Dołącz do nas

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: zmarnowana szansa na coś więcej

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Nadspodziewanie dobra postawa piłkarzy rozbudziła jesienią apetyty kibiców Pasów na czołowe lokaty w lidze. Tymczasem od pamiętnej porażki z GieKSą coś się zacięło i nadzieja na medale prysła jak bańka mydlana. O przyczyny tej sytuacji i ogólne nastroje w ostatniej fazie sezonu zapytaliśmy Artura Fortunę, kibica Cracovii, prezesa Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Historyków i Statystyków Piłki Nożnej, a także autora bloga Historia Pasow”.

Jesienią Cracovia podejmowała GKS z pozycji faworyta, mając zaledwie dwa punkty straty do prowadzącego w tabeli Lecha. Można było odczuć wasz entuzjazm i ekscytację przed kolejnymi meczami. Ile z tego zostało dzisiaj?
Nie zostało zupełnie nic. Rozgoryczenie jest nawet większe, właśnie z powodu dobrych wyników jesienią, bo w pewnym momencie wydawało się, że może to właśnie ten sezon, w którym wreszcie wrócimy na „pudło”, a znowu skończyło się na niczym. To, czy zajmiemy szóste czy ósme miejsce, ma znaczenie dla budżetu, ale nie dla kibica. Jesienią otworzyła się przed nami szansa na coś więcej, ale wiosną szybko odpłynęła. Dystans do czołówki się zwiększał i pozostał tylko żal, że po raz kolejny się nie udało. Podobnie było w 2020 roku, w sezonie covidowym, kiedy po rundzie jesiennej zajmowaliśmy 2. miejsce z niewielką stratą do Legii, natomiast wiosną przytrafiła się seria 6 porażek i skończyliśmy z niczym. Wtedy przynajmniej udało się zdobyć Puchar Polski.

Która twarz Cracovii bardziej realnie oddaje obecne możliwości drużyny – ta walcząca o spadek czy bijąca się o najwyższe cele?
Na to pytanie wszyscy chcielibyśmy znać odpowiedź. Sam nie wiem, która twarz Cracovii jest prawdziwa, choć chciałbym wierzyć, że właśnie ta z jesieni. Wtedy wiele punktów udawało się zdobyć dzięki odpowiedniemu nastawieniu mentalnemu. Piłkarze dawali z siebie wszystko, zarówno gdy trzeba było gonić wynik, jak i gdy nadarzała się okazja, aby podwyższyć prowadzenie. W pewnym momencie wiosny ta wola walki zgasła, nie widać już wiary w zwycięstwo i to przede wszystkim trzeba naprawić. Same umiejętności piłkarskie nie zmieniły się przecież w kilka miesięcy, więc zadaniem trenera lub psychologa jest znalezienie recepty na powrót do właściwego nastawienia mentalnego. Trudno powiedzieć, czy wystarczy na to czasu, bo sezon się kończy, a w letniej przerwie spodziewamy się prawdziwej rewolucji w składzie.

Jesienią Rafał Nowak z serwisu TerazPasy.pl zwracał uwagę na problemy Cracovii z zestawieniem linii obrony, szczególnie wobec absencji Kamila Glika. Czy udało się to naprawić?
Kamil doznał kontuzji w październiku ubiegłego roku i do dziś nie wrócił na boisko. Od momentu jego kontuzji obrona gra źle. Glik nie był dobrze oceniany przez kibiców i sam też uważałem, że nie daje drużynie tyle, ile powinien. Tymczasem od momentu jego kontuzji obrona gra znacznie gorzej. Najwidoczniej Kamil miał wpływ na postawę tej formacji – wpływ, którego kibic nie był w stanie dostrzec. Obecnie, mimo zimowych transferów, obrona nadal gra źle i chaotycznie. Rozdajemy za dużo prezentów rywalom, popełniając proste błędy. Być może brakuje właściwego dyrygenta w tej formacji, który odpowiednio by nią pokierował.

Odpowiedzialność za postawę drużyny spada przede wszystkim na trenera. Jesienią Dawid Kroczek zbierał prawie wyłącznie pochwały. Co się stało, że jego ocena w oczach kibiców aż tak się zmieniła, że dziś nie ma on praktycznie zwolenników?
Zmieniła się przede wszystkim z powodu wyników, których wiosną nie ma. Brakuje zwycięstw, szczególnie u siebie, bo takie porażki najbardziej wpływają na nastroje kibiców. Nie wiem, czy trener Kroczek jest odpowiednim człowiekiem na tym stanowisku, bo nie widzę jego pracy na co dzień. Pamiętajmy też, że niedawno minął dopiero rok jego pracy – nie jest to wystarczająco długi czas na ocenę. Kryzys ma prawo się zdarzyć i trener powinien mieć szansę, by wyprowadzić z niego drużynę. Jednak moim zdaniem nic nie wskazuje na to, aby Dawid Kroczek dał radę podnieść zespół po ostatnich porażkach.

Los trenera Kroczka pod Wawelem jest więc przesądzony?
Przed sezonem jako cel postawiono zajęcie miejsca w pierwszej ósemce, a atak na wyższe lokaty zakładano w kolejnym sezonie. Z tego punktu widzenia trener jest bliski osiągnięcia celu, choć z drugiej strony prezes w wypowiedziach medialnych zostawił sobie pewną furtkę do rozmów o przyszłości szkoleniowca mówiąc, że na ocenie Dawida Kroczka zaważy fakt, czy potrafi wyprowadzić drużynę z kryzysu, w jakim się znalazła. Moim zdaniem jest to dość wyraźny sygnał, że jeśli nie będzie zwycięstw, to nie będzie też nowego kontraktu.

Tęsknicie za Jackiem Zielińskim, który obecnie osiąga nadspodziewanie dobre wyniki w Kielcach?
Ja osobiście nie. Wiem, że trener Zieliński cieszy się uznaniem wśród kibiców Cracovii, jednak ja nie mam dobrej opinii o jego pracy. Uważam, że Jacek Zieliński potrafił dobrze zarządzać drużyną w pierwszym roku, jednak z czasem przychodziły kłopoty. Drugi rok zawsze oznaczał walkę o utrzymanie, gdzie o włos unikaliśmy spadku. Tak było podczas jego pierwszej kadencji, kiedy w 2017 r. utrzymaliśmy się w zasadzie dzięki nieudolności rywali – Ruchu Chorzów i Górnika Łęczna. Nie inaczej było w ubiegłym sezonie – gdyby nie zmiana na trenera Kroczka, to dziś pewnie nie gralibyśmy w Ekstraklasie. Moim zdaniem właśnie na tyle stać trenera Zielińskiego. Mimo to niewykluczone, że w tym sezonie jego Korona wyprzedzi Cracovię w ligowej tabeli.

Patrząc z perspektywy poprzedniego sezonu, w którym niemal do końca biliście się o utrzymanie, obecny sezon można traktować jako przegrany?
To trochę jak ze zremisowanym meczem – lepsze nastroje mają ci, którzy doprowadzili do wyrównania niż ci, którzy wypuścili zwycięstwo z rąk. My byliśmy blisko czołówki i zaprzepaściliśmy szansę na coś więcej, więc nikt nie będzie traktował miejsca w środku stawki jako sukcesu. Oczywiście, ma znaczenie zarówno miejsce w tabeli, jak i poprawienie rankingu historycznego, co przekłada się na zwiększone przychody z Ekstraklasy. Te aspekty ekscytują jednak wyłącznie klubowych księgowych, ale nie kibiców.

Co takiego dzieje się z Cracovią przy Kałuży, że udało się wam wygrać zaledwie cztery mecze?
Jest to dla nas niezrozumiałe. Mogłoby się wydawać, że u siebie jest większe ciśnienie na piłkarzach ze strony kibiców, jednak nie spotykają ich przesadnie negatywne reakcje na kolejne porażki. Nie jestem w stanie tego w żaden sposób wytłumaczyć.

Szczególnie ostatnia kolejka była niemałym zaskoczeniem, bo skazywana przez wielu na spadek Lechia przyjechała do Krakowa jak po swoje.
Wracałem wtedy z majówkowego wyjazdu i obawiałem się, że nie zdążę na mecz. Jak się potem okazało, więcej powodów do zmartwienia miałem dlatego, że zdążyłem. Mecz był tragiczny w naszym wykonaniu – błędy w obronie, brak zaangażowania i niewielkie przebudzenie po przerwie, po stracie bramki. Niestety, wygrała drużyna lepsza. Żeby zobaczyć coś interesującego, musiałem włączyć w telefonie transmisję meczu w Gdyni, gdzie w tym samym czasie Arka „przyklepywała” awans do Ekstraklasy.

Można powiedzieć, że niemoc Cracovii zaczęła się od pamiętnego meczu z GieKSą.
Mam wrażenie, że nie był to zły mecz z naszej strony, ale przede wszystkim był to świetny mecz GKS-u, okraszony pięknymi golami Błąda i Maigaarda. W tym sezonie widzieliśmy w Krakowie wiele pięknych bramek, niestety najczęściej strzelanych przez rywali. Niemniej zawsze warto docenić kunszt piłkarza, który zdobywa bramkę niecodziennej urody, niezależnie od drużyny, której barw broni.

Na co dzień pasjonujesz się historią futbolu. Masz jakieś szczególne wspomnienia z rywalizacji Cracovii z GieKSą?
Najbardziej zapadła mi w pamięć rywalizacja z GKS-em w Krakowie w sezonie, w którym spadał z Ekstraklasy, jednak nie z powodu piłkarskich wrażeń. Wręcz przeciwnie – GKS przyjechał bronić remisu i od początku grał na czas. Trudno to traktować jako zarzut, jeśli drużyna broniąca się przed spadkiem za wszelką cenę stara się osiągnąć swój cel. Ostatecznie jednak i tak skończyło się naszym zwycięstwem, które walnie przyczyniło się do waszego spadku.

Jak podchodzisz do ostatniej fazy sezonu? Czujesz jeszcze jakieś emocje?
Od co najmniej miesiąca czekam już wyłącznie na koniec sezonu. Mam poczucie, że gramy już w zasadzie nieistotne sparingi. Jeśli jeszcze coś wygramy, to fajnie, natomiast nic się nie stanie, jeśli się nie uda. Nie wierzę w spektakularną metamorfozę drużyny, bo nie ma już na to czasu. Wyczerpały się wszystkie pokłady emocji i jestem już zmęczony tym sezonem. Rywale po raz kolejny odjechali sportowo i finansowo. Pozostaje mieć nadzieję, że w przyszłości znów otworzy się dla nas okienko, aby włączyć się w rywalizację o najwyższe ligowe cele.

Są przesłanki, aby w kolejnym sezonie było lepiej?
Nasze obawy związane są przede wszystkim ze składem drużyny. Przesądzone jest odejście Benjamina Källmana, jednego z najlepszych napastników w Ekstraklasie, który najprawdopodobniej spróbuje swoich sił w lepszej lidze. Dostał ofertę przedłużenia kontraktu, podobno bajeczną jak na nasze warunki, ale nie zdecydował się jej przyjąć. Będzie to dla nas duże osłabienie, bo ciężko będzie zastąpić takiego zawodnika. Ponadto kończą się kontrakty kilku innym ważnym zawodnikom, m.in. Glikowi i pojawia się wiele pytań o jego przyszłość.

Jaki scenariusz przewidujesz na nasz niedzielny mecz?
Chciałbym się przekonać, że trener Kroczek potrafi odpowiednio zmobilizować i ułożyć zespół w końcówce sezonu, ale szczerze mówiąc nie spodziewam się tego. Myślę, że będziemy w stanie co najwyżej strzelić bramkę i skończy się na 2:1 dla GKS-u.

Na jakim etapie są obecnie zmiany właścicielskie w Cracovii?
Od momentu śmierci profesora Filipiaka jest dużo niepewności. Z doświadczeń innych klubów wiemy, że zmiany właścicielskie mogą wnieść coś dobrego, ale równie dobrze może się skończyć spektakularnym upadkiem. Czekamy, co się wydarzy – czy Cracovia zostanie w Comarchu, czy też zostanie sprzedana. Na początku roku przeprowadzono oddłużenie klubu na kwotę ponad 150 mln zł, co jest wydarzeniem bez precedensu w polskim futbolu. Z jednej strony nowe władze Comarchu zapewniają, że będą kontynuować misję Profesora, ale z drugiej operacja oddłużeniowa wskazywała na przygotowanie do szybkiej sprzedaży klubu. Taka transakcja jednak nie nastąpiła. Być może piłkarska Cracovia zostanie jednak w Comarchu, jednak więcej obaw mamy co do przyszłości krakowskiego hokeja.

Z czego wynikają te obawy?
Cracovia zawsze mocno stała na dwóch nogach – piłce nożnej i hokeju, który znalazł się na dużym zakręcie. Pojawiają się zarzuty, że ta sekcja za dużo kosztuje i obciąża klub. Dodatkowo klub sam musi utrzymywać lodowisko, co wiąże się z wydatkami rzędu kilku milionów rocznie. Z tego powodu wyodrębniono nową spółkę, do której ma zostać przeniesiona sekcja hokeja, ale na dzień dzisiejszy nie ma tam nawet prezesa. Nie wiemy, z czego będzie finansowana, kto będzie nią zarządzał i kto będzie w niej grał. Dlatego nie bez podstaw są obawy o likwidację tej sekcji. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, bo hokej jest ważną częścią naszej tożsamości i pozbycie się go będzie dla nas wielką stratą.

Cracovia będzie pierwszą ekipą gości, która oficjalnie zasiądzie na trybunach Nowej Bukowej.
Przede wszystkim możecie się cieszyć, że macie wreszcie nowy stadion. Z pewnością stary obiekt miał swój klimat i wspomnienia, które zostaną z wami na zawsze, ale nowy obiekt to ważny krok w rozwoju zarówno waszego klubu, jak i całej ligi. Nowoczesne stadiony pomagają coraz lepiej opakowywać Ekstraklasę i coraz mniej klubów ma obiekty, które nie trzymają określonego poziomu. Od kilku lat rośnie frekwencja i pobijane są kolejne rekordy, kibice napędzają zainteresowanie sponsorów, a pieniądze przyciągają coraz lepszych zawodników. Podnosi się poziom sportowy, który przekłada się na postawę w europejskich pucharach. Ponadto warto zauważyć, że w tym sezonie beniaminkowie wnieśli coś nowego do ligi. Nie nastawiali się na utrzymanie za wszelką cenę, ale pokazali jakość i ciekawy styl. Jest to o tyle zaskakujące, że w poprzednich latach się to nie zdarzało. Wygląda na to, że zarówno Motor, jak i GKS, na dłużej zadomowią się w Ekstraklasie.

Jakie masz przewidywania na końcówkę tego sezonu i jak podsumujesz zapadające rozstrzygnięcia w Ekstraklasie?
Na trzy kolejki przed końcem raczej niewiele się zmieni, choć chciałbym aby to jednak Lech zdobył mistrzostwo. Nie wydaje mi się jednak, aby byli w stanie. Największy sukces tego sezonu to bez wątpienia to, co działo się poza ligą, czyli występy w europejskich pucharach – niesamowita historia napisana przez Legię i Jagiellonię, ale swoje trzy grosze dołożyli też pozostali pucharowicze, aby uzyskać dodatkowe miejsce dla polskiej drużyny w europejskich rozgrywkach. Z drugiej strony możemy być świadkami dramatu Jagi, która na ostatniej prostej może stracić miejsce na podium. Na minus należy odnotować drugą z rzędu porażkę Pogoni w Pucharze Polski. Nie jest to zła drużyna, jednak zawsze czegoś im brakuje do sukcesu. Osobiście jestem rozczarowany postawą Stali Mielec, która przed laty dość niespodziewanie wróciła do Ekstraklasy, a dziś jest już w zasadzie pewna spadku. Obawiam się, że przez wiele lat mogą nie być w stanie powtórzyć tego sukcesu. Tutaj rozgrywa się prawdziwy dramat kibiców, więc z tej perspektywy inaczej patrzę na nasze problemy w tym sezonie. Ponadto smutne jest to, co stało się z Lechią pod względem organizacyjnym. Pozostawia to spory niesmak, że działania ich zarządu pozostają w zasadzie bezkarne.

Wiele ciekawego dzieje się na krakowskim podwórku także w niższych ligach. Śledzisz te wydarzenia?
Zerkam zarówno na pierwszą, jak i drugą ligę, bo tam przynajmniej coś się dzieje. Liczyłem na awans zarówno Hutnika, jak i Wieczystej, ale ostatnie rozstrzygnięcia wskazują, że może się to udać najwyżej jednemu z tych zespołów. Wieczysta, podobnie jak kilka lat temu Garbarnia, przyciąga „hipsterskich” kibiców, którzy chcą zostawić na boku odwieczną rywalizację Cracovii z Wisłą. Powoli rodzi się też grupa zaangażowanych kibiców Wieczystej, którzy pojawili się nawet w sektorze gości na meczu z Hutnikiem. Ten projekt oczywiście nie musi być trwały, natomiast z punktu widzenia kibiców Cracovii Wieczysta angażuje finansowo jednego z najbogatszych kibiców Wisły, więc w jakiś sposób osłabia to naszego głównego rywala.

Sama Wisła po raz kolejny walczy o awans do Ekstraklasy. Jako kibic Cracovii wolisz widzieć lokalnego rywala w niższej lidze czy brakuje ci derbowej rywalizacji w Ekstraklasie?
Z obu sytuacji płynie pewien pożytek. Z jednej strony dekada sukcesów Wisły za czasów Bogusława Cupiała, w połączeniu ze sportowym dołkiem Cracovii, wywołała pychę wśród kibiców z drugiej strony Błoń. Kilkuletni pobyt Wisły w 1. lidze ostudził nieco te nastroje i szkoda, że nie wykorzystaliśmy maksymalnie tego okresu, ale mimo wszystko w ostatnich latach wyrównuje się szala między oboma klubami. Z drugiej strony łączy nas długa historia derbów na najwyższym poziomie, która musi być kontynuowana. Być może nie w następnym, ale dopiero w kolejnym sezonie.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice

Odszedł od nas Sztukens

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Dotarła do nas smutna wiadomość o śmierci kibica GKS Katowice Grzegorza Sztukiewicza.

Grzegorz kibicował GieKSie „od zawsze” – jeździł na wyjazdy już w latach 90. Był także członkiem Stowarzyszenia Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964”. Na kibicowskim forum wpisywał się jako NICKczemNICK, ale na trybunach był znany jako Sztukens.

Ostatnie pożegnanie będzie miało miejsce 4 września o godzinie 14:00 w Sanktuarium  św. Antoniego w Dąbrowie Górniczej – Gołonogu. 

Rodzinie i bliskim składamy najszczersze kondolencje. 

 

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Kompromitacja

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po ostatnim meczu z Arką Gdynia, humory w Katowicach były bardzo dobre. GieKSa odbiła się od dna i w fantastycznym stylu pokonała gdynian. Piłkarze Rafała Góraka chcieli podtrzymać tę passę. Ten sam plan miał jednak Górnik Zabrze, który również efektownie odprawił z kwitkiem Pogoń Szczecin. Przy Roosevelta zapowiadało się naprawdę świetne widowisko, przy rekordowej – 28-tysięcznej – frekwencji.

W GieKSie nastąpiła jedna zmiana w porównaniu z meczem z Arką. Kontuzjowanego Alana Czerwińskiego zastąpił Lukas Klemenz, czyli bohater meczu z gdynianami. W składzie zabrzan ponownie zabrakło Lukasa Podolskiego (ale był już na ławce), mogliśmy natomiast obawiać się dynamicznych Ousmane Sowa i Tofeeka Ismaheela.

Początek meczu był wyrównany, ale drużyny nie stwarzały sobie sytuacji bramkowych, choć gdyby w 5. minucie Adam Zrelak dobrze przyjął piłkę wyszedłby sam na sam od połowy boiska z Łubikiem. W 11. minucie lekko uciekał Klemenzowi Tofeek Ismaheel, który wbiegł w pole karne i nawijał naszego obrońcę, ale Lukas ostatecznie zablokował ten strzał. W 19. minucie Kubicki bardzo dobrze obsłużył prostopadłym podaniem Ambrosa, który kąśliwie uderzał, ale Dawid Kudła bardzo dobrze obronił ten strzał. Pięć minut później w pole karne próbował wdzierał się Borja Galan, ale jego strzał został zamortyzowany. W pierwszych trzydziestu minutach nieco lepiej prezentował się Górnik i mógł to przypieczętować bramką, gdy fatalną stratę przed polem karnym zaliczył Kacper Łukasiak, ale po wygarnięciu piłki przez Kubickiego nie doszedł do niej Liseth. Niestety cofnięta gra GKS nie opłaciła się. Galan dał bardzo dużo miejsca w polu karnym rywalowi, a Ousmane Sow skrzętnie to wykorzystał, wycofując piłkę na 16. metr do Patrika Hellebranda, który pewnym strzałem pokonał Kudłę. W końcówce GKS miał kilka stałych fragmentów gry, ale w przeciwieństwie do meczu z Arką, tutaj nie było z tego żadnego zagrożenia.

Początek drugiej połowy mógł być fatalny. Klemenz wyprowadzał tak, że podał do przeciwnika, piłka zaraz poszła do niepilnowanego Janży, ten wycofał do Sowa, analogicznie jak ten zawodnik w pierwszej połowie, jednak Sow strzelił technicznie obok słupka. Po chwili, w zamieszaniu w polu karnym po wrzucie z autu Kowalczyka, ekwilibrystycznie do piłki próbował dopaść Kuusk, ale nic z tego nie wyszło. Po chwili i tak było 2:0. W 53. minucie piłkarze GKS zagrali niebywale statycznie w polu karnym. Dośrodkowywał Ambros, a kompletnie niepilnowany, choć wśród tłumu naszych (!) zawodników Liseth z bliska skierował piłkę do siatki. W 61. minucie znów rozmontowali naszą dziurawą obronę rywale, Janża znów mając lotnisko na skrzydle, popędził i wycofał po ziemi, a Sow tym razem strzelił niecelnie. Po chwili mieliśmy zmiany, weszli na boisko Aleksander Buksa i debiutujący w GKS Jesse Bosch. Trzy minuty później było po meczu, gdy doszło do absolutnie kuriozalnej sytuacji. Marten Kuusk zagrywał do Kudły. Problem w tym, że naszego bramkarza nie było w bramce i piłka wpadła do siatki ku rozpaczy estońskiego defensora. Kilka minut później swoją szansę miał Ismaheel, ale po dośrodkowaniu z prawej stroną i strzale zawodnika bardzo dobrze interweniował Kudła. W 81. minucie z dystansu uderzał wprowadzony na boisko Lukas Podolski, ale znów obronił bramkarz. W 88. minucie na strzał zdecydował się Kuusk, a piłka musnęła górną stronę poprzeczki. Po chwili była powtórka, uderzał z daleka Gruszkowski i również piłka otarła obramowanie, tym razem spojenie.

Wygląda na to, że GKS przegrał to spotkanie już przed meczem, ewentualnie w trakcie pierwszej połowy. Nie da się z Górnikiem Zabrze, grając tak asekuracyjnie, liczyć na cud i to, że rywale nie strzelą bramki. Dodatkowo po utracie bramki posypało się całkowicie wszystko i nie dość, że nadal nie mieliśmy nic z przodu, to jeszcze popełnialiśmy katastrofalne błędy z tyłu, a gospodarze skrzętnie to wykorzystali. Był to najsłabszy mecz GKS w tym sezonie. Nie chodzi o wynik. Sposób gry był nieprzystający ekstraklasowej drużynie.

23.08.2025, Zabrze
Górnik Zabrze – GKS Katowice 3:0 (1:0)
Bramki: Hellebrand (40), Liseth (53), Kuusk (64-s).
Górnik: Łubik – Kmet (70. Szcześniak), Janicki, Josema (76. Pingot), Janża, Kubicki, Hellebrand, Ambros (70. Podolski), Sow (69. Dzięgielewski), Liseth, Ismaheel (76. Lukoszek).
GKS: Kudła – Wasielewski, Klemenz, Jędrych, Kuusk, Galan (70. Gruszkowski) – Błąd (70. Łukowski), Kowalczyk, Łukasiak (61. Bosch), Nowak (78. Wędrychowski) – Zrelak (61. Buksa).
Żółte kartki: Nowak.
Sędzia: Szymon Marciniak (Płock).
Widzów: 28236 (w tym 4300 kibiców GieKSy).

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Żółty kocioł dał koncert

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu GKS Katowice – Radomiak Radom wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn – Rafał Górak i Joao Henriques. Poniżej spisane główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole zapis audio całej konferencji prasowej.

Joao Henriques (trener Radomiaka Radom):
Nie mam zbyt wiele do powiedzenia. GKS strzelił trzy bramki, my dwie. Tyle mam do powiedzenia. Nasi zawodnicy do bohaterowie w tym meczu. Będziemy walczyć dalej.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Ważny moment dla nas, bo pierwsza przerwa na kadrę to taka pierwsza tercja tej rundy i mieliśmy świadomość, że musimy zdobywać punkty, aby nie zakopać się. Wiadomo, jeśli chodzi punkty nie zdarzyło się nic zjawiskowego. Mamy siódmy punkt i to jest dla nas cenna zdobycz, a dzisiejszy mecz był bardzo ważnym egzaminem piłkarskiego charakteru, piłkarskiej złości i udowodnienia samemu sobie, że tydzień później możemy być bardzo dobrze dysponowani i możemy zapomnieć, że coś nam nie wyszło. Bo sport ma to do siebie, że co tydzień nie będziesz idealny, świetny i taki, jak będziesz sobie życzył. Ważne jest, jak sportowiec z tego wychodzi.

Tu nie chodzi o to, że nam się udało cokolwiek, bo udać to się może jeden raz, ale jak wychodzimy i zdajemy sobie sprawę z tego, że jesteśmy w opałach – a byliśmy w nich także w tym meczu. Graliśmy bardzo energetyczną pierwszą połowę, mogliśmy strzelić więcej bramek, a schodziliśmy tylko z remisem. Ze świadomością, że straciliśmy dwie bramki, a sami mogliśmy strzelić dużo więcej. No ale jednak obawa jest, że dwie straciliśmy.

Siła ofensywna Radomiaka jest ogromna, ci chłopcy są indywidualnie bardzo dobrze wyszkoleni, są szybcy, dynamiczni, niekonwencjonalni. Bardzo trudno się przeciw nim gra. Zresztą kontratak na 1:0 pokazywał dużą klasę. Niesamowicie jestem dumny ze swoich piłkarzy, że w taki sposób narzucili swoje tempo gry, byli w pierwszej połowie drużyną, która dominowała, stworzyła wiele sytuacji bramkowych, oddała wiele strzałów, miała dużo dośrodkowań. To była gra na tak. Z tego się cieszę, bo od tego tutaj jesteśmy. W drugiej połowie przeciwnik po zmianach, wrócił Capita, Maurides, także ta ławka również była silna. Gra się wyrównała i była troszeczkę szarpana. Natomiast niesamowicie niosła nas publika, dzisiaj ten nasz „żółty kocioł” był niesamowity i serce się raduje, w jaki sposób to odtworzyliśmy, bo wiemy jaką drogę przeszliśmy i ile było emocji. Druga połowa była świetnym koncertem i kibice bardzo pomagali, a bramka Marcina była pięknym ukoronowaniem. Skończyło się naszym zwycięstwem i możemy być bardzo szczęśliwi. Co tu dużo mówić, jeżeli w taki sposób GKS będzie grał, to kibiców będzie jeszcze więcej i ten nasz stadion, który tak nam pomaga, będzie szczęśliwy.

Bardzo cenne punkty, ważny moment, trochę poczucia, że dobra teraz chwila na odpoczynek ale za chwilę zabieramy się do ciężkiej roboty, bo jedziemy do Gdańska i wiadomo, jak ważne to będzie dla nas spotkanie.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga