Dołącz do nas

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: wypadałoby wreszcie coś wygrać

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Szósta kolejka Ekstraklasy stoi pod znakiem rywalizacji derbowej. Na Pomorzu Lechia zmierzy się z Arką – jeszcze niedawno z zapartym tchem śledziliśmy ten pojedynek. Dziś zdecydowanie bardziej interesuje nas to, co będzie się działo w sobotę na Arenie Zabrze, czyli kolejny Śląski Klasyk w Ekstraklasie. O wspomnieniach z ubiegłego sezonu, gdzie raz górą był Górnik, a raz GKS, postawie zabrzan na progu nowych rozgrywek i nadziejach na sukcesy opowiedział nam Śledzió, współautor audycji w ramach „Czwarta Trybuna Podcast”.

Wyniki Górnika w pierwszych kolejkach i trzecie miejsce w tabeli rozgrzewają powoli głowy kibiców w Zabrzu?
Myślę, że już sam okres przygotowawczy nieco rozgrzał nasze głowy. Dawno nie było sytuacji, by Górnik na czas przeprowadził jakościowe transfery. Do tego doszła dobra postawa w sparingach i choć nie zawsze potwierdzały to wyniki, to widać było, że forma idzie w górę. Duże nadzieje pokładamy w nowym trenerze Michale Gašparíku, bo jak zapowiada, mamy grać ofensywną piłkę. Początek sezonu w naszym wykonaniu jest dobry, mimo że nie wszystkie mecze poszły tak, jak byśmy sobie tego życzyli. Wszystko to daje jednak nadzieję, że być może w tym sezonie spróbujemy powalczyć o coś więcej.

W rozmowie przed naszym poprzednim meczem Marcin Ziach z roosevelta81.pl zwracał uwagę, że w obecnej sytuacji organizacyjnej ligowa czołówka może być poza zasięgiem Górnika. Coś się zmieniło w tym aspekcie?
Ludzie z zarządu, a także Lukas Podolski, starają się tonować nastroje, ale z drugiej strony coraz głośniejsze są opinie, że po tylu latach wypadałoby wreszcie coś wygrać. W tym sezonie mówi się po cichu o Pucharze Polski. Sytuacja organizacyjna się poprawiła, ale na pewno nie jest jeszcze idealnie i minie trochę czasu, zanim będziemy mogli jak równy z równym walczyć z czołówką ligi. Moim zdaniem trzeba mierzyć wysoko, bo jeśli nie będziemy próbować, to nie będziemy się rozwijać. Dlatego niezależnie od tego, czy jesteśmy na sto procent gotowi na puchary, to powinniśmy się włączyć do tej walki. Okoliczności sprzyjają, bo polskie zespoły coraz lepiej wyglądają w Europie, ranking rośnie, a liga staje się coraz mocniejsza. Tam też czekają pieniądze, które mogą być dodatkowym impulsem do rozwoju.

Mając na względzie te ambicje, jak przyjęliście ostateczne rozstrzygnięcia poprzedniego sezonu, który Górnik zakończył na 9. miejscu ze stratą dwóch punktów do GieKSy?
Należy powiedzieć otwarcie, że tamten sezon był porażką. W poprzednich kampaniach udawało się łapać krótszy dystans do czołówki. Szczególnie dwa lata temu, gdy kilka zespołów biło się o mistrza, Górnik przez moment kręcił się w okolicy trzeciego miejsca, co rozbudziło apetyty. Skończyło się na szóstej lokacie, ale dla nas był to sygnał, że wkrótce możemy dołączyć do najlepszych. Tymczasem rzeczywistość okazała się brutalna i skończyliśmy na dziewiątym miejscu. Na dodatek, na sześć kolejek przed końcem sezonu doszło do zmiany trenera, a sam styl pożegnania z Janem Urbanem pozostawiał wiele do życzenia. Dlatego nikt w Zabrzu nie traktował dziewiątego miejsca jako sukces.

Jest na to dość wcześnie, ale jak oceniasz letnie wzmocnienia Górnika?
Mam wrażenie, że transfery były dobrze przemyślane, a zawodnicy dobierani nie tylko ze względu na umiejętności sportowe, ale także pod kątem charakterologicznym. Zaczynając od bramkarzy – Marcel Łubik zbierał bardzo dobre recenzje w GKS Tychy, był też kapitanem drużyny, co może świadczyć o jego mocnym charakterze. Sportowo nie zdążył jeszcze zaprezentować pełni swoich umiejętności, ale był jednym z ojców zwycięstwa nad Lechią Gdańsk. Być może będzie to zaskoczeniem, ale dla mnie równie ważnym transferem jest powrót Tomasza Loski. Jest to synek stąd, Żabol, który na pewno doda charakteru szatni i odpowiedniej rywalizacji na pozycji bramkarza, choć ma świadomość, że na dziś nie jest numerem jeden. W środku pomocy wiele doświadczenia wniósł Jarek Kubicki, który moim zdaniem jest niedoceniany w polskiej lidze. W Jagiellonii wykonał duży krok do przodu, a w Zabrzu bardzo dobrze dopasował się do wizji trenera Gašparíka. Na dziś dobrze wygląda Natan Dzięgielewski, który wyróżniał się w 1. lidze. Dużo obiecujemy sobie po napastnikach – Grek Thodoris Tsirigotis czy Brazylijczyk Gabriel Barbosa, który na razie zmaga się z kontuzją, podobnie jak Michal Sacek, który miał być podstawowym prawym obrońcą, tymczasem czeka go zabieg i dłuższa przerwa w grze. Jednak zdecydowanie najważniejszym transferem było zatrudnienie nowego trenera.

Zanim porozmawiamy o szkoleniowcu, to w ramach podsumowania transferów, w oczy rzuca się prawdziwa mieszanka narodowości sprowadzanych i już grających w Górniku piłkarzy. To zupełnie inny pomysł na budowanie zespołu niż przyjęli w Katowicach, gdzie dominują polskie i śląskie akcenty. Kto oprócz popularnego Gienka godo jeszcze w szatni po naszymu?
Część sztabu na pewno, w tym dobrze znany w Katowicach Bartek Spałek. Może się wydawać, że brakuje tego śląskiego pierwiastka, natomiast wydaje mi się, że choćby nasz kapitan, Erik Janza, przesiąknął już śląskim klimatem, bo jest u nas wiele lat i bardzo mu się tu podoba. Bez dwóch zdań śląskości – czasem może aż za nadto – dodaje szatni Lukas Podolski, który nadrabia za kilku hanysów. Chciałoby się, aby do drużyny trafiało więcej chłopaków stąd, taka jest jednak piłka, że na końcu liczy się wynik i piłkarska jakość.

Górnik stał się trampoliną dla niektórych piłkarzy, którzy jak Ennali czy Yokota dość szybko wybili się do lepszych klubów. Kogo z letnich ubytków będzie brakować najbardziej?
Pod koniec ubiegłego sezonu błyszczał Dominik Sarapata, natomiast z młodymi piłkarzami nigdy nie wiadomo, jak długo będą w stanie utrzymać taki poziom. Wahania formy w tym wieku są czymś naturalnym, więc nie ma pewności, że Dominik nadal grałby pierwsze skrzypce na swojej pozycji. Być może Yosuke Furukawa jeszcze bardziej rozwinie się w Niemczech, bo jego pobyt w Zabrzu był raczej szarpany – lepsze mecze przeplatał gorszymi. Z drugiej strony nie wiadomo, jaki pomysł na niego miałby Michal Gašparík i czy w ogóle grałby w pierwszym składzie.

Latem Zabrze na Katowice zamienił Aleksander Buksa. Wlejesz trochę nadziei w serca kibiców GieKSy, że Olek może podnieść poziom naszego ataku?
Chciałbym, natomiast najwięcej zależy od samego Olka. Byłem trochę zawiedziony, że nie spróbowaliśmy „reaktywować” Buksy w Zabrzu, popracować z nim więcej indywidualnie, bo wydaje mi się, że ten zawodnik ma potencjał na dobrą grę w Ekstraklasie. Często mówi się, że na tym poziomie różnice w umiejętnościach piłkarzy nie są duże, a klucz tkwi w podejściu mentalnym. Buksa jest tego najlepszym przykładem. Macie fachowca na trenerskiej ławce – moim zdaniem trener Górak jest w stanie dotrzeć do Olka na tyle, by ten dał wam trochę radości swoją grą. Poza tym Ekstraklasa bywa przewrotna i zupełnie nie zdziwiłoby mnie, gdyby Olek trafił w sobotę do siatki Górnika.

Od nowego sezonu za grę Górnika odpowiada trener Michal Gašparík. Zastąpił on najlepszego trenera w Polsce, bo jak inaczej nazwać szkoleniowca, który niedługo później przejął stery w reprezentacji Polski. Wysoko zawieszona poprzeczka?
Na korzyść Gašparíka działa jego przeszłość jako piłkarza Górnika, więc zna nasze środowisko. Pogłoski o jego zatrudnieniu pojawiały się zresztą znacznie wcześniej, bo już przy okazji pierwszego zwolnienia trenera Urbana. Gašparík bardzo ciepło wypowiada się o klubie i jego otoczeniu, kibice doceniają też jego pomysł na zespół, który już widać. Oczekiwania są spore i wszyscy jesteśmy ciekawi, czy trener Gašparík będzie tak dobry, jak wydaje nam się, że jest.

Wracając do Jana Urbana, jak oceniasz jego wybór na stanowisko selekcjonera?
Już jakiś czas temu, jeszcze gdy trener Urban pracował w Górniku, a nie wszystko układało się u nas jak należy, pisałem w jednym z komentarzy, że najlepszym rozwiązaniem dla wszystkich byłoby, gdyby po trenera zgłosiła się reprezentacja. Posada selekcjonera była marzeniem Urbana, poza tym nadaje się on do tego stylu: krótkie zgrupowania i intensywna praca zamiast długofalowego procesu treningowego, a także budowanie odpowiedniej atmosfery. Oczywiście, nie tylko o atmosferę chodzi, bo nie mam wątpliwości, że sztab odpowiednio przygotuje drużynę. Trener Urban ma jednak w sobie coś, że potrafi natchnąć pozytywną energią i ma odpowiednie podejście do piłkarzy. Trzymam kciuki za jego sukces z reprezentacją.

Lukas Podolski przedłużył swój kontrakt o kolejny rok, jednak jak dobrze wiemy, jego rola w Górniku nie ogranicza się tylko do spraw boiskowych. W jakim aspekcie liczycie na jego szczególną aktywność?
Jako wielki fan Lukasa liczę, że dorzuci jeszcze jakieś liczby do swojego ligowego bilansu, natomiast da się zauważyć, że jego rola będzie się zmieniała. Podolski zaczął treningi później niż reszta drużyny, więc jeszcze nie jest w optymalnej formie. W poprzednim sezonie było podobnie – z czasem Poldi się rozkręcał i dorzucał kolejne gole i asysty. Zdajemy sobie jednak sprawę, że nie będzie już pierwszoplanową postacią w zespole.

Więcej do powiedzenia ma zapewne w klubowych gabinetach. Na jakim etapie jest prywatyzacja Górnika?
Obecnie jesteśmy na etapie oficjalnych negocjacji pomiędzy Miastem a spółką reprezentowaną przez Lukasa Podolskiego. Do końca sierpnia powinny się one zakończyć. Trudno przesądzać, czy oba podmioty znajdą w tej sprawie wspólny język, bo pamiętajmy, że trwa kampania wyborcza przed drugą turą wyborów prezydenckich w Zabrzu i mam nadzieję, że dotychczasowe działania nie są obliczone tylko na potrzeby kampanii pełniącej obowiązki prezydenta Ewy Weber. Liczę, że w Mieście jest chęć, aby zakończyć tą wieloletnią sagę związaną ze sprzedażą Górnika i klub trafi we właściwe ręce.

Czekaliśmy w Katowicach 20 lat, aby wreszcie wygrać z Górnikiem. Udało się akurat na otwarcie Nowej Bukowej. Jak wspominasz to wydarzenie?
Było to świetnie opakowane piłkarskie święto. Z kibicowskiego punktu widzenia wyglądało to bardzo efektownie. Z perspektywy sektora gości nie zgadzał się tylko wynik, a szczególnie okoliczności drugiej bramki dla GieKSy, która padła w setnej minucie. Górnik był wtedy w sportowym dołku – zazwyczaj w pierwszych połowach graliśmy dobrze, ale nie potrafiliśmy dobić rywala, co mściło się na nas w końcówkach. Tak też było w Katowicach. Atmosfera wokół Górnika nie była wtedy najlepsza, więc trudno wspominać tamten mecz pozytywnie, jednak jako widowisko byliśmy pod dużym wrażeniem.

Być może lepsze wspomnienia masz z wcześniejszych meczów?
Z perspektywy kibica doskonale pamiętam pierwszy zgodowy mecz w Zabrzu – jeszcze na starym stadionie, na winklu zasiadła kilkutysięczna „żółta fala” fanów GieKSy. Wyglądało to imponująco, z resztą na całym stadionie nie było gdzie szpilki włożyć. Podobnie było w następnej rundzie w Katowicach, gdzie również był nadkomplet widzów. Z kolei kilka lat wcześniej, gdy nasze stosunki nie były tak dobre, przyjechaliśmy na Bukową z oprawą w postaci kartoniady z krzyżem i napisem KSG. W tamtych czasach policja zachowywała się inaczej w stosunku do kibiców i odczuliśmy to mocno podczas powrotu na stację na Załężu. Piłkarsko pamiętam wygrane w Katowicach mecze Pucharu Polski – w jednym dwie bramki zdobył Ennali, a w innym sprawy w swoje ręce wziął Poldi i dwa razy trafił do siatki.

Nasza poprzednia wizyta w Zabrzu nie skończyła się miło dla GKS-u. Jak będzie tym razem?
Wspominając tamten mecz, w którym dość łatwo sobie z wami poradziliśmy, przychodzi mi do głowy fragment serialu Canal+ „Trenerzy na podsłuchu”, kiedy Rafał Górak powiedział: „Zabieramy z Zabrza trzy bomby – każdemu w głowie niech świta hasło: „K…, witaj Ekstraklaso.”. Ja natomiast pamiętam, że w pierwszej połowie Górnik szybko strzelił gola, ale to GieKSa grała w piłkę – nie wyglądało to aż tak źle, jak wskazywałby końcowy wynik. Wydaje mi się, że w sobotę będzie inaczej, choćby ze względu na naszego nowego trenera. Wy złapaliście oddech po zwycięstwie nad Arką, my też jesteśmy w dobrym momencie po przekonującej wygranej w Szczecinie. Spodziewam się ciekawego, otwartego pojedynku, zaciętego pod względem taktycznym.

Jaki wynik typujesz?
Moim zdaniem obie drużyny strzelą bramki, bo GieKSa w ofensywie ma zbyt duży potencjał, aby Górnik zagrał na zero z tyłu. Postawię na 3:1 dla Górnika.

Na co dzień udzielasz się w podkaście „Czwarta Trybuna”. Tej długo brakowało na stadionie przy Roosevelta, ale niedawno oddano ją do użytku. Czy to już koniec historii z budową stadionu?
Do użytku oddano już znaczną część miejsc na nowej trybunie i będą one dostępne w sobotę. Do ukończenia pozostaje środek trybuny, gdzie przewidziane są loże i strefa VIP. Tam też mają być ulokowane szatnie i strefa odnowy biologicznej, sale konferencyjne itp. Ta część nie jest jeszcze gotowa i nic nie wskazuje na to, aby wkrótce miała być do dyspozycji klubu. Brakuje na to pieniędzy, więc na razie musimy zadowolić się tym co mamy, czyli ponad 28 tysiącami miejsc dla kibiców. Na ten moment sprzedano ponad 21 tysięcy biletów na Śląski Klasyk, więc jest szansa, że w otwartej sprzedaży rozejdą się pozostałe wejściówki. Dobrze byłoby pobić rekord frekwencji w Zabrzu właśnie na tym meczu.

Jesteśmy świeżo po losowaniu pierwszej rundy Pucharu Polski. Górnikowi przypadł wyjazd na mecz z rezerwami Legii. Różnica klas każe upatrywać faworyta w trójkolorowych, natomiast nasz lokalny rywal przekonał się przed dwoma sezonami, że drugi zespół Legii nie jest łatwą pucharową przeszkodą.
Tak jak wspomniałem, wiążemy duże nadzieje z Pucharem Polski. Trener Gašparík ma doświadczenie w wygrywaniu krajowych pucharów, bo ma ich na swoim koncie trzy ze Spartakiem Trnava. W klubie panuje nastawienie, aby w końcu potraktować poważnie te rozgrywki, więc nie możemy mieć wątpliwości, czy jesteśmy w stanie pokonać już pierwszą przeszkodę w postaci rezerw Legii, które mogą być w jakimś stopniu wsparte piłkarzami pierwszej drużyny, mimo to liczę na przekonujące zwycięstwo w Warszawie.

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Komu nie zależało, by zagrać?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.

Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.

Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.

Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.

Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.

Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.

Mecz się nie odbył.

Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.

Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…

A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.

No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.

Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.

Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.

I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.

Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.

Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.

Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.

Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.

Kups!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Mecz z Jagiellonią odwołany!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.

Kontynuuj czytanie

Kibice Klub Piłka nożna

Puchar Polski dla wyjazdowiczów

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Wczoraj klub GKS Katowice ogłosił, że wszyscy wyjazdowicze (a było ich aż 1022!), którzy pojechali na mecz do Białegostoku, mają w systemie biletowym przypisany voucher, który można wymienić na darmowy bilet na pucharowe spotkanie z Jagiellonią.

Jak informuje na swojej stronie internetowej klub (tutaj): Wyjazdowicze na swoich profilach w Systemie Biletowym GieKSy otrzymali voucher rabatujący cenę biletu na mecz pucharowy do 0 zł. Z prezentu można skorzystać już teraz! Voucher nie obejmuje biletów parkingowych oraz VIP. Co ważne, jeśli któryś z wyjazdowiczów nabył już wcześniej bilet na mecz pucharowy, to wówczas może wykorzystać voucher przy zakupie biletu na mecz innej sekcji GKS-u w 2025 r.

To kolejny miły gest ze strony klubu w kierunku najwierniejszych kibiców GieKSy. Już w niedzielę, zaraz po decyzji o niegraniu, piłkarze GieKSy podeszli pod sektor gości, a część z nich się na nim znalazła. Tam podziękowali fanatykom za tak liczną obecność, wspomnieli, że zawsze grają w „12” i dziś też chcieli dla nas wygrać. Oprócz tego rozdali swoje koszulki najmłodszym kibicom GKS Katowice, którzy wybrali się do Białegostoku. O tej sytuacji piszą więcej sami kibice na Facebooku (tutaj).

Przypomnijmy, że mecz z Jagiellonią zostanie rozegrany w czwartek 4 grudnia o 17:00 na Arenie Katowice. Na ten mecz NIE obowiązują karnety – wszyscy kibice muszą zakupić bilety (lub wykorzystać wspomniany wcześniej voucher). Bilety dostępne są w internetowym systemie (tutaj).

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga