Dołącz do nas

Piłka nożna

Dokąd postanowił iść Kufel?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

To co wyprawiała nasza obrona to była jedna wielka tragedia w tym meczu. Brak koncentracji, złe ustawienie i ciągłe pretensje do sędziego. A gra nie do gwizdka przy pierwszym golu to skandal. Jak piłkarz może sobie postanowić, że gra jest przerwana? Gdzie postanowił iść Kamil Cholerzyński? Dlaczego Trochim stał niepilnowany przez chyba 7-8 sekund w polu karnym, a nasi zawodnicy kontemplowali przyrodę? Te pytania można mnożyć. Przy drugim golu dla rywali również nie było krycia, a było podnoszenie rąk. Zobaczcie sami.

0:1 Trochim (34)

Kol 0-1 1

Akcję rozpoczyna Kolejarz. Piłka wędruje na nasze lewe skrzydło. Nie ma Pietrzaka, który zaangażował się w akcję ofensywną.

Kol 0-1 2

Piłkę otrzymuje Trochim. Za lewego obrońcę musi robić Jurkowski.

Kol 0-1 3

Jurkowski jednak musi oglądać się także na innych nadbiegających rywali. A także z utęsknieniem wypatruje Pietrzaka.

Kol 0-1 4

Ogląda się i drugi raz…

Kol 0-1 5

Do akcji wkracza Wolański, który idzie na obieg. Jurkowski musiałby się rozdwoić.

Kol 0-1 7

Piłka wędruje oczywiście do Wolańskiego.

Kol 0-1 8

Ten ma dużo czasu i miejsca. Na ten moment może podawać do Trochima oraz do jednego z dwóch partnerów w polu karnym (jeden na minimalnym spalonym).

Kol 0-1 9

Decyduje się jednak na wycofanie piłki do Trochima. Zwraca uwagę „kwadrat” naszych zawodników, w środku którego znajduje się zawodnik rywali. Do pola karnego wrócił Cholerzyński.

Kol 0-1 10

Kluczowy moment jeśli chodzi o przepisy gry. Na początku wydawało nam się, że jest ewidentny spalony (Wolański) w momencie strzału Trochima. Tutaj jednak widać, że sprawa nie jest tak oczywista. Dodatkowo bardzo nietypowa, bo Czerwiński (przy dalszym słupku) wychyla się do przodu, podobnie jak Wolański. Jest to taka mijanka korpusów. Trudno ocenić, czy Wolański jest na spalonym – jeśli tak to na centymetrowym i sędzia boczny w zasadzie nie ma prawa tego zobaczyć. Ale prawodpodbnie spalonego w ogóle nie ma. Zwróćmy uwagę od tego momentu na Cholerzyńskiego.

Kol 0-1 11

Piłka trafia w Wolańskiego, który opanowuje ją na linii końcowej. Cholerzyński stoi bokiem do jednego z rywali, po czym…

Kol 0-1 12

…odwraca się na pięcie. Kamiński (27) podnosi rękę. Jurkowski (29) stoi jak wryty i patrzy na rywala. Wróbel (bokiem) spaceruje sobie gdzieś tam.

Kol 0-1 13

Alarm! Jednak gramy dalej. Cholerzyński zauważył, że jednak jest na boisku, bo obrócił się zobaczyć, co się dzieje. Kamiński włączył gotowość do gry. Jednak Trochim ciągle niepilnowany i nie jest na spalonym, bo to piłka wyznacza linię spalonego.

Kol 0-1 14

Cholerzyński spaceruje po polu karnym, Jurkowski dalej stoi jak wryty, Kamiński nastawia się, aby blokować dośrodkowanie. My tu gadu, gadu, a na polu karnym pojawił się lewy obrońca Rafał Pietrzak! „Zdążył” wrócić na najważniejszy moment akcji.

Kol 0-1 15

Moment podania.

Kol 0-1 16

Niepilnowany Trochim tylko dostania nogę.

Kol 0-1 17

I Budziłek pokonany po raz pierwszy.

1:1 Zieliński (61)

Kol 1-1 1

Cholerzyński z prawego skrzydła zagrywa prostopadle.

Kol 1-1 2

Piłka trafia do Wróbla.

Kol 1-1 3

Ten wdaje się w drybling z obrońcą.

Kol 1-1 4

Decyduje się na podanie do Czerwińskiego.

Kol 1-1 5

W polu karnym jedyny Zieliński.

Kol 1-1 6

Czerwiński dośrodkowuje.

Kol 1-1 7

Precyzyjny strzał głową.

Kol 1-1 8

I mamy remis.

2:1 Zieliński (78)

Kol 2-1 1

Piłkę odbiera rywalowi Fonfara.

Kol 2-1 2

Podaje do Zielińskiego, a ten z pierwszej piłki do Goncerza.

Kol 2-1 3

Goncerz na klepkę z powrotem do Zielińskiego.

Kol 2-1 4

Zielu otrzymuje piłkę na 40. metrze.

Kol 2-1 5

Biegnie środkiem, a do wyboru ma Wróbla na prawej stronie, Ciku na lewej i Goncerza w środku.

Kol 2-1 6

Decyduje się jednak pójśc na przebój.

Kol 2-1 7

Strzał z dwudziestu metrów.

Kol 2-1 8

I piłka trafia po raz drugi do bramki Radlińskiego.

2:2 Adamek (82)

Kol 2-2 1

Rzut wolny dla rywali.

Kol 2-2 2

Dośrodkowanie jednak jest nieudane i po kilku chwilach i wybijankach, piłkę próbuje z własnego pola karnego wyprowadzić Sylwestrzak.

Kol 2-2 3

Podanie do Wróbla jest jednak zbyt mocne.

Kol 2-2 4

Przeciwnik przejmuję piłkę.

Kol 2-2 5

Sylwestrzak musi asekurować prawą stronę. Szukamy Czerwińskiego – o jest! biegnie ze środkowej strefy na skrzydło.

Kol 2-2 6

Czerwiński ma 1 na 1, a Sylwestrzak musi asekurować przeciwnika na skrzydle.

Kol 2-2 7

Ten mu jednak ucieka na wiele metrów i dostaje piłkę. Zwróćmy uwagę na Zielińskiego, który postanowił pomóc kolegom w polu karnym.

Kol 2-2 8

Moment dośrodkowania. Nasi środkowi obrońcy znajdują się na dwóch krańcach odcinka, w środku którego stoi niepilnowany Adamek.

Kol 2-2 9

Zgranie głową jednego z rywali. Ważny moment. Nie widać Adamka, który zaraz strzeli gola, gdyż stoi dokładnie za Kamińskim. Zieliński tak mocno zapędzil się do defensywy, że znalazł się na linii końcowej boiska, w związku w czym to Budziłek na ten moment wyznacza linię spalonego. Mimo że Adamka nie widać, nie wydaje się, aby był on wysunięty za Budziłka, który stoi bardzo głęboko. Kamiński jednak ma inne zdanie i zapewne myśląc, że jest spalony, nie przejmuje się Adamkiem.

Kol 2-2 10

Adamek strzela gola, a Kamiński podnosi rękę. Jurkowski bezradnie obserwuje, co się dzieje.

Kol 2-2 11

Kolejarz wyrównuje stan spotkania.



7 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

7 komentarzy

  1. Avatar photo

    cichy

    27 kwietnia 2014 at 15:11

    żenada!!!

  2. Avatar photo

    Krzysiek

    27 kwietnia 2014 at 21:06

    Przy analizie pierwszej bramki dla Kolejarza nie zwrócono uwagi na Wróbla który powinien asekurować pozycje Pietrzaka (który poszedł ,,do przodu”). Najweselsze jest to że wyszliśmy na lewej stronie dwoma obrońcami (Pietrzak i Chwalibogowski)a w decydującym momencie nie było żadnego z nich na lewej stronie. Spowodowała to zamiana stron Wróbla z Chwalibogowskim i moim zdaniem Jurkowski wypatruje bardziej Wróbla niz Pietrzaka.
    Przy drugiej bramce dla Kolejarza po raz kolejny Czerwiński nie trzyma odległości w obronie (z 2 metry bliżej atakującego powinien się przesunąć).

  3. Avatar photo

    fc

    27 kwietnia 2014 at 21:36

    cholerzyński dno, taki gość nie powinien nawet w rezerwach grać. cały mecz unika piłki jedyne zagrania jakie mu wychodzą to do bramkarza. do środka można by spróbować goncerza.

  4. Avatar photo

    johann

    27 kwietnia 2014 at 22:57

    Panie prezesie Cygan, czy Pan wie, że kodeks pracy nie wyklucza zwolnień grupowych?

  5. Avatar photo

    johann

    27 kwietnia 2014 at 22:58

    Co do kufla: od dziś piję piwo tylko i wyłącznie z butelki.

  6. Avatar photo

    Fjodor

    27 kwietnia 2014 at 23:13

    To nie jest nawet żal.pl. To jest żal.eu!!!

  7. Avatar photo

    kazik

    28 kwietnia 2014 at 21:37

    dlaczego graja caly czas do tylu jakby wygrywali 3 zero i te rozne krotkie do zawodnika jak zepsujecie pajace raz to drugi raz nie grajcie tego samego a wy caly czas to samo co wy robicie na tych treningach

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

1/8 finału dla Katowic

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.

Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.

W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.

Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek,  a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.

GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.

GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga