Piłka nożna Prasówka
Echa meczu ze Stomilem w mediach
GieKSa pokonała u siebie Stomil Olsztyn 2-1 (0-1). TWIERDZA BUKOWA nadal pozostaje więc niezdobyta, a katowiczanie zrównali się punktami z GKS Bełchatów pozostając jednak na drugim miejscu w tabeli pierwszej ligi.
Jak ten mecz opisały media?
Przeczytajcie.
gkskatowice.eu: Odprawili olsztynian bez punktów
Niewykorzystane sytuacje zemściły się. Po jednej z nielicznych akcji gości Grzegorz Lech wpadł w pole karne, otrzymał podanie z prawej strony. Obrońcy gospodarzy nie upilnowali go i spokojnie mógł uderzyć. Zrobił to precyzyjnie, pod poprzeczkę i goście nieoczekiwanie objęli prowadzenie.
(…)
Wejście Grzegorza Goncerza ożywiło poczynania GieKSy. Najpierw w 71. minucie wykorzystał błąd obrońców i nie spudłował w sytuacji sam na sam, co dodało skrzydeł katowiczanom.Olsztynianie zostali totalnie zdominowani. Rozstrzygające trafienie padło w doliczonym czasie gry. Skutecznością i refleksem popisał się w polu karnym ponownie popularny „Gonzo”, uderzył w zamieszaniu podbramkowym i noga mu nie zadrżała. Stał się dzisiaj bohaterem Bukowej.
slask.sport.pl: Euforia na Bukowej. GKS Katowice w ostatnich sekundach zgniótł Stomil Olsztyn
Z czasem przewaga GieKSy zaczęła być wręcz przygniatająca, a pod bramką Stomilu bez przerwy się kotłowało. Wyrównujący gol wisiał w powietrzu i w końcu rzeczywiście padł. Jego autorem był Grzegorz Goncerz, który popisał się potężnym strzałem z pola karnego.
Gospodarze do końca ambitnie walczyli o wygraną, ale gdy wymarzonej okazji do zdobycia gola nie wykorzystał Janusz Gancarczyk, wydawało się, że mecz musi zakończyć się remisem.
Jednak w doliczonym czasie gry GKS zerwał się do jeszcze jednego ataku, który zakończył się drugim golem Goncerza.
sport.slask.pl: 1. liga piłkarska. GKS Katowice dogonił lidera
Drużyna z Górnego Śląska spisuje się bowiem znakomicie na swoim obiekcie – w siedmiu poprzednich meczach tego sezonu zanotowała sześć zwycięstw i jeden remis.
W sobotę podtrzymała tę passę, choć zwycięstwo nie przyszło łatwo. Do przerwy przegrywała bowiem po golu znanego z występów w ekstraklasie Grzegorza Lecha. Wyrównał dopiero w 72. minucie wprowadzony chwilę wcześniej na boisko Grzegorz Goncerz, który zresztą okazał się absolutnym bohaterem swojego zespołu. W doliczonym czasie gry strzelił bowiem drugiego gola.
slask.sport.pl: Katowicki „Hamsik” wprawił w euforię kibiców GieKSy
Goncerz pojawił się na boisku dopiero w drugiej połowie, ale to on strzelił dwa gole, które dały GKS-owi cenną wygraną. – Punkty wywalczyliśmy po bardzo ciężkiej walce. Cieszę się, że w jakimś stopniu mogłem pomóc drużynie. Stomil, choć jest w dole tabeli, pokazał, że to dobrze zorganizowany zespół – mówił bohater sobotniego spotkania.
Goncerz odniósł się też do żartów kolegów z zespołu, którzy po tym, jak niedawno zaprezentował on nową, bardzo oryginalną fryzurę, nadali mu ksywkę „Hamsik” (odnoszącą się do słowackiego piłkarza Napoli). – Powiedzmy, że ta fryzura to efekt pewnego nieporozumienia w salonie fryzjerskim. Fryzurą goli jednak nie strzelałem – śmiał się Goncerz.
1-liga.przegladsportowy.pl: GKS Katowice wygrał! Gol w 92 minucie!
Goncerz dotychczas nie błyszczał w lidze. W tym sezonie grał rzadko.
Nikt nie był zaskoczony tym, że rozpoczął mecz na ławce rezerwowych.
Wszedł na boisko w 61 minucie i prezentował się znakomicie. Gieksa przegrywała wtedy niespodziewanie 0:1. W 15. minucie miejscowi obrońcy zaspali, a Grzegorz Lech strzałem pod poprzeczkę zdobył gola. Dubler szybko wziął się do roboty. Najpierw wykorzystał fatalny błąd defensywy gości, a w doliczonym czasie gry, gdy wielu zniechęconych kibiców opuszczało stadion zdobył zwycięskiego gola. W zamieszaniu podbramkowym uderzył mocno i piłka zatrzepotała w siatce. Dzięki tej wygranej katowiczanie nadal mogą pochwalić się imponującym bilansem. W tym sezonie zanotowali na Bukowej 7 zwycięstw i remis. W tabeli I ligi plasują się na drugim miejscu, ale GKS Bełchatów wyprzedza ich tylko dzięki lepszemu bilansowi bramek.
dziennikzachodni.pl: GKS Katowice – Stomil Olsztyn: Gol w 92 minucie! GKS Katowice dogonił lidera!
Piłkarze GKS Katowice rozpoczynając mecz ze Stomilem Olsztyn znali już wynik prowadzącego w tabeli GKS Bełchatów. Remis lidera oznaczał, że zespół Kazimierza Moskala stanął przed szansą zrównania się z nim punktami, oczywiście pod warunkiem pokonania olsztynian. Chociaż to goście strzelili gola jako pierwsi to GieKSa osiągnęła cel dzięki dwóm golom zmiennika Grzegorza Goncerza. Piłkarz gospodarz, kttóry okazał się jokerem w talii Kazimierza Moskala, imponował w tym spotykaniu nie tylko skutecznością, ale także nową fryzurą.
sportowefakty.pl: Lider przy Bukowej – relacja z meczu GKS Katowice – Stomil Olsztyn
Mecz dla GieKSy rozpoczął się źle. Po kwadransie gry to goście z Olsztyna otworzyli wynik spotkania. Po dograniu Yasuhiro Kato z lewego skrzydła błąd popełniła katowicka defensywa, a z bliska strzałem pod poprzeczkę do siatki trafił Grzegorz Lech.
(…)
Wynik meczu „Gonzo” doprowadził do wyrównania w 71. minucie gry, kiedy po błędzie obrońcy znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem olsztynian, ładnym technicznym strzałem kierując piłkę do pustej bramki.
Po raz drugi na listę strzelców Goncerz wpisał się już w doliczonym czasie gry drugiej połowy, kiedy w olbrzymim zamieszaniu w polu karnym Stomilu z najbliższej odległości wepchnął piłkę do siatki. Trybuny przy Bukowej oszalały, bo liderem klasyfikacji I ligi na tym etapie rozgrywek GieKSa od swojego powrotu na zaplecze elity jeszcze nie była.
stomil.olsztyn.pl: Stomil wraca z Katowic bez punktów
Gospodarze do wyrównania doprowadzili w 71 minucie. Grzegorz Goncerz wykorzystał błąd Arkadiusza Kopruckiego i w sytuacji sam na sam z Mieczkowskim się nie pomylił.
Ten mecz nie musiał zakończyć się porażką, czy nawet remisem. Przed szansą na strzelenie bramki na 2:1 dla Stomilu stanął Dominik Kun. Olsztyński młodzieżowiec znalazł się sam na sam z bramkarzem i… spudłował.
Zdeterminowany GKS za wszelką cenę dążył do zdobycia bramki na wagę trzech punktów. Ostateczny cios gospodarze zadali w ostatniej akcji meczu. Znowu w roli głównej wystąpił Grzegorz Goncerz, który wykorzystał to, że Kamil Hempel wywrócił się w polu karnym i z bliskiej odległości skierował piłkę do siatki.
dwadozera.pl: ZNOWU BEZ PUNKTÓW NA WYJEŹDZIE. GKS KATOWICE – STOMIL OLSZTYN 2:1
Stomil objął wręcz sensacyjne, ale zasłużone prowadzenie. Podopieczni trenera Adama Łopatki już w kolejnej akcji mogli podwyższyć stan rywalizacji, ale strzał z pierwszej piłki Tomasza Bzdęgi przeleciał wysoko nad poprzeczką. Zdezorientowani gospodarze przez długi okres nie potrafili znaleźć skutecznego sposobu na mądrą grę olsztynian.
(…)
Co nie udało się Stomilowi, bezwzględnie wykorzystali gospodarze. Wprowadzony w drugiej połowie Grzegorz Goncerz, wobec fatalnego kiksu Arkadiusza Kopruckiego nie miał większych problemów z pokonaniem olsztyńskiego bramkarza i zrobiło się 1:1. Dodajmy, że napastnik GKS-u już chwilę wcześniej postraszył gości, strzelając w słupek ich bramki. Po stracie gola to jednak olsztynianie mieli doskonałą sytuację, aby znowu wyjść na prowadzenie.
(…)
O tym, że niewykorzystane sytuację się mszczą bardzo boleśnie piłkarze Stomilu przekonali się w doliczonym czasie gry. W zamieszaniu pod olsztyńską bramką ponownie Grzegorz Goncerz zdobył gola dla swojego zespołu i katowiczanie mogli świętować kolejne ligowe zwycięstwo.
stomilolsztyn.com: Przegrana po zażartej walce.
Jednak dwie minuty później po błędzie naszej obrony, która nie wybiła futbolówki Grzegorz Goncerz zdobył bramkę wyrównującą strzelając z górnej piłki na krótki słupek. Mimo upływu czasu i widocznego zmęczenia, zawodnicy nie zwalniali tempa. Dominik Kun w 77 minucie mógł wyprowadzić nasz zespół na prowadzenie, jednak nieskutecznie przelobował bramkarza gospodarzy i piłkę wybili obrońcy GKS-u. Chwilę potem mieliśmy rzut wolny. Kamil Hempel sprawił niemało problemów Budziłkowi. Strzał w światło bramki, jednak Budziłek popisał się fenomenalną paradą. Dosłownie sekundy po wznowieniu gry przez Budziłka, Janusz Gancarczyk sam przedryblował dwóch naszych obrońców i oddał strzał na bramkę Mieczkowskiego, jednak Dawidowi udało się wyjść z opresji obronną ręką. Naszym „koszmarem” będzie po tym spotkaniu Grzegorz Goncerz, który w doliczonym czasie gry wykorzystał dośrodkowanie z lewej strony boiska i dogranie Pitrego, pokonując Dawida Mieczkowskiego. „Twierdza” przy Bukowej w Katowicach nadal nie jest zdobyta.
Piłka nożna
Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl
Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.
Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.
Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.
Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.
Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.
Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.
Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.
Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂
Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.
Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.
Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.
Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.




Najnowsze komentarze