Piłka nożna Prasówka
Echa meczu z Podbeskidziem w mediach
W piątek GKS Katowice awansował do 1/8 Pucharu Polski pokonując po dogrywce u siebie, występujące aktualnie w ekstraklasie Podbeskidzie Bielsko Biała 2-1.
Przeczytajcie co o tym meczu pisały media.
slask.sport.pl: GieKSa wyrzuca Podbeskidzie z Pucharu Polski. Zadecydowała dopiero dogrywka!
Choć GKS i Podbeskidzie dzieli różnica jednego poziomu ligowego, to przed meczem trudno było wskazać zdecydowanego faworyta, bo obie drużyny solidarnie nie olśniewały dotąd formą w nowym sezonie. Za „Góralami” zdecydowanie przemawiała jedynie najnowsza historia. Gdy Podbeskidzie po raz ostatni grało w Katowicach, zdemolowało GieKSę aż 6:1. To było największe upokorzenie w historii GKS-u.
Gospodarze w dobrym stylu rozpoczęli mecz i szybko mieli okazję do objęcia prowadzenia. Janusz Gancarczyk trafił jednak z rzutu karnego w słupek. A jeszcze niedawno na Bukowej widziano w nim piłkarza, który odczaruje koszmar niewykorzystanych jedenastek.
Spotkanie toczyło się w niezłym tempie i obfitowało w wiele ciekawych sytuacji. Wszystko dlatego, że obie ekipy zdecydowanie postawiły na atak. Naprawdę ciekawie na Bukowej zrobiło się w samej końcówce spotkania. Wielkie emocje wzbudziła decyzja sędziego Mariusza Złotka, który wyrzucił z boiska Franka Adu Kwame i podyktował kolejnego karnego dla GKS-u. Okoliczności były dość zaskakujące, bo Podbeskidzie akurat przeprowadzało akcję w… środku boiska. Arbiter postanowił jednak nagle wrócić do wcześniejszego starcia pod bramką „Górali”. – Po tym, jak walczyliśmy o główkę, Frank nagle się odwrócił i uderzył mi łokciem w twarz. Karny był ewidentny – wyjaśnił Sławomir Duda. Po drugim karnym emocje u gości były tak duże, że trener Czesław Michniewicz został odesłany na trybuny. Gdy jedenastkę zamienił na gola Duda, wydawało się, że katowiczanie mają awans w kieszeni. Tyle że po chwili Podbeskidzie zdołało wyrównać po strzale głową Błażeja Telichowskiego.
Sędzia musiał zarządzić dogrywkę, w której spotkanie jeszcze bardziej nabrało kolorów. Decydujący cios zadali w niej katowiczanie. Bohaterem GKS-u został Przemysław Pitry, który pokonał bramkarza rywali pięknym strzałem głową. To wcale nie był jednak koniec emocji, bo przed końcowym gwizdkiem pod obiema bramkami kilka razy jeszcze się zakotłowało.
W kolejnej rundzie Pucharu Polski GKS zmierzy się ze zwycięzcą meczu Pogoń Szczecin – Zawisza Bydgoszcz.
sportowefakty.pl: PP: Dreszczowiec przy Bukowej – relacja z meczu GKS Katowice – Podbeskidzie Bielsko-Biała
GKS Katowice pokusił się o niespodziankę w meczu 1/16 finału Pucharu Polski, eliminując z rozgrywek występujące w T-Mobile Ekstraklasie Podbeskidzie Bielsko-Biała.
Mecz z Podbeskidziem Bielsko-Biała był dla GKS-u Katowice pierwszym od pięciu lat występem w 1/16 finału Pucharu Polski. Wówczas po pasjonującej potyczce drużyna z Bukowej ustąpiła w Śląskim Klasyku Górnikowi Zabrze (3:4). Piątkowa potyczka nawiązała do tego spotkania.
Długimi fragmentami spotkanie stało na bardzo wyrównanym poziomie. Żadna z drużyn nie była w stanie zdominować rywala, a sytuacje bramkowe kibice oglądali pod jedną i pod drugą bramką. Po żadnej z nich jednak piłka nie wpadła do siatki.
Najlepszą okazję strzelecką w pierwszej połowie miała GieKSa, która w 10. minucie wywalczyła rzut karny po faulu Ladislava Rybansky’ego na Januszu Gancarczyku. Skrzydłowego katowiczan świetnym podaniem obsłużył Przemysław Pitry, a ten wpadł z piłką w pole karne i „dziubnął” futbolówkę przed wychodzącym z bramki Słowakiem, który ratując się przed utratą gola podciął piłkarza gospodarzy.
Do ustawionej na „wapnie” futbolówki podszedł „Garniol”, ale zamiast do siatki trafił w słupek bielskiej bramki.
Podbeskidzie zwęszyło w tym swoją szansę i starało się prowadzić grę, zaś GKS skupiał się na groźnych kontrach. Zawodnicy obu drużyn mieli jednak spore problemy z wykańczaniem akcji, a jak już piłka leciała w światło bramki, to dobrze interweniowali bramkarze.
Spotkanie ożywić zdecydował się na kwadrans przed końcem regulaminowego czasu gry sędzia Mariusz Złotek, który po rzucie rożnym dla katowiczan najpierw puścił groźnie wyglądającą kontrę bielszczan, by po chwili ją przerwać i po konsultacji z arbitrem wyrzucić z boiska Franka Adu Kwame i ku powszechnemu zdumieniu trybun podyktować rzut karny dla gospodarzy. Oberwało się też trenerowi Górali Czesławowi Michniewiczowi, który został odesłany na trybuny.
Dopiero po końcowym gwizdku sędziego okazało się, że Ghańczyk bezpardonowo potraktował łokciem pomocnika GKS-u Sławomira Dudę, który doznał rozcięcia skóry pod lewym okiem. Do piłki ustawionej na „11” podszedł sam poszkodowany i wyprowadził gospodarzy na prowadzenie.
Radość katowickiej drużyny trwała jednak krótko. Po kilkudziesięciu sekundach do wyrównania doprowadził Błażej Telichowski, wykorzystując dogranie Adama Deji z rzutu wolnego.
Losy awansu rozstrzygnąć musiała dogrywka. Tam już zdecydowanie lepsi okazali się być gracze GieKSy, którzy tuż przed gwizdkiem kończącym pierwszą część doliczonego czasu za sprawą trafienia Pitrego wyszła na prowadzenie. Chwilę później gości powinien dobić Kamil Cholerzyński, który po zagraniu Rafała Figiela stanął oko w oko z Rybanskym, ale uderzył wysoko nad poprzeczką.
sport.interia.pl: PP: GKS Katowice – Podbeskidzie 2-1 po dogrywce
Już w 10. minucie rzutu karnego dla GKS-u nie wykorzystał Janusz Gancarczyk, który trafił w słupek.
Na kolejne większe emocje kibice czekali aż do 72. minuty. Frank Adu Kwame zdaniem sędziego faulował rywala w polu karnym, za co wyleciał z boiska, a gospodarze nie zmarnowali kolejnej jedenastki. Skutecznym egzekutorem był Sławomir Duda.
Po pierwszej bramce i czerwonej kartce protestujący trener Podbeskidzia Czesław Michniewicz został przez sędziego wysłany na trybuny.
Goście szybko wyrównali po główce Błażeja Telichowskiego.
Remis oznaczał dogrywkę, a w niej decydujący cios zadali pierwszoligowcy. Dośrodkowanie z prawej strony zamienił na gola strzałem głową Przemysław Pitry.
Rywalem GKS-u Katowice w 1/8 finału będzie zwycięzca rywalizacji pomiędzy Zawiszą Bydgoszcz i Pogonią Szczecin.
eurosport.onet.pl: Puchar Polski: GKS Katowice wyeliminował Podbeskidzie Bielsko-Biała
W dziewiątej minucie GKS mógł wyjść na prowadzenie, ale Gancarczyk nie wykorzystał rzutu karnego. W 70. minucie fatalnie zachował się Adu Kwame, który sfaulował rywala w „szesnastce” i otrzymał czerwoną kartkę. „Jedenastkę” na bramkę zamienił Duda, lecz GKS cieszył się z prowadzenia krótko. Pięć minut później Telichowski pokonał strzałem głową Budziłka i doprowadził do remisu.
W dogrywce osłabione Podbeskidzie było tylko tłem dla pierwszoligowca. W 105. minucie Pitry pokonał Rybansky’ego i dał awans GKS-owi. Jego rywalem w 1/8 finału będzie zwycięzca pary Pogoń Szczecin – Zawisza Bydgoszcz.
tspodbeskidzie.pl: Przegrana ze skandalem w tle
Całe spotkanie bielszczanie rozpoczęli z „wysokiego C”. Akcja za akcją, strzał za strzałem. Wszyscy myśleli, że bramka otwierająca wynik spotkania to tylko kwestia czasu, lecz nic nie chciało wpaść. W 10 minucie z kontratakiem wyszli piłkarze GKSu, Janusz Gancarczyk minął obrońców i zatrzymał się dopiero na rękach słowackiego golkipera Podbeskidzia. Sędzia bez wahania wskazał „na wapno” i Gancarczyk stanął przed szansą otworzenia wyniku. Zawodnik gospodarzy wziął długi rozbieg i trafił …w słupek! Po tej sytuacji gra się wyrównała. Najaktywniejsi w drużynie Podbeskidzia byli bez wątpienia Chmiel i Wodecki, którzy kreowali całą grę ofensywną. Obie drużyny grały „cios za cios”. Na strzały GKSu szybko odpowiadali Górale, a na groźne akcje bielszczan, katowiczanie odpłacali tym samym. W końcówce pierwszej połowy ewidentnie faulowany w polu karnym gospodarzy był Damian Chmiel, lecz sędzia nie odważył się zagwizdać przewinienia. W drugich 45 minutach tempo nieco spadło. Piłkarze nadal starali się zdobyć bramkę, ale bez skutku. Dziwne sytuacje, głównie za sprawą arbitra zaczęły dziać się w 73 minucie. Po rzucie rożnym GKSu kontratak wyprowadzali gracze Podbeskidzia. Po zakończonej strzałem akcji, sędzia wrócił pod nasze pole karne – wyciągnął czerwoną kartkę dla Adu, wyrzucił na trybuny Czesława Michniewicza i zarządził rzut karny dla gospodarzy. Tym razem wykonawcą stałego fragmentu gry był Duda i wykończył go pewnie. Mieliśmy 1:0. Podbeskidzie po stracie gracza paradoksalnie zaczęło grać lepiej co doprowadziło do wyrównania. Z rzutu wolnego dośrodkował Adam Deja, na piłkę odpowiednio nabiegł Błażej Telichowski i obrońca Górali mógł cieszyć się z wyrównania. Takim wynikiem zakończył się regulaminowy czas gry. W 104 minucie miała miejsce kluczowa akcja meczu. Przemysław Pitry, który zdaniem wszystkich znajdował się na pozycji spalonej. No właśnie wszystkich prócz sędziego asystenta – otrzymał piłkę „na czoło” i pokonał Rybanskiego. GKS Katowice zwyciężył, ale ze skandalem w tle. Tak czy inaczej do kolejnej rundy przechodzą gospodarze, a Podbeskidzie odpada w 1/16 finału Pucharu Polski.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.




Najnowsze komentarze