Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

„Piłka to taka franca…” – media o GieKSie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania najciekawszych fragmentów doniesień mass mediów, z ubiegłego tygodnia, na tematy związane z GieKSą:

 

katowickisport.pl – Andreja, czyli Jędrek? GieKSiarz czeka na decyzję… Prezydenta

„Na polskie obywatelstwo zasługuje bardziej, niż kilku innych piłkarzy, którzy otrzymywali je w przeszłości” – tak przed startem wiosny w pierwszej lidze prezes Wojciech Cygan mówił na naszych łamach o Andrei Prokiciu, który po raz drugi złożył wniosek o polski paszport.

Pierwszy spotkał się z odmową, co – jak sprawdzili katowiczanie – wynikało przede wszystkim z braku… jednego dokumentu. Teraz GieKSa udzieliła Serbowi znaczącej pomocy prawnej (nieprzypadkowo właśnie prawnik stoi na czele klubu) i choć wpływu na pracę Kancelarii Prezydenta nie ma, przy Bukowej są dobrej myśli. – Wierzę, że jeszcze w tej rundzie Andreja zagra na boisku jako Polak – mówił nam niedawno sternik GKS-u.

[…] Sam zawodnik zaś – to już wymiar życiowy, a nie tylko piłkarski ewentualnej decyzji prezydenta – nie tylko poślubił Polkę (i tu przyszły na świat ich dzieci – Lena i Matija), ale z naszym krajem wiąże swą przyszłość nawet po zakończeniu kariery boiskowej. – Tu zaczęło się moje dojrzałe życie, wrosłem w polskie obyczaje, dobrze się czuję wśród ludzi i mam tu dziś pewnie więcej znajomych, niż w Serbii. Wiem też, że zostanę tu na stałe – zapewnia Andreja Prokić, z nadzieją na rychłe dobre wieści z Warszawy…

 

„Piłka to taka franca…” – wzdycha były GieKSiarz

Rozczarowanie wynikiem meczu z Zagłębiem w GieKSiarskiej szatni było wielkie. Po końcowym 1:0 dla gospodarzy, oczy ze zdumienia przecierali też byli piłkarze na trybunach.

[…] Z byłych zawodników ligowych, zasiadających na widowni Stadionu Ludowego, udałoby się uzbierać całkiem niezłą jedenastkę: wymieńmy na przykład Marka Jóźwiaka, Michała Żewłakowa, Dariusza Dudka, Marka Koniarka, Jana Furtoka. W przerwie chyba nie było wśród nich kogoś, kto postawiłby na końcowy triumf Zagłębia. – Zresztą reakcja kibiców sosnowieckich, te okrzyki: „Do roboty” – pod adresem schodzących do szatni piłkarzy gospodarzy, jednoznacznie wskazywały na frustrację widowni. Dawno już, a bywam tu czasami, nie widziałem takiej atmosfery na Ludowym – mówi Lechosław Olsza, były znakomity zawodnik m.in. GieKSy. Ale futbol – jak się okazuje – uwielbia niespodzianki… – Piłka to taka franca, w której nie wszystko przewidzisz – to jeszcze raz Olsza. – Nasi byli lepsi, tylko… co z tego? Po tym spotkaniu miałem zepsuty cały weekend.

[…] „Piłka nożna to nie jest sport, w którym daje się noty za styl; to nie pływanie synchroniczne” – napisał już w piątkowy wieczór na Twitterze były szkoleniowiec GKS-u, Wojciech Osyra. Czy więc – wobec niesatysfakcjonującego dorobku wiosennego – szukać nowego, bardziej skutecznego, oblicza drużyny? – Nie! – odpowiada natychmiast Olsza, komplementując i styl, i poszczególnych zawodników. – Kombinacyjną grę GieKSiarzy świetnie się ogląda, a taki Tomek Foszmańczyk wręcz jest do niej stworzony. Dużo daje też w niej drużynie Kamil Jóźwiak. Trzeba więc trzymać się obecnego stylu. Jeśli tylko przyjdzie skuteczność – a musi przyjść! – punktów też zacznie przybywać – uważa.

 

Serbskie spojrzenie na polską mentalność: „Za dużo narzekacie”

Z Andreją Prokiciem, napastnikiem z Bukowej, rozmawiamy o „castingu” w Partizanie u boku Stevana Joveticia, o fenomenie bułki z jogurtem, polskiej mentalności. I o brudnej polityce też.

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: Pisaliśmy parę dni temu o pańskich staraniach o polski paszport, więc chyba trzeba zacząć pytaniem o… formułę zwracania się do pana: „Andreja” czy „Andrzej”?
ANDREJA PROKIĆ: Córeczka mówi do mnie „tata Andrzej”, ale oficjalnie oczywiście byłem i będę „Andreją”. Swoją drogą nawet w Serbii niektórzy się dziwili tej formie. „A nie Andrej?” – pytali. Więc zawsze powtarzam: „Andreja jestem”. Tak wymyślił tato, i tak zostało.

No właśnie; to ojciec miał wielki wpływ na to, że siedem lat temu trafił pan do Polski, prawda?
AP: Owszem. Mieszka w Polsce już bardzo długo. Przyjechał tu w latach 90., kiedy „sypała się” Jugosławia, i zaczął robić interesy handlowe. A potem założył biuro podróży, które zresztą działa do dziś i wysyła turystów na Bałkany. Tato ma już polski paszport, mam też w Polsce przyrodnie rodzeństwo.

[…] Wróćmy do pierwszych dni, tygodni, miesięcy w Polsce. Trudno się było zaaklimatyzować?
AP: Nie – bo mieszkałem u taty, z przyrodnim bratem. Tak – bo nie rozumiałem ani słowa po polsku. Dziś wiem, że to prosty język, podobny do serbskiego. Ale kiedy słuchałem kolegów w szatni, słyszałem tylko „ś”, „sz”, „ć”, „cz” – same szumy. „Czy oni wszyscy gadają to samo?” – zastanawiałem się. Modliłem się, żeby jak najszybciej wyjść już na trening.

[…] Coś pana w polskiej piłce zaskoczyło?
AP: Inny styl trenowania. Często rozmawiam o tym z Arminem; jest równie zdumiony, jak ja. U nas w każdym okresie przygotowawczym – letnim czy zimowym – przez 10 dni tylko się biega. Bez żadnej piłki! U was tego nie ma. Pamiętam, że po pierwszej zimie w Stali Rzeszów mocno mi tego brakowało w wiosennych meczach, choć może bardziej psychicznie niż fizycznie. A nawet dziś trudno mi jednoznacznie ocenić, czy tamta metoda na pewno była zła. Inna rzecz, że po ostatniej zimie – i ćwiczeniach z trenerem Leszkiem Dyją – powiedziałem sobie: „Facet, jeszcze nigdy w życiu tak mocno nie pracowałeś!”. Nigdy nie doświadczyłem tego, by poruszany był podczas treningu każdy mięsień! I jeszcze jedna rzecz, do której się musiałem przyzwyczaić: w Polsce pauzujesz po czterech żółtych kartach, w Serbii – po dwóch. Tam więc po prostu gra jest ostrzejsza; musisz naprawdę poważnie przekroczyć przepisy, by zostać ukaranym. Dlatego na początku łapałem upomnienie prawie w każdym meczu!
Mentalnie Polacy panu się podobają?
AP: Dużo narzekacie. Za dużo. Ja nie jestem oczywiście wiecznie uśmiechnięty, ale też nie marudzę z byle powodu; ciężkiego treningu, pechowej porażki. Nie siadam po meczu w szatni, nie rozbieram go na czynniki pierwsze. Miałeś coś zrobić na boisku, a nie zrobiłeś? Więc nie narzekaj na sędziego, na rywala. Spójrz na siebie. I szukaj pozytywów.

 

sportslaski.pl – Ślązacy w weekend robią sobie wolne? „GieKSa” też przekłada!

Kolejny śląski I-ligowiec zrobi sobie w najbliższy weekend krótki odpoczynek. Na wniosek GKS-u Katowice wyjazdowe starcie podopiecznych trenera Jerzego Brzęczka został przesunięty na późniejszy termin.

Początkowo mieli grać w niedzielę o godzinie 12:00. Przy Bukowej uznali jednak, że ubytek dwóch zawodników powołanych na mecze polskich młodzieżówek na tyle zredukuje szanse na końcowy sukces w meczu ze Zniczem w Pruszkowie, że lepiej będzie na kadrowiczów zaczekać.

[…] O ile strata pomocnika wypożyczonego zimą z Lecha Poznań faktycznie mogłaby się odbić na jakości zespołu (Jóźwiak wiosną za każdym razem wychodzi w podstawowym składzie i zdobył już jednego gola), o tyle Garbacik wiosną zagrał raptem pół godziny przeciwko Zagłębiu Sosnowiec. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że przy Bukowej przyda się trochę czasu na popracowanie nad mankamentami trapiącymi tej wiosny ekipę trenera Jerzego Brzęczka. Tylko 2 punkty w 3 meczach, słabsze drugie połówki każdego ze spotkań i problem ze skutecznością – to elementy, nad którymi z pewnością pochylą się w wolnym czasie w Katowicach.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Popłynęli w Szczecinie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W niedzielne popołudnie piłkarze GKS-u Katowice pojechali na wyjazdowe spotkanie do Szczecina w ramach 27. kolejki PKO BP Ekstraklasy. W wyjściowej jedenastce doszło do czterech zmian i od pierwszej minuty zagrali Szymczak, Kuusk, Drachal i Gruszkowski.

Pierwszą połowę zaczęli zawodnicy GieKSy, ale nie stworzyli realnego zagrożenia. W trzeciej minucie Filip Szymczak wyszedł sam na sam z bramkarzem i mimo tego, że i tak był na spalonym, to nie zdołał pokonać Cojocaru. Chwilę później Alan Czerwiński ruszył prawą stroną boiska aż do linii końcowej i wrzucił piłkę w pole karne. Obrońca gospodarzy strącił futbolówkę wprost pod nogi Oskara Repki, który pokusił się o strzał zza pola karnego, ale został on zablokowany. Pierwszy kwadrans spotkania nie porwał piłkarsko, ale GieKSa częściej zapędzała się pod bramkę Pogoni i dłużej utrzymywała się przy piłce. W 15. minucie Kudła źle wybił piłkę i zrobiło się groźnie pod bramką GieKSy, na szczęście nasz bramkarz zdołał się zrehabilitować i wybronił strzał Kolourisa. Chwilę później znów Pogoń była bliska zdobycia bramki, ale zawodnik gospodarzy uderzył niecelnie. W 19. minucie zrobiło się sporo zamieszania w polu karnym Cojocaru, gdy Mateusz Kowalczyk delikatnie trącił piłkę głowa, zmieniając jej tor lotu, ale nic z tego nie wyszło. W kolejnych minutach gra przeniosła się głównie w środkową strefę boiska i żadna drużyna nie była w stanie skonstruować składnej akcji. W 33. minucie Koutris przeniósł piłkę nad bramką Kudły, uderzając lewą nogą. Chwilę później Drachal był bliski zdobycia bramki, ale w ostatnim momencie piłka mu odskoczyła. W 42. minucie Loncar uderzył głową z bliskiej odległości, ale Kudła zdołał ją wybić końcówkami palców. Po wznowieniu z rzutu rożnego Dawid Drachal chciał oddalić zagrożenie i w momenciem gdy wybijał piłkę, to podbiegł Kurzawa, który dostał prosto w skroń i potrzebował pomocy medycznej. W doliczonym czasie pierwszej połowy Gruszkowski rzucił się, aby zablokować strzał Koutrisa i piłka niefortunnie odbiła mu się od ręki. Po długiej przerwie i analizie VAR sędzia wskazał na jedenastkę, którą  pewnie wykorzystał Koulouris. Po tej bramce arbiter zakończył pierwszą połowę.

Na drugą połowę GieKSa wyszła w takim samym składzie, natomiast w drużynie Pogoni doszło do jednej zmiany. Po czterech minutach drugiej połowy Koulouris znów wpisał się na listę strzelców – tym razem pokonał Kudłę z bardzo bliskiej odległości, a piłkę wrzucił Kamil Grosicki, który przepchał i objechał bezradnego Alana Czerwińskiego. W kolejnych minutach GieKSa, chcąc odrabiać straty, odsłoniła się jeszcze bardziej, co próbował wykorzystać Wahlqvist, ale uderzył bardzo niecelnie. Po upływie godziny gry trener Rafał Górak pokusił się o potrójną zmianę. Na boisko weszli Błąd, Bergier i Galan. Chwilę późnej Arkadiusz Jędrych wpuścił swojego bramkarza na minę. Źle obliczył odległość do Kudły i zagrał zbyt lekko i niedokładnie do tyłu. Kudła musiał opuścić bramkę, aby ratować sytuację i po serii niefortunnych podań piłka trafiła pod nogi Grosickiego, jednak jego strzał został zablokowany przez naszego bramkarza. W 68. minucie Sebastian Bergier wyszedł sam na sam z bramkarzem, ale nie trafił w światło bramki, była to idealna okazja na złapanie kontaktu. Chwilę później Loncar został sfaulowany przez Kuuska, ale sędzia puścił akcję i do piłki dobiegł Sebastian Bergier, który zaliczył… soczysty upadek. W kolejnych minutach gra zrobiła się bardzo rwana i było dużo niedokładności w obu zespołach. W 82. minucie Kacper Łukasiak pokonał Dawida Kudłę strzałem na dalszy słupek. Warto zaznaczyć, że ten zawodnik wszedł na boisko… minutę wcześniej. Pięć minut później Koulouris trzeci raz wpisał się na listę strzelców, pokonując Kudłę strzałem na długi róg. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie.

6.04.2025, Szczecin
Pogoń Szczecin – GKS Katowice 4:0 (1:0)
Bramki: Koulouris (45-k, 49, 87), Łukasiak (82).
Pogoń Szczecin: Cojocaru – Wahlqvist, Loncar, Borges, Koutris (86. Lis), Gamboa, Ulvestad, Kurzawa (80. Smoliński), Przyborek (46. Wędrychowski), Grosicki (81. Łukasiak), Kolouris (88. Paryzek).
GKS Katowice: Kudła – Gruszkowski (62. Galan), Czerwiński, Jędrych, Kuusk (80. Komor), Wasielewski – Drachal (62. Błąd), Kowalczyk, Repka, Nowak (88. Marzec) – Szymczak (62. Bergier).
Żółte kartki: Kowalczyk.
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).
Widzów: 19 938.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Budujemy nową twierdzę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W dzisiejszym spotkaniu nasza drużyna pokonała 3:1 Puszczę Niepołomice. Zapraszamy na drugą galerię z tego meczu, którą przygotował dla Was Kazik.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nie schodźcie z obranej drogi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Co GKS Katowice wraca na swój stadion po nieudanym wyjeździe to wygrywa. Podobnie było tym razem. Po wysokiej porażce w Szczecinie (choć zbyt wysokiej patrząc na samą grę), katowiczanie mieli zmierzyć się z walczącą o życie Puszczą Niepołomice.

W końcówce sezonu takie mecze zawsze są trudniejsze niż – po pierwsze wcześniej, a po drugie – niż wskazywałaby na to tabela. Zazwyczaj drużyny z dołu się po prostu budzą – wcześniej czy później. Nie zawsze i nie wszystkie – te które pobudki nie zrobią lub nie zrobią jej odpowiednio wcześnie – spadają z ligi. Mamy w tym sezonie aż nadto przykładów. Obudziła się Korona – na samym początku rundy wiosennej – i dziś jest praktycznie pewna utrzymania. Niedawno na wysokie obroty wskoczył Radomiak – i choć przegrał ostatnio dwa mecze – również ma niezłą pozycję w tabeli, a przecież startowali od 0:5 do przerwy w Białymstoku. Skazywane na pożarcie Zagłębie Lubin wygrało dwa mecze i znacząco poprawiło swoją sytuację. A Śląsk Wrocław? Ci to dopiero zaczęli grać. Zagrzebani na ostatnim miejscu, pod wodzą Alana Simundzy zaczęli punktować aż miło i po wielu, wielu kolejkach w końcu osiemnaste miejsce opuścili i są na styku jeśli chodzi o bezpieczną strefę!

Zamieszana w walkę o utrzymanie Puszcza również czeka na to przebudzenie. Był jeden moment, w którym wydawało się, że podopieczni Tomasza Tułacza wskoczyli na właściwe tory. Mowa o wygranej w Gdańsku 2:0. Ta wygrana z zespołem z dołu tabeli, ale też dobrze wówczas grającą Lechią, była pewna i wydawało się, że Puszcza może stać się takim Radomiakiem czy Koroną. Nic z tych rzeczy. Co prawda potem zdarzyło się jeszcze zwycięstwo z Piastem, ale poza tym było słabiutko. Sytuację mógł też trochę uratować Puchar Polski, gdzie niepołomiczanie wygrali na Konwiktorskiej, ale potem Pogoń zmiotła ich w półfinale. Tym motywacyjnym drygiem mógł być też uratowany w doliczonym czasie gry z Rakowem remis. Nie wyszło. Puszcza przegrała w Katowicach i choć jest minimalnie nad kreską, czeka ich niebywała i ciężka batalia o pozostanie w lidze. Za tydzień grają z niezłym Radomiakiem, potem mają Pogoń i Lecha, będą też bezpośrednie potyczki ze Stalą i Śląskiem. Oj, nie będzie u Żubrów nudno.

To jednak problemy naszych ligowych rywali. GieKSa z tą walczącą o życie drużyną sobie poradziła i to przegrywając do przerwy. Nawet trener Tułacz – zasadniczo nieszczędzący swoim podopiecznym słów krytyki – dziwił się, że nie było aż takiej determinacji. Za to w Lidze Plus eksperci mówili, że z Puszczą narzucającą swój styl gry, przejąć tę rolę jest trudno – a GieKSie się to udało. Nie da się ukryć, katowiczanie zdominowali rywali i w tym kontekście był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie – no, powiedzmy druga połowa, bo do pierwszej można się przyczepić.

To był pierwszy mecz w obecnych rozgrywkach, w którym GieKSa przegrywała i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 28. kolejce. Dla porównania powiedzmy, że w ostatnich pięciu meczach poprzedniego sezonu, taka sytuacja miała miejsce… trzy razy (z Polonią, Tychami i Wisłą). Dlatego nawet jeśli taka sytuacja zdarza się raz na jakiś czas, to jednak tyle meczów bez odwrócenia ich losów to sporo. W drugą stronę mieliśmy to trzy razy – z Legią, Koroną i Motorem. A jedynymi drużynami, które pozostają bez przechylenia szali na swoją korzyść są Piast, Puszcza, Śląsk, Lechia.

Żeby dołożyć łyżeczkę dziegciu co do wczorajszego spotkania, to trzeba przyznać, że do pewnego momentu aspirowało ono do jednego z najbardziej frustrujących w tym sezonie. Mam tu na myśli taką niemoc, pewnego rodzaju bezsilność, która – wydawało się – może mieć miejsce. Bo jak przegrywaliśmy wysoko, to GieKSa była ewidentnie słabsza. Jak przegrywaliśmy mecze, których nie powinniśmy przegrać, bo graliśmy dobrze, była irytacja i złość. Ale wczoraj to było jeszcze coś innego. GieKSa niby atakowała, niby stwarzała sytuacje, ale ostatecznie wszystko szło w ręce Komara, ewentualnie było niecelne, tak jak strzał Dawida Drachala z początku meczu. Dodatkowo było widać dużą determinację i dynamikę. To nie był chodzony mecz. Z jednej strony można było myśleć, że taka gra daje szansę na pozytywny rezultat, z drugiej te wykończenia były dość mizerne. No i przede wszystkim Puszcza prowadziła po naszym dość dużym błędzie. Więc trzeba było zdobyć nie jedną, a dwie bramki. Niewiadomą było, jak się to wszystko potoczy.

Ta łyżka dziegciu się zdematerializowała, bo ostatecznie GKS w drugiej połowie grał podobnie jak w pierwszej, a dodatkowo wzmocnił ten sposób gry i w końcu zaczęło wychodzić. Czyli wchodzić. Trzy bramki zdobyte po przerwie mają swoją wymowę. Najpierw Alan Czerwiński dosłownie wypatrzył Sebastiana Bergiera, który po prostu nie mógł tego zmarnować. Potem swoje firmowe zagranie zaliczył Bartosz Nowak i Bergi a la „Franek – łowca bramek” (skoro jesteśmy już przy wiślackich porównaniach trenera) podcinką trafił do siatki. Mało się mówi o trzecim golu, a to co zrobił Marcin Wasielewski przecież było bardzo klasowe. Minął rywala delikatnym podbiciem piłki, a potem to podbicie powtórzył nad bramkarzem, wystawiając piłkę do pustej bramki. To było doprawdy doskonałe i jeśli mówimy o Tsubasie Dawida Drachala w jego kapitalnej akcji w pierwszej połowie, to nie można tego japońskiego bohatera kreskówek nie przyrównać do Wasyla, przy czym Wasyl zrobił to błyskawicznie, a nie jak Tsubasa biegł z piłką przez boisko przez pół odcinka okrążając niemal całą kulę ziemską 😉

Swój sposób gry – to było coś, co trener powtarzał w rundzie jesiennej. Można powiedzieć, że jesienią to wychodziło w bardziej spektakularny sposób, choć nadal musimy pamiętać, że dawało to mniej punktów niż obecnie. Ale pod względem wizualnym, spotkanie z Puszczą rzeczywiście pokazało bardzo dużą dominację nad rywalem.

GieKSa jest w środku tabeli dlatego, że… nie zawsze nam wychodzi. Bartosz Nowak ma potencjał na to, by dawać jeszcze więcej. I ostatecznie coś mu w tych meczach zawsze wyjdzie – jakieś idealne podanie i asysta – bo to po prostu bardzo jakościowy zawodnik. Ale tu może być jeszcze lepiej. Sebastian Bergier nastrzelał już trochę tych bramek, ale ich też może być jeszcze więcej. Coraz lepiej prezentuje się Dawid Drachal i jakby tylko udało się wyciągnąć go z Rakowa, byłoby doskonale, bo ten zawodnik to bardzo duży talent. Naprawdę w tej drużynie drzemie spory potencjał. Na ten moment jest bardzo dobrze. A może być jeszcze lepiej. Tylko prośba do trenera – nie schodźcie z obranej drogi. Wychodźcie z założenia, że rozwój jak najbardziej, ale lepsze czasem jest wrogiem dobrego. Można i trzeba ulepszać i poprawiać, ale nie na siłę. Naprawdę jest dobrze.

Osiągnęliśmy magiczną granicę 38 punktów. Można już mieć absolutnie spokojną głowę. GieKSa w przyszłym sezonie będzie grać w ekstraklasie i dalej sławić Katowice w ligowej piłce. Nie mogliśmy sobie wymarzyć na początku sezonu – a już zwłaszcza po pierwszej kolejce z Radomiakiem – w jakim miejscu będziemy na sześć kolejek przed końcem. Pięknie.

A Dawid Abramowicz, ani żaden inny Craciun czy Atanasov nie okazali się Kojiro 😉

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga