Piłka nożna kobiet
Oceniamy Ekstraligową jesień: Skrzydłowe
Oceny przyznawaliśmy wraz z redaktorem Flifenem, bazując na standardowej skali szkolnej. Wyjściowa ocena „3” oznacza niezłą rundę, w której zawodniczka unikała większych błędów i miała kilka pozytywnych momentów. Przy ocenie uwzględnialiśmy poziom ambicji całej drużyny, oczekiwania stawiane przed zawodniczkami oraz ogólny poziom rozgrywek.
Karolina Bednarz – Doskonale wykonywała rzuty rożne, jakby całe noce trenowała do programu “Turbokozak” i wkręcania piłki do bramki. Nie miała sobie równych w tym aspekcie, koszmar każdej golkiperki. Jej dośrodkowania nadal śnią się obrończyniom po nocach, potrafiła też urwać się im na zaledwie kilku metrach. Mimo roli skrzydłowej intensywnie pracowała w defensywie, odbierając piłkę sprzed nosa zdezorientowanych rywalek. Czasem brakowało konkretów w jej grze ofensywnej, szczególnie przy finalizacji akcji i grze na małej przestrzeni. Zawsze była aktywna na całej długości boiska, co jest kluczowe przy tak ofensywnych obrończyniach. Idealna kandydatka do tego, by pociągnąć za sobą cały zespół do walki.
Ocena: 4+
Anita Turkiewicz – Do bólu solidna, praktycznie niepopełniająca błędów w rundzie jesiennej. Nawet gdy cały zespół prezentował się nieco słabiej, to potrafiła namieszać po swojej stronie boiska. Jest to niezwykle wszechstronna zawodniczka, która odnajduje się w każdym elemencie gry. Skazą na obrazie gry kapitan pozostaje celność strzałów. Z większości aspektów gry na swojej roli wywiązała się jednak nienagannie, a należy pamiętać, że grała ona po jednej stronie z dopiero uczącą się gry w obronie Aleksandrą Nieciąg. Siłą rzeczy dodawało to do wszystkich obowiązków skrzydłowej konieczność asekuracji mniej doświadczonej koleżanki. Bardzo dobrze spełniła swoje zadania, będąc pewnym i stabilnym punktem swojej drużyny.
Ocena: 5
Julia Włodarczyk – Bardzo się starała i walczyła, jednak z jej “boiskowego luzu” niewiele pozostało. W poprzedniej rundzie jej bezceremonialne rajdy środkiem pola potrafiły odmienić przebieg meczu, nie udało jej się tego zaprezentować jesienią. Skrzydłowa musi wykazywać się odrobiną pazerności i marzycielstwa, by zdobywać kolejne metry dla drużyny. Przełożyło się to na mniejszy wymiar gry, choć momentami pokazywała najlepszą wersję siebie, z Rekordem Bielsko-Biała potwierdzając swoje możliwości. Najlepszym podsumowaniem rundy w jej wykonaniu będzie to, że stać ją na znacznie więcej!
Ocena: 4-
Kinga Kozak – Bohaterka transferu, o którym pisały mainstreamowe media z całej Polski, nawet te zajmujące się na co dzień męskimi dywizjami futbolu. Oczekiwania stawiane przed powracającą na Bukową zawodniczką były bardzo wysokie i to nie bez przyczyny – wszak to reprezentantka Polski oraz bardzo zasłużona dla Katowic zawodniczka, strzelczyni pierwszego gola dla GieKSy w Ekstralidze! Niestety, gra nie sprostała oczekiwaniom, choć dla sporej części piłkarek w lidze podobna runda zaliczałaby się do udanych. Cechowała ją dobra gra z klepki, momentami niezła wizja przy kluczowych podaniach, zaliczyła też kilka dobrych dryblingów i dośrodkowań. Udało jej się też wykonać strzał z przewrotki, choć zupełnie niegroźny. Większość czasu na boisku była jednak niewidoczna, częściowo też przez to, że przeciwniczki często podwajały na niej krycie, co z pewnością nie ułatwiało gry. Mimo tego, od piłkarki tej klasy należy wymagać więcej, a przecież umiejętności piłkarskie jej na to pozwalają. Czekamy na odblokowanie się Kingi w rundzie wiosennej.
Ocena: 3+
Klaudia Maciążka – Z początku zaczęła dość niepewnie, jakby nie czuła się w pełni sił po urazie. Czasami brakowało ułamka sekundy i szybszej decyzji, by stworzyć dobrą sytuację. Z czasem nabrała pewności siebie i zobaczyliśmy Klaudię Maciążkę, która była postrachem całej ligi: agresywny odbiór, prędkość, drybling, dośrodkowania i odnajdywanie się w szesnastce. Jeśli piłka dostała się już pod jej nogi, obrończynie mogły wykonać wślizg tylko dla statystyk, i tak w większości przypadków po prostu je omijała. To odróżnia ją od Karoliny Bednarz – cześciej stara się przedrzeć w pole karne, niż dośrodkowywać. Za tę waleczność i przebojowość zbierała liczne oklaski przy Bukowej. Podobnie jak u jej koleżanek, największym (choć i tak niedużym na skalę ligi, wszak ma na koncie trzy trafienia) problemem była finalizacja akcji i nie zawsze mowa tu tylko o kilku centymetrach. Kandydatka do wyjazdu na Euro, jeśli uda jej się utrzymać wysoką dyspozycję z końcówki rundy.
Ocena: 5-
Piłka nożna
Widzew rywalem GieKSy
Dziś w siedzibie TVP Sport odbyło się losowanie ćwierćfinałów Pucharu Polski. GKS Katowice zmierzy się w tej fazie z Widzewem Łódź. Mecz odbędzie się w Katowicach, a 1/4 Pucharu Polski zaplanowano na 3-5 marca.
Widzew obecnie zajmuje 13. miejsce w Ekstraklasie, mając w dorobku 20 punktów, czyli tyle samo co GKS. Na 18 meczów piłkarzy Igora Jovicevića (a wcześniej Żelijko Sopića i Patryka Czubaka) składa się 6 zwycięstw, 2 remisy i 10 porażek (bramki 26-28). We wcześniejszych rundach Widzew wyeliminował trzy drużyny z ekstraklasy: Termalikę, Zagłębie Lubin i Pogoń Szczecin.
Zanim dojdzie do pojedynku pucharowego, obie drużyny zmierzą się w lidze (także w Katowicach), w kolejce, która odbędzie się 6-8 lutego.
Pozostałe pary tej fazy to:
Lech Poznań – Górnik Zabrze
Zawisza Bydgoszcz – Chojniczanka Chojnice
Avia Świdnik – Raków Częstochowa
Kibice Piłka nożna Wideo
Doping GieKSy w Częstochowie
W niedzielny wieczór do Częstochowy, na ostatni mecz w tym roku, wybrał się komplet GieKSiarzy. Ultrasi zadbali o przedświąteczny klimat na sektorze.
Felietony Piłka nożna
Post scriptum do meczu z Rakowem
Mecz z Rakowem był ostatnim w tym roku. Teraz… święta. I Nowy Rok. Trzech Króli i turniej halowy w Spodku. I zleci jak z bicza strzelił, gdy 30 stycznia zagramy z Zagłębiem Lubin. Wracamy jeszcze na chwilę do Częstochowy i zamykamy temat Rakowa.
1. Na mecz pojechaliśmy w dwuosobowym składzie plus Mariusz przyjaciel redakcji. Miał jeszcze pojechać Flifen, ale laptop mu się zepsuł. No i nauki dużo ma. Więc jak już skończy tę medycynę, to uderzajcie do niego. Będziecie mieli pewność, że gdy inni się obijali i na mecz jeździli, on siedział z nosem w książkach 😉
2. Do Częstochowy jest rzut beretem, więc jechaliśmy niecałą godzinkę. Dobrze, że na koniec nam nie przypadł w udziale jakiś Białystok… Ale uwaga, uwaga – tam pojedziemy już za dwa miesiące.
3. Stadion Rakowa wiadomo – nie jest z tej epoki nowych obiektów, choć i tak swego czasu go rozbudowano. Dlatego jest to raczej takie boisko, otoczone trybunami. Mówi się o nowym, obiekcie i mówi, ale na razie cisza.
4. Dlatego długo nie mogliśmy go wypatrzeć, choć byliśmy już przecież przy linii tramwajowej. Dopiero w ostatniej chwili ujrzeliśmy jupitery, a za moment byliśmy już pod obiektem.
5. Jakoś tak się złożyło, że byliśmy bardzo wcześnie, bo przed 15:30, kiedy wydawali akredytacje. Więc musieliśmy chwilę postać pod kasą i poczekać na swój moment. Wszystko odbyło się sprawnie.
6. Widzieliśmy nawet rakowskiego rycerza, który przyszedł do pracy, ale jeszcze po cywilu.
7. Mając tyle czasu… nie za bardzo wiedzieliśmy, co ze sobą zrobić. Jedno jest pewne, ja byłem bardzo głodny, więc w planie miałem obowiązkową kiełbasę, na której to poszukiwania wkrótce wyruszyliśmy.
8. Zanim jednak to nastąpiło, pokręciliśmy się trochę w okolicach sali konferencyjnej. Przywitaliśmy się także z Wojciechem Cyganem, który stał przy wejściu i wkrótce witał przybyłą drużynę gości. My też mogliśmy – dzięki infrastrukturze stadionu – ten przyjazd naszym pięknym zielonym autokarem, oglądać.
9. Nie zabrakło czułych powitań, choćby z Adrianem Błądem, czyli takim „synem” prezesa Wojtka. Przytulili się na to powitanie, jako że było dużo czasu przed meczem, atmosfera była bardzo sympatyczna. Bój miał się rozpocząć wkrótce.
10. My tymczasem poszukiwaliśmy kiełbasy. Obeszliśmy trybuny, co nie było trudne, bo byliśmy tak jakby na zewnątrz stadionu. Miła pani nas kilka razy wpuszczała i wpuszczała ze strefy gastronomicznej. Ogólnie te przejścia za trybunami są jakieś takie klimatyczne. W dobie faktycznie tych nowych stadionów te takie stare, polskie, mają w sobie coś z nostalgii.
11. Jako że kiełby się dopiero piekły, postanowiliśmy uraczyć się innymi trunkami, w tym ja herbatką. I tak sympatycznie oczekiwaliśmy na strawę.
12. Kiełbaska za 25 złotych, z ogórkiem kiszonym. Bardzo dobra, byłem mega głodny, więc była jak znalazł. Od razu humor się poprawił i liczyliśmy, że nie będzie to najlepsza rzecz, która nas spotkała przy Limanowskiego, ale jedna z najlepszych.
13. Udaliśmy się na sektor prasowy, a Misiek na murawę. To, co było też bardzo dobre, to że w przeciwieństwie do lutowego spotkania było po prostu relatywnie ciepło. Znaczy relatywnie bardzo ciepło. Wtedy wymarzliśmy solidnie, bo nie dość, że było po prostu zimno, to jeszcze ciągnęło spod trybuny, bo są te kratki metalowe jako podłoga, a pod trybuną nie ma nic.
14. Zajęliśmy miejsca. Początkowo w rzędzie ze studenckimi stolikami, ale tam było bardzo ciasno, więc przenieśliśmy się rząd wyżej – już bez stolików, ale z szerszym przejściem. Nie było dla mnie w tym kontekście problemem trzymanie laptopa na kolanach.
15. Za to podłączenie do kontaktu przypomniało traumę ze stadionu ŁKS. Wtyczka nie chciała wejść, ale cudem udało się ją wepchnąć. Potem cała operacja z przeciąganiem kabla pod trybuną, trzymając go przez te małe dziurki w podłodze. Uff, udało się. Nikt o kabel nie zahaczy.
16. No i rozpoczął się mecz. Widoczność z tak niskich trybun jest oczywiście średnia. Jeszcze na połowie, na wysokości której jest prasówka, jest spoko. Ale po drugiej stronie trzeba by było mieć sokoli wzrok, by wszystko dobrze identyfikować.
17. Prezenty kibicom rozdawał Święty Mikołaj. Co ciekawe miał on akredytację. Na której było napisane, że jest to Święty Mikołaj, a jako redakcja Biegun Północny.
18. Kibice gości wypełnili sektor gości. Przez cały mecz głośno dopingowali, urządzili też baloniadę ze świąteczną piosenką, a na koniec, jak za starych czasów zaśpiewali Wesołych Świąt. Może w bardzo dawnych czasach taka tradycja była (nie wiem), ale ja pamiętam, że pierwszy raz coś takiego miało miejsce w którąś Wielką Sobotę, zdaje się w 2001 roku. Podczas bardzo śnieżnego meczu z Amiką. Ale mogę się mylić, co do szczegółów.
19. GieKSa w pierwszej połowie była nieco lepsza i miała więcej sytuacji. Niestety nie wykorzystaliśmy żadnej. W drugiej po zmianach Raków się rozpędził i w końcu strzelił upragnionego gola.
20. Po meczu udaliśmy się na konferencję prasową. Gospodarze zapewnili kapuśniak. Od kiełbasy minęło już trochę czasu, więc również było to bardzo miłe. Gorąca, treściwa zupka w oczekiwaniu na konferencję miała wynagrodzić smutek po porażce.
21. Najpierw wypowiedział się trener Górak. Potem oczekiwaliśmy na trenera Papszuna i jakieś dziwne sceny się działy przed salą, że aż pracownik Rakowa notorycznie zamykał drzwi. Jakieś były krzyki i huki. Wydawało się, że to trener Rakowa krzyczy, żeby go wypuścili w końcu do tej Warszawy. Ale nie. Marek Papszun był w tym czasie na murawie i udzielał wywiadu dla Ligi Plus Extra.
22. Po konferencji oczywiście chwila na sali, żeby na stronie pojawiła się relacja z wypowiedzi trenerów oraz galeria zdjęć. Pół godzinki posiedzieliśmy, aż udaliśmy się w drogę powrotną.
23. Kulturka jest, więc wychodząc rzekłem do Marka Papszuna „do widzenia” i sympatycznie, z uśmiechem odpowiedział. A wychodząc z klubu spotkałem Marka Ameyawa i ten młody człowiek bardzo kulturalnie sam powiedział „do widzenia”. Milusio.
24. Ogólnie cały wyjazd bez większej historii. Krótki. Mecz przegrany. Do Rakowa nie ma się, o co przyczepić, wszyscy mili, uśmiechnięci. Kiełbasa dobra, rzecznik sympatyczny. Wojciech Cygan witający starych znajomych.
25. „Do zobaczenia na Narodowym” – powiedział rzecznik, gdy się z nami żegnał. Nic dodać, nic ująć. Miejmy nadzieję, że 2 maja się ponownie zobaczymy. Bierzemy w ciemno.
26. Wesołych Świąt!


















Najnowsze komentarze