Dołącz do nas

Felietony Hokej

Post scriptum z wyjazdu do Cardiff

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Za nami długi weekend w stolicy Walii, gdzie hokejowa GieKSa brała udział w Finale Pucharu Kontynentalnego.

  1. Po emocjach w duńskim Aalborgu postanowiłem, że stanę na głowie, aby polecieć na finały. Nocleg z wyprzedzeniem miałem zarezerwowany w Grenoble i w Cardiff, bo tylko te dwie lokalizacje były brane pod uwagę.
  2. Większość zainteresowanych osób nastawiała się na Francję, ponieważ zeszłoroczny finał odbywał się w Cardiff, ale władze IIHF znów postawili na wyspiarzy.
  3. Po ogłoszeniu lokalizacji odwołałem nocleg, we Francji i zacząłem planować wyjazd do Walii, a musiałem zacząć od samych podstaw, czyli od wyronienia paszportów, których nigdy wcześniej nie potrzebowałem.
  4. Finały zaplanowano w dziwny sposób, ponieważ rozłożono go na cztery dni – od czwartku do niedzieli z wolnym piątkiem.
  5. Kilka dni przed finałem okazało się, że kazachski Arłan Kokczetaw wycofał się z rozgrywek z powodu braku wiz dla swoich zawodników i nikt na szybko nie chciał ich zastąpić. Niestety kilku Kanadyjczyków grających w GieKSie również nie mogło opuścić strefy Schengen i polecieliśmy do Cardiff w okrojonym składzie, wiedząc, że turniej skończymy co najmniej z brązem.
  6. Ja do Cardiff wybrałem się z całą ekipą, którą byliśmy w Aalborgu. Nawet szwagierka z Danii, która tam robiła za naszego tłumacza, przyleciała do Cardiff, a Madziara tym razem poleciała ze swoimi znajomymi.
  7. W czwartek rano wylecieliśmy do Londynu, aby następnie Flixbusem dojechać do Cardiff. Podróż autobusem zajęła nam ponad pięć godzin, ale wszystko odbyło się bez problemu i o 17:30 zameldowaliśmy się w apartamencie, aby zostawić swoje bagaże i przebrać się w hokejówki.
  8. Na lodowisko mieliśmy ponad 30 minut na nogach, więc po chwili ruszyliśmy w stronę hali. Im bliżej lodowiska, tym więcej żółtych koszulek i grupek idących ze śpiewem na ustach.
  9. Bez problemu odebrałem akredytację i udałem się na stanowiska dla mediów, aby ustawić kamerę na doping kibiców. Od początku atmosfera była bardzo przyjazna i każdy się do nas uśmiechał.
  10. Spotkanie nie zakończyło się po naszej myśli i musieliśmy uznać wyższość rywala, jak się później okazało – zwycięzcy całego turniej. Jednak są wydarzenia, które były bardzo miłe. Po meczu, kiedy GieKSiarze dziękowali hokeistom za walkę, to cała hala klaskała w rytm naszej przyśpiewki. A gdy robiłem zdjęcia pod sektorem Diabłów, to podchodzili do mnie kibice z Cardiff i powtarzali głównie dwa słowa „Amazing fans”. To było niesamowite uczucie.
  11. W piątek, korzystając z dnia wolnego, wybraliśmy się na cały dzień do Londynu, aby na maksa wykorzystać czas w Wielkiej Brytanii. Tam zrobiliśmy 30 tys. kroków i sporo zobaczyliśmy. Na początku wybraliśmy się w rejs po Tamizie, następnie poszliśmy na kolejkę gondolową i metrem wróciliśmy do centrum Londynu. Do Cardiff przybyliśmy o pierwszej w nocy.
  12. W sobotę o 18:30 mierzyliśmy się z francuskim Grenoble. Hokeiści, mimo że przegrywali po pierwszej tercji, zdołali odwrócić losy spotkania i po 40 minutach wygrywali 2:1. W trzeciej tercji francuzi doprowadzili do wyrównania i czekała nas dogrywka, która nie przyniosła rozstrzygnięcia. Najazdy zaczęła GieKSa i Ben Sokay wyprowadził nas na prowadzenie. Niestety po siedmiu kolejkach lepsi okazali się zawodnicy z Grenoble i stało się jasne, że zajmiemy ostatnie miejsce w tym turnieju.
  13. Tego dnia pojawiła się spora delegacja GieKSy mieszkająca w Wielkiej Brytanii wraz ze zgodami i układowiczami. W drugiej tercji rozciągnęli sektorówkę z hasłem „GieKSa United Kingdom” w asyście machajek. W trzeciej tercji kibice z Katowic utworzyli flagę z żółto-zielono-czarnych balonów, co przyniosło ciekawy efekt.
  14. W niedzielę wieczorem wybraliśmy się na ostatni mecz, który miał wyłonić zwycięzcę turnieju. Na hali pojawiła się spora grupa kibiców z Katowic. Drużyna gospodarzy wysoko pokonała Grenoble i zapewniła sobie pierwsze miejsce w turnieju, za co dostali gromkie brawa od naszych kibiców.
  15. Po meczu, kiedy nastała ceremonia zamknięcia turnieju i została wywołana drużyna GieKSy, fani z Cardiff zaczęli skandować „Katowice, Katowice”. Po całej uroczystości zawodnicy podeszli pod sektor GieKSiarzy, aby zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie.
  16. Trzeba przyznać, że turniej został zorganizowany bardzo profesjonalnie i nawet przy pełnej hali stanowiska z gastronomią dawały radę. Bardzo ciekawym zjawiskiem byli ochroniarze, którzy stali przy wszystkich wejściach na sektor ze znaczkiem STOP i jak ktoś wyszedł po piwo, czy do toalety, to musiał czekać na faul lub inną przerwę w grze, aby móc wrócić na swoje miejsce.
  17. Powrót do Polski mieliśmy zaplanowany na poniedziałek wieczór, ale już w drodze do Londynu zaczęły przychodzić informacje, że nasz lot będzie lekko opóźniony. Na lotnisku okazało się, że w Krakowie jest taka mgła, że nie wiadomo, czy w ogóle tego dnia wrócimy do domu. Spotkaliśmy sporo naszych kibiców, z którymi wymienialiśmy się informacjami.
  18. W rezultacie przyleciał po nas samolot z Katowic i po sześciu godzinach siedzenia na lotnisku ruszyliśmy do… Katowic. Część osób była z tego faktu zadowolona, jednak nie my, ponieważ musieliśmy odebrać samochód z Krakowa. Po 50 minutach od kontroli paszportowej przyjechały po nas dwa autokary i zabrały zainteresowanych do Krakowa. W domu byliśmy dziesięć godzin później, niż było to planowane.
  19. Z perspektywy czasu lepiej, że takie rzeczy działy się na powrocie, a nie w tamtą stronę, bo wszystko było zaplanowane tip-top.
  20. Brawa dla wszystkich kibiców za fanatyczny doping i trzeba wierzyć, że pod koniec roku znowu będzie nam dane gdzieś pojechać za hokejową GieKSą.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Popłynęli w Szczecinie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W niedzielne popołudnie piłkarze GKS-u Katowice pojechali na wyjazdowe spotkanie do Szczecina w ramach 27. kolejki PKO BP Ekstraklasy. W wyjściowej jedenastce doszło do czterech zmian i od pierwszej minuty zagrali Szymczak, Kuusk, Drachal i Gruszkowski.

Pierwszą połowę zaczęli zawodnicy GieKSy, ale nie stworzyli realnego zagrożenia. W trzeciej minucie Filip Szymczak wyszedł sam na sam z bramkarzem i mimo tego, że i tak był na spalonym, to nie zdołał pokonać Cojocaru. Chwilę później Alan Czerwiński ruszył prawą stroną boiska aż do linii końcowej i wrzucił piłkę w pole karne. Obrońca gospodarzy strącił futbolówkę wprost pod nogi Oskara Repki, który pokusił się o strzał zza pola karnego, ale został on zablokowany. Pierwszy kwadrans spotkania nie porwał piłkarsko, ale GieKSa częściej zapędzała się pod bramkę Pogoni i dłużej utrzymywała się przy piłce. W 15. minucie Kudła źle wybił piłkę i zrobiło się groźnie pod bramką GieKSy, na szczęście nasz bramkarz zdołał się zrehabilitować i wybronił strzał Kolourisa. Chwilę później znów Pogoń była bliska zdobycia bramki, ale zawodnik gospodarzy uderzył niecelnie. W 19. minucie zrobiło się sporo zamieszania w polu karnym Cojocaru, gdy Mateusz Kowalczyk delikatnie trącił piłkę głowa, zmieniając jej tor lotu, ale nic z tego nie wyszło. W kolejnych minutach gra przeniosła się głównie w środkową strefę boiska i żadna drużyna nie była w stanie skonstruować składnej akcji. W 33. minucie Koutris przeniósł piłkę nad bramką Kudły, uderzając lewą nogą. Chwilę później Drachal był bliski zdobycia bramki, ale w ostatnim momencie piłka mu odskoczyła. W 42. minucie Loncar uderzył głową z bliskiej odległości, ale Kudła zdołał ją wybić końcówkami palców. Po wznowieniu z rzutu rożnego Dawid Drachal chciał oddalić zagrożenie i w momenciem gdy wybijał piłkę, to podbiegł Kurzawa, który dostał prosto w skroń i potrzebował pomocy medycznej. W doliczonym czasie pierwszej połowy Gruszkowski rzucił się, aby zablokować strzał Koutrisa i piłka niefortunnie odbiła mu się od ręki. Po długiej przerwie i analizie VAR sędzia wskazał na jedenastkę, którą  pewnie wykorzystał Koulouris. Po tej bramce arbiter zakończył pierwszą połowę.

Na drugą połowę GieKSa wyszła w takim samym składzie, natomiast w drużynie Pogoni doszło do jednej zmiany. Po czterech minutach drugiej połowy Koulouris znów wpisał się na listę strzelców – tym razem pokonał Kudłę z bardzo bliskiej odległości, a piłkę wrzucił Kamil Grosicki, który przepchał i objechał bezradnego Alana Czerwińskiego. W kolejnych minutach GieKSa, chcąc odrabiać straty, odsłoniła się jeszcze bardziej, co próbował wykorzystać Wahlqvist, ale uderzył bardzo niecelnie. Po upływie godziny gry trener Rafał Górak pokusił się o potrójną zmianę. Na boisko weszli Błąd, Bergier i Galan. Chwilę późnej Arkadiusz Jędrych wpuścił swojego bramkarza na minę. Źle obliczył odległość do Kudły i zagrał zbyt lekko i niedokładnie do tyłu. Kudła musiał opuścić bramkę, aby ratować sytuację i po serii niefortunnych podań piłka trafiła pod nogi Grosickiego, jednak jego strzał został zablokowany przez naszego bramkarza. W 68. minucie Sebastian Bergier wyszedł sam na sam z bramkarzem, ale nie trafił w światło bramki, była to idealna okazja na złapanie kontaktu. Chwilę później Loncar został sfaulowany przez Kuuska, ale sędzia puścił akcję i do piłki dobiegł Sebastian Bergier, który zaliczył… soczysty upadek. W kolejnych minutach gra zrobiła się bardzo rwana i było dużo niedokładności w obu zespołach. W 82. minucie Kacper Łukasiak pokonał Dawida Kudłę strzałem na dalszy słupek. Warto zaznaczyć, że ten zawodnik wszedł na boisko… minutę wcześniej. Pięć minut później Koulouris trzeci raz wpisał się na listę strzelców, pokonując Kudłę strzałem na długi róg. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie.

6.04.2025, Szczecin
Pogoń Szczecin – GKS Katowice 4:0 (1:0)
Bramki: Koulouris (45-k, 49, 87), Łukasiak (82).
Pogoń Szczecin: Cojocaru – Wahlqvist, Loncar, Borges, Koutris (86. Lis), Gamboa, Ulvestad, Kurzawa (80. Smoliński), Przyborek (46. Wędrychowski), Grosicki (81. Łukasiak), Kolouris (88. Paryzek).
GKS Katowice: Kudła – Gruszkowski (62. Galan), Czerwiński, Jędrych, Kuusk (80. Komor), Wasielewski – Drachal (62. Błąd), Kowalczyk, Repka, Nowak (88. Marzec) – Szymczak (62. Bergier).
Żółte kartki: Kowalczyk.
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).
Widzów: 19 938.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nie schodźcie z obranej drogi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Co GKS Katowice wraca na swój stadion po nieudanym wyjeździe to wygrywa. Podobnie było tym razem. Po wysokiej porażce w Szczecinie (choć zbyt wysokiej patrząc na samą grę), katowiczanie mieli zmierzyć się z walczącą o życie Puszczą Niepołomice.

W końcówce sezonu takie mecze zawsze są trudniejsze niż – po pierwsze wcześniej, a po drugie – niż wskazywałaby na to tabela. Zazwyczaj drużyny z dołu się po prostu budzą – wcześniej czy później. Nie zawsze i nie wszystkie – te które pobudki nie zrobią lub nie zrobią jej odpowiednio wcześnie – spadają z ligi. Mamy w tym sezonie aż nadto przykładów. Obudziła się Korona – na samym początku rundy wiosennej – i dziś jest praktycznie pewna utrzymania. Niedawno na wysokie obroty wskoczył Radomiak – i choć przegrał ostatnio dwa mecze – również ma niezłą pozycję w tabeli, a przecież startowali od 0:5 do przerwy w Białymstoku. Skazywane na pożarcie Zagłębie Lubin wygrało dwa mecze i znacząco poprawiło swoją sytuację. A Śląsk Wrocław? Ci to dopiero zaczęli grać. Zagrzebani na ostatnim miejscu, pod wodzą Alana Simundzy zaczęli punktować aż miło i po wielu, wielu kolejkach w końcu osiemnaste miejsce opuścili i są na styku jeśli chodzi o bezpieczną strefę!

Zamieszana w walkę o utrzymanie Puszcza również czeka na to przebudzenie. Był jeden moment, w którym wydawało się, że podopieczni Tomasza Tułacza wskoczyli na właściwe tory. Mowa o wygranej w Gdańsku 2:0. Ta wygrana z zespołem z dołu tabeli, ale też dobrze wówczas grającą Lechią, była pewna i wydawało się, że Puszcza może stać się takim Radomiakiem czy Koroną. Nic z tych rzeczy. Co prawda potem zdarzyło się jeszcze zwycięstwo z Piastem, ale poza tym było słabiutko. Sytuację mógł też trochę uratować Puchar Polski, gdzie niepołomiczanie wygrali na Konwiktorskiej, ale potem Pogoń zmiotła ich w półfinale. Tym motywacyjnym drygiem mógł być też uratowany w doliczonym czasie gry z Rakowem remis. Nie wyszło. Puszcza przegrała w Katowicach i choć jest minimalnie nad kreską, czeka ich niebywała i ciężka batalia o pozostanie w lidze. Za tydzień grają z niezłym Radomiakiem, potem mają Pogoń i Lecha, będą też bezpośrednie potyczki ze Stalą i Śląskiem. Oj, nie będzie u Żubrów nudno.

To jednak problemy naszych ligowych rywali. GieKSa z tą walczącą o życie drużyną sobie poradziła i to przegrywając do przerwy. Nawet trener Tułacz – zasadniczo nieszczędzący swoim podopiecznym słów krytyki – dziwił się, że nie było aż takiej determinacji. Za to w Lidze Plus eksperci mówili, że z Puszczą narzucającą swój styl gry, przejąć tę rolę jest trudno – a GieKSie się to udało. Nie da się ukryć, katowiczanie zdominowali rywali i w tym kontekście był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie – no, powiedzmy druga połowa, bo do pierwszej można się przyczepić.

To był pierwszy mecz w obecnych rozgrywkach, w którym GieKSa przegrywała i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 28. kolejce. Dla porównania powiedzmy, że w ostatnich pięciu meczach poprzedniego sezonu, taka sytuacja miała miejsce… trzy razy (z Polonią, Tychami i Wisłą). Dlatego nawet jeśli taka sytuacja zdarza się raz na jakiś czas, to jednak tyle meczów bez odwrócenia ich losów to sporo. W drugą stronę mieliśmy to trzy razy – z Legią, Koroną i Motorem. A jedynymi drużynami, które pozostają bez przechylenia szali na swoją korzyść są Piast, Puszcza, Śląsk, Lechia.

Żeby dołożyć łyżeczkę dziegciu co do wczorajszego spotkania, to trzeba przyznać, że do pewnego momentu aspirowało ono do jednego z najbardziej frustrujących w tym sezonie. Mam tu na myśli taką niemoc, pewnego rodzaju bezsilność, która – wydawało się – może mieć miejsce. Bo jak przegrywaliśmy wysoko, to GieKSa była ewidentnie słabsza. Jak przegrywaliśmy mecze, których nie powinniśmy przegrać, bo graliśmy dobrze, była irytacja i złość. Ale wczoraj to było jeszcze coś innego. GieKSa niby atakowała, niby stwarzała sytuacje, ale ostatecznie wszystko szło w ręce Komara, ewentualnie było niecelne, tak jak strzał Dawida Drachala z początku meczu. Dodatkowo było widać dużą determinację i dynamikę. To nie był chodzony mecz. Z jednej strony można było myśleć, że taka gra daje szansę na pozytywny rezultat, z drugiej te wykończenia były dość mizerne. No i przede wszystkim Puszcza prowadziła po naszym dość dużym błędzie. Więc trzeba było zdobyć nie jedną, a dwie bramki. Niewiadomą było, jak się to wszystko potoczy.

Ta łyżka dziegciu się zdematerializowała, bo ostatecznie GKS w drugiej połowie grał podobnie jak w pierwszej, a dodatkowo wzmocnił ten sposób gry i w końcu zaczęło wychodzić. Czyli wchodzić. Trzy bramki zdobyte po przerwie mają swoją wymowę. Najpierw Alan Czerwiński dosłownie wypatrzył Sebastiana Bergiera, który po prostu nie mógł tego zmarnować. Potem swoje firmowe zagranie zaliczył Bartosz Nowak i Bergi a la „Franek – łowca bramek” (skoro jesteśmy już przy wiślackich porównaniach trenera) podcinką trafił do siatki. Mało się mówi o trzecim golu, a to co zrobił Marcin Wasielewski przecież było bardzo klasowe. Minął rywala delikatnym podbiciem piłki, a potem to podbicie powtórzył nad bramkarzem, wystawiając piłkę do pustej bramki. To było doprawdy doskonałe i jeśli mówimy o Tsubasie Dawida Drachala w jego kapitalnej akcji w pierwszej połowie, to nie można tego japońskiego bohatera kreskówek nie przyrównać do Wasyla, przy czym Wasyl zrobił to błyskawicznie, a nie jak Tsubasa biegł z piłką przez boisko przez pół odcinka okrążając niemal całą kulę ziemską 😉

Swój sposób gry – to było coś, co trener powtarzał w rundzie jesiennej. Można powiedzieć, że jesienią to wychodziło w bardziej spektakularny sposób, choć nadal musimy pamiętać, że dawało to mniej punktów niż obecnie. Ale pod względem wizualnym, spotkanie z Puszczą rzeczywiście pokazało bardzo dużą dominację nad rywalem.

GieKSa jest w środku tabeli dlatego, że… nie zawsze nam wychodzi. Bartosz Nowak ma potencjał na to, by dawać jeszcze więcej. I ostatecznie coś mu w tych meczach zawsze wyjdzie – jakieś idealne podanie i asysta – bo to po prostu bardzo jakościowy zawodnik. Ale tu może być jeszcze lepiej. Sebastian Bergier nastrzelał już trochę tych bramek, ale ich też może być jeszcze więcej. Coraz lepiej prezentuje się Dawid Drachal i jakby tylko udało się wyciągnąć go z Rakowa, byłoby doskonale, bo ten zawodnik to bardzo duży talent. Naprawdę w tej drużynie drzemie spory potencjał. Na ten moment jest bardzo dobrze. A może być jeszcze lepiej. Tylko prośba do trenera – nie schodźcie z obranej drogi. Wychodźcie z założenia, że rozwój jak najbardziej, ale lepsze czasem jest wrogiem dobrego. Można i trzeba ulepszać i poprawiać, ale nie na siłę. Naprawdę jest dobrze.

Osiągnęliśmy magiczną granicę 38 punktów. Można już mieć absolutnie spokojną głowę. GieKSa w przyszłym sezonie będzie grać w ekstraklasie i dalej sławić Katowice w ligowej piłce. Nie mogliśmy sobie wymarzyć na początku sezonu – a już zwłaszcza po pierwszej kolejce z Radomiakiem – w jakim miejscu będziemy na sześć kolejek przed końcem. Pięknie.

A Dawid Abramowicz, ani żaden inny Craciun czy Atanasov nie okazali się Kojiro 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Budujemy nową twierdzę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W dzisiejszym spotkaniu nasza drużyna pokonała 3:1 Puszczę Niepołomice. Zapraszamy na drugą galerię z tego meczu, którą przygotował dla Was Kazik.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga