Dołącz do nas

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: pół drużyny trzeba budować od nowa

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przed przerwą na mecze reprezentacji czeka GieKSę poważny sprawdzian przy Nowej Bukowej, gdzie zmierzymy się z Mistrzem Polski. Rywale z Poznania mają jeszcze na głowie dzisiejszy mecz pucharowy z Rapidem Wiedeń, ale z pewnością nie zabraknie im motywacji, aby w niedzielę próbować wywieźć z Katowic komplet punktów.

O rywalizacji GKS-u z Kolejorzem w ubiegłym sezonie, postawie Lecha w obecnych rozgrywkach i przewidywaniach przed najbliższym pojedynkiem porozmawialiśmy z Mateuszem Jarmuszem, dziennikarzem poznańskiego oddziału Gazety Wyborczej, a w przeszłości pracownikiem biura prasowego KKS Lech Poznań.

Jeden z popularnych użytkowników z poznańskiego uniwersum Twittera, znany z bezkompromisowych opinii na temat zarówno waszego klubu, jak i jego rywali, daje ostatnio wyraz swojemu zadowoleniu z gorszej formy GieKSy jako swego rodzaju odwet za rzucenie Kolejorzowi kłody pod nogi na drodze do mistrzostwa. Jest to odosobniona opinia czy macie nam za złe, że nie daliśmy się łatwo pokonać w przedostatniej kolejce ubiegłego sezonu?
Ostatecznie wszystko skończyło się dla nas dobrze, więc raczej niewielu jest takich, których tamten mecz do teraz uwiera jak zadra pod paznokciem. Byłoby inaczej, gdyby Lech tego mistrzostwa nie zdobył – wtedy na pewno dłużej rozpamiętywano by tamten pojedynek z GKS-em. Słyszałem opinie z otoczenia klubu, gdzie wielu było zaskoczonych, jak bardzo chciało się GieKSie wygrać tamten mecz, jednak mimo wszystko w Ekstraklasie każdy chce się pokazać z jak najlepszej strony, a zaangażowanie i poświęcenie nie jest zbrodnią, lecz atutem. Negatywny odbiór tamtego pojedynku może po części wynikać z faktu, że wielu kibiców w Poznaniu ma sentyment do GKS-u Katowice, z uwagi na wspólną historię wielu piłkarzy, także Wasyla i Alana, którzy grają obecnie przy Bukowej. Stąd może zdziwienie, że akurat GKS aż tak się postawił.

Serca w Poznaniu zamarły na moment, gdy przy stanie 2-1 dla GieKSy sam na sam z Mrozkiem wyszedł Mateusz Mak?
To prawda, ale jeśli szukać atutów Lecha, które zaważyły na zdobyciu mistrzostwa, to Bartosz Mrozek od wielu miesięcy jest jednym z najjaśniejszych punktów tej drużyny. Obroniona sytuacja z Makiem dodatkowo podnosi jego notę i jest to ogromna cegła dołożona do mistrzostwa, którą będziemy mu długo pamiętać. Dodając do tego okoliczności, w jakich padł drugi gol dla Lecha, mamy pełen obraz, w jak dramatycznych okolicznościach zdobyliśmy kluczowy w walce o mistrzostwo punkt.

W nowym sezonie Kolejorz znów gra o najwyższe cele, natomiast GKS nie imponuje już tak, jak przed rokiem. Śledzicie to, co dzieje się w dole tabeli czy waszą uwagę zaprząta raczej walka o tytuły i europejskie puchary?
W poprzednim sezonie GKS jako beniaminek wniósł coś fajnego do Ekstraklasy – charakter, właściwy dla siebie sposób gry i pewien powiew świeżości. Niestety zmiany kadrowe, jakie zaszły latem, odbiły się na waszej formie – patrząc z boku, GKS jest obecnie innym zespołem niż wiosną. Zobaczymy ile czasu będzie potrzebował trener Górak, aby na nowo poukładać zespół, bo na razie gracie w kratkę.

Co jest najważniejszym celem Lecha w tym sezonie?
Oficjalny przekaz z klubu zawsze jest taki sam: Lech Poznań gra o Mistrzostwo i Puchar Polski, a w europejskich pucharach ma zajść jak najdalej. W dużym stopniu pokrywa się to z tym, czego sam oczekuję. Po tym, jak Kolejorz dotarł do ćwierćfinału Ligi Konferencji, w okresie pracy Mariusza Rumaka wpadł w dołek. Trener Niels Frederiksen poukładał to jednak bardzo szybko i chyba nikt się nie spodziewał, że już w pierwszym roku jego pracy tytuł mistrzowski wróci do Poznania. W erze rodziny Rutkowskich jest to najszybciej, bo już po trzech latach odzyskane mistrzostwo. Zazwyczaj po wygraniu ligi klub obniżał loty i odbudowa zwykle trwała dłużej. Dlatego dla mnie najważniejsze jest, aby Lech do końca liczył się w grze o krajowy prymat, bo czołówka ligi robi się coraz bardziej wyrównana, a o mistrzostwie decydują detale: gdyby w Katowicach piłka inaczej odbiła się od głowy Mario Gonzáleza, to tytuł najpewniej pojechałby do Częstochowy. Osobiście marzy mi się zdobycie Pucharu Polski, bo długo czekamy na to trofeum. Za chwilę minie 17 lat od zwycięstwa na Stadionie Śląskim z Ruchem, a po drodze aż pięciokrotnie przegrywaliśmy w finale tych rozgrywek.

Aby grać o wszystko, trzeba być przygotowanym na znaczne obciążenia związane z podróżami i graniem co trzy dni. Kolejorz jest na to gotowy kadrowo?
Osobiście mam problem z oceną rzeczywistego potencjału kadrowego Lecha. Mamy pewne trudności, bo pojawiło się wielu nowych piłkarzy i trzeba ich szybko wkomponować w zespół. Na dziś w drużynie nie ma kontuzjowanych Radosława Murawskiego, Patrika Wålemarka i Alego Gholizadeha, czyli trzech graczy kluczowych w poprzednim sezonie. Jeśli doliczyć do tego Afonso Sousę, który odszedł do Turcji, to w zasadzie pół drużyny trzeba budować od nowa. W porównaniu do poprzednich okienek transferowych, to letnie oceniam dobrze, bo dostrzegam chęć poważnego wzmocnienia zespołu, a także reakcję na pojawiające się kontuzje. Praca domowa została odrobiona, a rolą trenera jest szybko poukładać te klocki. O ile mistrzostwo było do pewnego stopnia zaskoczeniem, to obecnie mamy do czynienia z pierwszym poważnym testem dla Frederiksena i zobaczymy, jak sobie poradzi.

W poprzedniej rozmowie o Lechu redaktor Djaczenko podkreślał wartość indywidualnych przebłysków największych gwiazd Kolejorza, które pozwalały przechylać szalę na waszą korzyść. W ligowym i pucharowym maratonie równie ważna, o ile nie ważniejsza, jest głębia składu. Będzie kim rotować?
Ostatnie tygodnie pokazują, że sztab dobrze sobie radzi w tym aspekcie. W lidze wygraliśmy z Niecieczą oraz zremisowaliśmy z Rakowem i Jagą – w obliczu wspomnianych ubytków kadrowych można sobie wyobrazić gorsze wyniki. Jest tylko czterech piłkarzy, którzy w każdym z tych meczów wystąpili w podstawowym składzie, czyli ponad połowa zespołu jest wymieniana. Trener ma w czym wybierać, a nam pozostaje mieć nadzieję, że zawodnicy szerokiego składu dojadą do poziomu, do którego Lech przyzwyczaił w poprzednim sezonie.

W obliczu wspomnianych przez ciebie ubytków, a także patrząc na statystyki, odpowiedzialność za wyniki Lecha leży w głównej mierze na barkach Mikaela Ishaka. Kto może go wesprzeć, szczególnie jako zmiennik, bo już wiemy, że tej roli nie uniósł znany w Katowicach Filip Szymczak?
Duże nadzieje pokładaliśmy w Szymczaku – liczyliśmy, że będzie naciskał na Ishaka, ale w Poznaniu nie pokazywał tyle, ile choćby na wypożyczeniu w GKS-ie. Czasem piłkarz musi zmienić otoczenie, żeby się odblokować – tego życzę Filipowi i mam nadzieję, że jeszcze zrobi fajną karierę. Wracając do pytania, Lech od kilku sezonów jest „ishakozależny”. W poprzednich rozgrywkach doszły indywidualności, które pomagały mu ciągnąć drużynę do przodu: Patrik Wålemark, Ali Gholizadeh i Alfonso Sousa odpalili na tyle, że w kryzysowych sytuacjach brali na siebie dużą część odpowiedzialności za wynik. Teraz tego brakuje, ale moim zdaniem właśnie w takich okolicznościach Mikael Ishak doskonale się odnajduje i w pewien sposób rośnie, gdy czuje, jak wiele zależy od niego. Jest to jednak o tyle ryzykowna strategia, że musimy trzymać kciuki za zdrowie naszego napastnika.

Jak oceniasz postawę Lecha w pierwszej części sezonu?
Pierwszy etap rozgrywek trzeba podzielić na mecze ligowe i pucharowe – mimo wszystko dotychczas żyliśmy głównie europejskimi pucharami i można było odnieść wrażenie, że liga jest trochę z boku. Mieliśmy ochotę na zaatakowanie Ligi Mistrzów, niestety Crvena zvezda wybiła nam to z głowy. Ostatecznie będziemy grać w Lidze Konferencji, która rozpoczyna się w tym tygodniu. Początek sezonu jest dla mnie o tyle bolesny, że zdecydowanie gorzej radzimy sobie u siebie. Kolejorz zdobył mistrzostwo Polski głównie dzięki meczom domowym – Bułgarska była prawdziwą twierdzą i zdobyliśmy tu wiele punktów. Obecny sezon jest pod tym względem bardzo trudny: zaczęło się od przegranego Superpucharu z Legią, później 1:4 z Cracovią na inaugurację ligi, do tego porażki z Crveną i Genkiem, a niedawno trzy punkty z Poznania wywiozło Zagłębie Lubin. Zespoły Leszka Ojrzyńskiego zawsze wyraźnie przegrywały przy Bułgarskiej, ale tym razem udało mu się wygrać. Ponadto zremisowaliśmy z Jagiellonią, którą nie tak dawno pokonaliśmy w Poznaniu 5:0. Z drugiej strony Kolejorz dobrze radzi sobie na wyjazdach, co może być złą wiadomością dla GieKSy przed naszym najbliższym meczem.

Macie za sobą pojedynki z zespołami takimi jak Korona, Górnik czy wspomniana Cracovia, które nieco wbrew oczekiwaniom rozdzielają między siebie czołowe lokaty w ligowej tabeli. Ekstraklasa się wyrównuje czy ligowi potentaci z Lechem na czele nie pokazali jeszcze pełni umiejętności?
Moim zdaniem niektóre zespoły korzystają z sytuacji, że „wielka czwórka” była uwikłana w kwalifikacje do europucharów. Czas pokaże, czy w dłuższej perspektywie będą w stanie utrzymać się w czubie. Nie można wykluczać, że któryś z zespołów powtórzy historię Jagiellonii sprzed dwóch sezonów, kiedy wszyscy czekali na moment, aż Jaga „spuchnie”, tymczasem piłkarze Adriana Siemieńca zrobili wszystkim psikusa i sięgnęli po mistrzostwo. Dla mnie największą niespodzianką jest postawa Cracovii, która po wielu latach wreszcie wydaje się być poukładana jak należy i Pasy mogą być rewelacją ligi. W przypadku Lecha zachowuję spokój, bo strata do lidera jest niewielka, a w zanadrzu mamy jeszcze zaległy mecz z Piastem. Czołówka jest więc w zasięgu i trzeba robić swoje w oczekiwaniu na powroty kontuzjowanych piłkarzy.

Kto będzie najgroźniejszym rywalem Lecha w walce o krajowy prymat?
Na pewno pucharowicze, a spośród obecnej czołówki ligi stawiam właśnie na Cracovię, że najdłużej będzie dotrzymywała kroku najlepszym.

Jest wielu piłkarzy, których drogi krzyżowały się zarówno z Lechem, jak i GKS-em. O niektórych, jak Mrozek czy Kozubal, sporo było w moich poprzednich rozmowach, Ciebie z kolei chciałbym zapytać o Marcina Wasielewskiego, który dopiero w Katowicach stał się ligowcem pełną gębą. Jak oceniasz jego postępy?
Swego czasu udostępniłem na Twitterze piękną bramkę Wasyla z Radomiakiem, podkreślając moje zaskoczenie, jak silną pozycję w Ekstraklasie wypracował sobie w ostatnich miesiącach ten zawodnik. Mam wrażenie, że był on piłkarzem, który nie do końca pasował do Lecha. Zawsze prezentował się solidnie, ale nie na tyle, aby wzbudzać uznanie poznańskich kibiców. W tamtym okresie wychowanków oceniano głównie przez pryzmat ich potencjału sprzedażowego, natomiast Wasyl nie wyróżniał się w tym aspekcie. Osobiście cieszę się, że znalazł swoje miejsce w Katowicach i udowadnia u was, że jest solidnym ligowcem.

W obecnej formie byłby w stanie podjąć rywalizację o miejsce w składzie Kolejorza?
Wydaje mi się, że pozycja prawego obrońcy w Lechu jest chyba najmocniej obsadzona w całej lidze, bo jest Joel Pereira i Robert Gumny. W takim układzie ciężko byłoby Wasylowi wygrać rywalizację. Mimo to jest on doskonałym przykładem dla innych wychowanków, że istnieje życie poza Lechem. Może się wydawać, że szansę na karierę mają tylko ci, którzy jako „perełki” przebiją się do pierwszego składu i odchodzą za granicę. Tymczasem Wasyl pokazuje, że nawet jeśli nie uda się w Lechu, to warto próbować swoich sił w Ekstraklasie w barwach innych klubów.

Lech Poznań słynie z umiejętnego szkolenia i wprowadzania wychowanków w świat poważnego futbolu. Jeszcze niedawno nie było okienka bez transferu poznańskiego młodzieżowca do zachodniego klubu. Jak to wygląda dzisiaj?
Lech jest dzisiaj w innym miejscu niż choćby 5-6 lat temu, kiedy po nieudanym sezonie ekip Ivana Đurđevicia, Adama Nawałki i Dariusza Żurawia podjęto decyzję o zmianie koncepcji prowadzenia klubu – w obliczu braku kwalifikacji do europejskich pucharów źródłem przychodów miało być szkolenie i sprzedaż wychowanków. Oddano szatnię młodzieży, spośród której pierwsze skrzypce zaczęli grać Jóźwiak, Gumny, wracający z wypożyczenia do Katowic Puchacz, a z Opola Moder, do tego Michał Skóraś i Jakub Kamiński. Dzięki temu udało się podnieść poziom sportowy i zarobić, zarówno na transferach, jak i na grze w europejskich pucharach. Tym samym w kolejnych latach można było sobie pozwolić na ściąganie jakościowych piłkarzy z zagranicy. Dziś jest bardzo niewiele pozycji, o które młodzi wychowankowie mogliby rywalizować. Mimo to Niels Frederiksen próbuje pchać młodzież do przodu, czego przykładem jest Kornel Lisman, który wprawdzie nie jest typowym wychowankiem, bo do akademii trafił w wieku 17 lat. Kolejnych nazwisk, które miałyby się przebijać, nie ma aż tak wiele. Wydaje mi się, że skończyły się czasy, że co chwilę z Wronek wypływał talent na miarę Dawida Kownackiego, Karola Linettego lub Filipa Marchwińskiego. Pozostaje pytanie, czy to wychowankowie są na niższym poziomie, czy też Lech poszedł do przodu na tyle, że wychowankom jest znacznie trudniej zrobić różnicę w pierwszym zespole.

Zanim wybiegniemy na boisko w Katowicach, Kolejorz podejmie przy Bułgarskiej Rapid Wiedeń w ramach Ligi Konferencji. Jakie ma to twoim zdaniem znaczenie dla naszego ligowego starcia?
Rzeczywiście, czasu na przygotowanie nie będzie dużo, bo gramy w czwartek wieczorem, piątek pewnie będzie luźniejszy, a w sobotę trzeba już jechać do Katowic. Gdyby po meczu z GKS-em nie było przerwy reprezentacyjnej, to byłbym pewien, że ci piłkarze, którzy zagrają mniej w czwartek, w niedzielę wyjdą w pierwszym składzie. Tymczasem dłuższy odpoczynek po naszym meczu może oznaczać, że najważniejsi piłkarze zagrają więcej i w jednym, i w drugim spotkaniu. W mojej opinii w tym tygodniu priorytetem jest Liga Konferencji, a wynik starcia z Rapidem na pewno wpłynie na nastawienie przed meczem z GieKSą.

Kibice będą wywierać dodatkową presję, aby zrewanżować się za wiosenne „ciężary” przy Nowej Bukowej?
Wcale bym się nie zdziwił, gdyby taka presja wyszła od samego trenera, który nie krył oburzenia sytuacją wokół tamtego meczu, związaną z plotkami o „motywowaniu” GieKSy przez Raków. Jako Duńczyk dziwił się, że takie informacje, nawet w formie pogłosek, nie są tematem numer jeden sportowych serwisów, a większość kwituje je wzruszeniem ramion. Czy Niels Frederiksen jeszcze o tym pamięta? Być może, bo myślałem, że nie przywiązuje wagi do takich rzeczy, tymczasem po meczu z Rakowem nie krył rozczarowania, że jeszcze nigdy nie pokonał Marka Papszuna. Skoro więc zwraca uwagę na podobne detale, to być może i w Katowicach będzie chciał coś udowodnić.

Pokusisz się o wytypowanie wyniku?
Patrząc na to, jak Lech radzi sobie w meczach wyjazdowych, to stawiam na naszą wygraną. Po meczu pucharowym nie liczę na fajerwerki, więc zadowoli mnie 1:0. Żałuję, że nie będę mógł zobaczyć naszego pojedynku z trybun Nowej Bukowej, bo jeszcze tam nie byłem, a z perspektywy telewizora mecze u was wydają się bardzo fajne w odbiorze. Utrzymajcie się w Ekstraklasie, to następnym razem na pewno się wybiorę!

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Galeria Piłka nożna

Kraksa na Nowej Bukowej

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Nie był to udany piątek na Nowej Bukowej – GieKSa wysoko przegrała z Cracovią. Zapraszamy do obejrzenia fotorelacji.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna Wywiady

Jędrych: Wyjdziemy z tego

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po spotkaniu z Cracovią porozmawialiśmy z Arkadiuszem Jędrychem, który podkreślał konieczność pracy nad poprawą postawy drużyny w defensywie.

Były momenty, gdy GKS grał bardzo dobrze, a ostatecznie wynik to 0:3.
Arkadiusz Jędrych:
Najprościej powiedzieć, że stało się to, że przegrywamy 0:3 w domu i to jest taki mocny cios na gorąco. Po ostatnich meczach domowych byliśmy natchnieni taką pozytywną energią. Wiedzieliśmy, że możemy zagrać na swoich warunkach, tak jak pierwszą połówkę w kilku dobrych momentach, gdy wyszliśmy wysoko na Cracovię i dosyć łatwo nam oddawała tę piłkę. Cracovia trochę jak wytrawny gracz: poczekała i dwa razy im spadło, potem szybko strzelona trzecia bramka i skrzydła były podcięte. Ciężko już było szukać czegokolwiek więcej, niż choćby jednego punktu.

W ofensywie, patrząc na statystyki, widzimy ponad 30 dośrodkowań. To był pomysł na Cracovię?
Mieliśmy kilka planów na to spotkanie, między innymi te dośrodkowania. Jeśli ktoś śledzi nasze ostatnie poczynania, to w ostatnich meczach już ich trochę było. To jedna z części tego planu. Szkoda, że dzisiaj się nie udało i nic nie sfinalizowaliśmy. Tak jak wspomniałem – to Cracovia zadała pierwszy, drugi i poprawiła trzecim ciosem. Dzisiaj jesteśmy zamroczeni, ale trzeba szybko podnosić głowy do góry, bo zaraz mamy mecz pucharowy i ligowy. Zaraz rozgrywki wkroczą w taką fazę, że wszystko będzie napierało. Cóż, trzeba robić jak najszybciej punkty, bo nikt nie będzie spał w tej lidze.

Czego zabrakło do zdobycia bramki?
Z perspektywy obrońcy ja będę zaczynał od tego, co w defensywie. Nie jestem do końca pocieszony, bo straciliśmy trzy bramki. To jest dla mnie największa ujma, bo ja jestem za to odpowiedzialny. Zawsze jako pierwszy do państwa wyjdę i będę brał to na klatę, bo trzy bramki w domu nie przystoi.

Filip Stojilković to zawodnik sprawiający dużo problemów?
Myślę, że nie. Najważniejsze było znowu to, co my zrobiliśmy. W każdej z tych bramek to my pomogliśmy rywalowi, a nie przeciwnik zrobił na tyle dużo, by te bramki strzelać.

Ten mecz jest najbardziej bolesny spośród przegranych?
Każda porażka, tym bardziej w domu i w takim wymiarze, boli i trzeba sobie szczerze powiedzieć, że trzy gongi na swoim stadionie – to boli. Liga to nie jest jednak sprint, to jest maraton. Trzeba te głowy szybciutko do góry podnosić, bo liga ucieka, punkty uciekają, a my chcemy, by ona jak najdłużej w Katowicach została.

Dzisiaj szósta porażka. W czym kibice mają doszukiwać się optymizmu?
Liga to maraton, na dzisiaj faktycznie jesteśmy w dolnych rejonach, ale tabela najważniejsza będzie po 34. kolejce, a nie po 8. czy 15. – prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym, jak kończy. Wiem, że ta szatnia ma na tyle silnego mentalu, że wyjdziemy z tego momentu.

Na dzisiaj GieKSa ma najgorszy bilans straconych bramek. To powód do niepokoju?
Zdecydowanie tak, tych bramek jest za dużo straconych. Jeżeli tych bramek byłoby mniej, to na dziś mielibyśmy 2-3 punkty więcej. Wiemy, jak tabela wygląda, te punkty pozwoliłyby na to, by być troszkę wyżej. Na dzisiaj nic by to nie dało, bo ta tabela liczy się na końcu, ale my musimy jak najszybciej wygrać pierwszy mecz i poprawić to, by tych straconych bramek było jak najmniej, a strzelonych jak najwięcej. Obyśmy mieli więcej punktów w tabeli.

Porażkę można tłumaczyć klasą rywala?
Ekstraklasa pokazuje, że każdy z każdym może wygrać, choćby ostatnia kolejka. Jeśli ktoś śledzi Ekstraklasę, to wie, że tutaj każdy może wygrać. My przygotowujemy się do każdego meczu z nastawieniem, że chcemy odnosić zwycięstwo, zdobyć punkty. Nie mamy na pewno założenia przed meczem, że będziemy się bronić czy grać na remis.

Silny mental, czyli będziecie kontynuować swoją pracę i to zaprocentuje?
Na pewno mamy aspekty do poprawy, bo skoro dzisiaj ta liczba punktów, powiedzmy sobie szczerze, nie jest zadowalająca, także ta liczba straconych i strzelonych bramek, więc jesteśmy świadomi, że mamy nad czym pracować. To nie może się odbyć tak, że dalej wierzymy i nic nie robimy albo robimy to samo. Musimy dosyć mocno przeanalizować te słabsze strony, dopracować te lepsze i… Często w GieKSie padał ten termin „proces” – jestem przekonany, że trwając w nim i dokładając jakości, intensywności i decyzyjności jesteśmy w stanie z tego wyjść.

Co powiedzieć w szatni po tak dobrym pół godziny? Chyba ciężko mówić o potrzebie jakiegoś wstrząsu?
Fajnie, że to dostrzegacie. Inna osoba postronna spojrzałaby na wynik 0:3 i powiedziała: „dzisiaj GieKSy nie było”. Faktycznie te pierwsze 30 minut, gdyby ta piłka się lepiej odbiła albo bylibyśmy bardziej pazerni, gdybyśmy strzelili pierwszą bramkę, to ten wynik mógłby być inny. Finalnie oczywiście nie jest inny i musimy ciężko pracować, znamy swoją wartość i swoją siłę. Znamy też swoje wady, bo patrząc w tabelę, nie da się ukryć, że je mamy. Cóż, te głowy muszą być dobrze naoliwione, nie możemy ich za nisko spuścić. Jeszcze raz powtórzę – Ekstraklasa to maraton, to nie jest sprint.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Pasem po czterech literach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Cracovia nie pozostawiła nam żadnych złudzeń. Mimo dobrych pierwszych 30 minut musieliśmy uznać wyższość rywali, a mecz zakończył się naszą wysoką porażką 0:3. 

Po ostatnich wpadkach część kibiców liczyła na zmianę bramkarza, jednak trener Rafał Górak pozostał nieugięty – Dawid Kudła wyszedł w podstawowym składzie.

Cracovia podpatrzyła rozpoczęcie od najlepszych (czyli PSG), wybijając piłkę ze środka za linię boczną. Już w 3. minucie na murawę padł Arkadiusz Jędrych i długo był opatrywany przez naszych fizjoterapeutów. Po powrocie na boisko mógł zanotować ładną asystę, gdy przytomnie obsłużył nadbiegającego Nowaka po rzucie wolnym, wykazał się jednak Madejski. W 13. minucie groźnie było po naszym rzucie rożnym – najpierw zablokowany został Rogala, później z dystansu zbyt lekko próbował dokręcić Nowak. GieKSa nie chciała odpuścić Cracovii, próbował Wasielewski z dystansu, a po drugiej stronie Galan z Nowakiem w dwójkę rozklepali całą flankę. W 22. minucie nadal trwał festiwal rzutów rożnych – 4 stałe fragmenty pod rząd wykonywał nasz pomocnik. Jako pierwszy odgryzł się Stojilković samotnym rajdem, jego koledzy jednak zaprzepaścili okazję. W 29. minucie przy wyprowadzeniu poślizgnął się Madejski, skorzystać z tego próbowali Nowak i Szkurin. Odpowiedział Kakabaze po momencie dekoncentracji naszej defensywy niecelnym uderzeniem, a chwilę później Jędrych wyczyścił urywającego się Stojilkovića. Do trzech razy sztuka, w 33. minucie kryminał w naszym polu bramkowym przypadkowo wykorzystał… Alan Czerwiński, po zgraniu ze skrzydła Stojilkovića. Warto mimo wszystko docenić dobre podanie z głębi pola Mateusza Klicha. W 40. minucie kolejna katastrofa w polu bramkowym i było już 0:2 – Henriksson wykorzystał błąd w ustawieniu po rzucie rożnym, choć pierwszy strzał Wójcika obronił Kudła. W doliczonym czasie powinno być już 0:3 po kontrze, na szczęście Kudła w sytuacji 1 na 2 zdołał przestraszyć napastnika.

W 48. minucie Milewski źle obliczył tor lotu piłki jako ostatni obrońca i znów Kudła musiał wziąć sprawy we własne ręce, przy lepszym uderzeniu byłby bez szans. Po naszej stronie dzielnie walczyli Wasyl z Nowakiem, jednak długimi minutami nie mogliśmy złożyć żadnej składnej akcji. Bezradność GieKSy w pięknym stylu wykorzystał Stojilković, wybiegając za naszą linię obrony i przerzucając piłkę nad interweniującym bramkarzem – Klich całkowicie uśpił naszych obrońców podaniem. Tuż po wejściu błysnął Marcel Wędrychowski, grając na klepkę z Nowakiem i uderzając z dystansu – było bardzo blisko. W 78. minucie składną akcję przeprowadził tercet Bosch-Marković-Wędrychowski, niestety strzał został zablokowany. W końcówce Cracovia spokojnie przesuwała się i nie spieszyła z rozegraniem, a mimo tego w 90. minucie Zahiroleslam otrzymał patelnię na 6. metrze, jednak Kudła był górą.

Było światełko, które zgasło wraz z pierwszym trafieniem gości. Zasłużenie przegraliśmy i coraz bardziej zakopujemy się w dolnych rejonach tabeli.

19.09.2025, Katowice
GKS Katowice – Cracovia 0:3
Bramki: Czerwiński (33-s), Henriksson (40), Stojilković (55).
GKS Katowice: Kudła – Wasielewski (84. Gruszkowski), Czerwiński, Jędrych, Rogala, Galan – Błąd (62. Wędrychowski), Milewski (62. Bosch), Kowalczyk, Nowak (77. Marković) – Szkurin (62. Rosołek).
Cracovia: Madejski – Sutalo (63. Piła), Henrikson, Wójcik – Kakabadze, Al-Ammari, Klich (83. Praszelik), Perković – Maigaard (69. Aleksić), Stojilković (82. Zahiroleslam), Minchev (69. Kameri).
Żółte kartki:
Galan, Bosch – Minchev.
Sędzia: Szymon Marciniak (Płock).
Widzów: 11660.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga