Stadion
Budowa stadionu na finiszu
Prezydent Katowic Marcin Krupa symbolicznie rozpoczął układanie murawy na głównym boisku nowego kompleksu sportowego. To jeden z ostatnich etapów budowy, która powinna zakończyć się 31 października. Potem rozpoczną się odbiory i uzyskiwanie licencji, a w międzyczasie powstaną sklep kibica, strefa hotelowa i gastronomiczna. W pobliżu powstaje także układ drogowy, zarówno dla obsługi samego stadionu, jak i do poruszania się w rejonie Załęskiej Hałdy.
– Trwają intensywne prace związane z wykańczaniem stadionu miejskiego. Pod koniec października budowa ma zostać zakończona i rozpoczną się odbiory. Przez najbliższe dni układana będzie murawa na płycie głównej stadionu miejskiego. Murawa pochodzi z najlepszej obecnie dostępnej plantacji. Ten sam rodzaj trawy układany jest na dwóch boiskach treningowych. To gwarancja tego, że także przygotowania do meczów będą odbywały się w bardzo dobrych warunkach, na podłożu najlepszym dla zawodników – mówi Marcin Krupa, prezydent Katowic.
Na boiskach treningowych już jest, a na boisku głównym właśnie rozpoczęło się układanie murawy. Zanim została dostarczona do Katowic, musiała zostać starannie przygotowana przez producenta, co polegało między innymi na bardzo skrupulatnym procesie pielęgnacji i odpowiednim nawożeniu. Naturalna murawa spełnia wszystkie standardy dla boisk w Europie do gry na najwyższych poziomach rozgrywkowych i jest zgodna z bardzo wymagającą normą DIN 18035-4. Gotowa do gry jest już po 24 godzinach od zakończenia montażu, a w utrzymaniu odpowiednich warunków będą pomagać systemy podgrzewania, odwodnienia i nawodnienia.
Układanie murawy to nie jedyne obecnie roboty prowadzone przez wykonawcę, który obecnie jest na ostatniej prostej przed zgłoszeniem obiektu do odbiorów. – Realizowane są także roboty wykończeniowe, jak malowanie, meblowanie, wprowadzanie oznaczeń na trybunach czy rozruch systemów obsługujących obiekt. W trakcie jest również ustawianie opraw oświetleniowych. System składa się z 500 reflektorów led dynamicznie zarządzanych dla całego obiektu. Co ciekawe, umożliwia on dostosowywanie ich pracy do rytmu muzyki płynącej z nagłośnienia stadionu, które w ostatnich dniach było poddawane testom – mówi Jarosław Łuczyński, dyrektor działu inwestycji kubaturowych, Katowickie Inwestycje S.A., która w imieniu miasta pełni nadzór nad budową.
– Obecnie trwają intensywne prace wykończeniowe, które obejmują m.in. loże VIP, przestrzenie gastronomiczne oraz szatnie dla piłkarzy. Te kluczowe przestrzenie, będące sercem funkcjonalności stadionu, są realizowane z ogromną dbałością o detale, aby zarówno zawodnicy, jak i kibice, mogli cieszyć się najwyższym komfortem – dodaje Wojciech Pałczyński, dyrektor Oddziału Południe NDI S.A.
Budowa miejskiego kompleksu sportowego potrwa do końca października. – Potem zaczną być realizowane odbiory, a także procedury związane z uzyskaniem licencji, by obiekt mógł być wykorzystywany do organizacji wydarzeń sportowych – wyjaśnia Andrzej Hołda, prezes zarządu, Katowickie Inwestycje S.A.
Sklep kibica, strefy gastronomiczne, przestrzeń hotelowa
Niezależnie od budowy obiektu i oddania go do użytku będzie realizowane stworzenie i wyposażenie stref komercyjnych. – Trwa przetarg na zaprojektowanie, wykonanie i wyposażenie przestrzeni gastronomicznych i hotelowych, sklepu kibica, a także strefy VIP. Pod koniec października planowane jest otwarcie ofert od zainteresowanych wykonawców, a podmiot, z którym zostanie podpisana umowa, będzie miał osiem miesięcy na zrealizowanie wszystkich prac. Realizacja tej części inwestycji w żadnym stopniu nie wpłynie na możliwości korzystania z obiektu już wiosną 2025 roku – mówi Paweł Cebula, prezes spółki Stadion Miejski Katowice Sp. z o.o.
W pobliżu nowy układ drogowy dla lepszej komunikacji stadionu i rejonu
W sprawnej organizacji wydarzeń na terenie miejskiego kompleksu sportowego pomoże budowany właśnie układ drogowy. Dwuetapowa inwestycja obejmuje m.in. stworzenie dwóch parkingów: jednego dla kibiców, gości i służb, a drugiego dla obsługi obiektu. Drugi etap obejmuje przebudowę ulic Upadowej, Kochłowickiej, Bocheńskiego i Załęska Hałda. Dzięki temu przemieszczanie się przez tą część miasta będzie sprawniejsze, wygodniejsze i bezpieczniejsze dla wszystkich uczestników ruchu. Jak w przypadku każdej inwestycji oprócz samych prac drogowych zakres zadań obejmuje też liczne działania towarzyszące. – W tym przypadku to nie tylko przebudowa i budowa sieci uzbrojenia podziemnego, takich jak kanalizacja deszczowa, sieć wodociągowa, sieci elektroenergetyczne, teletechniczne, ale także wykonanie niezbędnych elementów towarzyszących, takich jak budowa chodników i dróg rowerowych, oświetlenia ulicznego, przebudowy sygnalizacji świetlnej jak i elementów oznakowania – tłumaczy Agnieszka Dutkiewicz, dyrektor ds. budowy infrastruktury technicznej w spółce Katowickie Inwestycje S.A.
Pierwszy etap, czyli układ drogowy w bezpośrednim otoczeniu stadionu, będzie udostępniony do użytku z początkiem 2025 roku. Z kolei roboty budowlane przy układzie drogowym wokół Bocheńskiego mają zostać zakończone w maju 2025.
Stadion piłkarski i hala widowiskowo-sportowa – wiele funkcji w jednym miejscu
Powstały miejski kompleks sportowy składa się z dwóch obiektów. Pierwszym z nich jest stadion piłkarski. Cztery nachylone trybuny – trzy dwudziestojednorzędowe i jedna dwudziestorzędowa – pomieszczą łącznie piętnaście tysięcy kibiców. Połączone są ze sobą skośnymi narożnikami, pod którymi umieszczone są bramy, umożliwiające dostęp do płyty boiska samochodom, a także przewietrzenie murawy. Drugim obiektem jest hala widowiskowo-sportowa z widownią na ponad trzy tysiące widzów. Kompleks otacza kolumnada słupów, które stanowią podporę dla konstrukcji stalowego dachu, a w pobliżu znajdują się także dwa boiska treningowe.
Koszt robót budowlanych związanych z powstaniem stadionu i hali to 229 mln zł netto (281 mln zł brutto).
Hokej
Kompromitacja w Tychach
W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.
Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.
Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.
Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.
GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)
1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman
GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.
GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.








Najnowsze komentarze