Dołącz do nas

Piłka nożna

ALARM! Spadek zagląda nam w oczy!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Patrząc z perspektywy niecałej doby na wczorajszy mecz z Wigrami, muszę użyć kilku słów kluczy. Po pierwsze – szok. Po drugie – bezradność.

Nie wiem szczerze mówiąc, jak mogło do tego dojść, a jednocześnie wiem. Wiem, bo przecież kibicuję GieKSie już wiele lat i wiele, wiele razy, gdy wydawało się, że to już, że to ten moment, w którym nadchodzi sukces, że to ten czas, kiedy w końcu zbudowała się dojrzała drużyna… ZAWSZE kończyło się to kolejnym ciosem w twarz na otrzeźwienie. Naprawdę, w kilku ostatnich latach – zawsze! Tak więc, to co wydarzyło się wczoraj nie powinno mnie w najmniejszym stopniu szokować, ani dziwić. A jednak… tym razem miało być inaczej.

Przeżyłem szok. Bo naprawdę jeszcze wczoraj rano miałem w sobie sporo optymizmu, wyniki sparingów jak na nasz klub były bardzo dobre, masa strzelonych bramek i niewiele straconych. Nowi, którzy przyszli, spisywali się porządnie w obronie, strzelali też bramki, a ci uśpieni – również się rozstrzelali. Do tego Suwałki – teren dla nas bardzo dobry i targana wiecznymi problemami ekipa Wigier. Wiadomo – liga jest jaka jest i to nie było tak, że zwycięstwo jest pewne, osiągniemy je z palcem w nosie i pojedziemy dalej. Liczyłem się z tym, że możemy stracić punkty, możemy zremisować lub przegrać. Ale…

Nie o wynik tu się rozchodzi. Chodzi o postawę zespołu w tym pojedynku. W meczu o sześć punktów, który powoduje, że albo możemy złapać kontakt z przeciwnikiem, albo uciec może on nam tak, że dogonienie będzie go bardzo trudne. I w takim meczu wychodzi jedenastka GieKSy (a potem rezerwowi) i rozgrywa tak żenujący mecz, jeden z najgorszych w ostatnich latach. Poza pierwszym kwadransem, kiedy wydawało się, że coś sensownego może się zdarzyć (stuprocentowa sytuacja Błąda), potem z każdą minutą było coraz gorzej, coraz gorzej, aż do zadawania sobie pytania „co oni do diabła robili przez 3 miesiące?” i jeszcze jednego „co oni robili przez całą swoją karierę?”.

Szczęściem kibiców, którzy nie byli w Suwałkach jest to, że nie musieli tego paździerza oglądać. Druga połowa to był pokaz dla wszystkich adeptów światowego futbolu, jak nie należy grać w piłkę. Dziesiątki strat, nawet w najprostszych sytuacjach. Najprostsze podanie na kilka metrów do krytego (albo i nie) partnera stanowiło sufit możliwości. Nie można im odmówić chęci – bo te mieli. Ale po raz kolejny – w temacie umiejętności – okazało się, że trafia do nas resztka towaru z rynku transferowego, taka, której już nikt za bardzo nie chce. I mimo, że w sparingach ta drużyna (stara i nowa) potrafiła osiągać świetne wyniki, to w ligowej weryfikacji z kompletnym przeciętniakiem, pokazała, że mogą to być za wysokie progi.

Nie będę tutaj – po jednym meczu – skreślał tej ekipy z walki o utrzymanie, ale poziom mojej wiary w powodzenie tej misji znacząco spadł. Tak, pisałem w felietonie przedmeczowym, że ewentualną porażkę trzeba przyjąć na spokojnie i się nie gorączkować. Problem w tym, że styl tej porażki, to jest prawdziwa klęska i nad tym niestety do porządku dziennego przejść się nie da. Z taką grą, jak w Suwałkach, nie wygramy ani jednego meczu. Będzie problem z osiągnięciem remisów. Tak, żenująca postawa rodem z najgorszych meczów ostatnich lat, była dla mnie szokiem. Takim, który przeżywam regularnie… od lat.

Dlaczego odczuwam bezradność? Bo obawiam się, mając wspomniane doświadczenie, że ten pierwszy mecz to zapowiedź tego, co będzie nas w tej rundzie czekać. Absolutnie nie mam odczucia, że to był jakiś tam „wypadek przy pracy”. Bo wypadek przy pracy może spowodować kiepski wynik, ale nie to, że praktycznie wszyscy zawodnicy zapominają, jak się prosto kopie piłkę, jak się sensownie ustawia na boisku i jaki jest cel tego, że wyszli na ten trawnik.

Odczuwam bezradność, bo mimo, że wszczynałem alarm milion razy – za Brzęczka czy za Paszulewicza – to w klubie na mnie pomstowali, na konferencjach i w wywiadach pieprzyli trzy po trzy, a ostatecznie OCZYWIŚCIE okazywało się, że ten mój alarm był uzasadniony. To ja byłem problemem dla piłkarzy, bo pisałem prawdę. W mocnych słowach. A prawda oczy kole…

Problem w tym, że podobne obserwacje od lat mają kibicie i również dają temu wyraz. Jedynie w gabinetach standardowo klapki na oczach i udawanie, że wszystko jest ładnie pięknie i działanie na zasadzie tych wszystkich dyrdymałów wygłaszanych przez piłkarzy i trenerów „musimy przeanalizować wszystkie błędy i w następnym meczu powalczymy o trzy punkty”.

Mam właśnie teraz zgryz, bo trener Dudek – tak jak pisałem ostatnio – wydawało mi się, że się ogarnął. Jednak wypowiedź na konferencji była powrotem do lania wody, a kuriozalny wywiad Tymoteusza Puchacza dla GieKSaTV pokazał jedynie tyle, że wszyscy dziennikarze zajmujący się GieKSą powinni zrezygnować z wywiadów z piłkarzami, bo otwierając usta tylko wkurzają i tak już wkurzonych kibiców.

No i właśnie, czy trener Dudek zna przyczynę tego, co się wydarzyło wczoraj? Czy w ogóle widzi rozdźwięk pomiędzy sparingami, a ligą? Czy czuje, że ta liga naprawdę będzie krótka (wbrew dyrdymałom innego trenera – Ariela Jakubowskiego, że jednak będzie długa) i wymyka się spod kontroli? Na te pytania odpowiedzi nie znamy.

Chcę tylko wierzyć, że trener Dudek po wczorajszym meczu odczuł naprawdę wielki niepokój, że widmo spadku zamiast się oddalić, przybliżyło się. To właśnie Dariusz Dudek MUSI wiedzieć i MUSI to przekazać w żołnierskich słowach piłkarzom. Bo ten spadek naprawdę teraz i jeszcze w obliczu spotkania z Rakowem – zaczyna nam coraz poważniej zagrażać i to co wydawało się abstrakcją – teraz może okazać się rzeczywistością.

Mam obawę, że tak jak w przypadku „walki” o awans Brzęczka i Paszulewicza, tak i teraz nic się z tym nie zrobi, tylko dalej się będzie słodko pieprzyć, że jest jeszcze sporo meczów, że znamy swoje błędy, znamy swoją wartość itd. Potem zacznie się matematyka, jak za Brzęczka i na koniec palnięcie od niechcenia „widocznie w tym sezonie nie byliśmy gotowi na awans” czy „biorę to na klatę”. Szkoda tylko, że – jak zawsze – wszystko odbywa się kosztem kibiców.

Nie mam teraz żadnych pomysłów, by zmienić trenera czy piłkarzy. Chcę wierzyć, że moja wiara w Dudka ma podstawy i jeszcze w to wierzę. Ale już jest to zaufanie dużo bardziej ograniczone – po tym gongu z dnia wczorajszego, kiedy zobaczyłem, że od jesieni NIC się nie zmieniło.

Naprawdę, trudno mi ogarnąć, jak można było w tak ważnym meczu odstawić taką żenadę…

Natomiast pisałem przy okazji Brzęczka, że czas wziąć się do roboty, czas pokazać jaja na boisku. Przy Paszulewiczu tych złudzeń się pozbyłem szybko, bo rozgrywka wyglądała tak, jakby nie odbyła się na boisku. Teraz mam nadzieję, że w klubie wszczęto alarm. I ten alarm jest głośny i najbardziej czerwony, jak tylko się da.

Jeśli tego alarmu nie ma i porażka w takim stylu została potraktowana jako zwykła część trudnego pierwszoligowego sezonu – to spadniemy. Z wielkim hukiem i zgrzytaniem zębów. Kibiców, bo czy komukolwiek innemu na tym klubie zależy?

OGARNIJCIE SIĘ! SPARINGI SIĘ SKOŃCZYŁY, A W LIDZE POWTÓRZYLIŚCIE NAJGORSZE, CO POKAZYWALIŚCIE JESIENIĄ!

DO ROBOTY!

17 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

17 komentarzy

  1. Avatar photo

    wiesiek

    4 marca 2019 at 15:18

    Od dziś podobno wzieli sie do roboty. Jestem spokojny.

  2. Avatar photo

    Mecza

    4 marca 2019 at 15:46

    „co oni do diabła robili przez 3 miesiące?” Jak to co? Ciężko pracowali jak żaden inny zespół w lidze. Czekam na oceny, meczu nie widziałem ale zakładam że taki Wawrzyniak zagrał słabo. Ta liga jest mega słaba, piłkarze mega słabi a jedyni którzy się w tej lidze liczą to kluby i piłkarze na dorobku. Ci co już się nagrali w ekstraklasie nie będą wzmocnieniem. Nie ma co generalizować ale większość tak. Przerabiamy to od lat. Tak jak w ekstraklasie nie ma skautingu bo lepiej brać szrot z zagranicy bo jest kasa tak w GKS łatwiej wziąć szrot z ekstraklasy bo jest kasa ale aby znaleźć wartościowych, nieznanych zawodników to już się nikt nie potrafi.

  3. Avatar photo

    Roh

    4 marca 2019 at 17:05

    Ludzie tu nie kopacze sa winni tylko dzialacze. Kiedy wreszcie to zrozumiecie. Ktos nen szrot sciagnol

  4. Avatar photo

    Luki

    4 marca 2019 at 18:15

    W co wy wierzycie??? Ten sezon pokazuje że w klubie jeśli chodzi o piłkę nożną w męskim wydaniu trzeba zrobić twardy reset ale to mega twardy reset.
    Działaczy na czele z Bartnikiem wywalić i wziąć ludzi którzy na tym się znają i wreszcie postawić jak tutaj „Mecza” mówi na młodych graczy z akademii i z niżych lig a ten cały szrot z Rzoncą Wawrzyniakiem Jędrychem i tym podobnym trzeba wywalić bo im po prostu się nie chce grać i to widać z każdym meczem. Bo po co mają grać skoro kasa z miasta leci, wycieczki do Turcji mają, a w zamian trochę sobie potruchtają. Dlatego tak jak kiedyś mówiłem tak dalej podnoszę że w tym klubie aby coś zaczęło się dobrego dziać to musi być prywatny inwestor który ich wszystkich za ryj złapie i będzie wymagał a jak nie będą chcieli to do widzenia bo nikt o zdrowych zmysłach kaj kasę włoży nie będzie trzymał darmozjadów.

  5. Avatar photo

    Tomek

    4 marca 2019 at 18:23

    ale Kosa przecież mówił że GKS nie spadnie !kosa kłamałeś ???!

  6. Avatar photo

    Robson

    4 marca 2019 at 19:10

    Ja zwykle Shellu świetny artykuł piszesz to co my starzy kibice mamy w głowach. Mam nadzieję że nasi piłkarze to przeczytają wezmą sobie do serca i pokarzą to na boisku w sobotę !

  7. Avatar photo

    KaTe

    4 marca 2019 at 19:27

    Dudek ma teraz minę jak Patryk Jaki po wyborach w Warszawie.
    I jakoś nie potrafię uwierzyć, że potrafi to wszystko ogarnąć. I kupę (dobre słowo!) piłkarzy zamienić w zespół.
    Jak można było kapitanem zrobić Wawrzyniaka, zanim rozegrał w Gieksie 10 meczy???
    No i jak teraz posadzić kapitana na ławie?
    A w sobotę, za kartki nie zagrają Tabiś i Woźniak… Czyżby comeback naszego „ulubieńca” Lisowskiego?

  8. Avatar photo

    Oberschlesien

    4 marca 2019 at 19:43

    jak by to pedziol Kwicol….kuniec pitolenia panowie o kopaczach z gowna bata nie ukrecimy….teraz najwazniejszy mecz w hokeju z bardzo niewygodnymi pucybutami od smierdzieli…pelna mobilizacja ,satelita voll pod hala kibice i doping na calego ,zeby cala Koszuta slyszala i szyba drzaly!!! NASI HOKEISCI TO NASZ POWOD DO DUMY A NIE TE NEDZNE …..pilkarzyki Do boju Giekso do boju marsz….wszyscy na hokej

  9. Avatar photo

    Władi

    4 marca 2019 at 21:46

    Niestety, to kara za zagranie przeciwko Górniczej Solidarności… Spuszczenie Łęcznej musiało się tak skończyć. Teraz poleci i GKS. Żal patrzeć na to co oni grają…

  10. Avatar photo

    Dziadek

    4 marca 2019 at 21:55

    Niestety ten spadek jest realny. A jeżeli nie spadniemy, to tylko dlatego że inni odwalą coś jeszcze gorszego niż my, choć to sobie ciężko wyobrazić. No ale czego chcecie skoro pierwsze skrzypce grają w drużynie ci, których nikt gdzie indziej nie chciał. Wawrzyniak jest cieniem siebie sprzed lat, a nowe „gwiazdy” czyli Rzonca i Dejmek przez ostatnie pół roku prawie nie grali. A już zupełnym strzałem w stopę było zwolnienie Paszulewicza i zatrudnienie tego błazna. Gdy kiedyś widziałem na youtube jak motywuje do walki Zagłębie, to myślałem że odpłynę ze śmiechu, zresztą nawet tam mówią, że ich awans to nie zasługa Dudka a dobrej paki pilkarzy. Gość ma znajomości w UM i sobie wychodził tę robotę (to wiem na 100%), szkoda, bo więcej niż Paszulewicz nie zrobił (a nie daliśmy Paszulewiczowi dokończyć jego projektu), efektu miotły nie było (bo Dudek miotłą nie jest) i żadnej koncepcji u niego nie widać.

  11. Avatar photo

    Rob

    5 marca 2019 at 12:35

    Zwolnienie Paszulewicz było Wielbłądem.
    Pamiętacie mecz z Wigrami z poprzedniej rundy???
    Będzie ciężko się utrzymać

  12. Avatar photo

    Eda67

    5 marca 2019 at 13:43

    No Panowie jeżeli już tęsknicie za Paszulewiczem to jest naprawdę źle. O ile mi wiadomo to ciągle aktualny jest kontakt z p.Mandryszem. Wystarczy powiedzieć Sorry i Wróć! Tylko czy z takim materiałem ludzkim jest na świecie trener który by sobie poradził? Tu by nawet Guardiola ostatnie kudły stracił.

  13. Avatar photo

    kris

    5 marca 2019 at 13:52

    Moim skromnym zdaniem to ktos powinien w koncu stworzyc im jakis system premiowy. Nie chodzi mi tutaj o 2000zl wiecej od wygranego meczu. Za 4 mecze w miesiacu =12pkt najwyzsza premia, miedzy 12 a 6 mniejsza, ponizej 6pkt – NAJNIŻSZA KRAJOWA!!! Najlepiej to powinni bez kasy chodzic ale to niestety nielegalne. Dla nich to jest normalna robota a nie robiac nic zarabiaja kokosy i tym samym okradaja miasto z kasy a kibicow z marzen, nerwow i nie wiem czego jeszcze bo brak mi slow juz na ta kopanine.

  14. Avatar photo

    Robson

    5 marca 2019 at 14:17

    Dziadek co Ty pierdolisz ?!
    Zwolnienie Paszulewicz było jak najbardziej zasadne szkoda że tak późno !
    To był najgorszy trener w historii GieKSy !
    Dudek jeszcze ma szansę się wykazać i ja w niego wierzę! Nie wierzę już niestety w połowę grajków i póki czas i okienko transferowe otwarte coś trzeba zmienić choć jednego dobrego napastnika kupić by Marchewka miał się od kogo uczyć bo to nasza przyszłość a Śpiączka i Woźniak nic już dobrego nie pokażą w naszym Kochanym Klubie.

  15. Avatar photo

    Dexter

    5 marca 2019 at 16:27

    Do Robson
    Okienko transferowe się zamknęło w dniu 1 marca. Teraz ino możemy sprowadzać zawodników bez kontraktu.

  16. Avatar photo

    Robson

    6 marca 2019 at 16:58

    zgadza się Dexter zapomniałem bo kiedyś zaczynaliśmy dużo wcześniej i pamiętałem że okienko było jeszcze do końca miesiąca.

  17. Avatar photo

    Stary

    7 marca 2019 at 15:25

    Guia Gourouli podczas wywiadu z T. Pikulem o chęci pomocy GKS w obecnej sytuacji:
    „Zaproponowałem kilku, moim zdaniem, ciekawych piłkarzy. Rozmawiałem o nich z prezesem, trenerem i dyrektorem sportowym i mówiłem żeby ich sprawdzili. Nie byli specjalnie zainteresowani, choć powiedziałem, że w momencie podpisania ewentualnych kontraktów ja nie chcę żadnej prowizji, co ich zdziwiło.”
    Komentarz chyba zbędny, „lepiej już było”…

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: kibicowski boom na GieKSę zachwyca

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W ostatnich tygodniach relacje z Częstochowy zdominowały czołówki serwisów sportowych w Polsce. Sprawcą zamieszania był przede wszystkim trener Marek Papszun, ale forma sportowa Medalików również jest godna podkreślenia. Jak w tym wszystkim odnajdują się kibice pod Jasną Górą? Zapytałem Roberta Parkitnego ze stowarzyszenia „Wieczny Raków”, który po raz drugi odpowiedział na nasze zaproszenie. Jednocześnie zachęcam do lektury naszej poprzedniej rozmowy, w której poruszyliśmy wiele tematów związanych z historią Rakowa i naszych pojedynków.

Meczem w Częstochowie otwieramy rundę rewanżową. Jak podsumujesz postawę Rakowa w pierwszej części sezonu?
Na początku Raków stracił, ale później odrobił i teraz nasze miejsce jest mniej więcej takie, jak należy. Natomiast z kilku względów była to dla nas ciężka runda, stąd wiele osób wyraża się o Rakowie negatywnie, nie mając pełnej wiedzy o tym, co tak naprawdę dzieje się w klubie. Ja nie mam potrzeby mówić i pisać o wszystkim tylko po to, aby zebrać dodatkowe lajki. Przede wszystkim kadra nie była odpowiednio zestawiona, aby łapać punkty na wszystkich frontach. Niektórzy powiedzą, że doszły duże nazwiska, takie jak Bulat, Diaby-Fadiga czy Konstantópoulos, mimo to na początku nie grało to, jak należy. Moim zdaniem drużyna potrzebowała czasu, aby wszystko mogło się zazębić. Zmian w kadrze było dużo, do tego doszły kontuzje, dlatego początek sezonu był ciężki. W pewnym momencie pojawiały się nawet głosy nawołujące do zwolnienia trenera, ale kryzysy trzeba przezwyciężać i cała sztuka polega na tym, aby w takich momentach karta się odwróciła. Nam się to udało i dziś idziemy jak burza w Europie, a w lidze też wyglądamy coraz lepiej. Uważam, że tę rundę zakończymy jeszcze dwoma zwycięstwami, niestety m. in. waszym kosztem. Koniec końców runda jesienna w naszym wykonaniu była dobra, natomiast jako kibic polecam krytycznie podchodzić do informacji podawanych w Internecie. Czasem spotykam się z opiniami, że ktoś nie pamięta tak słabego meczu, odkąd kibicuje Rakowowi – wtedy wiem, że nie mamy o czym rozmawiać, bo sam doskonale pamiętam ciężkie czasy w naszej całkiem niedawnej historii.

A co sądzisz o formie GieKSy?
Wydaje się, że ten sezon jest dla was cięższy niż poprzedni, w roli beniaminka. Z drugiej strony takie mecze jak pucharowy z Jagiellonią pokazują, że w waszej drużynie jest potencjał i gdybyś zapytał mnie o kandydatów do spadku, to nie wskazałbym w tym gronie GieKSy. Myślę, że te niegdyś „ulubione” przez was pozycje 8-12 w 1. lidze są teraz w waszym zasięgu, jeśli chodzi o Ekstraklasę. Natomiast z zachwytem obserwuję kibicowski boom na GieKSę, spowodowany m.in. nowym stadionem. Miałem okazję być w waszym sklepie „Blaszok”, który wygląda okazale, co chwilę przychodzili ludzie nie tylko na zakupy, ale też pogadać i zapytać o bieżące sprawy. Gdyby taki stadion jak wasz powstał w Częstochowie, to również byłby to dla nas impuls do kibicowskiego rozwoju.

Pytając o GKS w tym sezonie, przeważały opinie, że głównym powodem słabszej formy na początku sezonu był transfer Oskara Repki. Jak ten zawodnik odnalazł się pod Jasną Górą?
Pierwsze wejście Repki do zespołu było bardzo dobre. Z czasem nieco przygasł, być może z tego względu, że Marek Papszun wymaga więcej niż w większości innych klubów, nie tyle w kwestii samego zaangażowania na boisku, ale przede wszystkim całej otoczki. Była taka sytuacja po naszym meczu z Górnikiem, przegranym u siebie 0:1, który był chyba najsłabszy w całej rundzie: gra była fatalna i gdy po meczu trener nie przebierał w słowach, to mocno oberwało się m. in. Repce. Oskar wylądował na ławce i było to trudne zderzenie z rzeczywistością Marka Papszuna. Być może w GieKSie wyglądało to inaczej – po porażce trener reagował w inny sposób, jak przystało na beniaminka, natomiast w Rakowie wylicza się każdy błąd. Sam nie zwracam dużej uwagi na aspekty piłkarskie, ale czytałem opinie, że w ostatnim meczu ze Śląskiem Repka był jednym z naszych najsłabszych ogniw. Dla mnie jest to piłkarz z ogromnym potencjałem, pozostaje jednak pytanie, czy na dłuższą metę dopasuje się do naszego stylu gry. Z drugiej strony za chwilę w Rakowie będzie nowy trener, więc rola Repki też może się zmienić.

Jest też piłkarz, który kiedyś próbował podbić Częstochowę, a dziś nie wyobrażamy sobie bez niego GieKSy. Uważasz, że patrząc na obecną formę Bartosza Nowaka, odpuszczenie go przez Raków było błędem?
Przede wszystkim Bartek jest fajnym człowiekiem – otwartym, uśmiechniętym, radosnym. Widać, że gra sprawia mu przyjemność. Trudno uważać jego transfer za błąd. Kiedyś przygotowałem dla trenera statystykę zawodników, którzy nie sprawdzili się w Rakowie – większość wylądowała w 2. lub 3. lidze. Tacy jak Nowak są wyjątkami, ale nie znam dokładnie kulis jego odejścia – może sam na to nalegał, a może naciskał agent. Ja widziałbym Bartka w Rakowie, ale w tamtym czasie rywalizacja na jego pozycji była ogromna. Ponadto czasem po prostu tak jest, że w jednym klubie zawodnik gaśnie, a gdzie indziej, przy innym trenerze rozkwita i taki transfer okazuje się strzałem w dziesiątkę.

Gdy pojawiła się informacja, że Papszun wraca, miałem mieszane uczucia, zastanawiając się, czy jest szansa po raz drugi napisać tę samą historię” – to twoje słowa z naszej poprzedniej rozmowy. Wszystko wskazuje na to, że twoje obawy były słuszne.
Mimo całego zamieszania, jakie od kilku tygodni trwa w Częstochowie, z Markiem Papszunem wciąż mam dobre relacje. Po jednym z ostatnich meczów porozmawiałem trochę dłużej z trenerem i poznałem jego punkt widzenia oraz odczucia co do obecnej sytuacji w klubie. Dlatego teraz, gdy spotykam się z innymi kibicami i słucham niepochlebnych opinii na temat trenera, to staram się tonować nastroje. Trener Papszun nie jest idealny ani bezbłędny, ale takie sprawy często mają drugie dno i nie inaczej jest w tym przypadku.

Po ewentualnym odejściu Marek Papszun zachowa status legendy?
Pod koniec jego pierwszej kadencji byłem wśród inicjatorów uroczystego pożegnania trenera w naszym kibicowskim lokalu, wręczyliśmy mu też piłkę z napisem „trener – legenda”. Żegnaliśmy go jak króla, tymczasem niedługo później on wrócił. To dowód na to, że zarząd nie był przygotowany na jego odejście, decydując się na Dawida Szwargę. Poza tym nastroje byłyby inne, gdyby w poprzednim sezonie Raków zdobył mistrzostwo. Nie każdemu pasuje praca z Markiem Papszunem, ale trzeba pamiętać, że w tym, co robi, jest profesjonalistą i nawet w sytuacji, gdy jedną nogą jest w Legii, to jego piłkarze wychodzą na boisko przygotowani i wygrywają kolejne mecze. Po pamiętnej konferencji wielu w to zwątpiło – pojawiły się głosy, że piłkarze będą grać przeciwko trenerowi. Z kolei po wysokich zwycięstwach z Rapidem i Arką ci sami ludzie mówili: wygrali, bo chcieli zrobić na złość Papszunowi. Można oszaleć…

Po deklaracji trenera o chęci trenowania Legii studziłeś na Twitterze gorące głowy częstochowskich kibiców. Jakie uczucia dominują – zawód czy zrozumienie?
Zdecydowanie negatywnie odebrano tę wypowiedź trenera, przede wszystkim co do miejsca i czasu. Natomiast ja patrzę na to w inny sposób. Owszem, trener mógł to rozegrać inaczej, ale z drugiej strony, gdyby tego nie zrobił, a niedługo później wypłynęłaby informacja o jego przejściu do Legii, to spotkałby się z zarzutem, że nas zdradził i ukrywał prawdę. Wszyscy wiemy, że Papszun jest Legionistą, warszawiakiem i prowadzenie stołecznych zawsze było jego marzeniem. W Częstochowie zrobił kawał dobrej roboty, dlatego nie widzę w jego słowach aż tak dużej sensacji, jak przedstawiają to media.

Kwestia „transferu” Papszuna do Legii jest już oficjalna?
Nie mam pojęcia. Oficjalne jest porozumienie Rakowa z Łukaszem Tomczykiem – trenerem Polonii Bytom. Było już wiele wersji rozwoju sytuacji, natomiast jeśli miałbym obstawiać, to moim zdaniem Papszun zostanie w Częstochowie do końca rundy (kilka godzin później taką informację podał Tomasz Włodarczyk w serwisie meczyki.pl – przyp. red.).

W ostatnich tygodniach forma zarówno Rakowa, jak i GKS-u wyraźnie poszła w górę. To, co jeszcze nas łączy, to lanie od ostatniego w tabeli Piasta Gliwice. Jak do tego doszło w Częstochowie?
Na ten temat nie powiem zbyt wiele, bo choć w ciągu ostatnich 18 sezonów opuściłem zaledwie siedem domowych meczów Rakowa, to właśnie z Piastem był jeden z nich. Ani go nie oglądałem, ani też nie analizowałem tej porażki. Po pierwsze, Daniel Myśliwiec jest dobrym trenerem i szybko odcisnął swoje piętno na drużynie, a po drugie liga jest mega wyrównana i nawet tak niskie miejsce w tabeli jak Piasta nie znaczy, że nie potrafią się odgryźć. Inna sprawa, że Rakowowi zawsze lepiej gra się z drużynami z czołówki – nie wiem, czy to kwestia motywacji, czy czegoś innego. Mimo że Piast zdobył 6 punktów z naszymi drużynami, to uważam, że w końcowym rozrachunku znajdzie się mimo wszystko w trójce spadkowiczów.

Jeśli natomiast chodzi o czołówkę ligi, to wielokrotnie podkreśla się w mediach postawę Jagiellonii, która dobrze prezentuje się we wszystkich rozgrywkach. Tymczasem Raków radzi sobie równie dobrze, o ile nie lepiej, bo w przeciwieństwie do Jagi nadal ma szansę na Puchar Polski. Cele na ten sezon pozostają niezmienne?
Zdecydowanie. Zarówno trener, jak i piłkarze zarabiają takie pieniądze, że nie ma innego celu jak mistrzostwo. Pochwały dla Jagiellonii przypominają mi laurki dla Rakowa przy okazji marszu z 1. ligi do Ekstraklasy – jak to wszystko było doskonale poukładane. Jaga wygląda nawet lepiej – ogromny stadion, odpowiednie zaplecze infrastrukturalne i kibicowskie. Z kolei Raków jest w Polsce wyśmiewany przede wszystkim za brak stadionu. Mieliśmy swoje pięć minut zachwytów w mediach, a teraz każdy gorszy moment jest dodatkowo rozdmuchiwany. Nic się jednak nie zmienia: zarówno mistrzostwo, jak i Puchar Polski są dla nas mega ważne. Do tego jak najdłuższa gra w Lidze Konferencji. Po to sztab liczy tylu ludzi, by odpowiednio przygotować zespół do wszystkich rozgrywek, a wyniki muszą przyjść. Tym bardziej że w Pucharze robi się powoli autostrada do finału.

Musicie tylko uważać, by nie utknąć na bramkach z napisem „GKS Katowice”, ale przy odpowiednim zrządzeniu losu być może jeszcze będzie okazja o tym porozmawiać. Tymczasem skupiacie się na lidze i rozgrywkach europejskich. Czujecie się już w Sosnowcu jak u siebie?
W żadnym wypadku. Nie było tak ani w Bełchatowie, ani teraz w Sosnowcu. Trzeba być wdzięcznym włodarzom obu miast, że Raków miał gdzie grać, ale nie da się czuć dobrze poza Częstochową. Niby to tylko 60 kilometrów, ale każdy mecz w Sosnowcu bardziej przypomina bliski wyjazd niż mecz u siebie. Ciężko przyciągnąć tłumy na takie mecze, szczególnie tych najmłodszych – w Częstochowie byłoby to dużo prostsze. Sam stadion jest kapitalny do oglądania meczu, natomiast u siebie będziemy tylko w Częstochowie, choć na ten moment jest to nierealne. I pewnie w ciągu najbliższych lat się to nie zmieni.

Mimo że spodziewam się odpowiedzi, to i tak zadam ci to samo pytanie, co ostatnio: co nowego dzieje się w sprawie stadionu dla Rakowa?
Odpowiadam tak samo: nic się nie dzieje. Jakieś rozmowy się toczą, ale dopóki nie zobaczymy łopat na terenie budowy, to nie uwierzymy w żadne obietnice. Nie da się ukryć, że blokuje to rozwój klubu i Marek Papszun musi czuć to samo. Za każdym razem słyszy od prezesa, że rozmowy z Miastem są w toku – po pięciu czy sześciu latach można mieć już tego dość.

W poprzednim sezonie typowałeś gładkie 3:0 dla Rakowa w Częstochowie, tymczasem mecz potoczył się zupełnie inaczej.
Rzeczywiście, mój typ się nie sprawdził i po meczu śmiałem się w duchu, co ze mnie za znawca. Moim zdaniem tym meczem przegraliśmy mistrzostwo Polski, więc po czasie zabolało podwójnie. Szczególnie nie lubię przegrywać z Legią, Widzewem czy Lechem, a tutaj przyszła porażka z beniaminkiem. Mówi się trudno, bo takie wpadki się zdarzają. Myślę, że w najbliższą niedzielę 3:0 dla nas już musi być. Raków jest w gazie, a GieKSa będzie delikatnie podmęczona pojedynkiem z Jagiellonią, który musiał was sporo kosztować. Raków też co prawda grał ze Śląskiem, ale moim zdaniem wyglądało to trochę tak, jakby grał na pół gwizdka. Dlatego forma fizyczna będzie działać na naszą korzyść.

Wiem, że byłeś na Nowej Bukowej w pierwszej kolejce tego sezonu. Jak wrażenia?
Jak wspominałem w naszej poprzedniej rozmowie, tylko raz miałem okazję być na starej Bukowej – załapałem się na ostatni wyjazd w ubiegłym roku. W tym sezonie wiedziałem, że z powodu narodzin dziecka będę musiał odpuścić część wyjazdów, dlatego ucieszyłem się, że do Katowic jechaliśmy na samym początku i zdążyłem się do was wybrać. Miałem podobne odczucia jak z meczu w Lublinie – imponujący stadion, wszyscy ubrani na żółto, mnóstwo ludzi i kapitalny doping. Wielokrotnie podkreślałem, że doping ekip ze Śląska, takich jak GieKSa czy Górnik, to ścisły top w Polsce. Co do samego meczu to nie powiem za wiele, bo nie należę do tych, którzy szczególnie skupiają się na analizie boiskowych wydarzeń, najważniejsze było zwycięstwo 1:0. Cały wyjazd wspominam więc bardzo dobrze, z wyjątkiem incydentu z rozpylonym gazem, który wprowadził trochę zamieszania.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nowa Bukowa pisze swoją historię

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wydaje nam się, że i tak dużo przeżyliśmy w tym roku, GieKSa dokłada kolejną cegiełkę. Do wspomnień. Do historii. Do legendy. Rok 2025 to kolejny, który będziemy mogli wspominać z rozrzewnieniem i dumą. To nie jest jeszcze podsumowanie, bo czeka nas niedzielny mecz z Rakowem Częstochowa. Ale to, jak szybko Nowa Bukowa zaczęła pisać swoją historię, jest po prostu ewenementem. Ten stadion to już nie nowość i ciekawostka. To miejsce, w którym JUŻ przeżyliśmy piękne chwile, o których będziemy pamiętać na zawsze.

Wczorajsze późne popołudnie i wieczór było magiczne. Nie pamiętam tak głośnych i długich podziękowań i świętowania po meczu. Mimo mniejszej niż na meczach ligowych frekwencji było w tym tyle esencji, a euforia utrzymująca się po bramce Bartosza Nowaka była ciągle wyczuwalna. Nasz zespół osiągnął naprawdę wielki sukces ogrywając – nie waham się tego określenia użyć – obecnie najlepszą drużynę w Polsce. Tak, Jaga mimo chwilowego zawahania (które i tak nie jest naznaczone porażkami), jest w mojej opinii najlepiej i najrówniej grającą drużyną naszej ekstraklasy. I co najlepsze – GieKSa wygrała ten mecz zasłużenie. Znów żelaznym realizowaniem taktyki i przede wszystkim efektywnością w działaniu. Piłkarze Jagi dwoili się i troili próbując wejść w nasze pole karne, a wręcz bramkowe, ale zaraz mieli naprzeciw siebie gąszcz nóg i tułowi katowickich rywali. Nasi piłkarze byli jak smok, któremu w momencie obcięcia jednej nogi (czytaj minięciu jednego przeciwnika), wyrastały trzy nowe. Przez to Jaga nie stworzyła sobie bardzo klarownych sytuacji. Było kilka zamieszań, kilka strzałów z dystansu, kilka interwencji Strączka. Ale summa summarum, podobnie, jak w meczu z Pogonią, zagrożenia wielkiego z tej ofensywy Jagi nie było.

Pan Piłkarz Bartosz Nowak… Boże. Przecież to jest obecnie najlepszy piłkarz ekstraklasy. Inteligencja i efektywność tego zawodnika sprawia, że śmiało może on kandydować do najlepszego piłkarza GKS w ostatnim dwudziestoleciu. Przy czym nie mówimy tu o dorobku, długiej grze, tylko walorach czysto piłkarskich. Uważam, że od czasu Przemysława Pitrego nie mieliśmy tak dobrego zawodnika, tyle że Bartek i od tego zawodnika jest dużo lepszy. To inny poziom, inna liga. Cieszmy się, że mamy takiego piłkarza w swoich szeregach. W poprzednim sezonie trochę kręciliśmy nosem, bo choć zawodnik imponował swoimi niekonwencjonalnymi zagraniami i również był efektywny, zaliczał asysty, to jakoś mieliśmy wrażenie, że jest tego za mało, jak na jego potencjał. Teraz ten potencjał wybuchł ze zdwojoną siłą. Zawodnik jest to wprost doskonały i dla takich ludzi dzieci zaczynają się interesować piłką nożną i wieszają plakaty nad łóżkiem. Po prostu mistrz.

W wywiadzie dla GieKSaTV Bartek powiedział, że pierwsza bramka to w zdecydowanej większości zasługa Marcela Wędrychowskiego. Mam z tym stwierdzeniem problem, bo zgadzam się, ale nie do końca. To znaczy uważam, że większość zasługi w tym golu jest i Marcela, i Bartka. Wiem, że to wbrew logice, ale trudno. Zaraz się skupię na Marcelu, ale to co zrobił Bartosz tym minięcie na spokoju przeciwnika to też był majstersztyk. Przecież gdyby uderzył od razu, ryzykowałby trafieniem w blokujących przeciwników. A tak zamarkował strzał, nawinął i już nie miał żadnych przeszkód, by trafić do siatki. To był jego kunszt. Wielu piłkarzy stosuje nadmierne dryblingi, nawet w takich sytuacjach, ale często są one zupełnie bez sensu. Tutaj było to działanie w ściśle określonym celu – zwiększenia prawdopodobieństwa zdobycia bramki. I to się udało perfekcyjnie.

W pierwszej połowie Bartek często stosował taki subtelny pressing, próbował przewidzieć błąd rywala, więc gdy Piekutowski miał piłkę, robił taki ruch, to w lewo, to w prawo, by ewentualnie przeciąć piłkę. Dosłownie pomyślałem sobie wtedy, że mało prawdopodobne jest, że coś takiego się uda, ale po chwili przyszła druga myśl: Pan Piłkarz Bartosz Nowak wie, co robi i skoro tak robi, to jest duża szansa, że w końcu będzie z tego efekt. I choć nie bezpośrednio, to jednak taki błąd przeciwnika wykorzystał właśnie Marcel Wędrychowski. To jak katowicki De Bruyne wyczuł i doskoczył do golkipera gości, to też była klasa. Liczyła się szybkość. I oczywiście geneza tego gola jest po stronie Marcela. A potem był już kunszt Nowego.

W ataku zagrał tym razem Ilja Szkurin. Zawodnik przepychał się z rywalami, walczył. Sytuacji przez sporą część meczu nie miał. Ale jak już przyszło do pokazania swoich umiejętności, to i tu Białorusin spisał się świetnie. Najpierw świetne przyjęcie klatką, potem asysta oczywiście od Nowaka, no i pozostało już pewne wykończenie. Choć przyznam, że bardziej niż ten gol, podobało mi się zachowanie Ilji, przy golu na 3:1. Poszedł jak ten dzik na Vitala i już sam nie wiem, czy nasz zawodnik dziubnął tę piłkę czy rywal, ale ta agresja to było coś wspaniałego i doprowadziła ona do tego, że piłka trafiła pod nogi Nowaka, a ten – znów w wybitny sposób – strzelił niczym bilą do łuzy. W ogóle mam wrażenie między Szkurinem, a Nowakiem jest jakaś chemia, to jak współpracują i cieszą się wspólnie po bramkach, ten uśmiech na ustach i radość – coś pięknego. A Ilja w ogóle jeszcze punktuje u mnie dodatkowo tym, że ma kota – ale to już prywata 😉

Około 80. minuty byłem też pod wrażeniem jednej rzeczy i bardzo ceniłem nasz zespół. Mianowicie za to, że nie cofnęliśmy się do głębokiej defensywy. Oczywiście kilka razy byliśmy bardzo głęboko, bo Jaga rzuciła na nas wszystkie siły, do Imaza dołączyli Pululu czy Pietuszewski i mając dwubramkową stratę, logicznym było, że ruszą na nas. I czasem zakotłuje się w polu karnym. Jednak GieKSa starała się jak tylko mogła oddalić grę i dość często to się udawało. Ceniłem to dlatego, bo nieraz w takiej sytuacji zespoły cofają się już na stałe w swoją szesnastkę i tylko czekają na wymiar kary. Zamiast po prostu grać swoje. Powiedziałem sobie wtedy w duchu – właśnie w tej 80. minucie – że jeśli GKS straci dwa gole, to nie będę miał żadnych pretensji za ten sposób gry, bo ostatecznie to zmniejsza ryzyko utraty bramek, a nie zwiększa. Ostatecznie Jagiellonia strzeliła gola z rzutu karnego, bo Rafał Strączek w drugim meczu z rzędu znokautował rywala (poprzednio Kuuska, teraz Pozo), ale to była jedyna bramka gości w tym spotkaniu. I Rafał się do tego przyczynił również, broniąc dobrze i pewnie.

Ten mecz miał kilka analogii ze spotkaniem z ekstraklasy z poprzedniego sezonu. Znów wygraliśmy 3:1. Znów gola strzelił Pululu. I znowu katowiczanie zdobyli bramkę po fatalnym błędzie rywali w wyprowadzaniu piłki. Wtedy Nowak odebrał piłkę Halitiemu i gola strzelił Adrian Błąd, tym razem to Nowy był egzekutorem po świetnym odebraniu od Piekutowskiego. I znów euforia.

Dodajmy, że to już druga bramka w tym sezonie, w której nasz piłkarz odbiera piłkę bramkarzowi przeciwnika. W Płocku Rafałowi Leszczyńskiemu futbolówkę sprzed nosa zgarnął Marcin Wasielewski. Pressing się opłaca!

Nie zapominajmy też o świetnej defensywie naszej drużyny. To była kontynuacja gry z meczu z Pogonią. Poświęcenie, żółty (w tym przypadku czarny) mur naszych piłkarzy, wślizgi, bloki i wybloki. To co było naszym mankamentem na początku sezonu, w dwóch ostatnich meczach stało się chlubą. Nasz zespół znakomicie gra w obronie. A jeśli dołożymy do tego fakt, że nie opieramy się tylko na kontrach, tylko budujemy ciekawie swoje akcje ofensywne, można powiedzieć, że rozwój tej drużyny trwa w najlepsze.

Kolejnym naszym problemem były tracone nałogowo bramki do szatni. Już o tym zapomnieliśmy, choć Pululu akurat trafił na kilka minut przed końcem. Ale ostatnio mamy mecze na zero z tyłu, tych goli do szatni też po prostu nie zaliczamy. A tymczasem trend się odwrócił. Gdy ja się cieszyłem, że mamy spokojne 0:0 do przerwy i jedna minuta doliczona, GieKSa przeprowadziła swoją skuteczną akcję. Dla mnie to był totalny bonus, bo mentalnie byłem przy remisie do przerwy. A potem w doliczonym czasie całego meczu Bartosz ponownie strzelił gola.

Euforia po tej bramce była niebywała. Z wszystkich spadło ciśnienie. Te okrzyki „GKS! GKS!” i „Loooo, lolo loooooooo” po bramce przypominały stare czasy, jeszcze z lat 90., kiedy właśnie tak celebrowało się bramki. Absolutnie piękna sprawa.

Trener oczywiście na konferencji jest „oficjalny”, więc gdy zapytałem go, czy ma satysfakcję, że utarli nosa Jagiellonii za ten mecz ligowy, który się nie odbył powiedział, że nie rozpatruje tego w takich kategoriach. Za to my, jako kibice możemy – bo to też jest kwintesencja kibicowania, takiego bym powiedział w stylu angielski, czyli takie prztyczki, docinki. Więc troszkę Jaga dostała za swoje za to, że nie przygotowali boiska i lekceważąco podeszli zarówno do naszej drużyny, jak i kibiców, którzy do Białegostoku przyjechali. Chytry traci. Więc nie było co kombinować, trzeba było w tamtą niedzielę zagrać. Choć może Jaga wiedziała, co ją czeka i po prostu się bała?…

Myślałem o takim performancie, żeby trenerowi Siemieńcowi wręczyć łopatę do odśnieżania po meczu, ale stwierdziłem, że nie będę takich cyrków robił, choć wydaje mi się to całkiem zabawne (ach, pamiętny Puchar Pepco). Jednak nawet gdybym już miał sprzęt przygotowany, to w ostatniej chwili bym zrezygnował. Widząc przybitego trenera gości, włączyłaby mi się empatia i po prostu bym mu już nie dowalał. Poza tym mógłbym z tej konfrontacji nie wyjść żywy 😉

Jesteśmy w ćwierćfinale. Po raz pierwszy od 21 lat. W końcu po latach upokorzeń, kompromitacji i pucharowych dramatów, przeszliśmy już trzy rundy i zagramy na wiosnę w tych rozgrywkach. Czy znów naszym przeciwnikiem będzie ekipa z ekstraklasy? A może jakaś drużyna z niższej ligi? W ósemce znalazły się Avia Świdnik, Zawisza Bydgoszcz i Chojniczanka. To byłyby bardzo ciekawe opcje. W każdym razie droga na Narodowy zrobiła się realna. Trzeba będzie walczyć o to ze wszystkich sił.

W niedzielę Raków. Na zakończenie roku. GKS Katowice ma obecnie sześć zwycięstw w siedmiu ostatnich meczach. Bilans to znakomity. Trochę osób wieszczyło, że po porażce z Piastem w pozostałych spotkaniach nie zdobędziemy już żadnych punktów, że wszystko przegramy. Tymczasem mecz w Białymstoku się nie odbył, a potem z Pogonią i Jagą GKS po bardzo dobrej grze odniósł zwycięstwa. Naprawdę – wierzmy w tę drużynę.

Oczywiście z Rakowem łatwo nie będzie, bo piłkarze Marka Papszuna złapali dobry rytm. Odprawili z kwitkiem Rapid Wiedeń i Arkę strzelając im po cztery gole, wyeliminowali także Śląsk Wrocław. Więc przeciwnik jest trudny, ale przecież w lutym pokonaliśmy go w Częstochowie. A GieKSa jest na tyle w dobrej dyspozycji, że nie ma powodów, by nie wierzyć, że przy Limanowskiego nasz zespół nie jest w stanie grać o zwycięstwo.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Graliśmy przeciw bardzo mocnej drużynie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu GKS Katowice wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn Rafał Górak i Thomas Thomasberg. Poniżej główne wypowiedzi szkoleniowców, a na samym dole zapis audio całej konferencji prasowej.

Thomas Thomasberg (trener Pogoni Szczecin):
Gdy się zaczyna i kończy mecz przegrywając, to nigdy nie jest to dobry wynik. Dzisiaj mieliśmy bardzo duże posiadanie piłki i w porządku liczbę okazji bramkowych, ale ich nie wykorzystaliśmy i nie strzeliliśmy bramki. Nad tym musimy pracować. To jest rozczarowujący wieczór, bo w defensywie musimy pracować nad takimi rzeczami, które nie funkcjonowały, bo GKS miał tylko kilka sytuacji, a wynikało z nich zagrożenie lub utrata bramki. Musimy więc włożyć więcej pracy w defensywie. Gdy tu jechaliśmy, to wiedzieliśmy, jakie mamy mankamenty w obronie, a i tak nie udało się tych dziur załatać. Przed nami za kilka dni trudny mecz pucharowy i z dzisiejszego meczu możemy wyciągnąć jakieś pozytywne wnioski. Stworzyliśmy kilka dobrych sytuacji. Musimy też wyciągnąć lekcję, co było źle, bo chcemy awansować dalej. Dwa mecze zostały do końca tej rundy i musimy pokazać się z jak najlepszej strony.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Bardzo cieszymy się i jesteśmy zadowoleni z trzech punktów. Graliśmy przeciwko bardzo mocnej drużynie, szczególnie w atakowaniu. Wiedzieliśmy, jak wielkie i trudne zadanie nas czeka, bo Pogoń, gdy złapie luz i zdobędzie bramkę, to bardzo ciężko ich zatrzymać, co pokazał choćby mecz z Zagłębiem Lubin. W pierwszej połowie po drugiej bramce za nisko zeszliśmy do obrony. Ósemki powinny grać trochę wyżej, Adam Zrelak też był gotowy do wypchnięcia i wydaje mi się, że wtedy moglibyśmy poszukać czegoś zdecydowanie więcej, bo wydaje mi się, że mieliśmy przeciwnika trochę zachwianego i gdybyśmy strzelili trzecią bramkę, to byłoby nam – nawet z punktu widzenia kontrolowania gry – dużo łatwiej. W przerwie skorygowaliśmy to, wyszliśmy ósemkami trochę wyżej, napastnikiem – jednocześnie braliśmy pod uwagę to, że Pogoń będąca długo przy piłce może popełnić błąd i na taką okazję czyhaliśmy. Można było parę rzeczy lepiej rozwiązać w kontratakach i wtedy pokusić się o zakończenie, a tak do końca meczu były zdecydowane i mocne emocje. Natomiast jestem pod wrażeniem gry obronnej w samym polu karnym, bardzo wiele strzałów zostało wyblokowanych przez naszych zawodników i to jest duży plus, bo to są rzeczy ćwiczone przez nas. Bardzo cieszą trzy punkty, które chcieliśmy zadedykować całej rodzinie Jasia Furtoka.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga