Piłka nożna
Dramatyczny zwrot akcji przy Bukowej
GieKSa najpierw musiała gonić wynik, by na drugą połowę wyjść w roli dominującej ekipy w spotkaniu. Jak to w piłce bywa, niewykorzystane sytuacje się mszczą i mecz zakończył się remisem 2:2.
Przed meczem Mateusz Kowalczyk został oficjalnie nagrodzony premią 10 000 złotych, jako pierwszy zawodnik GieKSy od wielu lat, który otrzymał powołanie do seniorskiej reprezentacji. Spotkanie stało pod hasłem „Stadiony bez barier”.
Pierwsze kopnięcie należało do gości. Pierwsze sekundy i aż trzech zawodników leżało na murawie. Wasielewski nie poradził sobie z atakiem jego stroną, na szczęście Kowalczyk stał w odpowiednim miejscu i wybił piłkę. Nie minęła minuta, a znów Wasielewski został ograny jak dziecko, zakotłowało się na 5. metrze. Dalekie wybicie z bramkowego, Bergier popędził w pole karne, odegrał do Rogali… Na trybunach jęk zawodu, ależ obrońca się poświęcił, blokując strzał własnym ciałem! Oskar Repka w 6. minucie zagrał rogalikiem do, cóż za przypadek, Rogali, niestety murawa nie pozwoliła i wahadłowemu, i pilnującemu go rywalowi, ustać na nogach, nad Bukową szalała ulewa. Piłka Bergiera otworzyła pole Wasielewskiemu, po jego centrze fatalnie Rogala podał, właściwie oddając piłkę gościom. Widzew nie miał pomysłu na atak pozycyjny, a GieKSa korzystała na kontrach. W 13. minucie goście otworzyli wynik spotkania – Gong dośrodkował, a Rondić dopełnił tylko formalności w polu bramkowym, korzystając z rykoszetu. Trójkolorowi pressowali, starali się, ale bramka zupełnie ugasiła początkowy impet. Poślizgnięcie się Klemenza w 17. minuce, Kerk na szczęście uderzył bardzo daleko od bramki. Stoper GieKSy rozgrywał naprawdę słabe zawody, co chwilę dawał się ogrywać i tracił posiadanie. W 22. minucie Bartosz Nowak posłał piłkę w platformę telewizyjną, ciężko nazwać to strzałem. Dawid Kudła zamiast wyjść do piłki, obserwował z namiętnością jej lot, choć była na wyciągnięcie ręki, ależ ma szczęście, że rywale tego nie wykorzystali. Sekundy później Rondić mógł podwyższyć, po koźle piłka minęła poprzeczkę. Ostre wejście na Kowalczyku, GieKSa otrzymała rzut wolny na skraju pola karnego. Próbowali szczęścia sam poszkodowany i Jędrych, wszystkie sytuacje zostały zablokowane. Wślizg Wasielewskiego w piłkę, sędzia Raczkowski pokazuje żółtą kartkę. Bardzo brakowało szczęścia gospodarzom, wszystkie stykowe piłki były na ich niekorzyść. Znów świetna piłka Repki, Kowalczyk z linii końcowej podał zupełnie do nikogo. Oksar Repka w 38. minucie wpakował piłkę do siatki po przedłużeniu Klemenza i walce Sebastiana Bergiera, wprawiając trybuny w zachwyt. Dawid Kudła uratował swój zespół po fenomenalnym uderzeniu Rondicia. Drybling Rogali, świetny przerzut, Błąd z asystą do Wasielewskiego, ten pokręcił w szesnastce i wyprowadził GieKSę na prowadzenie!
Drugą odsłonę oba zespoły rozpoczęły bez roszad w składach. Dawid Kudła wyszedł daleko z bramki, na milimetry minął rywala i dograł do Bergiera, który był faulowany. Przechwyt Wasielewskiego w 48. minucie, Bergier dobrze minął defensywę gości, ale uderzył znacząco nad obramowaniem. Piłka Błąda przez całe boisko do Roali mogła zakończyć się groźnie, gdyby wahadłowy nie zdecydował się spowolnić akcję. Długi rajd Nowaka zakończył Rogala niecelnym strzałem. Arkadiusz Jędrych „testowany” był w roli bramkarza, kilkukrotnie blokował mocne strzały rywali. W 55. minucie znów Klemenz minął się z futbolówką, na szczęście stał za nim Jędrych i wyjaśnił sytuację. Znów interweniować musiał Kudła po serii strat GieKSiarzy, nie miał żadnego marginesu błędu. Powalczył Wasielewski na flance, udało mu się zdobyć rzut rożny. Po wrzutce Bartosza Nowaka dopatrywano się zagrania ręką, jednak wszystko odbyło się zgodnie z przepisami. Nieudane rozegranie rzutu wolnego, ale Kowalczyk powalczył w parterze i odzyskał posiadanie – GieKSa przycisnęła rywali na długie minuty. Cierpliwie rozgrywała piłką, po stratach (całkiem licznych) od razu doskakując do przeciwnika i zmuszając do błędu. Kozlovsky w 66. minucie fenomenalnie zagrał na dobieg, jednak pomylił koszulki i znów Katowiczanie byli w posiadaniu. Gikiewicz dołączył do swojego kolegi dwie minuty później, podając piłkę pod nogi swojego trenera. Mokra murawa służyła efektownym wślizgom, co dodawało emocji. Przejęcie Klemenza i doskonałą sytuację miał Nowak, jednak przymierzył w bandy reklamowe. Ulewny deszcz kładł kolejnych zawodników na murawie, w ekstremalnych warunkach ciężko o techniczne zagrania. W 76. minucie Nowak, a później Galan nie trafili do pustej bramki, na ich szczęście sędzia i tak odgwizdał ofsajd. Rogala w 79. minucie położył się na murawie i wymagał zmiany, nie wyglądało to najlepiej. Widzewowi brakowało jakichkolwiek argumentów w ataku, absolutny brak pomysłu. Indywidualny odbiór Kowalczyka, drybling i wymuszenie faulu, świetnie to zrobił ten zawodnik. Seria stałych fragmentów gry pod bramką Widzewa trwała ponad trzy minuty, a czas działał na korzyść Trójkolorowych. W 89. minucie Błąd zawiesił piłkę w polu karnym, Galan został uprzedzony przez dobrze ustawioną obronę. Wasielewski dograł do Galana między stoperów pół minuty później, a mocne uderzenie na raty obronił Gikiewicz. W końcówce na murawie zameldował się Jakub Arak. Błąd Repki i Kuuska, piłka trzepocze w siatce obok Kudły. Kilka sekund później Hamulic minął obronę GieKSy i huknął w boczną siatkę, zrobiło się niebezpiecznie. Koniec meczu, GieKSa traci prowadzenie w ostatnich sekundach.
13.09.2024, Katowice
GKS Katowice – Widzew Łódź 2:2 (2:1)
Bramki: Repka (38), Wasielewski (42) – Rondić (14), Łukowski (90).
GKS Katowice: Kudła – Wasielewski, Kuusk, Jędrych, Klemenz, Rogala (80. Czerwiński) – Błąd (90. Marzec), Kowalczyk, Repka, Nowak (90. Arak) – Bergier (73. Galan).
Widzew Łódź: Gikiewicz – Alvarez, Gong (80. Cybulski), Ibiza, Kastrati (80. Krajewski), Kerk (71. Łukowski), Kozlovsky (80. Silva), Rondic, Shehy, Sypek (61. Hamulić), Żyro.
Sędzia: Paweł Raczkowski.
Kartki: Wasielewski, Czerwiński – Kozlovsky, Ibiza, Hamulic.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.




Marcin
14 września 2024 at 09:44
Czy trener Górak wie co to są zmiany taktyczne robione w 90 ,91 lub 93 minucie meczu. Mógł zrobić 3 zmiany w odstępie 3 minut to zrobił jedną podwójną w 1 minutę. Takie pojedyncze zmiany wybiłyby z rytmu Widzew a tak na własne życzenie strata 2 punktów.
kosa
14 września 2024 at 12:57
Nie mógł, bo wcześniej zrobił zmiany w 73. i 80. minucie, a pięć zmian można wykonać w trzech przerwach od gry (najkrócej opisując), więc nie mógł rozbić zmian na 90, 91 i 93 minutę, bo byśmy przegrali ten mecz walkowerem.