Dołącz do nas

Felietony

Brak transferów = Potrzebny cudotwórca

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Do ligi pozostaje miesiąc, a na główny akord okresu przygotowawczego – obóz w Turcji – GKS Katowice wylatuje na dniach. Ktoś by powiedział, że okres przygotowawczy, a także zawarte w nim okienko transferowe, również jest bardzo ciekawe. I tak by może było, gdyby nie to, że z tego pierwszoligowego „mercato” wyłączony jest klub z Bukowej.

Lata mijają i wszelkie plagi na ten klub spadały sukcesywnie. Ale tak słabej przerwy pod kątem roszad kadrowych nie pamiętam. Minął miesiąc nowego roku, inne kluby co rusz zatrudniają nowych zawodników, nie mówiąc o testach. Co się dzieje w GKS Katowice? Do klubu doszedł jedyny Bartłomiej Poczobut, testowanym był Waleńcik, gdzieś tam w ramach współpracy trenuje Marchewka z Rozwoju i kilku juniorów. GieKSa w tej przerwie zimowej nie doświadcza nawet czegoś takiego jak spekulacje transferowe, bo po chwili od jakiejś mglistej informacji o jakimś zawodniku – jest on kontraktowany przez jednego z pierwszoligowych rywali.

To samo tyczy się odejść z GKS. Oczywistym jest, że kadra już nie będzie specjalnie odchudzana i na wiosnę będziemy oglądać tych, co zawsze.

Zasadniczym pytaniem jest, jaki pomysł ma na tę drużynę Jacek Paszulewicz. W domyśle oczywiście walki o ekstraklasę, bo 6 punktów straty to żadna strata. Jeśli szkoleniowiec ma w głowie cel awansu, a zakładam, że innej opcji nie ma, to naprawdę jestem ciekaw, jak sobie wyobraża kadrę i składy meczowe. Nie mówię o konkretnej jedenastce, ale o jego polityce składowej, którą ma w głowie. Czy jest zdania, że drużyna jesienią spisała się na tyle dobrze, że zestawienia na wiosnę mogą być podobne? Czy uważa, że siła jest w doświadczeniu „starych wyjadaczy”? A może obecność młodzieży na treningu to sygnał, że chce także ich wprowadzić jako ważny czynnik, mający również pomóc w walce o promocję?

Bo oczywiście możemy sobie mówić, że kasa, kasą i nas na kogoś tam nie stać albo inny klub nas przebił w walce o zawodnika (choć to nie będzie dobrze świadczyć o całym klubie). Natomiast ta wielka cisza transferowa w postaci braku testowania nawet ciekawych zawodników z niższych lig jest lekko zatrważająca. Tu już nie gra temat pieniędzy, tylko chęci trenera do sprawdzania takich zawodników. Ale żeby ich sprawdzać i wysłać zaproszenie, to trzeba o takich zawodnikach w ogóle wiedzieć. Czy trener Paszulewicz wie? A jeśli nie on, to kto ma wiedzieć?

Jeśli nie będziemy mieli jakiejś bomby transferowej (czyli w ogóle jakiegokolwiek wzmocnienia) w ciągu tych kilku dni do wylotu na obóz – będzie to w praktyce oznaczało, że w 99% kadra ze zgrupowania będzie tą, która będzie grać w lidze. Owszem – i po powrocie ktoś może przyjść – ale wtedy znów pojawi się gadka, że zawodnik nie przepracował rundy, bo myślał, że będzie grał w klubie A, testowali go w klubie B, a on trafił ostatecznie do GKS, bo nie porozumiał się z klubem C. I będzie dochodził do siebie przez kilka miesięcy, tak jak wiecznie kontuzjowany Peter Sulek.

Brak transferów nie przeszkadza w tym, żeby GKS nie powalczył o awans. Szanse jednak są mniejsze z jednego podstawowego powodu. Nowi zawodnicy mogliby wnieść nową jakość mentalną do tego zespołu, mentalność zwycięzców. Pozostając w obecnym kształcie kadry, trener musi znaleźć magiczny przełącznik w mózgach zawodników – pomiędzy „olewactwo”, a „walka do upadłego” i umiejętnie załączy tę drugą opcję. Bo jeśli nie wykona tego manewru, będzie znów tradycyjny płacz i zgrzytanie zębów. |

A jeśli znajdzie, to po prostu będzie cudotwórcą. Nie trenerem. Cudotwórcą.



7 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

7 komentarzy

  1. Avatar photo

    Piotr

    1 lutego 2018 at 10:52

    Mamy prokicia foszmanczyka plizge carimagicia to są zawodnicy którzy powinni nas do ekstraklasy pociągnąć tylko trzeba z nich wyciągnąć wszystko co się da

  2. Avatar photo

    StoczeK

    1 lutego 2018 at 11:07

    Piotr
    Tym zawodników co wymieniłeś chyba nie po drodze ekstraklasa (ew.Prokic,Cerimagic ) .Fosa już nie jest zawodnikiem na ekstraklase,tak samo Plizga. Im jest dobrze na zapleczu. Kasa na koncie jest. Jedno zwycięstwo na kilka meczów by pokazać że walczą i zamydlaja obraz rzeczywistości

  3. Avatar photo

    Wojciech

    1 lutego 2018 at 11:52

    Co roku mieliśmy wiele transferów z nazwiskami, które dawały duże nadzieje na awans i nic z tego nie wyszło. Może teraz właśnie wyjdzie dajmy czas trenerowi i rozliczny go po zakończeniu sezonu.

  4. Avatar photo

    Damian

    1 lutego 2018 at 19:43

    Moim zdaniem pierwszy do pozbycia się to Kamiński , który gra u nas już wiele lat i wiecznie na niskim poziomie (jego samobóje mnie dobijają) drugi to Fosa, który wiele meczów po prostu przechodził (brak ambicji) i Goncerz, bez formy (chociaż po przeczytani dzisiejszego wywiadu z nim można dać mu jeszcze jedną szansę). Tyle w temacie.

  5. Avatar photo

    Irishman

    1 lutego 2018 at 22:29

    Fajnie się czyta te wszystkie wywiady, deklaracje, że teraz to już na BUM! CYK! CYK! będą ciężko pracować i dobrze grać! Tylko niech mi ktoś wytłumaczy niby dlaczego przez wiele wiele miesięcy nie dało się, a teraz nagle się da?!?!?!
    Zgadzam się Shellu, że na papierze mamy niezłą drużynę! Tylko faktycznie czekamy na cud, który spowoduje, że ona nagle zacznie grać na miarę swoich możliwości!

  6. Avatar photo

    Mecza

    2 lutego 2018 at 07:47

    @Irishman, tak samo pomyślałem. Goncerz pieprzy o kulcie pracy itp. Mogli sami zapieprzać po godzinach jeśli uważali że słabo pracują. Czerwiński nie patrzył na trenera z klubu tylko robił swoje.

  7. Avatar photo

    artur

    2 lutego 2018 at 15:38

    Gonzo pisze pod publike, czyta te nasze komentarze. Niestety ludzie już się poznali na nim, że jest za słaby na Gieksę. Tu trzeba twardzieli pokroju tych z lat 90 a nie wyżelowane panienki.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kompromitacja w Tychach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.

Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.

Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.

GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)

1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman

GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.

GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga