Dołącz do nas

Felietony Piłka nożna

Cóż nam wyczaruje nowy trener?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Niekończąca się historia nowego trenera GKS Katowice dobiegła końca. Choć mówiło się o tym od dawna, dopiero dwa dni temu oficjalnie zaprezentowano Dariusza Dudka jako nowego szkoleniowca GKS Katowice. Wybór budzący różne emocje u tych zaangażowanych (od optymizmu po pesymizmu), a u wielu zobojętniałych kibiców będący kolejną roszadą, która sama w sobie nie ma aż takiego znaczenia.

Trudno, naprawdę trudno przewidzieć, jak będzie wyglądała kadencja mniej popularnego brata bardziej popularnego Jerzego. Z jednej strony Dudek wcześniej praktycznie nie miał okazji się specjalnie wybić z jakimiś sukcesami i zanosił się na trenera przeciętnego z przeciętnych. A jednak – w poprzednim sezonie osiągnął coś nieosiągalnego dla trenerów, którzy prowadzili GKS Katowice w ostatnich latach. W trudnej sytuacji, a punktowo wręcz beznadziejnej, doprowadził Zagłębie Sosnowiec do awansu do ekstraklasy. Dodatkowo zrobił to w iście spektakularnym stylu wygrywając mecz za meczem, kolejka po kolejce. Gdy w środku rundy wydawało się to po prostu niemożliwe.

Zagłębie nie było jedną z dwóch najlepszych drużyn tej ligi. Po prostu poza zdecydowanie dominującą Miedzią Legnica, okazała się drużyną najmniej frajerską. A w tym kontekście – w ogóle nie była frajerską, bo awansowała, a wszyscy, którzy tego nie zrobili – wręcz przeciwnie. Co by nie mówić – Dudek zrobił coś (nie wiadomo co), co sprawiło, że w tej konfiguracji piłkarzy i trenera, ta promocja okazała się możliwa. I przede wszystkim okazało się, że w klubie z Ludowego chcieli to zrobić. Tak mało, a jednak tak bardzo dużo.

W ekstraklasie umiejętności piłkarzy (i trenera?) zostały zweryfikowane. Zagłębie z zaledwie jednym zwycięstwem znajduje się w ogonie tabeli. Z drugiej jednak strony można zadać pytanie – czy po spektakularnym awansie z przeciętną drużyną, te wyniki w najwyższej klasie są aż tak kompromitujące?

Trudno ocenić tego szkoleniowca. Przyznaję otwarcie, że moim faworytem w tym wyścigu o fotel trenera GKS nie był. No dobra, żartuję z tym wyścigiem – bo to był wyścig żółwi, podobny do tego, który ma od 2 lat miejsce na zapleczu ekstraklasy. Jak widać szkoleniowiec świetnie się w tym odnajduje. Ale czy ma na tyle 1) warsztatu, 2) mądrości, 3) charyzmy, żeby poradzić sobie z szatnią GKS Katowice, wypełnianą od wielu lat ludźmi, którzy najprawdopodobniej świadomie i celowo markowali grę i angażowali się jedynie wtedy, kiedy im pasowało?

Teraz wydaje się, że szkoleniowiec ma jednak odrobinę łatwiej. Bo choć sytuacja w tabeli jest fatalna, to istnieje szansa, że ten zestaw ludzi w szatni jakoś rokuje. Co by nie mówić i jakkolwiek nie krytykować tego zespołu za dość żenującą postawę, to daleki jestem od tego, żeby globalnie zarzucić mu, że oddaje mecze bez walki. Taki zarzut miałem po meczu z Puszczą Niepołomice, w innych meczach ta walka nie wyglądała również jak należy, ale to nie był schemat z poprzednich sezonów regularnego przechodzenia obok meczów i spektakularnie i bezczelnie oddanego awansu.

Hipoteza, która mi się nasuwa w związku z naszą drużyną jest następująca. Po początkowych dobrych, a nawet bardzo dobrych meczach sezonu, w których GKS co prawda nie punktował, ale miał mnóstwo sytuacji i dobrze się to oglądało, zaczęło się mieszanie Paszulewicza. Jego chaotycznie, niezrozumiałe, niekonsekwentne i najzwyczajniej głupie decyzje powodowały powolny (bo z minuty na minutę), ale i bardzo szybki (z meczu na mecz) rozpad tej drużyny, rozpad mentalny – tego, co się budowało z wielu zawodników i naprawdę nastrajało optymizmem. Podejrzewam, że z czasem, gdy zawodnicy zorientowali się, że mają za trenera człowieka nieprzewidywalnego w swoich decyzjach, sami zaczęli się gubić, a motywacja spadła im do zera. Młodzi zawodnicy widząc, że idzie im dobrze, na kolejne dwa mecze lądowali na ławie. A starzy? Nie oszukujmy się, polscy zblazowani zawodnicy prawdopodobnie widząc, że trener odstawia cyrki, bez zbędnego zastanawiania się kładą na to lachę. Tak być nie powinno, ale musimy pamiętać o realiach i jednak globalnym braku ambicji u lwiej części populacji piłkarzy naszego kraju.

Oczywiście do kwestii motywacyjnych dochodzą także umiejętności, a właściwie ich brak. Z całym szacunkiem, ale ostatnie występy naszych środkowych obrońców nie świadczyły o brakach motywacyjnych, a piłkarskich i taktycznych. I przez to traciliśmy bramki.

To co musi więc zrobić Dudek, to odbudować „chciejstwo”, które odebrał Paszulewicz. Myślę, że jednak większość zawodników chciałaby coś w tej GieKSie osiągnąć, ale została w jakiś sposób zdołowana. Przy trenerze Dziółce niestety średnio wyglądało odbudowanie tego, bo swoimi kuriozalnymi wypowiedziami pogłębiał patologię (i szczerze mówiąc, powinien polecieć razem z Paszulewiczem). Ale może powiew świeżości w postaci Dudka, raz po raz, będzie poprawiał morale zawodników i w końcu będą grać już normalnie. Bez obaw, że taki Tabiś czy Łyszczarz zagra dobry mecz, a za chwilę i tak dostanie kopa w dupę.

W klubie próbowaliśmy już od wielu lat różnych opcji trenerskich. Był taktyk Moskal, młody i ambitny „mikrocyklarz” Skowronek, bajkopisarz Brzęczek, spolegliwy furiat Mandrysz i kat Paszulewicz. Nic nie zadziałało, z każdym albo piłkarze „wygrali”, albo zostali oni zdołowani. Jedna czy druga strona zawsze ostateczenie kończyła klęską. Często na własne życzenie.

Jaką strategię obejmie Dudek? Na razie zaprezentował się na Bukowej jako niebywały luzak. Trochę taki pan na włościach, ręce w kieszeni, szelmowski uśmieszek. Czy to pewność siebie, nonszalancja czy uśmiech maskujący stres – tego na razie nie wiemy. I za cholerę nie wiemy, jak będzie wyglądała drużyna pod jego rządami – kadrowo, taktycznie, mentalnie.

Faktem jest, że Dudek się tej sprawy podjął, a na ten moment to duża odwaga – przyjść do Katowic naprawiać ten bałagan, który zostawił poprzednik. Z jakim odbędzie się to efektem i czy Dudek będzie miał podobne wyniki jak w poprzednim sezonie w Zagłębiu? O tym będziemy się przekonywać wkrótce. Po raz pierwszy już w piątek w meczu ze Stalą Mielec.

Trenerze ogarnij to. Witamy w katowickim piekle.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

5 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

5 komentarzy

  1. Avatar photo

    Solski

    17 października 2018 at 18:51

    A ja myślę, że taktyka i to co chce zrobić będzie widoczne nie w tym meczu ze Stalą, gdyż to zbyt krótki okres, ale za 2-3 kolejki. Na pewno na konferencji mądrze powiedział, ze w zespole było zbyt wiele zmian i dotyczyło to zarówno wymiany 18 zawodników jak i zmian jakie nie wiedzieć czemu wprowadzał Paszulewicz gdy szło dobrze. Brak stabilizacji to brak pewnych automatyzmów i zachowań na boisku. Jak to miało funkcjonować, skoro dobrze grający zawodnik w następnym meczu siadał na ławce albo na trybunach? Oby w tym przypadku było inaczej. Na awans nie liczę, ale na spokojne, powtarzam spokojne utrzymanie.
    Powodzenia Trenerze

  2. Avatar photo

    abel

    17 października 2018 at 21:28

    Myślę że od paszulewicza to pewnie lepszy będzie ale niestety nic nadto. Jeżeli problem polegal na kiepskiej atmosferze i braku logicznych decyzji to moze sie to udac. Jezeli zas o co innego chodzi to dudek to nie ten format szkoleniowca ktory da rade. Dziwi tylko to ze w sytuacji dosc dramatycznej jaka jest w katowicach siega sie po bardzo ryzykowne rozwiazanie zamiast kogos kto gwarantuje pewien poziom. Jak generalnie mandrysz mnie draznil swoja bufonada i robieniem poz gdy rzeczywistosc byla troszke inna tak dudek nie przekonuje mnie kwalifikacjami. oczywiscie moze mu sie udac ale to wielka wielka niewiadoma i bardzo duze ryzyko. Jakos watpie ze zarzad wie co robi

  3. Avatar photo

    Grzegorz

    17 października 2018 at 23:17

    A ja myślę odwrotnie!!! Nie myślę kategoriami…. ” Po co mam jeść skoro to wysram”!!!!! Znam wystarczająco p Darka i wiem że ma niesamowity zapał ,wiedzę i miłość do naszego klubu. Czy się uda czy nie tego nikt nie wie ale pytanie ,czy piłkarze będą wystarczająco współpracować by zależało im na awansie??? Pozwólmy trenerowi pracowac A my jako kibice ,pokażmy że jesteśmy kibicami a nie frajerami!! Więc proponuję skończyć pieprzyć i zacznijcie chodzić na mecze nie po to by wpieprzac słonecznik, a kibicować!!!!

  4. Avatar photo

    Zippo 50

    18 października 2018 at 13:02

    BĘDZIE DOBRZE święcie w to wieżę jest tylko jeden warunek że zawodnicy będą robili to co chce trener a nie odwrotnie.Od paru lat nie opuściłem meczu, moje spostrzeżenia to:Nasi zawodnicy już jako tako grać potrafią lecz strzelać niema komu, druga uwaga jak by ich ktoś nauczył trochę myślenia taktycznego to już będzie czołówka.

  5. Avatar photo

    stefano

    18 października 2018 at 14:21

    Dokładnie , Darek powinien na początku rozpoznać ogniwa , które trzeba odstawić , a potem się pozbyć, aby nie było zgrzytów.
    Reszta wszystkie rece na pokład i jazda w góre tabeli .

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Popłynęli w Szczecinie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W niedzielne popołudnie piłkarze GKS-u Katowice pojechali na wyjazdowe spotkanie do Szczecina w ramach 27. kolejki PKO BP Ekstraklasy. W wyjściowej jedenastce doszło do czterech zmian i od pierwszej minuty zagrali Szymczak, Kuusk, Drachal i Gruszkowski.

Pierwszą połowę zaczęli zawodnicy GieKSy, ale nie stworzyli realnego zagrożenia. W trzeciej minucie Filip Szymczak wyszedł sam na sam z bramkarzem i mimo tego, że i tak był na spalonym, to nie zdołał pokonać Cojocaru. Chwilę później Alan Czerwiński ruszył prawą stroną boiska aż do linii końcowej i wrzucił piłkę w pole karne. Obrońca gospodarzy strącił futbolówkę wprost pod nogi Oskara Repki, który pokusił się o strzał zza pola karnego, ale został on zablokowany. Pierwszy kwadrans spotkania nie porwał piłkarsko, ale GieKSa częściej zapędzała się pod bramkę Pogoni i dłużej utrzymywała się przy piłce. W 15. minucie Kudła źle wybił piłkę i zrobiło się groźnie pod bramką GieKSy, na szczęście nasz bramkarz zdołał się zrehabilitować i wybronił strzał Kolourisa. Chwilę później znów Pogoń była bliska zdobycia bramki, ale zawodnik gospodarzy uderzył niecelnie. W 19. minucie zrobiło się sporo zamieszania w polu karnym Cojocaru, gdy Mateusz Kowalczyk delikatnie trącił piłkę głowa, zmieniając jej tor lotu, ale nic z tego nie wyszło. W kolejnych minutach gra przeniosła się głównie w środkową strefę boiska i żadna drużyna nie była w stanie skonstruować składnej akcji. W 33. minucie Koutris przeniósł piłkę nad bramką Kudły, uderzając lewą nogą. Chwilę później Drachal był bliski zdobycia bramki, ale w ostatnim momencie piłka mu odskoczyła. W 42. minucie Loncar uderzył głową z bliskiej odległości, ale Kudła zdołał ją wybić końcówkami palców. Po wznowieniu z rzutu rożnego Dawid Drachal chciał oddalić zagrożenie i w momenciem gdy wybijał piłkę, to podbiegł Kurzawa, który dostał prosto w skroń i potrzebował pomocy medycznej. W doliczonym czasie pierwszej połowy Gruszkowski rzucił się, aby zablokować strzał Koutrisa i piłka niefortunnie odbiła mu się od ręki. Po długiej przerwie i analizie VAR sędzia wskazał na jedenastkę, którą  pewnie wykorzystał Koulouris. Po tej bramce arbiter zakończył pierwszą połowę.

Na drugą połowę GieKSa wyszła w takim samym składzie, natomiast w drużynie Pogoni doszło do jednej zmiany. Po czterech minutach drugiej połowy Koulouris znów wpisał się na listę strzelców – tym razem pokonał Kudłę z bardzo bliskiej odległości, a piłkę wrzucił Kamil Grosicki, który przepchał i objechał bezradnego Alana Czerwińskiego. W kolejnych minutach GieKSa, chcąc odrabiać straty, odsłoniła się jeszcze bardziej, co próbował wykorzystać Wahlqvist, ale uderzył bardzo niecelnie. Po upływie godziny gry trener Rafał Górak pokusił się o potrójną zmianę. Na boisko weszli Błąd, Bergier i Galan. Chwilę późnej Arkadiusz Jędrych wpuścił swojego bramkarza na minę. Źle obliczył odległość do Kudły i zagrał zbyt lekko i niedokładnie do tyłu. Kudła musiał opuścić bramkę, aby ratować sytuację i po serii niefortunnych podań piłka trafiła pod nogi Grosickiego, jednak jego strzał został zablokowany przez naszego bramkarza. W 68. minucie Sebastian Bergier wyszedł sam na sam z bramkarzem, ale nie trafił w światło bramki, była to idealna okazja na złapanie kontaktu. Chwilę później Loncar został sfaulowany przez Kuuska, ale sędzia puścił akcję i do piłki dobiegł Sebastian Bergier, który zaliczył… soczysty upadek. W kolejnych minutach gra zrobiła się bardzo rwana i było dużo niedokładności w obu zespołach. W 82. minucie Kacper Łukasiak pokonał Dawida Kudłę strzałem na dalszy słupek. Warto zaznaczyć, że ten zawodnik wszedł na boisko… minutę wcześniej. Pięć minut później Koulouris trzeci raz wpisał się na listę strzelców, pokonując Kudłę strzałem na długi róg. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie.

6.04.2025, Szczecin
Pogoń Szczecin – GKS Katowice 4:0 (1:0)
Bramki: Koulouris (45-k, 49, 87), Łukasiak (82).
Pogoń Szczecin: Cojocaru – Wahlqvist, Loncar, Borges, Koutris (86. Lis), Gamboa, Ulvestad, Kurzawa (80. Smoliński), Przyborek (46. Wędrychowski), Grosicki (81. Łukasiak), Kolouris (88. Paryzek).
GKS Katowice: Kudła – Gruszkowski (62. Galan), Czerwiński, Jędrych, Kuusk (80. Komor), Wasielewski – Drachal (62. Błąd), Kowalczyk, Repka, Nowak (88. Marzec) – Szymczak (62. Bergier).
Żółte kartki: Kowalczyk.
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).
Widzów: 19 938.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nie schodźcie z obranej drogi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Co GKS Katowice wraca na swój stadion po nieudanym wyjeździe to wygrywa. Podobnie było tym razem. Po wysokiej porażce w Szczecinie (choć zbyt wysokiej patrząc na samą grę), katowiczanie mieli zmierzyć się z walczącą o życie Puszczą Niepołomice.

W końcówce sezonu takie mecze zawsze są trudniejsze niż – po pierwsze wcześniej, a po drugie – niż wskazywałaby na to tabela. Zazwyczaj drużyny z dołu się po prostu budzą – wcześniej czy później. Nie zawsze i nie wszystkie – te które pobudki nie zrobią lub nie zrobią jej odpowiednio wcześnie – spadają z ligi. Mamy w tym sezonie aż nadto przykładów. Obudziła się Korona – na samym początku rundy wiosennej – i dziś jest praktycznie pewna utrzymania. Niedawno na wysokie obroty wskoczył Radomiak – i choć przegrał ostatnio dwa mecze – również ma niezłą pozycję w tabeli, a przecież startowali od 0:5 do przerwy w Białymstoku. Skazywane na pożarcie Zagłębie Lubin wygrało dwa mecze i znacząco poprawiło swoją sytuację. A Śląsk Wrocław? Ci to dopiero zaczęli grać. Zagrzebani na ostatnim miejscu, pod wodzą Alana Simundzy zaczęli punktować aż miło i po wielu, wielu kolejkach w końcu osiemnaste miejsce opuścili i są na styku jeśli chodzi o bezpieczną strefę!

Zamieszana w walkę o utrzymanie Puszcza również czeka na to przebudzenie. Był jeden moment, w którym wydawało się, że podopieczni Tomasza Tułacza wskoczyli na właściwe tory. Mowa o wygranej w Gdańsku 2:0. Ta wygrana z zespołem z dołu tabeli, ale też dobrze wówczas grającą Lechią, była pewna i wydawało się, że Puszcza może stać się takim Radomiakiem czy Koroną. Nic z tych rzeczy. Co prawda potem zdarzyło się jeszcze zwycięstwo z Piastem, ale poza tym było słabiutko. Sytuację mógł też trochę uratować Puchar Polski, gdzie niepołomiczanie wygrali na Konwiktorskiej, ale potem Pogoń zmiotła ich w półfinale. Tym motywacyjnym drygiem mógł być też uratowany w doliczonym czasie gry z Rakowem remis. Nie wyszło. Puszcza przegrała w Katowicach i choć jest minimalnie nad kreską, czeka ich niebywała i ciężka batalia o pozostanie w lidze. Za tydzień grają z niezłym Radomiakiem, potem mają Pogoń i Lecha, będą też bezpośrednie potyczki ze Stalą i Śląskiem. Oj, nie będzie u Żubrów nudno.

To jednak problemy naszych ligowych rywali. GieKSa z tą walczącą o życie drużyną sobie poradziła i to przegrywając do przerwy. Nawet trener Tułacz – zasadniczo nieszczędzący swoim podopiecznym słów krytyki – dziwił się, że nie było aż takiej determinacji. Za to w Lidze Plus eksperci mówili, że z Puszczą narzucającą swój styl gry, przejąć tę rolę jest trudno – a GieKSie się to udało. Nie da się ukryć, katowiczanie zdominowali rywali i w tym kontekście był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie – no, powiedzmy druga połowa, bo do pierwszej można się przyczepić.

To był pierwszy mecz w obecnych rozgrywkach, w którym GieKSa przegrywała i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 28. kolejce. Dla porównania powiedzmy, że w ostatnich pięciu meczach poprzedniego sezonu, taka sytuacja miała miejsce… trzy razy (z Polonią, Tychami i Wisłą). Dlatego nawet jeśli taka sytuacja zdarza się raz na jakiś czas, to jednak tyle meczów bez odwrócenia ich losów to sporo. W drugą stronę mieliśmy to trzy razy – z Legią, Koroną i Motorem. A jedynymi drużynami, które pozostają bez przechylenia szali na swoją korzyść są Piast, Puszcza, Śląsk, Lechia.

Żeby dołożyć łyżeczkę dziegciu co do wczorajszego spotkania, to trzeba przyznać, że do pewnego momentu aspirowało ono do jednego z najbardziej frustrujących w tym sezonie. Mam tu na myśli taką niemoc, pewnego rodzaju bezsilność, która – wydawało się – może mieć miejsce. Bo jak przegrywaliśmy wysoko, to GieKSa była ewidentnie słabsza. Jak przegrywaliśmy mecze, których nie powinniśmy przegrać, bo graliśmy dobrze, była irytacja i złość. Ale wczoraj to było jeszcze coś innego. GieKSa niby atakowała, niby stwarzała sytuacje, ale ostatecznie wszystko szło w ręce Komara, ewentualnie było niecelne, tak jak strzał Dawida Drachala z początku meczu. Dodatkowo było widać dużą determinację i dynamikę. To nie był chodzony mecz. Z jednej strony można było myśleć, że taka gra daje szansę na pozytywny rezultat, z drugiej te wykończenia były dość mizerne. No i przede wszystkim Puszcza prowadziła po naszym dość dużym błędzie. Więc trzeba było zdobyć nie jedną, a dwie bramki. Niewiadomą było, jak się to wszystko potoczy.

Ta łyżka dziegciu się zdematerializowała, bo ostatecznie GKS w drugiej połowie grał podobnie jak w pierwszej, a dodatkowo wzmocnił ten sposób gry i w końcu zaczęło wychodzić. Czyli wchodzić. Trzy bramki zdobyte po przerwie mają swoją wymowę. Najpierw Alan Czerwiński dosłownie wypatrzył Sebastiana Bergiera, który po prostu nie mógł tego zmarnować. Potem swoje firmowe zagranie zaliczył Bartosz Nowak i Bergi a la „Franek – łowca bramek” (skoro jesteśmy już przy wiślackich porównaniach trenera) podcinką trafił do siatki. Mało się mówi o trzecim golu, a to co zrobił Marcin Wasielewski przecież było bardzo klasowe. Minął rywala delikatnym podbiciem piłki, a potem to podbicie powtórzył nad bramkarzem, wystawiając piłkę do pustej bramki. To było doprawdy doskonałe i jeśli mówimy o Tsubasie Dawida Drachala w jego kapitalnej akcji w pierwszej połowie, to nie można tego japońskiego bohatera kreskówek nie przyrównać do Wasyla, przy czym Wasyl zrobił to błyskawicznie, a nie jak Tsubasa biegł z piłką przez boisko przez pół odcinka okrążając niemal całą kulę ziemską 😉

Swój sposób gry – to było coś, co trener powtarzał w rundzie jesiennej. Można powiedzieć, że jesienią to wychodziło w bardziej spektakularny sposób, choć nadal musimy pamiętać, że dawało to mniej punktów niż obecnie. Ale pod względem wizualnym, spotkanie z Puszczą rzeczywiście pokazało bardzo dużą dominację nad rywalem.

GieKSa jest w środku tabeli dlatego, że… nie zawsze nam wychodzi. Bartosz Nowak ma potencjał na to, by dawać jeszcze więcej. I ostatecznie coś mu w tych meczach zawsze wyjdzie – jakieś idealne podanie i asysta – bo to po prostu bardzo jakościowy zawodnik. Ale tu może być jeszcze lepiej. Sebastian Bergier nastrzelał już trochę tych bramek, ale ich też może być jeszcze więcej. Coraz lepiej prezentuje się Dawid Drachal i jakby tylko udało się wyciągnąć go z Rakowa, byłoby doskonale, bo ten zawodnik to bardzo duży talent. Naprawdę w tej drużynie drzemie spory potencjał. Na ten moment jest bardzo dobrze. A może być jeszcze lepiej. Tylko prośba do trenera – nie schodźcie z obranej drogi. Wychodźcie z założenia, że rozwój jak najbardziej, ale lepsze czasem jest wrogiem dobrego. Można i trzeba ulepszać i poprawiać, ale nie na siłę. Naprawdę jest dobrze.

Osiągnęliśmy magiczną granicę 38 punktów. Można już mieć absolutnie spokojną głowę. GieKSa w przyszłym sezonie będzie grać w ekstraklasie i dalej sławić Katowice w ligowej piłce. Nie mogliśmy sobie wymarzyć na początku sezonu – a już zwłaszcza po pierwszej kolejce z Radomiakiem – w jakim miejscu będziemy na sześć kolejek przed końcem. Pięknie.

A Dawid Abramowicz, ani żaden inny Craciun czy Atanasov nie okazali się Kojiro 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Budujemy nową twierdzę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W dzisiejszym spotkaniu nasza drużyna pokonała 3:1 Puszczę Niepołomice. Zapraszamy na drugą galerię z tego meczu, którą przygotował dla Was Kazik.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga