Dołącz do nas

Felietony

Coś dla masochistów… (po raz drugi)

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Co roku (a w zasadzie co pół roku) po ostatnim zakończonym meczu ligowym, w naszej redakcji zaczyna się czas dyżurów. Ma to na celu wzięcie odpowiedzialności przez każdego z redaktorów za pojawianie się newsów na stronie przez tydzień swojego dyżuru, ale z drugiej strony daje też możliwość odpoczynku od naszej społecznej pracy przez cały rok. Jak na nieszczęście, mojej skromnej osobie, przychodzi pełnienie pierwszego dyżuru. Czynię to z niekłamaną niechęcią, bo liga zakończyła się ponad tydzień temu, a ja muszę wrócić myślami i emocjami do tego, co niszczyło mnie przez ten rok. Czyli do drużyny piłkarskiej GKS Katowice. W tym tygodniu pojawią się podsumowania poszczególnych formacji w rundzie jesiennej, na początek jednak tradycyjny sprint przez 20 meczów tego sezonu, które już zostały rozegrane. Czytacie na własną odpowiedzialność, prosimy też odstawić jedzenie i napoje na czas lektury (dozwolone są tylko napoje wyskokowe – dla ukojenia).

Lista hańby
Do tejże listy kompromitacji w Pucharze Polski dopisana została Siarka Tarnobrzeg. Dzieciaki z Tarnobrzega okazały się lepsze od naszych zawodników, którzy w pewnej części byli nowi. Nie zrobili oni wiele, żeby na stadionie Siarki osiągnąć choćby remis. Grali niemrawo, bez wyrazu, ale wygrać z ekipą z drugiej ligi było obowiązkiem. Tak się nie stało i po tych wszystkich Luboniach, Zdzieszowicach i Niepołomicach, doszedł Tarnobrzeg.

Nie dojechaliśmy na pierwszą połowę. Gra się nam nie układała, byliśmy mało komunikatywni, nie pomagaliśmy sobie na boisku – powiedział po meczu trener Piotr Mandrysz.

Rekord świata
W takich kategoriach należy rozpatrywać wizytę kibiców pod szatnią piłkarzy już po meczu 1. kolejki. Frustracja osiągnęła swój szczyt, ale tak naprawdę to była symboliczna 35. kolejka poprzedniego sezonu – jeśli chodzi o emocje kibiców. Klęska w Pucharze i kompromitacja ze słabą Pogonią u siebie była ciosem. Do tego widzieliśmy, jak na tle naszych zblazowanych gwiazdek, poruszali się szybcy i żwawi zawodnicy Pogoni – nie było dla nich straconych piłek. W końcówce zdobyli zwycięskiego gola.

– Można zarzucić piłkarzom niedostatki umiejętności, ale nie można zarzucić, że nie chcieli, bylibyśmy nieuczciwi – swoją osobliwą wersję na temat zaangażowania wygłosił szkoleniowiec.

Blisko euforii
Po tak katastrofalnych meczach kibice dali piłkarzom szansę na wyjeździe w Legnicy. I piłkarze swoją – tym razem ambitną postawą – sprawili, że mecz został prawie wygrany. Mimo braków piłkarskich byliśmy zadowoleni z zaangażowania. Swoje zrobił Paweł Mandrysz, który po rajdzie zdobył bramkę. Niestety w doliczonym czasie gry wątpliwy karny dla Miedzi pozbawił nas wygranej.

– Oddaliśmy inicjatywę przeciwnikowi, ale nie starczyło nam argumentów, by w ofensywie przenieść ciężar gry na połowę przeciwnika w dłuższym wymiarze czasu – tym razem przytomnie wypowiadał się trener.

Bukową zdobywają już byle leszcze
Oczywiście to „leszcze” tylko na potrzeby tego artykułu. Bo piłkarze Puszczy byli kolejnymi poważnymi zawodnikami, z ambicją, pomysłem na grę, którzy na tle piłkarzy GKS pokazali się z dobrej strony i wygrali. Nasza twierdza przypominała wówczas domek z kart, co potwierdziło się zresztą w dalszej fazie sezonu.

– Ugrzęźliśmy w dole tabeli i taka jest prawda na chwilę obecną. Winę za taki stan rzeczy ponoszę ja jako trener – słowa szkoleniowca po spotkaniu.

Napastnik Prokić
Nawet jeśli Serb nie gra typowo w ataku, to najlepiej czuje się zbiegając do środka i jako rasowy napastnik wykańczając akcje. W Częstochowie GKS w końcu zagrał dobrze, szybko uzyskał dwubramkowe prowadzenie i wygrał.

– Gratuluję moim podopiecznym bo zagrali solidne spotkanie i zasłużenie zdobyli trzy punkty – pierwszy raz zadowolony mógł być opiekun piłkarzy GKS.

Jest iskierka nadziei
Prawdziwym sprawdzianem miało być spotkanie z Chojniczanką, czyli naszym rywalem do awansu z poprzedniego sezonu. GieKSa zagrał bardzo dobre spotkanie, zachowała czyste konto (co jak się później okaże – będzie rzadkością) i wygrała w pełni zasłużenie. Szalał Adrian Frańczak, który zapomniał, że nie umie grać w piłkę. Świetnie w defensywie i ofensywie. To było to spotkanie, które dało nam wielką nadzieję na kolejne spotkania.

– Paradoksalnie najtrudniejszym momentem był ten po strzeleniu gola, bo przywrócił się od razu film z dwóch dotychczasowych meczów na Bukowej. Obawiałem się, że znowu wypuścimy zwycięstwo z rąk, dzisiaj jednak graliśmy dobrze – mówił trener, a sytuacja na szczęście po raz trzeci się nie powtórzyła.

Żółwie lub piłkarzyki – jak kto woli
Oczekiwaliśmy, że po dwóch wygranych w dobrym stylu, z Odrą Opole będzie hat-trick. Niestety z ambicji i dobrej gry nic nie zostało. Mieliśmy snujących się ledwo na nogach zmęczonych życiem ludzi. To było ambicjonalne zero, na domiar złego ze straconą bramką w końcówce po fatalnym błędzie Midzierskiego i Abramowicza. Na swoje szczęście Midzier w końcówce po „ręce Boga” wyrównał i katowiczanie nie przegrali kolejnego meczu u siebie.

– Powiem tak – jeśli w trzech pierwszych spotkaniach zdobyliśmy jeden punkt, a teraz w trzech – siedem, to na pewno jest progres, aczkolwiek do pełni szczęścia zabrakło zwycięstwa – mówił Mandrysz.

Garbaty myli bramki, a my przegrywamy z najgorszą drużyną
Po sześciu meczach Wigry miały na koncie dwa remisy i cztery porażki. Trener Artur Skowronek nie wygrał meczu od 50 lat (oprócz meczu z GKS jako trener Olimpii). Więc najlepszym rozwiązaniem było przyjechać na Bukową, żeby sobie wygrać. Jednak Wigry były na tyle słabe, że Robin Hoodem postanowił być Damian Garbacik, który nieatakowany przez nikogo po prostu kopnął do własnej bramki. Szczyty kompromitacji zaczęły być coraz bardziej wygórowane.

– Tego nie wolno robić na żadnym szczeblu rozgrywek i w pierwszej lidze również – sensownie skonstatował trener Piotr.

Sosnowiec się śmieje, a Cygan ma dość
Chcieliśmy rehabilitacji na stadionie Ludowym, chcieliśmy też rewanżu za poprzedni sezon. Niestety znów dostaliśmy w tytę, przegrywając 0:3, a zawodnicy pozwolili, by nasz klub był wyzywany i obrażany. Nie wytrzymał tej zniewagi prezes Wojciech Cygan i po meczu podał się do dymisji. Późno, jak na upokorzenia, których musiał doświadczyć ze strony piłkarzy.

– Nie jesteśmy zadowoleni z tego, trzeba z tym żyć, chociaż szkoda, że głównym aktorem tego spotkania nie byli dzisiaj piłkarze – szkoleniowiec zrzucił odpowiedzialność za porażkę na sędziów.

Rozjechana defensywa
W Mielcu już do przerwy było 0:3. Nasi obrońcy grali kryminalnie. Nie pilnowali pozycji, a na domiar złego, zamiast blokować strzał Janoty z dystansu, chytali się za jajka, nie robiąc ruchu do przeciwnika. W drugiej połowie udało się wcisnąć dwie bramki, ale come backu z wiosny (wówczas 3:3) nie było.

– Druga połowa pokazała, że tak. Po pierwszej odpowiedź byłaby negatywna – odpowiedział trener na pytanie, czy z tego zespołu da się jeszcze coś wyciągnąć.

Już z ambicją, jeszcze z frajerstwem
W meczu z mocnym Chrobrym katowiczanie grali ambitnie i prowadzili już 2:0. Szczerze mówiąc przy takiej grze i prowadzeniu, nie mieli prawa wypuścić tego z rąk. Piłkarze GKS pokazali jednak, że niemożliwe nie istnieje i stracili dwie bramki z niczego.

– Przeszliśmy z nieba do piekła, bo jeden punkt w naszej sytuacji nas nie zadowala – mówił były zawodnik Pogoni Szczecin.

Sprinter Kędziora
W obecności ponad 700 kibiców GKS grał w zimnym Bytowie. To nie był jakiś wybitny pojedynek, ale znów przyzwoitość w kwestiach wolicjonalnych była zachowana. W końcu pierwszą bramkę zdobył Błąd, ale najbardziej godnym uwagi był sprint Wojciecha Kędziory po defensywnym stałym fragmencie – wiekowy napastnik odsadził wszystkich i strzelił w końcówce zwycięskiego gola.

– Gratuluję zawodnikom zaangażowania na boisku, ale nad jakością piłkarską musimy popracować, bo presja i stres wpływa na moich zawodników nie tak, jak powinna. To powoduje, że gramy nie tak, jak byśmy chcieli – mimo wygranej trener sygnalizował już pewne sprawy związane z psychiką zawodników.

Tym razem euforia
W Bielsku GieKSa grała średnio. Jednak szybko po stracie bramki udało się wyrównać. I gdy wydawało się, że mecz zakończy się remisem, świetnie w doliczonym czasie gry sytuację sam na sam wykorzystał Adrian Błąd. Zawodnik zdobył drugą bramkę z rzędu i wprowadził trybunę gości w euforię. Ten moment był chyba najjaśniejszym podczas całej jesieni i choć na chwilę dał nam radość.

– Gratuluję mojej drużynie, bo myślę, że piłkarsko zagraliśmy dzisiaj najlepszy mecz. Nie mówię tego tylko przez pryzmat wyniku, ale tego, że przeciwnik przez większość meczu miał z nami duże problemy – mówił szkoleniowiec, w czym też była prawda, bo Podbeskidzie miało problemy z konstruowaniem akcji.

Pewnie na rozgrzewce
W środku tygodnia GKS zagrał ostatni mecz przed derbami z Ruchem Chorzów. Dobra gra i pewna wygrana – trzecia z rzędu – dała nam świetne nastroje i duży optymizm przed pojedynkiem z Niebieskimi. Trzy punkty zostały odhaczone.

– Przesunęliśmy się do środka tabeli i to powinno dobrze wpłynąć na morale, to taki plusik, który mam nadzieję, ze będzie dużym plusem – powiedział Mandi senior.

Napluli w twarz, największy raz
Mecz z Ruchem Chorzów to była klęska i jeden wielki dramat. Wielka otoczka, nadzieję kibiców na to, że z odwiecznym, ale dawno niespotkanym rywalem, dodatkowo ostatnim w tabeli, będzie pewna wygrana. Niestety znów kopaczyny nie stanęły na wysokości zadania. Przerżnęli ten mecz już w pierwszej połowie, a mogło być 0:3 do przerwy. Oddali ten mecz bez takiej walki, jaką chcielibyśmy oglądać. Dali chorzowianom fetę po powrocie ich autobusu na Cichą.

– Z przebiegu spotkania zagraliśmy dobry mecz, a w drugiej połowie bardzo dobry – przytoczmy tylko ten cytat, który powoduje, że człowieka wygłaszającego takie opinie, nie powinno być w naszym klubie.

Sabotaż w Tychach
Pierwsza połowa z GKS Tychy – w momencie, gdy powinna być rehabilitacją za Ruch – była położeniem się na murawie. Była oddana bez 1% walki. Zawodnicy celowo nie angażowali się w grę i odpuścili to spotkanie. Słabo grające Tychy wygrały prestiżowy mecz, a kibice kolejnego kibicowskiego rywala mieli satysfakcję.

– Nie zgodzę się, że nie chcieliśmy. Może do przerwy tak – bo tak to wyglądało – nawet trener potwierdził, że piłkarzom się nie chciało.

Palec Kędziory
Z Olimpią gościom animuszu starczyło na 15 minut. Potem GKS ze słabiutkim rywalem robił co chciał i wygrał 2:0, a gol Kędziory był ozdobą spotkania i bramką roku w wykonaniu piłkarza GKS. Niestety potem pan gwiazdor uciszał kibiców przytykając palec do ust. Co po derbowych spotkaniach było mocno nie na miejscu.

– Wierzę głęboko, że z dwóch wyjazdów przywieziemy punkty, bo myślę, że na wyjazdach gra się nam łatwiej – jakże ciekawie wypowiedział się szkoleniowiec GKS Katowice, dając tym samym pstryczka w nos kibicom.

Szaleństwo Plizgi i Błąda
W wyjazdowym spotkaniu z Górnikiem GKS grał słabo, siermiężnie, topornie itd. Przegrywał znów z najsłabszą drużyną tej ligi, która i w tym meczu tę słabość potwierdzała. Na szczęście trener zrobił zmiany, które dały wygraną. Plizga i Błąd w ciągu kilku minut rozmontowali defensywę gospodarzy, swoje dołożył też Cerimagić. Po końcówce przypominającej Pogoń z 2011, katowiczanie zdobyli trzy punkty. Wszystko już po głupiej czerwonej kartce Kalinkowskiego.

– Pokazaliśmy hart ducha, zaangażowanie, poparliśmy to wieloma składnymi akcjami, które dały nam w pełni zasłużone trzy punkty – zgadzaliśmy się z trenerem jeśli chodzi o hart ducha, nie jeśli chodzi o sytuacje.

Rzut karny
W arktycznych warunkach w Siedlcach GKS nie grał źle, ale nie potrafił zdobyć gola z akcji. Z zespołem, który u siebie wygrał tylko jeden mecz. Więc zaraz po meczu było OK, ale potem oceniając na chłodno, pozostawał spory niedosyt.

– Remis połowicznie nas cieszy, bo przyjechaliśmy z nastawieniem zrewanżowania się gospodarzom za porażkę w pierwszej rundzie – szkoleniowiec nie krył połowicznej radości po tym spotkaniu.

Wygrana dająca iluzję
W ostatnim meczu roku GKS wygrał u siebie z mocną Miedzią i zakończył sezon z 6-punktową stratą do miejsca premiowanego awansem. Spłaszczona tabela daje informację, że jesień nie była taka taka zła. Ale to tylko złudzenie – wszystkie kluczowe mecze były przegrane. Wygrana z Miedzią zaciemnia obraz mało ambitnej drużyny.

– Ruchy personalne determinuje wynik, my dziś kończymy rundę i na pewno w najbliższych dniach będziemy analizować kadrę i ewentualne możliwości uzupełnienia kadry. Jestem przeciwnikiem rewolucji, w lecie to miało miejsce. Jestem zwolennikiem drobnych retuszy bo czas działa na korzyść zespołu. Nieprzypadkowo przez pierwsze 10 spotkań zdobyliśmy 9 punktów a w kolejnych 19. Progres jest więc duży i byłbym ostrożny by teraz mówić kogo chcemy a kogo nie chcemy w zespole. Mamy swoje przymiarki, ale życie pokaże co z tego wyjdzie – słowa trenera po spotkaniu z Miedzią tylko zmroziły krew w żyłach.

Wszystkim, którzy dotrwali do końca gratulujemy i nie zazdrościmy masochizmu. Pisanie tego artykułu było udręką. Niech to podsumowanie będzie też pewnym przypomnieniem, że wielokrotnie ta drużyna nas kibiców zwyczajnie upokorzyła. I te minus sześć punktów to jest tylko matematyka. A tak naprawdę ta ekipa nie ma przyszłości, po przyjdą kolejne kluczowe lub prestiżowe mecze i znów będzie jak zawsze…

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


5 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

5 komentarzy

  1. Avatar photo

    Cierpliwy

    4 grudnia 2017 at 22:26

    Górnik bedzie mistrzem,niebieskie bankruty spadną a MY dalej bedziemy w tej buraczanej 1lidze

  2. Avatar photo

    Mecza

    5 grudnia 2017 at 11:46

    Ja się zgadzam z trenerem. Potrzeba stabilizacji i to wystarczy do poprawy wyników. Kolejna rewolucja nawet gdyby przyszło 5 wyróżniających się zawodników z ekstraklasy przyniesie odwrotny skutek od zamierzonego. Nie przypadkowo u nas każdy notuje zjazd i kadra wydaje się przeciętna bo zanim zaskoczy gra to u nas jest już „jazda” Pisałem już, w czubie są Ci gdzie jest stabilizacja, to wystarcza aby beniaminek jechał z większością.

  3. Avatar photo

    artur

    5 grudnia 2017 at 18:04

    Mecza prosza cię skończ te głupoty, pojadą do Turcji po tę twoją stabilizację a na koniec sezonu będą się z ciebie śmiać

  4. Avatar photo

    Mecza

    5 grudnia 2017 at 18:36

    Arturze akurat co do Turcji jestem przeciwny. Powinni po górach zapieprzać po kolana w śniegu a później formę szlifować w błocie. Wrócą i będą zerkać czy im nowe, kolorowe buty się nie pobrudziły.

  5. Avatar photo

    Dziadek

    5 grudnia 2017 at 21:35

    Mając w pamięci trzy ostatnie wiosny „murowanego kandydata”, aż boję się mysleć o kolejnej…

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice

Odszedł od nas Sztukens

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Dotarła do nas smutna wiadomość o śmierci kibica GKS Katowice Grzegorza Sztukiewicza.

Grzegorz kibicował GieKSie „od zawsze” – jeździł na wyjazdy już w latach 90. Był także członkiem Stowarzyszenia Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964”. Na kibicowskim forum wpisywał się jako NICKczemNICK, ale na trybunach był znany jako Sztukens.

Ostatnie pożegnanie będzie miało miejsce 4 września o godzinie 14:00 w Sanktuarium  św. Antoniego w Dąbrowie Górniczej – Gołonogu. 

Rodzinie i bliskim składamy najszczersze kondolencje. 

 

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

GieKSa znów na koniec karci Górnik

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W przerwie reprezentacyjnej spotkały się drużyny GKS Katowice i Górnik Zabrze. Półtora tygodnia po ligowym Śląskim Klasyku, mogliśmy na Bukowej znów oglądać derbową rywalizację, tym razem w formie meczu kontrolnego.

W 10. minucie, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Łukowskiego, Arkadiusz Jędrych uderzał głową, ale nad poprzeczką. W 25. minucie GKS miał idealną okazję do zdobycia bramki. Znów po kornerze wykonywanym przez Łukowskiego, piłkę zgrywał Jaroszek, ta po rykoszecie leciała w kierunku bramki, gdzie na wślizgu jeszcze próbował ją wepchnąć do bramki Łukasiak, jednak obrońcy Górnika wybili piłkę z linii bramkowej. Po pół godziny pierwszą okazję miał Górnik – z około 17 metrów uderzał Chłań, ale czujny Rafał Strączek złapał piłkę. W 37. minucie do prostopadłej piłki z chaosu doszedł Eman Marković, który wyszedł sam na sam i płaskim strzałem pokonał Loskę. Chwilę później z kontrą ruszyli katowiczanie, Błąd i Rosołek mieli naprzeciw jednego obrońcę, Maciej zdecydował się na strzał, ale przeniósł piłkę nad poprzeczką. W 43. minucie ponownie Rosołek uderzał z dystansu, ale bez problemu dla Loski. Do przerwy GKS prowadził posiadając lekką przewagę. Górnik nie zagroził poważnie naszej bramce.

W przerwie trener dokonał kilku zmian w składzie. W 50. minucie po zwodzie uderzał na bramkę Wędrychowski, ale bramkarz bez problemu poradził sobie z tym strzałem. Chwilę później wdzierał się w pole karne Massimo, ale został powstrzymany. W 55. minucie znakomitą okazję miał Zahović, który dostał od Massimo piłkę i z centrum pola karnego uderzał na bramkę, jednak nasz golkiper świetnie interweniował. W 68. minucie Bród podał do Swatowskiego, ten uderzał kąśliwie, ale bramkarz wybił na róg. Po chwili korner wykonywał Rejczyk, a Jędrych uderzał głową, minimalnie niecelnie. W 74. minucie do wybitej przed pole karne piłki dopadł Chłań i strzelił mocno, ale świetnie interweniował nasz golkiper. Po chwili jednak było 1:1, gdy po rzucie rożnym najwyżej wyskoczył rekonwalescent Barbosa i mocnym strzałem głową doprowadził do wyrównania. W 82. minucie Galan uderzał z dystansu, ale prosto w ręce bramkarza. Trzy minuty przed końcem koronkową akcję przeprowadził… Klemenz z Buksą, a ten pierwszy po odegraniu znalazł się w idealnej sytuacji, jednak po nodze rywala strzelił nad poprzeczką. W 90. minucie katowiczanie przeprowadzili decydującą akcję. Galan podał do Swatowskiego, ten mocno wstrzelił, a na wślizgu Buksa strzelił zwycięską bramkę. Druga połowa była już bardziej wyrównana, a momentami Górnik osiągał lekką przewagę. Jednak to katowiczanie okazali się zwycięzcami i podobnie jak w ligowym klasyku na Nowej Bukowej, w samym końcu strzelili zwycięską bramkę.

3.09.2025 Katowice
GKS Katowice – Górnik Zabrze 2:1
Bramka: Marković (37), Buksa (90) – Barbosa (74)
GKS: (I połowa) Strączek – Rogala, Jędrych, Paluszek (8. Jaroszek), Wasielewski, Łukowski – Błąd Bosch, Łukasiak, Marković – Rosołek.
(II połowa) Strączek – Bród, Klemenz, Jędrych, Rogala (60. Trepka), Łukowski (60. Galan) – Wędrychowski, Bosch (60. Milewski), Marković, Rejczyk, – Buksa
Górnik: (wyjściowy skład): Loska – Olkowski, Szcześniak, Pingot, Lukoszek, Chłań, Donio, Goh, Dzięgielewski, Zahović, Massimo. Grali także: Podolski, Tsirogotis, Barbosa.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna kobiet

Post scriptum ze Słowenii

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Turniej kwalifikacyjny do Ligi Mistrzyń był spełnieniem marzeń – GieKSa wygrała dwa mecze i awansowała do ostatniej rundy eliminacji. Drużyna prezentowała się doskonale i zapewniła sobie przynajmniej cztery kolejne mecze w Europie. Zapraszamy Was do zapoznania się z naszym podsumowaniem wyjazdu do Słowenii, w którym uchylimy trochę „redakcyjnej kuchni”!

  1. Na mecz wyjechaliśmy we wtorkowy poranek w trzy osoby. Do granicy między Austrią i Słowenią czekały nas same autostrady, jednak samo przejście graniczne (widoczne w grafice do tego wpisu) było „doskonale” zabezpieczone – wąska droga, przejazd niemalże przez podwórka okolicznych domów i niespotykane na głównych drogach ostre zakręty.
  2. Przez całą drogę na miejsce towarzyszyły nam pola, głównie kukurydzy. Zgadzało się to z naszymi oczekiwaniami wobec terenów byłej Jugosławii.
  3. Jeszcze tego samego dnia postanowiliśmy wybrać się na oba obiekty – w Radenci i Murskiej Sobocie, co okazało się bardzo dobrym pomysłem. Obiekt w Radenci jest skrzętnie schowany pośród pól kukurydzy i niemal przeoczyliśmy prowadzącą do niego trasę.

    Stadion w Radenci

  4. W drugi dzień udaliśmy się na kawę do popularnej sieci fast foodów i tam szybko okazało się, że niesłusznie oceniliśmy stan postępu technologicznego kraju. Jedzenie dostarczane do stolików było za pomocą robotów, a trawniki kosiły urządzenia bez udziału człowieka.

    Robo-kelner

  5. Następnego dnia odpowiednio wcześniej zameldowaliśmy się na terenie stadionu, dostrzegając przy tym minusy – murawa była bardzo nierówna i zupełnie zniszczona w polach bramkowych. Same zawodniczki przyznawały, że dało się to odczuć, ale nikt na to przesadnie nie narzekał.
  6. Odbiór akredytacji był pierwszym sygnałem, że z językami obcymi wcale nie jest w Słowenii tak kolorowo. Jak się później okazało, pani ochroniarz chciała dopytać czy jesteśmy z klubowych mediów. Koniec końców wspólnymi wysiłkami udało się wszystko wytłumaczyć i odebrać kolorowe plakietki.
  7. Niezastąpiony ojciec Katarzyny Nowak zjawił się z przygotowaną flagą-banerem. Los chciał, że idealnie wpasowała się swoimi wymiarami w wielkość sektora, przez co prezentowała się jeszcze lepiej. Wraz z dopingiem kilkunastu gardeł pozwoliło to stworzyć namiastkę atmosfery godnej meczu Mistrzyń Polski.

    Flaga rozwieszana przez kibiców podczas turnieju w Słowenii

  8. Mecz półfinałowy wygraliśmy bardzo pewnie, co potwierdziła Karolina Koch, choć upał i narastająca bezradność Kazachstanek znacząco wpłynęły na intensywność starcia w drugiej połowie. Piłkarki w doskonałych humorach podeszły pod trójkolorowy sektor, a ich nastrój znalazł także odzwierciedlenie w pomeczowych wywiadach.
  9. W trakcie podróży na drugi półfinał (w Murskiej Sobocie) padło zasadne pytanie dotyczące wyboru jadłodajni. Z pomocą przyszedł jednak szyld na stadionie, bowiem sponsorem głównym i tytularnym kobiecej drużyny jest pizzeria „Nona”, co po polsku oznacza dosłownie pizzerię „Babcia”.
  10. Przejście spod stadionu Mury do restauracji jest spacerem przez niemal całe miasto, czyli… nieco ponad 2 kilometry. Już z daleka można było zauważyć, że dla właściciela jest to coś więcej, niż tylko sponsoring. Obok restauracji znaleźć można wielką piłkę z herbem ZNK Mury, przy wejściu stoi Puchar Kraju, a w samym menu jest kilka fotografii drużyny.

    Gostilna-Pizzeria Nona, sponsor tytularny ZNK Mury

  11. Jedzenie było, jak na Babcię przystało, wyśmienite i mogliśmy w doskonałych nastrojach powrócić do piłkarskich emocji. Na stadion większość kibiców przemieszczała się pieszo, co w połączeniu z ich czarno-białym ubiorem tworzyło ładny dla oka efekt.
  12. Sklep Mury zlokalizowany jest w zewnętrznej części trybuny. Choć produktów nie jest zbyt wiele, są dobrej jakości i ładnie zaprojektowane. Niemałą część stanowiły produkty skierowane do młodszych kibiców, którzy w licznej grupie pojawili się na meczu swojej drużyny.
  13. Doping po stronie ZNK Mury prowadził samotny ultras, który przez pełne 90 minut wołał „tri, štiri, Mura!” doprowadzając wszystkich do śmiechu, ale i granic cierpliwości. Zadbał także o oprawę pirotechniczną, odpalając świecę dymną. Na stadionie pojawiło się około 1000 osób, jednak to niewielka grupa ze Słowacji okazała się głośniejsza, wnosząc bęben i wuwuzelę.

    Stadion ZNK Mura, trybuna za bramką

  14. Sam stadion jest zgrabny, choć przejścia są niewielkie i przy otwarciu jedynego punktu gastronomicznego powodowało to zatory.
  15. Po emocjonującym starciu porozmawialiśmy z jedną ze zwyciężczyń, czyli Joanną Olszewską, która niedawno dołączyła do lokalnej drużyny i z marszu stała się kluczową zawodniczką. Ucieszyła się z faktu, że w Katowicach nadal jest ciepło wspominana, jednak nie zamierzała przez to ułatwiać zadania swoim byłym koleżankom.
  16. Między meczami odwiedziliśmy Soboski Grad, czyli pałac w samym centrum miasta, który jednak lata świetności ma już za sobą. Obok niego znajdował się zadbany park i pomnik upamiętniający wydarzenia z czasów II Wojny Światowej. Ewidentnie Słoweńcy mają jeszcze przed sobą problem związany z dekomunizacją (dopisek – kosa).

    Pomnik upamiętniający poległych żołnierzy

  17. Kwestie spacerów po okolicznych terenach są mocno dyskusyjne, bowiem każdy chodnik jest też drogą rowerową, po której mogą (a w zasadzie muszą) poruszać się także motorowery i skutery.
  18. W jeden dzień zwiedziliśmy całą główną ulicę, jednak mimo niewielkich rozmiarów miasto posiada kilka miejsc wartych odwiedzenia.
  19. Ciekawym punktem na gastronomicznej mapie Murskiej Soboty jest „Bunker”, czyli postapokaliptyczny bar. W Polsce rzadko można spotkać tak klimatyczny wystrój, dodatkowo połączony z doskonałą kuchnią.
  20. W tak zwanym międzyczasie udaliśmy się także do hotelu, w którym zamieszkały przyjezdne drużyny. Zawodniczki miały bardzo komfortowe warunki i niezbędne zaplecze, a wokół były liczne parki i inne miejsca do zabicia nudy. Celem naszych odwiedzin było przeprowadzenie wywiadu z Klaudią Słowińską, czego efekty już niedługo ukażą się na naszej stronie.
  21. Przed weekendem nasi sąsiedzi na szczęście już się wymeldowali, bowiem emocje w meczu z Radomiakiem nam się udzieliły i po strzelonych bramkach zdarzyło się nam zakłócić ciszę nocną. Brawo drużyna!
  22. W sobotę nadszedł czas na mecz o 3. miejsce i kosztował on nas naprawdę wiele w kwestii emocjonalnej – przez godzinę gry zdążyliśmy się porządnie wynudzić.

    Autokar Spartaka Myjava

  23. Największą atrakcję postanowiła zapewnić sędzia, w dość kontrowersyjny sposób prowadząca spotkanie. Po jednym z incydentów odesłała na trybuny fizjoterapeutę Spartaka Myjava, który do końca meczu wygłaszał swoje komentarze dotyczące sędziowania.
  24. W ostatniej akcji meczu BIIK Shymkent zdobył bramkę i doprowadził Słowaczki do rozpaczy, długo nie mogły się po tym pozbierać. Jeden z kibiców z frustracji rzucił swoim bębnem na murawę, na szczęście nie wyrządzając nikomu krzywdy. Ostatecznie dość szybko go odzyskał od ochrony.
  25. Chcieliśmy przed wyjazdem odwiedzić festiwal balonów, który miał budzić zainteresowanie na całym świecie. Problemem okazała się pogoda, która zmusiła organizatorów do odwołania wydarzenia, więc nic z naszych planów nie wyszło.

    Jezioro Sobosko, na drugim brzegu teren festiwalowy

  26. Skończyło się na rzucie oka na sztuczne jezioro pozostałe po żwirowni, w którym woda była bardzo przejrzysta. Wszystko znajdowało się niedaleko autostrady.
  27. Deszcze nie zamierzały ustąpić, więc pojawiliśmy się na stadionie Fazanerija (po polsku: Bażantarnia) na dwie godziny przed finałem. Kilka minut po naszym wejściu rozpętała się prawdziwa ulewa i byliśmy sobie wdzięczni za ten pomysł.

    Zawodniczki wychodzą na finał turnieju

  28. Na sektorze wywieszono trójkolorową flagę z podpisami piłkarek oraz pokazaną wyżej „Fans on tour”, co wzbudziło niemałe zainteresowanie na trybunach. Kibice gospodyń byli jednak bardzo sympatyczni, dołączając nawet do wspólnych zdjęć.
  29. GieKSa zupełnie kontrolowała to spotkanie, a gdyby nie Joanna Olszewska i niezliczone spalone, spokojnie moglibyśmy zamknąć mecz już w pierwszej połowie. Z każdą sekundą byliśmy bliżej triumfu, ale też i zatopienia obiektu, bowiem deszcz jedynie się nasilał.
  30. Na całe szczęście nie było potrzeby przerwania meczu, a GieKSa uzyskała upragniony awans. Tytuł na relację podrzucił kilka dni temu redaktor Shellu – GieKSa Pa(n)ny!
  31. Historyczny sukces piłkarki świętowały wraz z kibicami, całkowicie zagłuszając pustoszejący stadion. Europa da się lubić!
  32. Na meczu zameldował się prezes Sławomir Witek, który był pod wrażeniem determinacji fanów podążających za drużyną oraz wyników obu sekcji piłkarskich w tym tygodniu.
  33. Oprócz kibiców gospodyń, sukcesu pogratulował nam także sam właściciel pizzerii Nona – naprawdę sympatyczny gest i ciepło będziemy wspominać nasz pobyt w tym regionie.

    Świętowanie zwycięstwa w finale

  34. Na bocznym boisku zebrało się już pół centymetra deszczu, gdy jeszcze przeprowadzaliśmy krótkie (ze względu na warunki atmosferyczne) wywiady z zawodniczkami oraz trener Karoliną Koch.
  35. Opuszczenie zalewającego się stadionu nie należało do najłatwiejszych, jednak piłkarki (w szczególności rozśpiewana Kinga Seweryn) były zbyt uradowane, by im to przeszkadzało.
  36. Zespół udał się do hotelu na imprezę zasłużony odpoczynek, a my wyruszyliśmy w drogę powrotną do Katowic. Ta zdawała się przebiegać znacznie szybciej, w końcu wracaliśmy po zobaczeniu dwóch doskonałych występów GieKSy.
  37. W niedzielę odbyło się losowanie trzeciej rundy eliminacyjnej, a w niej przyjdzie nam zmierzyć się 11 i 18 września z holenderskim FC Twente. Pierwszy mecz zagramy u siebie na Arenie Katowice. Bądźcie tam razem z uKochanymi, bo zasłużyły na wsparcie! Zadanie będzie niezwykle trudne, ale gramy do końca!

Do zobaczenia na meczach GKS Katowice w europejskich pucharach!

Za wszystkie teksty, wywiady, zdjęcia, wideo, relacje i inne medialne materiały na naszej stronie z turnieju na Słowenii odpowiadał redaktor Fonfara, który był wspierany przez redaktora Flifena. Pozostałe dwie osoby pojechały typowo turystycznie-kibicowsko, a za całą pracę i relacjonowanie przygody uKochanych w Europie podziękowania należą się wyżej wymienionym. – dopisek od kosy.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga