24 godziny minęły od spotkania GieKSy ze Stalą, w którym to przegraliśmy 0:2. Pierwsza porażka przyszła w piątym meczu na wiosnę po serii, jakiej nie było w pierwszej lidze. Pierwsza porażka przyszła w momencie, gdzie styl tych wygranych był całkiem niezły, nie były one wymęczone, nie były szczęśliwe, gdzie np. przeciwniki nie wykorzystał kilku setek. Były to solidne spotkania, które pokazały, że GieKSa może wrócić do gry o awans, doprowadziliśmy dzięki nim do sytuacji, gdzie awans zależał od GieKSy.
Mówiąc językiem bokserskim w sobotę od Stali drużyna Paszulewicza dostała potężny cios, oparliśmy się o liny, a od nokautu uratował nas sędzia, który zarządził przerwę. Przed nami 10 kolejnych rund. Przez forum GieKSy oraz portale społecznościowe przetoczyła się oczywiście fala anonimowej krytyki, podkreślano, że awansu nie będzie, że GieKSa zagrała słabo i nie ma co szukać w tej lidze swoich szans. Niektórzy uznali, że ten jeden mecz przekreślił awans GieKSy. Czy te opinie są trafione? Moim zdaniem nie.
Z jednym się zgodzę – był to słaby mecz GieKSy, a po stracie bramki bardzo słaby. Nie zrobiliśmy nic, by po straconej bramce wyrwać chociaż remis Stali. Na tak dobrą drużynę nie wystarczą pojedyncze zrywy Błąda, Mandrysza, Skrzecza. Tutaj trzeba było większej kreatywności, szybkości grania piłką – problem był taki, że nie mieliśmy w składzie zawodników, którzy mogliby to robić w tym momencie na boisku. GieKSa w tym roku nastawiona jest na kontry i to się świetnie sprawdza. Praktycznie wszystkie bramki strzeliliśmy po kontrach, szybkim ataku. Kamiński jedynie dołożył po stałym fragmencie oraz Błąd po centrze. Na ten moment GieKSa nie potrafiła przeciwstawić się dobrze zorganizowanej Stali tym bardziej, że na ławce byli już ci, którzy zwykle dobre wyniki zapewniali, czyli Błąd i Prokic.
Niestety w tym meczu to my straciliśmy pierwsi bramkę i trzeba było odrabiać. Przychodziło nam to z trudnem, ale tak to już jest w tej lidze. Popatrzcie na wyniki w tym roku. Spotkań gdzie drużyny przegrywające później wygrywały spotkania można policzyć na palcach jednej ręki. Bramkowych remisów jest jak na lekarstwo, a mecze często kończą się wynikami 0:0, jeśli już jest remis to zwykle 1:1, bo którejś drużynie udaje się strzelić bramkę. GieKSie tym razem się nie udało, bo graliśmy z dobrze ustawioną Stalą Mielec. Stalą, której podarowaliśmy „nowe życie” w tej lidze i przywróciliśmy ją mocno do gry, ale…
…. ale fakty są takie, że po tej kolejce zmieniło się jedynie to, że Miedź odskoczyła od reszty. Wszystko inne pozostaje takie same, wszystko zależy od GieKSy! 10 wygranych spotkań daje awans. Oczywiście to tylko teoria, bo ciężko to będzie wykonać, ale patrząc na tabelę, to GieKSa nie odstaje od innych ekip. Wszystkie drużyny, które walczą o awans z drugiego miejsca mają podobne bilanse. O tym, kto awansuje zadecyduje to, która drużyna znajdzie formę i utrzyma ją dłużej od rywali. Pierwsze cztery spotkania pokazały, że GieKSę stać na takie serie i można to zrobić. Wierzę, że trener Paszulewicz nie pogubi się po pierwszej porażce i odpowiedno przygotuje wszystkich do kolejnych spotkań. Weryfikacja przyjdzie w środę w meczu z Chojniczanką.
Irishman
16 kwietnia 2018 at 04:04
W jednym z podcastów ktoś mówił, że to piłkarze niech zachowują chłodne głowy, a kibice niech się emocjonują. No tak, tylko, że niektórzy z nas tak napompowali, że teraz powietrze schodzi z nich z wielkim świstem! Aż uszy bolą i śmiać się chce, bo przecież wszystko jeszcze jest możliwe! Wygrywając dwa zaległe mecze, meldujemy się na pozycji wicelidera!!!
Lament póki co zostawmy tym z Chorzowa i Częstochowy.