Piłka nożna Prasówka
Media o meczu: Hat-trick fenomenalnego Bartosza Nowaka
Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego pucharowego spotkania GKS Katowice – Wisła Płock 4:2 (1:0, 2:2).
wisla-plock.pl – Krótka przygoda w pucharze
[…] Przez pierwszy kwadrans raczej żadna ze stron nie forsowała zbytnio tempa. Po stronie gospodarzy zobaczyliśmy nieprzyjemny strzał, który sprzed pola karnego oddał Borja Galan, ale z tym poradził sobie debiutujący między naszymi słupkami Stanisław Pruszkowski. Pod drugą szesnastką ponad bramką przymierzył Matchoi Djaló, a potem groźnie wzdłuż linii dogrywał Zan Rogelj, jednak nikt nie zamknął akcji. W 17. minucie katowiczanie wyszli jednak na prowadzenie – w środku pola nastąpił przechwyt niecelnego podania od naszej linii obrony i bardzo szybko Illya Shkuryn wykorzystał podanie od jednego ze swoich kolegów. Białorusin miał też swoją okazję 10 minut później, kiedy po wymianie podań z Bartoszem Nowakiem uderzył minimalnie obok słupka. W odpowiedzi dobre dośrodkowanie posłał Rogelj, ale Djaló główkował niecelnie. Później jeszcze raz boiskowe wydarzenia zwolniły, a wartym odnotowania był głównie atak GKS-u prawą stroną, gdy poślizgnął się Andrias Edmundsson, jednak dośrodkowanie nie znalazło adresata przed bramką. Później miejscowi domagali się jeszcze rzutu karnego na Lukasie Klemenzie, ale sędzia nie dopatrzył się przewinienia. Tego natomiast dopatrzył się na 25. metrze po drugiej stronie, gdy Klemenz bez piłki łapał wbiegającego Ibana Salvadora. Do rzutu wolnego podszedł Marcin Kamiński, a jego uderzenie zatrzymało się na głowie jednego z zawodników w murze. Na krótko przed przerwą do odbitej przed szesnastkę dopadł Wiktor Nowak, ale wyraźnie chybił.
Po powrocie z szatni wydarzenia stopniowo nabierały tempa. W pierwszych dziesięciu minutach do sytuacyjnego, dosyć akrobatycznego uderzenia złożył się Bartosz Nowak i przymierzył ponad bramką, a po drugiej stronie bliski zamienienia dośrodkowania Kuna na gola był Salvador. Już w 56. minucie trener Misiura zdecydował się na potrójną zmianę, która wniosła ożywienie do gry naszego zespołu, ale zanim do tego doszło, przez chwilę Nafciarze znaleźli się w sporych opałach, kiedy gospodarze mogli wykorzystać złą komunikację pomiędzy naszą linią obrony i bramkarzem, ale i tu na szczęście skończyło się na zablokowanym przez Tomasa Tavaresa strzale. W 59. minucie do siatki po raz pierwszy w naszych barwach trafił rezerwowy dziś Quentin Lecoeuche, zamykając mocne, płaskie dośrodkowanie Rogeljego! Później jeszcze po ponowieniu ataku po stałym fragmencie uderzał Tavares (zablokowany), ale w 65. minucie ponownie gospodarzy na prowadzenie wyprowadził Bartosz Nowak. Po kilku kolejnych minutach katowiczanie pogubili się we własnym polu karnym i już zdawało się, że piłka wtoczy się do bramki po zgraniu klatką piersiową jednego z defensorów, ale ta odbiła się od słupka, a następnie została wybita na rzut rożny. Na kwadrans przed końcem z niebezpiecznej dla przeciwników pozycji uderzał kolejny zmiennik, Dani Pacheco i został zblokowany. Hiszpan dobrze dośrodkował za to z rzutu rożnego, ale główkę Kamińskiego wybronił Rafał Strączek. W 80. minucie prawą stroną przedarł się Marcin Wasielewski, zszedł do środka i uderzył w dobrze ustawionego Pruszkowskiego. Sprytna dobitka Bartosza Nowaka okazała się celna, ale na szczęście sam strzelec spalił tę akcję. W 90. minucie wypiąstkowaną przez bramkarza piłkę na 15. metrze zebrał za to Wiktor Nowak i mocnym strzałem w okolice okienka wyrównał stan meczu!
Doszło więc do dogrywki, a tę z przytupem rozpoczęli gospodarze, bowiem szybko swojego drugiego gola zdobył Bartosz Nowak. Nowak, który za chwilę miał szansę na zdobycie hat-tricka, kiedy po odbiorze w środku pola wpadł w szesnastkę, zszedł do środka i jego próbę ofiarnie zablokował Mijusković. W tej samej akcji uderzał jeszcze Kacper Łukasiak, ale tym razem to Pruszkowski zaliczył udaną interwencję i chwyt piłki. Niestety trzeci gol Nowaka z Katowic okazał się nieunikniony i nastąpił na sam koniec 101. minuty spotkania, kiedy strzelec zachował zimną krew przy wycofanej spod linii końcowej piłce. Dogrywkę kończyliśmy w dziesiątkę, bo wykluczający z gry uraz zgłosił Lecoeuche.
Na początku drugiej części groźnie zaatakowała GieKSa. Najpierw zablokowany został strzał Marcela Wędrychowskiego, a potem bardzo mocną próbę Wasielewskiego obronił Pruszkowski. Później zmęczenie dało się we znaki zawodnikom obu drużyn i gra zupełnie straciła na tempie. Pokonać Pruszkowskiego próbowali jeszcze Arkadiusz Jędrych i Mateusz Kowalczyk, ale bez powodzenia. Nafciarzom nie można było odmówić ambicji i woli walki, jednak nie udało się już odwrócić losów meczu i tegoroczna przygoda w STS Pucharze Polski skończyła się dla nas już w Katowicach.
gol24.pl – Hat-trick fenomenalnego Bartosza Nowaka. GKS Katowice wyeliminował Wisłę Płock z Pucharu Polski
GKS Katowice trzy razy obejmował prowadzenie i dopiero za trzecim razem wywalczył awans do 1/16 finału STS Pucharu Polski. W I rundzie pokonał na Nowej Bukowej, po dogrywce, niedawnego lidera PKO Ekstraklasy, Wisłę Płock 4:2. Bohaterem autor hat-tricka – Bartosz Nowak.
GKS Katowice miał optyczną przewagę w pierwszej połowie. Stworzył trzy sytuacje. Jedną z nich wykorzystał. Po przechwycie i zagraniu Mateusza Kowalczyka do siatki trafił Ilja Szkurin – w 17 minucie. To pierwszy gol Białorusina pozyskanego z Legii Warszawa za 400 tys. euro.
W drugiej połowie do głosu zaczęła dochodzić Wisła. Atakowała głównie prawą flanką. Stamtąd w 59 minucie została wrzucona piłka, którą po rękach bramkarza w bramce umieścił Quentin Lecoeuche.
Radość Nafciarzy nie trwała długo. Odpowiedź nadeszła 5 minut później, kiedy prowadzenie dla GieKSy odzyskał Bartosz Nowak. Uderzył z bliska po wznowieniu z autu.
Wisła nie zrezygnowała z ataków. GieKSę musiał ratować Rafał Strączek. Było też blisko samobója, gdy nieporozumieniu z golkiperem słupek obił Borja Galan. Aż wreszcie w 90 minucie zrobiło się 2:2, kiedy po rykoszecie do dogrywki doprowadził Wiktor Nowak.
Widowisko śledziło nieco ponad 5 tys. kibiców w tym niespełna 100 z Płocka. Na początku i na końcu pierwszej połowy dogrywki kolejne gole dołożył fenomenalny tego wieczoru Bartosz Nowak, który tym samym skompletował hat-tricka zapewniającego awans katowiczan do kolejnej rundy.
katowickisport.pl – GKS Katowice gra dalej w Pucharze Polski!
GKS Katowice pokonał innego ekstraklasowicza i gra dalej w Pucharze Polski. Niekwestionowaną gwiazdu wieczoru w Katowicach był Bartosz Nowak, który strzelił hat-tricka. Podopieczni Rafała Góraka do wygranej potrzebowali jednak dogrywki.
W 1/32 finału Pucharu Polski GKS Katowice podejmował na własnym stadionie innego ekstraklasowicza. Do Katowic przyjechała Wisła Płock. Gospodarze na prowadzenie wyszli już w 17. minucie, gdy Ilya Shkuryn skierował piłkę po dalszym słupku. Nowy napastnik mógł szybko podwyższyć prowadzenie, ale w 27. minucie po kombinacyjnej akcji z Bartoszem Nowakiem uderzył nieznacznie obok bramki. Do przerwy nikt więcej do siatki już jednak nie trafił.
Prawdziwe strzelanie miało miejsce po zmianie stron. W 59. minucie Wisła wykorzystała swoją szansę i wyrównała za sprawą Quentina Lecoeuche. Katowiczanie odpowiedzieli błyskawicznie. Sześć minut później Nowak świetnie przyjął piłkę w polu karnym, zwiódł obrońcę i precyzyjnie uderzył. Świetna akcja gracza gospodarzy. W końcówce GKS mógł zamknąć ten mecz, ale drugi gol Nowaka został anulowany z powodu spalonego. Wydawało się jednak, że jednobramkowe prowadzenie wystarczy. Nic bardziej mylnego. W 90. minucie kapitalnym strzałem pod poprzeczkę popisał się Wiktor Nowak i Wisła doprowadziła do dogrywki.
Już w pierwszej minucie dogrywki znów do siatki trafił Nowak, ale ten z GKS-u, przywracając gospodarzy na prowadzenie. Trzeba przyznać, że ten zawodni był bardzo aktywny. Chwilę później mógł skompletować hat-tricka, ale jego uderzenie zostało zablokowane. Co się odwlecze, to nie uciecze. W 101. minucie Bartosz Nowak po raz trzeci trafił do siatki, ustalając wynik spotkania na 4:2.
weszlo.com – Bartosz Nowak jest za dobry na GKS Katowice
Wisła Płock ma najlepszą defensywę w Ekstraklasie. W ośmiu kolejkach straciła ledwie pięć goli. Dziś przez 120 minut spotkania I rundy STS Pucharu Polski dała sobie wbić aż cztery i uległa 2:4 po dogrywce GKS-owi Katowice. Trzy bramki były autorstwa fenomenalnego dziś Bartosza Nowaka. To było jego show. Po boisku biegał jeden znakomity piłkarz i dwudziestu jeden o jedną lub dwie klasy gorszych. O Realu Madryt mówiło się kiedyś, że to Zidanes y Pavones, obrazując różnicę w umiejętnościach piłkarzy. GKS to teraz „Nowakos i Rosołkas”.
Ten sezon zaczął dobrze, bo zdobył bramkę dla Legii w wygranym 2:1 meczu o Superpuchar Polski z Lechem Poznań. Ale później Ilja Szkurin stracił miejsce w składzie warszawskiego klubu, nie trafiał do siatki i ten bez większych sentymentów sprzedał go do GKS-u Katowice. Musiał nadejść mecz Pucharu Polski z Wisłą Płock, żeby Białorusin w końcu pokazał swoje atuty.
Dziś Szkurin po raz pierwszy od wspomnianego spotkania w Poznaniu wyszedł w pierwszym składzie i pokazał, że warto mu zaufać. To on w 17. minucie świetnie wykończył akcję po podaniu Mateusza Kowalczyka. Zrobił to z dużym spokojem: przyjął piłkę, pobiegł na bramkę rywali i precyzyjnie uderzył. Zupełnie jak w czasach Stali Mielec, gdy regularnie trafiał do siatki.
Minęło kilka minut i Białorusin mógł mieć drugiego gola. Tym razem pokazał, że zna się nie tylko na wykańczaniu akcji, ale również podawaniu kolegom. Szkurin świetnie rozegrał piłkę z Bartoszem Nowakiem i znalazł się w niezłej sytuacji. Nie uderzał na siłę, tylko przymierzył technicznie i piłka nieznacznie minęła bramkę. W drugiej połowie Szkurin miał jeszcze jedną okazję, po tym, jak dziwacznie zachowała się defensywa gości i Marcin Kamiński kopnął piłkę w stronę swojego bramkarza.
W Wiśle Płock pewne rzeczy się nie zmieniają. Spotkanie zaczął od początku Iban Salvador, największy prowokator w Ekstraklasie. Kilka dni temu w tym tekście wyliczaliśmy kolejne jego żenujące zachowania w spotkaniu z Jagiellonią Białystok. Dziś reprezentant Gwinei Równikowej znowu „był sobą”: a to zaczął bez sensu przepychać się z rywalem, a to po faulu złapał żółtą kartkę, po której pokazaniu sędzia Damian Kos musiał go jeszcze temperować. Salvador najwidoczniej się nie zmieni. W drugiej połowie zmarnował świetną szansę, strzelając niecelnie z kilku metrów, a po chwili opuścił boisko.
Zmiany, które przeprowadził trener Wisły, Mariusz Misiura, przyniosły efekt. Wyrównał po ładnej akcji pozyskany latem Francuz Quentin Lecoeuche. Ale gdy wydawało się, że goście mogą pójść za ciosem, Bartosz Nowak udowodnił, że jest najlepiej wyszkolonym technicznie zawodnikiem GKS-u. Przyjął piłkę w polu karnym i mądrym strzałem umieścił ją w bramce Wisły. 2:1, na trybunach znowu euforia.
Później mieliśmy granie od jednej bramki do drugiej i sporo chaosu. GKS był bliski wyprowadzenia idealnej kontry, a po kilkunastu sekundach gospodarze w kuriozalny sposób niemal wbili sobie piłkę do własnej bramki. Co zrobił w tej sytuacji bramkarz, Rafał Strączek? To wie chyba tylko on sam. Piłkarze Rafała Góraka mieli w tym momencie sporo szczęścia, ale zabrakło im go w końcówce, kiedy uderzeniem z szesnastu metrów wyrównał Wiktor Nowak z Wisły. I mieliśmy w Katowicach dogrywkę.
„Jeżeli Bartosz Nowak dalej będzie na boisku, GKS to wygra przed rzutami karnymi” – powiedział w studiu TVP Jakub Wawrzyniak. A raczej prorok Jakub Wawrzyniak. Nie minęła minuta grania w dogrywce, a to właśnie pomocnik GKS-u pięknie uderzył z boku pola karnego i piłka znalazła się w siatce. Wisła nie dała rady po raz trzeci tego wieczoru doprowadzić do wyrównania, a bohater meczu dołożył swojego trzeciego gola, kiedy w 101. minucie pięknie wykończył akcję prawą stroną i trafił po podaniu Kacpra Łukasiaka.
GKS w dziewięciu kolejkach tego sezonu Ekstraklasy wygrał tylko dwa razy. W ostatnich dwóch kolejkach przegrywał z bilansem bramkowym 0:5 i pojawiało się coraz więcej głosów, że czeka go ciężka i nie wiadomo, czy skuteczna walka o utrzymanie. Dziś zawodnicy Góraka trochę poprawili sobie humory. A Wisła? Prowadziła w tabeli, mając 16 zdobytych punktów na 18 możliwych. Od tego czasu przegrała trzeci kolejny mecz (choć dziś po 90 minutach był remis).
dziennikzachodni.pl – Blisko 6.000 fanów GKS Katowice wreszcie mogło się cieszyć. Ich zespół w chłodzie, deszczu i po dogrywce pokonał Wisłę Płock w Pucharze
Po kiepskich występach w Ekstraklasie zespół Rafała Góraka wreszcie zaznał smaku zwycięstwa. GKS Katowice pokonał w STS Pucharze Polski Wisłę Płock 4:2, strzelając decydujące bramki dopiero w dogrywce.
Pięć w GKS-ie, w tym w bramce, i sześć w Wiśle Płock w porównaniu do ostatnich ligowych meczów – tyle zmian w wyjściowych jedenastkach wprowadzili trenerzy na spotkanie w STS Pucharze Polski. Mecz nie wzbudził wielkiego zainteresowania wśród kibiców, na co wpływ miały zapewne nie tylko ostatnie wyniki osiągane przez zespół Rafała Góraka, ale i pogoda. W momencie rozpoczęcia starcia temperatura tylko nieznacznie przekraczała 10 stopni.
Dla gospodarzy, którzy w Ekstraklasie przegrali już sześć spotkań i znajdują się w strefie spadkowej, wieczorna wtorkowa konfrontacja na Nowej Bukowej była okazją do poprawienia nastrojów. Zadanie było jednak trudne, bo Wisła mierzy w tym sezonie wysoko zarówno w lidze, jak i właśnie Pucharze.
Po 17 minutach GKS objął prowadzenie. Świetnym podaniem popisał się Mateusz Kowalczyk i Ilia Szkurin strzelił swojego pierwszego gola w koszulce GieKSy. Białorusin jeszcze w pierwszej połowie miał szansę na dublet, ale tym razem nie trafił w bramkę. Podobnym pudłem, ale głową, zrewanżował się zresztą za chwilę Matchoi Djalo.
Mecz nie był wielkim widowiskiem. Wisła miała przewagę w posiadaniu piłki, katowiczanie byli konkretniejsi, a ich kibice rozgrzewali się mocnym dopingiem.
Po zmianie stron gra nabrała tempa. Z jednej i drugiej strony bramkarze mieli więcej pracy, ale z tej wymiany zwycięsko wyszli goście doprowadzając do remisu. Do siatki trafił wprowadzony chwilę wcześniej na murawę Quentin Lecoeuche, ale kluczowe znaczenie miała pasywność obrońców i spóźnienie Alana Czerwińskiego.
Rafał Górak na skuteczny ruch Mariusza Misiury też odpowiedział potrójną zmianą. I za chwilę padł gol! W rolach głównych wystąpili jednak podstawowi zawodnicy. Z autu wrzucił Kowalczyk, głową podbił piłkę Lukas Klemenz, a bramkarza pokonał Bartosz Nowak.
Do kuriozalnej sytuacji doszło w 70 minucie, gdy Borja Galan uprzedził… Rafała Strączka i tylko refleks Martena Kuuska uratował GKS przed stratą samobójczej bramki. Wisła poszła za ciosem, ale golkiper gospodarzy udowodnił, że wcześniejsza sytuacja była tylko wypadkiem przy pracy. Po drugiej stronie boiska bramka Bartosza Nowaka nie została uznana ze względu na spalonego.
Spotkanie rozgrywane w padającym deszczu powoli dobiegało do końca, ale się nie skończyło! W 90 minucie Strączek mocno pasywnie wypiąstkował piłkę przed pole karne, a tam Wiktor Nowak przyjął ją, przełożył na lewą nogę i kopnął na wagę remisu. Fetujący już zwycięstwo fani GKS zamilkli ze świadomością, że czeka ich jeszcze kilkadziesiąt minut na wyziębionych trybunach.
Ledwo dogrywka się rozpoczęła, a ekipa Rafała Góraka objęła prowadzenie po raz trzeci! Znów akcję sfinalizował świetnym uderzeniem Bartosz Nowak. GKS wyraźnie nie chciał dopuścić do powtórki z wątpliwej rozrywki i szukał gola numer cztery. I znalazł – hat-tricka skompletował Nowak definitywnie wciągając katowiczan do kolejnej rundy STS Pucharu Polski.
Felietony Piłka nożna
Komu nie zależało, by zagrać?
Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.
Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.
Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.
Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.
Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.
Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.
Mecz się nie odbył.
Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.
Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…
A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.
No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.
Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.
Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.
I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.
Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.
Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.
Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.
Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.
Kups!
Piłka nożna
Mecz z Jagiellonią odwołany!
W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.
Kibice Klub Piłka nożna
Puchar Polski dla wyjazdowiczów
Wczoraj klub GKS Katowice ogłosił, że wszyscy wyjazdowicze (a było ich aż 1022!), którzy pojechali na mecz do Białegostoku, mają w systemie biletowym przypisany voucher, który można wymienić na darmowy bilet na pucharowe spotkanie z Jagiellonią.
Jak informuje na swojej stronie internetowej klub (tutaj): Wyjazdowicze na swoich profilach w Systemie Biletowym GieKSy otrzymali voucher rabatujący cenę biletu na mecz pucharowy do 0 zł. Z prezentu można skorzystać już teraz! Voucher nie obejmuje biletów parkingowych oraz VIP. Co ważne, jeśli któryś z wyjazdowiczów nabył już wcześniej bilet na mecz pucharowy, to wówczas może wykorzystać voucher przy zakupie biletu na mecz innej sekcji GKS-u w 2025 r.
To kolejny miły gest ze strony klubu w kierunku najwierniejszych kibiców GieKSy. Już w niedzielę, zaraz po decyzji o niegraniu, piłkarze GieKSy podeszli pod sektor gości, a część z nich się na nim znalazła. Tam podziękowali fanatykom za tak liczną obecność, wspomnieli, że zawsze grają w „12” i dziś też chcieli dla nas wygrać. Oprócz tego rozdali swoje koszulki najmłodszym kibicom GKS Katowice, którzy wybrali się do Białegostoku. O tej sytuacji piszą więcej sami kibice na Facebooku (tutaj).
Przypomnijmy, że mecz z Jagiellonią zostanie rozegrany w czwartek 4 grudnia o 17:00 na Arenie Katowice. Na ten mecz NIE obowiązują karnety – wszyscy kibice muszą zakupić bilety (lub wykorzystać wspomniany wcześniej voucher). Bilety dostępne są w internetowym systemie (tutaj).



Najnowsze komentarze