Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

Echa meczu z Tychami w mediach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Choć GKS Katowice prowadził 1-0 i od 69 minuty grał z przewagą jednego zawodnika, uległ tyskiemu GKS-owi 1-3. Była to pierwsza porażka GieKSy z Tyszanami od 1977 roku.
Jak mecz ten opisały media?
Przeczytajcie.

gkskatowice.eu: Derby przegrane

Spotkanie lepiej zacząć się dla katowiczan nie mogło. Już w 4. minucie w pole karne wpadł z prawej strony Kamil Cholerzyński i pewnym strzałem w długi róg niespodziewanie szybko dał prowadzenie swojej drużynie. Katowicka GieKSa grała odważnie, stwarzała zagrożenie pod bramką i nie pozwalała na wiele swoim przeciwnikom. – Moja bramka dała nam prowadzenie, ale nie cieszy, bo chyba za szybko uwierzyliśmy, że mecz jest pod kontrolą i rywale zaczęli nas coraz bardziej naciskać – stwierdził popularny „Kufel”.
(…)
Podopieczni trenera Kazimierza Moskala najwyraźniej zostawili koncentrację w szatni. Obrońcy pozwalali rywalom na coraz więcej. Jeszcze w sytuacji sam na sam przestrzelił w polu karnym Dawid Dzięgielewski, ale chwilę później po stałym fragmencie gry wyrównał 5 minut po zmianie stron strzałem z najbliższej odległości Ivica Zunić. Ekipie z Bukowej nie pomogła nawet czerwona kartka dla rywali za faul na Grzegorzu Fonfarze. Niewytłumaczalne błędy w polu karnym sprawiły, że gospodarze dołożyli jeszcze dwie bramki i to oni mogli cieszyć się z zasłużonego zwycięstwa.
(…)
Było to pierwsze zwycięstwo tyszan od 36 lat z katowickim rywalem zza miedzy.

1-liga.przegladsportowy.pl: I liga: Wicelider traci punkty w derbach

Mecz nie mógł się lepiej rozpocząć dla gości. Pierwsza groźna sytuacja zakończyła się bramką dla katowiczan. Grzegorz Fonfara zagrał do Kamila Cholerzyńskiego, a ten pewnym strzałem dał prowadzenie GieKSie.
(…)
Nadzieją na wygranie niedzielnego meczu dla gości miała być gra w przewadze, po tym jak skrzydłowy tyszan Daniel Mąka zobaczył czerwoną kartkę. Osłabienie pomogło jednak gospodarzom, którzy niespodziewanie zadali decydujący cios. Damian Szczęsny będąc sam przed bramkarzem GieKsy nie miał problemów ze zdobyciem bramki. W doliczonym czasie gry po raz drugi gola strzelił Zunić.

slask.sport.pl: Doktor Jekyll i pan Hyde zawładnęli śląskimi derbami. Co za wyczyn GKS-u Tychy!

Właściwie pierwsza groźna akcja drużyny gości przyniosła im prowadzenie. Daniel Mąka zdołał jeszcze zablokować strzał Grzegorza Fonfary sprzed szesnastego metra, ale piłka i tak wtoczyła się w pole karne. Tak pechowo, że wprost pod nogi Kamila Cholerzyńskiego. Pomocnik GieKSy uderzył mocno i precyzyjnie, a potem prowokacyjnie podbiegł pod sektor, który zajmowali fani GKS-u Tychy i ostentacyjnie nastawił ucha.
W ten sposób Cholerzyński chciał utrzeć nosa sympatykom tyskiego klubu, którzy początek meczu poświęcili głównie na lżenie lokalnego rywala.
(…)
Po przerwie na boisko wyszedł inny GKS Tychy. Szybciej, składniej, a przede wszystkim do końca! Już po kilku minutach gry był remis. Rzut wolny dobrze wykonał Daniel Mąka. Pomocnik GKS-u mocno wstrzelił piłkę w pole karne, na którą mocno wbiegli Zunić i Marcel Gąsior. Bilard po piszczelach to było za dużo nawet, jak na refleks Budziłka.
Tyszanie pulsowali energią, której nie osłabiła nawet strata zawodnika. W 69. minucie Mąka bezmyślnie sfaulował w środku pola
Grzegorza Fonfarę i został wyrzucony z boiska. Tymczasem już trzy minuty później było 2:1. Zaczęło się od mocnego wyrzutu piłki z autu przez Mateusza Mączyńskiego, w polu bramkowym podanie przedłużył Paweł Smółka, a Damian Szczęsny z bliska dopełnił dzieła. No i potem jeszcze ten gol Zunicia – po mistrzowskim rozklepaniu defensywy rywala.

slask.sport.pl: GKS Tychy wygrywa po 36 latach przerwy! „Przeszedłem do historii”

– No to przeszedłem do historii. Ja i mój zespół – uśmiechał się Jan Żurek, trener tyskiej drużyny. – Źle się dla nas ułożyło to spotkanie. Nie wiem kto, ale popełniliśmy błąd, który kosztował nas szybką stratę bramki. Zespół źle zareagował. Nie wiedzieliśmy, co mamy grać. Dokonałem zmian. Zmodyfikowałem w przerwie taktykę i zaczęło to wyglądać lepiej. Ważna była bramka na wyrównanie. Ważna była dyscyplina. Przed nami jeszcze wiele pracy, ale teraz cieszymy się z ważnej wygranej w derbowym meczu. Na początku tygodnia śmiałem się do zawodników, że jeżeli wygrają, to mają dodatkowy dzień wolnego. Słowo się rzekło – mówił Żurek. Kazimierz Moskal, trener GKS-u Katowic, był dla odmiany w podłym humorze. – Nie mam słów, by określić to, co się stało. Jest mi wstyd. Za szybko uwierzyliśmy, że mamy ten mecz pod kontrolą. Za szybko uwierzyliśmy też chyba, że będziemy walczyć o ekstraklasę. Przed nami wciąż dużo pracy. Jestem zdegustowany. Trudno zrozumieć to, co stało się po przerwie – komentował.

dziennikzachodni.pl: GKS Tychy – GKS Katowice 3:1. Przerwana seria GieKSy

Katowiczanie prowadzili już od czwartej minuty.
Po rzucie rożnym strzał Grzegorza Fonfary z 16 metrów został zablokowany, ale piłka trafiła w pole karne do Kamila Cholerzyńskiego, który strzałem w długi róg pokonał Marka Igaza.
Strzelec bramki dla GieKSy pobiegł w kierunku fanów tyszan i ostentacyjnie nastawił ucha, ponieważ chwilę wcześniej kibice obrażali klub z Bukowej. Po kilku minutach obrażali też Cholerzyńskiego.
(…)
W 69. minucie Daniel Mąka sfaulował na środku boiska Grzegorza Fonfarę i sędzia ocenił ten wślizg na czerwoną kartkę. Trzy minuty później to osłabieni gospodarze strzelili gola! Paweł Smółka wygrał walkę o główkę w polu karnym i Damian Szczęsny pokonał z bliska Budziłka.
Katowiczanie dążyli do wyrównania, ale gospodarze, grając w dziesiątkę, skutecznie się bronili, a w doliczonym czasie po kontrze strzelili jeszcze jedną bramkę.

sportowefakty.pl: Derby dla tyszan

Od 68. minuty gospodarze musieli grać w osłabieniu. Za brutalne wejście w Fonfarę z boiska wyrzucony został Mąka. Po chwili na prowadzenie wyszli… tyszanie. Po wrzucie z autu, piłka została przedłużona przez Pawła Smółkę, a Damian Szczęsny z pięciu metrów wbił ją do siatki.
Strata gola sprawiła, że goście postawili wszystko na jedną kartę, ale w końcowych minutach stworzyli sobie zaledwie jedną dogodną okazję na wyrównanie. W 88. minucie Marek Igaz nogami obronił strzał z pola karnego Michała Zielińskiego.
W doliczonym czasie gry katowiczan dobił Zunić. Tyszanie wyprowadzili groźną kontrę, z bramki wyszedł Budziłek, Patrik Carnota dograł do Chorwata, który mierzonym uderzeniem z siedemnastu metrów umieścił piłkę w bramce załamanych graczy wicelidera 1. ligi.

gkstychy.info: Derby są nasze!

GKS Tychy odniósł pierwsze od 36 lat zwycięstwo z lokalnym rywalem, GKS Katowice! W meczu 16. kolejki I ligi, podopieczni Jana Żurka wygrali z katowiczanami 3:1 po dwóch bramkach Ivicy Żunicia i jednym trafieniu Damiana Szczęsnego.
(…)
Gdy wydawało się, że goście ruszą do ataku i z przewagą jednego zawodnika będą dążyli do zdobycia zwycięskiej bramki, to od 71. minuty na prowadzeniu byli już tyszanie. Mateusz Mączyński długim wyrzutem piłki z autu podał do Pawła Smółki, ten przedłużył ją głową do zamykającego akcję Damiana Szczęsnego, który dał ogromną radość kibicom zgromadzonym w Jaworznie.
Katowiczanie w ostatnich minutach prowadzili grę, ale oprócz okazji z 88. minuty, kiedy to strzał Michała Zielińskiego nogami sparował Igaz, nie zagrozili bramce GKS. „Trójkolorowi” rezultat meczu ustalili w doliczonym czasie gry. Patrik Czarnota przytomnie wycofał piłkę do Żunicia, a ten zdobył swojego drugiego gola w tym spotkaniu, stając się niewątpliwym bohaterem derbowego pojedynku, który przeszedł do historii. Tyszanie pokonali bowiem GieKSę po raz pierwszy od 1977 roku!

sportslaski.pl: GKS Tychy – GKS Katowice 3-1. Tyszanie wrócili do gry po przerwie

Wydarzenie
GKS Tychy po słabej w swoim wykonaniu pierwszej połowie schodził do szatni z jednobramkową stratą. Po przerwie gospodarze rzucili się do odrabiania strat i nawet czerwona kartka dla Daniela Mąki, który wyprostowaną nogą zaatakował wślizgiem kolano Grzegorza Fonfary nie przeszkodziła tyszanom w zdobyciu dwóch kolejnych bramek, czym gracze GKS-u przypieczętowali derbowe zwycięstwo.

Bohater
W zwycięskiej ekipie można wskazać dwóch ojców zwycięstwa tyszan. Nie wiadomo jakich, ale na pewno środków skutecznych w przerwie użył trener Jan Żurek, który odmienił w kwadrans oblicze swojego zespołu. Krótko po przerwie GKS zdołał wyrównać, a potem – grając już w osłabieniu – jeszcze dwukrotnie trafić do bramki Łukasza Budziłka. Z piłkarzy na wyróżnienie zasłużył Ivica Żunić, który trafił dwukrotnie.

Rozczarowanie
Rozczarowani musieli być kibice GieKSy, którzy do przerwy dopisywali swojej drużynie trzy punkty i widzieli katowiczan na czele tabeli I ligi. Drużyna Kazimierza Moskala w drugiej połowie bowiem stanęła i nie była w stanie realnie zagrozić bramce Marka Igaza. Najlepszą okazję po zamieszaniu w końcówce zmarnował Michał Zieliński, a krótko po tym trzecią bramkę zdobyli tyszanie.

2×45.com: GKS Tychy w „10” kończy passę GKS Katowice!

Katowiczanie świetnie zaczęli mecz, już w 4. minucie wyszli na prowadzenie dzięki Kamilowi Cholerzyńskiemu, ale później strzelali już tylko gospodarze. Dwukrotnie do siatki trafił Ivica Zunić i raz Damian Szczęsny. Tyszanie w ostatnich pięciu spotkaniach zdobyli 13 punktów. Trener Jan Żurek odmienił ten zespół.

– Bardzo się cieszę, że razem z drużyną przeszedłem do historii. Popełniony błąd na początku spowodował, że mecz ułożył się dla nas nie tak, jak sobie zakładaliśmy. Ważna była jednak bramka dająca wyrównanie, ale także późniejsza dyscyplina w grze. Również ta praca, którą wykonaliśmy, i która teraz przekłada się na wyniki – przyznał Jan Żurek, który na ławce trenerskiej tyszan wyczynia prawdziwe cuda. Co na to Kazimierz Moskal? – Jest mi wstyd za to, co dzisiaj pokazaliśmy. Za szybko uwierzyliśmy, że ten mecz mamy już pod kontrolą, ale przede wszystkim, że jesteśmy tak mocni, by walczyć o Ekstraklasę. Jestem zdegustowany postawą mojego zespołuKatowiczanie świetnie zaczęli mecz, już w 4. minucie wyszli na prowadzenie dzięki Kamilowi Cholerzyńskiemu, ale później strzelali już tylko gospodarze. Dwukrotnie do siatki trafił Ivica Zunić i raz Damian Szczęsny. Tyszanie w ostatnich pięciu spotkaniach zdobyli 13 punktów. Trener Jan Żurek odmienił ten zespół.



Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.

Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.

Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.

Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.

Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.

Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.

Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.

Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂

Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.

Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.

Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.

Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga