Siatkówka
Uff… wreszcie GieKSa zwycięska!

Piotr Gruszka zaskoczył większość obserwatorów zmieniając w wyjściowej szóstce rozgrywającego Marcina Komendę na Macieja Fijałka, a druga zmiana to powrót od początku do składu Pawła Pietraszki w miejsce Tomasza Kalembki. Co ciekawe trener Czarnych, Robert Prygiel również zamienił swoich rozgrywaczy i zamiast Kamila Droszyńskiego wystawił do gry po wyleczeniu kontuzji Dejana Vincicia.
Mecz zaczynamy… tradycyjnie od zepsutej zagrywki Kohuta, a wyrównał Quiroga atakiem ze skrzydła. Na dwa skuteczne ataki Ziobrowskiego odpowiadamy akcjami Witczaka z lewego skrzydła oraz Pietraszki ze środka (3:3). Pierwsze prowadzenie dla GieKSy dał Kapelus, wpierw kończąc z przechodzącej piłki, a potem blokując atak Ziobrowskiego (5:3). Po dobrej akcji Kwasowskiego oraz bloku Hubera na Kohucie, goście szybko odrabiają straty (6:6). Skuteczny atak z drugiej linii Quirogi, a potem seria błędów z obu stron i z zagrywki i z ataku (9:8). Słabszy fragment gry przerywa kiwka Vincicia oraz blok Ziobrowskiego na Quirodze (9:10). Wyrównał zbiciem ze środka Pietraszko, a ponownie na prowadzenie katowiczan wyprowadził zbiciem z przechodzącej piłki nasz środkowy (12:11). Na skuteczny atak Hubera ze skrzydła odpowiadamy dwiema akcjami naszego kapitana Witczaka (15:14). Po dobrym zbiciu Żalińskiego o nasz blok, widzieliśmy kiwkę Fijałka oraz mocny atak Quirogi (17:16). Niestety wciąż nie możemy zwiększyć swej przewagi przez zepsute zagrywki. Uderzenie Hubera po rękach katowiczan, a później atak Pietraszki ze środka (19:17) i pierwszy czas dla gości. Po przerwie zaatakował Ziobrowski po skosie, a my odpowiadamy dwiema bardzo dobrymi akcjami Kapelusa po bloku rywali (21:19). Autowy atak Ziobrowskiego (22:19) zmusił trenera Prygla do wykorzystania drugiego czasu. Po nim dobry atak Witczaka, następnie dobrze Żaliński, a nasz kapitan uderzeniem po bloku (24:20) dał pierwszą piłkę setową. Po autowej zagrywce Kapelusa, trener Piotr Gruszka raczej profilaktycznie wziął przerwę na żądanie, a po niej Quiroga zablokował atak Ziobrowskiego (25:21) i wygrywamy pierwszego seta.
Drugą partię otworzył Kohut zbiciem ze środka, a potem Ziobrowski obił nasz blok, kontrę wykorzystał Fornal, a Kwasowski posłał asa (1:3). Quiroga świetnie trafił w narożnik parkietu, a Teremienko trafił kolejnego asa dla gości (2:5). Po bloku Fornala na Witczaku (3:7) zdenerwowany trener naszego zespołu bierze time out. Po przerwie kapitan katowiczan dwiema akcjami z rzędu odrobił część strat, a kiwka Fornala wylądowała na aucie (6:7). Na atak Ziobrowskiego po bloku i Kwasowskiego w środek boiska, odpowiadamy akcjami Kapelusa po prostej, Kohuta ze środka oraz blokiem Quirogi na Ziobrowskim i mamy remis po 9. As Vincicia znów dał rywalom dwa oczka przewagi (9:11). Po kilku błędach z obu stron, Kapelus atakiem z drugiej linii wyprowadził nasz zespół na prowadzenie (12:11). Wyrównał Kwasowski atakiem po bloku, potem Pietraszko efektownym gwoździem utrzymał oczko więcej na tablicy wyników (14:13). Sprytne zagranie Fornala i kiwka Vincicia z drugiej piłki ponownie dały prowadzenie Czarnym (14:15). Następnie widzieliśmy serię akcji „punkt za punkt”. Po naszej stronie kibice oklaskiwali blok Pietraszki, ataki Kohuta ze środka, Kapelusa po bloku rywali, Witczaka również po bloku w aut. Siatkarze z Radomia odpowiedzieli dwoma atakami Hubera ze środka oraz dwiema akcjami Ziobrowskiego ze skrzydła (18:19). Po błędach na zagrywce, Fornal przedarł się przez nasz blok (20:21). Witczak atakiem po prostej wyrównał wynik, a Quiroga wykorzystał bardzo ważną kontrę (22:21). Po time oucie dla gości, Fornal pomylił się w ataku trafiając piłką w aut, a Pietraszko posyłając asa (24:21) dał piłkę setową oraz drugą przerwę na żądanie dla trenera Prygla. A po pauzie, Paweł zaserwował jeszcze raz w boisko bez reakcji graczy gości (25:21) i wygrywamy bardzo ważną końcówkę tej partii.
Po dziesięciominutowej przerwie Ziobrowski otworzył wynik, a Witczak wyrównał atakiem przez blok rywali. Następnie Teremienko zablokował atak Quirogi na kontrze, a Ziobrowski był skuteczny ze skrzydła, później Argentyńczyk tym razem bez zarzutu (2:3). Skuteczne uderzenie Teremienki i blok Hubera na Kapelusie dały już wynik 2:5. Na atak Witczaka po prostej z trudnej piłki, goście odpowiedzieli szczęśliwą akcją na siatce Fornala (3:7), czyżby miał się powtórzyć scenariusz z poprzedniej partii? Quiroga atakiem z drugiej linii i Kapelus dobrze na kontrze, doprowadzili do odrobienia części strat (5:7). Słabszy fragment tego meczu i kilka błędów z obu stron plus dobry atak Kwasowskiego dały rezultat (7:11). Po pewnym ataku ze środka Pietraszki dopadł nas przestój w grze i goście odskakują z przewagą: Fornal zaatakował z drugiej piłki, Kwasowski posłał asa, Ziobrowski mocno ze skrzydła i Teremienko zaliczył jeszcze jednego asa (9:15). Wreszcie przełamuje niemoc w ataku Pietraszko akcją ze środka, Skuteczne akcje na przemian, Ziobrowskiego po bloku, Kapelusa po skosie, Hubera ze środka oraz Kohuta też ze środka plus jego blok na Vinciciu (13:18) i wynik ani drgnie. Kwasowski atakiem po skosie i Huber asem serwisowym dali gościom sporą przewagę (13:20). Kolejny blok katowiczan i Pietraszko zatrzymał Kwasowskiego, potem Ziobrowski trafił ze skrzydła, a Butryn powtórzył tę samą akcję co rywale (16:21). Kolejne dwa skuteczne ataki Butryna oraz kontra Kapelusa przedzielone tylko akcją Teremienki ze środka (20:23) dawały jeszcze cień nadziei na zamknięcie tego meczu w tym secie. Po akcji Hubera ze środka, pierwszą piłkę setową dla radomian wybronił Kapelus sprytną kiwką (21:24). Przy drugiej popełniamy błąd dotknięcia siatki i przegrywamy tego słabszego seta w naszym wykonaniu.
Czwarty set zaczął się od pewnego ataku Quirogi po skosie, na który odpowiedział Fornal akcją z drugiej linii. Witczak dobrze przez ręce radomian, Ziobrowski po naszym bloku, Quiroga sprytnie na siatce, jeszcze raz Ziobrowski trafia w boczną linię, Kapelus skutecznie po prostej, kiwka Vincicia i dobra kontra Ziobrowskiego (4:5), tak wyglądał zacięty początek tej partii. Po dwóch zepsutych zagrywkach, mieliśmy skuteczne zbicie na raty Kohuta ze środka, atak Kwasowskiego po naszym bloku (6:7). Po wideoweryfikacji sędziowie przyznali punkt po akcji Quirogi, a po kontrze Kapelusa wychodzimy znów na prowadzenie (8:7). Wyrównał Kwasowski zbiciem po prostej, a potem za sprawą dwóch akcji Witczaka, atak ze skrzydła i zbicie piłki przechodzącej (10:8) dały nam lekką przewagę. As Teremienki i atak Fornala po bloku w aut odwrócił szybko rezultat (10:11). Dobry atak ze środka Pietraszki i skuteczne zbicie Witczaka, przedzielone zostało blokiem Fornala na naszym kapitanie (13:13). Ciąg dalszy gry „punkt za punkt” i na skuteczne akcje Kapelusa po skosie, Kohuta ze środka i kiwki Quirogi, goście odpowiadają dwiema akcjami Kwasowskiego (tuż pod końcową linię i po naszym bloku) oraz zbiciem Teremienki ze środka (16:17). Po autowym ataku Quirogi trener Piotr Gruszka zmuszony został do wzięcia czasu. Po pauzie GieKSa ostro ruszyła do boju! Wpierw Pietraszko skończył dwa ataki ze środka, potem mieliśmy blok Witczaka, as Quirogi i jeszcze jeden blok Pietraszki tym razem na Ziobrowskim (21:18). Robert Prygiel próbuje ratować sytuację radomian wzięciem czasu, ale po nim Argentyńczyk zaserwował kolejne dwa asy serwisowe (23:18) doprowadzając do sporej przewagi i wielkiej radości na trybunach hali! Show Quirogi przerwał dopiero Ziobrowski zbiciem ze skrzydła, a Fornal na kontrze trafił piłką w aut (24:19), co dało nam piłkę meczową. Tę wykorzystał od razu Witczak z przechodzącej piłki (25:19) i kooooooniec meczu i kooooooniec pasma porażek GKS-u! Wreszcie!!!
6 stycznia (sobota) – hala Szopienice – Widzów 600
GKS Katowice – Cerrad Czarni Radom 3:1 (25:21, 25:21, 21:25, 25;19)
GKS: Fijałek (1), Witczak (16), Pietraszko (15), Kohut (6), Kapelus (14), Quiroga (16), Mariański (libero) oraz Komenda, Butryn (3), Krulicki, Sobański (1). Trener: Piotr Gruszka. MVP: Maciej Fijałek.
Czarni: Vincić (4), Ziobrowski (18), Teremienko (9), Huber (8), Żaliński (1), Kwasowski (13), Watten (libero) oraz Droszyński, Fornal (9). Trener: Robert Prygiel.
Przebieg meczu:
I: 5:3, 9:10, 15:14, 20:18, 25:21.
II: 2:5, 9:10, 14:15, 19:20, 25:21.
III: 2:5, 6:10, 9:15, 13:20, 21:25.
IV: 4:5, 10:8, 14:15, 20:18, 25:19.
Felietony Piłka nożna
8:8 i bal pękła

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.
Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.
Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.
Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.
No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.
No i nie doczekaliśmy się.
Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.
I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.
W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.
Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.
Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.
Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.
I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.
Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.
Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.
Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?
Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.
I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.
Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?
Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.
Nie tędy droga.
Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.
PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!
Felietony Piłka nożna
Post scriptum do meczu… z Tychami

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.
Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.
Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.
Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.
Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!
Piłka nożna kobiet
Trzy punkty z Dolnego Śląska

GieKSa po ułożonym taktycznie występie wraca z Wrocławia z trzema punktami i poprawiła sobie humory przed nadchodzącym spotkaniem z BK Hacken.
W trakcie spotkania arbiter główna spotkania miała założoną kamerę (tzw. GoPro „RefCam”), co jest czymś zupełnie nowym na boiskach Ekstraligi i jest związane z bardzo dobrym odbiorem tego typu rozwiązania w niedawnych meczach. W najbliższym czasie na kanale Łączy Nas Piłka pojawi się materiał wideo z tego spotkania.
Już w 1. minucie Kinga Seweryn musiała interweniować po zdublowaniu pozycji przez Jaszek i Kalaberovą, na szczęście nasza golkiperka nie dała się zaskoczyć. Pierwszego gola zaskakująco szybko zdobyła za to Aleksandra Nieciąg, z łatwością przepychając pilnującą ją defensorkę i mierzonym strzałem przy słupku pokonała byłą koleżankę z klubu. Napastniczka wykorzystała udane zgranie Nicoli Brzęczek wysokiej piłki posłanej przez Marcjannę Zawadzką z głębi pola. Szybko mogło paść wyrównanie po spóźnionym powrocie Kalaberovej, ale i tym razem interweniowała skutecznie Seweryn. W 11. minucie Zuzanna Błaszczyk zupełnie spanikowała pod naciskiem ze strony Aleksandry Nieciąg, szczęśliwie dla niej z odsieczą nadeszła jedna z defensorek i zablokowała uderzenie. Poza wspomnianymi dwiema akcjami ze strony wrocławianek w pierwszym kwadransie GieKSa miała wszystko pod zupełną kontrolą. W 16. minucie tylko poprzeczka uratowała Błaszczyk przed utratą kuriozalnej bramki po lobie Klaudii Maciążki zza pola karnego, a wszystko rozpoczęło się udanym przejęciem Dżesiki Jaszek w trzeciej tercji. Groźnie było w 23. minucie po kontrataku i zagraniu prostopadłym Joanny Wróblewskiej, Natalia Sitarz została jednak wzorowo powstrzymana wślizgiem przez Katarzynę Nowak. Odważniejsze poczynania Śląska w drugim kwadransie odzwierciedlał strzał Sokołowskiej z okolic 25. metra, gdy piłka minimalnie minęła bramkę katowiczanek. 35. minuta znów należała do Kingi Seweryn, tym razem wykazała się umiejętnościami po strzale Guzik z rzutu wolnego wprost w okienko. Pięć minut później oglądaliśmy dwa szybkie ataki GieKSy, każdorazowo główną postacią była Nicola Brzęczek: raz dobrze podawała, a raz zdawała się być faulowaną w szesnastce – gwizdek arbiter milczał. W 41. minucie Jagoda Cyraniak postanowiła wziąć sprawy we własne nogi, samodzielnie przedarła się flanką i oddała mocny strzał, który niemal przełamał ręce Błaszczyk. Dwie minuty później tercet Hmirova-Brzęczek-Włodarczyk popisowo stworzył sobie okazję do zdobycia bramki grą na jeden kontakt, jednak przechwyt pierwszej z listy zmarnowała Włodarczyk zbyt lekkim uderzeniem. Pierwszą połowę z hukiem zamknęła Joanna Wróblewska, wybijając futbolówkę daleko poza teren stadionu przy próbie uderzenia z dystansu.
Drugą połowę przebojowo chciała rozpocząć Marcelina Buś, jednak Jagoda Cyraniak bezproblemowo wygrała pojedynek fizyczny w polu karnym. Napór wrocławianek trwał, a w 48. minucie Martyna Guzik była o ułamek sekundy spóźniona do dośrodkowania – stanęłaby oko w oko z Kingą Seweryn. Kolejną dobrą sytuację miały pięć minut później, jednak dwie próby uderzeń skończyły się na błędach technicznych. Odpowiedziały Jaszek z Maciążką dwójkową akcją skrzydłem, ta druga posłała niestety zbyt lekkie dośrodkowanie w ostatniej fazie. Po godzinie gry mocno poturbowana z murawy zeszła Julia Włodarczyk, oby to nie było nic poważniejszego. Wejście z futryną mogła zanotować Santa Sanija Vuskane, bowiem po podniesieniu się z ławki nawet nie zdążyła się zatrzymać, a już uderzała po dośrodkowaniu z prawej flanki – niestety z minimalnej odległości mocno chybiła. W 81. minucie kontratak finalizowała Karolina Gec, na szczęście dla Kingi Seweryn na drodze stanęła Marcjanna Zawadzka. W 86. minucie Patricia Hmirova zapoczątkowała dobry kontratak podaniem do Oliwii Malesy, ta z kolei o kilka milimetrów przeceniła pozycję Aleksandry Nieciąg i na strachu się skończyło. 120 sekund później Santa Vuskane wykorzystała chwilę nieuwagi Sokołowskiej i po odbiorze piłki ruszyła na bramkę Zuzanny Błaszczyk, niestety zbyt długo musiała czekać na odsiecz swoich koleżanek. W doliczonym czasie gry czujność golkiperki z ostrego kąta sprawdziła Oliwia Malesa po rajdzie Maciążki, a dobrym odbiorem popisała się Hmirova.
Dwie połówki dominacji, mnóstwo przepychanek i niewiele klarownych sytuacji strzeleckich dla obu zespołów – GieKSa znacznie lepiej odnalazła się w meczu o takich cechach, nadrabiając dwa punkty do Czarnych Sosnowiec i Górnika Łęczna.
Śląsk Wrocław – GKS Katowice 0:1 (0:1)
Bramki: Nieciąg (2).
Śląsk Wrocław: Błaszczyk – Marcelina Buś (60. Ziemba), Martyna Buś (60. Gec), Żurek (79. Białoszewska), Piksa, Sitarz (79. Stasiak), Sokołowska, Wróblewska, Szkwarek, Jędrzejewska, Guzik.
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Jaszek (75. Malesa), Kalaberova (63. Kozarzewska), Hmirova, Włodarczyk (63. Michalczyk) – Maciążka, Nieciąg, Brzęczek (75. Vuskane).
Kartki: Martyna Buś – Jaszek, Kozarzewska.
Najnowsze komentarze