Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Tygodniowy przegląd mediów: Czwarty z rzędu finał GieKSy!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ubiegłego tygodnia, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki i hokeja GieKSy. Prezentujemy najciekawsze z nich.

W ostatnią sobotę piłkarki pokonały Mistrzynie Polski z ubiegłego sezonu Pogoń Szczecin 2:1 (2:0). Kolejne spotkanie zaplanowano na 12 kwietnia na wyjeździe ze Śląskiem Wrocław. Nasz zespół z przewagą dziewięciu punktów przewodzi w tabeli. Ze względu na przerwę reprezentacyjną piłkarze kolejne spotkanie rozegrają na nowym stadionie z Górnikiem Zabrze w niedzielę 30 marca o 17:30.

Siatkarze rozegrali w ubiegły piątek ostatni w tym sezonie mecz w PlusLidze – z ZAKSą Kędzierzyn-Koźle, który przegrali 0:3. Drużyna już wcześniej została zdegradowana do I ligi.

Hokeiści zwycięsko zakończyli półfinałowe mecze z Unią Oświęcim i awansowali do finału rozgrywek. W trzecim i czwartym spotkaniu półfinałowym nasza drużyna wygrała z Unią odpowiednio 2:1 i 4:2. W meczach finałowych hokeiści zmierzą się z GKS-em Tychy. Pierwsze dwa spotkania zostaną rozegrane na lodowisku w Tychach, jutro i pojutrze (25 i 26 marca, początek obu spotkań o 19:45). Mecze numer trzy i cztery zostaną rozegrane w Satelicie, w sobotę i poniedziałek (29 marca i 31 marca, odpowiednio  17:30 i 15:00).

PIŁKA NOŻNA

kobiecyfutbol.pl – GKS Katowice wzmacnia pozycję lidera!

Najmocniejsze starcie 16. kolejki Orlen Ekstraligi za nami! Sobotni wieczór okazał się niezwykle udany dla piłkarek Karoliny Koch, które kolejny raz udowodniły swoją świetną dyspozycję.

Piłkarki Gieksy otworzyły wynik meczu już w 10. minucie po bramce Kingi Kozak. Spokojne, pewne siebie zawodniczki z Katowic wykorzystywały swoje atuty oraz indywidualne umiejętności piłkarek. Gol na 2:0 padł już w 31. minucie spotkania, a jego autorką była Klaudia Maciążka.

Druga część spotkania rozpoczęła się po myśli drużyny gospodarzy. Pogoń Szczecin, która pozostawała dość pasywna, zdołała jednak przeprowadzić kilka ciekawych sytuacji. Jednym z najgroźniejszych strzałów popisała się Martyna Brodzik, która skierowała świetną piłkę na bramkę Katowiczanek, choć to nie wystarczyło, by pokonać bramkarkę rywalek. Dało to jednak Pogoni sygnał do działania – już kilka chwil później, po dynamicznym dryblingu Natalii Oleszkiewicz, piłka wpadła pod nogi Kornelii Okoniewskiej, która zagraniem piętą dograła do 15-letniej Leny Świrskiej. Młoda piłkarka z ogromnym spokojem wykorzystała sytuację i zdobyła bramkę kontaktową. Choć gra Pogoni Szczecin nabrała rumieńców w drugiej części spotkania, przyjezdnym nie udało się zmienić rezultatu.

GKS Katowice wyciąga kolejne trzy punkty, kontynuując ligową serię. W następnej kolejce czeka je wyjazdowe spotkanie ze Śląskiem Wrocław.

gol24.pl – W meczu na szczycie pań GKS Katowice lepszy od Pogoni Szczecin

Hit rundy wiosennej dla GKS Katowice. Wicemistrzynie Polski pokonały w 16. kolejce mistrzynie Polski – Pogoń Szczecin 2:1. Już do przerwy ten wynik dla Gieksy korzystny.

Przed rozpoczęciem spotkania GKS miał na koncie komplet ligowych zwycięstw i aż 9 punktów przewagi nad Pogonią. Szczecinianki musiały więc wygrać, by jeszcze zachować cień szans na obronę tytułu mistrzowskiego. Nie dały jednak rady.

Już w 10. minucie padł pierwszy gol dla GKS. Akcja do skrzydła, wrzutka, brak dobrego krycia, bo jedna z katowiczanek znalazła się na czystej pozycji. Jej strzał Natalia Radkiewicz obroniła, ale przy dobitce z 5 metrów Kingi Kozak nie miała najmniejszych szans.

Pogoń próbowała, ale jednak w pierwszej połowie nie mogła się na dobrym poziomie zorganizować. A w 31. minucie straciła drugiego gola po kolejnym dośrodkowaniu w pole karne. Tym razem z lewej strony, ale znów bierne krycie. Klaudia Maciążka miała czas, by piłkę przyjąć, odwrócić się do bramki. Piłka trochę jej odskoczyła, ale takim zamachem skierowała ją pod poprzeczkę do siatki. Radkiewicz nie mogła tego wybronić.

W końcówce pierwszej połowy to już pełna kontrola katowiczanek. Grały z większą pewnością siebie, twardo, szybko przerywały akcje Pogoni. Były o klasę lepiej dysponowane fizycznie. W jakiś sposób Pogoń można usprawiedliwić tym, że w środę rozegrała w Tczewie pucharowe spotkanie. Wygrała 2:1, ale do końca musiała się nieźle namęczyć z niżej notowanym przeciwnikiem. Bohaterką była Julia Brzozowska, która nie mogła zagrać w Katowicach z powodu kontuzji.

Pogoń lepiej zagrała po przerwie. Od początku była aktywniejsze i w 60. minucie zdobyła gola. Kornelia Okoniewska zagrała piętką do Leny Świrskiej, a 15-letnia pomocniczka spokojnie ograła defensorkę i pokonała bramkarkę GKS. Niedawno Świrska wywalczyła z reprezentacją do lat 17 awans do turnieju o Mistrzostwo Europy juniorek. To też jej pierwszy gol w ekstraklasie.

Pogoń atakowała dalej, a katowiczanki próbowały kontrować. Więcej jakości prezentowały szczecinianki, ale trochę się za bardzo w kilku sytuacjach pospieszyły i takich czystych okazji brakowało.

A w końcówce meczu GKS kontrolował sytuacje boiskowe. Szanował piłkę, nie bał się wycofać jej z połowy Pogoni aż do bramkarki. Zmuszało to szczecinianki do biegania, straty sił. W doliczonym czasie gry Pogoń miała rzut rożny, ale nie zagroziła.

W tabeli GKS – ma komplet i 12 punktów przewagi nad Pogonią. Wiceliderem jest zespół Czarnych Sosnowiec i to tylko ta drużyna może zagrozić katowiczankom. Pogoni na pocieszenie pozostanie walka o medal mistrzowski oraz Puchar Polski.

SIATKÓWKA

sportowefakty.wp.pl – Żałoba w Katowicach. GKS nie podjął walki na pożegnanie z PlusLigą

Siatkarze GKS-u Katowice na pożegnanie z PlusLigą, przegrali z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle 0:3. Podopieczni Andrei Gianiego dzięki kompletowi punktów nadal mają szanse na 4. miejsce po rundzie zasadniczej.

Faworyta tego meczu łatwo było wskazać, ZAKSA Kędzierzyn-Koźle wciąż liczyła się w walce o 4. mejsce po rundzie zasadniczej, nie było więc mowy o taryfie ulgowej dla rywali. Katowiczanie już kilka tygodni temu stracili szanse na utrzymanie w PlusLidze. Trudno więc było podejrzewać, żeby w ostatnim meczu sezonu byli w stanie przeciwstawić się dużo mocniejszemu rywalowi.

Przebieg pierwszego seta potwierdził, że emocji w tym spotkaniu będzie jak na lekarstwo. Przyjezdni po asie serwisowym Rafała Szymury szybko odskoczyli na dwa punkty i z biegiem czasu tylko powiększali przewagę. Doskonale w ataku prezentował się Bartosz Kurek, równie solidny był Igor Grobelny. W polu zagrywki z kolei defensywę rywali demolowali wspomniany Rafał Szymura i David Smith (10:14).

Po stronie gospodarzy Krzysztof Gibek robił wszystko, aby zostać zapamiętanym. W pierwszym secie skończył 6 z 8 piłek. Lepszym bilansem poszczycić się mógł tylko Maciej Wóz. 24-letni środkowy był bezbłędny (4/4), ale na niewiele to się zdało, jeśli chodzi o wynik inauguracyjnej partii, zakończonej pewną wygraną ZAKSY.

Przebieg drugiego seta potwierdził, że GKS zasłużenie żegna się z elitą. Podopieczni Emila Siewiorka zostali bowiem zmiażdżeni, kończąc partię z dorobkiem zaledwie ośmiu punktów. Paradoksalnie, początek nie zwiastował egzekucji. Po ataku Aymena Bouguerry było bowiem 6:6.  Od tej pory katowiczanie właściwie przestali grać. Przy stanie 8:12 na zagrywce pojawił się Igor Grobelny, który w polu serwisowym pozostał do końca seta, notując po drodze pięć asów serwisowych.

W trzeciej odsłonie gospodarze również nie próbowali nawiązać walki, szybko oddając inicjatywę. Po asie serwisowym Jakuba Szymańskiego ZAKSA odskoczyła na cztery punkty i właściwie w tym momencie rozpoczęło się odliczanie w szeregach gospodarzy, do zakończenia nieudanego sezonu. Kędzierzynianie z kolei konsekwentnie realizowali swój cel, jakim była wygrana 3:0. Dobre wejście w mecz zanotował Mateusz Rećko, który w trzeciej partii zastąpił w szóstce Bartosza Kurka (9:15).

Andrea Giani skorzystał z okazji, aby dać pograć rezerwowym. Jedynym graczem podstawowego składu, który pozostał na parkiecie, był Marcin Janusz. Reprezentant Polski doskonale poprowadził grę swoich kolegów, którzy wykorzystali okazję, aby poprawić swoje statystyki w obecnym sezonie i przy okazji przypieczętować zdobycie trzech oczek. Emocji, podobnie jak w poprzednich odsłonach było jak na lekarstwo. Ostatecznie ZAKSA triumfowała 25:16.

dziennikzachodni.pl – Siatkarze GKS Katowice pożegnali się z PlusLigą. Pamiętacie jak to się zaczęło?

Siatkarze GKS Katowice przegrali z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle na pożegnanie z PlusLigą. W ten sposób dobiegła końca historia, która rozpoczęła się w sezonie 2016/17.

Siatkarze GKS Katowice pod herbem i nazwą klubu zaczęli występować od rozgrywek 2015/16, gdy grali jeszcze w I lidze. Rok później Spółka Akcyjna oficjalnie przejęła siatkówkę z TKKF Czarnych i awansowała do PlusLigi. Trenerem zespołu został znany reprezentant Polski Piotr Gruszka.

GieKSa utrzymała się w elicie przez dziewięć lat. W tym czasie trzykrotnie znalazła się w ósemce, a najlepszym miejscem było szóste w rozgrywkach 2019/2020. W obecnym sezonie katastrofalny początek ekipy Grzegorza Słabego przesądził sprawę i katowiczanie żegnają elitę.

W ostatnim meczu sezonu w piątek GKS przegrał z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle, niemal kompromitując się w drugim secie.

GKS Katowice – ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 0:3 (19:25, 8:25, 16:25)

HOKEJ

hokej.net – 43 minuty na 0:0. Wtedy w 90 sekund zmieniło się wszystko!

W katowickiej „Satelicie” odbył się zacięty bój piątego półfinałowego spotkania Tauron Hokej Ligi pomiędzy GKS Katowice a Re-Plast Unią Oświęcim. Po dwóch tercjach na tablicy wyników widniał bezbramkowy remis 0:0. Obie drużyny, toczyły niezwykle wyrównaną walkę o przybliżenie się do awansu do finału. Kluczowym momentem było dokładnie 90 sekund niedługo po rozpoczęciu trzeciej odsłony – wtedy GieKSa wyszła na prowadzenie i dowiozła je do końca, wykonując duży krok w kierunku gry w finale rozgrywek.

Bohaterami dwóch pierwszych odsłon meczu byli bramkarze – John Murray (GKS) oraz Linus Lundin (Unia), którzy zatrzymali wszystkie strzały rywali. Lundin popisał się najbardziej niesamowitą paradą w drugiej tercji, zatrzymując Patryka Wronkę mającego przed sobą niemal pustą bramkę.

Mecz toczony był w intensywnym tempie od samego początku. Oba zespoły miały szanse na otwarcie wyniku. W pierwszej tercji najdogodniejszą okazję miał Jean Dupuy, który znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem gości, jednak w tym pojedynku górą był Lundin. Oświęcimianie mogli odpowiedzieć trafieniem Daniela Olssona Trkulji, który nie zdołał skierować krążka do pustej bramki.

Istotnym elementem tamtego okresu spotkania były gry w przewadze. Sędziowie w pierwszej odsłonie odgwizdali pięć dwuminutowych kar, lecz obie drużyny skutecznie broniły się w osłabieniu. Mogłoby być inaczej choćby po 14. minucie, gdy Patryk Wronka chybił z zerowego kąta do mocno odsłoniętej bramki.

Gra była znacznie płynniejsza w drugiej tercji, wtedy też katowiczanie zaczęli wyraźnie mocniej naciskać na defensywę gości. Unia odpowiadała kontratakami, jednak zarówno Andreas Soderberg jak i Radosław Galant nie zdołali wykorzystać stworzonych w ten sposób okazji.

W końcówce drugiej tercji gospodarze przypuścili szturm na bramkę oświęcimian, ale kapitalnie spisujący się Lundin oraz ofiarnie interweniujący obrońcy Unii zachowali czyste konto. Zero przy bilansie Unii i Lundina przestało być aktualne w 43. minucie.

Dłuższa akcja GiekSy przyniosła powodzenie dzięki wrzutce z niebieskiej Santeriego Koponena i strąceniu krążka przez Stephena Andersona. Krótkie wątpliwości w sprawie wysokości kija zbijającego zawieszony krążek zakończyły się zatwierdzeniem bramki i prowadzenia gospodarzy 1:0.

Oświęcimianie pękli w krótkim okresie czasu także po raz drugi – pomiędzy golami minęło dokładnie 90 sekund. Szybkie wyjście z obrony katowiczan i profesorskie rozszerzenie akcji przez Grzegorza Pasiuta stworzyło możliwość do oddania strzału ze środkowej części tercji ataku przez Dante Salituro. Uderzenie to jeszcze raz pokonało Lundina, który po wielu świetnych obronach dał się pokonać drugi raz z rzędu i było 2:0.

To był moment, w którym bramki padały z dużą częstotliwością. Następne trafienie było kontaktowym na korzyść Unii, a wywalczył je szarpiąc i próbując Krystian Dziubiński. Kapitan nie zrobił nic ekstrawaganckiego, ale odpowiednio szybko połapał się w pomyłce obrońcy i wystrzelił w kierunku bramki Murraya na 1:2.

Wynik pozostał w mocy do samego końca – tym samym GKS Katowice objął prowadzenie 3-2 w serii do czterech zwycięstw – wykonując ogromny krok w kierunku gry w finale rozgrywek.

Czwarty z rzędu finał GieKSy! Unia zrzucona z mistrzowskiego tronu

Poznaliśmy drugiego finalistę play-off! Został nim GKS Katowice, który pokonał na wyjeździe Re-Plast Unię Oświęcim 4:2 i wygrał całą rywalizację w stosunku 4:2.

W przekroju całego spotkania, a także całej rywalizacji GieKSa zaprezentowała więcej hokejowych argumentów. Szybciej poruszała się po lodzie, grała z większym zębem i lepiej prezentowała się w destrukcji. Zaprezentowała też lepszą jakość w ataku.

Tuż przed meczem gruchnęła informacja o tym, że w szóstym starciu półfinału play-off nie zagra Linus Lundin. 32-letni szwedzki golkiper był mocnym punktem biało-niebieskich, ale jego występ przekreślił uraz mięśniowy. Między słupkami pojawił się Robert Kowalówka, który w tym sezonie rozegrał tylko sześć spotkań. W ekipie z Chemików 4zabrakło też kontuzjowanego Sama Marklunda, a do składu nie zmieścił się Miłosz Noworyta.

Z kolei Jacek Płachta nie zmienił zwycięskiego składu w myśl zasady, że nie ma sensu ruszać tego, co dobrze funkcjonuje.

Jego podopieczni szybko przejęli kontrolę nad meczem i już w 6. minucie wyszli na prowadzenie. Spod linii niebieskiej uderzył Pontus Englund, a guma odbiła się jeszcze od łyżwy Igora Smala. Zasłonięty Robert Kowalówka próbował instynktownie interweniować, ale guma po kontakcie z jego parkanem trafiła pod poprzeczkę.

Goście poszli za ciosem i chwilę później na 2:0 podwyższył Ben Sokay. Kanadyjski środkowy przymierzył z lewego bulika i dosłownie zdjął pajęczynę z okienka oświęcimskiej bramki.

W atakach gospodarzy wyraźnie brakowało zęba, przekonania i jakości. Podopieczni Anttiego Karhuli podejmowali złe decyzje i zbyt długo zwlekali z oddawaniem strzałów. Nic więc dziwnego, że nie zdołali zaskoczyć Johna Murraya.

Tymczasem w29. minucie po serii błędów w defensywie trzeciego gola dołożył Travis Verveda. Obrońca GieKSy dobrze podłączył się do akcji ofensywnej i po podaniu Aleksiego Varttinena huknął bez przyjęcia. Dzięki temu trafieniu katowiczanie zyskali ogromny komfort gry i wykonali milowy krok w kierunku zwycięstwa.

Przed końcem drugiej odsłony nadzieję w serca oświęcimskiego zespołu wlał jeszcze Henry Karjalainen, który zamienił na bramkę okres gry w przewadze. Fiński skrzydłowy efektownie przymierzył w długi róg i John Murray nie miał żadnych szans na skuteczną interwencję.

Początek trzeciej tercji miał dać odpowiedź na pytanie, czy zespół z Chemików 4 jeszcze się podniesie. Na początku biało-niebiescy mieli spore problemy z wykreowaniem sobie dogodnej sytuacji. A czas uciekał.

W 54. minucie modlitwy miejscowych fanów zostały wysłuchane. Marcin Kolusz wrzucił gumę w kierunku bramki, a Ville Heikkinen zmienił jej trajektorię i kompletnie zaskoczył „Jaśka Murarza”.

Unia ruszyła w pogoń za wyrównującym golem, a idealna okazja pojawiła się na 87 sekund przed końcem regulaminowego czasu gry. Na ławkę kar trafił Patryk Wronka, który wysoko uniesionym kijem zaatakował Jerego Verttanena. Trener gospodarzyod razu poprosił o czas, a następnie zdecydował się na manewr z wycofaniem bramkarza. Ale nie przyniósł on zamierzonego efektu.

Carl Ackered soczyście uderzył z niebieskiej, a guma odbiła się od bandy za bramką i trafiła na łopatkę kija Aleksiego Varttinena, który błyskawicznie wystrzelił gumę. Przejął ją Grzegorz Pasiut, a potem pozostawiony bez opieki Jean Dupuy skierował ją do pustej bramki. To była pieczęć na zwycięstwie, a zarazem na awansie do finału play-off.

Nowy termin czwartego meczu finału! Znamy powód

Nie 30 marca, a dzień później odbędzie się czwarty mecz finału play-off pomiędzy GKS-em Katowice i GKS-em Tychy. Korekta terminu ma związek z innym ważnym wydarzeniem w Katowicach.

Pierwotnie czwarte spotkanie o złoto miało odbyć się w niedzielę, 30 marca, o 20:30. Ten termin jest już nieaktualny.

Władze GKS-u Katowice zwróciły się z prośbą o przesunięcie tej rywalizacji. Jaki jest tego powód? Z tym pytaniem zwróciliśmy się do szefostwa GieKSy.

– GKS Katowice zwrócił się z prośbą o zmianę terminu czwartego meczu finałów z uwagi na przypadające tego samego dnia otwarcie nowego stadionu w Katowicach. W niedzielę 30 marca o godz. 17:30 na Arenie Katowice rozegrany zostanie mecz PKO BP Ekstraklasy GKS Katowice – Górnik Zabrze– usłyszeliśmy w katowickim klubie.

Czwarte spotkanie finału play-off odbędzie się zatem w poniedziałek o 15:00, a transmisję z tego spotkania przeprowadzi TVP Sport.

GKS Tychy – GKS Katowice. Garść liczb i szczypta statystyk

Hokej to też liczby, dlatego przedstawiamy pigułkę statystyczną dotyczącą finałowej rywalizacji pomiędzy GKS-em Tychy a GKS-em Katowice. Zapraszamy do lektury.

[…] Play-off

GKS Tychy

Bilans bramek: 47-16

Bramki zdobyte:

– w przewadze: 9

– w osłabieniu: 1

– do pustej bramki: 2

– w I tercji: 10

– w II tercji: 18

– w III tercji: 18

Bramki stracone:

– w przewadze: 1

– w osłabieniu: 4

– do pustej bramki: 1

– w I tercji: 9

– w II tercji: 5

– w III tercji: 2

Liczba oddanych strzałów: 440

Liczba minut na ławce kar: 100

Skuteczność gier w przewadze: 31,03 %

Skuteczność gier w osłabieniu: 77,78 %

[….] GKS Katowice

Bilans bramek: 37-16

Bramki zdobyte:

– w przewadze: 8

– w osłabieniu: 1

– do pustej bramki: 1

– w I tercji: 9

– w II tercji: 15

– w III tercji: 11

Bramki stracone:

– w przewadze: 1

– w osłabieniu: 3

– do pustej bramki: 1

– w I tercji: 4

– w II tercji: 7

– w III tercji: 5

Liczba oddanych strzałów: 347

Liczba minut na ławce kar: 123

Skuteczność gier w przewadze: 25,81 %

Skuteczność gier w osłabieniu: 87,5 %

Najlepiej punktujący:

10 – Grzegorz Pasiut (4 G + 6 A)

10 – Patryk Wronka (3 G + 7 A)

9 – Jean Dupuy (7 G + 2 A)

Najlepsi strzelcy:

7 bramek – Jean Dupuy

5 – Stephen Anderson

4 – Grzegorz Pasiut

Najlepiej podający:

7 asyst – Patryk Wronka, Brandon Magee

6 – Grzegorz Pasiut, Aleksi Varttinen

5 – Ben Sokay, Santeri Koponen, Pontus Englund

Najwięcej punktów wśród obrońców:

6 – Santeri Koponen (1 G + 5 A)

6 – Pontus Englund (1 G + 5 A)

Najwięcej minut karnych:

25 – Stephen Anderson

14 – Albin Runesson

12 – Santeri Koponen, Johan Norberg

Najlepszy plus/minus:

+ 7 – Travis Verveda

+ 6 – Dante Salituro, Pontus Englund, Aleksi Varttinen, Albin Runesson

+ 4 – Grzegorz Pasiut, Mateusz Bepierszcz, Patryk Wronka, Jean Dupuy, Ben Sokay

Najgorszy plus/minus:

– 1 – Bartosz Fraszko

+ 1 – Jakub Hofman, Jonasz Hofman, Kacper Maciaś, Igor Smal

+ 2 – Christian Mroczkowski, Jimi Jalonen, Mateusz Michalski, Santeri Koponen, Johan Norberg, Ben Sokay

Bramkarz:

John Murray

mecze: 10

skuteczność interwencji – 93,98 %

średnia wpuszczonych bramek – 1,47

czyste konta: 2

BEZPOŚREDNIE MECZE

GKS Katowice – GKS Tychy 1:5 (0:2, 1:1, 0:2)

GKS Tychy – GKS Katowice 5:2 (1:0, 2:0, 2:2)

GKS Katowice – GKS Tychy 4:5 (2:2, 1:1, 1:2)

GKS Tychy – GKS Katowice 2:3 (0:2, 2:1, 0:0)

GKS Katowice – GKS Tychy 3:4 (0:4, 3:0, 0:0)

GKS Tychy:

Bilans bramek: 21-13

Bramki zdobyte:

– w przewadze: 7

– w osłabieniu: 1

– do pustej bramki: 1

– w I tercji: 9

– w II tercji: 6

– w III tercji: 6

Bramki stracone:

– w przewadze: 0

– w osłabieniu: 3

– do pustej bramki: 0

– w I tercji: 4

– w II tercji: 6

– w III tercji: 3

Skuteczność gier w przewadze: 35 %

Skuteczność gier w osłabieniu: 82,35 %

Najwięcej punktów przeciwko GKS-owi Katowice:

8 – Matias Lehtonen (1 G + 7 A)

7 – Joona Monto (3 G + 4 A)

5 – Wiktor Turkin (3 G + 2 A)

Najlepsi strzelcy GKS-u Tychy w meczach z GKS-em Katowice:

3 – Wiktor Turkin, Joona Monto

2 – Alan Łyszczarczyk, Filip Komorski, Olii Kaskinen, Bartłomiej Jeziorski, Mateusz Gościński, Olaf Bizacki

Najlepiej asystujący zawodnicy GKS-u Tychy w meczach z GKS-em Katowice:

7 – Matias Lehtonen

4 – Joona Monto

Najwięcej minut na ławce kar:

6 – Bartosz Ciura

Bramkarze:

Tomáš Fučík – 93,24 % (obronił 138 ze 148 strzałów) – czas gry 238 minut i 23 sekundy

Kamil Lewartowski – 91,43 % (obronił 32 z 35 strzałów) – czas gry 60 minut

GKS Katowice:

Bilans bramek: 13-21

Bramki zdobyte:

– w przewadze: 3

– w osłabieniu: 0

– do pustej bramki: 0

– w I tercji: 4

– w II tercji: 6

– w III tercji: 3

Bramki stracone:

– w przewadze: 1

– w osłabieniu: 7

– do pustej bramki: 1

– w I tercji: 9

– w II tercji: 6

– w III tercji: 6

Skuteczność gier w przewadze: 17,65 %

Skuteczność gier w osłabieniu: 65 %

Najwięcej punktów przeciwko GKS-owi Tychy:

4 – Christian Mroczkowski (1 G + 3 A)

3 – Jean Dupuy (3 G)

3 – Pontus Englund (2 G + 1 A)

Najlepsi strzelcy GKS-u Katowice w meczach z GKS-em Tychy:

3 – Jean Dupuy

2 – Pontus Englund

Najlepiej asystujący zawodnicy GKS-u Katowice w meczach z GKS-em Tychy:

3 – Santeri Koponen, Christian Mroczkowski

2 – Aleksi Varttinen, Bartosz Fraszko, Stephen Anderson

Najwięcej minut na ławce kar:

29 – Pontus Englund

Bramkarze:

John Murray – 84,17 % (obronił 101 ze 120 strzałów) – czas gry 247 minut i 17 sekund

Michał Kieler – 95 % (obronił 19 z 20 strzałów) – czas gry 49 minut i 56 sekund

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Był Ajax… czas na AEK Katowice?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy w poprzednim sezonie przystępowaliśmy do meczu z Legią w Warszawie, nastroje były więcej niż dobre. Co prawda sam mecz poprzedzający starcie z Wojskowymi, czyli mecz z „czerwoną latarnią” ligi Śląskiem Wrocław, był zremisowany, ale wcześniejsze zwycięstwa po kapitalnym spotkaniu z Pogonią i rozgromienie Puszczy pokazywały, że potencjał w naszej drużynie tkwi bardzo duży.

Tym razem jest inaczej. Nie chcę pisać, że diametralnie inaczej, bo trudno jeszcze wyrokować o pozycji naszej drużyny – nie tylko w tabeli, ale także czysto sportowej, na tle innych drużyn z ligi. Jednak w świadomości (i czuciu) kibiców zawsze będzie obowiązywało stwierdzenie, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. A tutaj możemy zaokrąglić to do trzech ostatnich spotkań, czyli wszystkich w tym sezonie. I do tej pory wyglądało to bardzo źle. Nie ma się co dziwić, że niektórzy eksperci już nas ochrzcili głównym kandydatem do spadku (Wojciech Kowalczyk) i np. „dobrym rywalem na przełamanie” (Wojciech Piela) dla Legii. Oddajmy jednak, że nie wszyscy – Adam Szała czy Robert Podoliński mocno akcentują, że wierzą w warsztat Rafała Góraka i to, że szkoleniowiec przywróci GKS na właściwe tory. Po wielu sytuacjach w poprzednich latach nie ma co temu zaprzeczać, ani wątpić w umiejętności trenera.

Problem jest jednak inny. Trener bowiem trenerem, ale tu chodzi o to czy da się z zastanego materiału lepić. I tu już pojawiają się schody – choć nie pewność. Okazuje się bowiem, że strata Oskara Repki i Sebastiana Bergiera znacząco wpłynęła na postawę drużyny. Jaka jest rzeczywista korelacja pomiędzy udziałem tych dwóch zawodników w poprzednim sezonie, a dobrymi wynikami GKS? Tego nie wiemy, pewnie trzeba by było zrobić analizę ścieżek i wiedza ta jest dostępna sztabowi szkoleniowemu i naszemu analitykowi. Wiemy przecież, że z Oskarem i Sebastianem, naszej drużynie przydarzyły się też bardzo słabe czy bezbarwne mecze. Wiemy jednak też, że ich błysk nieraz był decydujący. Co by nie mówić – 17 z 49 bramek strzelonych przez GKS w lidze były autorstwa tych dwóch zawodników. To jest 34,5% wszystkich trafień, czyli liczba olbrzymia.

A ze zdobywaniem bramek i kreowaniem sobie sytuacji mamy problem olbrzymi. Dość powiedzieć, że w statystyce xG mamy wskaźnik 2,49, który daje średnio 0,83 na mecz. Oczywiście nie jest to wskaźnik decydujący, bo obie bramki, które zdobył Bartosz Nowak były z poziomu xG 0,05, ale jednak wiele to mówi. Jakbyśmy prześledzili wszystkie trzy spotkania, to tak naprawdę nie mieliśmy ani jednej stuprocentowej sytuacji. Raczej to były takie pół-sytuacje, z których gol mógł paść, albo nie – jak ta Rosołka w Łodzi czy Wędrychowskiego z Zagłębiem. Ale jeśli to są nasze najlepsze okazje, to nie możemy liczyć na gole.

Maciej Rosołek i Aleksander Buksa nie dali na razie drużynie kompletnie nic. I póki co, wedle ekspertów nie jest to zaskoczenie, bo przecież zarówno oni, jak i my – interesujący się ekstraklasą kibice – wiedzieliśmy, że obaj ci piłkarze swoich drużyn nie zbawiają. Wiara, że nagle „odpalą” jest więc raczej irracjonalna, co nie znaczy, że jest to niemożliwe. Sam uważałem, że Maciej Rosołek w Legii spisywał się naprawdę nieźle i wręcz się dziwiłem, że lekką ręką go oddali. Pobyt w Piaście i obecne mecze w GKS pokazują jednak, że ten potencjał jest ze znakiem zapytania. A czy warto wierzyć? Jak najbardziej. Wspomniany przecież Sebastian Bergier przychodził jako – brzydko mówiąc – „odrzut” ze Śląska Wrocław, a u nas się solidnie rozstrzelał. Oskar Repka też przez długi czas był przeciętny do bólu, ale w pewnym momencie wskoczył na bardzo wysokie obroty. Nie ma więc co skreślać tych zawodników, problem jest taki, że… my punktów potrzebujemy na już, a GKS powoli musi przestać stawać się poligonem na odbudowę zawodników, a ma po prostu autorsko i zgodnie ze swoimi potrzebami – punktować, punktować i punktować.

Bez strzelonych bramek wiele nie osiągniemy. Problem jest taki, że zazwyczaj nie osiągniemy nawet remisu, bo obrona też pozostawia wiele do życzenia. O ile jeszcze trafienie Brunesa to była szybka akcja i szybka noga zarówno Norwega, jak i Ameyawa, to gole stracone z Zagłębiem i Widzewem były już po solidnych błędach naszej defensywy. Musimy więc poprawić zarówno grę w obronie, jak i ataku.

Ataku rozumianym także jako postawa drugiej linii czy/i wahadłowych. Bo naprawdę proporcja posiadania piłki i przebywania na połowie Widzewa do wykreowanych (czyli niewykreowanych) sytuacji była miażdżąca in minus. I Widzew to przeczytał – widząc, że z piłką nie jesteśmy w stanie zbyt wiele zrobić, po prostu nam ją oddał. Co jakiś czas wyściubiając nos z własnej połowy i wtedy robiło się bardzo groźnie.

Choć trenerzy nie lubią mówić o tzw. handicapach w takiej czy innej postaci, to my obecnie takich mini-przewag w kontekście starcia z Legią w Warszawie musimy się łapać. I tutaj trafiamy na najlepszy moment, jaki mogliśmy sobie w obecnej formie wyobrazić, żeby grać na Łazienkowskiej.

Zasadniczo mecz z GKS to absolutnie najmniej obecnie potrzebna Legii rzecz. I pewnie trener Iordanescu pluje sobie w brodę, że przełożyli spotkanie z Piastem między dwoma meczami z Aktobe. Wiadomo, wtedy to była kwestia dalekiej podróży itd., ale nie aż tak temat sportowy. Teraz zapewne chcieliby wszystkie siły skupić na rewanżu z AEK Larnaka, dojść do siebie fizycznie i mentalnie, a tu muszą się kopać po czołach z przybyszami ze Śląska w niedzielę.

Legia po czwartkowej klęsce z Cypryjczykami musi być trochę rozbita psychicznie. Raz z powodu wyniku, który powoduje, że awans, choć jeszcze realny, będzie wymagał niebywałego wysiłku. Dwa, że w drugiej połowie warszawianie po prostu przestali grać. Odcięło im prąd i nie potrafili praktycznie wyjść z własnej połowy. To był pokaz bezradności i wywieszenia białej flagi. Niezrozumiały i zaskakujący. Czy była to tylko kwestia tego upału? Nawet jeśli – to czy Legia była aż tak nieprzygotowana taktycznie i psychicznie, żeby w tych warunkach przybrać najbardziej efektywny sposób gry?

W każdym razie wielce prawdopodobne jest, że wszystkie siły Legii pójdą na czwartek i rewanż z AEK, a nie jutrzejsze starcie z GKS. To powoduje, że możemy spodziewać się na wpół albo w dużej mierze rezerwowego składu drużyny rumuńskiego szkoleniowca. W sumie to przewidział trener Górak mówiąc na konferencji po Zagłębiu, że „nie wiadomo, jakim składem zagra Legia”.

To daje pewną szansę GieKSie. Przede wszystkim zapewne oszczędzany będzie Jean Pierre Nsame, więc żądło Legii będzie osłabione. No ale to nie znaczy, że GKS staje się od razu dużo większym faworytem. Bo przecież zamiast Nsame zagra Szkurin, wielce prawdopodobne jest też, że cały mecz zagra wykluczony z rewanżu z AEK Bartosz Kapustka, no i przede wszystkim mega groźny Ryoya Morishita, który nie wiedzieć czemu, na Cyprze nie zagrał od pierwszej minuty.

Tak więc jeśli coś miało nam spaść z niebios to właśnie AEK gromiący Legię – choć może lepiej by było, gdyby tam było 3:1, kiedy szanse awansu byłyby bardziej realne, teraz też są, ale już z dość spektakularną remontadą. Ale rozbita Legia przypomina trochę casus Jagiellonii z poprzedniego sezonu, kiedy piłkarze Adriana Siemieńca przyjechali na Bukową pomiędzy meczami z Ajaxem Amsterdam. Katowiczanie to wykorzystali i pokonali Mistrza Polski.

GieKSa notuje słaby początek sezonu, ale nie jest to tak słaba drużyna, jak te punkty. Pisałem to już, ale nadal mamy Galana, Wasyla, Kowala, Bartka Nowaka, którzy muszą sobie przypomnieć najlepsze czasy z poprzedniego sezonu. Dawid Kudła robi swoje, niech teraz też pójdzie w ślad obrona. A Maciej Rosołek niech wykorzysta „prawo ex” i strzeli swojemu byłemu klubowi bramkę.

Rok temu, po meczu z Jagą, Tomasz Wieszczycki ochrzcił GKS mianem Ajaxu Katowice. Może teraz czas na powtórkę i… AEK Katowice?

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Nie wziąć do autobusu marudnej niechęci

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu Legii Warszawa z GKS Katowice tradycyjnie wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn – Edward Iordanescu i Rafał Górak. Poniżej prezentujemy główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole można znaleźć zapis audio całej konferencji prasowej.

Edward Iordanescu (trener Legii Warszawa):
Wierzę, że to zasłużone trzy punkty. Gratuluję zespołowi, że pokazali charakter. Wolałbym jednak wygrać do zera. Jedyna dobra rzecz, że mieliśmy dwóch zawodników w końcówce, którzy strzelili bramki. Ale GKS grał z dobrą intensywnością, natomiast w drugiej połowie to była ich jedyna szansa i wyrównali. Byłoby niesprawiedliwe, gdyby ten mecz zakończył się remisem. Najważniejsze są trzy punkty. Gratuluję moim piłkarzom tego wysiłku. To bardzo ważny moment. Teraz musimy odpocząć, bo za trzy dni mamy bardzo ważny mecz w Europie i chcemy powalczyć o awans.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Zdają sobie państwo sprawę, że gdy przegrywa się w 5. czy 7. minucie doliczonego czasu, to sportowej złości jest bardzo dużo. Nie zamierzam natomiast przepraszać za to, że graliśmy dobrze i zaklinać rzeczywistości i pochylać głowy. Będę wyciągał bardzo dużo dobrego, jeśli chodzi o morale mojego zespołu i tego, jak postawili się Legii, w jaki sposób grali i wykonywali zadania. Mogło się dużo więcej dla nas wydarzyć, niż się wydarzyło, a wydarzyło się to, że przegrywamy. Jednak nie zawsze tylko wynik trzeba brać do autobusu i taką marudną niechęć, że się przegrało. Taka jest piłka, ona czasem bardzo boli, czasem daje dużo szczęścia, też niejednokrotnie wygraliśmy w końcówce. Szkoda, bo byliśmy bardzo blisko, byliśmy solidni i zdyscyplinowani, mieliśmy swoje momenty i mogliśmy zdobyć nawet więcej bramek, gdyby ciut tej precyzji więcej było. Na razie na gorąco tak to odbieram, chcąc przygotowywać się do następnych spotkań, bo przed przerwą reprezentacyjną czekają nas trzy bardzo trudne spotkania i na bazie tego spotkania, chcemy być jak najlepiej przygotowani. Dzisiaj na pewno poboli i może być przykro, ale na bazie tego, jak drużyna się prezentowała, możemy z optymizmem patrzeć w przyszłość.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Łódzka lekcja futbolu

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ciężko się zabrać za pisanie tego felietonu, bo im więcej czasu mija od zakończenia meczu z Widzewem, tym bardziej stwierdzam, że wczoraj na boisku w Łodzi nie mieliśmy czego szukać. Może nawet i dobrze, że mecz zakończył się porażką 0:3, a nie 0:1, bo przy jednobramkowej prawdopodobnie słyszelibyśmy narrację, że było bardzo blisko i gdyby nieco więcej opanowania pod bramką, to moglibyśmy wywieźć punkt lub punkty i w ogóle byliśmy lepsi (!) od Widzewa.

Nie, nie byliśmy. Byliśmy w każdym aspekcie od Widzewa gorsi. I należy to sobie jasno powiedzieć, bo jeżeli będziemy mydlić oczy tym, że więcej mieliśmy piłkę (57%) czy oddaliśmy niemal tyle samo celnych strzałów (trzy przy czterech Widzewa), to nie wyciągniemy mitycznych wniosków, tylko będziemy się pławić w samozadowoleniu.

Niektórzy kibice mówią, że Widzew był słaby i każda inna drużyna by ten mecz z łodzianami wygrała. No niech będzie, że Widzew słaby i każdy by z nimi wygrał. Tylko zwróćmy uwagę na to, że są jeszcze kwestie taktyczne, gra się tak, jak przeciwnik pozwala itd. I mając przeciw sobie bezzębnego rywala, gospodarze mogli sobie pozwolić na taką, a nie inną grę, niby się przyczajając, a gdy mieli już piłkę przy nodze, to zagrożenie pod naszą bramką wzrastało wielokrotnie.

Z jednej strony może i fajnie, że GKS miał tak dużo piłkę, sporo przebywał na połowie rywala i rozgrywał atak pozycyjny. Problem w tym, że nie stworzyliśmy absolutnie żadnego zagrożenia pod bramką przeciwnika. Zero. Kikolski był bezrobotny. Wydawało się, że najgroźniejsza akcja GKS to była ta, gdy Wasielewski podawał do Rosołka, a ten fatalnie nie trafił dobrze w piłkę, choć wydaje się, że w tej sytuacji i tak rysowaliby linie i prawdopodobnie byłby spalony. Bo jakie inne? Jak Gruszkowski uderzał z woleja, mając przed sobą trzech Widzewiaków? Serio, to jedyne sytuacje, które przychodzą do głowy. Poza tym nic. Przy 57% posiadania, GKS stworzył sobie xG na poziomie 0,76.

Nie mamy na ten moment ofensywy. Nowi zawodnicy nie dają kompletnie nic (jedynie Wędrychowski robi trochę wiatru, ale w Łodzi nic z tego nie wynikało). A „starzy”? Obniżyli loty w porównaniu do poprzedniego sezonu. Optycznie może to nawet nie wyglądało najgorzej, rozgrywanie w środku boiska, transport piłki na skrzydła. Ale tacy zawodnicy jak Galan, Wasyl, Kowal czy Bartosz Nowak nie dają tego, co w poprzednim sezonie, czyli realnych, wymiernych korzyści – nie mówię tu nawet o golach, tylko o wykreowanych groźnych sytuacjach. Jak już Galan miał dobrą sytuację w polu karnym, to pakował się zwodem w trzech rywali, a jak Wasyl stał dwadzieścia sekund niepilnowany w polu karnym, to wszyscy byli odwróceni do niego plecami i nie widzieli, że należy zagrać mu piłkę. W tej sytuacji wyglądało to tak, że choć wiara kibica była taka, żeby siłą woli wepchnąć tę piłkę do siatki, to po prostu z obrazu gry absolutnie się na to nie zanosiło. Nawet na jednego gola, który byłby raczej łutem szczęścia niż czymś co wynika z przebiegu meczu.

A gdy Widzew już postanowił przyatakować, to można się było modlić, żeby zaraz nie wyciągać drugi raz piłki z siatki. Szalał Akere, którego nie potrafili upilnować nasi obrońcy, przeciętnego na razie Fornalczyka też łapał Kowalczyk i na szczęście dla niego nie dostał żółtej kartki. Przede wszystkim jednak dwie wybitne interwencje zanotował niezawodny Dawid Kudła i to choćby wystarczy, żeby powiedzieć, że to był cud, że do 87. minuty nie przegrywaliśmy dwiema bramkami. Nie mówiąc o absurdalnej decyzji Bartosza Frankowskiego o nieuznaniu gola dla Widzewa w drugiej minucie drugiej połowy. My się oczywiście cieszyliśmy, ale tak naprawdę to była radość z błędu VAR-u, bo jak oni się tam dopatrzyli ręki, to naprawdę ciężko zrozumieć.

Niestety nasi obrońcy też nie za bardzo pomogli. Te odbijanki, dziwne straty, które dobrze znamy, znów dały o sobie znać. Już nie mówię o samobóju Kowala, bo to akurat może się każdemu zdarzyć i jest to pech. Ale naprawdę trudno zrozumieć ustawiczne stawianie na Lukasa Klemenza, który nie za dobrze sobie radzi na tym poziomie rozgrywkowym i trzymanie Martena Kuuska na ławce. Nie mówię, że Estończyk będzie zbawieniem, bo też swoje miał za uszami, ale Lukas to jest tykająca bomba zegarowa, w większości meczów ma jakieś kuriozalne zagrania i często jedyne, co mu dobrze wychodzi, to w ostatecznej sytuacji jakieś rzucenie się ciałem i zablokowanie piłki czy nawet wybicie z linii bramkowej. Jednak błędy, które popełnia przeważają nad korzyściami i na dłuższą metę z tym zawodnikiem będziemy raczej tracić bramki niż zapobiegać ich utracie. Alan Czerwiński tym razem zagrał dużo słabiej i też przepuścił dziwną piłkę do Alvareza na 3:0, a wcześniej nie był pewny. Jednak patrząc nawet na źródła groźnych sytuacji Widzewa, to nie może być tak, że w straszny sposób Bartosz Nowak traci piłkę i z tego padał niedoszły gol na 2:0. Podobną stratę miał Wędrychowski z Lubinem i tam też było bardzo groźnie.

I teraz sam już się trochę gubię, bo z jednej strony nie chcę, żebyśmy byli jeźdźcami bez głowy, a z drugiej jednak naprawdę ukłuło mnie, gdy mieliśmy przewagę, przycisnęliśmy ten Widzew na początku meczu, mieliśmy serię stałych fragmentów gry i nagle… trener wycofał Klemenza i Jędrycha do obrony. Tak jakby dał sygnał „hej, za bardzo atakujecie, opanujcie się”. Nie wiem, czy nie zadziałało to na podświadomość naszych zawodników, bo tak naprawdę po chwili straciliśmy gola po PIERWSZEJ akcji Widzewa w tym meczu. No i właśnie, rozumiem tę chłodną głowę, ale nie chciałbym, żebyśmy jednak stracili to ofensywne DNA z poprzedniego sezonu na rzecz nadmiernej asekuracji czy wręcz asekuranctwa, bo w historii mojego zainteresowania piłką, takie rzeczy zazwyczaj kończyło się wtopami. Mam na myśli wiele meczów, w których drużyna w końcówce rozpaczliwie cofała się robiła obronę Częstochowy. Czasem to wyszło, częściej nie. Czy ultradefensywa Franka Smudy w meczu z Czechami na Euro 2012. Czy wcześniejsza ultradefensywa Janusza Wójcika na Wembley, co Scholes nam strzelił trzy bramki (jedną notabene ręką, nie jak Shehu).

Tu oczywiście sytuacja to pojedynczy niuans meczowy i zupełnie inna sytuacja. Bo potem niby GKS znów chodził do przodu. Ale tak się to zgrało z tą utratą bramki, że trudno przejść obojętnie.

Trener mówi, że zespół jest po przebudowie. Trochę tak, trochę nie. Tak, bo straciliśmy trzon zespołu, czyli przede wszystkim Oskara Repkę, no i napastnika – jak się okazuje niezłego – Sebastiana Bergiera. Tylko to zaledwie częściowo tłumaczy tę naszą słabą postawę na początku sezonu. Bo Repka Repką, ale nikt nie broni właśnie Galanowi, Wasylowi, Kowalowi czy Nowakowi być co najmniej tak efektywnymi jak w poprzednim sezonie. Ci zawodnicy obniżyli loty i to przede wszystkim na tym trzeba się skupić, żeby wrócili do swojej gry. Wasyl w Łodzi jeszcze nie grał najgorzej, ale w poprzednim sezonie był lepszy. Bo na razie okazuje się, że na wzmocnienia nie mamy co liczyć, jeśli nowi piłkarze nie zaczną funkcjonować tak, jak każdy nowy zawodnik powinien, czyli na motywacji i maksymalnym zaangażowaniu. Na czele z napastnikami, bo całe trzy mecze, w których prezentowali się Maciej Rosołek i Aleksander Buksa to póki co jakieś nieporozumienie. Chłopaki obudźcie się.

Widzew nas pokonał jakością piłkarską. Wiedzieli, co zrobić z piłką, wiedzieli jak wykorzystać nasze słabe punkty. To mocna drużyna. Choć nie jest powiedziane, że inni nie znajdą na nią sposobu, ale dali nam solidną lekcję gry w piłkę. Piłkę, która nie polega na prostym kopaniu i posiadaniu jej, tylko wiedzy i umiejętności, co z nią zrobić, gdy ma się ją przy nodze.

GieKSa jest w niełatwym położeniu, bo okazuje się, że większość ligi na początku sezonu gra dobrze i już nam odjeżdżają w tabeli. Z kimkolwiek wygrać będzie bardzo trudno. A punkty trzeba gromadzić od początku i to co jakiś czas trzy. Żeby nie obudzić się w sytuacji Śląska Wrocław, który po jesieni miał dziesięć oczek i mimo że wiosną grał dobrze – do utrzymania zabrakło.

A terminarz nam nie sprzyja. Bo teraz Legia w Warszawie.

Niech więc każdy robi swoje – trenerzy i piłkarze pracujcie, my relacjonujmy, a kibice dopingują.

I cokolwiek by się nie działo – wierzymy w zwycięstwo przy Łazienkowskiej!

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga