Mecz „na szczycie” tabeli budził oczywiście spore emocje i był bardzo oczekiwany przez fanatyków GieKSy. Wszyscy mieliśmy nadzieję na doznanie w końcu uczucia ulgi i wygrzebanie się drużyny ze strefy spadkowej. Dostaliśmy nawet więcej – emocjonalny rollercoaster zakończony piękną chwilą radości po bramce zdobytej w ostatniej minucie. Ta radość wynagrodziła wcześniejsze rozczarowanie związane z nieuznanymi bramkami.
Kiedy gra się mecz domowy kilka dni po maratonie wyjazdowym (3 wyjazdy w 9 dni!), można się obawiać czy gardła wyjazdowiczów (a więc bardzo licznej grupy na Blaszoku), aby na pewno zdążyły odpocząć. Wszelkie obawy w tym temacie okazały się wczoraj nieuzasadnione i jedną z najgłośniej odśpiewanych przyśpiewek była „GieKSo, klubie nasz kochany…”, wprowadzoną do naszego repertuaru właśnie podczas ostatnich wycieczek po Polsce. Bardzo szybko została podłapana przez resztę i zabawa się rozkręciła. Piłkarze jak zwykle mogli liczyć na wsparcie od wyjścia z tunelu aż po ostatnią z doliczonych minut. A po meczu przyszedł czas na wspólną radość. Jedziemy dalej!
Stomilowcy przyjechali do Katowic w całkiem dobrej liczbie i tradycyjnie należy tu podkreślić, że zawsze dobrze jest widzieć kibiców gości na północnej trybunie naszego stadionu. Z sektora „A” było ich słychać na początku i potem trochę po jednej z nieuznanych bramek dla GieKSy. Dało się jednak zauważyć, że przez większość meczu goście z Olsztyna nie dopingowali w ogóle. Chyba zmęczenie podróżą dało się we znaki, tak bywa. Zwłaszcza jeśli zalicza się dwa mecze jednego dnia, a podobno taki właśnie plan zrealizowali nasi goście, pojawiając się wcześniej w Częstochowie na meczu Rakowa.
Podsumowanie:
Oprawa: brak
Frekwencja: 1651
Goście: 121
Wydarzenia: –
Najnowsze komentarze