiać. Tymczasem skupiacie się na lidze i rozgrywkach europejskich. Czujecie się już w Sosnowcu jak u siebie?
W żadnym wypadku. Nie było tak ani w Bełchatowie, ani teraz w Sosnowcu. Trzeba być wdzięcznym włodarzom obu miast, że Raków miał gdzie grać, ale nie da się czuć dobrze poza Częstochową. Niby to tylko 60 kilometrów, ale każdy mecz w Sosnowcu bardziej przypomina bliski wyjazd niż mecz u siebie. Ciężko przyciągnąć tłumy na takie mecze, szczególnie tych najmłodszych – w Częstochowie byłoby to dużo prostsze. Sam stadion jest kapitalny do oglądania meczu, natomiast u siebie będziemy tylko w Częstochowie, choć na ten moment jest to nierealne. I pewnie w ciągu najbliższych lat się to nie zmieni.

Mimo że spodziewam się odpowiedzi, to i tak zadam ci to samo pytanie, co ostatnio: co nowego dzieje się w sprawie stadionu dla Rakowa?
Odpowiadam tak samo: nic się nie dzieje. Jakieś rozmowy się toczą, ale dopóki nie zobaczymy łopat na terenie budowy, to nie uwierzymy w żadne obietnice. Nie da się ukryć, że blokuje to rozwój klubu i Marek Papszun musi czuć to samo. Za każdym razem słyszy od prezesa, że rozmowy z Miastem są w toku – po pięciu czy sześciu latach można mieć już tego dość.

W poprzednim sezonie typowałeś gładkie 3:0 dla Rakowa w Częstochowie, tymczasem mecz potoczył się zupełnie inaczej.
Rzeczywiście, mój typ się nie sprawdził i po meczu śmiałem się w duchu, co ze mnie za znawca. Moim zdaniem tym meczem przegraliśmy mistrzostwo Polski, więc po czasie zabolało podwójnie. Szczególnie nie lubię przegrywać z Legią, Widzewem czy Lechem, a tutaj przyszła porażka z beniaminkiem. Mówi się trudno, bo takie wpadki się zdarzają. Myślę, że w najbliższą niedzielę 3:0 dla nas już musi być. Raków jest w gazie, a GieKSa będzie delikatnie podmęczona pojedynkiem z Jagiellonią, który musiał was sporo kosztować. Raków też co prawda grał ze Śląskiem, ale moim zdaniem wyglądało to trochę tak, jakby grał na pół gwizdka. Dlatego forma fizyczna będzie działać na naszą korzyść.

Wiem, że byłeś na Nowej Bukowej w pierwszej kolejce tego sezonu. Jak wrażenia?
Jak wspominałem w naszej poprzedniej rozmowie, tylko raz miałem okazję być na starej Bukowej – załapałem się na ostatni wyjazd w ubiegłym roku. W tym sezonie wiedziałem, że z powodu narodzin dziecka będę musiał odpuścić część wyjazdów, dlatego ucieszyłem się, że do Katowic jechaliśmy na samym początku i zdążyłem się do was wybrać. Miałem podobne odczucia jak z meczu w Lublinie – imponujący stadion, wszyscy ubrani na żółto, mnóstwo ludzi i kapitalny doping. Wielokrotnie podkreślałem, że doping ekip ze Śląska, takich jak GieKSa czy Górnik, to ścisły top w Polsce. Co do samego meczu to nie powiem za wiele, bo nie należę do tych, którzy szczególnie skupiają się na analizie boiskowych wydarzeń, najważniejsze było zwycięstwo 1:0. Cały wyjazd wspominam więc bardzo dobrze, z wyjątkiem incydentu z rozpylonym gazem, który wprowadził trochę zamieszania.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plusy i minusy po Rakowie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu z Rakowem można było odnieść wrażenie, że ktoś przewinął taśmę o kilka kolejek wstecz i z powrotem wrzucił GieKSę w tryb „mecz do ukłucia, ale nie do wygrania”. To nie był występ fatalny, ale zdecydowanie taki, który pozostawia po sobie uczucie niedosytu.

Kilka naprawdę obiecujących momentów w pierwszej połowie, trzy sytuacje, które aż prosiły się o lepsze ostatnie podanie lub dokładniejszy strzał, a jednocześnie za mało konsekwencji, by z Częstochowy wywieźć choćby punkt. Raków – drużyna w formie, w gazie, z szeroką kadrą – przycisnął po przerwie i to wystarczyło na jedno trafienie. Problem w tym, że my nie wykorzystaliśmy swoich szans wtedy, gdy mieliśmy ku temu przestrzeń. Zapraszam na plusy i minusy po meczu z Rakowem.

Plusy:

+ Pomysł na mecz w pierwszej połowie
Raków nie dominował od początku. GieKSa bardzo dobrze wyglądała w pressingu i w szybkim wyprowadzaniu piłki. Były momenty, w których to katowiczanie wyglądali dojrzalej – szczególnie do 30. minuty. Szkoda tylko, że z tego pomysłu nie udało się „wcisnąć” bramki.

+ Jędrych i Klemenz 
W pierwszych 30 minutach GieKSa miała sytuacje… po stałych fragmentach i dobitkach właśnie środkowych obrońców. Jędrych dwa razy huknął z powietrza tak, że gdyby piłka zeszła, choć o pół metra, mielibyśmy kandydata do gola kolejki. Klemenz czyścił kluczowe akcje Rakowa – chociażby Makucha z 19. minuty. Solidny występ tej dwójki, szczególnie w pierwszej połowie.

Minusy:

– Niewykorzystane setki
To jest największy grzech tego meczu. Sytuacja 3 na 1 w 37. minucie – Zrel’ák mógł strzelić albo wystawić, a nie zrobił… niczego. W drugiej połowie Marković z pięciu metrów trafił w poprzeczkę, mając przed sobą pół bramki. W takim spotkaniu, jeśli masz 2-3 okazje, to musisz coś z nich zrobić, jeśli chcesz myśleć o wygranej.

– Statyczna reakcja przy straconej bramce
To był gol, którego można było uniknąć, bo sama akcja nie była wybitnie skomplikowana. Niestety Galan był spóźniony, a Brunes zupełnie niekryty. Raków przyspieszył w drugiej połowie, ale to nie był jakiś huragan – po prostu konsekwentna i cierpliwa gra.

– Głęboko i chaotycznie w drugiej połowie
Po 60. minucie w zasadzie przestaliśmy utrzymywać piłkę. Oderwane akcje, straty, chaos, brak wyjścia do pressingu. Raków to wykorzystał i zamknął GieKSę na długie minuty. Paradoksalnie – nie tworzyli sytuacji seryjnie, ale całkowicie przejęli inicjatywę. A my nie potrafiliśmy odpowiedzieć.

Podsumowanie:

GKS nie zagrał w Częstochowie meczu złego. Zagrał mecz… do wzięcia. I właśnie dlatego jest tyle rozczarowania.

To spotkanie nie zmienia obrazu całej jesieni. Wręcz przeciwnie – potwierdza, że ta drużyna gra dobrze. 6 zwycięstw w 7 ostatnich meczach przed Rakowem to nie przypadek. 20 punktów po jesieni w tak spłaszczonej tabeli to naprawdę solidny wynik. GieKSa po fatalnym starcie wróciła do ligi z jakością.

Ten mecz można było zremisować. Można było nawet wygrać. Nie udało się – ale też nie ma tu powodu, by bić na alarm. Przy takiej dyspozycji, jak z Motoru, Korony, Niecieczy, Jagiellonii, Pogoni czy w pierwszej połowie z Rakowem – GKS będzie punktował. Wiosna zacznie się praktycznie od zera, bo cała dolna połowa tabeli wciągnęła się w walkę o utrzymanie.

GieKSiarz

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nowa Bukowa pisze swoją historię

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wydaje nam się, że i tak dużo przeżyliśmy w tym roku, GieKSa dokłada kolejną cegiełkę. Do wspomnień. Do historii. Do legendy. Rok 2025 to kolejny, który będziemy mogli wspominać z rozrzewnieniem i dumą. To nie jest jeszcze podsumowanie, bo czeka nas niedzielny mecz z Rakowem Częstochowa. Ale to, jak szybko Nowa Bukowa zaczęła pisać swoją historię, jest po prostu ewenementem. Ten stadion to już nie nowość i ciekawostka. To miejsce, w którym JUŻ przeżyliśmy piękne chwile, o których będziemy pamiętać na zawsze.

Wczorajsze późne popołudnie i wieczór było magiczne. Nie pamiętam tak głośnych i długich podziękowań i świętowania po meczu. Mimo mniejszej niż na meczach ligowych frekwencji było w tym tyle esencji, a euforia utrzymująca się po bramce Bartosza Nowaka była ciągle wyczuwalna. Nasz zespół osiągnął naprawdę wielki sukces ogrywając – nie waham się tego określenia użyć – obecnie najlepszą drużynę w Polsce. Tak, Jaga mimo chwilowego zawahania (które i tak nie jest naznaczone porażkami), jest w mojej opinii najlepiej i najrówniej grającą drużyną naszej ekstraklasy. I co najlepsze – GieKSa wygrała ten mecz zasłużenie. Znów żelaznym realizowaniem taktyki i przede wszystkim efektywnością w działaniu. Piłkarze Jagi dwoili się i troili próbując wejść w nasze pole karne, a wręcz bramkowe, ale zaraz mieli naprzeciw siebie gąszcz nóg i tułowi katowickich rywali. Nasi piłkarze byli jak smok, któremu w momencie obcięcia jednej nogi (czytaj minięciu jednego przeciwnika), wyrastały trzy nowe. Przez to Jaga nie stworzyła sobie bardzo klarownych sytuacji. Było kilka zamieszań, kilka strzałów z dystansu, kilka interwencji Strączka. Ale summa summarum, podobnie, jak w meczu z Pogonią, zagrożenia wielkiego z tej ofensywy Jagi nie było.

Pan Piłkarz Bartosz Nowak… Boże. Przecież to jest obecnie najlepszy piłkarz ekstraklasy. Inteligencja i efektywność tego zawodnika sprawia, że śmiało może on kandydować do najlepszego piłkarza GKS w ostatnim dwudziestoleciu. Przy czym nie mówimy tu o dorobku, długiej grze, tylko walorach czysto piłkarskich. Uważam, że od czasu Przemysława Pitrego nie mieliśmy tak dobrego zawodnika, tyle że Bartek i od tego zawodnika jest dużo lepszy. To inny poziom, inna liga. Cieszmy się, że mamy takiego piłkarza w swoich szeregach. W poprzednim sezonie trochę kręciliśmy nosem, bo choć zawodnik imponował swoimi niekonwencjonalnymi zagraniami i również był efektywny, zaliczał asysty, to jakoś mieliśmy wrażenie, że jest tego za mało, jak na jego potencjał. Teraz ten potencjał wybuchł ze zdwojoną siłą. Zawodnik jest to wprost doskonały i dla takich ludzi dzieci zaczynają się interesować piłką nożną i wieszają plakaty nad łóżkiem. Po prostu mistrz.

W wywiadzie dla GieKSaTV Bartek powiedział, że pierwsza bramka to w zdecydowanej większości zasługa Marcela Wędrychowskiego. Mam z tym stwierdzeniem problem, bo zgadzam się, ale nie do końca. To znaczy uważam, że większość zasługi w tym golu jest i Marcela, i Bartka. Wiem, że to wbrew logice, ale trudno. Zaraz się skupię na Marcelu, ale to co zrobił Bartosz tym minięcie na spokoju przeciwnika to też był majstersztyk. Przecież gdyby uderzył od razu, ryzykowałby trafieniem w blokujących przeciwników. A tak zamarkował strzał, nawinął i już nie miał żadnych przeszkód, by trafić do siatki. To był jego kunszt. Wielu piłkarzy stosuje nadmierne dryblingi, nawet w takich sytuacjach, ale często są one zupełnie bez sensu. Tutaj było to działanie w ściśle określonym celu – zwiększenia prawdopodobieństwa zdobycia bramki. I to się udało perfekcyjnie.

W pierwszej połowie Bartek często stosował taki subtelny pressing, próbował przewidzieć błąd rywala, więc gdy Piekutowski miał piłkę, robił taki ruch, to w lewo, to w prawo, by ewentualnie przeciąć piłkę. Dosłownie pomyślałem sobie wtedy, że mało prawdopodobne jest, że coś takiego się uda, ale po chwili przyszła druga myśl: Pan Piłkarz Bartosz Nowak wie, co robi i skoro tak robi, to jest duża szansa, że w końcu będzie z tego efekt. I choć nie bezpośrednio, to jednak taki błąd przeciwnika wykorzystał właśnie Marcel Wędrychowski. To jak katowicki De Bruyne wyczuł i doskoczył do golkipera gości, to też była klasa. Liczyła się szybkość. I oczywiście geneza tego gola jest po stronie Marcela. A potem był już kunszt Nowego.

W ataku zagrał tym razem Ilja Szkurin. Zawodnik przepychał się z rywalami, walczył. Sytuacji przez sporą część meczu nie miał. Ale jak już przyszło do pokazania swoich umiejętności, to i tu Białorusin spisał się świetnie. Najpierw świetne przyjęcie klatką, potem asysta oczywiście od Nowaka, no i pozostało już pewne wykończenie. Choć przyznam, że bardziej niż ten gol, podobało mi się zachowanie Ilji, przy golu na 3:1. Poszedł jak ten dzik na Vitala i już sam nie wiem, czy nasz zawodnik dziubnął tę piłkę czy rywal, ale ta agresja to było coś wspaniałego i doprowadziła ona do tego, że piłka trafiła pod nogi Nowaka, a ten – znów w wybitny sposób – strzelił niczym bilą do łuzy. W ogóle mam wrażenie między Szkurinem, a Nowakiem jest jakaś chemia, to jak współpracują i cieszą się wspólnie po bramkach, ten uśmiech na ustach i radość – coś pięknego. A Ilja w ogóle jeszcze punktuje u mnie dodatkowo tym, że ma kota – ale to już prywata 😉

Około 80. minuty byłem też pod wrażeniem jednej rzeczy i bardzo ceniłem nasz zespół. Mianowicie za to, że nie cofnęliśmy się do głębokiej defensywy. Oczywiście kilka razy byliśmy bardzo głęboko, bo Jaga rzuciła na nas wszystkie siły, do Imaza dołączyli Pululu czy Pietuszewski i mając dwubramkową stratę, logicznym było, że ruszą na nas. I czasem zakotłuje się w polu karnym. Jednak GieKSa starała się jak tylko mogła oddalić grę i dość często to się udawało. Ceniłem to dlatego, bo nieraz w takiej sytuacji zespoły cofają się już na stałe w swoją szesnastkę i tylko czekają na wymiar kary. Zamiast po prostu grać swoje. Powiedziałem sobie wtedy w duchu – właśnie w tej 80. minucie – że jeśli GKS straci dwa gole, to nie będę miał żadnych pretensji za ten sposób gry, bo ostatecznie to zmniejsza ryzyko utraty bramek, a nie zwiększa. Ostatecznie Jagiellonia strzeliła gola z rzutu karnego, bo Rafał Strączek w drugim meczu z rzędu znokautował rywala (poprzednio Kuuska, teraz Pozo), ale to była jedyna bramka gości w tym spotkaniu. I Rafał się do tego przyczynił również, broniąc dobrze i pewnie.

Ten mecz miał kilka analogii ze spotkaniem z ekstraklasy z poprzedniego sezonu. Znów wygraliśmy 3:1. Znów gola strzelił Pululu. I znowu katowiczanie zdobyli bramkę po fatalnym błędzie rywali w wyprowadzaniu piłki. Wtedy Nowak odebrał piłkę Halitiemu i gola strzelił Adrian Błąd, tym razem to Nowy był egzekutorem po świetnym odebraniu od Piekutowskiego. I znów euforia.

Dodajmy, że to już druga bramka w tym sezonie, w której nasz piłkarz odbiera piłkę bramkarzowi przeciwnika. W Płocku Rafałowi Leszczyńskiemu futbolówkę sprzed nosa zgarnął Marcin Wasielewski. Pressing się opłaca!

Nie zapominajmy też o świetnej defensywie naszej drużyny. To była kontynuacja gry z meczu z Pogonią. Poświęcenie, żółty (w tym przypadku czarny) mur naszych piłkarzy, wślizgi, bloki i wybloki. To co było naszym mankamentem na początku sezonu, w dwóch ostatnich meczach stało się chlubą. Nasz zespół znakomicie gra w obronie. A jeśli dołożymy do tego fakt, że nie opieramy się tylko na kontrach, tylko budujemy ciekawie swoje akcje ofensywne, można powiedzieć, że rozwój tej drużyny trwa w najlepsze.

Kolejnym naszym problemem były tracone nałogowo bramki do szatni. Już o tym zapomnieliśmy, choć Pululu akurat trafił na kilka minut przed końcem. Ale ostatnio mamy mecze na zero z tyłu, tych goli do szatni też po prostu nie zaliczamy. A tymczasem trend się odwrócił. Gdy ja się cieszyłem, że mamy spokojne 0:0 do przerwy i jedna minuta doliczona, GieKSa przeprowadziła swoją skuteczną akcję. Dla mnie to był totalny bonus, bo mentalnie byłem przy remisie do przerwy. A potem w doliczonym czasie całego meczu Bartosz ponownie strzelił gola.

Euforia po tej bramce była niebywała. Z wszystkich spadło ciśnienie. Te okrzyki „GKS! GKS!” i „Loooo, lolo loooooooo” po bramce przypominały stare czasy, jeszcze z lat 90., kiedy właśnie tak celebrowało się bramki. Absolutnie piękna sprawa.

Trener oczywiście na konferencji jest „oficjalny”, więc gdy zapytałem go, czy ma satysfakcję, że utarli nosa Jagiellonii za ten mecz ligowy, który się nie odbył powiedział, że nie rozpatruje tego w takich kategoriach. Za to my, jako kibice możemy – bo to też jest kwintesencja kibicowania, takiego bym powiedział w stylu angielski, czyli takie prztyczki, docinki. Więc troszkę Jaga dostała za swoje za to, że nie przygotowali boiska i lekceważąco podeszli zarówno do naszej drużyny, jak i kibiców, którzy do Białegostoku przyjechali. Chytry traci. Więc nie było co kombinować, trzeba było w tamtą niedzielę zagrać. Choć może Jaga wiedziała, co ją czeka i po prostu się bała?…

Myślałem o takim performancie, żeby trenerowi Siemieńcowi wręczyć łopatę do odśnieżania po meczu, ale stwierdziłem, że nie będę takich cyrków robił, choć wydaje mi się to całkiem zabawne (ach, pamiętny Puchar Pepco). Jednak nawet gdybym już miał sprzęt przygotowany, to w ostatniej chwili bym zrezygnował. Widząc przybitego trenera gości, włączyłaby mi się empatia i po prostu bym mu już nie dowalał. Poza tym mógłbym z tej konfrontacji nie wyjść żywy 😉

Jesteśmy w ćwierćfinale. Po raz pierwszy od 21 lat. W końcu po latach upokorzeń, kompromitacji i pucharowych dramatów, przeszliśmy już trzy rundy i zagramy na wiosnę w tych rozgrywkach. Czy znów naszym przeciwnikiem będzie ekipa z ekstraklasy? A może jakaś drużyna z niższej ligi? W ósemce znalazły się Avia Świdnik, Zawisza Bydgoszcz i Chojniczanka. To byłyby bardzo ciekawe opcje. W każdym razie droga na Narodowy zrobiła się realna. Trzeba będzie walczyć o to ze wszystkich sił.

W niedzielę Raków. Na zakończenie roku. GKS Katowice ma obecnie sześć zwycięstw w siedmiu ostatnich meczach. Bilans to znakomity. Trochę osób wieszczyło, że po porażce z Piastem w pozostałych spotkaniach nie zdobędziemy już żadnych punktów, że wszystko przegramy. Tymczasem mecz w Białymstoku się nie odbył, a potem z Pogonią i Jagą GKS po bardzo dobrej grze odniósł zwycięstwa. Naprawdę – wierzmy w tę drużynę.

Oczywiście z Rakowem łatwo nie będzie, bo piłkarze Marka Papszuna złapali dobry rytm. Odprawili z kwitkiem Rapid Wiedeń i Arkę strzelając im po cztery gole, wyeliminowali także Śląsk Wrocław. Więc przeciwnik jest trudny, ale przecież w lutym pokonaliśmy go w Częstochowie. A GieKSa jest na tyle w dobrej dyspozycji, że nie ma powodów, by nie wierzyć, że przy Limanowskiego nasz zespół nie jest w stanie grać o zwycięstwo.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga