Jeszcze się nie żegnamy, jeszcze nie… Na to przyjdzie czas, więc powstrzymajmy łzy. Za trzy tygodnie będzie ten ostatni mecz.
Na razie skupiamy się na aspekcie sportowym. A przed GieKSą ostatnie derby na Bukowej. W Katowicach zmierzą się dwie z trzech drużyn, które wygrały oba pierwsze mecze w tym roku. W przypadku wygranej którejś z nich będzie więc można mówić o początku wybitnym. Choć nawet w przypadku remisu nadal będzie to inauguracja rundy bardzo udana.
Niesamowite, że do czwartego miejsca, które w pewnych okolicznościach może dać puchary, mamy tylko cztery punkty, gdy nad strefą spadkową mamy aż dziesięć oczek przewagi. Wiadomo, że jesteśmy w takim miejscu, że tylko kataklizm mógłby spowodować spadek, ale z takiego matematycznego punktu widzenia – tak szybkie zapewnienie sobie utrzymania czy bycie blisko tego celu jest czymś niezwykłym.
Trzeba mieć w tym momencie też mądrą pokorę, bo widać, że już niektórym kibicom bije na… głowę. Tak, celem minimum GieKSy było w tym sezonie utrzymanie i tym lepiej, że udaje się ten cel w taki sposób i szybko realizować. I to nie jest żadna kwestia minimalizmu czy małostkowości, tylko realnego podejścia do sytuacji. To, że zespół Rafała Góraka tak się rozwinął na przestrzeni ostatniego roku, to nie jest coś oczywistego, tylko ewenement. GieKSa nie ściągnęła nie wiadomo ilu piłkarzy, żeby zrobić progres w stylu Wisły za czasów Telefoniki. Natomiast coś w tej drużynie przeskoczyło i choć chciała, a nie mogła w rundzie jesiennej poprzedniego sezonu, to teraz za dobrą grą i taktyką idą punkty.
Milion razy w życiu się nasłuchałem o tym, jak to powinniśmy rozjechać Kolejarz Stróże, Tur Turek czy Okocimski Brzesko. Przeświadczenie o własnej wspaniałości, za czym tak naprawdę nie szło nic merytorycznego, powodowało, że dostawaliśmy – za przeproszeniem – szmatą po mordzie od tych drużyn. Bo za nimi stała konsekwencja, pomysł na mecz i mocne zaangażowanie. Przez wiele lat z dawnego GKS Katowice zostawała tylko nazwa, a samą nazwą sukcesów się w sporcie nie osiągnie. Zalecałbym więc więcej pokory.
I nie chce mi się czasem tłumaczyć tak banalnych spraw, jak ta, że pokora nie oznacza stawiania siebie w słabszej czy gorszej pozycji. Pokora może być mądra i bardzo pomocna w rozwoju, w pięciu się w górę, w osiąganiu kolejnych celów. Można mieć uzasadnione przeświadczenie o swojej sile i swoich wartościach, a jednocześnie wiedzieć, że na tym świecie – oprócz nas – też są inni, którzy mają swoje zasoby. I my możemy wspaniale grać w ekstraklasie, ale inni mają podobny plan i predyspozycje do tego.
Tak wygląda sytuacja z Piastem Gliwice. Piłkarze Aleksandara Vukovića pewnie wygrali we Wrocławiu, a potem u siebie z Legią. To nie jest przypadek i są to bardzo wartościowe wyniki. Piłkarzy zespół z Gliwic ma bardzo doświadczonych i dobrych kilku pamięta jeszcze Mistrzostwo Polski.
GieKSa gra na początku roku kapitalnie, a mecz z Rakowem naprawdę pokazał, jakie w tej drużynie tkwią możliwości. Raków miał lepsze i gorsze momenty, ale natarł na nasz zespół bardzo mocno zarówno na początku pierwszej, jak i drugiej połowy. Udało się te ataki odeprzeć na tyle, że strata była tylko jednobramkowa. Dodatkowo stworzyliśmy sobie swoje sytuacje. Przede wszystkim zespół nie załamał się po utracie bramki i niewykorzystanym rzucie karnym. To niesamowita wartość mentalna.
Podchodźmy więc z emocjami, wiarą, nadzieją, że zespół jest w stanie wygrać z Piastem, bo to oczywiste, że jest. Tak samo jak oczywiste jest to, że i Piast jest w stanie ten mecz wygrać. O tym, kto zwycięży w tym spotkaniu, zadecyduje dyspozycja dnia i różnego rodzaju niuanse. Może układ gwiazd. Ale przy zbliżonym poziomie obu ekip – na ten moment – trudno wyrokować. Niech zespół Rafała Góraka gra swoje, a wtedy prawdopodobieństwo na sukces będzie większe.
Najnowsze komentarze