Dołącz do nas

Piłka nożna

Dziś Pucharowy Śląski Klasyk

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wieczornego meczu GKS Katowice – Górnik Zabrze. Spotkanie zostanie rozegrane w ramach rozgrywek Pucharu Polski.

 

roosevelta81.pl – Śląski Klasyk. Rywalizacja Górnika z GieKSą w pigułce

W środę punktualnie o godz. 21:00 w Katowicach przy ul. Bukowej rozpocznie się mecz I rundy Pucharu Polski, pomiędzy GKS-em Katowice, a Górnikiem Zabrze. Obie drużyny po 13. staną w szranki w ramach rozgrywek pucharowych. Rozpoczęło się od niespodziewanego zwycięstwa GieKSy, a miało to miejsce blisko 60 lat temu!. Ostatni mecz miał miejsce ubiegłej jesieni i wówczas lepsi okazali się „Trójkolorowi z Zabrza. Raz zespoły Górnika i GKS-u spotkały się w finale Pucharu Polski. Poniżej w małej pigułce przedstawiamy historię tych pojedynków.

Edycja 1963/64

Spotkanie odbyło się w grudniu 1963 roku, co może nieco dziwić, ponieważ oficjalnie GKS Katowice powstał w 1964 roku. Do podjęcia decyzji o utworzeniu klubu sportowego o nazwie Górniczy Klub Sportowy „Katowice” doszło dokładnie 5 listopada 1963 roku. Zatwierdzono statut i przyjęto oficjalne barwy, złoto-zielono-czarne, a godłem stał się herb miasta Katowice. Uchwała została uprawomocniona 27 lutego 1964 roku i ten dzień uznajemy jako datę powstania Klubu. To tyle, jeśli chodzi o krótką genezę powstania GieKSy. Dodajmy jeszcze mecz dobył się na obiekcie Rapidu Wełnowiec. Naszpikowany gwiazdami Górnik, czterokrotny wówczas Mistrz Polski, uległ niespodziewanie drużynie z Katowic i pożegnał się z rozgrywkami.

1/16 finału

GKS Katowice – Górnik Zabrze 2:0

(Strzelczyk, Olszówka)

Edycja 1974/75

Do rewanżu doszło jedenaście lat później. Górnik zwyciężył w Katowicach 1:0, a złotego gola zdobył Ireneusz Lazurowicz. W półfinale zabrzanie musieli uznać wyższość druzynie ROW II Rybnik.

1/4 finału

GKS Katowice – Górnik Zabrze 0:1

(Lazurowicz 30′)

widzów: 8000

Edycja 1985/86;

Pierwszy i jedyny finał w takim składzie. Na wypełnionym 55 tysiącami kibiców Stadionie Śląskim, GKS pokonał Górnika aż 4:1. Rozstrzygnięcie, a przede wszystkim jego rozmiary, były dużą niespodzianką. Zabrzanie rządzili wówczas ligą, natomiast GieKSa dopiero rozpoczynała swoje najlepsze lata. W obu drużynach nie brakowało reprezentantów Polski.

Finał

Górnik Zabrze – GKS Katowice 1:4

(Komornicki 48′ – Furtok 23′, 28′, 87′, Koniarek 85′)

widzów: 55000

Edycja 1986/87

W następnej edycji Górnik miał okazję do rewanżu, ale ponownie górą byli katowiczanie. Tym razem o awansie decydował dwumecz i oba spotkania zakończyły się wygraną GKS-u.

1/4 finału

GKS Katowice – Górnik Zabrze 1:0

(Koniarek 63′)

widzów: 15000

Górnik Zabrze – GKS Katowice 1:2

(Pałasz 70′ – Furtok 8′, 80′)

widzów: 20000

Edycja 1990/91

Lata dziewięćdziesiąte to już dla Górnika, z małymi wyjątkami, zjazd sportowo organizacyjny. GieKSa jeszcze przez kilka sezonów potrafił utrzymywać się w ligowej czołówce, a także zaznaczyć swoją obecność w rozgrywkach europejskich. Kolejny dwumecz przyniósł kolejny sukces katowiczanom, choć losy awansu rozstrzygnęły się w dogrywce.

1/4 finału

Górnik Zabrze – GKS Katowice 1:0

(Cyroń 21′)

widzów: 5306

GKS Katowice – Górnik Zabrze 1:0, pd. 2:0

(M. Świerczewski 65′ k, Walczak 98′ )

widzów: 3000

Edycja 1991/92

Jeszcze więcej dramatyzmu mieliśmy rok później, wówczas to w 1/8 decydował jeden mecz. W regulaminowym czasie gry kibice przy Przy Bukowej goli nie oglądali. Konkurs rzutów karnych lepiej wykonywali zabrzanie i to oni zameldowali się w kolejnej rundzie. Górnik w tej edycji dotarł aż do finału, gdzie sensacyjnie uległ 2. ligowej (odpowiednik obecnej 1. ligi) Miedzi Legnica.

1/8 finału

GKS Katowice – Górnik Zabrze 0:0; k 1:3

(karne: 0:0 Lesiak (Bęben obronił), 0:1 Wałdoch, 0:1 Guruli (Bęben obronił), 0:2 Cyroń, 0:2 M. Świerczewski (uderzył nad poprzeczką), 0:2 Zagórski (Jojko obronił), 1:2 Książek, 1:3 Piotrowicz)

widzów: 2000

Edycja 2001/02

Na następny, pucharowy Ślaki Klasyk kibice obu drużyn czekali niemal dekadę. Przy Roosevelta Górnik pewnie pokonał derbowego rywala, aplikując katowiczanom aż cztery gola. łupem bramkowym podzielili się: Adam Kompała (ostatni polski król strzelców w barwach Górnika), Piotr Gierczak (obecny asystent Jana Urbana) trafił dwukrotnie oraz obecny selekcjoner reprezentacji Polski – Michał Probierz.

1/16

Górnik Zabrze – GKS Katowice  4:1

(Kompała 47′, Gierczak 74′, 84′, Probierz 86′)

widzów: 995

Edycja 2004/05

Ówczesne rozgrywki Pucharu Polski rozgrywały się w … grupach. Górnik oprócz GKS-u rywalizował jeszcze z Podbeskidziem Bielsko-Biała i Skalnikiem Gracze. „Trójkolorowi” wygrali oba mecze z katowiczanami i całą grupę. W następnej rundzie, rozgrywanej już systemem pucharowym, zabrzan wyeliminował Legia.

Górnik Zabrze – GKS Katowice 1:0

(Gorszkow 42′ s)

widzów: 2000

GKS Katowice – Górnik Zabrze 1:2

(Markowski 41′ k – Chałbiński 18′, Liczka 37′)

widzów: 1000

Edycja 2008/09

Sezon 208/09 dla Górnik zakończył się drugi w historii spadkiem z najwyższej klasy rozgrywkowej. Jednym z nielicznych momentów, gdy zabrsy fani mieli powody do radości w tamtym czasie, była choćby pucharowa wygrana w Katowicach. Znów do rozstrzygnięcia potrzebna była dogrywka, jednak tym razem to Górnik cieszył się po 120 minutach. Trzy bramki dla zabrzan zdobył Piotr Madejski, raz trafił Marcin Wodecki.

1/16

GKS Katowice – Górnik Zabrze 3:4

(Plewnia 20, Iwan 42′, Markowski 86′ – Madejski 32′, 39′, 112′, Wodecki 78′)

widzów: 7000

Edycja 2022/23

Ostatni pojedynek w ramach Pucharu Polski obie drużyny stoczyły w październiku ubiegłego roku. Spotkanie znów odbywało się przy Bukowej, tym razem jednak trybuny świeciły pustkami z powodu bojkotu katowickich fanów, z którymi solidaryzowała się Torcida. Sam mecz przybrał zły obrót dla Górnika, który po pierwszej części przegrywał 0:1. Po zmianie stron sprawy w swoje ręce, a właściwie nogi, wziął Lukas Podolski. Poldi najpierw doprowadził do wyrównania, by na kilka minut przed końcem zdobyć drugiego gola i przesądzić o wygranej zabrzan.

GKS Katowice – Górnik Zabrze 1:2

(Jędrych 41′ k – Podolski 57′, 87′)

widzów: 1145

 

gol24.pl – Dziś Pucharowy Śląski Klasyk. Pamiętacie ostatni mecz GKS Katowice – Górnik Zabrze? I akcję Podolskiego z furtką?

Dziś o godzinie 21 rozpocznie się na Bukowej mecz Fortuna Pucharu Polski pomiędzy GKS Katowice i Górnikiem Zabrze. Na trybunach zasiądzie kilka tysięcy zaprzyjaźnionych ze sobą kibiców obu klubów, a my przypominamy, jak wyglądało ostatnie spotkanie tych zespołów. A działo się wtedy sporo…

Na pucharowy Śląski Klasyk przygotowano 7.455 biletów. Tym razem nie będzie podziału na gospodarzy i gości, a fani obu klubów będą siedzieć obok siebie. Zorganizowana grupa sympatyków Torcidy zajmie sektor na trybunie głównej. Puste pozostaną natomiast miejsca z reguły przeznaczone dla przyjezdnych, czyli za bramką.

[…] Mecz będzie miał regionalną otoczkę. Jest zresztą reklamowany filmikiem, na którym w Parku Śląskim Orkiestra Dęta Katowice gra„Poszła Karolinka do Gogolina”, a Bartosz Jaroszek i Paweł Olkowski zapraszają hasłem „Gromy w komplecie”. Po śląsku będzie także w punktach kulinarnych. Poza klasycznymi propozycjami kibice będą mogli kupić także zestaw krupniok plus piwo (cena 25 zł).

GKS i Górnik po raz ostatni zmierzyły się – także w Fortuna Pucharze Polski – niemal rok temu. 20 pażdziernika 2022 zabrzanie w 1/16 wygrali na Bukowej 2:1, a na gola Arkadiusza Jędrycha (41-karny) dwukrotnie odpowiedział Lukas Podolski (57, 87). Były mistrz świata został później bohaterem kibiców, gdy kazał ochroniarzom otworzyć furtkę, by piłkarze mogli podziękować fanom prowadzącym wcześniej doping zza ogrodzenia (w Katowicach trwał bojkot domowych meczów GieKSy – przyp. red.). Zobaczcie zdjęcia z tamtego spotkania.

Oba zespoły przegrały ostatnie mecze w swoich ligach. Katowiczanie, z dwoma czerwonymi kartkami, zostali rozbici w Gdańsku przez Lechię 1:5, a zabrzanie w doliczonym czasie gry zostali trafieni w Warszawie przez Legią (1:2).

Puchar Polski dla słabo spisującego się w Ekstraklasie Górnika (14 miejsce, 2 pkt nad strefą spadkową) jest największą szansą na sukces. Prezes Adam Matysek już po zakończeniu poprzedniego sezonu dał do zrozumienia, że marzenia sięgają nawet triumfu w wielkim finale na Stadionie Narodowym.

Smak zdobycia Pucharu znają zresztą oba zespoły: Górnik dokonał tego sześć razy, GKS trzykrotnie.

Mecze GieKSy z czternastokrotnymi mistrzami Polski określa się mianem Śląskiego Klasyku. Nazwa po raz pierwszy została użyta w 2008 roku. W Pucharze rozegrano dwanaście takich spotkań, tylko jeden w 1991 roku zakończył się remisem i rzutami karnymi, co może stanowić dobrą wróżbę dla kibiców biorąc pod uwagę godzinę spotkania.

 

sportdziennik.com – Po wygraną do Katowic

Przed meczem GKS Katowice – Górnik Zabrze. W meczu przy Bukowej szanse gry dostaną ci, którzy w lidze mają na koncie mniej minut.

Za Górnikiem prestiżowa i przykra porażka w lidze z Legią w niedzielę 1:2, ale też sporo nadziei, bo mecz przy Łazienkowskiej pokazał, że drużynę prowadzoną przez Jana Urbana stać na wiele.

– Zawsze gdy przegrywa się w końcówce, po bramce strzelonej przez rywala w doliczonym czasie, to jest żal i szkoda, że nie udało się zdobyć chociaż jednego punktu. Kilka groźnych kontr w naszym wykonaniu, mieliśmy remis na wyciągnięcie ręki. Niestety, wróciliśmy z niczym. Jesteśmy smutni, ale szybko jest szansa na poprawienie sobie humorów, bo przed nami mecz w Katowicach i chcemy awansować do kolejnej rundy pucharowych rozgrywek – mówi jeden z najlepszych zawodników Górnika w ostatnich tygodniach Sebastian Musiolik.

Pozyskany z Rakowa latem napastnik ma na koncie już 2 ligowe trafienia i jedną cenną asystę, bo zaliczoną w Wielkich Derbach Górnego Śląska z Ruchem. Póki co jest na czele klasyfikacji kanadyjskiej w górniczej ekipie z trzema punktami na koncie.

– W Warszawie zabrakło nam trochę szczęścia i jakości. Raz bramkarz rywala fenomenalnie obronił piłkę. Szkoda, naprawdę szkoda, bo było widać, że Legia miała kłopoty z klarownymi sytuacjami. Zmieniło się to, kiedy na boisku pojawili się zawodnicy z podstawowego składu. Wtedy jakość ich gry była zdecydowanie większa i przeważali. Do tego pomagały im trybuny. Po tym spotkaniu widać jednak, że idzie to u nas w dobrą stronę. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że był to jeden z naszych najlepszych meczów w tym sezonie. Graliśmy z przeciwnikiem top 2 czy 3 naszej ligi. Trzeba wyciągnąć wnioski i już koncentrować się na tym co będzie w najbliższych meczach, na tym pucharowym z GKS Katowice i z Zagłębiem Lubin w lidze – mówi Musiolik.

Czy dobrze grający ostatnio napastnik zagra od pierwszej minuty przy Bukowej czy jednak trener Urban postawi z przodu na kogoś innego? Pamiętać trzeba, że w pucharowych grach obowiązuje limit gry przez całe spotkanie dwóch młodzieżowców, tj. zawodników urodzonych w 2002 roku lub młodszych. Oczywiście posiadających polskie obywatelstwo. W lidze „młodzieżowy etat” należy do rozkręcającego się z kolejki na kolejkę Kamila Lukoszka.

W ataku może grać też mający już swoje minuty w ekstraklasie w tym sezonie 19-letni Mateusz Chmarek (5 spotkań, 139 minut). Do tego nie można zapomnieć o Dominiku Szali. 17-latek z bardzo dobrej strony pokazał się w debiucie z Lechem w Poznaniu. „Górnicy” zremisowali wtedy 1:1 po czym… zniknął z meczowej kadry. W derbach z Ruchem nie było go na ławce. Był poobijany po meczach w kadrze juniorskiej i spotkaniach z Chorwacją i Arabią Saudyjską w czasie reprezentacyjnej przerwy. Nie było go też jednak na ławce przy Łazienkowskiej, a wcześniej już normalnie trenował.

Szansę dostanie być może dzisiaj, tym bardziej, że to przecież gracz, który jest wychowankiem GieKSy! Tam też z powodzeniem występował przez wiele lat jego tata Wojciech, który z pewnością będzie obecny podczas dzisiejszej wieczornej gry.

Kogo jeszcze zobaczymy na boisku? Między słupki powinien „wskoczyć” doświadczony Michał Szromnik. Być może szansę dostaną też inni ostatnio rezerwowi, jak Kryspin Szcześniak czy Michal Siplak. Wielkiego mieszania w składzie jednak raczej nie będzie, bo to nie w stylu trenera Urbana. Poza tym Górnik chce awansować do kolejnej fazy pucharowych rozgrywek.

Rywalizacja GieKSy z Górnikiem ma swoją bogatą tradycję. Przed rokiem zabrzanie wygrali przy Bukowej 2:1, a oba gole zdobył nie kto inny jak Lukas Podolski. Jednego przedniej urody, w swoim stylu. Najsłynniejszy pucharowy mecz pomiędzy obu drużynami miał miejsce 1 maja 1986 roku na Stadionie Śląskim w finale Pucharu Polski. Górnik rządził wtedy w lidze, mistrzostwa w latach 1985-88, w pucharze górą była jednak ekipa prowadzona przez Alojza Łyskę.

GKS wygrał po porywającej grze aż 4:1! To był pierwszy z trzech zdobytych pucharów przez jedenastkę z Bukowej. W tamtym pamiętnym meczu, który w „Kotle Czarownic” oglądało aż 55 tys. widzów, hat tricka ustrzelił nie kto inny jak Jan Furtok, „swojego” gola zdobył też oczywiście Marek Koniarek. Dla „górników” na początku II połowy na 1:2 trafił Ryszard Komornicki. W zabrzańskiej ekipie grał też nie kto inny, jak obecny szkoleniowiec górniczej drużyny Jan Urban.

Rok później GieKSa wyrzuciła jeszcze zabrzan z 1/4 pucharowych rozgrywek po dwumeczu 1:0 i 2:1. Podobnie było w sezonie 1990/91, gdzie katowiczanie też byli lepsi w ćwierćfinale (0:1, 2:0 po dogrywce) i to był… koniec wygranych katowiczan. W pięciu kolejnych bojach w Pucharze Polski triumfował już Górnik, w tym 20 października zeszłego roku po dwóch wspomnianych na wstępie golach „Poldiego”.


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

8:8 i bal pękła

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.

Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.

Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.

Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.

No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.

No i nie doczekaliśmy się.

Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.

I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.

W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.

Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.

Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.

Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.

I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.

Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.

Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.

Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?

Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.

I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.

Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?

Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.

Nie tędy droga.

Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.

PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu… z Tychami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.


Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.

Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.

Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.

Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!

Kontynuuj czytanie

Felietony

Kibicu GieKSy, pamiętaj, gdzie byłeś…

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Początkowo ten felieton miał dotyczyć stricte meczu z Lechem Poznań. Meczu przegranego, kolejnej porażki na swoim boisku w tym sezonie. Spotkania, które wcale nie musiało się tak zakończyć.

I kilka słów temu pojedynkowi poświęcę. Środek ciężkości zostanie jednak umiejscowiony gdzie indziej. Bo po meczu niepotrzebnie otworzyłem internet i…

Każdy z nas był rozgoryczony końcowym rezultatem tego starcia. Do końca wierzyliśmy, że katowiczanie odrobią jednobramkową stratę i przynajmniej jeden punkt zostanie na Nowej Bukowej. Nasz zespół walczył, gryzł trawę i w zasadzie – zwłaszcza w drugiej połowie – grał bez kompleksów. W końcu kilka swoich okazji mieliśmy, ale albo kapitalnie interweniował Bartosz Mrozek, jak w sytuacji, gdy z refleksem wybronił „strzał” swojego kolegi z zespołu, albo fatalnie przy dobitce swojego własnego uderzenia skiksował aktywny Borja Galan. Hiszpan trafił też w poprzeczkę i wcale nie jestem przekonany, że gdyby piłka szła pod obramowanie bramki, to golkiper Lecha by ją odbił.

Wiadomo, że naszym zawodnikom brakuje trochę okrzesania w końcówce akcji ofensywnej, gramy za bardzo koronkowo, a nie zawsze na to starcza umiejętności, zwłaszcza z tak silnym przeciwnikiem. A gdy już decydujemy się na prostą grę – co kilka razy miało miejsce – od razu są sytuacje. Mimo wszystko jednak spodziewałem się, że z gry będziemy mieli mniej. Że Lech nas zje taktycznie i piłkarsko. To się nie stało i naprawdę nie ma tu znaczenia, czy Lech – jak sugerują niektórzy – zagrał na pół gwizdka i pół-rezerwowym składem. Na konferencji pomeczowej trener Lecha Nils Frederiksen powiedział, że absolutnie nie miał odczucia , że jego zespół kontrolował to spotkanie. To rzadkość, bo zazwyczaj trenerzy lubią mówić, że kontrolowali. Jak choćby trener Rafał Górak po tym meczu, co dziwnie brzmi w przypadku porażki. To jest po prostu złe słowo, nieadekwatne, tak jak ostatnio trener Iordanescu, który stwierdził, że Legia kontrolowała mecz z Samsunsporem przez 90 minut z wyjątkiem sytuacji, gdy stracili gola…

Jednak jeśli jesteśmy już przy tym nazewnictwie, to tak – trener Kolejorza powiedział, że tej kontroli swojego zespołu nie czuł. I nie było widać, że to jakaś nadmierna kurtuazja. Przysłuchuję się od lat wypowiedziom trenerów przeciwników GKS i nieraz w głowie łapałem się… za głowę, słysząc tę cukierkową, fałszywą kurtuazję mówiącą o tym, z jakim to silnym przeciwnikiem się ich zespół mierzył, podczas gdy katowiczanie zagrali mecz fatalny. Więc słowa Duńczyka są cenne, podobnie jak w poprzednim sezonie Marka Papszuna po meczu w Katowicach.

Daleki jestem od tego, żeby nasz zespół jakoś specjalnie chwalić po tym meczu, bo jednak tych punktów potrzebujemy jak tlenu, była szansa Lecha ukąsić, a tego nie zrobiliśmy. Jesteśmy w strefie spadkowej z mizerną liczbą punktów – zaledwie ośmioma. Kilka drużyn nam w tabeli odskoczyło, stworzył się peleton drużyn środka tabeli. Ten środek jest płaski, ale może być taki scenariusz, że wkrótce zostanie np. pięć drużyn zamieszanych w walkę o utrzymanie. I bycie w takiej grupie i wyżynanie się wzajemne byłoby najgorszym, co może nam się przydarzyć. Kolejne okienko międzyreprezentacyjne będzie niesamowicie istotne w tym zakresie, o czym pod koniec.

Jest frustrujące, że jako cała drużyna nie możemy zagrać na tyle dobrego meczu, żeby zarówno w defensywie, jak i ofensywie być efektywnymi. Piszę o tym dlatego, że zarówno w Płocku, jak i  wczoraj ogólna gra defensywna była już lepsza niż w praktycznie wszystkich poprzednich spotkaniach (może poza meczem z Arką). Nadal to nie wystarcza do gry na zero z tyłu i jest mocno irytujące, że w każdym meczu tracimy gola. Katowiczanie nie ustrzegli się błędów. Bramka Fiabemy ostatecznie była jakaś… dziwna. Najpierw na radar go pilnował Jesse Bosch, i zawodnik był totalnie sam przed polem karnym, co było karygodne. Żaden z naszych zawodników nie zdołał go zablokować. Dodatkowo można zapytać, co zrobił w tej sytuacji Rafał Strączek. Może to jest jakaś szkoła bramkarska, by nie stać w środku światła bramki tylko gdzieś w ¾… W każdym razie przez to strzał w miarę w środek bramki został przepuszczony, przy czym dodatkowo Rafał interweniował tak, jakby piłka mu przeleciała pod brzuchem, schował ręce…

Można tego meczu było nie przegrać, można było w końcówce wyrównać i nie dać Lechowi czasu na strzelenie zwycięskiej bramki. Jednak to nie jest tak, że Kolejorz nic nie grał. Goście mieli swoje sytuacje. W pierwszej połowie kilkukrotnie rozpędzili się niczym Pendolino i było naprawdę widać sporo jakości, jak i… niedokładności. W drugiej części w końcówce, gdy GKS się odkrył, mieli już doskonałe sytuacje na 2:0. Nie strzelili.

Ostatecznie był to taki mecz, w którym wynik w każdą z dwóch stron – lub remis – byłby sprawiedliwy. Nie ma więc co na ten temat dywagować. Wygrała drużyna, która wykorzystała swoje doświadczenie i najwidoczniej – minimalnie była lepsza.

I na tym mógłbym zakończyć…

Niestety przejrzałem komentarze po meczu, czy to na naszym Facebooku czy na forum. I o ile byłem dość spokojny po meczu, to po tej – jakże fascynującej lekturze – ciśnienie mi się podniosło do granic możliwości. Wiele jestem w stanie wybaczyć, emocje, sam dałem im się nieraz ponosić w przeszłości. Jedno, czego jednak nie mogę dzisiaj opanować i chyba to nigdy nie nastąpi, to uodpornić się na… czystą głupotę.

W swojej dwudziestoletniej „karierze” przy mediach GieKSy miałem różne okresy i różnie byłem oceniany. W czasach trzeciej ligi (tak, był taki czas) byłem ochrzczony „obrońcą piłkarzy”. Wtedy gdy po remisie z Pogonią Świebodzin czy Stilonem Gorzów (tak, byli tacy rywale) nasz awans zawisł na włosku, uspokajałem, mówiłem, że będzie dobrze. Jechano po mnie za to. Były też inne momenty, kiedy mówiono mi, że przesadzam. Gdy za Jerzego Brzęczka dzwoniłem na alarm, od początku wiosny, że przegrywamy awans, twierdzono, że niepotrzebnie zaogniam atmosferę. Raz obrażali się na mnie piłkarze, raz kibice.

Nie dbam więc o to, co sobie krytykanci, których niestety jest bardzo wielu, pomyślą. O ile po Cracovii mój ton był jeszcze w stylu „niech się niektórzy pukną w głowę” to dzisiaj cisną mi się na usta zdecydowanie mocniejsze i nieparlamentarne epitety.

Pogrzebowa atmosfera, jaka rozpętała się po wczorajszym meczu w tych opiniach to jest takie kuriozum, że żadna taka czy inna bramka Strączka lub fatalne błędy w obronie w poprzednich meczach  nie mają podjazdu. Po minimalnej przegranej z Mistrzem Polski, w której GKS nie był zespołem gorszym, naczytałem się, że jesteśmy na autostradzie do pierwszej ligi, większość składu jest „do wypierdolenia”, łącznie z „taktykiem Górakiem”.  Już nie będę mówił o populizmach, żeby dać szanse „chłopakom z Akademii”, bo osoba która taki farmazon wymyśliła to zapewne zabetonowany i odporny na wiedzę wyborca jednej czy drugiej głównej opcji politycznej… Podobny poziom argumentacji.

Jest taka maksyma, że jeżeli nie znasz historii jesteś skazany na jej powtarzanie. Wiele osób zachowuje się tak, jakby jej naprawdę nie znało. A przecież to fałsz. To nie jest tak, że te osoby rzeczywiście nie wiedzą, w jakiej sytuacji była GieKSa choćby jeszcze dwa lata temu. I w jakiej byliśmy rok temu. Natomiast ta zbiorowa amnezja jest zatrważająca. Ja wiem, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ, ale są pewne granice realizacji tego powiedzenia.

Przypomnę, gdzie byliśmy. Sześć lat temu GieKSa z hukiem jak stąd do Bytowa spadła do drugiej ligi. W ostatniej minucie ostatniego meczu po golu bramkarza. W dwóch poprzedzających sezonach walczyliśmy o awans do ekstraklasy i w końcowych fazach sezonów spektakularnie te awanse przewalaliśmy. Był gol z połowy zdegradowanego Kluczborka w doliczonym czasie gry. Była porażka z gimnazjalistami z Chorzowa, poprawiona porażką u siebie w następnym meczu z Tychami. Ale to spadek na trzeci poziom rozgrywkowy to była wyprawa w prawdziwą otchłań. Nie mieliśmy już nawet Tychów czy Podbeskidzia. Naszymi przeciwnikami była Legionovia, Gryf czy Błękitni. Pewnie wielu nowych kibiców nawet by nie potrafiła powiedzieć, z jakich miejscowości są wspomniane ekipy. Na Bukową nawet przyjechał Lech Poznań! Problem polegał na tym, że były to rezerwy wielkopolskiego klubu, które nawet Bułgarskiej nie powąchały, a swoje mecze rozgrywały we Wronkach. Stadiony, które dzisiaj są dla nas przygodą w Pucharze Polski – wtedy były codziennością.

I w pierwszym spotkaniu po spadku do tej drugiej ligi, będącym jednocześnie pierwszym meczem Rafała Góraka w drugiej jego kadencji, GKS Katowice przegrywał u siebie do przerwy ze Zniczem Pruszków 0:3. Do przerwy. Ze Zniczem. Zero trzy. W drugiej lidze.

Ostatecznie nasz zespół przegrał to spotkanie 1:3. To był początek próby wyjścia z otchłani. Z totalnej otchłani polskiej piłki. W pierwszym sezonie nie udało się awansować. Nie strzeliliśmy w końcówce z Resovią. W kiepskim stylu przegraliśmy baraż ze Stalą Rzeszów. Po roku z tą Stalą katowiczanie przypieczętowali powrót na zaplecze ekstraklasy.

I przez kolejne dwa lata awansu do ekstraklasy nadal nie było. Zbliżaliśmy się do dwóch dekad bez najwyższej klasy rozgrywkowej w Katowicach. W sezonie 2023/24 w pewnym momencie jesieni GKS złapał kryzys. Przez chyba dziewięć meczów nasza drużyna nie potrafiła wygrać meczu. Zaczęły się psuć nastroje, kibice tracili cierpliwość do trenera, pojawiło się słynne „pakuj walizki” i „licznik Góraka” odmierzający dni od ostatniego zwycięstwa GieKSy. Trener był przegrany, sam – ze swoją drużyną – przeciw wszystkim. Nie podał się do dymisji. A potem spektakularnie awansował do ekstraklasy.

Człowiek inteligentny wyciąga wnioski. Człowiek inteligentny na podstawie jednej sytuacji odpowiednio ustosunkowuje się do podobnej w przyszłości.

GieKSa doświadcza takich problemów jak obecnie po raz pierwszy od dwóch lat. Mówiąc inaczej – od 24 miesięcy. W piłce do bardzo długo. Po latach upokorzeń, ostatnie dwa lata żyliśmy jak pączki w maśle. Cała wiosna 2024 zakończona awansem to był sen. A potem był cały sezon w ekstraklasie, w którym ani przez moment nie drżeliśmy o utrzymanie i zdobyliśmy niemal pół setki punktów. Nawet po matematycznym zapewnieniu sobie pozostania w lidze, GieKSa potrafiła wygrywać – z Cracovią czy Lechią, zremisowaliśmy z Lechem.

I teraz po 11  kolejkach czytam, że „wszyscy do wyjebania”, bo znaleźliśmy się w strefie spadkowej.

W dupach się poprzewracało od dobrobytu.

Jesienią 2023 byliśmy powiedzmy w podobnej sytuacji, ileś tam meczów niewygranych, kilka fatalnych spotkań i duży zawód. Wydawało się, że kolejny sezon spiszemy na straty. Przegrywaliśmy u siebie ze słabiutką Polonią Warszawa. I czy naprawdę tamta sytuacja – z której w taki sposób wyszedł trener z drużyną nie nauczyła was, że należy się z pewnymi opiniami wstrzymać? I przede wszystkim – tak po ludzku – dać mu szansę na to, żeby wyciągnął drużynę z dołka?

Nie mówię, że krytyki ma nie być. Sam jestem poirytowany niektórymi zawodnikami i niektórymi decyzjami trenera. Jednak jak znowu czytam, że „Górak ma wypierdalać”, to nie tyle poddaję w wątpliwość, co jestem pewien, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną, która jest w stanie takie coś ze swoich ust czy palców wyprodukować. Taka osoba musi mieć naprawdę smutne życie…

Niektórzy domagali się zwolnienia połowy drużyny w sytuacji, kiedy GKS byłby dwa razy z rzędu mistrzem, a w trzecim kolejnym zajął piąte miejsce. Albo gdyby zespół grał w Lidze Mistrzów i przegrałby u siebie np. 0:4 z Arsenalem. Jestem pewien, że znalazłoby się kilka osób, które by wylało wiadro pomyj, że przynieśliśmy wstyd i kilku piłkarzom powinniśmy podziękować.

Ja wyciągam wnioski. Wyciągam wnioski z tego, że jeśli ktoś, w kogo zwątpiłem, udowodnił raz, że się myliłem, to drugi raz nie popełnię tego błędu. Nie mówię, że nigdy już nie będę nawoływał do zmiany trenera. Nawet tego trenera. Jednak ten moment jest tak kompletnie nieadekwatny do tego, że trzeba być ostatnim frustratem, żeby takie tezy – jeszcze w taki bezceremonialny sposób – wygłaszać.

Czytałem opinię, że powinniśmy spojrzeć na taką Arkę, która potrafiła wygrać z Cracovią, z którą my przecież dostaliśmy srogie bęcki. Na Boga… Przecież my tę „wspaniałą” Arkę roznieśliśmy w puch i w pył i jesteśmy ich koszmarem z dwóch ostatnich meczów. Trzeba naprawdę mieć intelektualny tupet i pustkę, żeby takiego argumentu użyć.

Oczywiście, że to obecnie wiadro pomyj jest związane nie tylko z Lechem, ale całym obecnym  sezonem, który jest na razie bardzo słaby. I nasza pozycja oraz dorobek punktowy też są słabe. Nie jest jednak to żadna sytuacja dramatyczna, w której mielibyśmy do kreski pięć punktów straty. Jesteśmy pod kreską, ale cały czas w kontakcie. Teraz trzeba zrobić wszystko, żeby tego kontaktu nie stracić. Gra ciągle daje duże nadzieje, że tak się stanie. Wszystko zależy od głów piłkarzy.

Jazda po drużynie stricte po meczu z Lechem jest kompletnie nieadekwatna. Bardziej uzasadniona krytyka byłaby wtedy, gdybyśmy znów przegrali 0:3, względnie zagrali jakieś fatalne spotkanie. Tymczasem GieKSa zagrała na tle Mistrza Polski naprawdę nieźle i było blisko zdobyczy punktowej.

Więc nakładają się tu dwie rzeczy, za które mam pretensje do kibiców. Od razu zaznaczę – nie wierzę, że to się zmieni i niektórzy pójdą po rozum do głowy. Liczę jednak, że pojawią się takie osoby, które jednak przypomną sobie właśnie – gdzie byliśmy jeszcze pięć lat temu, w jak głębokiej dupie – i gdzie jesteśmy teraz. I dzięki komu cały ten projekt istnieje, dzięki komu w ostatnich dwóch latach byliśmy w piłkarskim raju. Nie, to nie jest podziękowanie za zasługi. To jest z jednej strony ludzkie, a z drugiej ciągle merytoryczne podejście do tematu.

Ten mecz ze Zniczem… Przecież patrząc na samo tamto spotkanie, obawialiśmy się, że to pójdzie jeszcze dalej i GKS będzie się bronił przed spadkiem do… trzeciej ligi. Wtedy wydawało się, że – mimo przyjścia nowego-starego trenera – jesteśmy autentycznie pogrzebani. A to był początek czegoś wielkiego. Czegoś, czego owoce dzisiaj mamy – mogąc w ogóle emocjonować się szansą potyczek z największymi polskimi drużynami. Jesteśmy w czymś wielkim, a jednocześnie jesteśmy w trudnej sytuacji.

Teraz przed zespołem około półtora tygodnia przerwy. A potem przyjdą kluczowe mecze dla tej jesieni. Jakbym na ten moment miał typować ekipy do walki – wraz z nami – o utrzymanie i te które po prostu są dość słabe, to byłyby to Termalika, Motor i Piast. Dodałbym jeszcze Arkę.

I to właśnie zarówno z Motorem, jak i Piastem oraz Niecieczą będziemy się mierzyli w czterech najbliższych kolejkach. Tam już bezwzględnie będzie trzeba punktować za trzy. Nie wiem czy zdobędziemy komplet, raczej wątpię, bo będzie o to bardzo ciężko. Ale co najmniej dwa z tych trzech spotkań należałoby wygrać, żeby zyskać minimum spokoju. Pamiętajmy, że tam nie tylko chodzi o zdobywanie punktów, ale także o odbieranie ich rywalom. Klasyczne mecze o sześć oczek. Dodatkowo będzie spotkanie z mocną Koroną, która jest w górze tabeli, ale drużynie Jacka Zielińskiego mamy coś do udowodnienia.

Apeluję. Dajmy im pracować. To nie jest tak, że przegrywamy z kretesem mecz za meczem. Tak naprawdę zawaliliśmy totalnie dwa mecze – z Zagłębiem u siebie i Lechią na wyjeździe. Gdybyśmy mieli w tych spotkaniach 3-5 punktów więcej nasza sytuacja byłaby dużo lepsza.

To jednak przeszłość. Trochę nam ta nasza GieKSa nawarzyła piwa i w komplecie teraz ich głowa w tym, żeby to piwo wypić. Z naszym wsparciem. A nie bezsensowną jazdą.

Na koniec dodam, że ten felieton dotyczy zmasowanego „ataku” w sieci. Jeśli chodzi o to, co się dzieje na żywo – czyli stadion i trybuny – nie mam nic do zarzucenia. Doping zarówno u siebie, jak i na wyjazdach jest kapitalny. Wsparcie z trybun po nieudanych meczach – również wielkie. I oby tak dalej. W piłce decydują szczegóły. Jak VAR odwołujący karnego w derbach Trójmiasta. Tutaj takim szczegółem może być jedna przyśpiewka, po której zawodnikowi zadrży noga. Lub nie zadrży.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga