Dołącz do nas

Felietony Kibice Piłka nożna

Dlaczego nie zrobiliśmy wszystkiego by wygrać?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Puchar Polski nie dla GKS Katowice – po raz kolejny odpadliśmy w pierwszej rundzie. Stało się to piąty raz na sześć ostatnich startów. Dziś już można napisać kilka słów na spokojnie, bo po wczorajszym meczu byłby to tylko stek wyzwisk i inwektyw. Mógłby ktoś zapytać czemu się wkurzam, gdyż jak widać te rozgrywki nam nigdy nie wychodzą. Złość bierze się z tego, że pierwszy raz odpadliśmy grając u siebie i mając najmocniejszą drużynę od 2009 roku.

Porażki są wkalkulowane w sport – naprzeciw siebie stają dwie drużyny i jedna z nich musi odpaść. Takie są zasady Pucharu Polski i nie da się ich zmienić. Wczoraj nasza drużyna nie była gorsza od Chrobrego Głogów, a to że nie gramy dalej można zwalić na karb dwóch błędów indywidualnych po których padały gole. Byłoby to jednak zbyt duże uproszczenie, bo przyczyn porażki można szukać w kilku miejscach.

Trener gości Ireneusz Mamrot zapowiadał przed tym spotkaniem, że dla Chrobrego najważniejsza w tym sezonie jest liga i spokojne utrzymanie, dlatego na Puchar Polski nie wziął wszystkich graczy pierwszego składu. Nie ma sensu dyskutować o zasadności takiej decyzji, bo jeśli ambicje głogowian są takie, a nie inne to ich sprawa. My powinniśmy po prostu wyjść na boisko i ich pokonać. Niestety, z nieznanych mi powodów, trener Kazimierz Moskal także postanowił wystawić kilku graczy z rezerwowego składu. Nie wiem czy wzięło się to z pewności siebie, lekceważenia rywala, a może po prostu chęci odpuszczenia rozgrywek pucharowych. Nie wnikam w to, bo oceniam efekt.

Niektórzy podają argument, że skoro gramy teraz spotkania w systemie niedziela – środa – niedziela, to należy dawać odpocząć najlepszym piłkarzom. Nie znam się na przygotowaniu fizycznym, ale nie trafia do mnie takie myślenie. Jesteśmy przecież na początku rozgrywek, piłkarze mają w nogach dopiero dwa spotkania i nikt mi nie powie, że nie mogli zagrać trzech meczów w osiem dni. Przecież są profesjonalistami?

Nie rozumiem wprowadzenia Zapotoczego przy stanie 1:1 w momencie, gdy całej drużynie gra idzie jak po grudzie. Młody zawodnik wszedł i spalił się totalnie, zaliczając występ po którym jego przydatność do zespołu można określić jako zerową. Przypomina to trochę sytuacje jaką kiedyś miał Łukasz Mieszczak, którego też wrzucano na końcówki spotkań, które się źle układały i potem na podstawie gry w nich oceniano go jako nieprzydatnego. A prawdziwej szansy nie dostał nigdy.

Pomijany jest aspekt finansowy jaki wiąże się z udziałem GieKSy w Pucharze Polski, a myślę że warto o nim wspomnieć. Wczoraj klub poniósł stratę, bo wpływy z biletów nie zbilansowały kosztów organizacji spotkania. Nie należy się temu dziwić – wszak granie w środę, przed długim weekendem, przy nienajlepszej pogodzie z mało renomowanym rywalem nie ściągnie na stadion tłumów. Celem postawiony przez zarząd był jednak awans i zarobienie na kolejnym spotkaniu, odrabiając tym samym stratę z pierwszej rundy. Chrobry w dzisiejszym losowaniu poznał rywala i zagra u siebie z Jagiellonią Białystok, a więc ze stosunkowo atrakcyjnym rywalem. Do Katowic fani z Białegostoku na pewno by przyjechali, a i przejście popularnej „Jagi” wcale nie byłoby niemożliwe (wiem że brzmi to dość głupio zestawiając z wczorajszą porażką). Na takim spotkaniu klub pewnie już by zarobił, nie mówiąc o tym że jakby udało się przejść tą rundę to trafilibyśmy na zwycięzcę pary Lech Poznań – Wisła Kraków. Zyski z takiego spotkania dość znacznie podreperowałyby skromny budżet klubu, nie mówiąc już o wartości marketingowo-pijarowej. 1/8 finału wcale nie była poza naszym zasięgiem – rok temu właśnie w niej odpadliśmy z późniejszym zwycięzcą całych rozgrywek Zawiszą Bydgoszcz.

Niektórzy mówią o fatum jakie na nas ciąży w tych rozgrywkach. Oprócz tego że nie wierzę w takie przesądy, to chciałbym zwrócić uwagę że z wczoraj występujących graczy to porażkę:
– w 2009 w Słubicach pamiętają Cholerzyński i Kamiński,
– w 2010 w Zdzieszowicach pamięta Cholerzyński,
– w 2011 w Niepołomicach pamiętają Cholerzyński i Kamiński,
– w 2012 w Luboniu pamiętają Cholerzyński, Kamiński, Sobotka, Pitry i Zapotoczny.

W sumie poza Kamilem Cholerzyńskim i Mateuszem Kamiński cała reszta zespołu nie może zwalać na psychiczną blokadę czy jakieś inne siły nieczyste. Można pokusić się o stwierdzenie, ze fatum pierwszej rundy Pucharu Polski ciąży na klubie, ale na pewno nie na graczach którzy wczoraj wybiegli na boisko.

Naprawdę smutna była konferencja prasowa, na której trener GKS Katowice powiedział że przegraliśmy, bo „Chrobry bardziej chciał wygrać”. Jedno zdanie i wszystko jasne. Zwykły mecz, jedna z wielu porażek, ktoś bardziej chciał wygrać, nam się nie chciało, taki jest sport. Ale hola, hola – tutaj są Katowice. Nie ma miejsca na przeciętność. Jesteś przeciętny to znaczy, że jesteś słaby. Nie masz ambicji, to znaczy że nie jesteś godny zakładać koszulkę tego klubu. Od zawsze słynęliśmy z drużyny walczaków, którzy często nie umieli grać w piłkę ale gryząc trawę potrafili wyszarpać zwycięstwo na naszą korzyść. Od kilku lat niestety nie mamy graczy z jajami. Zarząd klubu nie raz i nie dwa mówił przed sezonem o Ekstraklasowych ambicjach i jeśli trener ma je realizować w ten sposób to powinniśmy się zacząć martwić. Wczorajsze spotkanie można zaakceptować jedynie pod warunkiem, że zarząd zdecydował się iż stajemy się pierwszoligowym przeciętniakiem, ale wtedy bardzo prosimy obniżyć pensje całemu działowi sportowemu. Przeciętne wyniki równają się przeciętnemu wynagrodzeniu, a niestety u nas jest to niewspółmierne. Tak wiem, że zarząd kilka razy obniżył wynagrodzenia piłkarzom (na drodze negocjacji), ale nie zmienia to fakt, że cały czas jesteśmy w czołówce płacących w tej lidze, a od już siedmiu lat notujemy średnie albo słabe wyniki.

Wczorajszą porażkę potrafiłbym, oczywiście z dużym bólem, przełknąć i liczyć na sukcesy w lidze, bo taki jest sport ale niestety nie mogę. Nie chodzi o styl gry, który oczywiście pozostawiał wiele do życzenia, ale o podejście sztabu szkoleniowego do tych rozgrywek, które dla kibiców są atrakcyjne. Ostatni raz w Ekstraklasie graliśmy w 2005 roku i od tego czasu łakniemy jej jak spragniony wody. Jedyna nasza szansa na grę z drużynami czołówki polskiej piłki nożnej to właśnie rozgrywki Pucharu Polski. Kolejny raz już tą szansę zmarnowaliśmy i to niestety na własne życzenie. Dlaczego nie zrobiliśmy wszystkiego by wygrać? Dlaczego nie zagrał pierwszy skład z nastawieniem na rozgromienie rezerwowego zestawienia gości? Przecież taka wygrana, tylko podbudowałaby morale przed ciężkim spotkaniem z Niecieczą.

Według mnie w niedzielę Moskal gra o swoją głowę – jeśli nie wygra, a drużyna znowu zagra bezjajecznie, to z dużym prawdopodobieństwem można zakładać zwolnienie trenera. Gorzej że nie widać potencjalnego zastępcy, który gwarantowałby sukces. Może ten cały felieton jest w zbyt ostrym tonie, może to tylko wpadka podczas marszu do Ekstraklasy, ale… ja wolę dmuchać na zimne. Coś jest nie tak –w trenerze albo w piłkarzach. A może jeszcze gdzieś indziej? Cierpią jak zawsze kibice.

4 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

4 komentarze

  1. Avatar photo

    a.m

    14 sierpnia 2014 at 22:08

    No co fakt to fakt.

  2. Avatar photo

    paaaa

    14 sierpnia 2014 at 22:47

    racja i oddac moje 100 zl postawione na nas w tym meczu :/ i 20 zl za bilety !!!!

  3. Avatar photo

    Igor

    14 sierpnia 2014 at 22:54

    O jakiej Ty ekstraklasie piszesz człowieku??? Realnie patrząc, to mamy skład i umiejętności najwyżej na połowę tabeli. A przy takim „zaangażowaniu” jak w ostatnich 2 meczach, to raczej będzie walka o utrzymanie. Z Miedzią zagrali 10 min w 2 połówce, z Chrobrym (beniaminkiem 1 ligi) wychodziły wszystkie braki, przeciwnik nas przewyższał w dokładności podań, szybkości, jakości przyjęć. U nich widać było taktykę, u nas jakiś koszmarny chaos. W niedzielę logicznie patrząc, nie mamy szans. Moskal próbuje coś robić, ale z tym materiałem nic nie zrobi. Tu potrzebny prawdziwy sponsor, który zbuduje klub na silnej podstawie a nie na kroplówkach z miasta, kupi kilku piłkarzy, którzy pociągną zespół. Bez konkretnego sponsora, szczytem naszych marzeń może być jedynie 1 liga. Taka prawda.

  4. Avatar photo

    supporter

    15 sierpnia 2014 at 13:07

    Szkoda godki, szmaciorze.Moje 50 euro tyz w rzici.Do kupy z Arką-następnymi szmaciorzami

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Widzew rywalem GieKSy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Dziś w siedzibie TVP Sport odbyło się losowanie ćwierćfinałów Pucharu Polski. GKS Katowice zmierzy się w tej fazie z Widzewem Łódź. Mecz odbędzie się w Katowicach, a 1/4 Pucharu Polski zaplanowano na 3-5 marca.

Widzew obecnie zajmuje 13. miejsce w Ekstraklasie, mając w dorobku 20 punktów, czyli tyle samo co GKS. Na 18 meczów piłkarzy Igora Jovicevića (a wcześniej Żelijko Sopića i Patryka Czubaka) składa się 6 zwycięstw, 2 remisy i 10 porażek (bramki 26-28). We wcześniejszych rundach Widzew wyeliminował trzy drużyny z ekstraklasy: Termalikę, Zagłębie Lubin i Pogoń Szczecin.

Zanim dojdzie do pojedynku pucharowego, obie drużyny zmierzą się w lidze (także w Katowicach), w kolejce, która odbędzie się 6-8 lutego.

Pozostałe pary tej fazy to:
Lech Poznań – Górnik Zabrze
Zawisza Bydgoszcz – Chojniczanka Chojnice
Avia Świdnik – Raków Częstochowa

Kontynuuj czytanie

Kibice Piłka nożna Wideo

Doping GieKSy w Częstochowie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W niedzielny wieczór do Częstochowy, na ostatni mecz w tym roku, wybrał się komplet GieKSiarzy. Ultrasi zadbali o przedświąteczny klimat na sektorze.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu z Rakowem

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Mecz z Rakowem był ostatnim w tym roku. Teraz… święta. I Nowy Rok. Trzech Króli i turniej halowy w Spodku. I zleci jak z bicza strzelił, gdy 30 stycznia zagramy z Zagłębiem Lubin. Wracamy jeszcze na chwilę do Częstochowy i zamykamy temat Rakowa.

1. Na mecz pojechaliśmy w dwuosobowym składzie plus Mariusz przyjaciel redakcji. Miał jeszcze pojechać Flifen, ale laptop mu się zepsuł. No i nauki dużo ma. Więc jak już skończy tę medycynę, to uderzajcie do niego. Będziecie mieli pewność, że gdy inni się obijali i na mecz jeździli, on siedział z nosem w książkach 😉

2. Do Częstochowy jest rzut beretem, więc jechaliśmy niecałą godzinkę. Dobrze, że na koniec nam nie przypadł w udziale jakiś Białystok… Ale uwaga, uwaga – tam pojedziemy już za dwa miesiące.

3. Stadion Rakowa wiadomo – nie jest z tej epoki nowych obiektów, choć i tak swego czasu go rozbudowano. Dlatego jest to raczej takie boisko, otoczone trybunami. Mówi się o nowym, obiekcie i mówi, ale na razie cisza.

4. Dlatego długo nie mogliśmy go wypatrzeć, choć byliśmy już przecież przy linii tramwajowej. Dopiero w ostatniej chwili ujrzeliśmy jupitery, a za moment byliśmy już pod obiektem.

5. Jakoś tak się złożyło, że byliśmy bardzo wcześnie, bo przed 15:30, kiedy wydawali akredytacje. Więc musieliśmy chwilę postać pod kasą i poczekać na swój moment. Wszystko odbyło się sprawnie.

6. Widzieliśmy nawet rakowskiego rycerza, który przyszedł do pracy, ale jeszcze po cywilu.

7. Mając tyle czasu… nie za bardzo wiedzieliśmy, co ze sobą zrobić. Jedno jest pewne, ja byłem bardzo głodny, więc w planie miałem obowiązkową kiełbasę, na której to poszukiwania wkrótce wyruszyliśmy.

8. Zanim jednak to nastąpiło, pokręciliśmy się trochę w okolicach sali konferencyjnej. Przywitaliśmy się także z Wojciechem Cyganem, który stał przy wejściu i wkrótce witał przybyłą drużynę gości. My też mogliśmy – dzięki infrastrukturze stadionu – ten przyjazd naszym pięknym zielonym autokarem, oglądać.

9. Nie zabrakło czułych powitań, choćby z Adrianem Błądem, czyli takim „synem” prezesa Wojtka. Przytulili się na to powitanie, jako że było dużo czasu przed meczem, atmosfera była bardzo sympatyczna. Bój miał się rozpocząć wkrótce.

10. My tymczasem poszukiwaliśmy kiełbasy. Obeszliśmy trybuny, co nie było trudne, bo byliśmy tak jakby na zewnątrz stadionu. Miła pani nas kilka razy wpuszczała i wpuszczała ze strefy gastronomicznej. Ogólnie te przejścia za trybunami są jakieś takie klimatyczne. W dobie faktycznie tych nowych stadionów te takie stare, polskie, mają w sobie coś z nostalgii.

11. Jako że kiełby się dopiero piekły, postanowiliśmy uraczyć się innymi trunkami, w tym ja herbatką. I tak sympatycznie oczekiwaliśmy na strawę.

12. Kiełbaska za 25 złotych, z ogórkiem kiszonym. Bardzo dobra, byłem mega głodny, więc była jak znalazł. Od razu humor się poprawił i liczyliśmy, że nie będzie to najlepsza rzecz, która nas spotkała przy Limanowskiego, ale jedna z najlepszych.

13. Udaliśmy się na sektor prasowy, a Misiek na murawę. To, co było też bardzo dobre, to że w przeciwieństwie do lutowego spotkania było po prostu relatywnie ciepło. Znaczy relatywnie bardzo ciepło. Wtedy wymarzliśmy solidnie, bo nie dość, że było po prostu zimno, to jeszcze ciągnęło spod trybuny, bo są te kratki metalowe jako podłoga, a pod trybuną nie ma nic.

14. Zajęliśmy miejsca. Początkowo w rzędzie ze studenckimi stolikami, ale tam było bardzo ciasno, więc przenieśliśmy się rząd wyżej – już bez stolików, ale z szerszym przejściem. Nie było dla mnie w tym kontekście problemem trzymanie laptopa na kolanach.

15. Za to podłączenie do kontaktu przypomniało traumę ze stadionu ŁKS. Wtyczka nie chciała wejść, ale cudem udało się ją wepchnąć. Potem cała operacja z przeciąganiem kabla pod trybuną, trzymając go przez te małe dziurki w podłodze. Uff, udało się. Nikt o kabel nie zahaczy.

16. No i rozpoczął się mecz. Widoczność z tak niskich trybun jest oczywiście średnia. Jeszcze na połowie, na wysokości której jest prasówka, jest spoko. Ale po drugiej stronie trzeba by było mieć sokoli wzrok, by wszystko dobrze identyfikować.

17. Prezenty kibicom rozdawał Święty Mikołaj. Co ciekawe miał on akredytację. Na której było napisane, że jest to Święty Mikołaj, a jako redakcja Biegun Północny.

18. Kibice gości wypełnili sektor gości. Przez cały mecz głośno dopingowali, urządzili też baloniadę ze świąteczną piosenką, a na koniec, jak za starych czasów zaśpiewali Wesołych Świąt. Może w bardzo dawnych czasach taka tradycja była (nie wiem), ale ja pamiętam, że pierwszy raz coś takiego miało miejsce w którąś Wielką Sobotę, zdaje się w 2001 roku. Podczas bardzo śnieżnego meczu z Amiką. Ale mogę się mylić, co do szczegółów.

19. GieKSa w pierwszej połowie była nieco lepsza i miała więcej sytuacji. Niestety nie wykorzystaliśmy żadnej. W drugiej po zmianach Raków się rozpędził i w końcu strzelił upragnionego gola.

20. Po meczu udaliśmy się na konferencję prasową. Gospodarze zapewnili kapuśniak. Od kiełbasy minęło już trochę czasu, więc również było to bardzo miłe. Gorąca, treściwa zupka w oczekiwaniu na konferencję miała wynagrodzić smutek po porażce.

21. Najpierw wypowiedział się trener Górak. Potem oczekiwaliśmy na trenera Papszuna i jakieś dziwne sceny się działy przed salą, że aż pracownik Rakowa notorycznie zamykał drzwi. Jakieś były krzyki i huki. Wydawało się, że to trener Rakowa krzyczy, żeby go wypuścili w końcu do tej Warszawy. Ale nie. Marek Papszun był w tym czasie na murawie i udzielał wywiadu dla Ligi Plus Extra.

22. Po konferencji oczywiście chwila na sali, żeby na stronie pojawiła się relacja z wypowiedzi trenerów oraz galeria zdjęć. Pół godzinki posiedzieliśmy, aż udaliśmy się w drogę powrotną.

23. Kulturka jest, więc wychodząc rzekłem do Marka Papszuna „do widzenia” i sympatycznie, z uśmiechem odpowiedział. A wychodząc z klubu spotkałem Marka Ameyawa i ten młody człowiek bardzo kulturalnie sam powiedział „do widzenia”. Milusio.

24. Ogólnie cały wyjazd bez większej historii. Krótki. Mecz przegrany. Do Rakowa nie ma się, o co przyczepić, wszyscy mili, uśmiechnięci. Kiełbasa dobra, rzecznik sympatyczny. Wojciech Cygan witający starych znajomych.

25. „Do zobaczenia na Narodowym” – powiedział rzecznik, gdy się z nami żegnał. Nic dodać, nic ująć. Miejmy nadzieję, że 2 maja się ponownie zobaczymy. Bierzemy w ciemno.

26. Wesołych Świąt!

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga