Piłka nożna Prasówka
Media o meczu w Gdańsku: Lechia podpina się do tlenu
Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego meczu Lechia Gdańsk – GKS Katowice 2:0 (1:0).
weszlo.com – Kudła zapomniał o szczudłach i pomógł Lechii wygrać
Kiedy grasz z Lechią, z dużym prawdopodobieństwem możesz założyć, że będziesz miał sporo sytuacji podbramkowych – chyba że jesteś Arką w derbach, ale to inny temat, patrząc na historię tych starć. Cóż, pewnie nawet GKS Katowice tak zakładał, był przekonany, że Lechia nie zamuruje umiejętnie swojego pola karnego, ale założenia swoje, a życie swoje i wyjątkowo solidni w tyłach gdańszczanie ograli gości 2:0.
Po pierwsze widać, że Rodin może sporo dać ekipie Carvera. Tak to dzisiaj wygląda – ktoś niechciany w Rakowie może być solidnym wzmocnieniem Lechii, bo niby Rodin nie kojarzy się jako najwybitniejszy obrońca w historii Ekstraklasy (delikatnie mówiąc), ale w porównaniu do reszty ananasów z Gdańska… No, klasa. Dziś pewny, dobrze ustawiony, wygrywający pojedynki.
Po drugie – całkiem ciekawie wyglądał Paulsen w bramce. Z jednej strony jest to niewysoki gość, trochę ponad 180 cm to nie tak dużo jak na bramkarza, ale przeciwko GKS-owi wyglądał naprawdę pewnie, choć – jako się rzekło – dużo bronić nie musiał. Natomiast gdy wychodził do dośrodkowań, dawał spokój swojej drużynie i chyba tylko w końcówce przestrzelił z oceną sytuacji, ale bez konsekwencji.
Czy to wystarczające argumenty, by GKS był tak marny w ofensywie, niech odpowie sobie na to sam GKS, ale po prostu był marny. W pierwszej połowie nic nie stworzył, jedynym celnym uderzeniem był taś taś zza pola karnego, który obroniłby dowolny Nowozelandczyk, więc tym bardziej obronił zawodowy bramkarz z tego kraju. Po przerwie – ciut lepiej, ale tylko ciut, próbował Nowak, mieliśmy parę wrzutek, wstrzeleń, niemniej na końcu było to tak przekonujące jak historie Urfera, że od tej pory z kasą w Lechii będzie już wszystko dobrze.
Co gorsza dla katowiczan, to nie dość, że nie dojechała ofensywa, to jeszcze fatalny błąd popełnił w tyłach Kudła. Wyszedł do długiego podania, by nie powiedzieć lagi do Kurminowskiego, ale fatalnie sobie to wszystko wyliczył i… piłka po koźle go minęła. Napastnik miał przed sobą pustą bramkę i na spokojnie strzelił.
Natomiast – choć gol to szczęśliwy – Lechia była absolutnie lepsza od GKS-u. Imponowała spokojem w tyłach, bo potrafiła wyjść spod pressingu bez większego stresu, krótkimi podaniami (nawet jeśli powyższa bramka nie jest tego opisem). Stwarzała sobie sytuacje, ale albo rehabilitował się Kudła, albo na przykład w dość prostej sytuacji kiksował Neugebauer.
Ze względu na race doliczono aż szesnaście minut i można się było zastanawiać, czy kibice gospodarzy nie dali prezentu gościom, żeby ci sobie jednak wyrównali, to nie, znów strzeliła Lechia. Jak dzik w żołędzie poszedł Mena i było po sprawie.
lechia.pl – W domu najlepiej: #LGDGKS 2:0
Wielu ekspertów obstawiało przed meczem, że to spotkanie będzie należało do tych z gatunku otwartych, w których obie drużyny prezentują raczej ofensywny futbol, a mniejszą uwagę przykładają do obrony własnej bramki. Od pierwszego gwizdka sędziego obie drużyny grały na dużej intensywności i wszystko wskazywało na to, że tego wieczoru na dogodne sytuacje nie będziemy musieli długo czekać. W pierwszych 15 minutach spotkania, mimo dużego zaangażowania w walce o piłkę, oba zespoły grały zbyt niedokładnie i chaotycznie, aby wykreować dogodne sytuacje do zdobycia bramki. Zarówno Alexander Paulsen, jak i Dawid Kudła nie mieli w pierwszym kwadransie meczu nic do roboty.
W kolejnych minutach to Lechia starała się przejąć inicjatywę i długo utrzymywała się przy piłce, szukając okazji do zaskoczenia rywala. Pierwsze przyśpieszenie gry przez Biało-Zielonych nastąpiło w 17. minucie. Rifet Kapić świetnie zagrał przed polem karnym do Tomasza Neugebauera, polski pomocnik Lechii uderzył na bramkę katowiczan, ale strzał został zablokowany przez defensora rywali. Piłka odbiła się, ponownie spadła pod nogi Rifeta Kapica, Bośniak skierował ją w pole karne gości, a tam bardzo blisko dopadnięcia do futbolówki był Dawid Kurminowski, który był jednak skutecznie blokowany przez obrońców GKS-u.
Lechia cierpliwie czekała jednak na kolejne okazje i dalej operowała piłką więcej od gości. Szansa na otworzenie wyniku przyszła już w 19. minucie meczu, kiedy długą piłkę z własnej połowy za plecy obrońców ,,Gieksy” posłał Tomasz Neugebauer. Do wysoko lecącej piłki ruszył Dawid Kurminowski oraz bramkarz katowiczan Dawid Kudła, który wyszedł aż za własne pole karne, starając się oddalić zagrożenie od bramki gości. Golkiper rywali główkował jednak bardzo nieudolnie, a jego tragiczny w skutkach błąd wykorzystał Dawid Kurminowski, który jak rasowy snajper czekał na szansę do strzału. Napastnik Lechii po kiksie bramkarza rywali miał przed sobą pustą bramkę i strzałem głową zza pola karnego umieścił piłkę w siatce gości z Katowic.
Lechia nie zamierzała poprzestać na jednej strzelonej bramce i zamierzała momentalnie pójść za ciosem. Gdańszczanie kontrolowali przebieg spotkania i spokojnie operowali piłką. W 24. minucie gracze w biało-zielonych trykotach mieli szansę na podwyższenie wyniku. Matej Rodin podał piłkę do Tomasza Neugebauera, ten zupełnie nieatakowany przez rywali prowadził piłkę przez co najmniej 20 metrów, po czym świetnie wypatrzył znajdującego się w doskonałej pozycji Camilo Menę. Neugebauer obsłużył Kolumbijczyka świetnym podaniem prostopadłym. Mena przyjął piłkę w polu karnym katowiczan, jednak jego pierwszy kontakt z piłką nie był idealny. Mimo złego przyjęcia Kolumbijczyk uderzył z ostrego konta, lecz jego strzał zatrzymał interweniujący z trudem Dawid Kudła.
Mijały minuty, a Lechia wciąż kontrolowała przebieg gry. Kolejne okazje bramkowe naszego zespołu wisiały w powietrzu. W 33. minucie Biało-Zieloni mieli rzut wolny w okolicach pola karnego GKS-u. Rifet Kupić posłał zawieszoną piłkę w szesnastkę rywali jednak żaden z graczy Lechii nie zakończył akcji strzałem. Gdańszczanie po tej sytuacji nie odpuścili i posłali kolejne dośrodkowanie w pole karne ,,Gieksy”. Rifet Kapić zagrał w tempo do Camilo Meny, który znajdował się na prawym skrzydle. Kolumbijczyk wykorzystał swoją szybkość i dopadł do piłki zanim ta opuściła plac gry, a później skierował ją w szesnastkę katowiczan. Piłka minęła obrońców ,,Gieksy”, dopadł do niej Bogdan Viunnyk, ale Ukrainiec uderzył nieczysto i oddał niecelny strzał.
Do przerwy obraz gry nie uległ zmianie. Lechia dalej miała optyczną przewagę i spotkanie pod kontrolą. Po 45 minutach wydawało się, że GKS Katowice nie jest tego wieczoru zdolny do powstrzymania gdańszczan przed zdobyciem kompletu punktów. Do przerwy piłkarze naszego klubu oddali 6 strzałów – z czego dwa celne, a GKS Katowice uderzał tylko raz, ale ten strzał nie mógł w żadnym stopniu zagrozić Alexanderowi Paulsenowi, który pewnie złapał piłkę lecącą prosto w niego.
Do drugiej połowy spotkania oba zespoły przystąpiły bez zmian. Do akcji w drugiej odsłonie gry pierwsi przystąpili gracze Lechii. Rifet Kapić kolejny raz dobrze wypatrzył swojego kolegę z drużyny na skrzydle i tym razem posłał prostopadłe podanie do Bogdana Viunnyka. Ukrainiec popędził skrzydłem i dograł piłkę penetrującą pole karne katowiczan. Tam do futbolówki dopadł Camilo Mena, który okazał się sprytniejszy od obrońcy ,,Gieksy”, ale Kolumbijczyk niestety nie dał rady skierować piłki w światło bramki gości.
W 55. minucie Lechiści mieli swoją kolejną szansę w tym spotkaniu. Camilo Mena kolejny raz znakomicie wyprzedził defensorów rywali i wpadł z impetem w pole karne katowiczan. Kolumbijczyk przy samej linii końcowej dośrodkował piłkę, ta została niefortunnie wybita przez Dawida Kudłę i trafiła pod nogi Tomasza Neugebauera. Tym razem pomocnik Lechii nie trafił jednak dobrze w piłkę i nie zdołał oddać strzału na bramkę rywali. Dobijać próbowali odpowiednio Bogdan Viunnyk i Iwan Zhelizko, ale strzały tych zawodników były już skutecznie blokowane przez interweniujących obrońców zespołu z Katowic.
Szkoleniowiec GKS-u Katowice chcąc ożywić grę swojego zespołu zdecydował się w 58. minucie na potrójną zmianę. Z boiska zeszli: Jesse Bosch, Marcel Wędrychowski i Adam Zrelak, a w ich miejsce na placu gry pojawili się: Adrian Błąd, Mateusz Kowalczyk oraz debiutujący w zespole z Katowic Illia Skhuryn.
[…] W kolejnych minutach do ataku ruszył mało aktywny do tej pory zespół z Katowic. W 66. minucie z dystansu huknął pomocnik rywali Bartosz Nowak, ale pewną interwencją po jego strzale popisał się bramkarz Biało-Zielonych Alexander Paulsen, który nie dał się zaskoczyć rywalom.
[…] Zmiany dokonane przez trenera Carvera okazały się trafione i dodały wigoru poczynaniom Lechii Gdańsk w końcówce meczu. Alvis Jaunsems dograł piłkę po ziemi w pole karne z prawego skrzydła, tam futbolówkę przyjął Kacper Sezonienko, który obrócił się z nią i oddał silny strzał w stronę bramki katowiczan, ale niestety minimalnie chybił. Akcja dwóch rezerwowych mogła więc przynieść Lechii upragnione od wielu minut podwyższenie wyniku.
Doliczony czas w tym spotkaniu trwał aż 16 minut z powodu przerwy w trakcie gry spowodowanej zadymieniem stadionu. W pierwszych minutach doliczonego czasu gry John Carver sięgnął po kolejnego rezerwowego, którego miał do dyspozycji. Michał Głogowski zastąpił Bogdana Viunnyka.
W ostatnich minutach meczu GKS Katowice chciał jeszcze dwukrotnie zagrozić Lechii po dośrodkowaniach w pole karne naszej drużyny, jednak gra zespołu z Górnego Śląska była dla Lechistów zbyt przewidywalna. Defensorzy naszej drużyny ze spokojem radzili sobie z upilnowaniem w polu karnym czyhającego na piłkę Shkurina.
W momencie, gdy GKS Katowice postawił wszystko na jedną kartę i desperacko szukał wyrównującego trafienia, to Lechiści cierpliwie wyczekali odpowiedni moment na decydujący cios i w 107. minucie czasu gry znokautowali zespół z Górnego Śląska. Camilo Mena zebrał piłkę na połowie zespołu z Katowic, wyprzedził goniącego go Mateusza Kowalczyka, wypracował sobie dogodną pozycję na uderzenie i technicznym strzałem w prawy róg bramki postawił „kropkę nad i”.
Lechia ostatecznie pokonała GKS Katowice 2:0. Nie było to spotkanie nadzwyczaj widowiskowe i przesycone pięknymi golami, ale najważniejsze dla naszej drużyny są pewne trzy punkty i zachowane czyste konto. Dla zespołu z Gdańska było to drugie zwycięstwo w tym sezonie i warto zaznaczyć, że drugie przed własnymi kibicami. GKS Katowice z kolei nie zdołał przełamać swojej fatalnej passy na wyjazdach i przegrał 4 mecz w tym sezonie w roli gościa.
sportowefakty.wp.pl – Dwie bramki i dym w Gdańsku. Lechia podpina się do tlenu
[…] Czy był to mecz wielki? Niekoniecznie. Ale czy beznadziejny? Też nie. Po prostu niezły. To znaczy – w wykonaniu Lechii, bo GKS Katowice ewidentnie do Gdańska nie dojechał. A jeśli już, to zrobił to zdecydowanie za późno.
Pierwszy celny strzał gości? W 42. minucie w wykonaniu Marcina Wasielewskiego, ale Alex Paulsen musiałby akurat pić herbatę, żeby przepuścić piłkę do bramki. Generalnie pod koniec pierwszej części katowiczanie nieco się ożywili, lecz nie było ich stać na jakiekolwiek konkrety.
To Lechia miała przewagę od samego początku i praktycznie nie schodziła z połowy przeciwnika. Czystych sytuacji brakowało, więc… pomóc postanowił Dawid Kudła. W raczej niegroźnej sytuacji (po zagraniu na tzw. uwolnienie) wyszedł poza pole karne. Ponadto nie trafił czysto w piłkę, dzięki czemu Dawid Kurminowski musiał po prostu uderzyć do pustej.
Gospodarze chcieli pójść za ciosem, dobrą szansę miał m.in. Camilo Mena, natomiast tu akurat Kudła spisał się już bez zarzutów.
Po przerwie? No cóż – Lechia trochę wytraciła impet. Tak naprawdę poza jedną sytuacją, gdy fatalnie w polu karnym skiksował Tomasz Neugebauer, to nie działo się zbyt wiele pod bramką gości. Wraz z upływem czasu do głosu dochodzili podopieczni Rafała Góraka, ale konkretów za bardzo z tego nie było.
Raz z dystansu huknął Nowak, było parę wrzutek z bocznych sektorów, ale defensywa Lechii ustrzegła się większych pomyłek.
Najciekawsza była 13-minutowa przerwa spowodowana racami i dość dużym zadymieniem.
GKS niby próbował, jednak stojący w bramce Paulsen za bardzo nie miał okazji do interwencji. Dopiero w doliczonym czasie coś z niczego próbował wyczarować Nowak, ale też bez efektów.
W końcówce Lechia broniła się dość rozpaczliwie, wreszcie w 17. minucie doliczonego czasu indywidualny rajd celnym strzałem zakończył Mena, trafił na 2:0 i biało-zieloni wygrali drugi mecz w tym sezonie. GKS doznał zaś czwartej wyjazdowej porażki.
lechia.net – Drugie zwycięstwo Biało – Zielonych w lidze! GKS Katowice pokonany
Po bardzo dobrym meczu podopieczni Johna Carvera odnieśli, co ważne zasłużone zwycięstwo, pokonując GKS Katowice wynikiem 2:0. Bramki w spotkaniu zdobyli Dawid Kurminowski oraz Camilo Mena.
Oba zespoły jeszcze przed pierwszym gwizdkiem jasno dawały do zrozumienia, że interesuje je jedynie komplet punktów i poprawa pozycji w tabeli PKO BP Ekstraklasy. Ostatnie wzmocnienia kadrowe miały być sygnałem, że zarówno gospodarze, jak i goście poważnie myślą o lepszych wynikach w nadchodzących kolejkach. Szczególnie trudne zadanie czekało jednak przyjezdnych – dotąd każdy ich wyjazd kończył się porażką, a bilans strat był nieubłagany: trzy gole tracone w każdym spotkaniu.
Piłka nożna
Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl
Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.
Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.
Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.
Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.
Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.
Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.
Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.
Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂
Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.
Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.
Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.
Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉
Galeria Piłka nożna
Coraz bliżej… Narodowy
Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski.
Felietony
I co, niedowiarki?
Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.
Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić. Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.
O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.
Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.
Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.
Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.
Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.
Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.
Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.
W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?
Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.
Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.
Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.
Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.
Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.
Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.
O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!
Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.
Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.
GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.
Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.
A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.
Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.



Najnowsze komentarze