Dołącz do nas

Felietony Piłka nożna

Cóż nam wyczaruje nowy trener?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Niekończąca się historia nowego trenera GKS Katowice dobiegła końca. Choć mówiło się o tym od dawna, dopiero dwa dni temu oficjalnie zaprezentowano Dariusza Dudka jako nowego szkoleniowca GKS Katowice. Wybór budzący różne emocje u tych zaangażowanych (od optymizmu po pesymizmu), a u wielu zobojętniałych kibiców będący kolejną roszadą, która sama w sobie nie ma aż takiego znaczenia.

Trudno, naprawdę trudno przewidzieć, jak będzie wyglądała kadencja mniej popularnego brata bardziej popularnego Jerzego. Z jednej strony Dudek wcześniej praktycznie nie miał okazji się specjalnie wybić z jakimiś sukcesami i zanosił się na trenera przeciętnego z przeciętnych. A jednak – w poprzednim sezonie osiągnął coś nieosiągalnego dla trenerów, którzy prowadzili GKS Katowice w ostatnich latach. W trudnej sytuacji, a punktowo wręcz beznadziejnej, doprowadził Zagłębie Sosnowiec do awansu do ekstraklasy. Dodatkowo zrobił to w iście spektakularnym stylu wygrywając mecz za meczem, kolejka po kolejce. Gdy w środku rundy wydawało się to po prostu niemożliwe.

Zagłębie nie było jedną z dwóch najlepszych drużyn tej ligi. Po prostu poza zdecydowanie dominującą Miedzią Legnica, okazała się drużyną najmniej frajerską. A w tym kontekście – w ogóle nie była frajerską, bo awansowała, a wszyscy, którzy tego nie zrobili – wręcz przeciwnie. Co by nie mówić – Dudek zrobił coś (nie wiadomo co), co sprawiło, że w tej konfiguracji piłkarzy i trenera, ta promocja okazała się możliwa. I przede wszystkim okazało się, że w klubie z Ludowego chcieli to zrobić. Tak mało, a jednak tak bardzo dużo.

W ekstraklasie umiejętności piłkarzy (i trenera?) zostały zweryfikowane. Zagłębie z zaledwie jednym zwycięstwem znajduje się w ogonie tabeli. Z drugiej jednak strony można zadać pytanie – czy po spektakularnym awansie z przeciętną drużyną, te wyniki w najwyższej klasie są aż tak kompromitujące?

Trudno ocenić tego szkoleniowca. Przyznaję otwarcie, że moim faworytem w tym wyścigu o fotel trenera GKS nie był. No dobra, żartuję z tym wyścigiem – bo to był wyścig żółwi, podobny do tego, który ma od 2 lat miejsce na zapleczu ekstraklasy. Jak widać szkoleniowiec świetnie się w tym odnajduje. Ale czy ma na tyle 1) warsztatu, 2) mądrości, 3) charyzmy, żeby poradzić sobie z szatnią GKS Katowice, wypełnianą od wielu lat ludźmi, którzy najprawdopodobniej świadomie i celowo markowali grę i angażowali się jedynie wtedy, kiedy im pasowało?

Teraz wydaje się, że szkoleniowiec ma jednak odrobinę łatwiej. Bo choć sytuacja w tabeli jest fatalna, to istnieje szansa, że ten zestaw ludzi w szatni jakoś rokuje. Co by nie mówić i jakkolwiek nie krytykować tego zespołu za dość żenującą postawę, to daleki jestem od tego, żeby globalnie zarzucić mu, że oddaje mecze bez walki. Taki zarzut miałem po meczu z Puszczą Niepołomice, w innych meczach ta walka nie wyglądała również jak należy, ale to nie był schemat z poprzednich sezonów regularnego przechodzenia obok meczów i spektakularnie i bezczelnie oddanego awansu.

Hipoteza, która mi się nasuwa w związku z naszą drużyną jest następująca. Po początkowych dobrych, a nawet bardzo dobrych meczach sezonu, w których GKS co prawda nie punktował, ale miał mnóstwo sytuacji i dobrze się to oglądało, zaczęło się mieszanie Paszulewicza. Jego chaotycznie, niezrozumiałe, niekonsekwentne i najzwyczajniej głupie decyzje powodowały powolny (bo z minuty na minutę), ale i bardzo szybki (z meczu na mecz) rozpad tej drużyny, rozpad mentalny – tego, co się budowało z wielu zawodników i naprawdę nastrajało optymizmem. Podejrzewam, że z czasem, gdy zawodnicy zorientowali się, że mają za trenera człowieka nieprzewidywalnego w swoich decyzjach, sami zaczęli się gubić, a motywacja spadła im do zera. Młodzi zawodnicy widząc, że idzie im dobrze, na kolejne dwa mecze lądowali na ławie. A starzy? Nie oszukujmy się, polscy zblazowani zawodnicy prawdopodobnie widząc, że trener odstawia cyrki, bez zbędnego zastanawiania się kładą na to lachę. Tak być nie powinno, ale musimy pamiętać o realiach i jednak globalnym braku ambicji u lwiej części populacji piłkarzy naszego kraju.

Oczywiście do kwestii motywacyjnych dochodzą także umiejętności, a właściwie ich brak. Z całym szacunkiem, ale ostatnie występy naszych środkowych obrońców nie świadczyły o brakach motywacyjnych, a piłkarskich i taktycznych. I przez to traciliśmy bramki.

To co musi więc zrobić Dudek, to odbudować „chciejstwo”, które odebrał Paszulewicz. Myślę, że jednak większość zawodników chciałaby coś w tej GieKSie osiągnąć, ale została w jakiś sposób zdołowana. Przy trenerze Dziółce niestety średnio wyglądało odbudowanie tego, bo swoimi kuriozalnymi wypowiedziami pogłębiał patologię (i szczerze mówiąc, powinien polecieć razem z Paszulewiczem). Ale może powiew świeżości w postaci Dudka, raz po raz, będzie poprawiał morale zawodników i w końcu będą grać już normalnie. Bez obaw, że taki Tabiś czy Łyszczarz zagra dobry mecz, a za chwilę i tak dostanie kopa w dupę.

W klubie próbowaliśmy już od wielu lat różnych opcji trenerskich. Był taktyk Moskal, młody i ambitny „mikrocyklarz” Skowronek, bajkopisarz Brzęczek, spolegliwy furiat Mandrysz i kat Paszulewicz. Nic nie zadziałało, z każdym albo piłkarze „wygrali”, albo zostali oni zdołowani. Jedna czy druga strona zawsze ostateczenie kończyła klęską. Często na własne życzenie.

Jaką strategię obejmie Dudek? Na razie zaprezentował się na Bukowej jako niebywały luzak. Trochę taki pan na włościach, ręce w kieszeni, szelmowski uśmieszek. Czy to pewność siebie, nonszalancja czy uśmiech maskujący stres – tego na razie nie wiemy. I za cholerę nie wiemy, jak będzie wyglądała drużyna pod jego rządami – kadrowo, taktycznie, mentalnie.

Faktem jest, że Dudek się tej sprawy podjął, a na ten moment to duża odwaga – przyjść do Katowic naprawiać ten bałagan, który zostawił poprzednik. Z jakim odbędzie się to efektem i czy Dudek będzie miał podobne wyniki jak w poprzednim sezonie w Zagłębiu? O tym będziemy się przekonywać wkrótce. Po raz pierwszy już w piątek w meczu ze Stalą Mielec.

Trenerze ogarnij to. Witamy w katowickim piekle.


5 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

5 komentarzy

  1. Avatar photo

    Solski

    17 października 2018 at 18:51

    A ja myślę, że taktyka i to co chce zrobić będzie widoczne nie w tym meczu ze Stalą, gdyż to zbyt krótki okres, ale za 2-3 kolejki. Na pewno na konferencji mądrze powiedział, ze w zespole było zbyt wiele zmian i dotyczyło to zarówno wymiany 18 zawodników jak i zmian jakie nie wiedzieć czemu wprowadzał Paszulewicz gdy szło dobrze. Brak stabilizacji to brak pewnych automatyzmów i zachowań na boisku. Jak to miało funkcjonować, skoro dobrze grający zawodnik w następnym meczu siadał na ławce albo na trybunach? Oby w tym przypadku było inaczej. Na awans nie liczę, ale na spokojne, powtarzam spokojne utrzymanie.
    Powodzenia Trenerze

  2. Avatar photo

    abel

    17 października 2018 at 21:28

    Myślę że od paszulewicza to pewnie lepszy będzie ale niestety nic nadto. Jeżeli problem polegal na kiepskiej atmosferze i braku logicznych decyzji to moze sie to udac. Jezeli zas o co innego chodzi to dudek to nie ten format szkoleniowca ktory da rade. Dziwi tylko to ze w sytuacji dosc dramatycznej jaka jest w katowicach siega sie po bardzo ryzykowne rozwiazanie zamiast kogos kto gwarantuje pewien poziom. Jak generalnie mandrysz mnie draznil swoja bufonada i robieniem poz gdy rzeczywistosc byla troszke inna tak dudek nie przekonuje mnie kwalifikacjami. oczywiscie moze mu sie udac ale to wielka wielka niewiadoma i bardzo duze ryzyko. Jakos watpie ze zarzad wie co robi

  3. Avatar photo

    Grzegorz

    17 października 2018 at 23:17

    A ja myślę odwrotnie!!! Nie myślę kategoriami…. ” Po co mam jeść skoro to wysram”!!!!! Znam wystarczająco p Darka i wiem że ma niesamowity zapał ,wiedzę i miłość do naszego klubu. Czy się uda czy nie tego nikt nie wie ale pytanie ,czy piłkarze będą wystarczająco współpracować by zależało im na awansie??? Pozwólmy trenerowi pracowac A my jako kibice ,pokażmy że jesteśmy kibicami a nie frajerami!! Więc proponuję skończyć pieprzyć i zacznijcie chodzić na mecze nie po to by wpieprzac słonecznik, a kibicować!!!!

  4. Avatar photo

    Zippo 50

    18 października 2018 at 13:02

    BĘDZIE DOBRZE święcie w to wieżę jest tylko jeden warunek że zawodnicy będą robili to co chce trener a nie odwrotnie.Od paru lat nie opuściłem meczu, moje spostrzeżenia to:Nasi zawodnicy już jako tako grać potrafią lecz strzelać niema komu, druga uwaga jak by ich ktoś nauczył trochę myślenia taktycznego to już będzie czołówka.

  5. Avatar photo

    stefano

    18 października 2018 at 14:21

    Dokładnie , Darek powinien na początku rozpoznać ogniwa , które trzeba odstawić , a potem się pozbyć, aby nie było zgrzytów.
    Reszta wszystkie rece na pokład i jazda w góre tabeli .

Odpowiedz

Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

8:8 i bal pękła

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.

Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.

Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.

Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.

No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.

No i nie doczekaliśmy się.

Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.

I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.

W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.

Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.

Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.

Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.

I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.

Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.

Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.

Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?

Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.

I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.

Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?

Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.

Nie tędy droga.

Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.

PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu… z Tychami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.


Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.

Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.

Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.

Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

Trzy punkty z Dolnego Śląska

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

GieKSa po ułożonym taktycznie występie wraca z Wrocławia z trzema punktami i poprawiła sobie humory przed nadchodzącym spotkaniem z BK Hacken.

W trakcie spotkania arbiter główna spotkania miała założoną kamerę (tzw. GoPro „RefCam”), co jest czymś zupełnie nowym na boiskach Ekstraligi i jest związane z bardzo dobrym odbiorem tego typu rozwiązania w niedawnych meczach. W najbliższym czasie na kanale Łączy Nas Piłka pojawi się materiał wideo z tego spotkania.

Już w 1. minucie Kinga Seweryn musiała interweniować po zdublowaniu pozycji przez Jaszek i Kalaberovą, na szczęście nasza golkiperka nie dała się zaskoczyć. Pierwszego gola zaskakująco szybko zdobyła za to Aleksandra Nieciąg, z łatwością przepychając pilnującą ją defensorkę i mierzonym strzałem przy słupku pokonała byłą koleżankę z klubu. Napastniczka wykorzystała udane zgranie Nicoli Brzęczek wysokiej piłki posłanej przez Marcjannę Zawadzką z głębi pola. Szybko mogło paść wyrównanie po spóźnionym powrocie Kalaberovej, ale i tym razem interweniowała skutecznie Seweryn. W 11. minucie Zuzanna Błaszczyk zupełnie spanikowała pod naciskiem ze strony Aleksandry Nieciąg, szczęśliwie dla niej z odsieczą nadeszła jedna z defensorek i zablokowała uderzenie. Poza wspomnianymi dwiema akcjami ze strony wrocławianek w pierwszym kwadransie GieKSa miała wszystko pod zupełną kontrolą. W 16. minucie tylko poprzeczka uratowała Błaszczyk przed utratą kuriozalnej bramki po lobie Klaudii Maciążki zza pola karnego, a wszystko rozpoczęło się udanym przejęciem Dżesiki Jaszek w trzeciej tercji. Groźnie było w 23. minucie po kontrataku i zagraniu prostopadłym Joanny Wróblewskiej, Natalia Sitarz została jednak  wzorowo powstrzymana wślizgiem przez Katarzynę Nowak. Odważniejsze poczynania Śląska w drugim kwadransie odzwierciedlał strzał Sokołowskiej z okolic 25. metra, gdy piłka minimalnie minęła bramkę katowiczanek. 35. minuta znów należała do Kingi Seweryn, tym razem wykazała się umiejętnościami po strzale Guzik z rzutu wolnego wprost w okienko. Pięć minut później oglądaliśmy dwa szybkie ataki GieKSy, każdorazowo główną postacią była Nicola Brzęczek: raz dobrze podawała, a raz zdawała się być faulowaną w szesnastce – gwizdek arbiter milczał. W 41. minucie Jagoda Cyraniak postanowiła wziąć sprawy we własne nogi, samodzielnie przedarła się flanką i oddała mocny strzał, który niemal przełamał ręce Błaszczyk. Dwie minuty później tercet Hmirova-Brzęczek-Włodarczyk popisowo stworzył sobie okazję do zdobycia bramki grą na jeden kontakt, jednak przechwyt pierwszej z listy zmarnowała Włodarczyk zbyt lekkim uderzeniem. Pierwszą połowę z hukiem zamknęła Joanna Wróblewska, wybijając futbolówkę daleko poza teren stadionu przy próbie uderzenia z dystansu.

Drugą połowę przebojowo chciała rozpocząć Marcelina Buś, jednak Jagoda Cyraniak bezproblemowo wygrała pojedynek fizyczny w polu karnym. Napór wrocławianek trwał, a w 48. minucie Martyna Guzik była o ułamek sekundy spóźniona do dośrodkowania – stanęłaby oko w oko z Kingą Seweryn. Kolejną dobrą sytuację miały pięć minut później, jednak dwie próby uderzeń skończyły się na błędach technicznych. Odpowiedziały Jaszek z Maciążką dwójkową akcją skrzydłem, ta druga posłała niestety zbyt lekkie dośrodkowanie w ostatniej fazie. Po godzinie gry mocno poturbowana z murawy zeszła Julia Włodarczyk, oby to nie było nic poważniejszego. Wejście z futryną mogła zanotować Santa Sanija Vuskane, bowiem po podniesieniu się z ławki nawet nie zdążyła się zatrzymać, a już uderzała po dośrodkowaniu z prawej flanki – niestety z minimalnej odległości mocno chybiła. W 81. minucie kontratak finalizowała Karolina Gec, na szczęście dla Kingi Seweryn na drodze stanęła Marcjanna Zawadzka. W 86. minucie Patricia Hmirova zapoczątkowała dobry kontratak podaniem do Oliwii Malesy, ta z kolei o kilka milimetrów przeceniła pozycję Aleksandry Nieciąg i na strachu się skończyło. 120 sekund później Santa Vuskane wykorzystała chwilę nieuwagi Sokołowskiej i po odbiorze piłki ruszyła na bramkę Zuzanny Błaszczyk, niestety zbyt długo musiała czekać na odsiecz swoich koleżanek. W doliczonym czasie gry czujność golkiperki z ostrego kąta sprawdziła Oliwia Malesa po rajdzie Maciążki, a dobrym odbiorem popisała się Hmirova.

Dwie połówki dominacji, mnóstwo przepychanek i niewiele klarownych sytuacji strzeleckich dla obu zespołów – GieKSa znacznie lepiej odnalazła się w meczu o takich cechach, nadrabiając dwa punkty do Czarnych Sosnowiec i Górnika Łęczna.

Śląsk Wrocław – GKS Katowice 0:1 (0:1)
Bramki: Nieciąg (2).
Śląsk Wrocław:
Błaszczyk – Marcelina Buś (60. Ziemba), Martyna Buś (60. Gec), Żurek (79. Białoszewska), Piksa, Sitarz (79. Stasiak), Sokołowska, Wróblewska, Szkwarek, Jędrzejewska, Guzik.
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Jaszek (75. Malesa), Kalaberova (63. Kozarzewska), Hmirova, Włodarczyk (63. Michalczyk) – Maciążka, Nieciąg, Brzęczek (75. Vuskane).
Kartki: Martyna Buś – Jaszek, Kozarzewska.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga