Dołącz do nas

Felietony

Użądlić głupotę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Szybko się denerwuję. Szybko się denerwuję tym bardziej, kiedy ktoś w sprawach dla mnie naprawdę ważnych bezpodstawnie je krytykuje, dokonuje przekłamań, słownych manipulacji, a swój osobisty acz kreowany na stonowany i wyważony osąd buduje jedynie na własnej niechęci i antypatiach.

Sprawa budowy nowego stadionu dla GKS-u Katowice będzie w najbliższych miesiącach sprawą budzącą wiele emocji, dyskusji i pewnie konkretnych działań ze strony kibiców. To oczywiste, kiedy w grę wchodzi inwestycja za około 160 milionów złotych. I dobrze – dyskutujmy, spierajmy się, wymieniajmy argumenty. Róbmy to jednak w cywilizowany sposób, ze zrozumieniem postulatów drugiej strony.

Ze zrozumieniem postulatów Stowarzyszenia Kibiców GKS-u Katowice ma najwyraźniej duży problem dziennikarz TVS – Grzegorz Żądło. W opublikowanym wczoraj tekście na swojej autorskiej stronie www.katowice24.info (nazwa może sugerować, że jest to portal zrzeszający kilkunastu dziennikarzy, jednak w rzeczywistości jest to strona prowadzona i redagowana jedynie przez Grzegorza Żądło) prezenter jasno daje do zrozumienia, że budowa nowego obiektu przy Bukowej1 nie ma najmniejszego sensu. Oczywiście nie mam pretensji o to, że redaktorowi nie jest na rękę realizacja tej inwestycji. Zanim jednak wyjaśnię, dlaczego tekst Grzegorza Żądło jest dla mnie stekiem bzdur, chciałbym przypomnieć o jednej ważnej rzeczy.

Jest wtorek, 19-sty dzień lutego 2013-ego roku. Krzysztof Pieczyński (obecnie świeżo upieczony radny miasta Katowice) publikuje na Facebooku wpis poświęcony wyjazdowi jednego z juniorów na obóz przygotowawczy wraz z pierwszą drużyną. Pod wpisem rozgorzała dyskusja na tematy około-klubowe. Chodziło głównie o zasadność nazwania jednej z ulic w Katowicach ulicą Górniczego Klubu Sportowego „Katowice”. Prawdziwą lawinę komentarzy, negatywnych „lajków” oraz zapewne prywatnych wiadomości wysyłanych później do zainteresowanego rozpoczął wspomniany wyżej Grzegorz Żądło. Umyślnie i z premedytacją zmieniając kilka liter w dumnej nazwie „GIEKSA”. Zapominalskich (choć mam nadzieję, że wśród kibicowskiej braci mało kto o tym zapomniał) odsyłam tutaj -> http://www.gieksa.pl/grzegorz-zadlo.

Wspominam o tej sytuacji nieprzypadkowo. Według mnie ma (i musi mieć) to ogromny wpływ na ocenę tekstu redaktora TVS opublikowanego w dniu wczorajszym. Bo jeśli ktoś otwarcie ukazuje swoją niechęć do kibiców GieKSy i obraźliwie oraz prowokująco przekręca klubową nazwę, to w swoich tekstach dotyczących tychże kibiców i klubu obiektywny być nie może. Te kilkadziesiąt linijek pisemnych żali i bezsensownych frekwencyjnych wyliczeń ma dokładnie taką samą wartość jak np. tekst kibica GieKSy o zasadności budowy nowego stadionu dla Chorzowskiego Ruchu. Wiadomo, że jeśli ja napisałbym jako kibic GieKSy tekst o tym, że w Chorzowie nie powinno budować się nowego stadionu, to zostałbym przez kibiców zza miedzy zignorowany, a co najwyżej wyśmiany. Po prostu nie potrafiłbym obiektywnie patrzeć na ich sprawę. Tak jak Grzegorz Żądło nie potrafi obiektywnie spojrzeć na potrzebę budowy nowego stadionu dla trójkolorowych. Oślepia go nienawiść.

Tekst nielubianego wśród fanów GKS-u dziennikarza zaczyna się między innymi od słów o rzekomym szantażu, dokonywanego przez kibiców przed drugą turą wyborów samorządowych. Szantaż to mocne, kontrowersyjne słowo. Problem w tym, że nietrafione. Kampania pod hasłem „Stadion dla Katowic” nie jest żadnym szantażem, ponieważ nie ganiamy za kandydatami na prezydenta miasta krzycząc jednocześnie „zróbcie stadion albo będzie to i to”. Nie, my po prostu przypominamy już teraz, po praktycznie zakończonych wyborach (czy prezydentem zostanie Marcin Krupa czy Andrzej Sośnierz – wymagania w stosunku do każdego z nich będą identyczne), że nadszedł czas na realizację inwestycji tak długo odkładanej w czasie. Teraz, gdy w Katowicach kończy się tyle tak ważnych, dużych i ciekawych projektów, przyszedł czas na budowę stadionu. I jak wspomniałem – działania kibiców nie są próbą szantażu, a jedynie powrotem do słów i obietnic sprzed lat, ale i miesięcy (przygotowywanie projektów, spotkania na linii UM-SK1964, publikacje medialne itd.)

Idźmy dalej, bo wraz ze zgłębianiem kolejnych linijek tekstu redaktora Żądło robi się równie nieprzyjemnie. Najpierw jeden z moich ulubionych zabiegów – wypominanie dotowania klubu przez miasto, ratowanie go przed upadkiem i wyprowadzaniem z długów. Szkoda tylko, że redaktor TVS nie wspomina, że długi powstały wskutek oddania przez miasto klubu w ręce złodziei z Centrozapu z Ireneuszem Królem na czele, przed czym kibice przestrzegali jeszcze przed podpisaniem stosownych umów. Nie wspominając już o tym, że to głównie fani trójkolorowych przepędzili te kreatury z Bukowej. Może redaktor TVS tego nie pamięta, nie wiem.

Kolejnym tematem poruszanym w tekście jest frekwencja. Autor tekstu zakłada, że skoro teraz frekwencja na Bukowej oscyluje w granicach 2,500 to jest to najlepszy dowód na to, że nowy stadion nie jest potrzebny. Każdy, kto choć trochę śledzi losy GKS-u w ostatnich latach, kto chociaż raz był w ostatnich miesiącach na meczu rozgrywanym przy Bukowej doskonale zrozumie, że takie założenie jest po prostu głupie.

„Wyciągając więc średnią z trzech sezonów, wychodzi 2786 osób na jednym meczu. Pytam więc dla kogo ten stadion?” Po pierwsze – jeśli już, to jest to średnia z dwóch i pół sezonu, a nie z trzech (Żądło pisze o dwóch poprzednich i obecnym sezonie, którego dopiero przecież półmetek za nami). Po drugie, wbrew temu co pisze redaktor, jest to liczba wyrwana z kontekstu. Bo jest to średnia liczba widzów z sezonów nr 5, 6 i 7 na zapleczu ekstraklasy. Dla przypomnienia – naszymi rywalami w tym okresie były między innymi drużyny z: Ząbek, Niecieczy, Stróży, Brzeska, Niepołomic, Chojnic, Głogowa, Suwałk, Siedlec czy Bytowa. Podejrzewam, że statystyczny kibic którejkolwiek z drużyn ekstraklasowych nawet nie potrafiłby dopasować do nazw tych miejscowości nazw klubów. To pierwsza sprawa. Druga to oczywiście wyniki, zawirowania wokół klubu, które nie zachęcały do przychodzenia na mecze.

Odpowiadam więc na pytanie postawione w cytowanym fragmencie – stadion ma być dla 10 000 kibiców, którzy obejrzeli mecz z Tychami w IV lidze, dla 10 000 osób, które świętowały awans do 3 ligi (!!!), dla tych kilku tysięcy osób, które zapełniają Bukową, gdy tylko pojawi się chociaż trochę lepszy piłkarsko i kibicowsko rywal (Zawisza, ŁKS Łódź, Arka Gdynia, GKS Tychy, Stomil Olsztyn).

Bo nie sztuką jest wyciągać jakieś durne wyliczenia frekwencyjne. Sztuką jest spojrzeć na problem szerzej. A fakty są takie, że obecnie stadion jest przestarzały, drużyna gra chujowo, a wysiadając z zaparkowanego pod stadionem samochodu wpadamy w kałużę błota. Więc nie ma się co dziwić, że obecnie frekwencja jest niska. Od 7 lat nie mamy żadnego sukcesu, nawet jednego fajnego meczu w Pucharze Polski z ekstraklasowym przeciwnikiem z prawdziwego zdarzenia. Trwamy w sportowym gównie, na starym stadionie, zbierając baty od drużyn z wiosek. Kto chciałby to regularnie oglądać przez 7 lat? Kto poza tymi średnio 2786 masochistami, którzy tydzień w tydzień i tak przychodzą na Bukową i jeżdżą na wyjazdy?

Nowy stadion to impuls, na jaki czekamy niczym tonący na wdech powietrza. Nowy stadion to nowe możliwości dla działu marketingu, klubu biznesu, miasta Katowice i środowiska katowickiego sportu – kto wie, czy na stadionie nie znalazłoby się miejsce dla zawodników Kleofasu albo zapaśników GKS-u Katowice? Może będzie też miejsce na ogólnodostępny basen, siłownię, klubową kawiarenkę? Nowy stadion to ukłon w stronę bardzo bogatej historii KLUBU MIASTA. Nowy stadion to wreszcie już nie tylko ciekawa propozycja – to realna potrzeba.

„Z rozbawieniem obserwuję dyskusję, w której przewija się rózna liczba krzesełek na oczekiwanym przez kibiców stadionie. 15 tys. to oczywiście minimum. Przydałoby się 21 tys. a docelowo 25 tys. ! Przy obecnej frekwencji, udałoby się go zapełnić przez cały sezon. Kibicami z wszystkich meczów.”
Ten fragment cytuję, ponieważ jest niezwykle istotny. Istotny dla zrozumienia, że dziennikarska rzetelność i poinformowanie to dla autora tekstu sprawy obce. Gdzie trwają niby takie dyskusje? W komentarzach na onecie? Przecież kwestia ilości miejsc na nowym stadionie jest zamknięta od miesięcy, kiedy to Miasto Katowice po konsultacjach ze Stowarzyszeniem Kibiców zatwierdziło projekt na 21 282 miejsca. Projekt, za który zapłacono kilka milionów złotych.

W dalszej części tekstu autor „leci już po całości” – wróżenie ukończenia Stadionu Śląskiego i organizowanie tam, a nie na Bukowej wszelakich imprez kulturalnych, sugerowanie pojemności nowego stadionu na 10 000 miejsc (dla porównania miasta o wiele mniejsze od stolicy Górnego Śląska – Tychy: 15 300 miejsc, Bielsko Biała: 15 292 miejsc) czy wreszcie stawianie wyżej w hierarchii priorytetów takich inwestycji jak ścieżki rowerowe czy parki i skwery…

Powyższych już nawet nie chce się komentować. Ręce opadają.

Piotr Koszecki popełnił niedawno świetny felieton traktujący o potrzebie budowy stadionu w Katowicach. Jednym z najważniejszych jego fragmentów jest ten przypominający, że kibice nie protestowali, gdy budowano za ich pieniądze siedzibę dla NOSPR, Centrum Kongresowe czy praktycznie bez żadnego planu i konsultacji z mieszkańcami zaczęto przebudowywać rynek. I to jest właśnie w tym wszystkim najdziwniejsze, że my jako ci stereotypowi źli, głupi i niepotrzebni kibole rozumiemy potrzebę realizacji tych inwestycji. Rozumiemy, że dzięki nim miasto się rozwija, zwiększa swój prestiż, staje się ciekawsze i przyjemniejsze dla mieszkańców (kto jeszcze nie zwiedzał okolic Muzeum Śląskiego i NOSPR – szczerze polecam udać się na spacer, ja byłem zachwycony!).

Osobiście mam to szczęście, że mogę po mieście poruszać się samochodem – nie muszę zatem korzystać z komunikacji miejskiej czy ścieżek rowerowych. Do siedziby NOSPR pójdę pewnie kilka razy w życiu, a Centrum Kongresowe zobaczę od środka tylko na zdjęciach. Jednak to wszystko nigdy nie spowoduje, że powiem, że te inwestycje (nawet jeśli miasto będzie do nich dopłacać) są niepotrzebne czy błędne.

Natomiast ludzie zawistni, którzy nie utożsamiają się z jakąś ideą za wszelką cenę będą ją atakować, zamiast zaakceptować i postarać się zrozumieć racje drugiej strony. Nie wiem skąd u byłego redaktora Dziennika Zachodniego taka złośliwość, arogancja i ignorancja. Może te wszystkie cechy podpowiedziała mu żona, będąca na co dzień rzecznikiem prasowym ugrupowania o nazwie Forum Samorządowe i Piotr Uszok. A może było to spowodowane słabą ilością wejść na stronę i związanej z tym chęcią podreperowania liczby kliknięć? Może autor tekstu chciał nas tylko wkurwić? Nie wiem, ale liczę na to, że jak już ten nowy stadion powstanie (a wierzę w to, że w końcu powstanie) to cofnięcie akredytacji Grzegorzowi Żądle z lutego 2013 roku będzie w klubie i na nowym obiekcie tak samo stałą i zastrzeżoną decyzją jak zarezerwowanie dla Jana Furtoka na zawsze numeru 9.

Na koniec chciałbym zauważyć, że mimo iż otwarcie i stanowczo krytykuję tekst Grzegorza Żądło to jest coś, co nas oraz nasze teksty łączy – oba są pisane ze szczerą niechęcią do drugiej strony…

Marcin Gruszczyński


12 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

12 komentarzy

  1. Avatar photo

    Fjodor

    22 listopada 2014 at 11:04

    Świetny felieton. Brawo!

  2. Avatar photo

    JaB

    22 listopada 2014 at 11:33

    Super felieton.

  3. Avatar photo

    Katowiczanin

    22 listopada 2014 at 12:02

    Trafione w sedno! Nierzetelne dziennikarstwo to prawdziwa plaga…

  4. Avatar photo

    harry64

    22 listopada 2014 at 13:55

    Trafiony, zatopiony!!! I kto tu jest prawdziwym dziennikarzem?
    Gratulacje za bardzo dobry tekst.

  5. Avatar photo

    polo

    22 listopada 2014 at 14:56

    Swietny felieton Marcin !!

  6. Avatar photo

    GRZEGORZ

    22 listopada 2014 at 17:01

    Zgadzam się- budowa molochu przy Bukowej, do której prowadzi jedna, wąska dróżka jest nieporozumieniem.

  7. Avatar photo

    Janus

    22 listopada 2014 at 17:37

    Sama prawda Marcin, pstryczek w nos tym dziennikarskim bredniom

  8. Avatar photo

    jarek

    22 listopada 2014 at 17:45

    Swietny felieton

  9. Avatar photo

    fan-club dortmund

    22 listopada 2014 at 20:18

    tekst dobry zobrazowany sytuacja i choc tez osobiscie nie jestem zwolennikiem slepej budowy—czytaliscie jakie straty przynosza nowe stadiony???–TO JEDNAK JAKOS TRZEBA te sytuacje w koncu rozwiazac i cos postanowic…choc patrzac na stadion syfiarzy i tak wydaje mi sie ze gramy na ….dobrym obiekcie…a na temat pana Zadlo to moze by tak odwiedzic go pare razy w redakcji…w koncu to centrum katowic wiec jako pewnie wzorowy smierdziel mialby wiele do powiedzenia,wiec moze naprawde regularne odwiedziny i wspolne jedzenia sniadania w bufecie zakladowym zlagodziloby jego temperament…no nie zeby mu od razu zlamac pioro……albo moze podac tel jego sluzbowy…podzwonimy pogadamy..dawac panowie

  10. Avatar photo

    ____

    22 listopada 2014 at 20:54

    ciekawe czy Żądło tak samo sprzeciwia się budowie stadionu swojego widzewka :)))

  11. Avatar photo

    BIGI

    22 listopada 2014 at 21:05

    Swietnie napisane Marcino!

  12. Avatar photo

    Gregg

    23 listopada 2014 at 02:01

    Panowie prosze o stworzenie petycji do prezesa tv silesia z jak najwieksza iloscia podpisow o usuniecie redaktorzyny za brak rzetelnosci i brak profesjonalizmu.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

8:8 i bal pękła

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.

Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.

Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.

Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.

No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.

No i nie doczekaliśmy się.

Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.

I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.

W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.

Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.

Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.

Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.

I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.

Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.

Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.

Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?

Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.

I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.

Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?

Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.

Nie tędy droga.

Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.

PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu… z Tychami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.


Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.

Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.

Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.

Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

Trzy punkty z Dolnego Śląska

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

GieKSa po ułożonym taktycznie występie wraca z Wrocławia z trzema punktami i poprawiła sobie humory przed nadchodzącym spotkaniem z BK Hacken.

W trakcie spotkania arbiter główna spotkania miała założoną kamerę (tzw. GoPro „RefCam”), co jest czymś zupełnie nowym na boiskach Ekstraligi i jest związane z bardzo dobrym odbiorem tego typu rozwiązania w niedawnych meczach. W najbliższym czasie na kanale Łączy Nas Piłka pojawi się materiał wideo z tego spotkania.

Już w 1. minucie Kinga Seweryn musiała interweniować po zdublowaniu pozycji przez Jaszek i Kalaberovą, na szczęście nasza golkiperka nie dała się zaskoczyć. Pierwszego gola zaskakująco szybko zdobyła za to Aleksandra Nieciąg, z łatwością przepychając pilnującą ją defensorkę i mierzonym strzałem przy słupku pokonała byłą koleżankę z klubu. Napastniczka wykorzystała udane zgranie Nicoli Brzęczek wysokiej piłki posłanej przez Marcjannę Zawadzką z głębi pola. Szybko mogło paść wyrównanie po spóźnionym powrocie Kalaberovej, ale i tym razem interweniowała skutecznie Seweryn. W 11. minucie Zuzanna Błaszczyk zupełnie spanikowała pod naciskiem ze strony Aleksandry Nieciąg, szczęśliwie dla niej z odsieczą nadeszła jedna z defensorek i zablokowała uderzenie. Poza wspomnianymi dwiema akcjami ze strony wrocławianek w pierwszym kwadransie GieKSa miała wszystko pod zupełną kontrolą. W 16. minucie tylko poprzeczka uratowała Błaszczyk przed utratą kuriozalnej bramki po lobie Klaudii Maciążki zza pola karnego, a wszystko rozpoczęło się udanym przejęciem Dżesiki Jaszek w trzeciej tercji. Groźnie było w 23. minucie po kontrataku i zagraniu prostopadłym Joanny Wróblewskiej, Natalia Sitarz została jednak  wzorowo powstrzymana wślizgiem przez Katarzynę Nowak. Odważniejsze poczynania Śląska w drugim kwadransie odzwierciedlał strzał Sokołowskiej z okolic 25. metra, gdy piłka minimalnie minęła bramkę katowiczanek. 35. minuta znów należała do Kingi Seweryn, tym razem wykazała się umiejętnościami po strzale Guzik z rzutu wolnego wprost w okienko. Pięć minut później oglądaliśmy dwa szybkie ataki GieKSy, każdorazowo główną postacią była Nicola Brzęczek: raz dobrze podawała, a raz zdawała się być faulowaną w szesnastce – gwizdek arbiter milczał. W 41. minucie Jagoda Cyraniak postanowiła wziąć sprawy we własne nogi, samodzielnie przedarła się flanką i oddała mocny strzał, który niemal przełamał ręce Błaszczyk. Dwie minuty później tercet Hmirova-Brzęczek-Włodarczyk popisowo stworzył sobie okazję do zdobycia bramki grą na jeden kontakt, jednak przechwyt pierwszej z listy zmarnowała Włodarczyk zbyt lekkim uderzeniem. Pierwszą połowę z hukiem zamknęła Joanna Wróblewska, wybijając futbolówkę daleko poza teren stadionu przy próbie uderzenia z dystansu.

Drugą połowę przebojowo chciała rozpocząć Marcelina Buś, jednak Jagoda Cyraniak bezproblemowo wygrała pojedynek fizyczny w polu karnym. Napór wrocławianek trwał, a w 48. minucie Martyna Guzik była o ułamek sekundy spóźniona do dośrodkowania – stanęłaby oko w oko z Kingą Seweryn. Kolejną dobrą sytuację miały pięć minut później, jednak dwie próby uderzeń skończyły się na błędach technicznych. Odpowiedziały Jaszek z Maciążką dwójkową akcją skrzydłem, ta druga posłała niestety zbyt lekkie dośrodkowanie w ostatniej fazie. Po godzinie gry mocno poturbowana z murawy zeszła Julia Włodarczyk, oby to nie było nic poważniejszego. Wejście z futryną mogła zanotować Santa Sanija Vuskane, bowiem po podniesieniu się z ławki nawet nie zdążyła się zatrzymać, a już uderzała po dośrodkowaniu z prawej flanki – niestety z minimalnej odległości mocno chybiła. W 81. minucie kontratak finalizowała Karolina Gec, na szczęście dla Kingi Seweryn na drodze stanęła Marcjanna Zawadzka. W 86. minucie Patricia Hmirova zapoczątkowała dobry kontratak podaniem do Oliwii Malesy, ta z kolei o kilka milimetrów przeceniła pozycję Aleksandry Nieciąg i na strachu się skończyło. 120 sekund później Santa Vuskane wykorzystała chwilę nieuwagi Sokołowskiej i po odbiorze piłki ruszyła na bramkę Zuzanny Błaszczyk, niestety zbyt długo musiała czekać na odsiecz swoich koleżanek. W doliczonym czasie gry czujność golkiperki z ostrego kąta sprawdziła Oliwia Malesa po rajdzie Maciążki, a dobrym odbiorem popisała się Hmirova.

Dwie połówki dominacji, mnóstwo przepychanek i niewiele klarownych sytuacji strzeleckich dla obu zespołów – GieKSa znacznie lepiej odnalazła się w meczu o takich cechach, nadrabiając dwa punkty do Czarnych Sosnowiec i Górnika Łęczna.

Śląsk Wrocław – GKS Katowice 0:1 (0:1)
Bramki: Nieciąg (2).
Śląsk Wrocław:
Błaszczyk – Marcelina Buś (60. Ziemba), Martyna Buś (60. Gec), Żurek (79. Białoszewska), Piksa, Sitarz (79. Stasiak), Sokołowska, Wróblewska, Szkwarek, Jędrzejewska, Guzik.
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Jaszek (75. Malesa), Kalaberova (63. Kozarzewska), Hmirova, Włodarczyk (63. Michalczyk) – Maciążka, Nieciąg, Brzęczek (75. Vuskane).
Kartki: Martyna Buś – Jaszek, Kozarzewska.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga