Na meczach z Dolcanem w Ząbkach byłem już pięć razy. Jako że gramy z rywalem z Mazowsza już od siedmiu sezonów – jest co wspominać, choć pewnych wspomnień wolałbym nie mieć. Natomiast generalnie można dać podtytuł do tego artykułu:
Spóźnienia w cenie
Dwa razy jadąc na spotkanie w Ząbkach miałem tę przyjemność, że trafiałem tam w jakiejś 20-25 minucie meczu. Za pierwszym razem w meczu, który GKS przegrał 2:3. Pech polegał na tym, że w tej dwudziestej którejś minucie to było już 2:1 dla gospodarzy. Przez to nie widziałem, jak chyba najgorszy mecz w GKS rozegrał Jacek Gorczyca, który puścić dwie koszmarne bramki, w tym jedną z 40 metrów. Bramki te zobaczyłem dopiero po jakimś czasie. Jako że wówczas filmowałem mecze dla trenera, trochę głupio było nie mieć tych trzech bramek. Dlatego umówiłem się z miejscowym kamerzystą, że mi prześle płytkę i tak też zrobił. Nie wiedząc jak mu się odwdzięczyć, wysłałem mu płytkę z jesiennego meczu z Dolcanem na Bukowej 🙂 szczerze mówiąc nie wiem po co 🙂
Drugi przypadek spóźnienia miał miejsce w naszym pierwszym komentatorskim sezonie. Wówczas nieprawdopodobny korek w Raszynie spowolnił nas tak bardzo, że mając bardzo dużo zapasu weszliśmy na ujemne jego wartości. Na szczęście tym razem żadna bramka nas nie ominęła, a mecz w ogóle zakończył się wynikiem 0:0.
Blisko spóźnienia było też za czasów Wojciecha Stawowego. Tym razem jednak po drodze nawaliło nam auto i musieliśmy łapać po drodze inne samochody jadące na mecz. Do Ząbek dotarliśmy na raty, ja jechałem m.in. z Janem Furtokiem i Piotrem Stachem. To był jedyny zwycięski mecz GKS, na niesamowitym błocie pokonaliśmy Dolcan 1:0 po golu Chwalibogowskiego.
W poprzednim sezonie pojechaliśmy z Robercikiem we dwóch pociągiem. To była ciekawa wycieczka. Najpierw do Warszawy Wschodniej, potem przejście na Wileńską i stamtąd kolejnym pociągiem właśnie do Ząbek. Po zakończeniu meczu mieliśmy okazję posilić się w osiedlowej budzie z bardzo smacznymi zapiekankami i bułkami z… kotletem mielonym. Powrót mieliśmy tą samą trasą, a zwłaszcza przejście przez patologiczną Pragę było ciekawym przeżyciem.
Raz niestety na mecz do Ząbek nie dotarłem. Kilka godzin przed meczem pojechaliśmy bowiem do Andrzeja Suprona do Sulejówka czy którejś z innych podwarszawskich miejscowości. Niestety bardzo źle się wówczas poczułem i zamiast na stadionie wylądowałem w szpitalu. Pamiętam, że kilka dni później zadzwonił do mnie ówczesny trener Adam Nawałka:
– Jak samopoczucie? – pytał kurtuazyjnie.
Po mojej raczej ogólnej odpowiedzi, że jest już trochę lepiej przeszedł do rzeczy:
– Będzie płytka?
Profesjonalista pełną gęba. Tym razem w nagrywaniu ktoś mnie musiał zastąpić.
Wspomniany wcześniej mecz przegrany 2:3 jest szczególny z jeszcze jednego powodu. To był przełożony mecz z Dolcanem za ten, który miał się odbyć 10 kwietnia 2010. Wówczas nie miałem być na tym spotkaniu, gdyż byłem we Włoszech. Jak pamiętamy z powodu katastrofy pod Smoleńskiem wszystkie wydarzenia sportowe zostały odwołane…