Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

Doniesienia mass mediów przed meczem GKS Katowice-GKS Tychy: Kto postraszy w derbach?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień na temat meczu GKS Katowice – GKS Tychy.

 

sportdziennik.com – Kto postraszy w derbach?

GieKSa do sobotniej konfrontacji z imiennikiem z Tychów przystąpi bez powołanego do reprezentacji Filipa Szymczaka. Trener Rafał Górak musi zdecydować, czy zastąpić go w ataku Filipem Kozłowskim, czy Patrykiem Szwedzikiem.

[…] Teraz Szymczak znów został wezwany „pod broń” narodową, ale klub postąpił już inaczej i postanowił rozegrać derby z imiennikiem z Tychów w normalnym terminie.

– To była planowana sytuacja zważywszy na nasz udział w Pucharze Polski. Skoro wygraliśmy w Zambrowie i znaleźliśmy się w kolejnej rundzie, to wiemy, że jedna z następnych śród będzie zajęta. Poza tym, zawsze i bez względu na wszystko uważam, że takie przerwy dla drużyny nie są zbyt dobre. Podczas tej wrześniowej bardzo fajnie wpadł nam do kalendarza Banik. Przyjechali kozacy, zagrali z nami i to było dla nas dobre. Teraz od początku skłanialiśmy się ku temu, by nie przekładać meczu – tłumaczy trener GieKSy, Rafał Górak, który w II-ligowym okresie rzekł swego czasu, że żaden zawodnik nie jest tak wielki, aby z jego powodu przenosić ligowe spotkanie na inny termin.

Nie zmienia to faktu, że do derbów z Tychami katowiczanie przystąpią osłabieni – bo tak trzeba nazwać brak najlepszego napastnika w konfrontacji z rywalem zza miedzy, śrubującym świetną serię i mogącym przy tym pochwalić się czwartą najlepszą defensywą pierwszej ligi. Tyszanie stracili ledwie 9 goli – a to przy aż 24 GieKSy robi różnicę. W Katowicach muszą kombinować nie tylko, jak poradzić sobie w tyłach, ale też zadbać o przód. Szymczak, wypożyczony przed sezonem z Lecha Poznań, zaczynał w wyjściowym składzie 10 z 11 dotychczasowych ligowych spotkań. Zdobył 3 bramki. Można strzelać w ciemno, że grałby nawet nie będąc młodzieżowcem, a tak – status ten jest jego dodatkowym atutem. W jedenastce nie znalazł się tylko w Polkowicach, bo po powrocie ze zgrupowania młodzieżowej reprezentacji miał lekki dołek.

– Wrócił do nas trochę wyjałowiony, zasmucony, bo w ogóle nie grał. Wiadomo, że każdy chciałby złapać jak najwięcej minut. Mam nadzieję, że ten wypad na kadrę okaże się dla niego udany, wróci do nas i pójdziemy wspólnie do przodu – mówi Górak. Pierwotnie Szymczak był powołany do kadry U-21, ale ostatecznie znów wylądował na zgrupowaniu „młodzieżówki”, jako że kontuzja wyeliminowała Dennisa Jastrzembskiego z Herthy Berlin.

Sztab szkoleniowy musi GieKSy zastanowić się, kto w sobotę zastąpi Szymczaka – czy Patryk Szwedzik, czy jego imiennik Filip Kozłowski. Naturalniejszym wyborem wydaje się Szwedzik. Jest młodzieżowcem, co już załatwia jeden problem, bo nie trzeba szukać dla niego miejsca w innym sektorze boiska. Dał już w tej rundzie kilka sygnałów, że progresuje. Zaliczył bardzo dobrą zmianę w meczu z Arką (2:4) kiedy strzelił gola i obsługiwał kolegów dobrymi podaniami. W nagrodę kilka dni później zaczął od pierwszej minuty spotkanie w Polkowicach (1:1), ale ono akurat mu nie wyszło. Dwa razy znalazł się w dobrej pozycji strzeleckiej, ale nie trafił czysto w piłkę. Ostatniej niedzieli ze Stomilem (2:1) znów w roli zmiennika zaplusował. To on w ostatniej akcji meczu zaliczył asystę przy bramce Bartosza Jaroszka. Wystawił mu piłkę będąc tyłem do bramki i z rywalami na plecach, niczym rozgrywający do środkowego w siatkówce.

W nowej dla siebie rzeczywistości znalazł się z kolei Filip Kozłowski. Był czołowym strzelcem GieKSy w poprzednim sezonie, napastnikiem nr 1, a jego 12 goli przyczyniło się do awansu. Teraz 26-latkowi pozostaje rola zmiennika. Od pierwszej minuty zagrał tylko raz, w Pucharze Polski z IV-ligową Olimpią Zambrów. Zdobył bramkę na wagę awansu – i jest to jego jedyne w tym sezonie trafienie. W lidze grywa ogony. Pojawiał się na boisku w każdym meczu, ale łącznie rozegrał niewiele ponad 200 minut – średnio niespełna 20 na spotkanie. Kibice zauważają po jego mowie ciała, że taka sytuacja snajperowi nie pasuje. Choć trzeba pamiętać, że Kozłowski nigdy nie był wulkanem ekspresji, zawsze był raczej oszczędny w gestach i słowach.

– Filipa jeszcze nie tak dawno wyciągnąłem niemalże z ostatniego autobusu do jego rodzinnej Kruszwicy – przypomina Górak.

– Wracał do siebie po przygodzie z Rozwojem Katowice i miał już inne plany na życie (miał zostać strażakiem – dop. red.). Stało się tak, że znaleźliśmy się wspólnie w Elanie Toruń. Zrobiliśmy razem dużo, ale to była trzecia liga. Potem razem przeżyliśmy drugą ligę. Bardzo pomógł mi w Toruniu, w Katowicach też mam do niego ogromne zaufanie i jestem pewny, że jeszcze pomoże. Zdaję sobie sprawę, że bardzo chciałby grać więcej, wychodzić w podstawowym składzie. Życzę mu powodzenia. Ze Stomilem dał bardzo dobrą zmianę, uruchomił nas z przodu. Może w tym ustawieniu, w jakim teraz jesteśmy (z wahadłowymi i trójką środkowych obrońców – dop. red.) dla Filipa będzie więcej czasu i miejsca. Może grać jako jeden z trzech zawodników ofensywnych, przy napastniku: czy to Szymczaku, czy Szwedziku – zaznacza szkoleniowiec GieKSy. Może zatem będzie tak, że prawidłowa odpowiedź na pytanie: „za Szymczaka zagra Kozłowski czy Szwedzik?” brzmieć będzie… obaj.

 

Zapraszamy na stadiony. Wybiórcza pamięć

W ligowej tabeli jedenastki z Katowic i Tychów dzieli przepaść. Drużyna trenera Artura Derbina zajmuje miejsce na podium, natomiast GieKSa uzbierała raptem 10 „oczek” i wlecze się w ogonie tabeli.

Paradoks polega na tym, że to ekipa z Bukowej ma więcej strzelonych goli niż jej najbliższy przeciwnik, co oczywiście jeszcze niczego nie przesądza. „Oszczędni” tyszanie mimo wszystko mają prawo czuć się faworytami sobotniej potyczki, bo defensywa ich przeciwnika jest tak dziurawa, że przy niej nawet szwajcarski ser mógłby uchodzić za monolit.

Z doświadczenia wiem, że dzielenie skóry na żywym niedźwiedziu bywa ryzykowne, wręcz niebezpieczne. W sobotniej potyczce na Bukowej jest tyle podtekstów, że aż głowa boli. Na stare śmieci wraca na przykład Krzysztof Wołkowicz, chociaż w innej koszulce. Jego mentorem był Rafał Górak i byłby chyba zawiedziony, gdyby jego były podopieczny pogrążył prowadzoną teraz przez niego drużynę. Katowiczanie mają ogromna ochotę, by zagrać na nosie przeciwnikowi, który od ośmiu kolejek nie znalazł pogromcy. W futbolu nie ma rzeczy niemożliwych, więc katowiczanie staną na głowie, by rywale nie ciągnęli z nich łacha. Tak jak w niedawnym meczu pewien zawodnik Odry Opole, który widocznie ma bardzo krótką pamięć i zapomniał, jaki łomot jego zespół zebrał od Miedzie Legnica (dwukrotnie) i Arki Gdynia.

 

Pomocnik obydwu klubów

Wśród zawodników, którzy łączą katowicki i tyski GKS, jest Lechosław Olsza. Pomocnik przez wiele lat był związany z Bukową, gdzie najpierw grał, a następnie pracował jako kierownik drużyny oraz trener.

Swoje największe sukcesy odniósł jednak z trójkolorowym trójkątem na piersi. W drużynie z Tychów sięgnął bowiem po wicemistrzostwo Polski i z niej trafił do drużyny narodowej, w której rozegrał dwa spotkania.

– To już stare dzieje, ale ciągle mi bliskie, bo mam swoje miejsce w loży gości i na tyskim, i na katowickim stadionie – mówi dziarski i ciągle uśmiechnięty 72-latek.

– W Tychach siadam razem z Kazikiem Szachnitowskim, Marianem Piechaczkiem czy Gienkiem Cebratem, który zapowiedział także swój przyjazd do Katowic. Tu natomiast mamy swoją paczkę z Frankiem Sputem, Jackiem Góralczykiem, Gerardem Rotherem i Stefanem Pietraszewskim, który dość często do nas dojeżdża. W takim mocnym gronie na pewno sobotni mecz będzie się oglądało jeszcze lepiej.

To, że tyszanie plasują się na trzeciej pozycji, a katowiczanie są dziesięć miejsc niżej, zdaniem Lechosława Olszy na boisku przy ulicy Bukowej nie będzie miało większego znaczenia.

– To są derby – dodaje pomocnik obydwu klubów.

– Z racji miejsca w tabeli, ale także ostatniej dobrej passy tyszanie są oczywiście faworytem, ale spodziewam się twardej walki z obydwu stron – spekuluje Olsza.

– Trener Artur Derbin na pewno ma w swojej talii kilka mocnych kart, z Łukaszem Grzeszczykiem na czele. Jego gole w ostatnich meczach dawały drużynie punkty i na pewno Rafał Górak musi na kapitana tyszan zwrócić uwagę swoim zawodnikom. Krzyśka Wołkowicza, czyli wychowanka GieKSy, grającego teraz w GKS-ie Tychy i będącego mocnym punktem zespołu, też katowiczanie powinni wziąć pod lupę – choć jego nogę i trener Górak, i katowiccy zawodnicy na pewno dobrze znają. Każdy będzie się chciał pokazać z najlepszej strony dlatego liczę na emocjonujące widowisko – kończy Lechosław Olsza.

 

Z szacunku dla klubu, w którym się wychował

Krzysztof Wołkowicz pierwszy raz zagra na stadionie przy ulicy Bukowej w roli przeciwnika. Przed rozpoczęciem rundy jesiennej Krzysztof Wołkowicz na dwie daty w terminarzu zwrócił szczególną uwagę. Pierwszą, 12 września, czyli dzień swoich urodzin ma już za sobą i świętował podwójnie, bo GKS Tychy wygrał wyjazdowy mecz z Arką Gdynia 1:0. Ten drugi właśnie nadchodzi. W sobotę tyszanie zagrają bowiem z GKS-em Katowice, a wychowanek „GieKSy” pierwszy raz w swojej piłkarskiej karierze wybiegnie na murawę przy ulicy Bukowej jako przeciwnik.

[…] W sumie Krzysztof Wołkowicz w swoim macierzystym klubie rozegrał 126 spotkań, w których zdobył 10 bramek. W 2017 roku pożgał się jednak ze stadionem przy ulicy Bukowej, na który w sobotę wróci w koszulce GKS-u Tychy, w którym zagrał 20 razy i strzelił 3 gole.

– Choć w GKS-ie Katowice nie gram już piąty sezon to w tym czasie jeszcze nie miałem okazji zagrać na boisku przy ulicy Bukowej – dodaje podstawowy zawodnik tyskiego zespołu. – Zwykle do tej pory się „mijaliśmy”, a jedyny raz – gdy byłem w Wigrach Suwałki – to akurat leczyłem kontuzję i nie przyjechałem do Katowic. Przede mną więc ten pierwszy raz i w dodatku przeciwko trenerowi Rafałowi Górakowi, który nie tylko wprowadził mnie do seniorskiej piłki, ale jeszcze ściągnął z III-ligowej Kotwicy Kołobrzeg do II-ligowej Elany Toruń, z której trener Artur Derbin sprowadził mnie do I-ligowego GKS-u Bełchatów. Zagram więc także przeciwko szkoleniowcowi, którego bardzo cenię, ale to niczego w moim nastawieniu nie zmienia. Koncentruję się na tym, że to jest ważny mecz, w którym chcę zagrać najlepiej jak potrafię. Zdaję sobie sprawę, że będę biegał koło „Blaszoka”, ale tym bardziej będę się starał pokazać z jak najlepszej strony i wykonać swoje zadania najlepiej jak potrafię, bo tak właśnie zostałem wychowany jako piłkarz.

Moi koledzy, którzy kibicują „GieKSie” i są na każdym jej meczu też doskonale zdają sobie sprawę z tego, że wykonuję swoją pracę. Siedzą w piłce od lat i nie muszę im tego tłumaczyć.

Nie trzeba też niczego tłumaczyć samemu zawodnikowi, który w pierwszych meczach tego sezonu był motorem napędowym tyskiego zespołu strzelając gole i zdobywając punkty za asysty. Od meczu z Chrobrym Głogów w tej roli występuje już co prawda Łukasz Grzeszczyk, ale to nie znaczy, że Krzysztof Wołkowicz znalazł się na bocznym torze.

– Nikogo nie zaskoczę stwierdzeniem, że nie jest ważne kto strzeli, najważniejsze jest to, żeby wygrała nasza drużyna – zapewnia „Wołek”. – W meczu z Odrą Opole Łukasz Grzeszczyk zdobył dwie bramki, ale wszyscy, całą drużyną, cieszyliśmy się ze zwycięstwa. Zeszliśmy z boiska zadowoleni, bo ta nasza bardzo dobra seria urosła już do ośmiu ligowych spotkań bez porażki.

Od 17 września licząc sześć razy wygraliśmy i dwa razy zremisowaliśmy, a do tego doszedł jeszcze awans do Pucharze Polski. Dlatego jesteśmy szczęśliwi i chcemy kontynuować passę. Każdy będzie się starał zagrać jak najlepiej i ja także, ale jeżeli strzelę gola to nie będę manifestował swojej radości i myślę, że nikomu nie muszę tłumaczyć dlaczego – z szacunku dla klubu, w którym się wychowałem.

 

dziennikzachodni.pl – Sobotnie derby bez kibiców gości

W sobotę 9 października o godzinie 12.40 rozpoczną się derby GKS-ów z Katowic i Tychów. Na Bukowej nie będzie kibiców gości, którzy ponoszą konsekwencje zachowania podczas meczu z Widzewem.

Mecz z GKS-em Tychy to jeden z najważniejszych punktów sezonu dla kibiców GKS Katowice. Zespół z Bukowej do sobotniego starcia przystąpi podbudowany wywalczonym w dramatycznych okolicznościach zwycięstwem nad Stomilem Olsztyn, natomiast goście są na fali i gonią czołową dwójkę tabeli, marząc o bezpośrednim awansem do PKO Ekstraklasy.

Spotkanie zapowiada się znakomicie, ale na stadionie przy Bukowej zasiądą tylko kibice gospodarzy. Tyszanie ponoszą bowiem konsekwencje wydarzeń z meczu z Widzewem Łódź. Za zachowanie swoich fanów (racowisko, próba wdarcia się do sektora gości, konieczność wezwania na stadion policji) klub został ukarany grzywną w wysokości 5.000 zł, wyłączeniem części trybun na mecz z Odrą Opole oraz trzymiesięcznym zakazem wyjazdów zorganizowanych grup kibiców.

 

gkstychy.info – Raport przed meczem GKS Katowice – GKS Tychy

Po awansie do pierwszej ligi GKS Katowice grał bardzo otwarty futbol. Teraz widać, że są bardziej wyrachowani. Wiemy doskonale, że jest to bardzo ważny mecz dla kibiców. Spotkanie derbowe będzie toczyło się na trochę innych warunkach, bo każdy chce wygrać. Spodziewamy się ciężkiego meczu na trudnym terenie i przygotowujemy się do niego bardzo mocno – mówi Kacper Jędrychowski, asystent trenera GKS Tychy.



Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kompromitacja w Tychach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.

Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.

Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.

GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)

1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman

GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.

GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga