Piłka nożna Prasówka
Echa meczu z Miedzią w mediach
GieKSa rozbita w Legnicy!
Niespodziewanie katowiczanie łatwo ulegli piłkarzom Miedzi 0-3. Pomógł im w tym Mateusz Kamiński strzelając dwie samobójcze bramki.
GKS zaczął rundę rewanżową od falstartu zdobywając w czterech spotkaniach zaledwie 1 punkt.
Jak spotkanie w Legnicy opisały media?
Przeczytajcie.
gkskatowice.eu: Wysoka porażka w Legnicy
Gdy wydawało, się że już gorzej być nie może, Kamiński przy kolejnej próbie przecięcia dośrodkowania w 48. minucie znów trafił do własnej bramki, po identycznej akcji Miedzi. Inna sprawa, że koledzy nie upilnowali rywali i dopuścili do wrzucenia futbolówki w pole karne. Po straconym trzecim golu było już jasne, że w tym meczu nic wielkiego się nie wydarzy.
Trójkolorowym nie pomógł nawet fakt, że gospodarze grali w dziesiątkę od 74. minuty po faulu Adriana Woźniczki na Grzegorzu Fonfarze. – Nie możemy pozwalać sobie na takie błędy w obronie. Być może, gdybyśmy na początku zdobyli bramkę, mecz wyglądałby inaczej. Niestety nasze pomyłki sprawiły, że przegraliśmy ten mecz. Będziemy musieli przeanalizować to, co się dzisiaj wydarzyło i ciężko pracować, żeby z Górnikiem Łęczna wynagrodzić kibicom tę dzisiejszą porażkę – mówił rozczarowany obrońca GKS-u Rafał Pietrzak.
miedzlegnica.eu: Midzierski: Nie chciałbym być w jego skórze
Mówił po meczu z GKS Katowice Tomasz Midzierski w związku z dwoma samobójczymi trafieniami Mariusza Kamińskiego obrońcy katowickiej jedenastki. – Jest to dobry zawodnik, znam go z ligowych boisk. Co go nie zabije, to go wzmocni – dodaje obrońca Miedzi Legnica.
sportowefakty.pl: GieKSa rozbita w Legnicy! – relacja z meczu Miedź Legnica – GKS Katowice
W końcu jednak w 30. minucie do Patryka Szymańskiego zagrał Mateusz Szczepaniak, a skrzydłowy Miedzi wpadł w pole karne i ze spokojem uderzył po ziemi obok bramkarza, a futbolówka zatrzepotała w siatce.
Chwilę później było już 2:0. Własnego bramkarza zaskoczył Mateusz Kamiński, który przeciął głową zagranie Burkhardta. Jak się później okazało, to nie była pierwsza bramka tego zawodnika.
Kamiński już na samym początku drugiej odsłony widowiska ponownie skierował futbolówkę do własnej siatki! Miedź miała spotkanie pod kontrolą, lecz gospodarzom wszystko skomplikowało się w 75. minucie. Wówczas z boiska za czerwoną kartkę wyleciał Woźniczka. Katowiczanie śmiało ruszyli do ataku, wypracowali sobie dobre okazje do pokonania Andrzeja Bledzewskiego, lecz nie zdołali ich wykorzystać. Ostatecznie Miedź zespół z Katowic pokonała 3:0. Zawodnicy GieKSy jeżeli chcą w następnym sezonie zagrać w najwyższej klasie rozgrywkowej, muszą w końcu zacząć odnosić zwycięstwa.
przegladsportowy.pl: Prezes Gieksy: Czuję się podle. Będą kary!
Aby piłkarze zapamiętali ten mecz. Nie można przejść obok niego obojętnie. Jakie spotkają ich konsekwencje? Wybór jest szeroki, od rozwiązania umowy przez przesunięcie do drużyny rezerw, również z możliwością braku grania w drugiej drużynie, kary finansowe czy też rozmowy dyscyplinujące. Nie jestem jednak zwolennikiem rozwiązywania kontraktów oraz finansowych restrykcji – przyznaje Cygan.
Matematyka wskazuje, że możemy jeszcze bić się o ekstraklasę, ale byłbym wariatem, gdybym ogłosił, że z taką grą mamy szanse na pierwszą dwójkę w tabeli. Pojawia się sporo teorii, dlaczego jest tak źle. Nie wierzę jednak w to, że zawodnicy grają na przekór. To chyba kwestia mentalna. W Legnicy do 20 minuty prezentowali się przyzwoicie, ale później po stracie bramki było już gorzej. Być może część doświadczonych zawodników nie nadaje się do gry o stawkę. Nie wytrzymują presji, przyzwyczaili się do rywalizacji o dziesiąte miejsce. Dlatego konieczne są zmiany. Wierzę, że dzięki nim czarna seria zostanie przełamana – dodaje.
miedzlegnica.eu: Miedź Legnica – GKS Katowice 3:0
W 30. min był jednak bezradny – piłkę do Patryka Szymańskiego zagrał Mateusz Szczepaniak, a skrzydłowy Miedzi wpadł w pole karne i ze spokojem uderzył po ziemi obok bramkarza i umieścił piłkę w siatce. Goście nie zdążyli jeszcze otrząsnąć się po stracie gola, a już było 2:0 dla Miedzi. Tym razem własnego bramkarza zaskoczył Mateusz Kamiński, który przeciął głową zagranie Burkhardta.
W drugiej połowie znów Kamiński wpakował piłkę do własnej bramki – tym razem po dośrodkowaniu Piotra Madejskiego. Miedź kontrolowała spotkanie do 75. min. Wówczas za faul w środku pola czerwony kartonik zobaczył Adrian Woźniczka i katowiczanie ostatni kwadrans grali w przewadze zawodnika, ale nawet w dogodnych sytuacja nie potrafili pokonać Bledzewskiego.
przegladsportowy.pl: Samobójstwo Gieksy
– Rozegrałem już trochę meczów, ale takiego, w którym jeden zawodnik strzela dwa gole samobójcze jeszcze nie – mówił tuż po zwycięstwie nad GKS Katowice napastnik Miedzi Mateusz Szczepaniak. W tym samym czasie rywale wysłuchiwali od blisko 800 katowickich kibiców, którzy pojechali na ten mecz do Legnicy, litanii żali i przekleństw.GKS miał walczyć o awans do ekstraklasy, tymczasem od kilku tygodni gra beznadziejnie. Z jednym zdobytym punktem zamyka tabelę rundy wiosennej. Jeśli zawodnicy z górnego Śląska mają zamiar nadal popełniać tak katastrofalne błędy w obronie jak w sobotę, dużo lepiej nie będzie. Popisał się nie tylko Mateusz Kamiński, który dwa razy pokonał własnego bramkarza (najpierw ładnym szczupakiem po dośrodkowaniu Marcina Burkhardta, w drugim wypadku po centrze Piotra Madejskiego). Fatalnie przy pierwszym golu zachował się Dominik Sadzawicki, który dał się przepchnąć Patrykowi Szymańskiemu. Ciekawe, co teraz wymyśli trener Kazimierz Moskal.
Wszak Sadzawicki wskoczył na prawą obronę kosztem Alana Czerwińskiego, który w poprzedniej kolejce zawalił dwa gole z Bełchatowem.
sport.pl: Piłkarze Miedzi Legnica w efektownym stylu pokonali GKS Katowice
W 30. min Miedź objęła prowadzenie – piłkę do Patryka Szymańskiego zagrał Mateusz Szczepaniak, a skrzydłowy Miedzi wpadł w pole karne i ze spokojem uderzył po ziemi obok bramkarza i umieścił piłkę w siatce. Po chwili już było 2:0 dla Miedzi. Tym razem własnego bramkarza zaskoczył Mateusz Kamiński, który przeciął głową zagranie Burkhardta.
(…)
W drugiej połowie znów Kamiński wpakował piłkę do własnej bramki – tym razem po dośrodkowaniu Piotra Madejskiego. Miedź kontrolowała spotkanie do 75. min. Wówczas za faul w środku pola czerwony kartonik zobaczył Adrian Woźniczka i katowiczanie ostatni kwadrans grali w przewadze zawodnika, ale nawet w dogodnych sytuacjach nie potrafili pokonać Bledzewskiego.
slask.sport.pl: GKS Katowice planuje ukaranie piłkarzy! „Jak dzieci we mgle”
Po takiej serii klub zwykle zwalniają trenerów. W GKS-ie nikt jednak szkoleniowca nie wini. – W XIII wieku po bitwie pod Legnicą głowę stracił Henryk II Pobożny. Przekładając to na język piłkarski, to z trenerem Moskalem tak nie będzie. W najbliższym czasie nie należy spodziewać się zmian w sztabie szkoleniowym – obrazowo wyjaśnia prezes Wojciech Cygan.
To jednak nie znaczy, że w GKS-ie będzie spokojnie. – Graliśmy dramatycznie. Trzeba wyciągnąć konsekwencje indywidualne wobec zawodników. Decyzja zapadną w poniedziałek po rozmowach z trenerami. Paleta ewentualnych rozwiązań nie jest szeroka, ale konsekwencje będą bardziej dolegliwe niż rozmowa dyscyplinująca – zapowiada Cygan.
Wydaje się, że na piłkarzy mogą zostać nałożone kary finansowe lub czasowe zesłanie od rezerw.
slask.sport.pl: Kolejny fatalny mecz GieKSy. Dwa samobójcze gole stopera!
Ciekawe, kogo trener Kazimierz Moskal wystawi na prawej obronie w następnym spotkaniu… W Legnicy niezwykły popis skuteczności dał Mateusz Kamiński. Stoper GKS-u strzelił aż dwie bramki. Jego wyczyn jest tym bardziej spektakularny, że za każdym razem trafiał do… własnej bramki.
Po drugim trafieniu Kamińskiego sprawa zwycięstwa była już rozstrzygnięta. Miedź cofnęła się do obrony i dała pograć katowiczanom. Ci nie potrafili jednak strzelić nawet honorowego gola. Symbolem ich bezradności było pudło z kilku metrów Szymona Skrzypczaka.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.




Najnowsze komentarze