Dołącz do nas

Siatkówka

Bajkowe zwycięstwo GieKSy!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Kolejny mecz w katowickim Spodku, GKS rozpoczął z jedną zmianą w wyjściowej szóstce, na środku siatki Pawła Pietraszko zastąpił Tomasz Kalembka. Goście natomiast przystąpili do rywalizacji w niezmienionym składzie po ostatnim swoim zwycięstwie.

Mecz bardzo dobrze zaczął się dla GKS-u. Karol Butryn skończył pierwszy atak po bloku gości w aut, następnie Tomasz Kalembka zablokował skutecznie atak Bartłomieja Grzechnika (2:0). Co prawda potem mieliśmy trzy błędy własne z obu stron – w kolejności Butryn po taśmie w aut, Janeczek po prostej również w aut oraz zepsuta zagrywka Sobańskiego (3:2) – ale po nich zaczął się pierwszy One-Man Show w dniu dzisiejszym Tomasza Kalembki. Po skutecznym ataku po skosie Serhija Kapelusa (4:2) na zagrywkę powędrował nasz środkowy i posłał trzy asy serwisowe z rzędu! I dopiero sam sobie przerwał tę passę posyłając kolejny serwis w siatkę (7:3). Gra GKS-u nabierała rozmachu i po następnym asie Kapelusa oraz błędzie przy rozegraniu Dmitrija Storożyłowa, przewaga naszej drużyny była już spora (11:4). Goście ocknęli się na chwilę zdobywając trzy oczka z rzędu – Bartłomiej Lipiński z ataku, Grzechnik zablokował Butryna, a pierwszą dłuższą wymianę skończył Bartosz Janeczek  (11:7) – ale potem szybko wróciła dobra i skuteczna gra GieKSy. Mocny atak Butryna po skosie, blok punktowy Kalembki oraz efektowna akcja z pipe’a Kapelusa na czystej siatce, dały ponowne wyraźna prowadzenie gospodarzom (15:9). GKS stracił jednak potem skuteczność w pierwszej akcji i gdy Milos Vemić zablokował Kalembkę, a Janeczek posłał asa (15:12), to zmusił trenera Piotra Gruszkę do wzięcia czasu. Po przerwie Butryn zaatakował mocno po bloku, jednak chwilę później Rafał Sobański nie przyjął zagrywki Wojciecha Sieka (17:16) i nasza przewaga stopniała już tylko do jednego punktu. Po mocnym ataku ze skrzydła po bloku gości w wykonaniu Kapelusa, Ukrainiec zepsuł zagrywkę, a Bartłomiej Lipiński zablokował Butryna (18:18) i po naszej sporej przewadze pozostały już tylko wspomnienia. Wreszcie pokazał się skuteczną akcją ze środka Bartłomiej Krulicki (19:18), a potem przez chwilę karty rozdawali siatkarze z Bielska. Trzy dobre ataki w wykonaniu Grzechnika oraz dwa razy Janeczka, przeplatane zostały trzema zepsutymi serwisami – kolejno Lipińskiego, Grzechnika i Janeczka (22:21). Rozgrywający bielszczan Storożyłow wyrównał wynik lekkim przebiciem piłki nad siatką w nasze boisko. Następnie kibice zgromadzeni w hali byli świadkami przełomowego momentu tego seta. Butryn jak się wydawało zaatakował piłką w siatkę i sędzia główny przerwał grę przyznając punkt gościom, jednakże wzięty przez naszego trenera challenge pokazał, że piłka po odbiciu się od siatki dotknęła ręki jednego z blokujących siatkarzy BBTS-u i tym samym sędzia musiał zmienić swą decyzję, anulując punkt dla gości i nakazał jego powtórkę, ponieważ gra mogła być wtedy kontynuowana. Po tej przerwie, Krulicki zaatakował ze środka, a sędziowie odgwizdali błąd piłki niesionej przez libero gości (23:22) i zamiast bielszczan, to katowiczanie wyszli na prowadzenie. Kolejną kontrę mocnym atakiem po skosie zakończył Kapelus (24:22), czym zmusił słowackiego trenera BBTS-u do wzięcia czasu. Po niej Piotr Gruszka zmienia naszego rozgrywającego Marco Falaschiego na Gerta Van Walle, oczywiście celem podwyższenia bloku. Akcja gości została wyblokowana i z konieczności piłkę musiał wystawiać środkowy Krulicki, który zrobił to na tyle skutecznie, że Kapelus mocnym atakiem skończył tego seta na naszą korzyść (25:22).

 

Druga partia zaczęła się od wymiany ciosów. Na atak ze skrzydła Lipińskiego, odpowiedział Sobański zbiciem piłki po bloku, a na punkt zdobyty przez Janeczka z przechodzącej piłki, odpowiedział Kapelus atakiem z drugiej linii (2:2). Błąd Janeczka przejścia linii trzeciego metra (4:3) dał GKS-owi pierwsze prowadzenie w tym secie. Potem mieliśmy rzadko spotykany fragment w meczu, gdy to trzynaście kolejnych akcji w wykonaniu siatkarzy GKS-u decydowało o zdobywaniu kolejnych punktów przez obie drużyny. Prócz dobrych ataków, jak blok Krulickiego na Lipińskim oraz jego dwa zbicia piłki ze środka, as serwisowy Kapelusa oraz jego atak ze skrzydła, czy blok Sobańskiego również na Lipińskim i mocny atak po bloku, zdarzały się również i błędy w postaci czterech zepsutych zagrywek oraz nieczystego odbicia piłki przez Falaschiego. Fragment ten przerwał dopiero atak Janeczka w antenkę (12:9) oraz time out dla gości. W następnej części tego seta kibice zobaczyli po cztery skuteczne ataki z obu stron (Butryn i Kapelus po 2 oraz Lipiński i Janeczek po 2) oraz jedną zepsutą zagrywkę po stronie GKS-u oraz trzy po stronie BBTS-u, co dało wynik 19:14 i spokojne oraz wyraźne prowadzenie. Złe rozegranie piłki Storożyłowa do Vemicia dopisało kolejne oczko na konto GieKSy, ale potem Falaschi zaserwował w siatkę (20:15). Mimo dwóch kolejnych skutecznych ataków GKS-u, Butryna ze skrzydła oraz Kapelusa z przechodzącej piłki (22:15), troszkę niepokoju wniosły trzy proste błędy własne, dotknięcia siatki Butryna i zbyt niskiego rozegrania Falaschiego do Kalembki, a na dodatek Kapelus chciał przyjąć serwis Krzysztofa Bieńkowskiego na palce (22:18), co kompletnie mu nie wyszło. Ten słabszy okres gry przerwał trener Piotr Gruszka, wykorzystując przerwę na żądanie. Po niej Butryn zaatakował mocno ze skrzydła, a bardzo długą wymianę zakończył skutecznym blokiem Krulicki (24:18), co dało naszej drużynie piłkę setową. Pierwszą zepsuł Kalembka serwując w aut, drugą obronił atak Pawła Gryca, który wykorzystał przechodzącą piłkę (24:20). Trzecią piłkę setową wydawało się, że zakończył skuteczny blok siatkarzy GKS-u, ale sędziowie zauważyli dotknięcie siatki przez Karola Butryna (24:21) i znów musiał zareagować Piotr Gruszka wziętym czasem. Po przerwie na nasze szczęście, problem z zamknięcie tej partii rozwiązał Adam Bartos posyłając z zagrywki piłkę daleko w aut (25:21).

Po dziesięciominutowej przerwie Bartos zaczął od zepsutej zagrywki, Butryn skończył z przechodzącej piłki, ale szybko goście wyrównali za sprawą swego skutecznego ukraińskiego rozgrywającego (2:2). Od tego momentu GKS rozpoczął swój koncert gry. Kalembka wykonał „zdrapkę” na środku, a potem zablokował Kamila Kwasowskiego, a Butryn skończył swój atak oraz kolejną przechodzącą piłkę, na co goście zdołali odpowiedzieć tylko dobrym atakiem Bartosa i asem Storożyłowa, co dało wynik 8:4 i time out dla BBTS-u. Trzy bloki punktowe GKS-u w wykonaniu Butryna oraz dwa Krulickiego, przedzielone asem serwisowym Kalembki dały już dużą przewagę (12:4). Po niej dwa błędy własne w postaci serwisu Kalembki w aut oraz autowego ataku Sobańskiego (12:6) dały chwilową nadzieję gościom na odwrócenie losów tego meczu. Butryn mocnym atakiem po bloku, Krulicki ze środka i ponownie Karol mocno po prostej, utrzymywały wciąż bezpieczną przewagę (15:8). Kolejny fragment seta w roli głównej z Rafałem Sobańskim, który wpierw został zablokowany przez Mariusza Gacę, potem sam sprytnie wypchnął piłkę po rękach rozgrywającego gości, aż w końcu zepsuł zagrywkę (18:12). Po spokojnym i pewnym ataku ze skrzydła Kapelusa (19:12) nastąpił kolejny akt spektaklu pt. One-Man Show w wykonaniu Tomasza Kalembki. Trzy z rzędu asy serwisowe naszego środkowego, przedzielone challengem dla gości oraz wziętym czasem, a po czwartej zagrywce Butryn zablokował Gryca (23:12), doprowadziły do prawdziwego pogromu bielszczan w tym secie. Paweł Gryc w jednym z ostatnich ataków obił skutecznie nasz blok (23:13), ale potem sędziowie odgwizdali błąd dotknięcia siatki i mieliśmy pierwszą piłkę meczową. Tę skończył bez problemu Kapelus mocnym atakiem po bloku gości w aut (25:13). I w ten sposób GKS znów okazał się lepszy od bielskiej drużyny. Najlepszym siatkarzem spotkania wybrano Butryna, choć większość obserwatorów tego meczu uważało, że bardziej na to wyróżnienie zasłużyli Kapelus i Kalembka. Trudno się z tym nie zgodzić, w moim odczuciu to właśnie nasz środkowy Tomasz Kalembka zasłużył na to wyróżnienie.

 

GKS Katowice – BBTS Bielsko-Biała  3:0 (25:22, 25:21, 25:13)

GKS: Falaschi, Butryn (17), Krulicki (8), Kalembka (11), Kapelus (14), Sobański (4), Stańczak (libero) oraz Van Walle, Stelmach, Mariański (libero). Trener: Piotr Gruszka.  MVP: Karol Butryn.
BBTS: Storożyłow (4), Janeczek (7), Grzechnik (2), Siek (2), Vemić (1), Lipiński (6), Koziura (libero) oraz Bieńkowski (1), Gryc (2), Gaca (5), Bartos (1), Kwasowski (1), Czauderna (libero), Trener: Rastislav Chudik.

 

Przebieg meczu:
I:  5:2, 10:4, 15:9, 20:19, 25:22.
II:  5:4, 10:9, 15:11, 20:14, 25:21.
III:  5:2, 10:4, 15:8, 20:12, 25:13.

 

GKS-BBTS 1

 

GKS-BBTS 2

 

GKS-BBTS 4

 

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Popłynęli w Szczecinie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W niedzielne popołudnie piłkarze GKS-u Katowice pojechali na wyjazdowe spotkanie do Szczecina w ramach 27. kolejki PKO BP Ekstraklasy. W wyjściowej jedenastce doszło do czterech zmian i od pierwszej minuty zagrali Szymczak, Kuusk, Drachal i Gruszkowski.

Pierwszą połowę zaczęli zawodnicy GieKSy, ale nie stworzyli realnego zagrożenia. W trzeciej minucie Filip Szymczak wyszedł sam na sam z bramkarzem i mimo tego, że i tak był na spalonym, to nie zdołał pokonać Cojocaru. Chwilę później Alan Czerwiński ruszył prawą stroną boiska aż do linii końcowej i wrzucił piłkę w pole karne. Obrońca gospodarzy strącił futbolówkę wprost pod nogi Oskara Repki, który pokusił się o strzał zza pola karnego, ale został on zablokowany. Pierwszy kwadrans spotkania nie porwał piłkarsko, ale GieKSa częściej zapędzała się pod bramkę Pogoni i dłużej utrzymywała się przy piłce. W 15. minucie Kudła źle wybił piłkę i zrobiło się groźnie pod bramką GieKSy, na szczęście nasz bramkarz zdołał się zrehabilitować i wybronił strzał Kolourisa. Chwilę później znów Pogoń była bliska zdobycia bramki, ale zawodnik gospodarzy uderzył niecelnie. W 19. minucie zrobiło się sporo zamieszania w polu karnym Cojocaru, gdy Mateusz Kowalczyk delikatnie trącił piłkę głowa, zmieniając jej tor lotu, ale nic z tego nie wyszło. W kolejnych minutach gra przeniosła się głównie w środkową strefę boiska i żadna drużyna nie była w stanie skonstruować składnej akcji. W 33. minucie Koutris przeniósł piłkę nad bramką Kudły, uderzając lewą nogą. Chwilę później Drachal był bliski zdobycia bramki, ale w ostatnim momencie piłka mu odskoczyła. W 42. minucie Loncar uderzył głową z bliskiej odległości, ale Kudła zdołał ją wybić końcówkami palców. Po wznowieniu z rzutu rożnego Dawid Drachal chciał oddalić zagrożenie i w momenciem gdy wybijał piłkę, to podbiegł Kurzawa, który dostał prosto w skroń i potrzebował pomocy medycznej. W doliczonym czasie pierwszej połowy Gruszkowski rzucił się, aby zablokować strzał Koutrisa i piłka niefortunnie odbiła mu się od ręki. Po długiej przerwie i analizie VAR sędzia wskazał na jedenastkę, którą  pewnie wykorzystał Koulouris. Po tej bramce arbiter zakończył pierwszą połowę.

Na drugą połowę GieKSa wyszła w takim samym składzie, natomiast w drużynie Pogoni doszło do jednej zmiany. Po czterech minutach drugiej połowy Koulouris znów wpisał się na listę strzelców – tym razem pokonał Kudłę z bardzo bliskiej odległości, a piłkę wrzucił Kamil Grosicki, który przepchał i objechał bezradnego Alana Czerwińskiego. W kolejnych minutach GieKSa, chcąc odrabiać straty, odsłoniła się jeszcze bardziej, co próbował wykorzystać Wahlqvist, ale uderzył bardzo niecelnie. Po upływie godziny gry trener Rafał Górak pokusił się o potrójną zmianę. Na boisko weszli Błąd, Bergier i Galan. Chwilę późnej Arkadiusz Jędrych wpuścił swojego bramkarza na minę. Źle obliczył odległość do Kudły i zagrał zbyt lekko i niedokładnie do tyłu. Kudła musiał opuścić bramkę, aby ratować sytuację i po serii niefortunnych podań piłka trafiła pod nogi Grosickiego, jednak jego strzał został zablokowany przez naszego bramkarza. W 68. minucie Sebastian Bergier wyszedł sam na sam z bramkarzem, ale nie trafił w światło bramki, była to idealna okazja na złapanie kontaktu. Chwilę później Loncar został sfaulowany przez Kuuska, ale sędzia puścił akcję i do piłki dobiegł Sebastian Bergier, który zaliczył… soczysty upadek. W kolejnych minutach gra zrobiła się bardzo rwana i było dużo niedokładności w obu zespołach. W 82. minucie Kacper Łukasiak pokonał Dawida Kudłę strzałem na dalszy słupek. Warto zaznaczyć, że ten zawodnik wszedł na boisko… minutę wcześniej. Pięć minut później Koulouris trzeci raz wpisał się na listę strzelców, pokonując Kudłę strzałem na długi róg. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie.

6.04.2025, Szczecin
Pogoń Szczecin – GKS Katowice 4:0 (1:0)
Bramki: Koulouris (45-k, 49, 87), Łukasiak (82).
Pogoń Szczecin: Cojocaru – Wahlqvist, Loncar, Borges, Koutris (86. Lis), Gamboa, Ulvestad, Kurzawa (80. Smoliński), Przyborek (46. Wędrychowski), Grosicki (81. Łukasiak), Kolouris (88. Paryzek).
GKS Katowice: Kudła – Gruszkowski (62. Galan), Czerwiński, Jędrych, Kuusk (80. Komor), Wasielewski – Drachal (62. Błąd), Kowalczyk, Repka, Nowak (88. Marzec) – Szymczak (62. Bergier).
Żółte kartki: Kowalczyk.
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).
Widzów: 19 938.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nie schodźcie z obranej drogi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Co GKS Katowice wraca na swój stadion po nieudanym wyjeździe to wygrywa. Podobnie było tym razem. Po wysokiej porażce w Szczecinie (choć zbyt wysokiej patrząc na samą grę), katowiczanie mieli zmierzyć się z walczącą o życie Puszczą Niepołomice.

W końcówce sezonu takie mecze zawsze są trudniejsze niż – po pierwsze wcześniej, a po drugie – niż wskazywałaby na to tabela. Zazwyczaj drużyny z dołu się po prostu budzą – wcześniej czy później. Nie zawsze i nie wszystkie – te które pobudki nie zrobią lub nie zrobią jej odpowiednio wcześnie – spadają z ligi. Mamy w tym sezonie aż nadto przykładów. Obudziła się Korona – na samym początku rundy wiosennej – i dziś jest praktycznie pewna utrzymania. Niedawno na wysokie obroty wskoczył Radomiak – i choć przegrał ostatnio dwa mecze – również ma niezłą pozycję w tabeli, a przecież startowali od 0:5 do przerwy w Białymstoku. Skazywane na pożarcie Zagłębie Lubin wygrało dwa mecze i znacząco poprawiło swoją sytuację. A Śląsk Wrocław? Ci to dopiero zaczęli grać. Zagrzebani na ostatnim miejscu, pod wodzą Alana Simundzy zaczęli punktować aż miło i po wielu, wielu kolejkach w końcu osiemnaste miejsce opuścili i są na styku jeśli chodzi o bezpieczną strefę!

Zamieszana w walkę o utrzymanie Puszcza również czeka na to przebudzenie. Był jeden moment, w którym wydawało się, że podopieczni Tomasza Tułacza wskoczyli na właściwe tory. Mowa o wygranej w Gdańsku 2:0. Ta wygrana z zespołem z dołu tabeli, ale też dobrze wówczas grającą Lechią, była pewna i wydawało się, że Puszcza może stać się takim Radomiakiem czy Koroną. Nic z tych rzeczy. Co prawda potem zdarzyło się jeszcze zwycięstwo z Piastem, ale poza tym było słabiutko. Sytuację mógł też trochę uratować Puchar Polski, gdzie niepołomiczanie wygrali na Konwiktorskiej, ale potem Pogoń zmiotła ich w półfinale. Tym motywacyjnym drygiem mógł być też uratowany w doliczonym czasie gry z Rakowem remis. Nie wyszło. Puszcza przegrała w Katowicach i choć jest minimalnie nad kreską, czeka ich niebywała i ciężka batalia o pozostanie w lidze. Za tydzień grają z niezłym Radomiakiem, potem mają Pogoń i Lecha, będą też bezpośrednie potyczki ze Stalą i Śląskiem. Oj, nie będzie u Żubrów nudno.

To jednak problemy naszych ligowych rywali. GieKSa z tą walczącą o życie drużyną sobie poradziła i to przegrywając do przerwy. Nawet trener Tułacz – zasadniczo nieszczędzący swoim podopiecznym słów krytyki – dziwił się, że nie było aż takiej determinacji. Za to w Lidze Plus eksperci mówili, że z Puszczą narzucającą swój styl gry, przejąć tę rolę jest trudno – a GieKSie się to udało. Nie da się ukryć, katowiczanie zdominowali rywali i w tym kontekście był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie – no, powiedzmy druga połowa, bo do pierwszej można się przyczepić.

To był pierwszy mecz w obecnych rozgrywkach, w którym GieKSa przegrywała i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 28. kolejce. Dla porównania powiedzmy, że w ostatnich pięciu meczach poprzedniego sezonu, taka sytuacja miała miejsce… trzy razy (z Polonią, Tychami i Wisłą). Dlatego nawet jeśli taka sytuacja zdarza się raz na jakiś czas, to jednak tyle meczów bez odwrócenia ich losów to sporo. W drugą stronę mieliśmy to trzy razy – z Legią, Koroną i Motorem. A jedynymi drużynami, które pozostają bez przechylenia szali na swoją korzyść są Piast, Puszcza, Śląsk, Lechia.

Żeby dołożyć łyżeczkę dziegciu co do wczorajszego spotkania, to trzeba przyznać, że do pewnego momentu aspirowało ono do jednego z najbardziej frustrujących w tym sezonie. Mam tu na myśli taką niemoc, pewnego rodzaju bezsilność, która – wydawało się – może mieć miejsce. Bo jak przegrywaliśmy wysoko, to GieKSa była ewidentnie słabsza. Jak przegrywaliśmy mecze, których nie powinniśmy przegrać, bo graliśmy dobrze, była irytacja i złość. Ale wczoraj to było jeszcze coś innego. GieKSa niby atakowała, niby stwarzała sytuacje, ale ostatecznie wszystko szło w ręce Komara, ewentualnie było niecelne, tak jak strzał Dawida Drachala z początku meczu. Dodatkowo było widać dużą determinację i dynamikę. To nie był chodzony mecz. Z jednej strony można było myśleć, że taka gra daje szansę na pozytywny rezultat, z drugiej te wykończenia były dość mizerne. No i przede wszystkim Puszcza prowadziła po naszym dość dużym błędzie. Więc trzeba było zdobyć nie jedną, a dwie bramki. Niewiadomą było, jak się to wszystko potoczy.

Ta łyżka dziegciu się zdematerializowała, bo ostatecznie GKS w drugiej połowie grał podobnie jak w pierwszej, a dodatkowo wzmocnił ten sposób gry i w końcu zaczęło wychodzić. Czyli wchodzić. Trzy bramki zdobyte po przerwie mają swoją wymowę. Najpierw Alan Czerwiński dosłownie wypatrzył Sebastiana Bergiera, który po prostu nie mógł tego zmarnować. Potem swoje firmowe zagranie zaliczył Bartosz Nowak i Bergi a la „Franek – łowca bramek” (skoro jesteśmy już przy wiślackich porównaniach trenera) podcinką trafił do siatki. Mało się mówi o trzecim golu, a to co zrobił Marcin Wasielewski przecież było bardzo klasowe. Minął rywala delikatnym podbiciem piłki, a potem to podbicie powtórzył nad bramkarzem, wystawiając piłkę do pustej bramki. To było doprawdy doskonałe i jeśli mówimy o Tsubasie Dawida Drachala w jego kapitalnej akcji w pierwszej połowie, to nie można tego japońskiego bohatera kreskówek nie przyrównać do Wasyla, przy czym Wasyl zrobił to błyskawicznie, a nie jak Tsubasa biegł z piłką przez boisko przez pół odcinka okrążając niemal całą kulę ziemską 😉

Swój sposób gry – to było coś, co trener powtarzał w rundzie jesiennej. Można powiedzieć, że jesienią to wychodziło w bardziej spektakularny sposób, choć nadal musimy pamiętać, że dawało to mniej punktów niż obecnie. Ale pod względem wizualnym, spotkanie z Puszczą rzeczywiście pokazało bardzo dużą dominację nad rywalem.

GieKSa jest w środku tabeli dlatego, że… nie zawsze nam wychodzi. Bartosz Nowak ma potencjał na to, by dawać jeszcze więcej. I ostatecznie coś mu w tych meczach zawsze wyjdzie – jakieś idealne podanie i asysta – bo to po prostu bardzo jakościowy zawodnik. Ale tu może być jeszcze lepiej. Sebastian Bergier nastrzelał już trochę tych bramek, ale ich też może być jeszcze więcej. Coraz lepiej prezentuje się Dawid Drachal i jakby tylko udało się wyciągnąć go z Rakowa, byłoby doskonale, bo ten zawodnik to bardzo duży talent. Naprawdę w tej drużynie drzemie spory potencjał. Na ten moment jest bardzo dobrze. A może być jeszcze lepiej. Tylko prośba do trenera – nie schodźcie z obranej drogi. Wychodźcie z założenia, że rozwój jak najbardziej, ale lepsze czasem jest wrogiem dobrego. Można i trzeba ulepszać i poprawiać, ale nie na siłę. Naprawdę jest dobrze.

Osiągnęliśmy magiczną granicę 38 punktów. Można już mieć absolutnie spokojną głowę. GieKSa w przyszłym sezonie będzie grać w ekstraklasie i dalej sławić Katowice w ligowej piłce. Nie mogliśmy sobie wymarzyć na początku sezonu – a już zwłaszcza po pierwszej kolejce z Radomiakiem – w jakim miejscu będziemy na sześć kolejek przed końcem. Pięknie.

A Dawid Abramowicz, ani żaden inny Craciun czy Atanasov nie okazali się Kojiro 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Budujemy nową twierdzę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W dzisiejszym spotkaniu nasza drużyna pokonała 3:1 Puszczę Niepołomice. Zapraszamy na drugą galerię z tego meczu, którą przygotował dla Was Kazik.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga