Dołącz do nas

Piłka nożna

Piłkarsko-trenerski chaos w drugiej linii

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Kolejną formacją, którą prześledzimy pod kątem zakończonej rundy jesiennej jest pomoc. Jako że zawsze to właśnie w drugiej linii jest najwięcej rotacji – przysparza to największego kłopotu. Tym razem zdecydowaliśmy się na podział na skrzydła i środek – bez podziału na defensywnych pomocników i rozgrywającego, bo choć często dobrze wiemy, kto za co jest odpowiedzialny, to w mniejszym lub większym stopniu zawodnicy wymieniają się pozycjami (choć o jakości tych wymian raczej nie ma co gadać).

W naszym zestawieniu nie ujmujemy nominalnych napastników, którzy pojawiali się w drugiej linii. Dla porządku i w związku z wymiennością pozycji, napastników potraktujemy osobno w innym artykule.

Środek pomocy
W meczu z Siarką Tarnobrzeg w środku pomocy zagrali Bartłomiej Kalinkowski, Lukas Klemenz i Tomasz Foszmańczyk. Jak wiemy ten pierwszy z mniejszym lub większym wymiarem czasu grał w meczach GieKSy, Klemenz szybko został przesunięty do obrony, a Foszmańczyk odniósł kontuzję.

Postawa Kalinkowskiego w przekroju całej jesieni pokazała, że nie jest to zawodnik z umiejętnościami wystarczającymi do gry w GKS Katowice. Rok temu na jesieni wydawało się, że wraz z Zejdlerem tworzą bardzo dobry duet, a poprawę jakości w GKS wiązaliśmy właśnie głównie z pojawieniem się dwóch dobrych i odpowiedzialnych defensywnych pomocników. Niestety, jak większość rzeczy w tej drużynie, okazało się to iluzją. Nawet wyjąwszy fatalną rundę wiosenną – jesień w wykonaniu Kalego była po prostu słaba. To co rzucało nam się w oczy w pierwszych meczach to jedno wielkie przeciętniactwo tego zawodnika. Trzeba przyznać, że nie miał wahań formy i jak zespół grałby dobrze, to Bartek pozostałby przeciętny. Ale to działa i w drugą stronę – gdy GKS grał beznadziejnie w meczach z Pogonią czy Puszczą, to ta beznadzieja nie dotyczyła tego zawodnika, spisywał się trochę lepiej niż koledzy. To co uderzało już od początku rozgrywek to widoczny strach zawodnika przed ryzykiem, wzięciem odpowiedzialności, na przykład przy potencjalnych próbach uderzeń z dystansu. Czasem aż prosiło się o strzał, ale Kali z tego rezygnował, zapewne uznając, że taka próba nie przyniesie rezultatu.

W tym wszystkim zawodnik wzniósł się na wyżyny w meczu z Chojniczanką i trudno było zrozumieć, co się stało. Grał bardzo pewnie, dojrzale, spokojnie, jak ligowy wyjadacz. Pokazał, że da się to zrobić. Szkoda tylko, że w zaledwie jednym spotkaniu. Późniejsze niestety już często nie były przeciętne, tylko po prostu słabe. W pamięci mamy sytuację z Sosnowca, w której dostał idealną piłkę na rajd ku bramce rywali. Niestety zawodnik biegł jakby miał kulę u nogi, zwalniał z każdym metrem i odebrał sobie możliwość dobrego strzału. W Mielcu było już fatalnie, za to z Chrobrym zdobył swoją pierwszą i na razie jedyną bramkę dla GKS, po przytomnym dołożeniu nogi po stałym fragmencie. Mimo to, był to schyłek jeśli chodzi o jego występy w tym roku. Ze Stomilem wszedł z ławki już w 14. minucie, ale na tle właśnie dobrze grających kolegów spisał się bardzo średnio. Z Ruchem było już bardzo słabo. W ostatnim swoim meczu z Górnikiem Łęczna zarobił dwie żółte kartki w ciągu trzech minut, z czego drugą za pyskówkę z sędzią. Bez niego grająca w dziesiątkę GieKSa strzeliła trzy gole i wygrała, a Kalego nie oglądaliśmy już do końca rozgrywek (pauza w Siedlcach, z Miedzią nie zagrał).

Wspomniany Lukas Klemenz na początku był próbowany na pozycji defensywnego pomocnika i dość szybko z tego pomysłu wyleczył się trener Mandrysz. W Tarnobrzegu zagrał słabo i został zmieniony w przerwie. W pomocy zagrał również z Miedzią i już w pierwszych 10 minutach popełnił dwa fatalne błędy, które mogły się zakończyć utratą bramki. Z Puszczą zagrał fatalnie, miotał się i był kompletnie zagubiony. Wrócił dopiero na Odrę Opole, ale już na pozycję stopera i tam grał (dużo lepiej!) do końca rundy.

Łukasz Zjedler to jeden z największych zawodów tego roku. Wydawałoby się, że jest to zawodnik ambitny, ale też posiadający sporo umiejętności. Zdania na jego temat są podzielone, na pewno piłkarz ma potencjał, ale skoro od marca do listopada pokazał to incydentalnie, to należy zadać sobie pytanie, czy ten potencjał nie jest tylko teoretyczny. Łukasz zaczął grę w pomocy od meczu z Pogonią i zagrał beznadziejnie, strasznie. Podobnie było w spotkaniu z Miedzią i z Puszczą nie zagrał, wracając dopiero na Raków. W Częstochowie zagrał dobrze, ale skończył mecz przed czasem z powodu drugiej żółtej kartki. Z Chojnicami zagrał bardzo dobrze, jak reszta, za to z Odrą był „naczelnym spowalniaczem” akcji GieKSy. To było niesamowite jak często, gdy wydawało się, że można pójść z szybkim atakiem, zatrzymywał się stawał i pozwalał rywalom na powrót. Na tle całej zaspanej drużyny, on wiódł w tym prym. Kolejne spotkania były znów beznadziejne, z momentem pobudki w Mielcu, gdzie wyglądał na jedynego, któremu się chciało i strzelił bramkę. Z Chrobrym i Bytovią widać było, że zawodnik walczy i chce. Piłkarsko jeszcze to nie było to, ale zaangażowanie było widoczne. Potem było już gorzej, ze Stomilem i Ruchem zagrał przeciętnie lub słabo, a w tym drugim meczu przy pierwszej bramce dał się przepchnąć, jakby od dwóch dni nic nie jadł. W Tychach wszedł z ławki, z Olimpią już od początku, ale przeciętnie, choć strzelił gola. Końcówka rudny była już mocno przeciętna. Kilka razy piłkarz był ustawiany lub przesuwany na lewą obronę, o czym pisaliśmy. Nie jest to pozycja dla niego, ale patrząc na cały rok 2017 można sobie zadać pytanie, czy jakakolwiek pozycja jest dla niego…

Swoje incydentalne występy, oprócz gry w obronie, zaliczył w środku Dalibor Pleva. Niestety było to bardzo niekorzystne. Z Wigrami zagrał beznadziejnie, strasznie i fatalnie. Jedyny przyzwoity mecz z jego strony to było spotkanie w Bytowie, gdzie spisał się nieźle. Natomiast derby w Tychach to był dramat. Kiksy, złe ustawianie i podania do przeciwnika. Trener Mandrysz zdjął go w przerwie i więcej w tym roku nie wpuścił na boisko.

Ciekawą postacią w środku pola był Peter Sulek. Zawodnik tyle z elementami jakości piłkarskiej, co kontuzjogenny. Na początku grywał ogony i tak naprawdę trudno było cokolwiek powiedzieć. Jednak gdy wszedł w Bytowie w 64. minucie, gra stała się poukładana i sensowna. Do tego stopnia, że z Podbeskidziem wyszedł od pierwszej minuty i spisał się bardzo dobrze. Świetna gra w destrukcji i konstrukcji, podał Plizdze przy pierwszym golu. Niestety w kolejnym spotkaniu doznał kontuzji już w 13. minucie i musiał opuścić boisko. Z Ruchem nie zagrał, czego żałowaliśmy. Niestety z Tychami zagrał słabo, z Olimpią był bardzo niewidoczny i odniósł kolejną kontuzję. Wrócił na kilka minut w meczu z Miedzią.

Rafał Kuliński grał w tym roku bardzo mało, co jest jedną z wielu niezrozumiałych decyzji trenera. Od pierwszej minuty Rafał wystąpił w meczu z Puszczą. I w pierwszej połowie na tle fatalnych kolegów, zawodnik spisał się dobrze – zarówno w grze, jak i wykonując stałe fragmenty. Co prawda w drugiej połowie się „popsuł”, ale odstawienie go od składu na kolejne 14 meczów ligowych było nieporozumieniem i uprzedzeniem szkoleniowca. Niespodziewanie Kuliński pojawił się na boisku w Siedlcach. Zagrał średnio, w meczu z Miedzią nieźle, ale to co rzucało się w oczy, to próby grania crossów, co najważniejsze próby skuteczne. Element kreatywności jest GieKSie bardzo potrzebny, a zdarza się bardzo rzadko. Ostatnim zawodnikiem, który próbował takich długich krzyżowych podań był Sławomir Duda.

Przechodząc do akcentów ofensywnych, zacznijmy od Tomasza Foszmańczyka. Przez większą część rundy zawodnik nie grał z powodu urazu pośladka/kręgosłupa. Spotkania z początku sezonu były jednak kiepskie. W Tarnobrzegu po niezłym początku, w drugiej połowie grał już bardzo źle i bez zęba. W ligowych spotkaniach z Pogonią i Miedzią było dalej słabo, nawet mimo gola z karnego w pierwszej kolejce. Zawodnik kontynuował swoją kiepską postawę z wiosny. Po spotkaniu w Legnicy nie grał aż do 13. kolejki. Wrócił na mecz z Podbeskidziem i w końcówce zaliczył asystę przy golu Adriana Błąda. W dwóch spotkaniach derbowych wchodził z ławki na drugą połowę. Z Ruchem coś tam próbował, ale bez efektu. W Tychach był typowy Fosa, czyli bez zaangażowania i ambicji. Przyzwoicie zagrał tylko z Olimpią, pozostałe mecze do końca roku były słabe, bez jakości.

Do GKS Katowice wrócił Dawid Plizga i mogliśmy liczyć na doświadczenie. Występy tego zawodnik w większości miały miejsce po wejściu z ławki. Początek miał fatalny. Zero szybkości, zero dynamiki, po dwóch minutach pobytu na boisku wyglądał, jakby miał w nogach trzy mecze rozegrane tego dnia. Zwłaszcza wejście w Legnicy było fatalne, zawodnik psuł grę. Od pierwszej minuty pojawił się w meczu z Wigrami i było odrobinę lepiej, ale nadal bez efektu. Po meczu w Sosnowcu zniknął na sześć kolejek. Wrócił na Podbeskidzie i od tego momentu widać było, że jest lepiej. Pojawiła się dynamika, pojawiły się umiejętności. Dawid pokazał doświadczenie w Bielsku, strzelił bramkę, ale też dobrze i rozsądnie rozgrywał. Ze Stomilem zagrał już naprawdę bardzo dobrze, świetnie dogrywał, choć koledzy nie wykorzystywali sytuacji. Miał też swoje, choć nie wykorzystał. Niestety dwa mecze derbowe były fatalne w jego wykonaniu i ani trochę nie przypominał zawodnika z Bielska i Stomilu. To na tyle nie spodobało się trenerowi Mandryszowi, że nie wystawiał Dawida w kolejnych meczach. Wpuścił go jedynie na drugą połowę w Łęcznej i zawodnik swoją świetną grą w końcówce załatwił zespołowi zwycięstwo. Zasłużył na grę od pierwszej minuty w Siedlcach, a tymczasem nie tylko nie zagrał w ogóle z Pogonią, ale także w ostatnim meczu z Miedzią. Coś widać trenerowi nie pasuje u zawodnika. Niewystawienie go jednak z Pogonią po tak dobrym meczu z Górnikiem – indywidualnie jednym z najlepszych występów w tym roku – było żenujące. W każdym razie po początkowej fali krytyki, wkrótce Dawid zaczął pokazywać umiejętności.

Boki pomocy
Armin Cerimagić trochę grał w środku, więcej na skrzydle. Widać było u zawodnika technikę i umiejętności, ale nieraz brakowało kropki nad i. Próbował uderzeń z dystansu, jak na przykład w meczu z Chrobrym. Ma też problem z wykorzystywaniem sytuacji, jakie miał na przykład z Bytovią. Piłkarz strzelił bramki w Mielcu i u siebie z Ruchem, ale obie w przegranych meczach. Do poprawki stałe fragmenty gry, bo wydaje się, że zawodnik ma technikę, ale akurat ze stojącej piłki nie za bardzo umie kopnąć. Trener miał problem ze względu na brak możliwości wystawiania jednocześnie Prokića i Cerimagića i w większości decydował się na tego pierwszego. Armin natomiast niejednokrotnie wchodząc na boisko w końcówce, dawał temu zespołowi więcej niż reszta przez cały mecz. Zazwyczaj jednak brakowało czasu. I choć były to dobre zmiany, stosunkowo rzadko dostawał szansę od początku. W meczu w Łęcznej również miał udział w zwycięstwie, będąc zmiennikiem.

Jednak kwestia bocznych pomocników sprowadzała się głównie do czterech zawodników – Błąda, Mandrysza, Prokića i Skrzecza.

W pierwszych meczach jako praktycznie jedyny zawodnik, który błyszczał na tle słabych kolegów był Paweł Mandrysz. Jako młodzieżowiec dużo dawał od siebie. W meczu z Pogonią zarobił karnego, z Miedzią strzelił bramkę, z Puszczą tę bramkę wypracował. Gdyby nie Paweł, mielibyśmy zero po stronie zysków, zarówno punktowych, jak i bramkowych. Niestety to było wszystko, na co było stać zawodnika w tej rundzie. Kolejne spotkania były coraz słabsze i co najwyżej przeciętne. Tak naprawdę trudno jakoś szeroko się wypowiedzieć, bo te występy były bardzo bezbarwne, takie beznamiętne. Pamiętając jego bramkę ze sparingu z Banikiem Ostrava zastanawialiśmy się nieraz, co się stało z tym zawodnikiem, gdzie zatracił szybkość i dynamikę i dlaczego zamiast się rozwijać, cofa się w rozwoju. Mecze z Tychami i Olimpią (po wejściu) były już tragiczne. Jedynie coś optymistycznego było z Siedlcami po wejściu, ale to chyba taki optymizm na chwilę.

Drugi młodzieżowiec Oktawian Skrzecz. Zawodnik początkowo grał ogony, więcej minut dostał w spotkaniu z Odrą Opole. Od pierwszej minuty zagrał w Sosnowcu i niby tam był żwawy, ale przypominał Alexa Januszkiewicza, czyli nie jest to dobra laurka. W Mielcu był tak słaby, że został zdjęty w przerwie. Znów od pierwszych minut grał ze Stomilem i Ruchem i nadal wyglądało to bardzo słabo. Mieliśmy obawy, że zawodnik sprzeciętniał już w tej szatni albo po prostu jest kolejnym, młodym jeszcze, ale jednak szrotem. W końcu odpalił w meczu z Olimpią. Zagrał bardzo dobrze, był aktywny, szybki i dobrze podawał. W końcu pokazał swój potencjał i to bardzo duży. Powiało optymizmem na następne spotkania. W Łęcznej już tak dobrze nie było, ale i tak był lepszy niż reszta (wyłączając rezerwowych). Z Pogonią było już słabo. Na razie tak naprawdę jedynym pozytywnym występem była Olimpia.

Andreja Prokić to zawodnik pokrzywdzony przez trenera, który wystawia go nie w ataku, tylko na skrzydle. Zawodnik nie ma predyspozycji do grania na flance. Nie potrafi wykorzystać swojej szybkości, gra jak dzik bez głowy. Nie potrafi robić normalnych centr, tylko zakiwuje się na śmierć, nie patrząc, co się dzieje wokół. Dlatego nieraz brakowało odegrania do dobrze ustawionego kolegi. Nie mówimy, że było jednoznacznie źle, ale to nie było to. Z Siarką Prokić zmarnował najlepszą sytuację w meczu, sam na sam. Tak to chyba rozsierdziło trenera, że nie wystawił go w pierwszym meczu ligowym. Mimo ciągłej gry na skrzydle, zawodnik i tak nieraz schodził go środka. Paradoksalne i kuriozalne jest to, że właśnie dochodząc do okazji jak środkowy napastnik, strzelił dwie bramki w Częstochowie. To jednak nadal nie przekonywało szkoleniowca i tak naprawdę po dobrym meczu z Chojniczanką, Andreja na skrzydle nam dziadział. Dodatkowo zawodnik ma wielki problem z ergonomią wysiłku i zazwyczaj daje z siebie wszystko w pierwszej połowie, a w drugiej jest cieniem samego siebie, przestaje grać i nie ma z niego kompletnie żadnego pożytku. Ze Stomilem znów strzelił gola jako rasowy napastnik. Z Ruchem było fatalnie, natomiast końcówka rundy była dokładnie taka, jak większość, czyli spore zaangażowanie i zerowa efektywność.

Małym odkryciem tej jesieni był Adrian Błąd. Cieszyliśmy się z przyjścia tego zawodnika, bo znany był z ambicji i waleczności, co mogliśmy okazję obserwować choćby jak przyjeżdżał na Bukową z Zawiszą czy Zagłębiem. Początek w GKS miał jednak beznadziejny, debiut z Wigrami, a potem mecze w Sosnowcu i Mielcu pokazywały, że nie rozumie się z kolegami, nie potrafi wejść w tę ekipę. Coś drgnęło w meczu z Chrobrym, a potem było już tylko lepiej. Szkoda jednak, że po dwóch meczach, w których dał zwycięstwo GieKSie swoimi bramkami – odniósł kontuzję, która wyeliminowała go z meczów derbowych. Widać było, że ten zawodnik może podnieść jakość. Wrócił dopiero jako rezerwowy na mecz z Łęczną i wraz z Plizgą we dwójkę załatwili wygraną. Te kilka dobrych spotkań wystarczyło, żeby znaleźć się wśród nominowanych na piłkarza roku w Złotych Bukach.

Podsumowanie
Druga linia nie dała GieKSie w rundzie jesiennej tyle, co powinna. Zawodnicy albo zapomnieli jak się gra w piłkę (Zejdler), albo w ogóle nie umieją w nią grać (Kalinkowski) albo byli wystawiani na niewłaściwych pozycjach (Prokić), albo mieli kontuzje (Sulek). Niektórzy z niezrozumiałych względów nie dostawali szans prawie w ogóle (Kuliński) albo nie dostawali, gdy ewidentnie zasługiwali (Plizga, Cerimagić).

Nie było stabilizacji w składzie w pomocy, dlatego też czasem trener cofał nominalnych napastników, Kędziorę czy Goncerza.

Jeśli chodzi o defensywę, to pomocnicy nie byli zasiekami nie do przejścia. Często w wyniku ich błędów, nonszalancji, braku koncentracji, rywale stwarzali sobie sytuacje bramkowe. Nawet jeśli nie były to tak fatalne kiksy jak Klemenza, to ogół gry sprawiał, że to nie była mocna pozycja.

Podobnie było w konstrukcji, gdzie nie mieliśmy stałego, dobrego zawodnika, który rozrzuciłby piłkę na skrzydło czy zagrał prostopadle dla napastnika. Były pojedyncze mecze, wyskoki, jak na przykład Plizgi, ale wtedy trener sadzał go na ławce.

Jeśli chodzi o skrzydła, to młodzież niestety wygląda, że nigdy nie dorośnie. Nieźle rokuje Skrzecz, ale jeśli na wiosnę znów zagra tylko jeden czy dwa dobre mecze, to będzie sobie mógł szukać klubu w Tarnowskich Górach. Czas pokazać swój potencjał, a że go ma, pokazał z Olimpią. Niestety Paweł Mandrysz chyba zdziadział na dobre.

Nie chcemy Andreji Prokića w pomocy. Zawodnik musi grać w ataku. I naprawdę trudno zrozumieć, że widzą to wszyscy kibice, a nie widzi mający klapki na oczach trener.

Jeśli w pomocy nie pojawi się stabilizacja – a odpowiadają za to zarówno zawodnicy, jak i trener – nadal będzie to wyglądało słabo. Tak jak przez cały rok 2017.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice

„Bukowa. Nasz Dom” to pozycja obowiązkowa!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

„Bukowa – Nasz Dom” to najnowszy film, którego prapremiera odbyła się niedawno w Multikinie w Katowicach. Gdy otrzymałem zadanie napisać dla Was recenzję z tego, co widziałem, to pomyślałem, że będzie mi nadzwyczaj trudno to opisać. Zwłaszcza nazwać emocje, które towarzyszyły mi podczas seansu w kinie. Film trwał 100 minut i przez cały ten czas byłem przepełniony różnymi nastrojami, ale zdecydowanie najsilniejsze było… wzruszenie.

„Bukowa – Nasz Dom” to opowieść, która spina klamrą nadchodzące pożegnanie ze stadionem, jubileuszowy rok dla klubu, sukces w postaci upragnionego awansu do ekstraklasy, a także pożegnanie klubowej Legendy – śp. Jana Furtoka. Całość obudowana jest historią pewnej rodziny z Bogucic. Historia, jakich zapewne wiele na Śląsku. Wielopokoleniowa rodzina: ojciec, syn i wnuk w jednym rzędzie na stadionowej trybunie. Historia opowiedziana oczami seniora, który pamięta czasy powstania klubu czy budowy stadionu, to nic innego jak lekcja historii dla większości osób obecnych na seansie. W międzyczasie wplatane były wywiady i anegdoty byłych zawodników GKS-u (między innymi Henryka Górnika, Lechosława Olszy). Historia Maćka – czyli „średniego” członka rodziny to zaś przelane na obraz to, co sami już mogliśmy w większości przeżywać. Czasy świetności – tłuste lata (tak zwana „Dekada GieKSy”), a potem kilkanaście chudych. Oprócz opisu emocji sportowych Maciej w fenomenalny sposób wprowadził widzów w świat społeczności kibicowskiej w Katowicach. To, jak była ona budowana i od czego się to zaczęło, zostało uzupełnione wypowiedziami wielu innych osób, które na pewno wszyscy odwiedzający Bukową kojarzą z trybun. Najmłodszy z rodu – Szymon to młody adept futbolu, zawodnik Młodej GieKSy. Na początku mówi on o tym, jak była w nim budowana miłość do futbolu, która przerodziła się w miłość do Klubu. Dla tego młodego chłopaka z Katowic największymi sportowymi marzeniami jest zadebiutowanie w seniorskiej drużynie GKS-u i transfer do Premier League.

Całość zwieńczona jest niepublikowanymi wcześniej archiwalnymi materiałami, zdjęciami i urywkami filmów, które gwarantuję Wam – będziecie oglądać z zapartym tchem. Do tego dziesiątki historii, oraz anegdot opowiedzianych przez ludzi, dla których GKS przez długie lata był i dalej jest częścią życia.

Premiera na klubowych kanale YouTube odbędzie się już w nadchodzące Święta Bożego Narodzenia i zapewniam, że wspólne oglądanie będzie wspaniałą rozrywką dla Was i Waszych rodzin. Jestem pewny, że odnajdziecie wiele wspólnych mianowników pomiędzy Wami a rodziną narratorów tego filmu. Produkcja ma potencjał, by zebrać dobre recenzje wśród kibiców i dziennikarzy z całej Polski, bo jest przepiękną historią o mieszkańcach, kibicach i zawodnikach. O przyjaźniach na całe życie, o sukcesach i porażkach i o całej społeczności budowanej przez lata wokół katowickiego Klubu.

Wszystkim z całego serca polecam film „Bukowa. Nasz Dom”. Reżyserem jest świetnie znany z „Dekady GieKSy” Michał Muzyczuk. Pozycja obowiązkowa dla każdego kibica GKS-u Katowice.

Foto: Grzegorz Bargieła/WKATOWICACH.eu.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Ekstraklasa zweryfikowała – Trener

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W ostatnich kilkunastu dniach mogliście przeczytać na stronie moje opinie na temat tego, jak Ekstraklasa zweryfikowała poszczególnych piłkarzy GKS Katowice. Dziś przyjrzę się pracy trenera Rafała Góraka i zastanowię się nad tym, jak „zweryfikowała” go Ekstraklasa. 

Rafał Górak – debiutancki bilans w Ekstraklasie wygląda nieźle. Nie było większych wpadek, ponieważ przegrane z Legią czy Lechem były wkalkulowane. Były pozytywne zaskoczenia, jak np. wygrane z Jagą i Cracovią czy zdemolowanie Puszczy. Mieliśmy też mecze, które powinniśmy wygrać, a które przegraliśmy – Korona i Zagłębie. Resztę raczej można ocenić normalnie, czyli dostawaliśmy taki rezultat, jaki wynikał z boiska. Samo wejście trenera w ligę oceniam pozytywnie. Ogarnął zespół po pierwszej porażce, drużyna dobrze przeszła przez tryb adaptacji. Odpowiednio zarządzamy szatnią i zawodnikami, którzy wywalczyli awans. Myślę, że nikt nie może się czuć pominięty, że nie dostał swojej szansy.

GieKSa w Ekstraklasie pokazała różne oblicze i dobrze byłoby, by trener Górak starał się równać do tego, które docenili inni, czyli „Bandy Zakapiorów”. Niestety kilka spotkań odbiegło od tego wizerunku i w tym rola trenera byśmy się prezentowali tak cały czas. Cieszy to, że pozostaliśmy wierni swojej taktyce, a nie przeszliśmy nagle na obronę i „lagę” do przodu. Brakuje trochę stabilności w zespole wobec kontuzji i zmian w składzie, ale nie można powiedzieć, że Górak nie próbuje i nie szuka nowych rozwiązań. W przypadku niektórych eksperymentów potrzeba ostatecznej decyzji, ponieważ wydaje mi się, że zawodnicy tacy jak Galan, Czerwiński, Kuusk, Klemenz będą lepiej prezentować się w momencie, w którym będą przywiązani do jednej pozycji.

Na plus stałe fragmenty, po których stwarzaliśmy zagrożenie i strzeliliśmy parę bramek. Na minus fatalnie przegrane derby z Górnikiem. Tutaj trener Górak powinien znaleźć receptę, by takich spotkań GieKSa nie przegrywała już w szatni. To, co może się jeszcze podobać to wychodzenie z kłopotów. W drugiej oraz pierwszej lidze szkoleniowiec przeszedł przez wszystkie możliwe kryzysy z drużyną. Ekstraklasa nie wybacza błędów i kiedy – po kilku ligowych porażkach oraz odpadnięciu w Pucharze Polski – mieliśmy zalążki kryzysu, to trener ogarnął to dość spokojnie. Brawo.

Ogólnie brawa za rundę, ale nie spoczywajmy na laurach. Weryfikacja pozytywna.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Ekstraklasa zweryfikowała – Obrońcy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tym razem, pod kątem ekstraklasowej weryfikacji, przyjrzymy się sytuacji zawodników, którzy grali w obronie. W przypadku niektórych z nich oceny dokonamy dwukrotnie, z uwagi na różne pozycje, na których zagrali w tym sezonie. 

Arkadiusz Jędrych – Kapitan przez duże „K”. Jędrych to ostoja obrony GieKSy, także w Ekstraklasie. Nie jest tajemnicą, że zawodnik w pierwszej lidze otrzymywał propozycje transferu, ale wraz z awansem i przedłużeniem kontraktu, spekulacje ucichły. Kto wie, czy za chwilę nie wrócą, z uwagi na bardzo dobrą formę Jędrycha. Cztery strzelone bramki przypominają najlepsze lata GKS Katowice, kiedy to właśnie obrońcy strzelali i rozstrzygali spotkania. Weryfikacja pozytywna.

Lukas Klemenz – Pierwsze podejście do Ekstraklasy nie było udane, drugie z Wisłą umiarkowane, trzecie z GieKSą jest już lepsze i chyba można powoli mówić – „do trzech razy sztuka”. Klemenz prezentował równy poziom, ale pewne zachowania boiskowe są jeszcze do poprawy. Szczególnie bronienie jeden na jeden – za dużo przegrał takich pojedynków. Na ten moment możemy mówić, że jest dobrze. Weryfikacja pozytywna.

Marten Kuusk – Estończyk przebojem wkradł się do składu GieKSy w pierwszej lidze i wydawało się, że będzie silnym punktem w Ekstraklasie. Tutaj jednak walka o miejsce w składzie zaczęła się od nowa i efekt był taki, że Kuusk mocno stracił, jeśli chodzi o regularność. Nie wiadomo z czego to wynika, ponieważ gdy grał, to nie zawodził, a GieKSa z nim w składzie wygrała sporą liczbę spotkań. Do pełni szczęścia brakuje mu bramki, ale należy pochwalić za kapitalne asysty. Wydaje się, że na ten moment jego miejsce jest w zespole, a dyrektorzy oraz trener nie myślą o jego zastąpieniu. Tym bardziej że Marten powoli wchodzi w najlepszy wiek dla defensora. Weryfikacja pozytywna. 

Marcin Wasielewski – Obok Jędrycha najpewniejszy punkt GieKSy i to niezależnie, na której gra stronie. Do dobrej gry dołożył bramkę i asysty. Nie ma się do czego przyczepić na przestrzeni całego sezonu. Weryfikacja pozytywna.

Grzegorz Rogala – Wydawało się, że z dwójki wahadłowych, to Rogala będzie bardziej pasować do stylu gry w Ekstraklasie. Lepsze wrażenie zrobił jednak Wasielewski, a Rogala z każdym meczem zatracał swoje atuty. Pechowa kontuzja wykluczyła go z rywalizacji na kilka spotkań. W kontekście weryfikacji – powinniśmy jednak poczekać i zobaczyć jak będzie prezentował się na wiosnę. Brak weryfikacji.

Alan Czerwiński – Czy liczyliśmy na więcej? Myślę, że tak. Czy jesteśmy zawiedzeni? Myślę, że nie. Powrót Czerwińskiego do GieKSy to miało być spore wzmocnienie przed walką o obronę ligowego bytu. Na razie wychodzi dobrze, ale wiele jest jeszcze do poprawy. Czerwiński od początku musiał walczyć o miejsce w składzie, a gdy już zaczął łapać regularność, to pojawiła się kontuzja. Następnie, z powodu kontuzji innych zawodników, zmienił pozycję na boisku. Zabrakło liczb, bo o ile jesteśmy przyzwyczajeni, że Alan bramek za dużo nie strzela, to spodziewaliśmy się więcej asyst. Trener Górak powinien się zastanowić, gdzie jest najwięcej pożytku z Alana – na boku obrony, wahadle czy w środku defensywy. Mnie bliżej do tej pierwszej opcji. Weryfikacja pozytywna. 

Bartosz Jaroszek – Debiut w Ekstraklasie można uznać za sukces zawodnika. Mało kto się tego spodziewał. Jest solidny uzupełnieniem składu i przede wszystkim dobrym duchem szatni oraz klubu. Czy to powód, by trzymać go w zespole? Jedni powiedzą, że nie i należy się bez sentymentów pożegnać, inni będą chcieli zostawić zawodnika, ponieważ na takich postaciach często budowana jest tożsamość klubu. Mnie bliżej do drugiej opcji. Weryfikacja pozytywna.

Aleksander Komor – Jeden z tych zawodników, który może chyba czuć się trochę rozczarowany swoją postawą oraz liczbą minut, które otrzymywał po awansie do Ekstraklasy. Fakty jednak są takie, że zagrał cztery pełne mecze, w których ponieśliśmy trzy porażki. Dalecy jesteśmy od wyciągania wniosków, że to wina Komora, ale w innym ustawieniu defensywa prezentowała się lepiej. Komor ma 30 lat i to dobry moment, by zastanowić się co dalej z jego karierą. Wypożyczenie/odejście ligę niżej mogłoby być dobrym rozwiązaniem dla klubu i samego zawodnika. Jeśli nie teraz to w lecie. Weryfikacja negatywna.

Borja Galan – Przerzucony do obrony Hiszpan spisywał się nieźle, ale gra na nowej dla siebie pozycji i nie spodziewamy, że zostanie na niej do końca swej kariery. Na razie wychodzi to średnio – zarówno w defensywie jak i ofensywie. Trener Górak powinien się zastanowić nad przyszłością Galana na tej pozycji. Czasu na przygotowania nie ma wiele, a kluczowe mecze będą już na początku rundy. Myślę, że każdy więcej spodziewał się po tym zawodniku. Weryfikacja negatywna.

Mateusz Marzec – Wydawało się, że wobec kontuzji Rogali, to będzie jego naturalny zmiennik. Tym bardziej że już w pierwszej lidze zaczął grać na wahadle. Jednak czegoś mu brakuje, by pokonać drogę z ławki rezerwowych do pierwszego składu. Na razie to solidny zmiennik. Brak weryfikacji.

***

Obrona, jak na pierwszy sezon po 19 latach w Ekstraklasie, spisywała się całkiem nieźle. Plusem jest to, że zawodnicy dają coś w ofensywie. Jędrych z czterema bramkami, Klemenz z golem, Wasielewski z golem, Kuusk z asystami. Formacji brakuje nieco stabilizacji, ponieważ kontuzje nie omijały zawodników. Jeśli chodzi o plan na okienko transferowe, to być może pożegnamy Komora i zastąpimy go innym zawodnikiem? Potrzebne jest również określenie docelowej pozycji Galana na boisku.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga