Piłka nożna Prasówka
Echa meczu z Okocimskim w mediach
GieKSa w Brzesku pewnie wygrała z praktycznie już zdegradowanym Okocimskim 4-1 (3-0) i dopisała łatwe kolejne 3 punkty.
Tak media pisały o tym spotkaniu:
krakow.sport.pl: Okocimski Brzesko rozbity u siebie. Koniec marzeń o utrzymaniu w I lidze
Dla gospodarzy był to mecz ostatniej szansy. Horror zaczął się w 20. minucie, kiedy Damian Byrtek sfaulował w polu karnym Denissa Rakelsa. 22-letni obrońca dostał czerwoną kartkę, a z 11 metrów do siatki trafił Grzegorz Fonfara.
Później było tylko gorzej. Kolejne gole były gwoźdźmi do trumny klubu z Brzeska. Do siatki trafiali Janusz Gancarczyk, Mateusz Kamiński (w obu przypadkach były do strzały do pustej bramki) i Adrian Napierała (głową po rzucie rożnym). W końcówce honorowego gola z rzutu karnego zdobył Wojciech Wojcieszyński.
slask.sport.pl: Rozpędzony GKS Katowice strzela cztery gole w meczu wyjazdowym
Kluczowa akcja dla losów meczu miała miejsce w 20. minucie. Obrońca Okocimskiego Damian Byrtek powalił wtedy we własnym polu karnym Denissa Rakelsa. Sędzia ukarał go za to czerwoną kartką i jeszcze podyktował rzut karny, który na gola zamienił Grzegorz Fonfara. Katowiczanie osiągnęli zdecydowaną przewagę i strzelili jeszcze trzy bramki.
W końcówce meczu gospodarze strzelili honorowego gola z rzutu karnego. – Dziękuję mojej drużynie za zaangażowanie i cenne trzy punkty. Odkąd graliśmy z przewagą jednego zawodnika, kontrolowaliśmy to spotkanie. W końcówce niepotrzebnie straciliśmy jednak bramkę. Nie przegrywamy już od siedmiu spotkań i prezentujemy równą formę – cieszył się Rafał Górak, trener GKS-u
sportowefakty.pl: Klątwa trwa. Pogrom w Brzesku
GKS Katowice potrzebował nieco ponad pół godziny, aby znokautować ich trzema ciosami, a cichym bohaterem tego fragmentu był Deniss Rakels. Łotysz kilkakrotnie przedostał się pod bramkę Dawida Mieczkowskiego, w 21. minucie został zatrzymany dopiero faulem Damiana Byrtka. Decyzja arbitra – rzut karny i czerwona kartka dla Byrtka. Wykonanie jedenastki przez Grzegorza Fonfarę – skuteczne.
Prowadzenie podwoił w 30. minucie Janusz Gancarczyk, który skorzystał z prostopadłego podania z głębi pola, minął bramkarza i skierował piłkę do siatki. Katowiczanom było mało. Po trzech minutach wbili trzeciego gola. Konkretnie dokonał tego Krzysztof Wołkowicz, korzystając z błędu defensywy rywali i zamieszania w polu karnym.
sportowetempo.pl: Kontrowersje w Brzesku, GKS Katowice sobie postrzelał, Okocimski tonie
Wydarzenie
20. minuta – rzut karny i czerwona kartka dla Damiana Byrtka. Obrońca Podbeskidzia, który został wypożyczony do Okocimskiego, sfaulował w polu karnym Denissa Rakelsa. Musiał opuścić boisko, zaś rzut karny pewnie wykorzystał Grzegorz Fonfara. Do tego momentu obie drużyny stworzyły sobie po dwie dogodne okazje. Gospodarze żałowali szczególnie tej z pechowej… 13 minuty.
Bohater
Krzysztof Wołkowicz. Najlepiej zachował się w zamieszaniu w polu karnym gospodarzy. Potem ten sam zawodnik mógł wpisać się na listę strzelców po raz drugi, ale trafił w słupek. To był dobry występ młodego wychowanka GKS-u Katowice.
Rozczarowanie
Deniss Rakels. Wywalczył rzut karny, przeprowadził wiele dobrych akcji, ale co z tego, skoro napastnika rozlicza się ze strzelonych goli, a Łotysz marnował dziś wszystkie stuprocentowe okazje. W Brzesku miał ich łącznie cztery. Za każdym razem na przeszkodzie stawał bramkarz Okocimskiego – Dawid Mieczkowski, który dla szerszego grona kibiców piłkarskich jest anonimową postacią.
Co ciekawego:
– Katowiczanie po długiej serii remisów zaczynają regularnie wygrywać na wyjazdach. Po zwycięstwie z Miedzią, teraz przyszła pora na jeszcze bardziej efektowny mecz w Brzesku.
– Okocimski w jesiennym meczu wygrał przy Bukowej 2-1. GKS-owi z nawiązką udał się zatem rewanż. Gospodarzy, którzy walczą o utrzymanie w I lidze, było dziś stać tylko na honorowego gola.
– Bramka dla gospodarzy padła po rzucie karnym. Bramkarz Łukasz Budziłek sfaulował Bartosza Flisa, byłego zawodnika Ruchu Chorzów.
– Janusz Gancarczyk wykorzystał atut w postaci szybkości. Minął bramkarz Okocimskiego i wpakował piłkę do pustej bramki. Z kolei Adrian Napierała wykorzystał swoją zaletę, a więc grę w powietrzu. Wpakował piłkę do siatki po dośrodkowaniu z rzutu rożnego.
– Zadebiutował w zespole GKS-u młody Paweł Szołtys, który zmienił Rakelsa.
– Ponad 100 kibiców GKS-u Katowice dopingowało swój zespół w Brzesku.
sport.pl: Okocimski Brzesko rozbity u siebie. Koniec marzeń o utrzymaniu w I lidze
Dla gospodarzy był to mecz ostatniej szansy. Horror zaczął się w 20. minucie, kiedy Damian Byrtek sfaulował w polu karnym Denissa Rakelsa. 22-letni obrońca dostał czerwoną kartkę, a z 11 metrów do siatki trafił Grzegorz Fonfara.
Później było tylko gorzej. Kolejne gole były gwoźdźmi do trumny klubu z Brzeska. Do siatki trafiali Janusz Gancarczyk, Mateusz Kamiński (w obu przypadkach były do strzały do pustej bramki) i Adrian Napierała (głową po rzucie rożnym). W końcówce honorowego gola z rzutu karnego zdobył Wojciech Wojcieszyński.
Do końca sezonu zostały cztery kolejki, a Okocimski jako jedyny w lidze dotąd ani razu nie wygrał na własnym stadionie. Nie pomogła zmiana trenera (Krzysztofa Łętochę zastąpił Czesław Palik) i zespół raczej już nie wydostanie się ze strefy spadkowej.
Co ciekawe, w GKS-ie zadebiutował w sobotę Paweł Szołtys, który przed miesiącem skończył dopiero… 16 lat.
1-liga.przegladsportowy.pl: Okocimski bliżej spadku.
Okocimski powoli żegna się z pierwszą ligą. Po porażce z GKS-em Katowice 1:4 Okocimski zespół z Brzeska ma nikłe szanse na wydostanie się ze strefy spadkowej.
Wygląda na to, że Okocimski wywiesił białą flagę w walce o utrzymanie. Piłkarze Czesława Palika tracą dystans do bezpiecznego miejsca, a poza tym prezentują się ostatnio kiepsko, zwłaszcza w defensywie. W dwóch ostatnich spotkaniach stracili aż siedem bramek. Poza tym znowu nie potrafili wygrać meczu przed własną publicznością. A GKS imponuje formą, przed tygodniem rozprawił się z Miedzią w Legnicy, teraz rozbił beniaminka.
Losy meczu tak naprawdę rozstrzygnęły się w 20. minucie. Wówczas to, Damian Byrtek sfaulował w polu karnym Denissa Rakelsa, za co arbiter podyktował rzut karny, a stopera Okocimskiego wyrzucił z boiska. Grzegorz Fonfara nie miał problemów, aby pokonać z jedenastu metrów Mieczkowskiego i od tego momentu katowiczanie robili na boisku co chcieli.
Już przed przerwą dobili kompletnie zagubionych gospodarzy, gdy w odstępie dwóch minut strzelili dwa gole. Pewne problemy były z ustaleniem zdobywcy bramki na 3:0. W polu karnym Okocimskiego było ogromne zamieszanie i dopiero w przerwie, po konsultacjach i analizie wideo, przypisano to trafienie Krzysztofowi Wołkowiczowi.
Miejscowych trzeba pochwalić, że do końca walczyli o honorowe trafienie. Dopięli swego w końcówce, gdy po faulu Łukasza Budziłka, Wojciech Wojcieszyński wykorzystał rzut karny.
brzescyfanatycy.pl: Wysoka porażka z GKS Katowice!
Okocimski KS Brzesko przegrywa na własnym stadionie z GKS Katowice aż 4:1. Gospodarze już od 20 minuty grali w osłabieniu po obejrzeniu czerwonego kartoniku przez Damiana Byrtka. Honorowe trafienie dla „Piwoszy” strzelił w 90 minucie z rzutu karnego Wojciech Wojcieszyński. Porażka w dzisiejszym meczy znacznie oddala nas od utrzymania się na zapleczu ekstraklasy.
katowice.naszemiasto.pl: Okocimski – GKS Katowice 1:4. Wysokie zwycięstwo GieKSy
Wysokim zwycięstwem GKS-u zakończyło się spotkanie Okocimskiego Brzesko z GKS-em Katowice. Nasza drużyna wygrała na wyjeździe aż 4:1!
okocimski.com: „Piwosze” skarceni
Okocimski KS Brzesko w ramach 30. kolejki I ligi przegrał z GKS-em Katowice 1:4 (0:3). W 20. minucie z boiska za czerwoną kartkę „wyleciał” Damian Byrtek. Honor „Piwoszy” w samej końcówce uratował Wojciech Wojcieszyński, który okazał się pewnym egzekutorem rzutu karnego. Już w środę kolejne starcie – wyjazdowy mecz z Kolejarzem Stróże.
Koszmar brzeszczan rozpoczął się w 20. minucie, kiedy sędzia podyktował bardzo kontrowersyjną „jedenastkę”. Na domiar złego, czerwoną kartkę otrzymał Damian Byrtek i „Piwosze” przez prawie cały mecz musieli grać w osłabieniu. Dość szczęśliwie rzut karny wykonał Grzegorz Fonfara. Piłka zanim wpadła do siatki, odbiła się jeszcze od słupka. W 31. minucie było już 2:0 dla katowiczan. Indywidualną akcją popisał się Janusz Gancarczyk, minął Dawida Mieczkowskiego i skierował futbolówkę do pustej bramki. Chwilę później było już 3:0, a na listę strzelców wpisał się Krzysztof Wołkowicz. Okocimski starał się odpowiedzieć, ale zarówno Bartosz Flis jak i Wojciech Wojcieszyński uderzali nad poprzeczką.
Na początku drugiej odsłony, „Piwoszy” po dośrodkowaniu z rzutu rożnego dobił kapitan „Gieksy” Adrian Napierała. W 50. minucie w słupek trafił Przemysław Pitry. Wynik mógłby być zdecydowanie wyższy, ale dobrze między słupkami spisywał się Dawid Mieczkowski, broniąc m.in strzały Denissa Rakelsa. Brzeszczanie długo nie potrafili pokonać golkipera katowiczan. Nad poprzeczką główkował Paweł Smółka. Sztuka gospodarzom udała się dopiero w końcówce, kiedy to pewnym egzekutorem rzutu karnego okazał się Wojciech Wojcieszyński. Było to szóste trafienie najskuteczniejszego strzelca Okocimskiego w bieżących rozgrywkach, ale w dzisiejszym starciu gol ten był tylko na otarcie łez.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.




Najnowsze komentarze