Dołącz do nas

Piłka nożna

Przełamanie nad Wisłą

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Wszyscy kibice GKS Katowice liczyli co najmniej na powtórzenie rezultatu z podstawowego czasu gry, a nikt by się nie obraził na powtórzenie końcowego wyniku. Koniec końców spotkanie w 90 minutach również zakończyło się remisem, tym razem o połowę mniejszym niż w Katowicach.

Liczba zmian w składach względem ostatniej pucharowej potyczki była logiczna – Rafał Górak zdecydował się na tylko dwie zmiany personalne. W miejsce Alana Czerwińskiego i Jessego Boscha w wyjściowej jedenastce znaleźli się Kacper Łukasiak i Marcin Wasielewski. Trener Mariusz Misiura wymienił praktycznie połowę składu względem tego zaczynającego w Katowicach. Mecz rozpoczął się minutą ciszy na cześć niedawno zmarłego 16-letniego kibica Wisły.

Honor rozpoczęcia spotkania przypadł drużynie w żółtych koszulkach, a gwoli ścisłości – obie drużyny zagrały w swoich podstawowych strojach. Już w drugiej minucie Żan Rogelj zwodem zawinął Jędrycha, na szczęście strzał po ziemi z okolic trzynastego metra nie zaskoczył Rafała Strączka. Po tym alarmie ze strony rywala GieKSa wyszła ze spokojnym atakiem, który zakończył się stratą poprzez faul na połowie rywala. W 8. minucie świetnie wolną półprzestrzeń znalazł Kevin Custović, lecz jego zgranie na jedenasty metr gości nie znalazło żadnego adresata. Chwilę później Marten Kuusk zagrał piłkę po skrzydle do Marcina Wasielewskiego, ten z kolei wyłożył przed pole karne Bartoszowi Nowakowi. Strzał w kierunku dalszego słupka gwiazdy poprzedniego meczu sparował na bok Leszczyński, dobitka Galana poleciała jednak wysoko nad poprzeczką. W 15. minucie już zdecydowana większość kibiców GieKSy zameldowała się na sektorze gości i zaczęła głośny doping. Katowiczanie regularnie szukali piłek za linię obrony przeciwnika do nabiegających wahadłowych bądź dziesiątek, lecz nie przynosiło to rezultatów. W okolicach 21. minuty płocka Wisła wykonała serię wrzutek – a to z wysokości pola karnego, a to takich dużo głębszych. Przy jednej do wypiąstkowania został zmuszony Strączek, nie przerodziło to się na szczęście w nic groźniejszego. Piłkę ciągle trzymali gospodarze, byli jednak oszczędni w ryzykownych decyzjach. Kiedy to Katowiczanie przeprowadzali atak pozycyjny, napastnicy miejscowych byli oszczędni w pressingu i nie wychodzili poza linię połowy. Na połowie Wisły także było widać, że Rafał Górak przygotował centry na to spotkanie. W kontrze zawodnicy w niebieskich trykotach ciekawe poklepali pod polem karnym Strączka, w pewnym momencie jednak napastnik odbił piłkę ręką przy przebitce. Po tej jednej próbie do ataków powrócili goście, co poskutkowało w rzucie wolnym w kierunku bramki rywala spod linii autowej, wrzutka niestety została odesłana w stronę, z której przybyła. Rzut z autu będący tego efektem był już dużo lepszy. Eman Marković był bliski pokonania bramkarza rywala, aczkolwiek ten dobrze obronił ten niski strzał, potem jeszcze przytomnie wybijając piłkę na rzut rożny, aby nie mógł do niej dopaść Kacper Łukasiak. W 40. czterdziestej minucie znowu do ofensywy przeszli gospodarze, wywalczając rykoszetem rzut rożny. Obrona GieKSy miała dużo szczęścia po tym, jak zapomniała, że z rzutów z auto nie można spalić – od utraty haniebnej bramki uratował linię defensywną Borja Galan, wybijając futbolówkę z linii bramkowej po częściowo udanej próbie obrony Strączka. Pod koniec pierwszej połowy doszło do ciekawej sytuacji, w której zawodnika w niebieskim podciął… sędzia. Końcówka pierwszej połowy klasycznie oznacza ciężki czas dla GieKSy, nie inaczej było tym razem. W szybkim ataku gospodarzy piłkę na skrzydle otrzymał Rogelj, który oddał strzał z dwudziestego metra. Piłka odbiła się od nóg Łukasiaka i poszybowała pod poprzeczkę. Przelobowany Rafał Strączek nie miał szans tego wyjąć. Tym jakże bolesnym akcentem zakończyła się pierwsza połowa.

Po zmianie stron pierwsi zaatakowali gospodarze. Strzał tuż sprzed pola karnego poprzedził komunikat o spalonym. Swojego szczęścia spróbował również Kuusk – sytuacja łudząco przypominała tą z pierwszej bramki, z tą różnicą, że piłka od rywala odbiła się mniej niefortunnie i zawieszony w powietrzu skórzany worek złapał Leszczyński. Tragiczny błąd Rafała Leszczyńskiego wykorzystał Marcin Wasielewski. Bramkarz Wisły Płock zabawił się w Manuela Neuera, zabrakło mu tylko umiejętności i nie opanował wystarczająco długiej piłki zagranej przez Galana. Skok pressingowy Wasyla sprawił, że golkiper zgubił piłkę między nogami, a nasz obrońca wbił mu piłkę prosto do bramki – 1:1! W 63. minucie za występ trener podziękował Emanowi Markovicowi oraz Ilji Szkurinowi, a ich miejsce zajęli Marcel Wędrychowski i Adam Zrel’ak. Dobrym zwodem w środkowej części połowy dużo miejsca znalazł sobie Kacper Łukasiak. Zdecydował się na strzał z dystansu, który niestety wylądował na nodze obrońcy i końcowo u bramkarza. W 75. minucie okazało się, że nawet najlepszym w swoim fachu zdarzają się błędy – Kowalczyk popełnił błąd techniczny przy wyrzucie z autu. Świetnie pograli piłkarze GieKSy, a po zgraniu piętką Bartka Nowaka do Łukasiaka, Dani Pacheco musiał ratować się faulem na dwudziestym piątym metrze. Rzut wolny zaskoczył wszystkich, gdyż Nowak… podał obok muru, jednak Adam Zrel’ak zepsuł akcję kiepskim przyjęciem. W 83. minucie meczu blisko było do kolejnej kuriozalnej bramki, na szczęście udało się Galanowi przetransportować piłkę poza linię końcową. Po skutecznym wślizgu Martena Kuuska piłkę otrzymał Bartosz Nowak. Ten świetnie obsłużył Zrel’aka, a Słowak umieścił podcinką piłkę w siatce. Niestety, po kilkuminutowym VARze gol został anulowany. W trakcie tej analizy z boiska zszedł niedoszły asystujący, a jego miejsce zajął Adrian Błąd. Świetną okazję miał Zrel’ak, jednak po otrzymaniu piłki w polu karnym od Mateusza Kowalczyka sam siebie zakiwał i wycofał akcję na dwudziesty metr, później już nic z tego nie wyniknęło. Sędzia główny do regulaminowego czasu gry doliczył 4 minuty. Po dłuższym ataku piłkę na woleja dostał Kowal, niestety strzał, choć celny, to nie leciał z wystarczającym impetem, aby zaskoczyć Leszczyńskiego. W samej końcówce do ataku rzuciła się Wisła Płock, nie zdążyła jednak wykorzystać największej słabości GieKSy. Sędzia główny zakończył spotkanie i z Płocka wracamy z jednym punktem.

26.09.2025, Płock
Wisła Płock – GKS Katowice 1:1 (1:0)
Bramki: Rogelj (45) – Wasielewski (54).
Wisła Płock: Leszczyński – Haglind-Sangre, Kamiński, Edmundsson, Custović (90. Tavares) – Rogejl, Pacheco (85. Nastić), Kun, Nowak – Salvador (72. Djaló), Jurić (85. Mijunović).
GKS Katowice:
Strączek – Kuusk, Jędrych, Klemenz – Galan, Łukasiak, Kowalczyk, Wasielewski – Nowak (85. Błąd), Marković (63. Wędrychowski) – Szkurin (63. Zrel’ak).
Żółte kartki:
Klemenz – Pacheco.
Sędzia: 
Paweł Raczkowski.
Widzów: 8366 (w tym 582 kibiców GieKSy).

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Komu nie zależało, by zagrać?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.

Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.

Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.

Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.

Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.

Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.

Mecz się nie odbył.

Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.

Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…

A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.

No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.

Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.

Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.

I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.

Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.

Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.

Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.

Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.

Kups!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Mecz z Jagiellonią odwołany!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.

Kontynuuj czytanie

Kibice Klub Piłka nożna

Puchar Polski dla wyjazdowiczów

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Wczoraj klub GKS Katowice ogłosił, że wszyscy wyjazdowicze (a było ich aż 1022!), którzy pojechali na mecz do Białegostoku, mają w systemie biletowym przypisany voucher, który można wymienić na darmowy bilet na pucharowe spotkanie z Jagiellonią.

Jak informuje na swojej stronie internetowej klub (tutaj): Wyjazdowicze na swoich profilach w Systemie Biletowym GieKSy otrzymali voucher rabatujący cenę biletu na mecz pucharowy do 0 zł. Z prezentu można skorzystać już teraz! Voucher nie obejmuje biletów parkingowych oraz VIP. Co ważne, jeśli któryś z wyjazdowiczów nabył już wcześniej bilet na mecz pucharowy, to wówczas może wykorzystać voucher przy zakupie biletu na mecz innej sekcji GKS-u w 2025 r.

To kolejny miły gest ze strony klubu w kierunku najwierniejszych kibiców GieKSy. Już w niedzielę, zaraz po decyzji o niegraniu, piłkarze GieKSy podeszli pod sektor gości, a część z nich się na nim znalazła. Tam podziękowali fanatykom za tak liczną obecność, wspomnieli, że zawsze grają w „12” i dziś też chcieli dla nas wygrać. Oprócz tego rozdali swoje koszulki najmłodszym kibicom GKS Katowice, którzy wybrali się do Białegostoku. O tej sytuacji piszą więcej sami kibice na Facebooku (tutaj).

Przypomnijmy, że mecz z Jagiellonią zostanie rozegrany w czwartek 4 grudnia o 17:00 na Arenie Katowice. Na ten mecz NIE obowiązują karnety – wszyscy kibice muszą zakupić bilety (lub wykorzystać wspomniany wcześniej voucher). Bilety dostępne są w internetowym systemie (tutaj).

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga